Gdy byłam małą dziewczynką i niewiele odrastałam od ziemi, a moim największym marzeniem było, by stopy zwisające z krzesła zaczęły wreszcie dotykać podłogi... to wtedy już miałam wpajane zasady, które zostały we mnie na całe życie. Z biegiem lat, nawet nie zastanawiając się, machinalnie tak, wprowadzałam je w obieg.
Dzisiaj (i przedtem, gdy nie tak stara jak dziś, byłam jeszcze ;-) ) jest tak, że dbam bardzo o swój wizerunek (im człowiek starszy, tym bardziej "musi" ;-) ) i jak cię widzą, tak cię piszą, a wtedy? albo lepiej albo gorzej ci będzie. ;-)
On odzwierciedla prawdziwie, co w duszy mi gra. Na ten odbiór przez innych, nie składa się tylko na to, co mam na sobie, ale też sposób zachowania, wysławiania się, dźwięk głosu, uśmiech, spojrzenie... zamyślenie (zdarza się, tępawe zupełnie ;-) )
Chodząc do szkoły ubrana w granatowy mundurek byłam jak inni... ale mama bardzo dbała bym czuła się, nie tak za bardzo zunifikowana (bo unifikacja zabija kreatywność... mama tego nie powiedziała ;-) ), pewnie tego słowa nie znała, ale wiedziała :-) w czym rzecz). A to okrągły biały kołnierzyk przy szyi, a to kwadratowy, a to bardziej wyłożony, a to z koroneczką szerszą, a to węższą... do mundurka przytwierdzony miałam.
Wszystko czyste, wyprasowane, perfekcyjnie dobrane... jeśli granatowa wstążeczka we włosach, to granatowy paseczek... zawsze dwie rzeczy przynajmniej musiały ze sobą korelować.
- Przywdziewamy ubrania, ubierać możemy choinkę, a buty też wkładamy, a nie ubieramy - do znudzenia powtarzała mama, a babcia jej wtórowała.
- Ładnie siedzimy, prosto chodzimy, estetycznie jemy, dużo czytamy... nie obrażamy się, słuchamy... dystans mamy do siebie, tolerancję dla innych i poczucie humoru nie opuszcza nas w najgorszej nawet chwili (a zwłaszcza w tej najgorszej ;-)… na egzaminie nigdy nie oddajemy pustej kartki ;-) )
A po co? A na co, to było?
Po to, by łatwiej mi w życiu szło... By mimo biedy, z wyprostowanymi plecami, podniesioną głową, odważnym spojrzeniem kroczyć przed siebie.
A nic tak nie dodaje pewności siebie, jak eleganckie przyobleczenie i odpowiednie do ludzi nastawienie.
Przede wszystkim kobieta ( uwielbiam nią być :-) ) bez względu na stan... damą być powinna!
Te prawdy, żadne tam objawione, starałam się przekazać moim dzieciom... zwłaszcza córkom (choć niektóre dotyczą obojga płci).
I udało się! Bo nawet, jeśli ich w swoim życiu, do końca nie przestrzegają, to wiedzą, że:
- Dama nie przeklina i wulgaryzmów nie używa. Choć czasem nie sposób nie poprzeklinać, wulgaryzmem nie przeciąć jakiejś gadki. Dobrze wychowana kobieta wie, w którym momencie może sobie pozwolić na wyluzowanie, uwolnienie emocji by podkreślić znaczenie, rangę, dobitność danej wypowiedzi. Tylko po to, żeby być może ta konstatacja wyraźniej doszła do rozmówcy. Nigdy k... , ch.., czy inny tam, nie ma prawa stosowany być jako przerywnik, przecinek, czy przymiotnik.
Oczywiście niewskazane jest by konwenanse nas ograniczały, powinniśmy być autentyczni w tym co czynimy. Ale co innego, w sposób wysublimowany, nonszalancki wręcz, melodyjny, krwisty z uśmiechem odpowiednio ustawionym... powiedzieć: no k...a, jesteś nie do podrobienia!... A co innego: k...a zejdź mi z drogi, bo nie wytrzymam!
Inaczej brzmi k...a przy wyrażaniu podziwu, inaczej przy zniecierpliwieniu, złości, zdenerwowaniu, rozczarowaniu czy jako przerywnik w zdaniu: no k....a przychodzę do sklepu, a tu k...a widzę Anię, a ta k...a? k...a ze Zdzichem siedzi, co to k...a pieniądze mi wisi i k...a mu chyba przyk... wię z tej k...wa okazji itd. itp.
Czasem jest tak, że: soczyste przekleństwo, wulgaryzm pieprzny głośno wyrażony, jest daleko lepszy niż strzelenie kielicha lub innej używki, od której może dama i niedama ;-) zostać uzależniona.
- Można się przecież nap.....lić i tak to niewiele pomoże, bo się przypadkowo można wyp….lić. Z tego powodu up....lić;- i przez to spie...lić też coś można. Z kimś się pie…ić może być przyjemnie, albo zupełnie niepotrzebnie;-), gdyby z innej strony na sprawę spojrzeć.
A z czymś nie pie…lić, lepiej by było. Komuś podp...ić coś, albo jeszcze komuś wpie...lić na dobitkę - to samo zło. Kogoś opie…dolić, bo przelała się czara goryczy czy złości, też zdarzy się. Wszystko po to, żeby nadać ekspresji, mocy swojej wypowiedzi, by dla drugiej strony ona była bardziej oczywista. Tylko po co? Tyle jest słów, które mogą wyrazić nasze uczucia.
Może lepiej wymownie milczeć niż cokolwiek powiedzieć. Mądrze myśleć niż głupio gadać!
Ja tak uważam.
Choć? Pod...lę teraz sama siebie...
… tak na marginesie ;-))) kręgosłup mnie nie boli, tylko nap...dala! I czasem trudno znaleźć mi bardziej adekwatne określenie, a milczeć się nie udaje. ;-) i wtedy nap...dalam o tych mękach tak strywializowanie.
- Elegancko i stosownie do sytuacji przyodziana dama zachowuje się niezwykle kulturalnie, a co za tym idzie... zna język polski (bo o Polkach tu piszę) i sprawnie się nim posługuje. Sprawnie tzn. ładnie, bez błędów językowych, które ranią uszy (mnie osobiście bardzo przeszkadzają) :
* mówi o czymś w "cudzysłowie" nie w cudzysłowiu.
* i wie, że nie da się czegoś "wymyśleć", lecz wymyślić można całkiem dobrze.
* ogórek zgniły może się zdarzyć, ale zgnity może zaszkodzić.
* i takich bodźców, nie bodźcy, należy unikać.
* a światło włączamy, a nie włanczamy, choć dla poboru energii to nie ma znaczenia. ;-)
* przekonuję, przekonywuję wszystkich do pozytywnego myślenia, a nie przekonywywuję (takiego słowa po prostu nie ma).
* cofanie do tyłu, kontynuowanie dalej, uprzejme proszenie - też jest denerwujące. Zadaję sobie pytanie: jak można prosić nieuprzejmie, albo cofać do przodu? ;-)))
* stwierdzenie: półtorej roku już minęło zamiast półtora roku - to bezwzględnie rani moje uszy.
* fierany w oknach? Nie, lepiej rolety, jeśli nie wie się, że to błędne, bo w oknach firany, nie fierany są.
* szłem w wypowiedzi mężczyzny, zamiast szedłem, to drażni mnie ewidentnie i facet może więcej do mnie nie odzywać się.
* tort muszę kupić, nie torta, zawiązać but, nie buta... ale ogórka jem z apetytem.
* jeśli zgadzam się, że niektóre horrory mogą strasznie męczyć, a sąsiad strasznie denerwować, to zupa nie może być strasznie dobra, a inny sąsiad strasznie fajny. Coś pozytywnego nie może straszyć i jednocześnie cieszyć mnie.
* przynajmniej i bynajmniej, to są zupełnie nierównoważne słowa i nie można ich używać wymiennie, bo znaczą coś innego, i tym samym zmieniają rozumienie wypowiedzi: - Przynajmniej raz w roku wyjadę nad morze. - Bynajmniej nie zaskoczyłaś mnie tym wyznaniem.
* mam tę książkę, proszę tę panią, tę dziewczynę lubię itd... nie tą! - Proszę pani, która jest godzina? - zapytam. Nie: Proszę panią, która jest godzina?
* wszystko jest czyjeś: czyjeś buty, czyichś piosenek słuchamy. Czyje to jest, do kogo należy? Ale absolutnie nie: kogo to jest?
* lubiłam! nie lubiałam, czy lubiałem. Brrrrr…
* rozumiesz, no wiesz, powiedzieć ci coś (?), po prostu, generalnie, wiesz, w ogóle to, prawda, doprawdy... dodatkowe, powtarzane słowa w jednej wypowiedzi. Jeśli rozmówca upodoba sobie jeden z tych zwrotów i w co drugim zdaniu je używa, to? to idzie oszaleć ;-) Ma się ochotę powiedzieć: na temat, proszę na temat. :-)
* wypatrzyłam super ciuch, a nie wypatrzałam super ciuch i dodatkowo poza wypatrywaniem ;-) supercena to poprawne jest zapisanie, a nie super cena, choć tak samo brzmi. ;-) Ortografia wymaga łącznego pisania supercena, choć reklamodawcom wygodniej jest pisać osobno super, bo wtedy łatwiej pokazać, że coś jest wyjątkowe. ( Niewyjątkowo czepiam się. ;-) )
* tymi rękami, nie ręcami przed tym wszystkim osłaniam się i nie piszę, ani nie mówię wziąść tylko wziąć sprawy w swoje ręce.
* śmiać się można ha, ha , ha i cha, cha, cha, też jest dobrze. Chichotać zawsze przez ch i tak, i tak jednakowo brzmi, ale pisze się przez ch. Teraz przypomina mi się pytanie młodszego syna (w wieku szkolnym, podstawowym oczywiście): mamuś, czy żaba przestanie być żabą jak się ją napisze prze rz? Wtedy zatkało mnie … na moment. Warto znać swój język, jego zawiłości, bo jego znajomość należy do ogólnej kultury człowieka, która jest składnikiem życia. Taki banał. Lubię niektóre banały.:-)
Mogłabym tak dłużej wymieniać, ale nie chcę zanudzać. Dbałość o jasność, formę wypowiedzi, też jest miernikiem naszej mądrości, dojrzałości, szacunku dla siebie i naszych rozmówców, słuchaczy, interlokutorów.
Nie chcę stawiać się tutaj, przed Wami, jako jakiś wielki autorytet i osoba wszystkowiedząca. (Ani ze mnie Kopaliński, ani Miodek, ani Bralczyk, czy w innych dziedzinach mędrcy … nie pretenduję do zacnych ludzi … jedynie w tym zakresie, że m.in. też od nich czerpię wciąż wiedzę :-) )
Nie widzę nic złego w tym, że chcę się podzielić swoimi spostrzeżeniami, tym co ja wiem. Po tych przeżytych latach, mam poczucie, że potrafię upiękniać drobiazgami sobie świat.***
Dlaczego ktoś nie miałby uszczknąć z tego troszeńkę i nie popełniać swoich błędów, jeśli na cudzych poduczyć się może. ;-)
Od dzieciństwa, gdy tato czytał mi zamiast bajek "Lato leśnych ludzi", uczył na pamięć "Pana Tadeusza", usypiał Orzeszkową, zaśmiewał z Zagłoby … od tego momentu czułam, jak ważne jest ładne wysławianie się, jak ciekawe, i piękne rzeczy w książkach wyczytać można.
Doczekać się nie mogłam, kiedy czytać zacznę sama i z tatą rozmawiać jak równy z równą... opowiadać o przeczytanych historiach, np. o powieści kryminalnej "Zły" Leopolda Tyrmanda, którą przeczytałam jednym tchem (i do dzisiaj tak z nią mam. ;-) )
To on, wyczulił mnie na wypowiadanie się z nienaganną dykcją, używanie odpowiedniej tonacji, być grzeczną dla wszystkich, ale też nie dać sobie wejść na głowę... nie podnosić na nikogo głosu, nie krzyczeć (chyba, że w przypadku trwogi) i nie "łykać" końcówek słów... Nauczył używać sarkazmu zamiast pistoletu, riposty w obronie, żonglowania przysłowiami i aforyzmami. Na punkcie ortografii, ładnego stawiania liter, dbałości w pisaniu np. listów... miał pewnego rodzaju fioła. :-)
To premiowało, w każdym czasie życia… procentuje do dzisiaj.
Chciał mnie nauczyć śpiewania... tu byłam oporna... gry na instrumentach... poddaję się... nie wytrwałam, choć bardzo chciałam. Tu poniósł klęskę, ja porażkę. ;-( Ale ideałów nie ma.
Za to, mama i babcia, dbały o to co na zewnątrz... I były w tym perfekcyjne, obie. ;-)
Bo nie (wy)starczy (jak mawiał tato: starczy może być uwiąd ;-) ), mieć na sobie idealnie dopasowane ciuchy... czyli tak jak ja lubię. ;-) Płateczek kwiateczka w bluzeczce, w tym samym kolorze - co paseczek w spodeneczkach. Kolczyk w tonacji bucika i torebki. Nie za dużo biżuterii. Jeśli wielkie kolczyki, to nic ponadto, oprócz zegareczka. Okucia srebrne przy torebce? To też srebrny zegarek. Złoto z uszu zwisające, to złota bransoletka, ale wtedy bez żadnego na szyi wisiorka. Jeden, góra dwa pierścionki na ręce, ale wtedy minimalistycznie dopasowana góra. Chyba, że taki dzień przychodzi, że mamy chęć wyglądać jak choinka bożonarodzeniowa. :-)))) (Takie dni mnie nie dotyczą. :-) )
To co pod płaszczem, powinno korespondować z płaszczem... przynajmniej jednym elementem.
Suknia w zielone wzorki, niedopuszczalna z płaszczykiem w kratę fioletowo - żółtą.
Bawię się modą, mieszam style, na ile to jednak współgra ze sobą; lubię dobierać poszczególne jej elementy (bawi mnie to)… kolorystyka wyraża mnie, danego dnia. Tak jak jej rozwiązania są spójne z tym, z tym co mam w głowie… czyli zamierzony ład lub perfekcyjnie dobrany miszmasz. Nic nie jest bezmyślne i zawsze czymś uzasadnione. Dbam o szczegóły, które tworzą całość, zadowalającą mnie.
Na jak długo wystarczy mi inwencji i sił?
Nie wiem. To inny temat. Tak jak moda odrębnym jest zagadnieniem. W dzisiejszym rozważaniu chodzi mi bardziej o estetykę, nienaganność zewnętrzną, która ma się spinać z zewnętrzną jakością człowieka - kobiety - damy.
Przy czym nie zapominam, a nawet doskonale pamiętam, że to "nie ubiór zdobi człowieka", choć wiele o nim mówi, ale przede wszystkim to, co ów człowiek ma pod grzywką, albo pod łysym czołem. ;-)
*** Ten szyk przestawny, w formułowaniu myśli też nie jest nowoczesny i też daleki od okej. ;-) Tato przewraca się w grobie. Ale jeśli zacznę pisać, tak jak według wszelkich reguł powinnam... To czy będę to ja? Czy powinnam to zmieniać? Czy ma to wpływ na to, czy jestem damą czy nie...? Zastanowię się :-))