17:06:00

Zmiana planu!

Zmiana planu!

Miałam inny plan. Dzisiaj, o błędach popełnianych (codziennie) miałam rozprawiać... ale optymistycznie 😊 Jednak zostawiam sobie to "pokrętne" (a może błędne 😉) tłumaczenie, opisywanie błędów na później... (nie śpieszy mi się do kolejnych błędów 😉) i napiszę o czymś, co każdy człowiek potrafi. (?) O umiejętności wspólnej (kolor skóry, wyznanie, nawet język różny – nie ma znaczenia) dla wszystkich ludzi, takiej będącej wyrazem pozytywnych emocji. Co prawda w różnych krajach, co innego może oznaczającej i inaczej określającej człowieka... O czymś co np. w Rosji, Korei Południowej czy Norwegii jest wyrazem bezmiernej głupoty. Za to już w Niemczech, Brazylii, Malezji i Chinach ludzi z tą umiejętnością uważa się za inteligentniejszych. Kluczem tu nie jest położenie geograficzne tylko wyraz kulturowy. A w Polsce? W Polsce jest najśmieszniej. W Polsce trzeba się wstrzymywać nieco, bo nie bardzo wypada 😉 Bez tego (co mam na myśli, ale ciągle nie zdradzam 😉 świat byłby bez sensu... tak jak niebo bez słońca; życie bez kolorów, bez muzyki, zapachów... apatia, nuda, czarno-szarobure ponuractwo (nawet bieli nie dałoby się zauważyć).
O czym mówię?

Napięcie wzrasta (?) O czym znowu ta Stara Kobieta tutaj plecie (zanudza)? Już wiecie?

Ooo? Oo? O uśmiechaniu się, śmianiu... o uśmiechu!*

O uśmiechu* - takim grymasie, napięciu mięśni na twarzy w obrębie obu stron ust i  wokół oczu - tu teraz cała tyrada będzie 😊 Dlaczego? Co można powiedzieć o uśmiechu i po co o tym rozprawiać?
Odpowiadam: 

O uśmiechu mówić trzeba koniecznie, bo uśmiech to ciągle niedoceniany skarb, niezwykle silna broń, cudownie pozytywna emocja, która jest niezwykle w życiu ważna. Od tej poza werbalnej komunikacji stosowanej na całym świecie, jeśli nie wszystko, to naprawdę wiele zależy. Od tego co siedzi w środku, wewnątrz nas i pokazuje, mimicznie komentuje stan naszego ducha – zależy np. (taki banał... niby) czy poderwiesz upatrzonego faceta? Twój uśmiech to pierwszy w tym kierunku krok. On pokazuje, że jesteś szczęśliwa, spełniona, lubisz ludzi, pewna siebie, niczego Ci nie brakuje, (tylko ewentualnie jego 😊😉) i tym go zachęcasz. A może jeszcze rozśmieszysz, rozbawisz - to okażesz swoje poczucie humoru, błyskotliwość i już wpada w Twoje sidła 😊 Przymrużone oczy, spojrzenie - takie z góry do dołu (powłóczyste😉) z iskierkami i te wargi radośnie rozchylone w obiecującym wiele uśmiechu - pełny radości  (w związku z tym) delikwent jest  już Twój.

Potem dopiero jakieś słowa, rozmowa, dłuższy dialog... ale najważniejsze już nastąpiło – wstęp z uśmiechem odpowiednim to połowa (ważniejsza) sukcesu podrywania.

Uśmiechy są różne. 
  • Uśmiechamy się gdy widzimy starą przyjaciółkę – przepraszająco, że tak długo do niej nie dzwoniłyśmy, ale inaczej śmiejemy się widząc umazanego czekoladą i piaskiem z piaskownicy (i to wszystko jednocześnie – ten piasek i czekolada 😉) dzieciaka. 
  • Automatyczny uśmiech rozkwita nam na twarzy gdy widzimy się z ludźmi, których już sam widok napawa nas energią i radością.
  • Służbowy uśmiech (do klienta), taki bez używania oczu, beznamiętny, sztuczny, przyklejony uśmiech, takie naciągnięcie ust, za które urzędnik dostaje pieniądze (brr...ależ się zimno zrobiło)
  • Rozbrajający uśmiech, np. dziecka, tak nas rozluźniający, że darujemy mu wszystkie winy i nie karzemy małolata, choć kary wymaga -  tylko mu śmiechem wtórujemy.
  • Szczery uśmiech, taki płynący z serca jest więcej mówiący (a na pewno krócej) o tym kim jesteśmy niż słowa.
Śmiech określa człowieka. Jednym ludziom przychodzi on łatwiej, w tym ekstrawertycznym wiecznie uśmiechniętym Amerykanom, którzy od małego są nastawieni na wszystko okey. Bardzo dobrze wychodzi szczerzącym się w uśmiechach Latynosom. Innym trudniej, jak Europejczykom. Polacy są bardziej posępni, lubują się w narzekaniu (uff...niestety, musiałam to powiedzieć)... . Japoński uśmiech za coś ciągle przeprasza. Kultura ma wpływ na uśmiechanie, ale  niewątpliwie też zależy od temperamentu, cech wrodzonych; czy dominuje w Tobie krew, żółć, czarna żółć czy flegma. A więc jakie soki biorą górę, jakie humory prezentujesz - czy jesteś niefrasobliwym sangwinikiem, nie wierzącym w siebie melancholikiem, energicznym cholerykiem czy wyciszonym flegmatykiem. Te cechy determinują Twój uśmiech. Ale równie istotne jest to - czy miałaś uśmiech w domu, czy dopiero musiałaś się go uczyć w swoim późniejszym życiu, bo niby żyłaś w normalnej (nawet zamożnej rodzinie bez większych problemów), ale w niej się nie śmiano... 😔 (w mojej, Starej Kobiety, był na porządku dziennym).

Muszę jednak wspomnieć, że uśmiech drugiej osoby też może nas ranić, przerażać, nawet doprowadzić do płaczu... cyniczny, szyderczy, sarkastyczny, mściwy, wyniosły, sadystyczny, lekceważący... rodzajów uśmiechu jest tyle, co emocji drzemiących w człowieku i sytuacji nas w życiu dotykających.  Dlatego nawet w uśmiechaniu się i odbieraniu uśmiechów należy zachować ostrożność (i tu uśmiech zaskoczenia 😃)

W związku z tym (ja tak postępuję – może się mylę (?)) nie powinno się:       
  • Zawstydzać kogoś (chyba, że to jakiś cham) zaśmiewając w jakiejś żenującej, zawstydzającej sytuacji.
  • Przestawać się uśmiechać, nawet jak Ci jest smutno, bo nigdy nie wiesz kto może zakochać się w Twoim uśmiechu 😉
  • Nie rozpaczać gdy się coś złego przydarzy, tylko uśmiechać, że to już mamy za sobą. 
  • Płakać nad przeszłością, tylko uśmiechać, że taka piękna nam się przytrafiła.

Należy pamiętać, że:
  • Nie zawsze śmiech drugiej osoby wyraża radość. Czasem jest fałszywy, obłudny, zakłamany, bo chce od nas coś uzyskać.
  • Ludzie, którzy się nie śmieją bywają niebezpiecznymi ludźmi.
  • ... poczucie humoru jest wtedy, gdy najpierw umiemy śmiać się z siebie. Należy przemyśleć czy tak jest – jeśli nie, to szybko to naprawić.
  • Gdy nie mamy nic do ofiarowania, zawsze możemy dać uśmiech – daje dużo energii, ma słodki smak.
  • Uśmiech to najlepszy kosmetyk dla ciała i duszy... to zdrowie, higiena ciała i umysłu - uroda. Jedyna sytuacja, że coś krzywego (uśmiech wytwarzający kurze wokół oczu łapki 😉) prostuje.
  • Najkrótsza droga do porozumienia, skracająca dystans między ludźmi.
  • Uśmiech podwaja nasze możliwości np. przy poszukiwaniu pracy.
  • Radość w sobie bardziej sprzyja podejmowaniu zdrowo - rozsądkowych decyzji niż smutek, zamartwianie się.
  • Śmiejąc się, człowiek czuje się wolnym i tym góruje zwycięsko nad losem... bo najłatwiej jest - usiąść w kącie i płakać. Żeby coś zdziałać należy postępować ofensywnie – takie możliwości ma uśmiech.
  • Śmiech często ze łzami się przeplata. Można śmiać się do łez (do rozpuku) i śmiać przez łzy (ze szczęścia)... mam wrażenie, że wtedy nie słone tylko słodkie płyną nam z oczu i ... do takich trzeba dążyć.
  • Bez porannego uśmiechu (nawet tylko do siebie) nie powinniśmy zaczynać dnia.
Śmiech to broń (i jeszcze nie trzeba mieć na nią pozwolenia 😉), która pozwala wyjść z twarzą w sytuacjach np. kompromitujących nas. Wtedy jeśli nie można zmienić sytuacji, należy zmienić nastawienie do tego, co się dzieje. Zamienić trudność w wyzwanie. Puszczenie bąka (niestety usłyszanego przez innych - cóż zdarza się 😉....... i tak wam się udało – normalnie powinny być trzy (do tego uśmiech oczywisty) I po sprawie 😊😊😊

 Ponadto ja, Stara Kobieta wiem (ze swojego życia), że:
1. Najpiękniejsi ludzie, to ludzie uśmiechnięci (i znowu...wiek, płeć i inne tam – nie mają żadnego znaczenia)
2.Śmiech to najlepszy:
  •  spalacz kalorii poprzez gimnastykę mięśni ramion, brzucha, przepony
  • dotleniacz organizmu, bo poprzez śmiech pobieramy więcej tlenu. Pobudzony układ krążenia wpływa korzystnie na serce i mózg.
  • rozładowywacz stresu -  rozładowuje skumulowane emocje, pomaga wrócić do równowagi
  • pobudzacz energii
  • wzmacniacz odporności
  • lek na odczuwalny ból fizyczny i psychiczny
  • itd.itd. 

3. Zawsze mogę dać uśmiech (nic nie kosztuje) drugiej osobie i nigdy na tym nie stracę.  
4. Skoro muszę być ciągle ze sobą, to nie mam innego wyjścia – muszę się uśmiechać, bo przecież nie lubię ponuraków 😉
5. ... czasem mój uśmiech nie oznacza, że jestem uśmiechnięta - tylko silna, ale tylko w ten sposób mogę się skutecznie trzymać, a nie rozsypać wskutek problemów. 

Sekret uśmiechu polega na tym, że... wprawdzie ma on magiczną moc i przyciąga jak magnes uśmiechniętych, optymistycznych, cudownie nastawionych do życia ludzi... ale najpierw sami musimy tacy się stać... c z y l i   u ś m i e ch n i ę c i 😃😄😃

* "Gdyby śmiech był lekarstwem, żyłbym wiecznie" – te gdzieś usłyszane przeze mnie słowa w moim odniesieniu, są jak najbardziej prawdziwe. A w Waszym?









17:46:00

Pomadka Bourjois & Astor & Miss Sporty

Pomadka Bourjois & Astor & Miss Sporty

Zastanawiałam się nad tym czy wolę pomadki, które utrzymują się na moich ustach przez cały dzień czy takie, które trwają na nich jedynie przez kilka godzin. Odpowiedź na to pytanie byłaby oczywista, gdyby nie fakt, że te długoutrzymujące się tak bardzo nie wysuszały moich ust... te przed laty były nazywane pomadkami "utleniającymi". I w obliczu tego, w dodatku patrząc na swój pesel 😉 wybieram zazwyczaj te krócej się utrzymujące, ale niesprawiające tylu szkód moim ustom. Są jednak takie wyjścia, uroczystości, dni, kiedy potrzebuję aby kolor na moich ustach utrzymał się przez cały dzień. Wtedy sięgam np. po pomadkę matową w płynie Bourjois Rouge Laque. Ale cały czas zaskakuje mnie rozstrzał cenowy między cenami w Drogerii Estrella, a największej sieci drogerii w Polsce. Dzisiaj opowiem Wam o trzech pomadkach, których fanką niestety nie do końca się stałam 😉


Intensywny kolor, jedwabiste wykończenie. Piękna pigmentacja. Szminka łatwo się rozprowadza i pokrywa jednolicie usta, a do tego wystarczy zaledwie jedna warstwa. Dzięki aplikatorowi łatwo zarysować kontur ust. Utrzymuje się cały dzień, mimo jedzenia i picia. Trwa na ustach twardo!

Wielka szkoda, ale u mnie spowodowała uczucie ściągnięcia i wysuszenia. Wchodziła w każdy, najmniejszy zakamarek ust. Przy codziennym stosowaniu czułam jakby moje usta się ściągały, obkurczały i wysuszały, pomimo tego, że przed każdym zastosowaniem pomadki nakładałam na usta hialuronowy balsam do ust. 

Mimo tej istotnej wady produkt Bourjois Rouge Laque zostanie ze mną na dłużej, ponieważ jest idealny na wieczorne wyjścia, eleganckie kolacje, w dni kiedy szczególnie ważne jest dla mnie zachowanie szminki na wargach w nienaruszonym stanie. Muszę zaznaczyć, że z tego co się orientuję - ta szminka nie wysusza ust wszystkim kobietom. Jednak u mnie działa wyjątkowo pechowo..., a szkoda bo ma(jak dla mnie) naprawdę wyjątkowo piękny kolor (01)! Krótko mówiąc: moja ocena jest niejednoznaczna.

PS. Na randki z całowaniem nadaje się IDEALNIE!

Porównanie cen: 

Drogeria Estrella29,99 zł
Największa sieć drogerii w Polsce: 55,99 zł (w promocji 44,79 zł)

Astor po raz kolejny oferuje nam pomadkę, która nie tylko nadaje naszym ustom kolor, ale także dba o ich pielęgnację. Formuła z dodatkiem ekstraktu z nasion dzikiej róży oraz witaminy E sprawia, że usta wydają się nawilżone, wygładzone, odżywione i miękkie. Wyglądają lekko i naturalnie - nie widać na nich "maski". Ma lekką formułę, dzięki czemu nie czuć jej po nałożeniu na usta. 

Eleganckie opakowanie skrywa w sobie naprawdę dobrą zawartość, która jednak utrzymuje się dosyć krótko - szczególnie przy jedzeniu i piciu. Mimo zapewnień producenta o tym, że zawiera w sobie bazę... chyba jakąś słabą 😉 Jej kształt niestety nie ułatwia malowania, trudny stworzyć nią wyrazisty kontur ust i bardzo trudno nią nie wyjechać poza usta. Tu naprawdę przydałby się pędzelek. 

Kolorek (601) jest naturalnie piękny, a lekko błyszczące wykończenie z połyskiem to zdecydowanie to co lubię. Pomadka od Astora nie pielęgnuje jakoś specjalnie moich ust, ale nadaje im bardzo ładny wygląd... i nie szkodzi, a to najważniejsze. I w dodatku... cudownie pachnie!

Porównanie cen: 

Drogeria Estrella15,49 zł
Największa sieć drogerii w Polsce: 34,99 zł

Leciutka, delikatna szminka, która nie katuje moich ust. U mnie numerek 104. Produkt od Miss Sporty to raczej taki średniaczek, który nadaje ustom ładny, naturalny kolor i wygląd, ale nie daje efektu wow. Nie mam do niej większych zastrzeżeń, ale też nie potrafię znaleźć jakiś jej wielkich zalet (oczywiście oprócz ceny 😉 ). 

Miss Sporty szminka My BFF to jeden z tych produktów do ust, które warto mieć zawsze pod ręką, aby szybko poprawić makijaż. Spokojnie można ją stosować codziennie - nie pogarsza stanu ust. Jest wręcz dla nich obojętna jeśli chodzi o działanie, a na ustach trwa - bez jedzenia i picia dwie godzinki. Jest łatwa w rozprowadzaniu i posiada lekką formułę. Pigmentacja mogłaby być mocniejsza, ale jak na tę cenę - świetna pomadka!

Drogeria Estrella: 6,89 zł
Największa sieć drogerii w Polsce: 12,39 zł

Od góry:
1.Bourjois
2. Astor
2. Miss Sporty
Trzy pomadki, trzy różne kolorki, trzy stopnie trwałości i dbałości o usta, trzy kategorie cenowe. Kolorkiem i trwałością wygrywa pomadka Bourjois, dbałością o usta pomadka Astor, ceną Miss Sporty - krótko mówiąc: dla każdego coś dobrego 😉

15:06:00

Wody perfumowane Allvernum

Wody perfumowane Allvernum

Zapachy to również język porozumiewania się... zapachy z dzieciństwa, młodości, miłości... przywołujące wspomnienia, kojarzone z osobami, wywołujące marzenia...nie można przejść obok nich obojętnie. Każda z nas lubi ładnie pachnieć. Moim zapachowym number one jest Coco Chanel NO. 5 i La Vie Est Belle..., jednak zazwyczaj twardo stąpam po ziemi i takimi cudami psikam się tylko, jeśli dostanę je w prezencie, a i wtedy mi ich szkoda... bo przecież mogą się skończyć 😉 Tym samym zazwyczaj sięgam po o wiele tańsze produkty, takie jak np. wody perfumowane Allvernum, z kolekcji Grasse. 

Wszystkie esencje zapachowe użyte w tych wodach pochodzą z francuskiego miasteczka Grasse. W kolekcji znajdują się zapachy świeże jak i uwodzicielskie. Wybór jest naprawdę trudny! Już na pierwszym rzut oka zachwycają szatą graficzną swoich opakowań - gustowny, elegancki, prosty i po prostu piękny kartonik powoduje, że najchętniej nie wyjmowałabym ich z opakowań. Flakony rónież są proste, niewymyślne...eleganckie właśnie przez swą prostotę. Nie mniej - zdecydowanie lepiej wypadają kartoniki(pieszczące oko), które ujrzymy na żywo... jedynie po dłuższych poszukiwaniach, ponieważ kosmetyki Allverne nie wszędzie są dostępne. W drogeriach Hebe są w sprzedaży i ... Zresztą w internecie jest dostępny pełen spis miejsc, gdzie możemy się w nie zaopatrzyć. 😊

Kolekcja Grasse obecnie składa się jedynie z czterech produktów, ale to nic... ponieważ są to zapachy na tyle zróżnicowane, że wiele kobiet znajdzie wśród nich zapach odpowiedni dla siebie. Wszystkie cztery obudzają zmysły, otulają ciało... A jak jest z trwałością zapachu? Jak na wody perfumowane (dodatkowo w dość atrakcyjnej cenie 30/40 zł za 50 ml - w zależności od miejsca)  - dobrze! Zapach utrzymuje się 3-4 godziny.


IRIS & PATCHUOLI

Korzenno - kwiatowa, intensywna, wyrazista woda toaletowa dla kobiet z pazurem. Idealna na wieczorne wyjścia, romantyczne kolacje za sprawą zmysłowych, mocnych nut. Bardzo udane połączenie zapachów - w dodatku jedno z moich ulubionych 😊

Nuta głowy: neroli, bergamotka, kokos

Nuta serca: irys, jaśmin, róża

Nuta bazy: paczula, czekolada, karmel


Bardzo świeży, owocowo - kwiatowy zapach idealny na co dzień. Szczególnie wiosną i latem. Polecany dla dynamicznych, aktywnych kobiet. Lekkość, zwiewność i dziewczęca kobiecość zamknięta w zapachu. Idealny szczególnie dla młodych kobiet.

Nuta głowy: mandarynka, gruszka, truskawka

Nuta serca: kwiat wiśni, róża, jaśmin

Nuta bazy: piżmo



Bardzo zmysłowy i kobiecy zapach. Uwodzicielski, kuszący, ciepły... piękny. Po prostu. To kolejny zapach, który sprawdzi się szczególnie podczas kolacji, wieczornego wyjścia.

Nuta głowy: zielone trawy i zioła, lotosu i peonia

Nuta serca: konwalia, róża, jaśmin

Nuta bazy: piżmo i drzewo cedrowe.


Mój ulubiony zapach z tej kolekcji. Bogaty, intensywny zapach, który dodaje mi pewności siebie. To jeden z tych zapachów, które lubię wykorzystać nie tylko na specjalne wieczorne wyjścia. Bardzo wyrafinowany, intensywny zapach w którym świeżość miesza się z elegancją.

Nuta głowy: gruszka, różowy pieprz, neroli

Nuta serca: kawa, jaśmin

Nuta bazy: bursztyn, paczula, wanilia

Jestem Stara Kobieta, ale zapach jest dla mnie bardzo ważny - to zadziwiające ile można wyrazić zapachem. Zapachami też można się bawić - najlepiej po to, żeby nie pachnieć starą zgorzkniałą kobietą(którą można być mimo młodego wieku 😉😃 Więc skorzystajmy z oferty Allvernum - zapachów na każdą okazję 😊😊

18:30:00

Krem pod oczy La Roche-Posay SUBSTIANE [+]

Krem pod oczy La Roche-Posay SUBSTIANE [+]
Bardzo dużą uwagę w codziennej pielęgnacji poświęcam cienkiej, bardzo delikatnej skórze wokół oczu. Sięgam po kolejne kremy i szukam swojego ideału... Kremu, który napnie skórę, uelastyczni i poradzi sobie z drobnymi zmarszczkami mimicznymi (bo lubię się śmiać). Szukam produktu, który już po pierwszym zastosowaniu otworzy oko, podniesie powiekę, wyrówna skórę i pozbędzie się wszelkich ewentualnych "fałdek" na powiekach. Wiadomo – nie zniweluje wszystkich oznak upływającego czasu, ale poprawi wygląd okolicy oka, aby wyglądało młodziej. Taki według mnie powinien być dobry krem pod oczy. Nie zrezygnuję z uśmiechania się w obawie o zmarszczki! Przecież to uśmiech jest najbardziej pociągający😉 Po kosmetyki La Roche-Posay nie sięgałam już od lat, chociaż dawniej... bardzo je sobie chwaliłam. Niedawno postanowiłam wrócić do znanej, farmaceutycznej, dobrej marki.

Krem La Roche-Posay SUBSTIANE [+]  to odbudowujący, przeciwzmarszczkowy krem pod oczy, który sprostał moim oczekiwaniom. To kompletna terapia ze skoncentrowanym składnikiem Pro-Xylane TM, którego zadaniem jest pobudzenie procesów odbudowy i regeneracji skóry. Poradził sobie z poranną opuchlizną, naprężył i uelastycznił delikatną skórę oraz zniwelował widoczność drobnych zmarszczek. Posiada lekką konsystencję, dzięki czemu szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy.

Tego przeciwzmarszczkowego pogromcę stosuję rano i wieczorem na oczyszczoną skórę. Pierwsze efekty zauważyłam bardzo szybko. Już po pierwszym zastosowaniu obszar wokół oczu stał się przyjemnie nawilżony. Produkt od La Roche-Posay współgra z kosmetykami do makijażu, co jest bardzo ważnym atutem, jeśli bierzecie pod uwagę jego dzienne zastosowanie. Obecnie to mój ulubiony krem przeciwzmarszczkowy pod oczy. W tubce znajduje się 15 ml produktu, który spokojnie przy dwukrotnym stosowaniu w ciągu dnia wystarczy na  długo, choć wszystko zależy od tego, ile zdecydujecie się go nakładać.  Stosuję go regularnie nie tylko dlatego, że daje tak dobre efekty. Dzięki temu, że szybko się wchłania nie daje uczucia dyskomfortu. Nie czuję, że „mam coś na na skórze”, jeśli spotkałyście się z tym uczuciem, wiecie o co mi chodzi. Mam delikatne oczy, które "lubią" łzawić i piec w kontakcie z kremami i płynami do demakijażu oczu. Krem Substiane [+] nie podrażnia oczu, nie powoduje łzawienia ani dyskomfortu związanego z pieczeniem. Co więcej wpływa łagodząco na zaczerwienienia skóry i nieznacznie poprawia jej koloryt.

  • świetnie nawilża i wygładza skórę wokół oczu
  • nie wysusza ani nie ściąga
  • wypełnia optycznie zmarszczki i również delikatnie je spłyca
  • nie spływa po twarzy, ma odpowiednią konsystencję
  • nie uczula ani nie podrażnia
  • nadaje się nawet pod makijaż oczu (po kremie nakładam podkład, puder i wszystko jest ok)
  • jest bezzapachowy
  • ma higieniczne opakowanie, które pozwala zużyć produkt do końca
  • działa! "zagęszcza" skórę wokół oczu, uelastycznia i ujędrnia

Krem La Roche-Posay to świetny produkt, który naprawdę daje oczekiwane efekty. Jego stosowanie to przyjemność – wyraźnie wpływa na poprawę kondycji skóry. Istnieje jednak jedno "ale"... efekty, które daje wywołują uśmiech na twarzy, a to grozi nowymi zmarszczkami mimicznymi ;)

Moja ocena: 9/10

20:21:00

Wolność – czym jest?

Wolność – czym jest?

Definicja jest trudna!
(...i nie chodzi mi tu o rozpatrywania na temat wolności obywatelskiej; wolności słowa, wyznania, poglądów  czy też wolności mediów, lecz o wolność osobiście nas dotyczącą.) Czy w istocie czujemy się wolni naprawdę? Nastała letnia pora, świat otwiera ramiona ciepłym podmuchem wiatru, rozświetla się gorącymi promieniami słońca – wyjeżdżamy nad stawy, jeziora, na łąki, do lasu i chłoniemy przestrzeń, która pachnie obiecująco, niekrępująco... Ta bliskość natury daje nam poczucie swobody, rozluźnienia... leniwie kładziemy się na trawie, rozkładamy ramiona i...i jest nam dobrze... czujemy się wolni, beztroscy, niezależni, ważni... precz zły nastrój, naburmuszenie – tylko radość nas rozpiera i słodkie lenistwo ogarnia... Ale czy tak wygląda na co dzień wolność? 
Nie – to są wyrwane z życia momenty, które na krótką chwilę (bo to jest chwila wobec długości naszego życia) dają nam iluzję wolności, szczęścia – to jest nagroda pocieszenia, która nie jest rzeczywistą codziennością.

To czym jest ta wolność? - powtórzę pytanie. 
Po co nam ona, co ją ogranicza, co ją krępuje, co jej szkodzi, co ją zabija? Jak ją odzyskać, by twórczo, samemu kreować swoje życie? Jak być wolnym?
Zastanawiałam się nad odpowiedziami na tak sformułowane pytania, zapisywałam, zapisywałam i najpierw to było 60 parę stron, a jeszcze później 20 parę dodatkowych i temat "wolność" skrępował mój czas 😉 i nie mogłam się uwolnić się od dalszych refleksji, które mnożyły się w mojej głowie jak grzyby po deszczu. Mój umysł dotąd wolny został paradoksalnie uwięziony przez temat "wolność. 
Łyk zielonej kawy, wyjście na balkon, złapanie oddechu i chwila zastanowienia jak te sto zapisanych stron o wolności ująć, związać, połączyć, wyciągnąć esencję, zrobić wywar "mocno kopiący", żeby do każdego czytającego, różnie postrzegającego świat – dotrzeć umiejętnie z tym rozległym, trudnym, ważnym tematem. I będzie tak... jak zwykle 😉 alfabetycznie 😊

Wstęp.
W świecie: obowiązków, powinności, odpowiedzialności, rzeczy do zrobienia, gdzie nie odstępują nas na krok kredyty, choroby, rachunki, nielubiana praca, toksyczny szef, podatki, nieudane związki, frustracja, nuda, zachłanność, rywalizacja, długi; gdzie pieniądze, interesy, nakazy  – zapominamy o uśmiechu i spontaniczności. 
Świat postępu zabrał nam wolność według, której robimy co chcemy, robimy, bo chcemy, a nie dlatego, że musimy. W pędzie, pogoni za zdobyczami współczesności w imię komfortowego życia, otrzymujemy kajdany wymuszonego konsumpcjonizmu. Jak tu mówić o wolności?

Rozwinięcie czyli uwagi, spostrzeżenia, zalecenia!

  • Akceptacja siebie, to podstawa wolności. Kochaj siebie ze zmarszczkami i nadkilogramami. Jeśli chcesz jednak coś w sobie zmienić to dlatego, że Ty tego pragniesz.  Dla siebie (i swoich ulubionych spodni) chcesz schudnąć, a nie dlatego, że taki jest trend. Ciebie ma cieszyć Twoje odbicie w lustrze i dlatego wklepujesz sobie krem. Nie po to, żeby się koniecznie przypodobać. Chociaż jak to jest tego warte "ciacho" to  może wklep sobie nawet dwa razy 😉 (?)
  • Ból głowy krępujący Twoją wolność, jest zyskiem dla firm farmaceutycznych. Jednak właśnie dzięki bólowi wiemy, czym jest przyjemność. Zamiast jednak tracić energię i pieniądze na poszukiwanie nowych, kosztownych leków zastąp je pójściem na piwo czy wino, seksem, kinem, spotkaniem z przyjacielem, oddaj się swojemu hobby. Kolejny raz bardzo bolała mnie głowa, uszykowałam sobie aspirynę, zadzwonił telefon – oddałam się rozmowie. Głowa przestała mnie boleć. Cieszyłam się, że wreszcie znalazłam odpowiedni na nią proszek (wypróbowałam już większość). Popołudniu sprzątając papiery na biurku zauważyłam małą białą tabletkę, leżała sobie samotnie wśród szpargałów... zadziałała leżąc na biurku? Placebo zadziałało..., a ja poczułam się wolna. 
  • Cała tajemnica wolności – to nie odrzucanie wszystkich rozkoszy życia... picia, palenia, jedzenia, gry w karty, zakupów, luksusowych ciuchów – tylko zostanie ich panią. Nie trzeba wybierać między szaleństwem na ich punkcie, a unikaniem, powstrzymywaniem się od tego wszystkiego – tylko mieć kontrolę nad nimi. Mieć kontrolę, to rozróżniać prawdziwą przyjemność od obietnicy przyjemności. 
  • Depresja – nie zawsze jest w Tobie, bo wynika z Twoich lęków przez doznaną w życiu tragedię. Często nie wypływa z samego człowieka tylko z tego, czego oczekuje od niego hiperkonkurencyjny, hiperskomercjalizowany, merytokratyczny świat. Nie przystosowuj się do niego, tylko go zmień... Ty  i Ty... Ty też ... i Ty jeszcze. Tym samym uwolnicie się od pragnień, które nie są waszymi dążeniami tylko narzuconymi prze bezduszne instytucje nastawione wyłącznie na zysk.
  • Emerytura – powszechne prawo, taka doczesna nagroda za to, że się całe lata harowało niekoniecznie w pracy, którą się lubiło. Oczekiwanie na nią to spętanie myśleniem o przyszłości, w tym wspaniałym bądź co bądź świecie, ale niebezpiecznym, zachłannym, chaotycznym, niepewnym. Ci co obiecują Tobie, jak Bogowie (choć nimi nie są) godną emeryturę, chcą już teraz Twoich pieniędzy, bo niby troszcząc się o Twoją przyszłość starają się dla siebie, dzisiaj osiągnąć najwyższe zyski. Żyj dniem dzisiejszym, rób swoje bez nadmiernej troski, bo jutra może już wcale nie być. Masz pracować, żeby na bieżąco żyć godnie, a nie pracować, żeby zarabiać na niewiadomą przyszłość odkładając życie na później. Jakie później? Przemyśl to sobie dokładnie.    
  • Filozofia życia - prawdziwie wolnego człowieka: ma odwagę w myśli, słowie,  uczynku, i nie goni bezmyślnie za bogactwem, zaszczytami, władzą; jest wierny sobie... nie jest ślepy, głuchy i obojętny. 
  • Gonitwa za szczęściem jest prawem człowieka. Konstytucja amerykańska z 1787 roku uznała dążenie do szczęścia za jedno z niezbywalnych praw ludzkich. Wszystko jednak zależy od tego jaką sobie sami czyli nieindoktrynowani przez nikogo (w domyśle wolni)  wymyślimy tę wizję.
  • Hałas medialny... prasa, telewizja to wszystko nas paraliżuje i ubezwłasnowolnia; obiecuje – nie dotrzymuje, opisując – kłamie, pokazując – koloryzuje, zachwalając- fałszywie interpretuje; karmi lękami, zagrożeniami... to wszystko dystansuje nas od prawdziwego życia, które zamiast przeżywać oglądamy jak zza szyby jadącego samochodu . Kurczowo trzymamy się tego co zobaczyliśmy, o czym przeczytaliśmy i stajemy się bezwolni, poddani dyktatowi przekazu niekoniecznie prawdziwego, ale mającego też za zadanie wzbudzić w nas strach, który jest narzędziem kontroli. Strach to skuteczny środek nadzorujący. On to powstrzymuje nas przed odezwaniem u lekarza, nakazuje na wszystko się godzić, powstrzymuje przed skokiem na głęboką wodę. Nic, tylko strach wpaja nam uległość i nudę... blokuje naszą wolność. Na naszym strachu czerpią zyski koncerny finansowe i ubezpieczeniowe. Wyrzuć telewizor, zacznij czytać dobrą literaturę, oglądać rozwijające filmy np. francuski komediodramat "Nietykalni" z 2011 roku lub wróć do "Lotu na kukułczym gniazdem" Formana z 1975 roku – wtedy między innymi, zrozumiesz zrozumiesz, co znaczy być wolnym człowiekiem, albo korzystaj z mądrości sztuk teatralnych, posłuchaj "Lotu trzmiela" Korsakowa lub czego tam lubisz słuchać – nie możesz mieć w sobie lęku przed wolnością, bo wtedy okaże się, że to on jest największą do niej przeszkodą. Tak nie może się w Twoim życiu stać. 
  • Imperatyw naszych czasów to polityka, ekonomia, władza, wzrost gospodarczy – to co ma dać Ci wolność, staje się  formą ucisku. Twoja osobista swoboda w zamian za obietnice lepszego, bezpieczniejszego życia. To mit, kłamstwo i tak sama będziesz musiała gonić za wszystkim... bez względu na rząd – sama musisz swój płot pomalować. Nikt za Ciebie tego nie zrobi. Największy populista z tej pracy Cię nie wyswobodzi, więc myśl sama sensownie, staraj się być samowystarczalna. Polityka to sposób by inni wznosili się na wyżyny mając w ręku dobre alibi, że Cię ograniczają dla Twojego dobra. W gruncie rzeczy, robimy to czego pragną polityczni przywódcy manipulując ekonomicznymi wskaźnikami, jakby one miały znaczenie dla Twojej wolności osobistej.
  • Jęczeć, narzekać, marudzić... czasem całkiem jest to zrozumiałe, a nawet bywa przyjemne. To jest część życia, ależ czy nie lepiej świętować dzień urodzin zmarłego przyjaciela, zamiast dzień jego śmierci. Uwolnić się w ten sposób od smutnych wspomnień, a zastąpić przypomnieniem radosnym, że ktoś taki jak on ściskał nam dłonie (?) 
  • Kredyty – te to dopiero mają siłę. Wiążą ludzi na całe życie, a Ci nawet po śmierci przez swoich potomnych są przeklinani (pardon: wspominani) za owe ciągnące się długi. Mały, biały, własny domek to przywiązanie nie tylko wygodne i estetyczne, to zniewolenie kilkudziesięcioletnie... to zapuszczenie korzeni w tym samym miejscu z tym samym człowiekiem (którego nie możemy zostawić, chociaż nas zdradza, jest małostkowym debilem..., ale (choć w połowie) to mamy mały, biały domek, a w nim swoją własną niewolę( ale za to z własnej woli 😉)    
  • Leniuchowanie, nicnierobienie – czasem trzeba mu ulec, bo taki stan pomaga zwalczyć niepokój, porzucić myślenie o tym co jeszcze powinniśmy zrobić i nie daj Boże, co w przeszłości zrobiliśmy źle.
  • Łagodność w sposobie bycia, nawet wtedy kiedy atakuje Cię silne uczucie bólu lub gniewu - niesie spokój. Gniew, bunt, konflikt przynosi straty i tworzy wokół nas pajęczynę złej energii. Łagodność nasza wyzwala u innych osób życzliwe nastawienie - czujemy rozluźnienie - wolność ciała i umysłu.
  • Myśli - treść naszego myślenia w ciągu dnia dotyczy wszystkiego. W myśli przywołujemy troski, konflikty, radości. W jednej chwili potrafimy się zdenerwować, ale w jednej też uśmiechnąć do siebie, gdy przywołamy w pamięci miły obraz. Jesteśmy odbiorcami naszych myśli. Mając tego świadomość nie dajmy się zniewolić złym myślom, bo staniemy się ich ofiarą. Wypierajmy je zastępując pozytywnymi. Tak naprawdę myśli są tylko myślami, więc nie oddawaj się w ich niewolę.
  • Niewola – w niektórych przypadkach niewola może być nawet przyjemna... o takich to niewolach, zniewoleniach - piszą poeci. Ale ja nie jestem poetką. Ja - tradycyjnie wychowana, w każdym przypadku wybieram wolność.
  • Obietnice – przestańmy oczekiwać, że inni wskażą nam jak żyć – zaufajmy w tej kwestii sobie. Ale nie izolujmy się od ludzi... pomysł, że uwalniając się od ludzi, żyjąc zupełnie indywidualnie jest zupełnie absurdalny. Nasze zadowolenie bardzo zależy od relacji, stosunków z innymi ludźmi.
  • Poczucie winy nas obezwładnia, potęguje w nas myślenie o zaniedbaniach, powinnościach, obowiązku wyrównania jakiejś wcześniej wyrządzonej krzywdy (o której nikt tak naprawdę nie pamięta). Wysoki standard moralności w nas tkwiący powoduje nasze zniewolenie, cierpienie. Skoro już się zdarzyło, że byłaś nieodpowiedzialna, wyrządzonej krzywdy nie naprawiłaś i doprowadziłaś do dzisiejszego poczucia winy (bo nie umiałaś zaradzić temu i dalej nie masz możliwości), to Twoje cierpienie jest na nic – uwolnij swoją świadomość od tej pamięci.
  • Reklama – ciemna sztuka kuszenia zmusza nas do uznania, że to co oferuje jest dla nas najlepsze i tylko spełnienie naszych pragnień gadżeciarskich da nam wolność i podniesie naszą wartość. ''Kup ten drogi krem, sukienkę, samochód, dom... przecież jesteś tego warta" Tym sposobem pożądasz tego bardzo, ale nie masz takich pieniędzy... i co robisz? Cierpisz, jesteś zamknięta w dążeniu do zaspokojenia swojego pragnienia. A nawet jak je spełnisz, to i tak jesteś rozczarowana, bo za zaspokojeniem chwilowym idą dalsze "potrzeby", a może jeszcze pożyczka do uregulowania z tego wynikająca. Tak  tworzy się koło zależności, które ogranicza Twoją wolność. 
  • Sprzątanie – codzienna niewola. Trzeba wycierać kurze (dobrze, że nie kogutowi jeszcze 😉), zmywać naczynia, czyścić toaletę, myć lampy, jeszcze z podłogami jest mały kłopot i to wszystko zabiera czas (a on jest jeden, w tej kwestii ciągle się nic nie zmienia 😉) Niestety jedyne co mi przychodzi do głowy, żeby nie być niewolnicą sprzątania, to w moim przypadku – zdjęcie okularów, a zgaszenie światła jeszcze bardziej pomaga 😉 Gorzej ze zmywaniem naczyń, ale... tutaj staram się odczuwać przyjemność z dotykania szkła, porcelany, wybłyszczania jej do sucha... traktuję tą czynność jak przyjemność, a to już nie -  niewola jest 😉
  • Śmiech – to zaraźliwa, wolna od samolubstwa, cudowna reakcja 😃 to skuteczna broń, bezcenny dar, za którym warto podążać. To odpowiedź na radość, antidotum na ból, to wolny, swobodny stan umysłu w pełnym rozkwicie szczęścia 😊) 
  • "Teraz nie wiem, co mam robić, ale wiem, że będę to wiedziała"- niech to będzie nasza odpowiedź na trudną sytuację. Taka wiara w siebie daje wolną drogę, nie limituje nas i pozwala się skupić na tym co zamierzamy, a nie zniewolić bezradności.
  • Urazy – zrzuć z siebie ten balast. Wypluj tą żółć gryzącą żołądek. Po co Ci to psychiczno-fizyczne osaczenie? Napędza Cię w zły sposób. Tracisz energię, która się szybciej wypala na zło niż na czynione dobro.
  • Właściciel – to brzmi dumnie, wyróżnia z tłumu, nadaje kolorów. Być czegoś (wielkich pieniędzy na 16-stu kontach, domu z basenem i czterema garażami, ogrodu, rezydencji  nad oceanem, nie wspominając samochodów na każdy dzień tygodnia, kreacji z wielkich domów mody za dziesiątki tysięcy...itd) właścicielem - to poczucie ważności, bezpieczeństwa. Czy mieć pieniądze na wszystko, nawet samolot odrzutowy, to jest wolność? Czy pragnienia własności rzeczy zupełnie niepotrzebnych, naddodatkowych to nie jest krępowanie właśnie wolności? Wbijmy sobie do głowy, że wybory kolejnych zakupów, to nie jest wyraz naszej wolności, tylko naszych lęków, które kamuflujemy posiadaniem własności. Wielka własność też niesie ograniczenia. Znam pewnego milionera (do dzisiaj żyjącego)... ciągle się o coś troskał, córce musiał przydzielić ochronę, bo grożono jej porwaniem i wymuszeniem w ten sposób okupu... z tego stresu żona się rozchorowała i żadne drogie leczenie w zachodnich klinikach nie pomogło... jego firmy bez przerwy kontrolowane przez urzędy skarbowe, spędzały mu sens z powiek... nie mógł cieszyć się osobistą jazdą swoim wypas samochodem, bo ciągle był zbyt zmęczony, by sobie na to pozwolić... wszystko miał, w najlepszej pościeli spał w łóżku tak wielkim jak  mój pokój, ale nie był wolny... nie był szczęśliwy... był samotny wśród ludzi, którzy byli przy nim, bo miał pieniądze. Do dzisiaj nie jest wolny... ciągle się troszczy o swoje pieniądze, ciągle komuś tłumaczy i nie rozumie jak można żyć bez nich, choć z nimi też jest tak trudno... ciągle żyje w lęku. To nie znaczy, że nie powinniśmy posiadać luksusów i z nich nie korzystać. Nie można ich jednak brać na poważnie, uczynić z nich celu naszego życia. Posiadanie rzeczy nie jest dobre ani złe, to stosunek do nich jest ważny. To lęki sprawiają, że my zwykli zjadacze chleba, nie tak bogaci jak ów przedsiębiorca (którym zawładnęły rzeczy)... wolimy oglądać życie innych ludzi w serialach zamiast w nim uczestniczyć. Lęk powoduje, że ludzie przerażeni władzą w różnych jej aspektach: bankach, urzędach, sądach, szkole, uczelni, przychodni, szpitalu i innych instytucjach, w których coś załatwiają – stają się zależni, ustępliwi, są wykorzystywani, źle traktowani – czują zniewolenie, ale nie mają dość siły, żeby się temu przeciwstawić. 
  • Zastąp rzeczy, których nie lubisz tymi, które uwielbiasz. Zastąp to co wszyscy lubią, tym co Ty lubisz naprawdę i miej gdzieś, że gadają o Tobie iż jesteś jakaś dziwna, niedzisiejsza i niemodna. Zignoruj to gadanie i rób to, co Tobie przyjemność daje. Wolność to nic innego jak stan umysłu, który pozwala nam być szczęśliwym człowiekiem. Wszystko bierze się z naszej głowy, wolność również.
  • Życie i praca nie mogą ze sobą konkurować. Muszą ze sobą współistnieć. Jeśli lubisz swoją pracę, to nie jest to praca. To może być twórcza przyjemność. Wtedy odbierasz czas spędzony na jej wykonywaniu jak czas wolny. Ty czujesz się wolna, i jesteś szczęśliwa.

Podsumowanie.Mój sposób na życie nie jest lepszy od Twojego. Nic nie jest lepsze jedno od drugiego. Tylko różne są sprawy i ludzie, i chodzi w tym wszystkim o to, żeby te różności umieć uszanować... tworzyć własne życie odrzucając przymusy i urazy (najlepiej z uśmiechem na twarzy), być sobą, znać przyczyny swoich pragnień czyli będąc wolną. –  Wolność to też umiejętność bycia szczęśliwą w chatce, w głuchym lesie i w ekskluzywnym apartamencie. Wszystko mogę, nic nie muszę – to jest wolność – da się tak być wolną w dzisiejszym świecie dyktatury szczęśliwości łączonej z kapitalistycznym dążeniem do materialistycznego sukcesu?









15:26:00

Hity czy kity? Czyli słów kilka o płynach micelarnych Lirene

Hity czy kity? Czyli słów kilka o płynach micelarnych Lirene

Płyny micelarne Lirene to jedne z tych produktów, na które jedne kobiety złorzeczą, a inne się nimi zachwycają. 😉 Po przeczytaniu kilku negatywnych opinii na temat płynu micelarnego z minerałami z morza martwego oraz duo płynu micelarnego z olejkiem rycynowym mówiących o tym, że powodują pieczenie, podrażnienie i zaczerwienienie skóry oraz oczu... zadałam sobie pytanie: O co chodzi? Mam takiego farta, że na moją skórę w ten sposób nie wpływają? 




Płyn micelarny z minerałami z Morza Martwego, do każdego rodzaju cery, ma za zadanie skutecznie usuwać makijaż i zanieczyszczenia, regulować wydzielanie sebum, pozostawiać skórę świetnie oczyszczoną i odświeżoną. 

I u mnie naprawdę w ten sposób działa. Świetnie radzi sobie z makijażem (także tym wodoodpornym), oczyszcza, zostawia skórę oczyszczoną. Co do regulacji wydzielania sebum... od lat nie mam z tym problemów, więc nie do końca potrafię to ocenić 😉

Faktem jest jednak przede wszystkim to, że choć u wiele osób się nie sprawdził, u mnie: 
  • NIE powoduje pieczenia
  • NIE podrażnia oczu
  • NIE skutkuje zaczerwienieniem oczu
  • NIE powoduje uczucia ściągnięcia
Muszę przyznać, że u mnie płyn Lirene sprawdził się przede wszystkim dlatego, że... nie zaszkodził i dobrze oczyścił. Odblokowane pory? Bez przesady 😉 Z demakijażem radzi sobie jednak REWELACYJNE! 😀 Z tym, że mimo wszystko... mógłby chociażby dodatkowo nawilżać skórę - bez tego to taki zwyklaczek 😉

Moja ocena: 4/6


Duo płyn micelarny z olejkiem rycynowym (do każdego rodzaju cery) także bardzo dobrze usuwa makijaż i zanieczyszczenia
. Dodatkowo dzięki zawartości olejku nawilża, natłuszcza i odżywia skórę - pozostawia na niej leciutką tłustą warstwę, co nie każdemu przypadnie do gustu...
Mnie nie przypadło!

Zawartość olejku rycynowego ma przede wszystkim wpływać na poprawę kondycji rzęs, wzmacniać je, a tym samym czynić piękniejszymi i silniejszymi. Myślę, że to jednak bardzo trudno ocenić...  Choć o wartościach olejku rycynowego wiem i pamiętam od dzieciństwa - mama wcierała mi go w rzęsy ( były ponoć bardzo liche)...   

Bez wątpienia jednak mogę obalić mit o tym, że uelastycznia skórę - nic z tych rzeczy! A czy zapobiega utracie elastyczności? To chyba jednak zbyt słaby produkt, żeby tak działał... albo ja jestem zbyt "zniszczona"😉 

Oba płyny micelarne z Lirene to raczej średnie produkty, ale z tych dwóch... zdecydowanie wygrywa płyn z olejkiem rycynowym. Na plus wpływa fakt, że oprócz tego, że świetnie oczyszcza - także nawilża skórę. Ten płyn także nie spowodował u mnie żadnych niepożądanych skutków, a kto wie? Może przy baaaaaaaaaaaaaaaardzo długim stosowaniu wpłynąłby na poprawę moich rzęs? Fajnie byłoby zmywać tusz i jednocześnie pielęgnować rzęsy... No i nie da się ukryć, że oczywistym plusem tych obu produktów jest ich łatwa dostępność.

Moja ocena: 4.5/6

Miałyście te produkty? Jak sprawdziły się u Was? 

17:32:00

Późne macierzyństwo (i nie tylko późne)

Późne macierzyństwo (i nie tylko późne)

Tekst napisany na specjalne życzenie Elżbiety.
Trzeba zacząć od tego, co to w ogóle jest macierzyństwo?
Macierzyństwo dotyczy kobiet, które posiadają dzieci i są matkami. Tylko kobieta może urodzić dziecko i to ją w wyraźny sposób odróżnia od mężczyzn, którzy są sprawcami ciąż, ale dziecka nie urodzą, bo to jest powołanie jedynie kobiety.
Matka nosi dziecko w sobie, tuż pod sercem i tak od pierwszych dni tworzy się między nią, a dzieckiem  z niczym innym nieporównywalna więź. Macierzyństwo to nowa rola dla kobiety, której ona nie zna... musi się jej nauczyć.
To może być pasjonująca przygoda, ale też najtrudniejszy okres jej życia. Ta rola jest przy niej już do końca jej życia. Może zdarzyć się wiele, ale matką nie przestaje być nigdy kobieta, która wraz z ukochanym mężczyzną powołała na świat nowe życie. 
Wszystko przebiega wspaniale mimo problemów, gdy dziecko przychodzące na świat jest piękne i zdrowe... inaczej gdy bardzo chore... i tutaj system wartości wyniesiony z domu, dojrzałość kobiety, samoświadomość w jakim znalazła się procesie życiowym oraz całość sytuacji życiowej pozwala (bądź nie) jej odpowiednio odegrać swoją życiową rolę jaką jest macierzyństwo. Bycie matką to postawa, nie tylko więź biologiczna – o tym należy pamiętać.

Kobiety dzielą się na te, które nie miały jeszcze dzieci, będą miały, już dawno odchowały (to są już dorośli ludzie), nie mogą (z różnych powodów, choć bardzo by chciały) mieć swoich własnych dzieci i na te, które nie chcą mieć dzieci (z własnego wyboru i tych macierzyństwo nie dotyczy) i te, które nie powinny ich mieć wcale (macierzyństwo ze względu na dobro dzieci, nie powinno w ich życiu wystąpić!).

Czy to młoda bardzo dziewczyna w efekcie tak zwanej wpadki (czy wyboru, choć tak wczesnego) czy to świadoma decyzja 30 - latki i starszej jeszcze kobiety spowoduje jej zajście w ciążę, a w efekcie urodzenie maluszka i rozpoczęcie nowego etapu w jej już innym życiu – to nikomu nic do tego. To jest wyłącznie jej decyzja, jej życie.

Późne macierzyństwo to zajście w ciążę powyżej 35-go roku życia. Lekarze zalecają, żeby pierwsze dziecko urodzić do 25-go roku życia, bo im później tym bardziej wzrasta ryzyko chorób genetycznych, ponieważ komórki jajowe ulegają procesom starzenia się i sprzyjają w ten sposób różnym niekorzystnym mutacjom genetycznym. Kobieta w starszym wieku, właśnie ona jak najbardziej powinna poddać się badaniom prenatalnym, sprawdzić czy istnieją zagrożenia z tytułu cytomegalii, różyczki lub toksoplazmozy. 
Ale nie o przygotowaniu zdrowotnym do bycia mamą będę tu się rozpisywać... wiadomo, że o zdrowie tak czy tak trzeba dbać, a niezależnie czy ma się lat 20 czy 2 razy tyle, jak chce się urodzić zdrowe dziecko to wypadałoby przyjmować kwas foliowy, zrezygnować z palenia, picia alkoholu, zdrowo się odżywiać, dużo uśmiechać... żeby wkroczyć w macierzyństwo ze zdrowym maluchem. 

Macierzyństwo bez względu na wiek nie jest dla kobiet słabych duchem, to nie jest lukrowany tort... to sprawdzian stosunku człowieka do człowieka. To poczucie spełnienia, wyboista droga. Macierzyństwo determinuje inne wybory, zabiera mnóstwo energii... to radość choć nie idylla, albo umierasz ze strachu albo ze śmiechu aż do rozpuku. Nie ma teorii dobrego macierzyństwa. Decyzja o posiadaniu dzieci musi być poważna i jedna, bo nie da się jej odwrócić... to tak jak zrobienie sobie  tatuażu na twarzy należy się poważnie zastanowić i spojrzeć na siebie w lustro, bo wiele się zmienić z tą decyzją może. Macierzyństwo to dawanie rad, pokazywanie drogi, okazywanie cierpliwości... kobieta musi wiedzieć, że jest na to gotowa i jej błędy mogą się zemścić na innej osobie – jej dziecku. Do tego ciągle trzeba jeszcze pamiętać i być przygotowaną na to, że macierzyństwa jak się już jego nauczysz, nabędziesz doświadczenia odpowiedniego... to przychodzi moment (nieunikniony, który musisz przyjąć bez żalu), że dzieciak jest już dorosły i jesteś zwolniona ze swojej roli, dlatego... dlatego musisz się śpieszyć by sprostać temu macierzyńskiemu wyzwaniu... 

Jak wszystko, również macierzyństwo ma swoje pozytywne i negatywne strony. Nie ma co ściemniać, to wszystko nie wygląda jak w reklamie środków czystości dla niemowląt... różowy bobas nie zawsze się słodko, rozkosznie uśmiecha, a jego kupki to nie zapachy z Diora... jak trafi się towarzyska jednostka to nie śpi nawet w nocy, choć pampers suchy, brzuszek najedzony i żadna nakręcana zabawka go nie ukoi, a wrzask niezadowolony obudzi sąsiada i na drugi dzień, ten się już nie odkłoni. Gdy dorośnie też nie bywa zawsze radośnie... w przedszkolu Twój maluch przywali komuś wiaderkiem, więc musisz pojawić się szybko na dywaniku u pani dyrektor, choć w pracy szef zlecił Ci bilans... w szkole dzieciak ma kłopoty z matemą, a Ty masz kłopoty z płaceniem rachunków i to absorbuje Ci głowę... albo chciałabyś iść do kina, a tu trzeba starszej latorośli wytłumaczyć różnicę między skafandrem a Grupą Skamander (to na polski).

I to wszystko, niezależnie od wieku kobieta musi ogarnąć, nie tracąc przy tym własnego życia i nie zabijając tożsamości swojego dziecka
Może być trudno młodej dziewczynie wejść w relacje bardzo bliskie z maleńką istotką, bo sama jeszcze czuje się dzieckiem i ma prawo nie mieć w sobie rozwiniętych takich umiejętności poświęcania siebie w imię wrzeszczącego, nastawionego jedynie na branie dzieciaczka. Ten brak jeszcze w sobie - na tyle mało dojrzałości, samoświadomości, wrażliwości, cierpliwości bywa powodem, że macierzyństwo jest katuszą dla młodej kobiety. 
Od kobiety - od jej zdrowia, energii, doświadczeń zawodowych, towarzyskich, stabilizacji (bądź nie) życiowej, odpowiedzi czego w życiu pragnie i co może dać w zamian zależy... od kobiet, a nie od wieku... czy macierzyństwo będzie jej rolą, a jeśli tak - to jak ją wypełni (?) 

Czy lepiej wcześniej mieć dzieci (mieć to za sobą) i w wieku 40 lat chwalić się dorosłymi dziećmi? Czy najpierw nauka, kariera zawodowa, sukces towarzyski, stabilizacja życiowa, a potem dopiero oddanie kompletne dziecku... z ryzykiem, że różnica pokoleniowa sprawi, że dziecko będzie niezrozumiane, niesamodzielne... a jak dorośnie to nie będzie mogło realizować swoich marzeń, bo czas będzie spędzać (a wiadomo, że jest on jeden dla wszystkich) opiekując się chorymi, starymi rodzicami... wcześniej jeszcze nie miało z rodzicami wspólnych tematów... inna muzyka, inna retoryka... wszystko inne... staremu czasem trudno iść z duchem czasu, młodemu zrozumieć historię.

Same wątpliwości medyczno-psychiczne... żadnej odpowiedzi?
A Elżbieta oczekuje odpowiedzi od Starej Kobiety.
Jaka ona jest? 

... gdy miałam 25 lat, po świecie kręciła się już trójka moich dzieci... pracowałam, nawet robiłam karierę zawodową i miałam szczęście, bo dzieci były zdrowe. Po pierwszym synu, który bardzo dał mi w kość przez swą towarzyskość, która objawiała się w nocy... skrzypienie tapczanu było wskazówką dla niego, że kładę się spać i doprowadzało synka do furii... a wystarczyło zaglądnięcie (trwałe do rana) do łóżeczka, a najlepiej przytulenie do piersi i dziecko zmieniało się w aniołka... mąż budził się i pytał czy ja dopiero zaczęłam karmić, jeszcze karmię?... wiedział, że to na pewno nie koniec jest karmienia... Tak, więc po pierwszy takim macierzyńskim doświadczeniu... następnym dzieciom już się nie dałam (poduszka na głowę, trochę głośniej radio... brr, ależ to brzmi...) ... chętnie przesypiali całe noce.

...gdy skończyłam 41 lat, najstarszy syn miał 22 lata... właśnie umarła moja mama... mój mąż skończył 56 lat... a tu news – jestem w ciąży. Na 1998 rok, to był ewenement społeczny – kobieta po czterdziestce w ciąży...

Jak to jesteś w ciąży? - zapytał poirytowany mój mąż.
Masz 56 lat i nie wiesz skąd się biorą dzieci?- niewinnie zapytałam  
Na tą samą informację najstarszy potomek wysunął nos z kolejnej czytanej książki i ze zdziwieniem zapytał: jak to się stało?
Zapytaj tatusia – odpowiedziałam, po czym usłyszałam – ok. To była cała rozmowa.
Córka lat 19, bardzo się ucieszyła i nie zadawała zbędnych pytań.
Najmłodszy 17-letni syn, popukał się znacząco w czoło i skomentował, że... to chyba jakieś szaleństwo jest.
W pracy nikt mi nie uwierzył: szefowa ma fantazję, znowu coś wymyśliła i robi sobie jaja.
A to żadne jaja tylko jedno jajo było, jak najbardziej prawdziwe i coraz większe rosło...

Byłam jeszcze silna, zdrowa, radosna, pełna energii... z pełnym przekonaniem, że zdarzył się cud i  wtedy pomyślałam, że  prawdą jest - świat, przestrzeń nie znosi próżni, która po utracie jednego, drugim się wypełnia... ubywa człowieka – następny się rodzi. Zmarła  moja mama... i żeby nie było pustki w moim życiu, ja Stara Kobieta poczułam ruchy w moim brzuchu, i nie były to ruchy jelit 😉 W czasie ciąży jak zwykle przytyłam ledwie 6 kilo.  Ala przyszła na świat ważąc 3 i pół kilograma z 10 punktami w skali Apgara. To był czerwiec, wtorkowy wczesny poranek, gdy pojechałam do szpitala... po paru godzinach Alicja Antonina była na świecie. Następnego dnia byłam już z nią w domu.  Potem gdy miała kilkanaście dni (to prawda, jakkolwiek trudno w nią uwierzyć) zabierałam już ją do firmy... leżała w leżaczku na biurku, podczas gdy ja musiałam kierować firmą. 

Alicja urodziła się gdy najstarszy syn miał 23 lata - dumnie z nią wychodził na spacery... starsza córka się w niej zakochała, a najmłodszy syn wreszcie nie był najmłodszym i chętnie okazywał swoją nad nią "wyższość". Mąż rozpieszczał. 
Potem trochę się wszystko pokomplikowało (ale to inna historia)... zmarł mąż... starsze dzieci zaczęły prowadzić swoje życie (do którego miały pełne prawo), Ala wychowywała się (tak właściwie) jak jedynaczka. Dzisiaj mogę stwierdzić...
jej narodziny i czas z nią spędzony, to moje późne macierzyństwo, to najlepsze co mi się w życiu zdarzyło... a jeszcze istotniejsze jest to, że ona tak samo uważa:  najlepsze co jej się w życiu zdarzyło... to Stara Kobieta czyli ja – jej mama. 

W naszym przypadku nie sprawdziło się nic przed czym przestrzegają lekarze, psycholodzy.
Dzięki jej pojawieniu się przedłużyła się moja młodość fizyczna... przez przedłużenie młodości hormonalnej. Te nieoczekiwane (jak na ten okres życia) przemiany hormonalne uodporniły mój organizm. 
Zyskałam głęboką świadomość, że muszę o siebie bardziej dbać i być jak najbardziej zdrowa, bo spoczywa na mnie obowiązek, i odpowiedzialność, z których nikt mnie nie zwolni (żadne L-4 nie wchodzi w rachubę
A wiek w tym przypadku nie jest i nie będzie usprawiedliwieniem. Wprost przeciwnie. No i dobrze! 
To nie moja córeczka miała za zadanie rosnąć zdrowo i rozwijać prawidłowo... to ja musiałam do niej dorastać, i więcej niż rozwijać się – musiałam tak kierować sobą, by nie odczuwała (i wszyscy w około... co im później, tym większe ma znaczenie) dzielącej nas różnicy pokoleń... nie mogłam zardzewieć i poprzestać na tym, co mam... i do dzisiaj muszę (chcę bardzo i to PLUS kolejny) być na fali wszystkiego co się w nauce, sztuce, literaturze, technice... itd, w świecie dzieje. 

Musiałam rozumieć ten świat pędzący (jak Pendolino, albo lepiej  - jak jakiś ponaddźwiękowy odrzutowiec Tu – 160... może(?)) i nie ulec nadmiernej opiekuńczości, zamartwianiu się, co mogłoby w przyszłości wywołać u niej brak samodzielności... godzić się na popełnianie jej własnych błędów... później być na bieżąco z aktualnymi trendami muzyki, mody, czytania książek. Ciągle interesuje mnie to, co trzydzieści lat temu i ani myślę poddać się wzorcowi, że jak masz więcej niż dzieści lat, to mniej ci wolno albo czegoś nie wypada. Nie wypada - tylko zawieść daną sobie szansę na szczęśliwe (według Twojego pomysłu) życie.
Dla mnie to późne macierzyństwo, to było jak środek dopingujący, który nie pozwolił mi na chwilę słabości, zatrzymania się, zniechęcenia do życia.
Nigdy, nawet przed przyjściem Alicji na świat nie pomyślałam ani przez moment, że może mi przygasnąć apetyt na życie... ale jej pojawienie się - spowodowało, że jestem coraz go bardziej głodna.
Gdy Ala miała 6 lat zaczęły się pojawiać na świecie, moje wnuki... ale ja miałam ciągle małe dziecko... byłam młodą, pracującą (w dodatku już samotnie wychowującą) mamą. Dlatego nie mogłam się sprawdzić jako babcia. Zresztą (i tu przepraszam te babcie, które inaczej czują) uważam, że celem życia kobiety nie jest bycie babcią w sensie podporządkowywania sobie jego (swojego życia), dzieciom swoich dzieci (i nie ma od tego odwrotu). I tu dziękuję Alicji – (moje Kochane Alibi 😉) na wymiganie się od bycia babcią (i to wobec stereotypu, który ciągle panuje... wnuki to święty obowiązek, i że to niby takie przyjemne 😉...)

Moje macierzyństwo nie było ani trochę perfekcyjne... pełne luzu i swobody, dystansu... bez własnych ambicji przelewanych na dziecko, bez tresury... 
W tym późnym macierzyństwie – nie ukrywam – sprzyjało mi szczęście – Alicja była dzieckiem bezproblemowym.
Miała 3 latka i prała sobie majtki, skarpetki (wiadomo, że "poprawiałam" to pranie 😉)... układała ubranka w szafie, sprzątała zabawki bez nagabywania i takie tam inne... ot małe, codzienne sprawy. Jako sześciolatka (aż wstyd przyznać) już samodzielnie robiła małe zakupy... dzień po 13-stych urodzinach miała założone swoje konto w banku i samodzielnie nim dysponowała... ale jeszcze wcześniej, gdy miała 11 - sama założyła sobie bloga książkowego, nadała mu nazwę "Książki - inna rzeczywistość" i zaczęła recenzować na nim przeczytane pozycje, zachęcając do współpracy z nią różne wydawnictwa. Nic nie dostawała od życia (ot tak)... wszystko musiała sobie sama wypracować, ale jednocześnie czuła, że jest ważna i kochana...
...żadnych buntów nastolatki, żadnych wymagań dotyczących markowych ciuchów... dobra nauka, całe mnóstwo obowiązków (i nic nie jest jej ciężko), żadnego pyskowania, kłamstw, oszukiwania...

Dzisiaj Alicja – mój 😉sukces w czerwcu skończy 18-lat. Cokolwiek bym napisała o zaletach, wadach, trudach płynących z późnego macierzyństwa, to jedno jest pewne i prawdziwe... wszystko zależy od charakteru kobiety i jej tylko właściwych, indywidualnie przypisanych cech.
Miałam szczęście i dzisiaj już wiem, że podołałam i przy mnie wyrósł dobry człowiek płci żeńskiej, doskonale radzący sobie w życiu, relacjach międzyludzkich, tolerancyjny, empatyczny, samodzielny w swoich opiniach, określonym (już tak szybko) światopoglądem.

Czy to wczesne czy późne macierzyństwo, każde niesie za sobą tyle samo zalet co wad... wybór czy los (?)... i tak trzeba temu w jak najlepszy sposób (dla obu stron) sprostać. I TYLE.












Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger