Przynajmniej udawaj, że jesteś normalna – mówiła do mnie mama, gdy wychodziłyśmy „w gości”.
Nie dodawała, co mam udawać i jakie pozory stwarzać … choć się domyślałam.
„Mam być jak inne w tym wieku dzieci”.
Od najmłodszych lat słyszymy by być jak inni: grzeczni, dobrze się uczący, niewychylający z jakimiś niedorzecznymi pomysłami i najlepiej „cicho siedzący” (bez głosu zbytecznego zabierania).
Wychowawcy do dziś zalecają by tak się zachowywać, by nie wychodzić poza ustalone ramy. A te ramy, to normy kulturowe i obyczajowe określające co wypada, a czego absolutnie robić nie wypada.
Naruszenie ich rodzi wstyd lub poczucie winy. I te uczucia są jak najbardziej prawdziwe i normalne … normy są wymyślone, ustalone nadrzędnie.
Na szczęście czas, biegnące przemiany zmieniają wzorce i pozwalają na odchodzenie od pozorów (to jednak ciągle zależne jest od naszej tylko woli, a nawet odwagi).
Tu przypomina mi się jedna z imieninowych imprez, w której jako dziecko uczestniczyłam.
Dzieci i ryby głosu nie mają – zaraz po nich kobiety, he, he … i obrzydliwy śmiech wuja Stefana, po tym jak do ogólnej dyskusji, jako dziecko wtrąciłam swoje trzy grosze.
Ten śmiech, brzmi mi w uszach do dziś… czuję jak pali poliki moje, tamto zawstydzenie… jeszcze słowa skierowane do mojej mamy (żeby ukróciła mojej elokwencji zapędy): to nienormalne, żeby dziecko do dorosłych się wtrącało.
Dziś jestem dorosła (bardzo;-)) i nikt mi nie zabroni mieć swojego zdania… wiem, że ludzie są do siebie (pod pewnymi względami;-)) podobni – w tym sensie jesteśmy normalni ;-)
Ale nawoływanie do normalności poprzez ograniczanie wolności wypowiedzi (nawet! i też! dziecka), do trzymania się powszechnych zachowań bez wytłumaczenia ich wartości – to nawoływanie do konformizmu.
A to krok do bylejakości, przeciętności, sztampowości, czyli np. w przypadku młodego człowieka – zastopowanie jego dążności do rozwoju, braku inspiracji do jakichkolwiek działań.
Z tego też wynika lęk, że uciekając od jednorodności, nie poddając unifikacji, wyróżniając się – może to zostać źle przyjęte – i ten lęk paradoksalnie – jest normalny ;-)
Cóż jest z tą normalnością? O co w niej chodzi? Być normalnym, ale pod jakim względem, w jakich warunkach, w jakim stopniu, gdzie i jak tą „normalność” zachowywać?
Czasy mamy nieprzewidywalne, zaskakujące i żeby zachować normalność czasem musimy uciekać w irracjonalne zachowania. Rzeczywistość jest mniej bolesna, gdy przyprawimy ją odrobiną szaleństwa. Ale tylko wtedy to się uda, gdy znajdziemy w sobie siłę by odkleić się od dyktatury większości.
Od tej większości, która sądzi, że jest normalna. Czyli?
- Zachowuje jak większość w danych sytuacjach, w taki sposób, że to zachowanie nie dziwi nikogo.
- Dopasowuje do innych – względem postępowania, zasadami – wszystkimi, wcześniej wymyślonymi – według wykreowanego wzorca przekazywanego z pokolenia na pokolenia… z trudnością modyfikowanego mimo zmieniającego się w każdym aspekcie życia.
- Wpasowuje w tłum, żeby specjalnie nie wyróżniać z niego.
- Przyjmuje charakter taki by nie intrygować innych.
- Utrzymuje w sztuczności, ryzach, które nie pozwalają wychylić się o kłak.
W ten sposób określamy się jako normalne osoby… ale chwila… moment… to znaczy, że inne wyróżniające się osoby, inaczej na życie patrzące, bez utartych schematów – to są praktycznie nienormalne osoby. To prawdziwe stwierdzenie na tak postawioną tezę, choć faktycznie bezsensowne, wręcz absurdalne.
Jest tak: Wszyscy, którzy są inni niż my, też są normalni!
Nie ma wzorca normalności, dokładnej definicji i żadne statystyki są w stanie prawdziwie jej określić. Za to istnieje hipokryzja w nas, że zgadzamy się z tym, że każdy powinien być sobą, ale jeśli jesteśmy inni, to ci sami nas odrzucają.
Więc zamiast zastanawiać się nad normalnością, lepiej pomyśleć czy w tym wszystkim co czynimy jest prawda, piękno i dobro, skuteczność, pożyteczność, i radość.
Bo normalność to różnorodność, zespół czasem wzajemnie sprzecznych emocji.
Są takie, które powodują zło i wykluczają z naszego życia tych, którzy nie poddają się regułom.
Oni często wywołują w nas lęk i to jest zupełnie niepotrzebne.
Normalność to zespół wyjątków… oryginalność, indywidualizm, podążanie własną drogą, uleganie pokusom, odwaga w głoszeniu swoich poglądów, zmienność, lenistwo, kultura osobista, ambicje, samotność wewnętrzna, otwartość, introwertyzm, pewność siebie, religijność i brak wiary … wszystko to jest normalne.
Pesymista, który widzi ciemny tunel; optymista, który widzi w nim światełko; realista światła pociągu i maszynista trzech facetów na torach (o których myśli – kretyni). – wszyscy na swój sposób normalni są.
Nikt nie powinien stygmatyzować drugiego człowieka jego niedoskonałościami i odbierać prawa do określenia „człowiekiem normalnym”, i każdy jeśli zechce ma prawo do gloryfikowania dokonań innej osoby np., ze względu na jej twórcze dokonania.
Nasz prawdziwy charakter ujawnia się właśnie wtedy, gdy mówimy o innych… im bardziej pozytywnie ich postrzegamy tym samym sami szczęśliwsi jesteśmy… stabilni emocjonalnie – zwyczajnie normalni, bez fajerwerków entuzjazmu :-))
Normalność jak wszystko - ma swoją jasną i ciemną stronę … mądrą i głupią.
Ta ciemna i głupia jest wtedy, gdy robimy sobie z niej alibi: nie sprzątam po psie, wszyscy normalnie tak robią; oszukujemy – przecież inni normalnie tak postępują. Albo taki przypadek gdy z normalności robimy narzędzie potępienia, kij do bicia na tych, którzy nie postępują tak jak byśmy my tego chcieli. Czyli masz 60-tkę na przykład - powinnaś na drutach robić, wnukami się tylko zajmować, a o seksie nie wspominać w ogóle, bo to w tym wieku nie przystoi… oczywiście tylko innym poświęcać, o sobie zapomnieć… pamiętać tylko w kontekście pozostawienia spadku… Żyjesz inaczej, na swój sposób – to trzeba cię opluć, wyśmiać, od nienormalnych zwyzywać.
Nie dość, że umowna, to zmienna ta normalność i wszystko zależy od punktu patrzenia, więc radzę: ostrożnie z tym ocenianiem :-), bo czas szybko płynie i zamienia miejsca ;-))
Czy ja jestem normalna?
Ci co mnie znają, wiedzą, że - … ;-))) !
Ja sama ciągle targana wątpliwościami, czy dobrze robię, czy wolno mi się na coś godzić, czy nie powinnam inaczej działać, czuję, że nie jestem „normalna” pędząc ciągle pod prąd, wygłupiając jak niedorostek jakiś i sprzeniewierzając ogólnie przyjętym (nie wszystkim, tylko tym, które uważam za przestarzałe, nudne i nie w porządku) dogmatom… Ponad wszelką jednak wątpliwość, wiem jednak na pewno, że jak dotąd dzięki temu właśnie, nie udało się ujarzmić mnie nikomu i niczemu. Nie jestem WSZYSCY i jak WSZYSCY i nie będę (bez względu na innych (nie)uznanie). A w poprzednim życiu (tak myślę!) byłam smoczycą ;-))) taką w najlepszej wersji niezależności ;-))
Van Gogh powiedział, że: ''Normalność jest jak utwardzona droga, wygodnie się nią idzie, lecz nie rosną na niej kwiaty''
Lepiej nie da się tego ująć! … szkoda, że to nie ja wymyśliłam ;-))