18:49:00

Prawda o Czerwonym Kapturku… i o bajkach w ogóle.


Nim ją wyjawię to troszkę powspominam, odrobinę poanalizuję (ale bez moralizatorstwa nadętego ;-).
Patrzę na moją najmłodszą córkę i wspominam swoje rodzicielstwo, które po raz pierwszy 42 lata temu się w moim życiu pojawiło i wszystko zmieniło.
Zaczęło się dzieckiem – pierwszym synkiem – sympatycznym początkiem - czymś zupełnie nowym i nieznanym zupełnie – cudem dania największego prezentu – daru życia.
Zupełnie nowe zaczęły targać mną emocje i jak w tyglu mieszała się ciężka praca, odpowiedzialność, zmęczenie, radość, zniechęcenie, śmiech, łzy, zwątpienie, rozżalenie, pokora, nadzieja, zaborczość – mieszanka wszystkiego przyjemnego i trudno wytrzymalnego.

Patrzę na moją córkę …
Patrzę na moją najmłodszą córkę, która za niespełna 3 miesiące skończy 19 lat…
Patrzę i myślę jak niezwykle skomplikowane są rodzicielskie emocje…
Z jednej strony to bycie rodzicem jest jednym z najwspanialszych przeżyć, które może powstać po zaledwie jednej minucie szczęścia, nieopamiętania, namiętności czy zapomnienia … jak kto woli ;-)
A po tej minucie, chwili - przenosi się na całe 40, a może więcej lat …zupełnie inne życie :-)
Z drugiej strony, to jeśli chodzi o mnie to mimo upływu czasu, nie mam ciągle wyrobionej na temat rodzicielstwa odpowiedniej teorii, bo przy czwórce dzieci – jedna wyklucza drugą, trzecia też co innego narzuca... a czwarta do poprzednich nijak nie pasuje.
Gdy teraz nabrałam już kompetencji, to zdają się one niepotrzebne … a jednak (?)

Dzięki dzieciom nauczyłam się wiele … a zwłaszcza dzięki mojej najmłodszej córce, z którą przez to, że urodziłam ją dosyć późno (w wieku 42 lat) macierzyństwo przerobiłam bardziej świadomie, bo nie przesłoniło jej młodość, samozadowolenie, kariera i praca oraz zwalenie obowiązków na drugą osobę. Wychowywałam córkę sama, bo jej tato umarł, gdy miała 2 i pół roku.”Wychowywałam” to złe słowo – byłam z nią, tak jest prawidłowo!

Nie miałam żadnej specjalnej instrukcji do samodzielnej obsługi córki, bez wkładu, bez roli taty – tak jak przy pierwszym synu, córce, drugim synu... W wychowaniu dzieci bowiem nie chodzi o to, żeby postępować doskonale, wyjątkowo, bezbłędnie, ale o to by ogarnąć ten cały chaos i nadać jemu sens. Do tego potrzebni są rodzice. A tu przyszedł moment, że jako samotny rodzic, pojedynczo musiałam wszystkiemu sprostać, a na chaos zupełnie nie mogłam sobie pozwolić.

Czy jestem rodzicem z nazwy, rzeczownikiem nazywanym „mama” czy czasownikiem, który ciągle na rzecz dzieci działa? Nie mnie to oceniać, wszystko zależy od odczuwania tego przez dzieci.
Ale sama wiem na pewno, że... 

To dzięki dzieciom nabyłam doświadczeń, które tłumaczą nie tylko skomplikowane emocje rodzicielskie, ale nauczyły mnie zachowania w zwykłych życiowych sytuacjach.
Od dziecka rozpoczyna się droga, gdy najpierw mamy siebie, potem mamy dziecko i jesteśmy razem - jest nas więcej i odtąd zaczynamy mieć wspólne wyzwanie by pokazywać jak najwięcej, słuchać jak najuważniej, i mówić rozważnie. Bo wychowanie to umiejętność pokazywania siebie w taki sposób by kiedyś być dumnym z umiejętności naśladownictwa naszego dziecka.
Ale nim do tego dojdzie by pęcznieć z dumy lub nie spać z rodzicielskiego niespełnienia …trzeba przejść okres przystosowania ;-))

Mój najstarszy syn nauczył mnie cierpliwości… co pół godziny budził się i cieszył niezmiernie z mojego widoku. Był bardzo towarzyski, zwłaszcza w nocy… do tego jeszcze słuch nadzwyczaj dobry … albo my rodzice za stary tapczan mieli … kiedy tylko słyszał jego skrzypienie od razu dawał znać, że moje miejsce jest przy jego łóżeczku… siedzieć tam mam i wpatrywać w niego jak w obrazek... żadne tam drzemanie... na to też miał oko ;-) Jako młodziutka mamusia (dziewiętnastoletnia) cierpliwa byłam niezmiernie, ale też pospać chciałam, by w dzień również być dobrą żoną ;-) Wkładałam syneczka do wózeczka i jak tylko zakwilił to ja nóżką w wózeczek uderzałam i tak go do snu kołysałam... tyle, że to na krótko było, bo po jednym desperackim akcie gdy przytuliłam go w swoim łóżeczku (bo nóżka już siły nie miała), to jemu się tak spodobało, że swojego miejsca do spanka zupełnie nie uznawał. Pan mój – synek ukochany zawładnął mną całą i odtąd wiedziałam co oznacza uzurpowanie sobie prawa. Taka to była nauka, rzekłabym bardzo autorytatywna.

Młodszy wprawdzie nie był towarzyski, ale wiecznie głodny i pierwsze słowo jakie powiedział to było mlemo (w tłumaczeniu: mleko) i jak tylko zaczął mówić to mlema wołał co noc, po kilka razy... później zmienił na „mamucia! kiebasy! Prose!” (jaki kulturalny;-)) Starsza córeczka „piś i jeś” wołała namiętnie i jak mantrę od chwili przebudzenia powtarzała, choć w nocy spała spokojnie.  Zaraz od urodzenia jej zapowiedziałam: nie ze mną te numery, noc jest od spania i gdy tylko próbowała jakieś nocne szemrania - kładłam poduszkę na głowę (swoją oczywiście;-) włączałam płytę z aktualnym przebojem, i udawałam... że nie ma mnie - po prostu... jest tylko muzyka. W ten to okrutny (być może sposób) nauczyłam się asertywności (a córcię muzykalności :).

Biegania, a raczej stosowania uników nauczył mnie synek goniący za mną z drewnianą ryczką, okrzykiem nie znoszącym sprzeciwu: maynsia (mamusia) tu siad, midłka (w domyśle mleka) daj! Najmłodsza była od pierwszego dnia bardzo poukładana i od razu wiedziała kto tu rządzi... skąd by miała mieć tę wiedzę ;-) jeśli nie od wrodzonej inteligencji;-))) spała od rana do wieczora. A jak zaczęła tylko przebierać nóżkami to od razu brała ze sobą podusię i na komendę zasypiała – tak działa perswazja :-)... po poprzedniej trójce stosowanie jej doskonale wytrenowałam.

Początki są trudne wszędzie, bycia rodzicem nigdzie nie uczą... do tego trzeba dorosnąć i w miarę szybko być magistrem, później doktorem a najlepiej od razu profesorem w tej dziedzinie, bo im szybciej, tym lepiej w innych aspektach życia zaczniemy dawać sobie radę.. Taka szkoła przydaje się na całe życie. 
I teraz wiem..................

Ma prawo  brakować nam czasu na różne zajęcia (nie wnikam jakie), ale brak czasu dla dziecka, uważanie go za głupszego od siebie człowieka (dzieci nie są głupie tylko niedoświadczone), nie słuchanie, tylko wymądrzanie się – to się szybko zemści na nas. Sposób w jaki zwracamy się do siebie, ton głosu, słowa jakich używamy, poczucie humoru, atmosfera jaką wytwarzamy  - to wszystko za chwilę odnajdziemy w naszym dziecku.

Niby dzieci nas nie słuchają, ale naśladują wiernie i tego trzeba być świadomym... pamiętając, że nie mamy prawa oczekiwać by dziecko spełniało nasze marzenia, by było nami – ono jest odrębną, tożsamą jednostką i ma być sobą. Ma mieć swoje motywacje i za nimi dążyć.

Rodzice mogą dawać rady, wskazywać ścieżki, pokazywać rozwiązania, ale ostateczny kształt charakteru człowieka i droga, którą wybierze należy wyłącznie do niego. I nic rodzicom do tego! Mogą wspierać swoje pociechy, dodawać im otuchy, wzmacniać, pokazywać błędy, nieraz okazywać niezadowolenie, nie przyzwalać na coś – ale to są ludzie odrębni i jeśli ich pesel wskazuje na to, że są dorośli to tym bardziej nie możemy ich w niczym ograniczać. Ich wybór i wola – za nie będą samodzielnie rozliczani. Co w dalszym ciągu nie przeszkadza byśmy wskazywali, wskazywali i swoją postawą namawiali do ewentualnego przewartościowania ich decyzji.

Przychodzi moment, że córeczka jest już na tyle na duża, że może wyjść spod kontroli mamusi i pomóc swojej chorej babci. Przez rodzicielkę swą jest uprzedzona, że świat zewnętrzny nie jest łagodny i niesie za sobą wiele niebezpieczeństw. I odwaga dziewczyny by go poznać, zaspokoić swoje zaciekawienie musi iść w parze z rozsądkiem i rozwagą. Tu rodzicielska przestroga ma nie tyle przestraszyć dziewczynę przed czającymi się w lesie niebezpieczeństwami, ale uprzytomnić jej w jasny sposób istniejące zagrożenia... na przykład napotkania przystojnego wilka. Tu Czerwony Kapturek musi wybrać między przyjemnością, a powinnością... i jakim podszeptom ulegnie młoda, ciekawa świata osoba (?). Jest młoda i niczego się nie boi, nie spodziewa niczego złego... cóż tam rodzice, w takich chwilach chłonie się radość z kolorów i zapachów, i nie liczy z niczym, i nikim.

Nie chciał Czerwony Kapturek widzieć, że są źli ludzie i wilki drapieżne... dopiero gdy doświadczył tego o czym wszyscy wiedzą, wtedy to właśnie sobie powiedział: że nigdy nie zejdzie z dobrze przez mamę obranej drogi i nie pobiegnie wbrew zakazowi w las, który same nieszczęścia kryje... i wtedy będzie dobrze! A po tym dobrze to (?), to co jest? O tym się w bajkach nie mówi. I to jest największy błąd rodzicielski, że nie potrafimy dzieciom uczciwie, od samego początku powiedzieć, że: Czerwony Kapturek też kiedyś będzie babcią cierpiącą na artretyzm, wilk najprzystojniejszy – jeśli myśliwego nie trafi go kulka, to i tak w końcu straci zęby i wylinieje mu futro. A myśliwy dojdzie do tego wieku, że może pomylić sikorkę z jastrzębiem... 

Świat widziany oczyma dziecka jest zupełnie inny: tato to Mikołaj zapewniający w domu wszystko, a mama to wróżka z czarodziejską pałeczką, która zaradzi wszystkiemu... aż przychodzi moment przetarcia oczek i się okazuje, że to bajka wymyślona. Rzeczywistość jest inna zupełnie, oderwana od iluzji, że wszystko jest dobre, łatwe i piękne. Dzieci szybko się przekonują, że na wszystko trzeba sobie zasłużyć i zarobić, co jeszcze gorsze...takie rozeznanie zupełnie zmienia odczuwanie ich życia, zmienia perspektywę patrzenia.... i wtedy albo następuje zdumiewające odkrycie, że bajki nie mają zakończenia i miłość do rodziców zamieniają w twarde osądzenia. Chyba, że w porę przychodzi satysfakcjonujące wyjaśnienie … Jeśli nie – stracimy szacunek, a dzieci nigdy nie poznają jego wagi w odniesieniu też do innych osób. Oderwanie od rzeczywistości od pierwszych dni życia małego człowieka może być dla niego bardzo zgubne, chociaż w zamierzeniu miało być ochronne. I dlatego trzeba umieć nauczyć dzieci też milczenia i rozumienia, że „żyli długo i szczęśliwie” to nie jest koniec bajki, ani życie tak się nie kończy…. wszystko jest nieco inaczej. Życie nie stoi w wygodnym miejscu.

Taka jest prawda o Czerwonym Kapturku, postaci, o której nigdy nie czytałam mojej najmłodszej córce, ale sens jej dokładnie wyłożyłam :-) …. "Lato leśnych ludzi", "Nad Niemnem", "Ania z Zielonego Wzgórza" – to były jej książki, gdy jeszcze ledwo co mówić umiała … Dzięki prawdzie o Czerwonym Kapturku szybko zrozumiała, że wszystko, absolutnie wszystko jest w jej rękach, a czego sięgnąć nie może, to i tak sama musi znaleźć sposób by zdobyć to co poza jej zasięgiem… bo czas bycia słodką, naiwną  dzieweczką jest krótki.

Od niej nauczyłam się, że można cieszyć się bez powodu, trzeba wierzyć w siebie, robić to co się mówi, a nie mówić dla samego mówienia, być konsekwentnym, ale umieć zmienić zdanie by nie zatracić sensu działania tylko dla trzymania się zasad pod publiczkę, nie deptać przekonań innych, mieć szacunek dla sprzeczności, przykre konsekwencje wyborów to nie koniec świata tylko kolejna nauka, jeśli ktoś się topi nie należy go w tym momencie uczyć pływania, tylko ratować i wskazać inny model postępowania...ciągle coś robić i wszystkiego wymagać ze wszystkich sił własnych, nie patrzeć na innych – robić swoje, nie pokazywać, udawać swojej doskonałości, nie ukrywać błędów... nie oczekiwać wzajemności... cieszyć się drobiazgami... że przeszłość gdy boli, to nie należy od niej uciekać tylko wyciągać wnioski i dalej żyć z jeszcze większą radością...

Póki takie dziecko ma się przy sobie … mądrość nie odchodzi, mogę odkrywać ją na nowo i cieszyć, że jestem rodzicem, dzięki któremu (być może) taki po świecie chodzi człowiek i dzięki niemu jest mi tak dobrze.

A bajki? Bajki są potrzebne i niosą przesłania przeróżne tylko trzeba umieć je odpowiednio odczytać i wtedy czerpać z nich inspiracje.








58 komentarzy:

  1. Przeczytałam z ciekawością i z uśmiechem. Chyba mogłabyś już dostać tytuł profesorski z umiejętnosci wychowawczych uzyskanych dzięki swoim czworgu dzieciom!:-) Masz ciekawe wspomnienia i chyba w sam raz empatii i zdrowego egoizmu w sobie. Tak przynajmniej wynika z Twego tekstu.
    Interpretacja znaczeń zawartych w Czerwonym Kapturku bardzo przypadła mi do gustu. Czytam teraz ksiażkę też takimi ukrytymi znaczeniami w literaturze, mitach i kulturze sie zajmującą. To "Biegnąca z wilkami" Rzecz warta przeczytania.
    Pozdrawiam Cie serdecznie!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowa i bardzo serdecznie pozdrawiam,a "Biegnącą z wilkami" chętnie przeczytam... Dzięki!:-))

      Usuń
  2. Teraz na wnukach wykorzystaj te umiejętności :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Ci za ten post. Jako mama dwóch małych kobietek, dużo się od nich uczę... i jeszcze niejedno przed nami! :)
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję wdzięcznie za Twoje dobre słowa:-) Buziaczki dla Ciebie i dziewczątek:-))

      Usuń
  4. Pięknie piszesz. Przez swoje doświadczenia jesteś inspirująca.Wygladasz pozytywnie i bardzo ładnie (:

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też przeczytałam z wielką ciekawością:)))sama mam dwoje już dorosłych dzieci i podobnie jak Ty wiele się od nich uczę:))jak zawsze ślicznie wyglądasz:))fajny pomysł na założenie dwóch szalików:))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Reniu za dobre słowa ... z szalikami często kombinuję dodając gładki do wzorzystego ale w harmonii kolorystycznej:-) Ściskam gorąco:-)

      Usuń
  6. Miałam sie odnieść do tematu, choć trudno mi się wywiedać w tej kwetstii, ale Kochana , ależ Ty jesteś rozciągnięta :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha ,ha ... ależ wesoło było na tej sesji... dzięki serdeczne i pozdrawiam gorąco:-))

      Usuń
  7. Ile dzieci, tyle doświadczeń. My staramy się przygotować je do życia ale też sami uczymy się przeróżnych rzeczy :) Dobrze napisane. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za zrozumienie ... chociaż w kwestii dzieci nic nie jest do końca przesądzone, one tak potrafią zaskoczyć ... Pozdrawiam gorąco:-))

      Usuń
  8. Witaj Dorotka.
    Wpis życiowy i z wielką przyjemnością go przeczytałam :)
    Jako mama dorosłych dzieci myślę sobie, że zrobiłam to, co umiałam w danej chwili, by wszystko miało swój chociaż mały porządek... po latach mogę stwierdzić, że... fajnie być rodzicem dorosłych dzieci, dałam jakoś radę :) I daję do teraz...
    Buziaki gwiazdko piękna. Wspaniale się Ciebie czyta i ogląda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wdzięczne za Twoje serdeczne i dobre słowa ... fajnie być rodzicem, chociaż jak we wszystkim ... [po czasie się myśli, że zrobiło się coś źle, albo za mało, albo zupełnie inaczej ... nie da się tego nauczyć i odrobić w odpowiedni sposób ... rodzicielstwo jest trudne - tak czy owak:-)Mocno ściskam:-))

      Usuń
  9. Nie tylko pięknie, wzruszająco i mądrze. Nie mogłam się oderwać od czytania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi z tego powodu bardzo miło ... uśmiecham się dla Ciebie teraz , w tej chwili - specjalnie:-)))

      Usuń
  10. Niestety, nie mam dzieci... z tym większą ciekawością czytam o rożnych obliczach macierzyństwa.
    Tak, czerwony to zdecydowanie Twój kolor, Dorotko.
    Ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu Kochana - dzięki za Twoje dobre słowa i komplementy... ten byle jaki aparat w telefonie nieco kłamie, bo wszystko co wygląda na mnie jak czerwone, w rzeczywistości to ostry pomarańczowy kolor;-))Cieszę się, że Ci się podoba tak czy tak:-))

      Usuń
  11. Gdybym mogła zmienić parę rzeczy w wychowaniu swoich córek, na pewno skorzystałabym z takiej możliwości. Nie tylko dzięki dziewczynom wiele się nauczyłam. Teraz moimi nauczycielami są moje chłopaki (wnuki):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma w życiu takiego aspektu, z którego byśmy byli do końca zadowoleni, a rodzicielstwo to najtrudniejsza rola:-) Teraz Dorotko już nie myśl o zmienianiu czegokolwiek tylko ciesz się ze swoich córek i wnuków:-) Pozdrawiam Was wszystkich:-))

      Usuń
  12. Dorotko , sama wiosna na Ciebie popatrzeć :) Na pewno jestes dobrą i spełniona mamą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewne jest to, że jestem mamą i tego nic nie zmieni ... jaką? to już odczucia dzieci. Serdecznie pozdrawiam i bardzo dziękuję za dobre słowa:-))

      Usuń
  13. Dorotko, masz rację - tyle oblicz macierzyństwa, ile dzieci. I to wspaniałe, że możemy się od nich uczyć.
    Sweterek jest genialny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każde dziecko jest inne i każde wyrasta na innego dorosłego człowieka i to jest wspaniałe:-)) Dzięki i mocno ściskam:-))

      Usuń
  14. Matką nie jestem i nie wiem czy kiedykolwiek będę, ale Twojego posta czytało mi się bardzo przyjemnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za dobre słowa i pozdrawiam bardzo gorąco:-))

      Usuń
  15. Ale pięknie wyglądasz! :) To prawda bajki są potrzebne i niosą wiele przesłań :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki, dzięki ...bajki są potrzebne i można je na swój indywidualny sposób interpretować:-)) Całuski:-)

      Usuń
  16. Wyglądasz jak modelka:) Piękna stylizacja:) Mam dwójkę dzieci, każde inne i od każdego uczę się czego innego:) Bardzo ciekawy post:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komplementy i pozdrawiam bardzo słonecznie:-) A dzieci to wiele radości, czasem łez, ale bez nich zamarło by życie i smutny byłby świat:-))

      Usuń
  17. takie bajki to można czytać i czytać ;) uu Bosko wyglądasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wdzięczne dzięki i ściskam mocno, i serdecznie:-))

      Usuń
  18. Cudownie wyglądasz. Piękna historię opisalaś. Ile to trzeba czasu poświęcić dzieciom ,wiem coś o tym.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo serdecznie:-) Cieszę się, że tak późno zdecydowałam się na ostatnią córeczkę ... bez niej byłabym teraz Starą Kobietą, ale bez "ja". Buziaki przesyłam:-)

      Usuń
  19. Bardzo ładnie wyglądasz :) pełna energii i kolorku kobieta, tylko podziwiać i brać przykład !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wdzięcznie dziękuję i polecam na przyszłość!!!:-)))

      Usuń
  20. Pięknie napisane! Wspaniale wyglądasz!
    Pozdrawiam serdecznie!:)

    xxBasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję Ci Basiu i również bardzo serdecznie pozdrawiam:-))

      Usuń
  21. Bardzo fajny i mądry post☺
    Brak czasu dla dziecka jest po prostu niedopuszczalny☺
    Jesteś naprawdę wspaniałym rodzicem☺
    Obserwuje ☺
    Pozdrawiam
    Lili

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla starszych dzieci nie miałam zbyt wiele czasu ... goniłam, goniłam, goniłam i to niedobrze... wiele przez to straciłam i one też wiele ... przy najmłodszej zatrzymałam się i odnalazłam i dzięki temu wiele w swoim postrzeganiu życia zmieniłam. Pozdrawiam Cię Lili bardzo gorąco i dzięki za dobre słowa:-)

      Usuń
  22. Rodzice uczą dzieci, ale i dzieci uczą rodziców. Zgadzam się z tym i my, tak jak te nasze dzieci, odkrywamy lub dostrzegamy wiele rzeczy na nowo. Fajnie napisałaś, no i ładnie wyglądasz. Piękne czerwone dodatki ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za zrozumienie mnie i wszystkie dobre słowa i komplementy:-) Pozdrawiam bardzo serdecznie:-) A ten czerwony kolor to taka zmyła aparatu, bo faktycznie to rzeczywiście wszystko w ognistym pomarańczu;-)

      Usuń
  23. Gdybym teraz została matką.........pewnie inaczej bym postępowała. Te "dzieści" lat temu, nie zawsze wszystko "ogarniałam" tak jak trzeba. Dzieci mam kochane, są dobrymi, wrażliwymi ludźmi i mimo, że daleko od nas to więzi między nami i nimi też, są bardzo silne. Czyli jednak jakoś to ogarniałam.......a błędy? tylko ten ich nie popełnia, kto nic nie robi. Fajny i mądry tekst. Pięknie wyglądasz i forma widzę, jak u nastolatki. Super. Pozdrawiam gorąco:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byłoby cudnie mieć dwadzieścia lat i doświadczenie czterdziestoletnie ... choć moja najmłodsza córka(według testu, który przeprowadziłyśmy, takiego poważnego) jest mentalnie ode mnie dojrzalsza o 30 lat;-))) Chyba wzajemnie na siebie bardzo przewrotnie na siebie działamy. Dzisiaj jestem innym człowiekiem niż byłam 20, 40 lat wstecz i innym będę za 20 i mam nadzieję więcej lat;-)Wiem na tyle wiele, że nie ma co wracać do tego co było i rozważać jak lepiej, jak mądrzej - to się nie wróci - teraz trzeba żyć tym co daje świat i w każdej chwili pamiętać, że każda z nich co minutę jest już przeszłością, więc jak najlepiej trzeba wykorzystywać czas...ważne, że Twoje dzieci są dobrymi i wrażliwymi ludźmi - reszta nie ma znaczenia żadnego:-) Możesz być z siebie dumna:-) Dzięki za miłe słowa i ściskam Cię bardzo mocno...uff! :-))

      Usuń
  24. pięknie napisany mądry i wartościowy post

    OdpowiedzUsuń
  25. Kochana!
    Czytam, podziwiam, kocham i ja czerwień:)
    Sama mam 3-je dzieci, jestem po 50-tce jest mi dobrze:)
    Słonecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wspaniale, że jesteś szczęśliwa ... radujesz moje serce takim twierdzeniem ... im więcej koło nas szczęśliwych ludzi, tym więcej słońca dla nas:-) Serdecznie ściskam! Kocham czerwień i często wdziewam ... tym razem to wszystko pomarańczowe dodatki tylko aparat tak błędnie tren kolor odebrał... ale cieszę się, że Ci się podoba:-)

      Usuń
  26. Wspaniały post! Zgadzam się ze wszystkim, nic dodać nic ująć.
    A ta czerwień! Rewelacyjna. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wdzięczne i ogromne za te miłe słowa:-) Ściskam bardzo, bardzo mocno:-))

      Usuń
  27. No właśnie. Nikt nas nie uczy jak być rodzicem i co jest ważne dla nas i dla dzieci.Jeśli intuicja nie zawiedzie - jesteśmy na prostej. Gdyby zasady o ktorych napisałaś, rodzice stosowali,nie byłoby takiego problemu z narkotykami, dopalaczami,ucieczkami z domu,niechcianymi ciążami.
    Ciepły i mądry dom ,potrafi być lekiem na całe zło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciepły dom, w którym o wszystkim się rozmawia i z niczego nie robi tematu tabu ... taki bezpieczny dom, to przystań, której nie chce się opuszczać i zawsze do niej wracać i wtedy nie przychodzą do głowy jakieś niecne myśli w poszukiwaniu nie wiadomo czego... Dzięki Ci Iwo, że napisałaś i pozdrawiam bardzo serdecznie:-))

      Usuń
  28. Jestem szczęściarą bo moje dzieci wyrosły na mądrych, uczciwych i dobrych ludzi. Czy to moja zasługa? Często o tym myślę i nie jestem pewna. Wychowywałam dzieci instynktownie, pewnie wiele rzeczy mogłam zrobić inaczej, lepiej. Często jednak czasu brakowało. Przebiegłam przez życie zbyt szybko i strasznie mi tamtych lat brakuje. Teraz gniazdo zapełnia się tylko czasami, przyjeżdżają wypełniają dom radością i znikają. Musi wystarczyć, najważniejsze że są szczęśliwi. Ot, życie to nie bajka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JESTEŚ SZCZĘŚCIARĄ I TAK TRZYMAJ KOCHANA EWKO ... tak to już w życiu jest, że dzieci nie są dla rodziców, tylko dla świata i dla swojego życia ... i ich dzieci tak samo ... i tak w kółko życie się toczy. Ściskam Cię Ewko bardzo serdecznie:-))

      Usuń
  29. Ciekawy post! Dzieci nie mozna brać pod kreskę, każde jest inne, wyjątkowe;) świetna robota !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest wspaniałe, że tak wszyscy różni jesteśmy i dzieci tak samo:-)) Ściskam Cię mocno:-))

      Usuń

Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger