15:36:00

CIERPLIWOŚĆ

CIERPLIWOŚĆ


CIERPLIWOŚĆ – jest ostatnim, gdy wszystko zawodzi, kluczem do życia. To ona wzmacnia siły, ułatwia akceptację siebie i pozwala lżej znosić przeciwności losu, uwalnia od frustracji... daje nadzieję. To moją tęsknotę cierpliwość ukoiła, wzmocniła wolę do oczekiwania.

Choć z natury jestem niecierpliwa, musiałam w sobie wytworzyć umiejętność bycia cierpliwą, aby moja dusza poczuła się bezpieczna, zatrzymała na wodzy moje pożądania i stopniowo wzmacniała moją wytrwałość.

  • Cierpliwość uczy szacunku do ludzi, natury i zwierząt.

  • To wydatek energii, który się opłaca, bo zrozumiałam, że tylko dzięki niej mogę jeszcze dojść do wytyczonego celu, a może nawet osiągnąć sukces.

  • Tylko cierpliwość: do dzieci, męża, partnera, przyjaciela, koleżeństwa, znajomych, nieznajomych, rodziców, wnucząt, a także do siebie... wnosi w moją przestrzeń, mój dom – spokój i szczęście (nawet szatańskie pomysły moich bliskich, gdy mam anielską cierpliwość i wyrozumiałość... to lepiej mi z tym, niż gdy fuczę i nie rozumiem ;-)).

  • Na przestrzeni minionych lat widzę, że to cierpliwość ukształtowała mój charakter poprzez konsekwencję w działaniach. A teraz dodaje mi opanowania w oglądaniu z perspektywy swojego życia.

  • Nie ma też lepszego sposobu na wyzwolenie dobroci u ludzi niż cierpliwe im wskazywanie, tłumaczenie, okazywanie własnej cierpliwości dla ich działań (niekoniecznie zawsze odpowiednich).

CIERPLIWOŚĆ to moc, siła, która w każdej dziedzinie może się przydać. Od niej wiele zależy (zdrowie, figura, nasze poczynania wobec innych i innych wobec nas, nawet namiętności, rabatki z kwiatkami i radość ze zwierzętami). Cierpliwość to talent!

Pielęgnujmy ją! Ja ciągle się jej uczę i każdego dnia przekonuję się, jak bardzo jest mi potrzebna, choć sił, by ją wykrzesać, nie mam za dużo. Ale walczę, by to zmienić :-)

Ze spokojem znoszę przeciwności tego przestępnego roku 2024, który dla siebie samej nazywam rokiem "przestępczym", i cierpliwie czekam, aż się skończy. Wierzę, że karta się obróci, a moja wytrwała cierpliwość (podpora moich słabszych dni i towarzyszka mądrzejszych przemyśleń) zostanie nagrodzona. Wrócę do siebie wzmocniona i z uśmiechem szczęścia na twarzy :-))




14:50:00

5 WARUNKÓW UŁATWIAJĄCYCH ŻYCIE

5 WARUNKÓW UŁATWIAJĄCYCH ŻYCIE


PO LATACH DOŚWIADCZEŃ

Mogę przyznać, że z łatwością mogę wymienić co najbardziej ułatwia życie. Choć z przykrością przyznaję, że tak nie do końca się dostosowywałam, do tych rad, których wcześniej udzieliła mi moja ukochana babcia Marianna.

I. SYSTEMATYCZNOŚĆ - W KAŻDYM DZIAŁANIU...    czy to nauce, czy treningu, pracy, w takim zwykłym odchudzaniu, przyjmowaniu leków i ogólnym układaniu planu życia. Bo systematyczność, to takie narzędzie w życiu, które czasem zmienia się w rutynę (co raz przeszkadza, a raz nie)... w każdym razie prowadzi nas do wytyczonego celu. To systematyczność dodaje nam pewności siebie i sprawia, że marzenia się spełniają.

II. CIERPLIWOŚĆ połączona z systematycznością, to jest klucz do szczęścia i podpora dla naszych pozbawionych nadziei myśli. Łączy się z wytrwałością i wtedy znikają przeszkody i trudy.

III. POZYTYWNE NASTAWIENIE w systematycznym, cierpliwym pokonywaniu trudności w dążeniu do celu, to jest pakiet pełnowartościowy.

IV. SILNA MOTYWACJA DO DZIAŁANIA  by systematycznie, cierpliwie i z pozytywnym nastawieniem działać, to już tylko ciut i sukces jest.

V. ODPORNOŚĆ NA STRES, to umiejętność tak kierowania działaniami swoimi, by systematyczność, cierpliwość, pozytywne nastawienie i silna motywacja działania nie została zaprzepaszczona przez chwilowe zniechęcenie, wytrącenie nas przez kogoś z równowagi i zejście niepotrzebnie na ścieżkę boczną zniechęcenia... Bez odporności... przy załamaniu się przy malutkiej porażce... nie osiągniemy sukcesu, tylko rozczarowanie i żal nas dopadnie.

WSZYSTKO SIĘ ŁĄCZY I WPŁYW MA NA NASZE ŻYCIE. Trzeba wyciągać wnioski i tłumaczyć sobie, co jest ważne i jak realizację naszych pomysłów przeprowadzać w życiu. Jaką drogą podążać.

Przerabiam to cały czas i gdy na moment zejdę z któregoś wymienionego punktu, to już jest nie tak i czuję, że zamiast do przodu iść, to cofam się. A na cofanie szkoda czasu jest :-))



11:23:00

PUSZCZAM WODZE WYOBRAŹNI

PUSZCZAM WODZE WYOBRAŹNI

KAŻDEGO DNIA

Wyobrażam sobie różne rzeczy. Czasem ta wyobraźnia dodaje mi szczęścia i otuchy, wzmacniając kreatywność moich działań. Niestety, czasem potęguje moje lęki i odbiera nadzieję. Ma ogromny wpływ na moje życie – czasem podnosi mnie na duchu, innym razem rujnuje (tak też bywa ;-)).

ZAOSZCZĘDZĘ TU

rozważań na temat tego, jak postrzeganie wyobraźni zmieniało się na przestrzeni wieków, począwszy od starożytności, kiedy to była ona przedmiotem sprzecznych interpretacji. Arystoteles uważał, że obok prawdziwych wyobrażeń mogą istnieć również fałszywe. Platon z kolei uznawał twórczość za siłę, która prowadzi do powstania rzeczy wcześniej nieistniejących. Średniowieczni myśliciele również postrzegali wyobraźnię jako odrębną władzę duszy, dzieląc się na tych, którzy wierzyli w jej zmysłowy i receptywny charakter, oraz na tych, którzy uznawali, że wyobrażenia mają swoje źródło w boskim działaniu, jego iluminacji.

MOŻNA JESZCZE

rozważać warianty wyobraźni w XV wieku, analizując dzieła Alberta Wielkiego czy Tomasza z Akwinu, które rozróżniały fantazję i wyobraźnię. Ale wtedy ten tekst byłby jeszcze dłuższy, choć na pewno bardziej szczegółowy.

MOJE PODSUMOWANIE

jest w pełni subiektywne: bez wyobraźni życie byłoby szare, nudne, bezbarwne, a czasem nawet niebezpieczne. To dzięki wyobraźni możemy tworzyć nowe rzeczy – czasem jest ona ważniejsza niż wiedza, bo prowadzi nas na nowe ścieżki. Jednak wiem z własnego doświadczenia, że u osób wrażliwych, takich jak ja, wyobraźnia może być źle zrozumiana, co prowadzi do zranienia, a nawet depresji. Najprzyjemniejszą stroną wyobraźni jest to, że może być siłą napędową i na pewno jest warunkiem koniecznym do podjęcia jakiejkolwiek działalności twórczej.

Nasz los, nasze życie, to w dużej mierze wyraz naszych myśli i wyobraźni. Dlatego warto wyobrażać sobie tylko dobre i piękne rzeczy. Ktoś z wyobraźnią może „wyświetlić” sobie wspaniałe chwile nawet niewychodząc z domu. Człowiek o bogatym wnętrzu może zobaczyć więcej niż ten, kto odbył najdłuższą egzotyczną podróż.

To dzięki wyobraźni jesteśmy ostrożni, boimy się i w ten sposób chronimy się przed niebezpieczeństwem. Dzięki niej możemy być szpetni lub piękni... zamienić zło w dobro. Wyobraźnia czyni nas ludźmi – albo wolnymi, albo zamkniętymi w sobie.

MAM ŚWIADOMOŚĆ, ŻE MOJA WYOBRAŹNIA JEST BARDZO ROZWINIĘTA,

przez co moje sny są niezwykle pokręcone. Nie zawsze wpływa to na mnie dobrze (ale nic nie jest idealne). Ciągle wyobrażam sobie różne rzeczy... czasem doprowadzam się do rozkoszy, a czasem wprawiam w rozterki, gdy nie potrafię nad nią zapanować. W takich chwilach wyobraźnia ciągnie mnie w złą stronę i niepotrzebnie się denerwuję ;-) Staram się z tego jak najszybciej wyjść, bo jestem wdzięczna za to, że wciąż mogę cieszyć się życiem... wolę wyobrażać sobie bułkę z szynką niż całkiem suchą. Cieszę się, gdy moja wyobraźnia działa pozytywnie, a nie skłania mnie do smutnych refleksji :-)

TO DZIĘKI WYOBRAŹNI

rozwija się moja kreatywność, pomysłowość, moja dusza artystyczna rozkwita, a serce śpiewa. Dzięki niej mogę malować swoją rzeczywistość, ubierać ją w kolorowe szaty... takie, jakie chcę. Mogę być spontaniczna, inspirowana do fajnych działań lub wyciszać się... wszystko zależy ode mnie i od tego, w jakim kierunku poprowadzę swoją wyobraźnię. Czy się uraduję? Czy zasmucę bardziej?

Dzięki wyobraźni mogę podróżować, nie ruszając się z domu, a także być z kim chcę i kochać, kogo chcę ;-) Jest moją siłą napędową, gdy dobrze nią kieruję – wtedy czuję się, jakbym była najbogatszą osobą na świecie. Gdy jednak nie nadaję jej właściwego biegu, czuję się biedna i słaba. Wyobraźnia jest moim atutem. Bez niej, gdybym musiała zrezygnować z jej podszeptów, byłabym nikim. Moja wyobraźnia nie chce i nie będzie prowadzić mnie w kierunku, który pozbawiłby mnie siły i mocy, jaką mi daje.

NIEZNANE JEST MI UCZUCIE ZAZDROŚCI,

które, niestety, wyobraźnia również może nakręcać. W te rejony nie wchodzę. Brak wyobraźni w tym zakresie może skutecznie chronić przed bólem i pozwala swobodnie żyć.

Wyobraźni nie można kupić w sklepie ani zamówić przez internet. Albo się ją ma, albo nie. Życie to sztuka... im więcej tchnienia wyobraźni w nie włożymy, tym lepszym może okazać się dziełem. Może to być dramat, komedia albo długa spokojna opowieść z niewielką ilością dramatycznych momentów, a przewagą radości (nudy w większości?).

WIĘC NIE BÓJMY SIĘ WYOBRAŹNI!

Gdy jest bardzo źle, zawsze możemy do niej uciec! :-)




17:46:00

SZARE KLUSKI to szczęście

SZARE KLUSKI to szczęście

JEDZENIE DLA MNIE TO SZCZĘŚCIE

Niebywała przyjemność z jedzenia do mnie zawsze płynie. Lubię dosłownie wszystko (oprócz czerniny oczywiście). Jedzenie mnie aktywuje i uśmiech na twarzy wywołuje szczery. A jeszcze jak w dobrym towarzystwie i pogawędce miłej, to już w ogóle jest pięknie. 
Relaks, odprężenie - prawdziwe szczęście :-)
Jeśli jeszcze, to nie w pośpiechu tylko tak spokojnie bez problemów z tyłu głowy, które na chwilę zostawiamy w niepamięci swojej, bo skupiamy się na jedzeniu - to afirmacja nie tylko smaczna, ale korzystna dla zdrowia i ciała i ducha. Oczywiście nie każde i nie dla każdego odpowiednie jest dowolnie wybrane jedzonko ;-)

ALE RAZ NIE ZAWSZE

Więc można zapomnieć o wysokim cholesterolu i żyłach zapchanych, bo krew zbyt gęsta. Wtedy pozwolić sobie na takie szare kluski (w niektórych kręgach żeleźniakami nazywane).
Uwielbiam je po prostu. Chociaż jako młoda inaczej niż teraz dziewczyna ;-) nie przepadałam specjalnie. Po śmierci moich rodziców i ukochanej babci, z sentymentu wróciłam do ich potraw... i? polubiłam :-))

DLACZEGO O NICH WŁAŚNIE PISZĘ DZISIAJ?

Z prostej przyczyny. Byłam ostatnio na takim jedzonku w uroczej knajpce w fajnym towarzystwie i wszystko było wspaniałe. Pozwoliło zwiększyć dopaminę w mózgu moim, podwyższyć cholesterol i pewno centymetr więcej, ale nie tam gdzie go akurat brakuje. Jednak niczego nie żałuję :-))

PRZEPIS MOJEJ BABCI MARYNI, KTÓRY PAMIĘTAM:

I sama go w mojej kuchni preferuję jest taki:

1. 1 kilogram ziemniaków surowych
2. 30 dkg ziemniaków gotowanych
3. 2 jajka surowe
4. 20 dkg mąki ziemniaczanej
5. 10 dkg mąki pszennej
6. cebulka w kostkę pokrojona i delikatnie uprażona

WIADOMO

Ziemniaki surowe utrzeć, nadmiar (według naszego uznania) soku odlać. Ugotowane ziemniaki przepuścić przez praskę. Wszystko produkty razem wymieszać i łyżką nabierać, i rzucać na wrzącą osoloną wodę. Podawać z pokrojonym w drobną kostkę wędzonym boczkiem przypieczonym na patelni oraz gotowaną kiszoną kapustą.
Najwięcej pracy kosztuje ucieranie surowych ziemniaków. Tarka musi być ostra, a na paznokcie trzeba uważać ;-)
Takie jedzonko to dużo kalorii, lecz sytość zapewniona i w mózgu radosne światełko zapalone.

PO WSZYSTKIM

Spacer, spacer i jeszcze raz spacer i dowcipem okraszone (jak kluseczki boczusiem), rozmowy :-))) 

SMACZNEGO :-)))




14:23:00

NIEFRASOBLIWOŚĆ MOJA

NIEFRASOBLIWOŚĆ MOJA


ZIEMIO, JAKA JESTEŚ CUDOWNA!

Krzyczeć powinnam. A ja przejmuję się zmianami, nie zawsze wesołymi. Z każdym rokiem, a czasem chwilą, gdy nie wszystkie wiadomości powodują radość, a bywa, że raczej łzy, zaczynam ignorować świat. Tak! Ja, która od lat prowadzi bloga i o wdzięczności nawija od ponad ośmiu lat. O wdzięczności i jej ważności dla naszej codzienności.

Jak bardzo nierozsądnie nieraz postępuję mimo wielu przeżytych dekad... Jak nieświadomie zaprzeczam sama sobie, gdy zamiast wdzięczności, będącej takim prostym darem życia, zatruwam się martwieniem na zapas, tym, co nastąpić musi, ale niekoniecznie przecież (?)

ZAMIAST

Zatrzymać się na chwilę, gdy zła wiadomość nadchodzi i cieszyć się obecną chwilą, to w rozżaleniu za tym, co było i bezpowrotnie minęło, stracone zostało już... Zamiast iść na spacer z różową parasolką w wielkim słońcu, bez kropli deszczu (tak, żeby lekko wkurzyć ;-)) sąsiadkę, która patrzy na mnie złym okiem (choć słowa z nią nie zamieniłam ;-)) to ja zasłaniam story i żadne to love story, gdy w kłębek zwinięta, solą z łez niszczę swą twarz i mózg włączam na "rozpacz".

A PRZECIEŻ

Miałam ciekawe życie (scenariusz na kilka filmów) i splątane wieloma nitkami w barwach przeróżnych... od słonecznych do tych czarnych, ale wstawałam przecież ;-) Ostatnio niefrasobliwie nie dostrzegałam rozmaitych cudów, a później wstawałam... nie ta sama już i było za późno.

NIE BĘDĘ TU WIECZNIE

Więc szybko wrócić muszę do prostej umiejętności doświadczania radości z niemal każdego powodu. Nie da rady schować się przed problemami. Wiem, czuję to, że to, jak ja patrzę na świat i się zachowuję, ma wpływ na innych ludzi... więc niech on pozytywny będzie :-)

EPIKUR

Taki grecki filozof, który urodził się około 340 roku przed naszą erą, napisał: "Nie psuj tego, co masz, pragnąc tego, czego nie masz". Jeszcze doradzał: "Pamiętaj, że to, co masz, było kiedyś tym, na co miałeś nadzieję". Później z tą opinią zgodził się Diogenes, też filozof: "Ten, co nie zadowala się małymi rzeczami, nie zadowoli się niczym".

TYLE, ŻE

Trudno jest niezwykle... nie owijajmy w bawełnę... cieszyć się z przysłowiowego słoneczka, jak zdajesz sobie sprawę, masz świadomość, że Twoje dni oglądania słoneczka są policzone i bolesne noce bezsenne w cierpieniu, oczekiwanie przeraźliwie długie. Na ten poranek ze słoneczkiem oczekiwanie, nie do końca jest nadzieją podszyte. I wyłuskać wdzięczność ciężko jest niezwykle. Znam to z opowieści osób, które zachorowały, a to na glejaka mózgu, a to inne choróbsko. Sama też bezsenności doświadczam od kilkunastu lat.

JEDNAK KIERUJĄC SIĘ MYŚLĄ

Steinbecka, że "Smutna dusza potrafi zabić szybciej niż zarazki" zaklinam rzeczywistość uśmiechem, dystans do siebie (zawsze miałam) jeszcze bardziej zwiększam. KONIEC. "Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się będzie z tym zmierzyć" :-)) A życie jest piękne, a tam po drugiej stronie pachnącej jajecznicy na masełku, posypanej szczypiorkiem - nie będzie ;-)

I POZDRAWIAM BARDZO STAREGO PANA :-)

Z autobusu. Jechaliśmy koło siebie na siedzeniach wyświechtanych, gdzie Pan nie miał śmiałości usiąść koło mnie. Gdzie indziej były miejsca wolne ;-) A ja onieśmielałam go chyba nieco ;-) Zachęciłam go dowcipem (nie powtórzę ;-)) to palnęliśmy sobie gadkę szmatkę i w ten sposób, przez kilka przystanków poznałam (przecież niecałe ;-)) życie pana. Pan był niezwykle zadowolony (ja również) i podsumował serdecznie, że niezwykle miło mu było (śmiechu przy tym było sporo :-)) Nawet wysiadł przystanek wcześniej, by chwilę jeszcze pogadać. Niestety :-( pędziłam na spotkanie z przyjaciółką odkładane wielokrotnie. "Jak to dobrze, że zrezygnowałem z jazdy tramwajem i wsiadłem do tego autobusu" - powiedział pan i oczy pod okularami zabłyszczały mu, a słomkowy kapelusz zsunął lekko z czoła. A ja ucieszona, że pan radosny, zmagający się obecnie z rakiem skóry... przez te kilkanaście minut poczuł się tak bardzo zadowolony :-))




15:18:00

ZMĘCZENIE I WAZON

ZMĘCZENIE

Odczuwamy je nieraz na kilka sposobów i przyczyn różnych zaburzeniami związanymi z niskim poziomem energii i silną potrzebą snu. Uczucie zmęczenia spowodowane rezygnacją, z tego co się aktualnie robiło.. Jeszcze takie zmęczenie, że męczą nas opowieści innych o swoich problemach, jak sami mamy ich tysiące. Każde zmęczenie ma inny wymiar: choroba, zniechęcenie, niepokój, depresja, zaburzenia snu, brak odporności i tej fizycznej i tej psychicznej.

ZDARZA SIĘ TAK, ŻE

Zmęczenie jesteśmy swoją bezradnością, bólem, brakiem zrozumienia, odstawieniem na boczny tor.

Ból głowy, brak energii, osłabienie, bóle brzucha, obrzęki. I to tak znikąd się nie bierze, ten ból stawów i mięśni. I możemy zwalać wszystko na choroby, ale sfera emocjonalna jest tu niezwykle ważna. I żadne witaminki tu nie pomogą, na niedobory suplementów nie pomoże ich uzupełnienie.

TU MIŁOŚĆ JEST POTRZEBNA

Nie tak na pokaz udawana, serduszkami opisywana. Empatia, zainteresowanie i wsparcie, docenienie.... danie sygnału. Wskazanie,  że jest jeszcze szansa dobrego wykorzystania tych chwil kilku.

PRZYTULENIE I WYTŁUMACZENIE, gdy strach, pesymizm i negatywne emocje zatruwają Twoje życie tak mocno, że wysysają z Ciebie energię, zapał i wszystko to co nadaje życiu sens i radość. Przestajesz być kreatywna i tylko łzy zalewają Ci oczy, bo myślisz, że nikogo nie obchodzisz. Często tak jest w istocie, nie ma co się czarować. Ciągle miałam nadzieję, że jeszcze nie dziś, może jutro coś ulegnie zmianie i moja wiara, że będzie dobrze się umocni.

BÓL FIZYCZNY MA TO DO SIEBIE, że jeśli przekroczy pewną granicę zabija. Ból psychiczny, trwa i trwa i codziennie swą dawkę daje od nowa i żyjemy. TYLKO PO CO?

PRZECIEŻ STARAM SIĘ i chociaż nie wiem co bym nie robiła, jakbym się nie starała, to i tak zawsze komuś coś nie pasuje.

NIE MUSZĘ NIKOMU NIC UDOWADNIAĆ, a jednak to czynię... koniec więc z tym... chcę prosto żyć i nie wadzić nikomu... więc wycofuję się... może jeszcze porobię coś w co wierzę, co sprawi mi przyjemność, do czego jestem przekonana i rywalizować nie będę musiała. Skoro  wspierać się muszę sama, to muszę wytworzyć w sobie odwagę, cierpliwość i siłę by się nie poddać. Wtedy największe trudności stają się przeszkodami i idzie je rozwiązać.

MOŻE NIE WSZYSCY potrzebują mojego dobra i poświęcenia, a ja niepotrzebnie pcham się tam i tracę czas, jak oni doskonale radzą sobie beze mnie i niewiele obchodzę ich. 

WCALE DUŻO NIE POTRZEBUJĘ, A MAM WIĘCEJ NIŻ MI SIĘ WYDAJE.

Niepotrzebnie tyle łez wylałam. To nie była słabość. To rozpacz była. One same mi leciały i powstrzymać się nie dały. Nie było nikogo kto tę rękę by mi powstrzymał, żeby raźniej mi się zrobiło.

NIE PŁACZĘ JUŻ... ta granica cierpienia już przeszła... znowu wiem kim jestem, granice swoje znam i nie będę już tą osobą, którą byłam. Jestem jak potłuczony  wazon, który jest sklejony teraz. Wygląda nadal pięknie, ale wody do niego już nie nalejesz. 

12:35:00

UPAŁ

UPAŁ

UPAŁY SĄ TAKIE

Że trudno się oddycha, głowa boli, myśli się kłębią i trudno o koncentrację. I wtedy myśli się o tym jak sobie pomóc, żeby było chłodniej i żeby z ciała nie spływała woda. Żeby włosy się nie sklejały, a stanik nie wbijał się w napęczniające od gorąca ciało i piersi w popłochu nie uciekały z tego wyżej wymienionego stanika ;-)))  Między piersiami rynienka pełna gorącej wody. Materiał bluzeczki zaplamiony potem. Wszystko się klei i lepi, rzęsy zamykają oczy od tuszu rozpływającego się z gorąca. Spierzchnięte usta z rozmazaną czerwoną szminką. Dłonie spocone, stopy obtarte od wrzynających się paseczków letnich sandałków. 

Język tak zespolony z podniebieniem, że trudno słowo wypowiedzieć. I tak się myśli, że może Pan Bóg lepiej by zrobił, gdyby część tych upałów lipcowych przeniósł na grudzień ;-) Bo w grudniu pod kocykiem i przy gorącym grzejniku wspomina się, jakby tu dobrze było gdyby gorąco nastąpiło. Trudno nam ludziom dogodzić. Raz za ciepło, raz za zimno. Raz za dużo ubierania choć wygodnie, bo można tym ubraniem zasłonić to i owo, i jest wesoło. Raz głupio ubrać tylko sukienkę z małego skrawka materiału i pokazać, pokazać to czego nie za bardzo by się pokazywać chciało ( chyba, że się ma niewiele dekad i pokazywanie nie daje dyskomfortu ;-))

TYMCZASEM trzeba sobie radzić z upałem, który staje się dokuczliwy i serce zaczyna pracować w przyśpieszonym rytmie. I właśnie to serce, to moje serce znalazło wyjście z gorącej sytuacji.

Dostrzegłam  możliwość ochłodzenia się, swojej głowy i ciała... prosty sposób... przypomniałam sobie R., mojego drugiego męża. Jego lodowate serce i spojrzenie pełne chłodu, i ten uścisk obojętny, czasem wrogi, sprawiający, że przechodziły mnie zimne dreszcze. Bo on pragnął zaspokojenia tylko, tylko swych fizycznych potrzeb... ja gorących uniesień... a była tylko zimna trwoga moja, żeby już skończyła się ta chwila mroźna i okropna.

W MIG....

zrobiło mi się chłodno, zimno wręcz. Raz przydał się na coś R. A raczej wspomnienie o nim. Zabieg kriolezji na ból kręgosłupa, to przy nim wrząca reminiscencja jest ;-)

UPAŁ jednak... tak zły nie jest, można go znieść... przypomina nam, że człowiek głównie składa się z wody... Mnie przypomniał, że R. składał się głównie z lodu...

W NATURZE 

słońce i lód w jakiś niewyjaśniony sposób potrafią ze sobą współistnieć. W moim życiu słońce ważniejsze jest i lód toleruje tylko jako okład na zmniejszenie dolegliwości bólowych i obrzęki przeróżne, działając przeciwbólowo. Ostatnio mrożonka z fasolki szparagowej świetnie zadziałała na ból obrzękniętego stawu barkowego ;-)) R. na pewno nie był balsamem kojącym ;-)  




10:04:00

STARA BABA

STARA BABA

STARA BABA, A STARA KOBIETA

To różnica jest wielka. Stary kompot, to co innego, nie to samo, co stare wino. Ta różnica jest zasadnicza.

Podstawowa nie jest taka, że Stara Baba ma tyłek jak Afryka i powyżej pięćdziesięciu lat. Może być dużo młodsza i starsza też bardziej, i figurę jak dla hecy... z przodu plecy, z tyłu plecy ;-)Wszakże to nie o to chodzi.

Ani wiek, ani wygląd nie ma tu znaczenia żadnego. Stara Baba to charakter, sposób postrzegania świata, traktowania siebie i ludzi, sposób bycia.

Tym się różni od Starej Kobiety, że uważa się za lepszą od tego wszystkiego co ją otacza. Ona tylko wie, wie wszystko najlepiej, jej się też wszystko należy... wszystko co ją dotyka złe, to innych jest wina oczywista. Że jest samotna, że chora, że inni ładniejsi (a nie powinni), to powód do frustracji. Że komuś się układa i jest radosny, to istotny powód do zazdrości... chociaż starannie to ukrywa ;-) Wszem i wobec głosi, że się za wszystkich modli. Oczywiście wszystkim dobrze życzy, z całego serca swojego, ale? Ale brakuje jej informacji, więc się ich kategorycznie domaga. Używa wszystkich środków by zobaczyć, dowiedzieć się jak najwięcej. Choć żadna wiedza w pełni ją nie satysfakcjonuje.

POTEM

Ocenia, krytykuje... jak jest dobrze to niedowierza... jak źle, to jej ból się uśmierza. Ból spowodowany tym, że nie jest na pierwszym planie. A jak ktoś w jej wieku, nie daj boże lepiej wygląda, albo młodszy i do tego szałowo się prezentuje... Uuuuu... to bardzo niedobrze.

ALE SPOKO :-)

Zawsze znajdzie słowo by przypiąć łatkę:

- nie jesteś do siebie podobna... to chyba nie ty? taka gruba?... przecież nie byłaś... widocznie czerwone  pogrubia :-)

- Jakoś ci się wszystko udaje... chociaż zdrowie nie takie... ale cóż w tym wieku oczekiwać (?)

-Powinnaś... nie powinnaś... tak lepiej wypada... tak wcale nie wypada. Tak uważam, tak oczekuję... O wszystkich myślę... zamartwiam się. Nikomu nie życzę źle... Tyle, tyle że inaczej powinno być.

TO SĄ SŁOWA STAREJ BABY, KTÓRA WTRĄCIĆ SIĘ MUSI, CZYJŚ SPOKÓJ ZAKŁÓCIĆ

Swoje teorie wygłasza, bo najmądrzejsze są. Nie widzi, że jest wścibska, niegrzeczna, że jest obcą kobietą, której ktoś może nie chcieć  w swym życiu, nawet tylko na zasadzie telefonicznej spowiedzi. 

BO NIE WSZYSTKO JEST NA SPRZEDAŻ.

Ważne jest dzisiaj i ci, którzy są  nami w tym teraźniejszym i zmaganiu, i radości i smutków doświadczaniu.

SIEBIE UWAŻAM ZA STARĄ KOBIETĘ

Bo swoje lata mam i nie wypieram się ich absolutnie. Dbam o siebie (nie widzę w tym nic złego). Kiedyś też dbałam, ale ciut mniej mi to czasu zabierało :-)) Lubię otaczać się tym co piękne i takimi też ludźmi, których nie oceniam... czasem ich zachowania mnie zadziwiają w dobrą lub gorszą stronę idące... ale cóż, nikt nie jest bezbłędny.

TYM RÓŻNI SIĘ STARA KOBIETA OD STAREJ BABY, ŻE

nie wchodzi butami w życie innych ludzi, jeśli oni tego nie chcą. Nie interesuje się wyłącznie narzekaniem i lubi siebie i wie, że ma prawo żyć jak chce... łazić po drzewach, i na bosaka w środku miasta, malować lico, albo być potarganą.

Czasem w sportowym obuwiu, czasem w szpilkach czerwonych... czasem wolno, a czasem biegiem... na ile inspiracji, chęci ma się w dany dzień. Nic nie jest zarezerwowane tylko na czas do dwudziestu lat. Serce jako mięsień ma prawo być sterane. Ale liczy się dusza młoda.

TEJ DUSZY MŁODEJ

nie zabierze mi żadna Stara Baba, co ma czterdzieści lat... zgorzkniała, patrząca złym okiem na moje długie, kolorowe kolczyki wesoło dyndające mi w uszach. Niech ona sobie wozi na siedzeniu w autobusie swoje zmęczone siatki (gdy inni stoją obok) i niech przez telefon obgaduje swoje sąsiadki... i wszyscy pasażerowie słyszą, że ta jej sąsiadka, to obecnie wozi się z innym facetem, a wcale nie jest taka ładna ;-))

Niech sobie będzie taka zawistna, zazdrosna, nie mająca swojego życia (chyba?). Ona nie jest w stanie zmącić swym gadaniem i postępowaniem życia innej Starej, tyle, że nie baby tylko KOBIETY.

STARA BABA wszędzie wietrzy podstęp, nie może spokoju zdzierżyć... węszy niecne układy i zazwyczaj (zależy od baby) jest roszczeniowa i ogólnie niezadowolona... o byle co, wszczyna awanturę, albo w najlepszym razie, jedynie;-) patrzy złowrogo, czy mruczy pod nosem, nie zająkając się  nawet żadnym dobrym słowem (dobre szczere słowo nie leży w jej naturze). Tak marudzi, poucza, stęka albo pokazowo się modli.

TYLKO NIE ZA MNIE, PROSZĘ

nie za mnie! Poradzę sobie. Mam swoją modlitwę i nic nikomu do tego jak ona brzmi i do kogo skierowane są słowa jej.

STARA BABA - TO PORTRET zachowania pewnego

Nie mam zamiaru wyszydzać, deprecjonować i drwić ze starości, bo w gruncie rzeczy, to nie o nią tutaj chodzi ;-) Stara Baba, to osoba prezentująca zachowania, których nie polecam nikomu - jako męczące siebie i dręczące innych. 

STARA KOBIETA zakłopotana nieco, że jest stara, ale pamiętająca, że nie przestaje być KOBIETĄ i wmawianie jej, że jest tylko cieniem dawnej siebie - jest obrzydliwe. STARA KOBIETA, to kobieta świadoma wartości swej. Ma prawo do życia. A jeśli Stara Baba zakłada, że jest tylko do tego żeby wnuki niańczyć - to jej sprawa i wybór jej. STARA KOBIETA oświadcza Wam, że nie znika, dopiero zaczyna :-)))) Nie dam się wepchnąć do szuflady, w stereotyp o starości i rzekomo związanych z nią powinnościach zablokować!

STARA BABA ODSTRĘCZA i zniechęca, STARA KOBIETA  zna siebie, jest świadoma, wybiera wszystko co nie jest byle jakie i tym sam przyciąga wzrok, serca i umysł innych. A przede wszystkim, co najważniejsze - ma poczucie humoru i dystans do siebie (i Starych Bab ;-)))                                                                         



06:43:00

NARZEKANIE nie jest takie złe?

NARZEKANIE nie jest takie złe?

TAK PRZEKORNIE POMYŚLAŁAM, że

Ci co twierdzą, że narzekać nie należy, bo sprawia ono, że czujemy się tylko gorzej i na prawdę nie pomaga... nie pozwala by nasze szczęście było pełne i nabierało rozpędu... To Ci, którzy twierdzą, że narzekać każdy potrafi, a najlepiej skończony głupiec, który zabawia się tylko wtedy kiedy krytykuje, ocenia i wtedy w każdej sytuacji i w pracy i w domu jest nieszczęśliwy... To Ci tak myślący i tak czyniący... nie do końca tak marudząc ;) mają rację ;-)

WYRAŻANIE NEGATYWNYCH OPINII O KIMŚ LUB O CZYMŚ

Pokazanie swojego niezadowolenia, żalu, a wręcz rozpaczy, nie codziennie oczywiście, ale tak od czasu do czasu wcale, nie jest takie złe i niepokojące. Powiedziałabym wręcz, że oczyszczające :-)

Nie trzeba od razu być malkontentem i wpaść w syndrom Calimero, gdzie narzekanie jest celem życia i bez niego nie potrafi się funkcjonować. Sens takiego życia, kiedy każdego dnia znajduje się powód do niezadowolenia, jest bezsensem a nie sensem życia... tak według mnie :-)

I sami przestajemy się lubić i inni już nie lubią nas, gdy tak ciągle zamiast się ze smutku wynurzyć, zatapiamy siebie i innych wokół siebie też.

SAMI NIE LUBIMY, gdy 

Ktoś do nas mówi, jak to wszystko jest czarne i nie takie, nie takie jak nam się wydaje, że powinno być inaczej. Nie lubimy przebywać w towarzystwie takich osób, które nieustanie narzekają i to wcale nie dlatego, że mają ku temu powodów wiele (zdrowie, uroda, partnerka czy partner i dzieci, teściowie i szef i polityka, ceny, brak kasy i powodów racjonalnych mniej lub bardziej).. Tylko dlatego, że mają w sobie już ten nawyk, że niezadowolone są ciągle. To bycie nieszczęśliwym na własne życzenie, zmienia ich (nas?) w trudnych dla siebie samych i innych - wprost nie do zniesienia. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że narzekanie zmienia naszą osobowość i przez to też zaczynamy być samotni, bo nikt nas nie lubi, a początek jest w tym, że my nie lubimy siebie. I tak koło się toczy. Toczy tak, że jesteśmy w coraz większej czarnej d...e. 

I NIE MA USPRAWIEDLIWIENIA, że 

narzekamy, bo powód istotny mamy, jeśli bez przerwy do niego wracamy i nie potrafimy niczym innym się zająć, bo czasu nie mamy. Zali czas zajęty mamy - NARZEKANIEM.

KORTYZOL 

rośnie nam, bo nadnercze wydziela go przez ciągły stres, coraz więcej i więcej i? I cukrzyca, nadciśnienie i inne takie tam, zaburzają nasz układ odpornościowy.  Tak sypie się wszystko i znowu powód jest, by ponarzekać sobie;-)

OTOCZENIE nasze

ma oczywisty wpływ na to jacy jesteśmy. I gdy jesteśmy pośród osób mających pesymistyczny stosunek do wszystkiego i my ulegamy, i brniemy w to, zaczniemy podzielać opinie tych malkontenckich osób. Gdy ludzie, z którymi się stykamy empatyczni są i dla, których z największego zła i najczarniejszego koloru można wyciągnąć coś zabawnego, kolorowego, to oni sprawiają, że my też bardziej różowo patrzymy na świat. A z tego różu poprawia się nasze widzenie siebie i tak nas widzą, jak my siebie czujemy. I albo jesteśmy sami z sobą, osobą której nie lubimy, albo którą kochamy i taki mamy wpływ na ludzi, którzy z nami są, albo chcą być. Wszystko zawdzięczamy sobie :-))

ZASTANAWIAM SIĘ:

Dlaczego jesteśmy skłonni nieraz bardziej uwierzyć ludziom tym, którzy wszystko widzą w czarnych barwach, choć to nijak się ma do rzeczywistości, niż tym, którzy entuzjastycznie podchodzących do wszelakich spraw.

I TAK NIE JA PIERWSZA PRZECIEŻ

odkryłam, że NARZEKANIE pozwala  nam zawiązywać relacje z innymi ludźmi i to na różnych, niższych i wyższych poziomach. Wszak odpowiadamy, że "wszystko jest dobrze, oki i stara bida", to znaczy, że chcemy utrzymać dystans i rozmówcę od siebie oddalić. Tymczasem, gdy zaczniemy narzekać, na to i tamto, to zagajamy rozmowę... i? Takie równorzędne psioczenie i smęcenie bardzo zbliżyć może. Nie ma w tym nic złego, gdy nie czynimy tego zbyt często i znajdujemy umiar między opowiadaniem o troskach, słabościach (a czasem włączymy w to nawet uśmiech, ironię i szyderstwo ;-)), ale głównie radość swą pokazujemy i uśmiechem podkreślamy.

NARZEKANIE NIE JEST TAKIE ZŁE!

Pozwala oczyścić emocje, ale druga strona też ma swoje emocje. Musimy dbać by w równi szanować swoje i innych emocje. Nie zawsze smutek podzielony jest mniejszy. Zawsze zaś radość podzielona jest daleko większa. Łatwiej się żyje w konwencji, że na przekór wszystkiemu, modom, trendom przeróżnym, zdaniom autorytetów (jeśli jakieś jeszcze uznajemy ;-)) będziemy wierzyć w siebie i wiarą, w to, że będzie dobrze, a wręcz lepiej... że tą wiarą obdarzać wszystkich będziemy!

OSTATNIO TROCHĘ NARZEKAŁAM  

I miałam ku temu powody. Powody jednak zostały mimo narzekania ;-) Ale czuję, że się uratowałam. Dzięki mojej wredocie wrodzonej ;-) posługującej się ironią, szyderstwem, poczuciem humoru (bardzo kontrowersyjnym) i mimo wszystko wierze. Wierze, że mam szczęście, i znowu spadnę jak kot na cztery łapy :-)) Inaczej być nie może. Nawet jeśli to całkiem niedobre będzie dla mnie, to dla kogoś być może ;-)

To jest to znajdowanie dobrego, w czymś do końca niedobrym dla siebie :-)))))

NIE JESTEM ZUPĄ POMIDOROWĄ (babciną, delikatną nieszkodliwą)

Tylko chili! A chili ma siłę!  






17:01:00

KIM JESTEŚCIE?

 KIM JESTEŚCIE?

CODZIENNIE, NIEZMIENNIE

Wchodząc między ludzi zastanawiam się, kim jesteście? Kim jesteście tak normalnie, codziennie, bez makijażu, bez garnituru, rozczochrani, z oczami spuszczonymi czy rękami w kieszeniach ukrytymi.

Kim jesteś kobieto z dwoma torbami i pięknymi niebieskimi oczami, z których smutek jakiś dziwny przenika?

Kogo udajesz mężczyzno w kraciastym kaszkiecie, nerwowo poruszający palcami prawej ręki?

Siwa maleńka kobieto z owiniętą włóczkowym liliowym szalem szyją, w za dużych butach wsuniętych na wełniane skarpety... kim byłaś pięćdziesiąt lat temu? Dlaczego teraz uciekasz gdzieś w bok wzrokiem?

Kim jesteś dziewczyno z pięknym grubym warkoczem, elegancko ubrana, a w dolnej wardze kolczyk świecący? Kim jesteś na prawdę, a może kogoś udajesz?

Kim jesteś i co myślisz polityku, z pierwszych stron gazet... kim jesteś w swoim domu? Czy w kapciach chodzisz czy na bosaka ganiasz?

Kogo grasz stając tu na przystanku tramwajowym? Kobieto z czarnymi jak kruk włosami i zamyślonymi oczami... czy jesteś szczęśliwa czy jakąś chmurna, ciemną prawdę ukrywasz?

A Ty wytatuowana dziewczyno na rękach, nogach i szyi... ubrana w tatuaże w całości całego ciała przykrytego w niewielkiej części, różową w kwiateczki sukienki... co chcesz wyrazić swoją kreacją?

Czy Ty mężczyzno zaciągający się papierosem elektronicznym w garniturze uprasowanym na kant, jesteś kimś ważnym w swoim zawodzie czy bardzo byś chciał, ale Ci się nie udaje?

O czym myślisz kobieto z wózkiem i kwiecistą torbą na ramionach, rozglądającą się na boki jakby oczekującą na kogoś?

Jesteś sobą czy chcesz się upodobnić do swojej koleżanki (wyprostowanej przy Tobie i patrzącej dumnie przez  siebie), dziewczyno z książkami grubymi w ręku i siatką jabłek pełną i oczami iskrzącymi?

A ty elegancko ubrana kobieto, z oczami przysłoniętymi ciemnymi, wielkimi okularami. Kim jesteś kobieto w bliżej nieokreślonym wieku. Po dłoniach z plamami słonecznymi widać, że wiele słonecznych lat przeżyłaś ;-) Ale ta twarz i sylwetka młodzieńcza oraz fantazja, którą widać w ubiorze, zastanawia( ?) Jakie to myśli kołaczą ci się w głowie, gdy zmysłowo rozchylasz kształtne czerwone usta, a z drugiej strony nerwowo potrząsasz głową... 

Dziewczyno z autobusu zapatrzoną skośnymi oczami w ekran telefonu i uśmiechająca się czule do niego - kim jesteś, skąd przybyłaś do naszego kraju, jaka jest historia twoja?

JESTEŚCIE TYMI JAKICH WAS WIDZĘ?

Czy kogoś innego udajecie, macie swoje tajemnice i nie chcecie pokazać ich światu?

JESTEŚCIE TAK RÓŻNI

KIM JA JESTEM?

Czy ten uśmiech płynie z serca i mózgu, bo taka radosna jestem czy akurat Pan B. obejmuje mnie, ale do fotografii i tak uśmiecham się by zarazić optymizmem i radością tych, którzy oglądają mnie?

Kiedy jestem prawdziwa, kiedy udawana? Zastanawiam się ;-).

WIEM

Każdy z nas, nie ukrywajmy tego... na potrzeby otoczenia stara się ukryć prawdziwe lęki, problemy. Może by nie pokazać po sobie, że jest słaby, zaniepokojony, wręcz zatrwożony. Są sytuacje, że nie chce nawet pokazać swojego w danej chwili zadowolenia, by swoją radością nie urazić tej osoby, która akurat przeżywa coś niepokojącego. Zakładamy maski, nie tylko dla siebie, zwłaszcza dla innych by się przypodobać, lub nie obnażyć swojej niemocy, prawdziwej twarzy, swojego bólu, cierpienia, zwątpienia.

TAK WŁAŚNIE DOPADA NAS SMUTEK

Gdy nie możemy być sobą. Gdy nie możemy szczerze porozmawiać o sobie z kimś nam życzliwym. Gdy czujemy się osamotnieni i niezrozumiani. Nie widzimy światełka nawet podczas wyjątkowo słonecznego dnia. A ci radośni z nas, nie mający wiele problemów, też się obawiają zazdrości, zawiści i również niezrozumienia.

ALE NIE MA NA ŚWIECIE NIKOGO

Kto nie miał by jakiejś zagwozdki. Czy biedny, czy bogaty, młody czy stary zawsze ma się czymś martwić. Ma prawo do własnego świata i nieujawniania go nikomu. tacy czy owacy mamy prawo być sobą i nikt nas nie powinien oceniać. I my nie powinniśmy oceniać innych. Tak jak nie powinno oceniać się książki po okładce. Barwna, wesoła okładka książki niekoniecznie może zawierać wesołe treści. Tak jak i czarna jednolita obwoluta może w środku zawierać prześmieszne, radosne wieści. Tak być może! Jak dobrze, że tacy jesteśmy różni. Łączy nas jedno - jesteśmy ludźmi :-)) i udało się nam być na tym świecie :-))) 




17:53:00

MAM TAJNĄ BROŃ ;-))

MAM TAJNĄ BROŃ ;-))

I ZDRADZĘ WAM TEŻ, ŻE? ŻE

Wszyscy ją macie :-)) Tylko nie wszyscy zdajecie sobie sprawę z tego, że jest ona na Waszym stanie posiadania :-) I co istotne, nie trzeba na nią pozwolenia! Dlaczego więc z niej nie korzystacie :-)?

A TO BROŃ, 

która pozwala wyjść z twarzą w sytuacjach np. kompromitujących nas. Wtedy jeśli nie można zmienić sytuacji, można zmienić nastawienie do tego, co się dzieje. Zmienić trudność w wyzwanie. Puszczenie bąka (niestety usłyszanego przez innych - cóż zdarza się ;-)... i tak Wam się udało - normalnie powinny być trzy (i tu śmiech oczywisty). I po sprawie. 

TO ŚMIECH JEST TĄ BRONIĄ

Bez porannego uśmiechu (nawet tylko do siebie) nie zaczynam w ogóle dnia. To ważniejsza część makijażu.

Przecież dla mnie to oczywiste, że najpiękniejsi ludzie, to ludzie uśmiechnięci i wiek oraz wykształcenie czy płeć znaczenia tu nie mają żadnego. 

I do tego przy śmiechu można spalić nadmierne kalorie i oponkę z brzucha zrzucić poprzez gimnastykę ramion, brzucha i przepony.

A przy okazji też organizm dotlenić można, a nic tak wspaniale nie działa na układ krążenia, w tym serce i mózg jak śmiech, i to taki niepohamowany wręcz.

Jeszcze stres można tym śmiechem rozładować, a naburmuszonego osobnika obok w tramwaju stojącego wprawić w rozbawienie. I kumulacja złych emocji wygasa i pomaga wrócić do równowagi... temu naburmuszonemu też ;-)

Gdyby śmiech byłby lekarstwem, to ja Wam mówię szczerze i straszyć nie chcę co poniektórych... to ja, żyłabym wiecznie!!!

Bo nic tak nie wzmacnia odporności, zmniejsza odczuwanie bólu fizycznego i psychicznego jak śmiech właśnie :-))

Poza tym, co ważne jest niezmiernie... to uśmiech nic nie kosztuje. Nie trzeba go szukać na promocji, tylko trzeba go dawać innym. I przez to dawanie, nic, absolutnie nie traci się nic :-))

Ja, muszę uśmiechać się dodatkowo dlatego, że no nie mam wyjścia, ciągle muszę być ze sobą... nie mogę się z sobą rozwieść, czy stanąć obok... muszę się uśmiechać, bo nie znoszę ponuraków!

Choć bywa, że mój uśmiech nie oznacza, że jestem uśmiechnięta - tylko silna. To czasami jedyny sposób, by się nie rozsypać, lecz skutecznie utrzymać.

JEDNYM SŁOWEM - UŚMIECH - ŚMIECH

to broń mająca magiczną moc. Sekret jej polega na tym, że przyciąga do nas ludzi jak magnes... tych uśmiechniętych, optymistycznych i cudownie do życia nastawionych... jak też broni przed tymi źle do nas nastawionych... Tyle tylko, że? Że my sami musimy stać się tacy czyli... uśmiechnięci :-))))

TAK WIĘC  ZBROIMY SIĘ I UŚMIECHNIĘCI DO SIEBIE I LUDZI, Z DOMU WYCHODZIMY :-))))





12:05:00

KOCHANA MAMUŚ :-))

KOCHANA MAMUŚ :-))

Kolejny 26 maja, DZIEŃ MATKI :))

To już 26 lat, jak Ciebie nie ma wśród nas. Wiesz, jak lubię pisać wiecznym piórem z niebieskim atramentem na śnieżnobiałym papierze. Ale gdybym taki list piórem do Ciebie napisała, to moje łzy płynące z oczu, atrament by rozmazały i chmurki mgliste by powstały. Takie chmurki, po których teraz sobie hasasz, ale trudno odczytać byłoby słowa. Piszę więc na komputerze. Wiesz Mamuś to taka dzisiejsza lepsza forma maszyny do pisania. Nie trzeba tak mocno walić w klawisze ;-) Piszę do Ciebie od ośmiu lat i za każdym razem chciałabym napisać coś innego... jedno nie zmienia się wszakże... ciągle kocham Ciebie i ciągle, przeciągle brakuje mi Twoich naiwnie patrzących piwnych oczu i uśmiechu łagodnego. Ale to banały, takie powtarzanie... prawda jest taka, że o Tobie myślę, więc żyjesz choć Cię nie widzę, a obraz się zamazuje, bo ja już też mam "swój wiek" ;-) Ale pamiętam, jak uczyłaś mnie rysować, dobierać kolory, dbać o szczegóły i dumę Twoją z moich osiągnięć.... ciągle pamiętam.

NIEKTÓRZY MYŚLĄ, ŻE JESTEM WAŻNIACZKA ;-))

W pewnym sensie jestem, bo nauczyłaś mnie, że trzeba wierzyć w siebie i się nie poddawać. I mogę przez tych, co mnie bliżej nie znają tak być odbierana ;-) To bez znaczenia jest. 

Choć Ty Kochana moja w ostatnich dziesięciu latach życia swojego... wiem, teraz wiem... :( Mimo troski i dbałości mojej o Ciebie... czułaś się bardzo samotna... bez taty i babci, co umarli w jednym roku. Ja zaganiana ze swoimi dziećmi i pracą, i czerpaniem życia... nie za bardzo rozumiałam, że "mając wszystko" nie masz zbyt wiele. Żałuję!!! Że nie zdążyłam o wszystkim Ci powiedzieć. Teraz jestem mniej więcej w tym samym czasie swojego życia, kiedy Ty wybierałaś się już na te chmurki białe i niebieskawe.

14 LIPCA roku 1998, O PORANKU

Zadzwonił mój niebieski designerski ;-) telefon stacjonarny. - Czy pani Dorota? Tu szpital. Dzisiaj rano umarła pani mama. 

Nie dokończyłam śniadania...

Suche słowa.

Poprzedniego dnia rozmawiałyśmy i powiedziałaś, że bardzo mnie kochasz. Nigdy nie mówiłaś mi, nie powtarzałaś, że kochasz mnie. Nie byłaś zbyt wylewna w okazywaniu uczuć. Ale Mamuś, czułam Twoją miłość. 

KAŻDEGO DNIA MYŚLĘ O TOBIE

I dlatego żyjesz, choć nie mogę dotknąć Twojej małej dłoni. Gdy dobieram kolory, gdy ubieram się i stroję, to myślę co byś Ty kochana na to powiedziała :-)) Ostatnio uwielbiam połączenie różu z czerwienią i jeszcze pomarańczową barwą. Byłabyś zszokowana :-))) Ale w końcu by się Tobie spodobało.

JESTEM MATKĄ I BABCIĄ I NIE PRZESTAJĘ BYĆ KOBIETĄ.

Dzięki Tobie! 

Tak jak Ty lubię usta malować czerwoną szminką. Czy tam gdzie jesteś też malujesz usta czerwoną szminką? :))))




Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger