To było tak… zaczęła pracować dziewczyna i co rano do tej pracy przychodziła. Przerwa w szkole, więc więcej czasu mogła poświęcić na uzupełnianie domowego koszyka.
Co rano o 5.30 wielkie wrota holu otwierała. I tak codziennie, niezmiennie od kilku miesięcy… o 22.30 te same zamykała… Pewnego takiego zwykłego poranka oprócz pisku zawiasów otwieranych drzwi powitał ją cichy głos.
To było: miałł, miał?
Zabrzmiało pytająco.
Przy nogach Alicji siedział kot. Z wielkimi uszami, z szeroko otwartymi zielonymi oczami patrzył na nią przenikliwie i chwila, moment zaczął ocierać się przymilnie o jej czarne spodnie. Te już po tym mizianiu nie były czarne, lecz szare i okłaczone. Za to kociak odzyskał barwę swojego przykurzonego futerka i ukazał całe jego piękno beżowo, pomarańczowo, szare – melanż niezwykle udany. Alicja usadowiła się na swoim stanowisku pracy, a kociak za nią. Każdy jej ruch, każdy krok odtąd był bacznie obserwowany. Nie trwało to bardzo długo, gdy kocie położyło się na grzbiecie przed nią na stole i pokazało swój brzuszek i całkowicie, z pełnym zaufaniem poddało jej, i zachęcało delikatnie ciągnąc ząbkami za jej marynarkę, do głaskania, pieszczenia tu po brzuszku, tudzież po łapkach, za uszkami.
Po tych pieszczotach kociak całkiem był już czyściutki, za to na czarno ubrana Ala nieco poszarzała, a dłonie jej przypominały ręce górnika po wyjściu z pracy.
Ale to w ogóle jej nie przeszkadzało... raczej zastanawiała się skąd kicia się tu wzięła w takim ogromnym centrum targowym, czy ma kogoś kto ją kocha, czy komuś uciekła, czy zgubiła się, czy porzuciła jakaś nieogarnięta osoba? Pytań mnożyło się wiele. Zwierzątko było bardzo miłe, ufne...taki słodziak po prostu. Serce dziewczyny ogarnęła miłość do tej ujmującej istoty, rozum przemyśliwał jak ją zabrać do domu i zapewnić wszystko? Lecz z drugiej strony obfotografowując kociaka, o którym już wiedziała, że to jak i ona dziewczyna jest – zastanawiała się czy tak może, czy to nie będzie kradzież, bo może właśnie ktoś płacze za nią?
Pytań wiele, odpowiedzi żadnej, a tu pracować trzeba.
Znudzona kocica poszła gdzieś sobie. Jakoś smutno się zrobiło. Wieczorem Alicja dowiedziała się, że od poprzedniego weekendu zaobserwowano tu pobyt kociaka. Nie wiadomo skąd przyszła i ogólnie przez różne osoby jest dokarmiana. Jej brudne futerko świadczyć może, że aktualnie nie ma domu, a to, że potrafi aportować nawet, jest grzeczna i ufna to, że być może taki dom miała.
Zachwycona Alicja nie mogła przestać o niej myśleć. Przed końcem pracy futrzak jeszcze raz przyszedł do niej i tęsknym okiem spoglądał za zamykanymi przez nią drzwiami.
Dylematy: czy może tak sobie zabrać kicię do domu trapiły Alicję w drodze powrotnej do domu. Jeszcze przed zaśnięciem oglądała sobie jej zdjęcia w telefonie. Następnego dnia zajęta od rana jeszcze innymi sprawami nie myślała już o niej. Dopiero donośne: miałłłuu!, przy otwieraniu porannym holu targowego przypomniało jej o Kici (jak ją w myślach nazywała). Wzruszające to było przywitanie. Teraz Ala była już pewna, że przygarnie kocię i ta myśl bardzo ją radowała.
Postanowiła, że pod koniec tygodnia zorganizuje dla niej transport, przygotuje potrzebny dla kota piaseczek, jedzenie i odpowiednie w domu miejsce.
Przez parę dni rytuał poranny się powtarzał, dziewczyna przekręcała klucze w zamku swojej firmy, przy niej stawała kocica, towarzyszyła jej trochę czasu... potem gdzieś znikała, a wieczorem na nowo, na pożegnanie się pojawiała. Alicja zaplanowane miała, że wszystko w łapkach kocicy jest... jeśli się okaże, że chce jej i przychodzić będzie, okaże przywiązanie, to dom Alicji też domem kociej dziewczyny będzie. Ale nic na siłę.
Aż nadszedł ten dzień, kiedy decyzja już podjęta, przygotowania do przyjęcia nowego członka rodziny już zakończone.
- Nie ma jej, nie przyszła … już południe, a jej nie ma... za długo się zastanawiałam, wątpiłam w nią, nie będzie z nami mieszkać – alarmujący sms do domu z kilkunastoma płaczącymi buźkami.
- Świnka to chyba była, nie kot. Sama sobie wybrała swój los – pocieszałam Alę przez telefon.
- Nie mów tak mamuś – obruszyła się Ala
- Może przyjdzie wieczorem? Zdaj się na los – próbowałam uspokoić córkę
Wieczór przyszedł, kicia nie.
Widocznie tak musiało być, nic nie dzieje się bez powodu, może wróciła do swojego domu, bo jakiś pewnie miała. To młoda jeszcze Kicia, z odruchem ssania, gdy dopadła do kocyka. Trudno, oby jej tam gdzie jest dobrze było. Sprawa zamknięta, nie mniej zrobiło się smutno.
Słowo pustka sugeruje , że czegoś nie ma, ale ta „pustka” jakaś ciężka i widoczna była.
Mnie – mamie Alicji też przykro było, bo wiedziałam od Alicji, ze zdjęć, jakie wielkie i niecodzienne było to między Alicją, a kocicą – porozumienie.
Kolejny poranek Alicji: otwieranie drzwi firmy, minuty, godziny... wieczór, powrót do domu... Nie, przedtem telefon:
- Czy może pani zostać na zmianę nocną, bo trzeba chorą osobę zastąpić?
- Dobrze, co zrobić (?) Jakoś dam radę... - odpowiedziała bez entuzjazmu dziewczyna.
W nocy godziny dłużą się, a jeszcze po tak długim już przepracowanym czasie, oczy same zamykają się, a tu czuwać trzeba, nie spać.
Przez moment w głowie dziewczyny pojawiło się wspomnienie, kocicy, która chodziła za nią krok w krok nie zważając na to, że obok kręciło się wielu innych ludzi i czasu spędzonego na pieszczotach z nią...
1.30 w nocy. Czas płynie wolno, co robić gdy powieki ciężkie same zamykają oczy... książka przeczytana...
Dziewczyna otwiera laptopa i wchodzi na Facebooka. Portal służy jej wyłącznie do wymiany informacji o książkach, które są jej treścią życia. A tu???
Aż wstała, już powieki nie zamykały jej oczu, kompletnie otrzeźwiała... codziennie na fb pojawiają się setki ogłoszeń, a jej wyświetliło się akurat to: "Dzisiaj na poczcie głównej znalazłem kociaka pięknego i bardzo ufnego (tutaj portret Kici), szukam właściciela bądź oddam w dobre ręce. Ubolewam, że nie mogę jej zatrzymać. Mam psa, a ten dureń nie znosi kotów."
1.30 w nocy, Alicja zrozumiała dlaczego Kicia nie przyszła, i że musi zrobić wszystko, żeby ją odzyskać.
To, że córka została w nocy, w pracy - to jest znak, w przeciwnym razie by spała, a nie wchodziła na fejsa, i to że jej to właśnie ogłoszenie się wyświetliło… niesamowite wprost.
Nie patrząc na to, że to noc głęboka odpisała szybko, że zna kocicę... nie chciała jej od razu brać, bo nie chciała nikogo ranić, gdyby okazało się, że ma właściciela. Ale od kiedy dowiedziała się, że prawdopodobnie ktoś ją porzucił, to przygotowała się na przyjęcie jej do domu, ale niestety Kicia zniknęła.
Nadawca ogłoszenia odpowiedział, że odezwie się rano zaznaczając, że jest już wiele osób, które chcą ją przygarnąć, w związku z tym prosi o opisanie warunków w jakich miałby przebywać kot: czy dom z gródkiem, jeśli blok, to które piętro, czy są inne w domu zwierzęta? Na szczęście nie chciał wyciągu z konta i zaświadczenia o stałej pracy (żadna tam śmieciowa umowa) :-)))
Ciągnęły Alicji się te godziny do ranka, a serce biło jej jak młotem z podekscytowania, żeby znalazca kotka się do niej odezwał.
Dziewczyna była zdeterminowana, by kotka z nią była, wierzyła, że ta na nią czeka, że są sobie przeznaczone. Ta chwila, w której pogodziła się, że kotka u niej nie zamieszka i od losu nie spodziewała się zmiany już minęła... czuła, że teraz ma szansę dostać to o czym marzyła, tę, na której punkcie oszalała.
Od pierwszego muśnięcia palcami, dotyku ciepłego kociego futerka nie mogła o niej zapomnieć, choć wypierała to z siebie.
Ja jako mama we wszystkim ją wspierałam, również w decyzji adopcji kociaka... nie mogłam przecież być przeszkodą na tej drodze do wspaniałej przyjaźni, wręcz miłości. Choć nie będę ukrywać, że sceptycyzmu było we mnie odrobinę... bo zwierzątko w domu to nie tylko przyjemność, ale też obowiązek, odpowiedzialność i też nie czarujmy się – wydatek.
Ale zobaczyć oczy Alicji po znalezieniu się kici, to jak zobaczyć super gwiazdy na ciemnym niebie... w porównaniu ze zgaszonym spojrzeniem i smutnym głosie w momencie gdy zniknęła – to po prostu łapało za serce... nie mogłam zmieniać tego, co było jawnym przeznaczeniem.
Teraz o Kismet trzeba było zawalczyć, przekonać znalazcę kotka, że to Alicja powinna być z nią.
Jak to uczynić, jak zmiękczyć jego serce, że Kismet* powinna zamieszkać z nami.
Alicja opisała dokładnie swoje poznanie, znajomość z kociakiem, jej przyzwyczajenia, które poznała...”Jestem zdecydowana dać jej piękny, pełen czułości dom, w którym zazna troski, niczego nie będzie jej brakowało... jako, że poznałam, iż jest to indywidualistka i lubi być oczkiem w głowie... takim oczkiem będzie i nigdy niczego jej nie zabraknie. Jedzenia, picia, a także miłości i pieszczot. Czy myśli Pan, że gdyby mi nie zależało, to bym do Pana pisała po pierwszej w nocy, przysłała tyle zdjęć i screenów rozmów z moją mamą na temat kociaka. To jest Kismet – Przeznaczenie. Z nim nie można walczyć! Proszę, dla dobra Kici rozważyć moje słowa nie tylko w głowie , ale też w sercu... ona nie nadaje się do tego Pana co ma innego kota i chce towarzystwa dla niego... to jest dama, która lubi rządzić sama. Pozdrawiam. Alicja”
Następnego dnia w południe, koleżanka pana – znalazcy kota przyprowadziła do nas Kismet na czerwonej smyczy. Ta zobaczywszy Alicję z miejsca przewróciła się na grzbiet i w całej okazałości pokazała brzuszek włączając głośny motorek... mrrruuu... mrummmruu.... mruuuu...