13:43:00

Smakowite kruche ciasteczka :) na gorzki teraz czas

Smakowite kruche ciasteczka :) na gorzki teraz czas

Już niebawem nadejdzie czas wypieku pierniczków... jednak jako, że nie jestem fanką pierniczków - zresztą jak wszyscy w mojej rodzinie, w chwili, gdy pragnę sięgnąć po coś słodkiego, a zarazem kruchego... majstruję w kuchni kruche, maślane ciasteczka ;) Dzisiaj zdradzę Wam swój sekretny przepis ;) 

Składniki: 

  • 250 gramów mąki
  • 125 gramów zimnego masła
  • 100 gramów cukru pudru (jeśli nie macie tyle cukru pudru... zwykły - choć najlepiej trzcinowy też da radę ;) Po prostu masa nie będzie tak jednolita ;)) 
  • 1 torebka cukru waniliowego (u mnie najczęściej 18 gramów) 
  • 1 jajko

Wykonanie:

Banalne ;) Najlepiej przesiać mąkę do miski (choć bez przesiania też da radę ;)), dodać masło (najlepiej pokrojone na mniejsze kawałki), jajko, cukier puder i cukier waniliowy ;) I wyrabiamy... jedynie do połączenia składników ;) Tak przygotowane ciasto formujemy w bardziej lub mniej zgrabną kulę, owijamy folią spożywczą (reklamówka też da radę ;)), wkładamy do lodówki na 60 minut - jeśli nie mamy tyle czasu - korzystamy z zamrażalnika (tu Wam od razu sprzedam patent, że ciasto można mrozić do późniejszego wykorzystania :)) ;) Po tym czasie rozwałkujemy ciasto na ok. 3-4 cm... i wycinamy ciasteczka ;) 

Nagrzewamy piekarnik do 190 stopni, wykładamy formę papierem do pieczenia, układamy ciasteczka i wkładamy do piekarnika na 13-15 minut - musimy kontrolować ich stopień wypieczenia :) Nie zostawiamy ich bez opieki ;) 

Gdy stopień zarumienienia jest już dla nas odpowiedni... wyjmujemy ciasteczka - u mnie lądują na raszkach. szykujemy kolejną porcję do wypieku ;) W czasie pieczenia pierwszej partii najlepiej jest pozostałe ciasto schować spowrotem do lodówki :) 

Czekamy aż ostygną i wcinamy... ;) Tak upieczone możemy przechowywać w metalowej puszcze nawet kilka dni. Pogłoski głoszą, że wytrzymują nawet 7 dni..., ale u mnie nie ma nawet okruchów, najpóźniej czwartego dnia ;) 

SMACZNEGO... 

taki mamy okres w naszym życiu, że jeszcze mocniej niż kiedyś należy cieszyć się drobiazgami. Pracą przy wypieku, podaniem najbliższym, samej zjedzeniem słodkości przy herbatce, czy kawce. Tak mało i tak wiele by choć przez moment odkleić się od rzeczywistości tej smutnej - tak niewielkim kosztem :-)





20:04:00

Pięć moich największych bzików* :-) ... czasem w pakietach ;-)

Pięć moich największych bzików* :-) ... czasem w pakietach ;-)


OTO  JA...  Stara Kobieta  

Od dnia moich narodzin minęło właśnie 23 122 dni. Z tymi narodzinami zaczęło się życie pełne zdarzeń i bardzo ciekawe. Jeden dzień jak książka gotowa do wydania. Więc ile tych książek już byłoby, gdyby ktoś zechciał opisywać te dni. A w każdym dniu, tygodniu, sekundzie, minucie wydarzało się życie, które doświadczało. Czasem radośnie, krystaliczną moją postać innym pokazywało, a czasem to chwile, o których zapomnieć by się wolało... :P Tak czy owak, ten stosik kartek z kalendarza, takiego wydzieranego, co kiedyś w każdym domu wisiał na ścianie... to stosik całkiem pokaźny i to on mnie ukształtował.

A tym samym, z wiekiem uwidocznił moje bziki. Większe, ważniejsze i najbardziej bzdurne. Ale moje! Wykształcone, przerobione przez lata. Jestem do nich przywiązana, bo powodują, że czuję się wolna. Obserwuję ludzi, bo lubię to robić i stwierdzam, że każdy, każdy bzika jakiegoś ma. I nie ma w tym absolutnie nic złego. 

PAKIET PIERWSZY (bardzo poważny) (1)

Wolność, tolerancja, godność. Jestem jak głodna lwica wypuszczona z klatki, gdy ktoś chce mnie ograniczyć, wywyższa się i pragnie przydepnąć. To długi i niezwykle skomplikowany temat o relacjach jakie panują między ludźmi, gdy jedni drugim gotują los, którego sami nie chcieliby doświadczyć. Bzik* to nie jest najlepsze słowo, dla określenia tych odczuć, ale u mnie to poszło tak daleko, że nie potrafię się od tego odciąć, zapomnieć, przejść obok. Z determinacją trzymam się życia i biada temu, kto chce zabrać, ująć nieco z jego blasku. Ten blask życia też jest moim bzikiem, który olśniewa mnie każdego dnia. 

KSIĄŻKA PAPIEROWA (2)

Książka z szeleszczącymi kartkami, w oprawie cieszącej oko. Nie gdzieś w piwnicznej izbie schowana, na strychu, zakurzona, tylko zawsze w zasięgu ręki. Do czytania, przeglądania, oglądania, dotykania, wąchania, przytulania, wiedzy i radości czerpania. Większego hopla (ze znanych mi osób) na punkcie książek ma tylko moja najmłodsza córka. Jej cały wielki salon w mieszkaniu to regały od podłogi do sufitu. Tak też jest w innych pokojach. Ale te książki, to nie element wystroju. Ona dokładnie pamięta, gdzie, która leży... jaki autor, tytuł i o co w tym wszystkim chodzi (a tych książek ma z osiem tysięcy... i to żadna ściema). Zamiłowanie do czytania wyniosłam z rodzinnego domu. Czytałam wszędzie i wszystko, od najmłodszych lat, gdy dostęp do książki nie był taki łatwy. W bibliotece spędzałam czasu ile się dało. To było istne szaleństwo i tak zostało. Z przerwą (ale też nie do końca) wywołaną pracą wymagającą 24 godzinnego rytmu bez mała i dzieci gromadką. Ale zawsze przewijała się książka. Przygody Tomka Sawyera, Ania z Zielonego Wzgórza, Serce de Amicisa i dalej i poważniej, aż do Tokarczuk dzisiejszej.

PUNKTUALNOŚĆ (3)

Punktualność jak to się mówi, wyssałam z mlekiem matki. A raczej taty ;-))), który żył z zegarkiem w ręku i wszystko miał zaplanowane. Niczego nie robił przed ustalonym czasem, a poza tym czasem bardzo się wściekał i mówił: "nigdy tak nie rób, czas to najważniejsza waluta. Nie ma nic tak cennego. Dlatego ceń swój czas i kogoś innego." Pamiętam, że kiedyś tato był umówiony na godzinę 14-stą ze swoim przyjacielem (skądinąd znanym wówczas bokserem ;-)) Szłam tam razem z tatą (malusia byłam :-)), bo przyjaciel miał synka w tym samym wieku i wiadomo, dzieciaczki bawić się miały, panowie prawić o ważnych sprawach. Mieszkali niedaleko od naszego domu, ale wyszliśmy za szybko. Brakowało jakieś 10 minut. Zimą to było. Mróz okropny. Pamiętam jak przestępowałam z nóżki na nóżkę. A tato twardo: "musimy zaczekać, jeszcze nie ma czternastej. Trzeba być punktualnym!" Nogi miałam już tak przemarznięte, że w momencie wchodzenia na schody, nie chciały wcale przebierać. I wtedy tato wziął mnie na ręce i gnał po tych schodach na trzecie piętro, bo inaczej by się spóźnił minutę albo dwie :-) A przecież nie wypada się spóźniać :-) I tak mi zostało. Taka jestem i wymagam od innych ;-) Nie raz czekam przed drzwiami osoby, z którą jestem umówiona do ustalonej godziny. Ludzie, którzy mnie znają, nie odważają się spóźnić bez uzasadnionego powodu. (a standardowe korki w mieście o 16-ej, to nie jest dla mnie usprawiedliwienie ;-))

ORTOGRAFIA, KALIGRAFIA I BŁĘDY JĘZYKOWE (4)

- Obłędu wręcz dostaję, mdłości i niebezpiecznie pręży mi się język w niemiłosiernie ostrej ripoście, gdy słyszę, że ktoś mi coś mówi o  f i e r a n a ch, chce w ł a n c z a ć światło, końcówki ą zamienia na om, zamiast proszę usiąść mówi n i e c h  u s i ą d z i e zwracając się do mnie (tutaj jeszcze brak kultury). Jeszcze jak s z ł e m mówi do mnie facet, to od razu mu mówię, żeby do mnie już lepiej nie przychodził ;-) Z g n i t e jabłko jest o wiele gorsze dla mnie niż zgniłe, bo razi mi moje ucho tak samo jak to, że dziś jest 14 październik...  nie! czternastego października i właśnie wkładam sweter, nie s w e t r. Wziąć należy sprawy w swoje ręce, bo w z i ą ś ć, to jest niepoprawne zupełnie. Jeszcze jak ktoś chce s p a d a ć  w  d ó ł, to zastanawiam się jak można spadać w górę ;-) I oczywiście w cudzysłowie, nie w  c u d z y s ł o w i u  redaktorzy z ważkich ponoć programów.

"Na pewno" "naprawdę" pisze się tak jak ja ;-)  pierwsze osobno, drugie razem, sprzed i z powrotem - tak, a ból z kreską cierpiącą nad o, a nie żadne tam rozwarte w trwodze u, a morze i może brzmi tak samo, ale naprawdę co innego określa. Szumiące falami morze, to nie to samo, co: może byś mi wytłumaczyła na najbliższym spotkaniu, jak to jest, z tym ukochaniem przez ciebie morzem? Pamiętam, że mój młodszy syn kiedyś zapytał, czy żaba przestanie być żabą, jak się ją napiszę przez  rz? Oooo. To pytanie, to było wtedy dla mnie wyzwanie ;-) Odpowiedź była prosta: kochanie, żabie takiej czy owakiej niczego nie ubędzie, ale ta napisana przez ciebie przez "rz" na pewno wyrządzi ci szkodę, w postaci dwói w dzienniczku ;-) przez u kreskowane ;-)  Słyszę też d o k t u r ? O rany. Doktor. D e r e k t o r ? Dyrektor. Kontrola jest niezwykle istotna, jak się wysławiamy, jak piszemy. Nie  k o n t r o l ;-) 

Oczywiście każdemu wszystko przydarzyć się może. Ważne, żebyśmy uporczywi nie byli w powielaniu pewnych błędów. Tolerancja też powinna w każdym zakresie być wyważona ;-) 

 - Do tego wszystkiego, jeszcze bardzo, bardzo zwracam uwagę na charakter pisma. "Stara Kobieta i Stara Szkoła", gdzie kaligrafii piórem ze stalówką maczaną w atramencie uczono, a ten atrament z kałamarza i wszystko plamiło ręce. Równo, pod odpowiednim kątem stawiane literki, a każda to swoiste dzieło sztuki... te zawijasy, te pląsy cieniowane, tu pogrubione, wydłużone lub skrócone :-) Proporcjonalne literki, dobrane łączenia... to wielka sztuka.  Charakter pisma podobny do pisma mojego taty, męża i teścia. Ciekawe to :-) Te roczniki tak miały i w moim życiu się zgrały ;-)) I nie będę skromna. Wiele razy słyszałam: ależ ma pani piękny charakter pisma, i to: teraz to się tak często nie zdarza. Wiadomo. Teraz nie piszemy. Teraz klikamy. A ja sobie lubię popisać i mam nawet pióro ze stalówkami i atramenty w różnych kolorach. A to pióro końcówkę z gęsi prawdziwej ma, takiej latającej czasem w nieba chmurze. I jeszcze pióra wieczne, mała kolekcja. Jedno z nich z grawerunkiem "Szczęśliwe pióro Starej Kobiety" Och, jak ja lubię pisać, podpisać się i popisywać też ;-)

ELEGANCJA (plus dobre maniery) (5)

Elegancja z perfekcyjnym, nadto aż przesadnym dopasowywaniem koloru rąbka torebki do butów jak się nie da do całej torebki ;-) W tym samym kolorze przy tej torebce przywieszka i okulary kształtem i kolorem pasujące. A niech tam :-) Jeszcze do tego pasek w odpowiednio dobranym do kwiatów na szaliku wzorze. A jeśli kapelusz, to też z czymś powiązany i bluzka musi z tkaniną z dotyku, blasku i barwy przypasować. Każdy detal się liczy :-) A jeśli szarość połączyć z beżem? To tylko jeden jaskrawy dodatek w postaci szala, ale też będący znakiem tego, że jest nieprzypadkowy. A kolczyki? A jakże. Ze złotem i kolorem tym samym, co w okuciu przy butach. Nie tak, że jedna klamerka jest srebrna przy butku, a wisior złoty zwisający na brzuszku. Jeśli paski granatowe w tunice, to czarne spodnie zdarzyć się mogą ;-) jeśli jeszcze jeden element czarny i drugi granatowy przypasuję. Można to przeciąć agresywnym kontrastem w postaci czerwonej torebki, ale też kolczyk w uchu powinien być czerwony. A odcieni czerwieni bez liku mamy. I to jest takie cudowne :-) 

Taka to układanka ;-)) Tak mam też jeśli chodzi o wnętrza, w których mieszkam. Nic nie jest niezamierzone. Wszystko musi się (dla mnie) w obraz układać, który cieszy moje oko. Mój bzik na tym tle jest tak wielki, że gdy stojąc przy windzie (tam światło jest inne) zorientuję się, że odcień kapelusza barwy brązowej jest cieplejszy niż paska przy spodniach, nie daj boże jeszcze apaszki czy szala... to wracam i zmienia to zaraz ;-) Aaa... Jeszcze sznurówki w butach, jeśli nie całe buty, muszą do czegoś pasować. Czarne buty, sznurówki żółte i żółta torebka z czarnym pomponem, tak tworzy się całość :-)) ... klimat ;-) 

Może stwierdzicie, że jestem wariatka, do tego stara babka... żeby nie powiedzieć baba. Że z jednej strony, to opowiada, że tam ją boli, tu ledwo dycha, a tu chce jej się dobierać kożuch do kwiatka ;-)) I co, i po co to stare ciało tak przyodziewać i gdzie tu luz? Taka jestem. Wolna, niezależna i kto mi zabroni mieć wyrafinowany luz ;-) On dodaje mi pewności siebie. Życie, zwłaszcza teraz, to ciągła walka. Jesteśmy jak na wojnie. Na wojnę trzeba iść przygotowaną, z wyprostowanymi plecami, podniesioną przyłbicą (choć może niekoniecznie w tej obecnej wojnie ;)) i najlepiej w dobranym do konia kolorze ;-))) Do tego odpowiedni zapach (kolejny bzik) i ruszać dalej można :-)

UWAGA! 

Od bzika jest krótka do droga do miłości, ale też do nienawiści. Od fascynacji pięknem do próżności bliskiej płytkości w postrzeganiu rzeczywistości.

PUENTA

Puenta jest taka, że kurczowo, uporczywie trzymam się życia z jednej strony, a z drugiej - nie znoszę bylejakości.  Lepiej spadać z wysokiego konia jeśli już ;-) Lepiej nic nie robić, niż robić na od....l, że tak to nieparlamentarnie ujmę. Nic jednak nie jest czarno-białe i próbować należy, ale z przekonaniem, że da się z siebie wszystko i będzie dobrze. A nie, że może się udać ;-) Skoro czerpiemy z czegoś przyjemność, a jeszcze potrafimy się tym podzielić, to jest to widocznie BZIK, który ważny jest. Nie należy go lekceważyć, wyśmiewać, bo zawsze z niego może wyjść coś dobrego.

PONADTO, DODATKOWO...

I tak więcej napisałam niż miałam zamiar i się spodziewałam... miało być pięć, a ja niestety mam więcej bzików: gotowanie, kwiaty, zapachy, morze, kultura w każdym celu, historia i, i, i , i... jestem ogromnie, pozytywnie zbzikowana w każdym calu. A jeśli chodzi jeszcze o moje najbliższe mojemu sercu osoby, to już w ogóle szkoda gadać ;-) 










19:19:00

Kosmetyczne denko (nie)Starej i Młodej Kobiety #3 (i wielki bubel!)

Kosmetyczne denko (nie)Starej i Młodej Kobiety #3 (i wielki bubel!)

Za nami kolejne kosmetyczne zużycia ;) Pominiemy jednak te, o których już w denkach opowiadałyśmy jak np. malinowy peeling do ciała z Organic Shop  czy szampon hamujący wypadanie  włosów marki Dermena, czyli produkty naprawdę godne polecenia, rewelacyjne, które w naszych łazienkach przewijają się regularnie!


Utrwalacz do makijażu w sprayu Pierre Renne Make up fixer

Utrwalacz Pierre Renne pierwszy raz trafił do mojej kosmetyczki jakiś rok temu. Pierwsze opakowanie kupiłam na jednej z promocji, na kosmetyki do makijażu, w Drogerii Hebe, za jakieś 10-11 złotych zamiast 26,99 zł. Utrwalacz okazał się jednak takim hitem, że teraz zawsze podczas promocji go wypatruję - ostatnio trafia się często za ok. 16 złotych. To nadal bardzo opłacalnie, jak na jakość i wydajność tego produktu :) Miałam wiele produktów tego typu... z Lirene, Bielendy... - żaden nie okazał się tak dobry i trwały. 

Szczególnie teraz, gdy połowę twarzy zakrywamy wsiadając do autobusu, czy wchodząc do sklepu, maseczką... preparaty przedłużające trwałość makijażu okazują się przydatne ;)* Dobrze jest zrobić coś, żeby na maseczce nie zostawała jednak warstwa pudru i odciśniętej pomadki :) 

Utrwalacz z Pierre Renne przypomina odrobinę w swej "konsystencji" lakier do włosów ;) Nie pozostawia na buzi mokrej, spływającej warstwy, a jego równomierne rozprowadzenie za sprawą wygodnego sprayu jest zaskakująco proste. Trwałość makijażu naprawdę zostaje przedłużona, a jego warstwa utrwalona. Dodatkowo po jego zastosowaniu moja buzia nie jest przesuszona (może dzięki zawartość panthenolu?) ani nie pojawiają się na niej nieproszeni goście, czego odrobinę się obawiałam ;) 

Jest to jednak kosmetyk, do którego stosowania trzeba się przyzwyczaić... naniesiona warstwa powinna być cienka, w przeciwnym razie na buzi może pojawić się uczucie sklejenia. No i jest jeszcze jeden minus... zapach utrwalacza jest dosyć duszący i przypominający lakier - stąd też warto pamiętać, żeby stosować go zgodnie z instrukcją, z odległości co najmniej 20 centymetrów. 

Ocena (nie)Starej Kobiety: 4,5/5

*PS. Ten tekst był przygotowywany jeszcze w czasach, gdy noszenie maseczek nie obowiązywało również na ulicy w całej Polsce... czy stracił jednak na aktualności? Niekoniecznie, utrwalacz przyda się również, żeby nie straszyć po powrocie do domu, domowników, rozmazanym makijażem... i jak gustownie utrwalona nim skóra buzi może wyglądać pod przyłbicą ;) 



Black Sugar Detox Detoksykująco - nawilżająca pianka do mycia twarzy - BUBEL!

Pianka z Bielendy polecana szczególnie do cery tłustej i mieszanej została zakupiona przez Alicję na wyprzedaży - i to jak okazyjnie! Za 5 zł zamiast 20. Od razu więc do koszyka wpadły dwie tubki - jedna do łazienki Alicji, do częstego mycia przez nią jej nadal odrobinę problematycznej cery, skłonnej do wyprysków..., a druga do mojej łazienki, w celu okazjonalnego mycia skóry twarzy, która niekiedy lubi się skłaniać w kierunku cery mieszanej. 

I niestety... obie stwierdziłyśmy, że jest to niesamowity bubel. Nie - nieudany kosmetyk, który nie dopasował się do potrzeb naszych cer, który nie zachwycił zapachem... po którym oczekiwałyśmy czegoś lepszego - nie! To jest najprawdziwszy pod słońcem bubel i tyle. Najgorsze, że jest to produkt tak zły...., że nawet mimo naszej determinacji nie jesteśmy w stanie zużyć go do końca. Niestety wyląduje po prostu w koszu. 

Ale... zacznijmy od początku.

Producent obiecuje, że po jej rozmasowaniu na twarzy pojawi się piana (nie mówi jednak o tym, że będzie ona prawie niezauważalna). Pianka ma również starannie i skutecznie oczyszczać skórę. Po zastosowaniu (producent zaleca stosowanie dwa razy dziennie - rano i wieczorem) skóra ma być nawilżona, zmatowiona, ukojona... a także ma się na niej pojawiać mniej wyprysków. 

Jak jest w rzeczywistości? Po zastosowaniu, lica zarówno Alicji jak i moje były ściągnięte, wysuszone... BARDZO przesuszona i skatowana skóra - po prostu tępa. I nie - nie jest to kwestia "mocnego oczyszczenia" - twarz jednocześnie nie była oczyszczona, o czym może świadczyć jakby "zakurzony" wacik przy nakładaniu toniku. Zapach także nas nie zachwycił. Produkt nieprzeterminowany, właściwie stosowany. Mimo to, po prostu nas w żadnej mierze niesatysfakcjonujący. 

Niestety jest to tego typu preparat do oczyszczenia twarzy, który odkładacie i marzycie o tym, żeby nie musieć już nigdy więcej do niego wracać. Nie wyobrażamy sobie (i nawet wyobrażać nie chcemy ;)) spustoszeń, które mógłby wywołać na naszych twarzach przy długotrwałym, regularnym stosowaniu. 

Istnieją produkty, które nie działają tak dobrze jak obiecuje producent... ale ten produkt robi skórze po prostu krzywdę. 

Zdecydowanie... NIE POLECAMY. 

Zgodna ocena (nie)Starej i Młodej Kobiety: 1/5 BUBEL!


Ekspresowy lifting. Napinająca maska z 24k złotem i perłą - typu peel off

To maska, o której już kiedyś Wam opowiadałam w poście poświęconym maseczkom Lirene (tutaj). Wtedy mimo swojego świetnego działania... niektóre rejony skóry delikatnie podrażniła (jednak Alicja stosowała inne maseczki peel off Lirene i wszystko było w porządku), teraz obyło się bez podrażnień. Szkoda jednak, że nie nauczyłam się niczego,  korzystając już wcześniej z tego produktu. Nie wyciągnęłam wniosków, albo o nich zapomniałam;-))) z popełnionych błędów... i o mało tej maseczki nie straciłam ;) W miseczce należy wymieszać proszek umieszczony w saszetce... dodać 30 ml wody (posługując się miarką w postaci opakowania ;)), wymieszać... i ekspresowo nałożyć na twarz, nie myjąc po drodze zębów ;) Bo inaczej zastyga w miseczce, nie na twarzy.

Na twarzy robi co powinna, zastyga i możemy ją bez problemu z niej ściągnąć, resztę należy zmyć ciepłą wodą. Maseczka zostawia po sobie uczucie ujędrnienia, nawilżenia i uniesienia owalu. Oczywiście - wszystko działa najlepiej, gdy jest regularnie stosowane... jednak ta maseczka może dać Wam efekt świetnego rusztowania buzi np. przed wielkim wyjściem :) Regularna cena maseczki wynosi 12 złotych, Alicja kupiła ją za 2 złote... w internetowym sklepie Lirene można ją teraz dostać za 5 złotych :) 

Ocena (nie)Starej Kobiety: 5/5 (szczególnie za 2 czy 5 złotych ;)) 


Oczyszczająca maska bąblująca w węglowym płacie z włókna bambusowego

Maseczka dorwana przez Alicję również za 2 złote... zamiast 17 złotych. Można ją dostać bez problemu w internecie już za 3 złote ;) I jest zdecydowanie warta nie tylko trzech złotych :) 
 
Bambusowy płat z 40% zawartością węgla pięknie oczyszcza skórę, delikatnie matuje jednocześnie nie powodując jej przesuszenia. Jej stosowanie jest bardzo proste... zdejmujemy folię ochronną, nakładamy płat na twarz, delikatnie masujemy... i czekamy na moc bąbelków (tu Alicja nawet zgodziła się udostępnić swój wizerunek ;)) - bąbelkuje się naprawdę porządnie! Po 10 minutach płat zdejmujemy i resztę zmywamy letnią wodą. Skóra Alicji po zastosowaniu tego wynalazku była nawilżona, mięciutka, świetnie oczyszczona i delikatnie zmatowiona. Naprawdę cudo!

Ocena Młodej Kobiety: 5/5

W następnych denkach kosmetycznych zapowiadam, same cuda kosmetyczne. Wszystkie na piątkę z dużym plusem ;) Pozdrowionka :))

18:29:00

Ćwiczenia z lustrem :-)

Ćwiczenia z lustrem :-)


ĆWICZENIA Z LUSTREM. PO CO? 

Konieczne ćwiczenia do wykonania przez nas, abyśmy zrozumiały, że wszystko co dzieje się w naszym życiu jest konsekwencją tego, co myślimy, czynimy.  O dobrych i złych rzeczach. Dobre powinniśmy docenić, a nad złymi zastanowić się i znaleźć rozwiązanie. To spowoduje, że łatwiej będzie się nam żyło. 

Do tych ćwiczeń niezbędne jest lustro. W nim od najmłodszych już lat znajdziesz odbicie osoby, która ma siłę pokierować Twoim życiem.

Najlepszym przyjacielem jest lustro. Jemu nic nie umknie. Jest szczere, pod warunkiem, że my też będziemy przed nim otwarte i będziemy z nim współpracować. W nim ujrzycie prawdę o sobie. Pod warunkiem, że będziecie w nie patrzeć z miłością i zrozumieniem. Czasem wprawdzie patrząc w nie zastanawiam się czy to ja jeszcze, czy to już nie ja, ale w końcu lustro do mnie należy, to kto w nim ma się odbijać jak nie ja :-)))

KIEDY ZACZĄĆ?

*Od malutkiej dziewczynki, do panienki, panny wreszcie zastanawiającej się nad tym kim w życiu będzie... od pierwszych więc lat przy różnych okazjach oglądamy się w szklanej, srebrzystej tafli. Zróbmy z niej narzędzie do wykonywania ćwiczeń pomocnych nam w codzienności. Tej jak wiadomo bardzo różnej.

NA CO ZWRÓCIĆ UWAGĘ?

* W tym lustrze musimy dojrzeć pewną siebie kobietę, która mimo upływającego czasu ma wiarę w siebie. Przypomnienie sobie samej czego wcześniej dokonała, sukcesy mniejsze i większe odniosła. To kolejny moment, z którego może czerpać siłę, do dalszego działania. W nowym czasie, w nowej zmianie, ale ciągle ja, taka sama ja.

* To, że masz 20 lat i może nie wiesz co dalej, albo wiesz tylko nie masz odwagi... 40 lat i nie masz męża i dziecka, masz 50 lat i opuścił Cię mąż, masz 60 lat i jesteś schorowana. To, że masz 70 lat i  samotna się czujesz, to, że masz 80 lat i jesteś załamana, bo złożyło się na to, to co wcześniej pisałam ;-) - To nic! Jeśli Twoje doświadczenia sprawiły, że narzekasz, czujesz się nieszczęśliwa, to nie powód aby mówić o sobie, że się jest biedną, niezrozumianą - zwykłą ofiarą. Dzieje się tak dlatego, że nie dajesz sobie szansy, między Tobą, a tym co się dzieje rzeczywiście jest luka. Tę lukę musisz wypełnić swoją kreatywnością. Bo szansa, którą masz dziś, jutro może się nie powtórzyć. Nie patrz w lustro jak ofiara, jesteś silniejsza niż myślisz. Małymi kroczkami.

* Gdy radość i szczęście Cię rozpiera, to tym bardziej w lustro spozieraj i mrugaj oczkiem dla dodania sobie odwagi, by dalej tak drogę swą prowadzić.

* W lustrze widzisz zmiany, ale zmiany to część naszego życia i na początku każdy się obawia, że nie da rady i nie spróbuje, że nie ma możliwości, i przez to, że nie lubi siebie, aplikuje sobie jeszcze większy lęk. Tak ucieka gdzieś wiara we własne możliwości i tym samym odcina, od takiej prostej możliwości jak: poproszenie kogoś o pomoc. To nie oznaka słabości, ale rozwagi wielkiej. Trzeba umieć prosić o pomoc. To nie grzech.

* W lustrze rozczesujesz włosy, zmywasz makijaż i zastanawiasz się jaką kobietą jesteś? Czy jesteś jeszcze, chociaż już nie urodzisz dzieci, aż tak nie podniecisz swoim ciałem, długą nogą... Ale uśmiech masz piękny, iskry w oczach, a ten kosmyk wokół ucha jest rozczulający. Jesteś dbała, troskliwa, empatyczna, zabawna, inteligentna. Byłaś i jesteś ciągle kobietą. Nie rezygnuj z bycia nią tylko dlatego, że masz 80 lat. Albo mniej, ale nie umiesz cieszyć się swoim widokiem. Zmień to.

* Patrzysz w lustro i łzy zalewają Ci twarz, zamieniają się w szloch - gniew, żal, złość, bo skrzywdził Cię ktoś. Nie uchroniłaś się, nie przewidziałaś, że ktoś ostro Cię osądzi i zrani. Przez to sama atakujesz siebie. Otrzyj twarz i uśmiechnij się, i przenikliwie wpatrując w oczy, pomyśl co możesz zrobić dla siebie. Szybko to wykonaj! Cokolwiek, co przywróci Cię do równowagi. Traktuj siebie tak, jakbyś chciała być traktowana. 

* Teraz buziak w lustro i uśmiech słoneczny. Jesteś kochana. Jesteś warta kochania. I godna szacunku. Nie każdy Cię musi lubić, ale każdy winien Ci jest szacunek. To ćwiczenie pozwoli Ci na zrozumienie, że nie musisz nikomu udowadniać swojej wartości, tylko sama w nią wierzyć.

* Zdarza się nam rzucić stekiem słów niewybrednych nawet, wyrzucając z siebie żal na kogoś innego. I tego innego obwiniając, czyniąc odpowiedzialnym za nasze emocje. To niedobra droga. Dobra jest ta, kiedy siadamy przed lustrem i tam opowiemy sobie ze szczegółami, o ostatnim konflikcie... kto kogo zaatakował, kto jak zareagował... czy to przypadkiem nie była nasza frustracja odbita na drugą stronę. My sami jesteśmy odpowiedzialni za to, co czujemy. I lepiej, że świadomie przed lustrem sobie to powiemy niż na drugą stronę pomyje wylejemy. Nie zasuwajmy też swoich śmieci pod dywan, udając , że ich nie ma. One co jakiś czas będą o sobie dawać znać. Tak więc lepiej przemyśleć w lustrze i albo przeprosić, albo ciętą ripostą rzucić, bądź zlać lodowatą obojętnością. I koniec tematu.

* Patrzysz w lustro i jesteś piękną kobietą. Wielki jest w Tobie potencjał. Nie bój się go w sobie uruchomić, nie bój się ryzykować, możesz sobie zaufać, wszystko przed Tobą. Nie bój sobie założyć skrzydeł i pofrunąć. Jak za 50 lat spojrzysz w to samo lustro i zobaczysz w nim pomarszczoną staruszkę, nic nie zmieniaj... nie czekaj na cud po połknięciu setek pigułek, tylko ciągle ruszaj odpowiednio tyłkiem by sama zadbać o swoje życie inaczej. Tak jak zawsze chciałaś, tylko się bałaś. Bo może nie być następnych tygodni, miesięcy, które nagle coś zmienią.

* Na bieżąco trzeba patrzeć w lustro i kontrolować swoje życie. Żaden sen, ani najlepszy lekarz nie zmieni naszej rzeczywistości. W naszym lustrze musimy umieć dostrzegać różne opcje, nauczyć prawa wyboru. W lustrze też jak mantrę powinniśmy powtarzać ''Damy radę, wiemy, nie pogubimy rzeczy ważnych".

* W lustrze wypowiadajmy takie słowa, które są konsekwentne, przemyślane, ale nie ranią. Słowa, których chcemy używać mają budować takie relacje między ludźmi, że nikt nie będzie pozbawiony swojej tożsamości, godności. Uczymy się używać słów, które nie burzą tylko budują, wspierają... bo słowo to potężna broń. Patrząc na swoją mimikę jak je wypowiadamy, słuchając tonu wydawanych dźwięków, możemy wytworzyć w sobie poczucie bezpieczeństwa. Że nikogo nie skrzywdzimy, ani siebie nie rozczarujemy.

KONSTATACJA

Życie jest za krótkie, żeby obracać się do tyłu. Patrz w lustro i szukaj siebie pragnącej, marzącej. Nie łudź się, że ktoś inny wyręczy Cię w Twoim życiu... spójrz w lustro... widzisz tam kogoś oprócz siebie?

Patrzę w swoje lustro i wiem, że tylko ja sama mogę wszystko zmienić. Świat sam się zmienił, nie pytał mnie czy się zgadzam na zmiany. Niby wchodziły małymi kroczkami, ale wielkie zamieszanie poczyniły. Tylko moje lustro, trochę poszarzałe, w narożniku pęknięte, jego srebrna oprawa wciąż lśniąca i ja w tej oprawie zadziornie spoglądająca, i pytająca: Lustereczko, lustereczko powiedz, co w życiu dla mnie jest najważniejsze? Podpowiedz mi, co uczynić bym jeszcze i jak uczynić miała, żeby wyciągnąć jak najwięcej ;-)))) z tego ziemskiego bytowania :-))

MOJE ĆWICZENIE

* Niedawno bardzo zostałam upokorzona, sprawiona mi przykrość została przez ludzi, którzy nie wiedzieć czemu uważają się za lepszych, mądrzejszych, piękniejszych. Tworzą rodzinkę opartą na kłamstwach, hipokryzji, udawaniu wiary. Bo jak można nazwać katolikiem człowieka, który co prawda biega co rusz do kościoła, ale jednocześnie postępuje niegodnie. Nie będę tu wypisywać tych wszystkich uczynków. Fakt, że doprowadzili mnie do płaczu i zranili kilka razy. Bardzo to przeżyłam. Odchorowałam. Aż przyszedł moment, kiedy wzięłam do ręki swoje lusterko i nie po to, by rzęsy pomalować  lecz, żeby pogadać ze sobą... umocnić się  patrząc w swoje odbicie... pocieszyć i podjąć decyzję: co dalej? Kolec w sercu tkwił. Będą w moim życiu w jakimś oddaleniu, bo to ludzie z rodziny są. Więc trudno na 100% od nich się odgrodzić. Nawet jeśli nie będę ich widywała, to będę o nich słyszała. To nieuniknione. Patrzę w to lustro i widzę zmartwioną mą twarz. Biorę prysznic, nakładam piękny makijaż, uśmiecham szeroko do lustra, na głowie spinam szałową fryzurę, w głowie układam misterny plan. - Ja Wam jeszcze pokażę mierne ludki! i mrugam porozumiewawczo raz jeszcze, do mojego lustra. 

Lustro najlepszym przyjacielem... możesz się z nim spotkać kiedy chcesz i jeszcze pogadać, a jego odpowiedź będzie od Ciebie zależeć ;-) Mam rację? Dobry to sposób na nasze troski?

*** Do tego ma zaletę ;-)) nikomu niczego nie powtórzy :-)))





Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger