10:00:00

Pourywane wspomnienia... O Tacie!*


Rosomak,Tomek Wilmowski, Winnetou... borowiki, okonie, ślimaki, Brda, akumulator, powietrze, wilki... jednym tchem tak wypada ze mnie tyle nazw, przedmiotów, skojarzeń wyobraźnia mi wciąż nowe podsyła...

Nie wystarczy liter w alfabecie, żeby napisać o moim Tacie... człowieku, który tak kochał moją mamę, że jestem na świecie. Wiem o tym dlatego, że sam mi ten cud wyjaśnił, gdy spytałam: skąd wzięłam się tutaj, przy tym stole .(?)
Wprawdzie miałam być chłopczykiem w pierwszym zamyśle Taty, ale coś mu nie wyszło do końca i jak stwierdził... trzeba się cieszyć tym darem od Boga (Dorota to imię żeńskie pochodzące z greckiego Dorothea: doron – dar i Theos – bóg).

Tak Tatuś pogodzony z nie do końca dobrze wykonanym zadaniem ;-), ale w gruncie rzeczy szczęśliwy z tego powodu, że ma potomkinię (choć nie potomka ;-) niewiele mówiąc pokazywał mi wiele... nie chodziłam jeszcze do szkoły, a wiedziałam co to rura wydechowa, jak delikatne serduszko mają wiewiórki, o czym świadczą kwitnące kasztany, jak się zakłada robaka na haczyk i jak prawidłowo wykonać spławik do wędki... że okonia można upiec w ognisku i jeść razem z ośćmi... jak wiązać buty by się nie rozwiązywały, w które miejsce przywalić Witkowi, by więcej nie przezywał, i że Bug to rzeka, a Buk to drzewo i jeszcze jest Bóbr rzeka i takie też zwierzę, które oczywiście mi pokazał...

I najważniejsze może (?)... że to nie bajka tylko bzdura wierutna, że wilk zjadł Czerwonego Kapturka ... bo nie ma takiej wielkiej paszczy by cokolwiek połknąć w całości, a do tego jeszcze babcię, to niemożliwe zupełnie, bo wszystko trzeba dokładnie gryźć, żeby nie bolał brzuszek... nie takie wilki straszne jak je malują. 

I jeszcze, że należy ładnie literki, równo pisać,... że charakter pisma jest odzwierciedleniem duszy... i pewności dodaje ładnych liter stawianie, tak jak mocny uścisk dłoni mówi o sile charakteru, o energii życiowej i nie należy mu w żadnym momencie pozwolić osłabnąć... i jeszcze, że trzeba uważać komu się rękę podaje...

Uff... jeszcze jak się gotuje raki i co się z nich je, i najlepiej z masłem, i czosnkiem... jak się kolbę kukurydzy ogryza, i że to zboże... 
... najlepsza kawa jest ta mielona na świeżo tuż przed parzeniem i ręcznym młynkiem, nie żadnym elektrycznym wynalazkiem
... co to są żarna i jak długo żyje jeż, jeśli przedtem "nie wpadnie pod samochód"
... różnica między prawdziwkiem, a szatanem i muchomorem to już banalne po prostu w stosunku do wiedzy jak opatrzyć ranę i zatamować krwawienie z nosa... jak naostrzyć nóż i "absens carens" zapamiętaj sobie – nieobecni nie mają racji i tym sami sobie szkodzą, więc nie unikaj trudnych sytuacji tylko walcz o siebie...

Jedno przypomnienie Taty, przynosi nowe wspomnienie i kolejne wydawałoby się oczywistości... tylko, że wtedy jak Tato był Tatą małej, potem starszej córeczki to nie było internetu, telewizja raczkowała, kino podnosiło się dopiero  - Tato to była empiryczna encyklopedia podawana z miłością i nadzieją w ramionach. 

Jeszcze nieudolnie stawiałam kroki kiedy Tato (którego zawsze nazywałam Tatusiem) czytał mi "Lato leśnych ludzi" Marii Rodziewiczówny. Przygody trzech przyjaciół spędzających lato w głuchej puszczy... Tato czytał od początku do końca i jeszcze raz od początku z takim samym zapałem jakby to czynił pierwszy raz, a za każdym następnym pierwszym razem dodawał coś od siebie o roślinach, o zwierzętach, ptakach...  przygrywał na harmonijce ustnej, na grzebieniu udawał świergot ptaków.

Byłam coraz starsza, bardziej rozumiejąca i do tego gadająca, a Tato niezmiennie nawet czytając mi inne pozycje, zawsze wplatał powtórnie strony z "Lata leśnych ludzi" i przypominał o Rosomaku, Panterze i Żurawiu.

Tomka Wilmowskiego i kangury też poznałam dzięki Tacie, a potem gdy umiałam już czytać, to sama śledziłam jego losy "Na wojennej ścieżce"... "... Na tropach yeti" i brałam udział w "Tajemniczej wyprawie", by znaleźć się razem z nim "Wśród łowców głów" i "U źródeł Amazonki"... wszędzie tam byłam dzięki Tacie, który podsuwał mi te powieści Alfreda Szklarskiego.

Przygody Apacza Winnetou i jego białego przyjaciela Old Shatterhanda nie dawały mi spać i tak pochłaniały, że odgłosy dzieciaków z podwórka, ani wołania mamy na obiad zupełnie mnie nie obchodziły. Wszystko za przyczyną Taty, który czytał mi o "Skarbie w Srebrnym Jeziorze" i ja potem sama podążałam "Przez Pustynię", "Z Bagdadu do Stambułu" i przeżywałam razem z Karą ben Nemzi i jego służącym (też przyjacielem )Halefem przygody w czasie podróży po Bliskim Wschodzie. Dzięki Karolowi Mayowi i Tacie byłam w Ameryce Południowej "Nad Rio de la Plata" i "W Kordylierach", a o Chinach dowiedziałam się z "Testamentu Inków".

Większość tych i innych powieści przeczytałam dopiero w latach 80-tych i 90-tych (bo wcześniej nie było w Polsce dostępnego przekładu polskiego) sama mając już własne dzieci, ale to dzięki temu, że Tato we mnie zaszczepił tę miłość, tę radosną chęć przeżywania niecodziennych przygód i poznawania innego świata niż ten, w którym żyłam.

"Dzieci z Bullerbyn" Astrin Lingren – ich codzienne obowiązki domowe, szkolne; zabawy, figle  zaprzątały mi myśli tak bardzo, że kilkukrotnie powracałam do sympatycznych mieszkańców szwedzkiej wioski. Ta książka w prosty sposób pokazała mi - małej dziewczynce, dodatkowo jedynaczce - jak można wspólnie, w większym gronie... wesoło i ciekawie żyć, szanując się nawzajem mimo niełatwych warunków. Jak ważna jest rodzina, wzajemna pomoc, zrozumienie, odpowiedzialność, współpraca i miłość do natury, do przyrody i zwierząt – to uzasadnienie dobrego życia  znalazłam w tej pogodnej powieści, którą wspominam do dziś, i którą już znałam na wylot, nim w szkole dano mi ją do przeczytania... choć w Polsce wydano ją dopiero w 1957 roku (roku mojego urodzenia ;-)). Ale Tato nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd zdobywał te wszystkie książki, pożyczał od kogoś, zapożyczał się, żeby były w domu... nie sposób wymienić wszystkie. 

Sam Tato mówił niewiele. Cztery lata w obozie jenieckim nad Peczorą, śledzie, sok z brukwi, obierki z ziemniaków, chłód, sponiewieranie ludzkiej godności zamknęły jego radość, otwartość i sprawiły, że do końca swoich dni był bardzo powściągliwym w sobie człowiekiem. Dla mnie - swojej jedynej córki chciał innego, lepszego świata, o tym przeszłym i obecnym nie chciał sam się wypowiadać.  Miał żal w sobie ogromny... kochał przyrodę, zwierzęta i teraz zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to stronił od ludzi... nie miał do ludzi zaufania... kochał ciszę i muzykę (pięknie grał na harmonijce i na mandolinie)... przy mnie nawet śpiewał i Gałczyńskiego cytował.

Na Pannoni (węgierskim, czarnym motocyklu) wciśnięta pośrodku, między rodzicami (potem mi się polepszyło i w przyczepkę mnie wsadzili ;-)) zwiedziłam Polskę od gór po morze, Mazury, Bory Tucholskie, od Szczecina do Białegostoku, od Gliwic do Lublina... ukochane Polesie Taty, Rybojady koło Trzciela w lubuskim - wszystko to dzięki Tacie zobaczyłam. 

Wszystko na co nawet w tej chwili spojrzę, o czym pomyślę... np, aparat fotograficzny... radziecki jakiś, nie pamiętam nazwy... był  z Tatą nieodłączny... Tato wszystko fotografował, co mu mu w danym momencie zaskoczyło w głowie... hodował rybki w akwarium, gadał do nich gdy myślał, że nikt tego nie słyszy i te rozmowy często kwitował  - "dobrze, że mówić nie umiecie"
Nie był idealny... miał mnóstwo(?)... powiedzmy niedoskonałości... ale nie o nich dzisiaj, w końcu właśnie dobiegł końca 23 czerwca – Dzień Ojca :-))

Byłam Jego ukochaną córeczką. Wiem, że był ze mnie dumny, ale wiem też, że inaczej mnie sobie wymyślił... nie do końca wypełniłam jego wyobrażenie.
Na moim ślubie płakał ... pierwszy i ostatni raz widziałam w Jego oczach łzy.
... rób jak chcesz, tylko uważaj jak robisz... tak raz jeden podsumował moje wybory i ani razu jednego nie usłyszałam od Niego złego słowa.
Gdy urodził mu się pierwszy wnuk, to czytał mu od pierwszych dni... to nie zagadka! "Lato leśnych ludzi" i ożywił się ... miał znowu z kim spędzać godziny w garażu, dłubać pod maską Syrenki...

Jak LOS pozwoli to za trzy lata będę w wieku, kiedy Tato umarł, czyli całkiem młody człowiek :-) Nikt nikomu umierania nie zabrania ;-), ale On stanowczo za młodo się z tego świata pozbierał :-)
Miał ciągle marzenia, nigdy nie narzekał, piękny, choć smutny uśmiech i kręgosłup, który dopiero nowotwór przygiął, ale wtedy już wprost do ziemi... nie przed ludźmi... Nim umarł poprosił o papierosa (Jego nałóg)... i był przez chwilę, moment na ziemi, i w niebie jednocześnie... o czym świadczył nagły, świeży blask w jego oczach :-)) 

* Ten tekst bez mody, bez stylizacji, tylko dla Ciebie Tato:-))

22:35:00

Do Ciebie (Was) mówię...

Do Ciebie (Was) mówię...

- Apodyktyczny dupku, który myślisz, że wszystko Ci wolno, boś bogaty, piękny... tylko głupi jesteś jeśli myślisz, że takimi cechami możesz zdobyć szacunek innych... co najwyżej zainteresowanie. Szacunek to zjednywanie sobie ludzi dobrocią, kulturą osobistą, a nie ładnym tyłkiem czy plikiem banknotów.

 - Bardzo nadęta przyjaciółko, która uważasz, że Twoja prawda jest prawdą jedyną i absolutną. Obyś nie pękła ;-)To nieprawda, że inne punkty widzenia są gorsze. Uprzedzasz się niepotrzebnie. Wielka chata, wysokie słupki na koncie bankowym oraz  zagraniczny kochanek nie dają Ci większych praw. Twoje zdanie... dobre czy złe o osobach czy świecie lub jeszcze czymś innym, to tylko opinia, którą nie należy się przejmować, skoro Ty szanujesz tylko wybranych... tzn. tak samo jak Ty zadufanych w sobie.

- Człowieku modlący się co wieczór się pod figurą, a z takim diabłem za skórą, że tego samego wieczora psychicznie i fizycznie znęcasz się nad żoną. Twój Bóg widzi, że jesteś niebezpiecznym hipokrytą i żadne różańce Ci nie pomogą by nie wejść do gorącego kotła ze smołą.

- Doktorze poirytowany, że tłumna kolejka przed Twoim gabinetem słania się w mękach z portmonetkami pustymi, a Ty się śpieszysz do innych swoich chorych z portfelami kasą przepełnionymi, którzy czekają przed Twoim prywatnym gabinetem. Ci wszyscy ludzie tak samo cierpią, różni ich tylko dostęp do kasy... wszyscy wymagają podejścia pełnego szacunku dla ich cierpienia, więc ucisz swoje emocje doktorze, tak lepiej wyleczysz jednych i drugich, i zdobędziesz większe uznanie.

- Empatyczni ludzie – do Was mówię, do tych, którzy potraficie wysłuchać innych ludzi i zaakceptować różnice między nimi. Kolor skóry, wykształcenie, wiek, zawód, wyznanie to nie problem. Empatyczni ludzie rozumieją cudze wybory i szanują je. A ja kłaniam się Wam nisko.

- Fizycznie, ciężko pracujący człowieku, nieistotne w jakim zawodzie, w każdym, gdzie nie  wystarczy mądrość z głowy... jeszcze siła ramion i odwaga. Mam wiele szacunku dla Ciebie, bo rozumiem jak ciężko pracujesz, i że bez  każdego z osobna i razem każdego żadne pomysły najznamienitszych umysłów nie mogłyby być zrealizowane.

- Gorące głowy, które osądzacie innych, wywieracie presję, czynicie wyrzuty – dajcie polać się wiadrem lodowatej wody i zrozumcie wreszcie, że wyrażanie szacunku to akceptowanie drugiej osoby taką jaką jest, a nie jaką sobie wyobrażacie...

- Heniu, Geniu czy inny Franku... mówię do Ciebie... za Twoje zachowanie odpowiadasz Ty sam i jeśli chcesz uchodzić za prawdziwego faceta to zachowuj zawsze szacunek dla kobiet (dla byłych też).

... i proszę Boże, żebym tak żyła, by nigdy do siebie szacunku nie straciła.

... jeśli źle mi życzysz, nie jesteśmy już sobie bliscy, to chociażby z szacunku do tego, co nas kiedyś łączyło i do naszego wspólnie przeżytego czasu miej szacunek i nie opluwaj tego wszystkiego, bo tym samym opluwasz siebie.

- Księżę proboszczu co wyspowiadasz swoje przy konfesjonale owieczki, a potem zgarnięte z tacy pieniążki przeznaczasz na swoje niesakramentalne związki. Gdzie Twój szacunek dla Twojego Szefa i Twojej pracy?

- Lekceważąca dokonania koleżanki koleżanko... Zrób, uczyń coś sama, zamiast lekceważyć jej działania... obśmiewać, poniżać, ujmować im wartości... uszanuj jej pracę, aspiracje choćby nie wiem jak Cię śmieszyły i irytowały... może po prostu jesteś zazdrosna i zwyczajnie zawiść Cię rozpiera? To jeszcze gorzej... miej choćby szacunek dla siebie i nie pogrążaj się w takich niszczących emocjach.

- Łobuzie kradnący kobiecie torebkę... ogarnij się... jak swoim dzieciom opowiesz o młodości taty, zataisz przed nimi, że kradłeś... Twoje sumienie zadzwoni, a Ty nie odbierzesz, bo co? Udasz, że nie masz, że do Ciebie nie dzwoni? Jak będziesz żył bez szacunku dla siebie? Jak będziesz wymagał go od innych, jeśli sam dla siebie nie będziesz go miał? Potraktuj ten łobuzerski wyskok jako jedyny, oddaj torebkę i z tego faktu wyciągnij lekcję. Wykażesz się odwagą, przyznając do błędu i na pewno wzbudzisz szacunek... coś czego nigdzie nie kupisz, sam wypracować musisz :-))

 - Młody człowieku tak wgłębiony w siedzisko krzesełka autobusowego, że nie zauważasz iż obok ledwie powietrza się trzyma już nie bardzo młoda kobieta z ortezą na nodze, a obok młódka co prawda, ale w zaawansowanej ciąży. Może w innym tramwaju Twoja mama obolała właśnie kręci się wokół poręczy, bo inni młodzi wytrwale też siedzą, albo kiedyś Twoja dziewczyna będzie bliska w autobusie poronienia, bo zabraknie empatii podobnemu jak Ty gnojkowi. I Ty studiujesz prawo i chcesz kiedyś być szanowanym prawnikiem, może sędzią? Żarty jakieś!

 - Nauczycielu, nie umiejący słuchać co młodzież i dzieci ma Ci do przekazania. Rozumienie tego co inni chcą przekazać, co mają na myśli, zrozumienie czyjejś opinii – to dopiero początek nauczania. Prawdziwy nauczyciel potrafi sprawić, że przyswajanie przez młodych ludzi wiedzy będzie dla nich radością, ale tak się tylko stanie kiedy nauczyciel będzie swoich uczniów traktował z szacunkiem, a nie postępował jak agresor i dręczyciel, poniżający wiązanką (debile, półgłówki itp. słówka)

 - Obyś o zwierzętach nie zapominał...miał szacunek dla nich, bo tylko one Cię nie skażą na żadną podłość i nie okłamią. Nie znają słów, które wypowiada człowiek, i które w magiczny sposób mogą nas rozweselać, rozwijać skrzydła lub wprost przeciwnie: zwalać z nóg, doprowadzać do łez – szanujmy zwierzęta i ważmy słowa.

- Polityku składający obietnice i grzmiący z trybun, że tylko rodzina to odpowiednia do szczęścia droga, a nocami igraszki miłosne uprawiający z kolejną kobietą, dający jej złudną nadzieję. Wymagasz szacunku? A przepraszam? Na jakiej podstawie?

- Radości nie zaznasz, jeśli nie będziesz szanować wszystkiego co  wokół siebie widzisz, dotykasz, wąchasz, z kim i czym, dzięki komu i czemu żyjesz.

- Synu niewdzięczny, który zostawiłeś matkę w potrzebie, gdy stwierdziłeś, że więcej niż Ci dała już od niej nie weźmiesz, więc po co Ci taka matka biedna i słaba. Brak szacunku do matki szybko wróci do Ciebie... nawet gdy ona nie szanowała Ciebie przez większe zainteresowanie Tobą i nie potrafiła wyrobić w Tobie tych wszystkich moralnych postaw, które są postawą szacunku... To Ty teraz dorosły człowiek choćby ze względu na spokój swojej duszy – powinieneś jej odpuścić i oboje sobie przebaczyć przez szacunek dla matki i syna.

- Ty samotna kobieto z nadwagą, jesteś jedynym człowiekiem, z którym spędzisz każdy dzień już zawsze...do końca świata, a ciągle płaczesz w poduszkę. Twój związek nie był solidnie oparty na dobrych fundamentach i dlatego się rozpadł. Kochałaś, ale straciłaś szacunek dla osoby, która nie dawała Ci już poczucia bezpieczeństwa, więc teraz w bezpiecznej trzymaj się od niej odległości i weź za swoje wystające boczki byś wyszła z frustracji, i wróciła na dobrą drogę szacunku do siebie, za to, że jesteś twarda, i nie poddajesz się nikomu, i niczemu.

 - Uśmiechnięta fałszywie Znajomo, czyż nie szkoda Twojego czasu na telefony do mnie: przecież nie chcesz mi o niczym prawdziwym opowiedzieć, ani to co ja robię też wcale Cię nie obchodzi – miej szacunek dla mojego czasu i nie zabieraj mi go na odbieranie słuchawki przez, którą czuję delikatnie wsysający się  w moje ucho jad. Ja milczę, bo nie ma mojej zgody na twoją złą energię, którą wprowadzasz we mnie. Mam szacunek dla siebie, bo on prowadzi do panowania nad sobą ... i dlatego nie powiem Ci: zjeżdżaj z mojego życia fałszywa osobo tylko, tylko przemilczę ten fakt.

- Wykształcony człowieku, z wieloma fakultetami... świat bez Ciebie przetrwa, ale bez śmieciarza, na którego przed chwilą spłunąłeś – nie! Nie będziesz miał dla niego szacunku, to zaśmieconą drogą nie dojdziesz do swojej korporacji.

- Zakochana dziewczyno... kochać to nie znaczy godzić się absolutnie na wszystko i już na pierwszej randce. Właśnie z uporu, z szacunku do siebie i do drugiej osoby należy uczuciom dać czas. Bo w miłości oprócz seksu, przyjaźni, pocałunków, poczucia humoru warunkiem koniecznym jest szacunek.

Mówię do Ciebie...

... że  wszystko masz! tylko nie zauważasz, bo zbyt łatwo Ci przyszło, nie walczyłeś o to... i szacunku przez to do nikogo i niczego nie masz.

To wszystko składa się na wartość dość zapomnianą : szacunek.

Bo kiedy nie ma szacunku kończy się wszystko. To kim jesteśmy nie określa nasze wykształcenie, nasz majątek, płeć ani wiek, ani też wiara lub jej brak - to stosunek do drugiego człowieka. A po przez niego też do natury, rzeczy, pracy i jedzenia (niezbędny po prostu w czasach marnowania wszystkiego).

Szanujmy siebie sami odchodząc do tych, którzy nas nie szanują, od tego co nam nie służy, nas nie rozwija... stawiajmy granice, by nie stracić szacunku... I nie mylmy podziwu z szacunkiem.

Nikt nie jest zobowiązany do lubienia kogoś lub czegoś, ale szacunek należny jest każdemu i taki sam sprzątacze, co profesorowi i naturze... w tym, nieznośnemu kotu.

"Naprawdę silni ludzie nie tłumaczą , dlaczego wymagają szacunku. Po prostu nie zadają się z kimś kto im tego szacunku nie daje" Sherry Argov 

I jeszcze jedno: warunek sine qua non  -   nie mam zamiaru zjednywać sobie kogokolwiek, zasługiwać na szacunek czyniąc coś wbrew sobie, swoim zasadom, poglądom – już wolę zniechęcić do siebie ludzi lecz działać zgodnie z sobą. To daje mi radość, satysfakcję, uśmiech i w ten sposób pozyskuję sympatię osób, bo nie jestem ze sobą wewnętrznie skłócona. Nie unoszę się gniewem, nie podnoszę głosu, nie rozpamiętuję krzywd, bo szanuję swój czas na tej ziemi i nie marnuję na złe emocje.

I każdemu, każdej szanującej się osobie takiego stosunku do siebie i świata życzę :-)

To naprawdę wypróbowany sposób :-))





Za wykonanie zdjęć serdecznie dziękuję Elżbiecie Warlikowskiej Fotografia Chwili :) 

08:00:00

Nic nie muszę ...

Nic nie muszę ...

Co za cudowny nastał czas ... n i c   n i e   m u s z ę ...

Absolutnie wszystkiego akceptować u Ciebie... definiuję swoje oczekiwania i od tego zaczynam z Tobą życie... albo nie wchodzę w to!... bo ja nic nie muszę...

Bać się świata... nie muszę... znam starucha trochę i wiem na co go stać, i że piekło jak i niebieski raj można poznać na ziemi. A wiele zależy od nastawienia.

Cierpieć w imię miłości - bez snu w nocy, z tęsknoty za dnia... nie muszę ... bo mam ją i rozporządzam mądrze, w ten sposób, że nie jestem jej poddaną... raczej wyłączną beneficjentką :-))

Drzwi... (gdy byłam młoda (inaczej młoda niż teraz;-)) wtedy gdy w Polsce dopiero raczkował system PESEL ;-)) otwierałam wiele drzwi, bo ambicje, ciekawość, brak pokory nie pozwalały inaczej.   Teraz... nie muszę... Za moment (oby jak najdłuższy był :-)) otworzą się drzwi, których nie chcę oglądać, a o pukaniu w nie (?) w ogóle nie myślę. Naprawdę... nie muszę... wiedzieć kto je otworzy ;-)) i co za nimi jest.

Epatować swoimi doznaniami ... nikogo nie muszę... dawno już zrezygnowałam ze swoich złudzeń na rzecz rzeczywistego życia.

Fantazji przeróżnych się wypierać... nie muszę... przeżyłam wiele fantastycznych chwil w życiu, które były jak najbardziej rzeczywiste... nie mam co ukrywać, że, że? ... eh tam ... zawstydzać Was tymi wyznaniami ...  też nie muszę ;-)

Gadżetów żadnych mieć... nie muszę... święty spokój jest dla mnie największym luksusem. Co nie oznacza, że ich nie lubię, ale nie są dla mnie wartością nadrzędną.

Hejt – intencją hejtu jest sprawienie komuś przykrości i nastawienie innych przeciwko tej osobie, więc skoro hejt ma wywoływać negatywne emocje, to ja jako dojrzała osoba przejmować się nim ... nie muszę... tylko konstruktywna krytyka na mnie działa.

I... nie muszę... mieć czegoś więcej... wszystko do życia mam. To co mam - zupełnie wystarczy mi, ale ...  gdybyś tak Boże chwilę czasu miał i zajął się moim zdrówkiem, to byłby już zupełny w moim życiu czad ;-)

Już nic nie muszę... tylko zdrowie mieć muszę, by wybierać, przebierać, korzystać z wszystkiego najlepszego... wyciskać jak cytrynę  to życie, do ostatniej kropli, nie uronić żadnej z nich – to muszę. To jest jedyne, co muszę lecz przeciw temu przymusowi nie mam nic przeciwko :-)

Kruszyć kopii o prawdę... nie muszę... w żadnym zakresie, bo doświadczyłam, że przeważnie każdy uparcie ma prawdę swoją, a ja do innej nikogo nie przymuszę (szkoda czasu).

Ludziom kłaniać się w pas... nie muszę... znam swoją wartość i wiem, że nie bogactwa potrzebne są - do bycia szczęśliwym człowiekiem.  

Łamać zasad... nie muszę... dawno niektóre połamałam i to na dobre. Następnych łamać... nie muszę ... bo niewiele takowych się ostało ;-) 

Mile do domowego gadać "gada"... nie muszę ... wyrzuciłam gada ;-) zamieniłam na misia ;-) Nikt nie jest niczyją własnością, i żaden papierek z urzędu ani rangi Boskiej tego nie zmieni. Czy kobieta, czy mężczyzna – każdy z nich ma prawo  nieograniczone – do Siebie jedynie.

Na noc do domu wracać... nie muszę... ale chcę, bo mam do kogo.

O to co ludzie powiedzą? W ogóle martwić się... nie muszę... bo od maleńkości wpojone mam, że "Liczy się zdanie tylko tych, którzy dobrze o Tobie mówią. Jest nadzieja, że oni ugotują Ci rosół, gdy będziesz chora." 

Płakać, ani śmiać się... nie muszę, bo akurat ku temu odpowiednia chwila... moje emocje są we mnie (nie na sprzedaż) i mają prawo różnić się przeżywaniem od innych.

Robić dobrego wrażenia... nie muszę... dojrzałam, że jeśli chce ktoś otrzymać prawdziwy, piękny prezent nie powinien zwracać uwagi na opakowanie. Albo ktoś mnie "bierze" taką jaką jestem, albo niech spada stąd.

Samochodu... mieć nie muszę... już miałam... teraz mam ludzi z samochodami :-), a sama jeżdżę komunikacją miejską i wszędzie docieram na czas (a szanuję też innych czas)... a przy okazji obserwuję sobie świat snując refleksje rozmaite.

Tracić czasu na nudnych ludzi... nie muszę... bo ja do towarzystwa nie jestem dama. Pragnę konwersacji, a nie teatru jednego aktora i tego się trzymam, czasem zostając we własnym towarzystwie zamiast wychodzić na "salony"

Udawać przed szefem, że: wszystko wiem, jestem elastyczna, żadnej pracy się nie boję, a nadgodziny bez wynagrodzenia darem dla mnie ... nie! ... nic nie muszę... nie mam szefa ;-)

Wstawać o bladym świcie i wypatrywać słonka... nie muszę... ale szkoda czasu na sen, w tym za krótkim życiu. 

Zdrowo odżywiać się? ... też nie muszę! ale? Ale chcę, bo tego potrzebuje moje ciało i umysł. A dzięki temu i dusza zdrowa, i wesoła. Jeśli jesteśmy tym co jemy, to ja aktualnie jestem  mieszanką owocową (mango, kiwi, pomarańcze, banany, morele, truskawki i gruszki :-))

Nic nie muszę – tego Alfabetu, też... pisać nie musiałam, ale... chciałam :-))) 

Nie ma w życiu nic takiego, co by mnie zmuszało by w ciągłym biegu żyć. Po tych wszystkich kolejnych przeżytych etapach już wiem, że nie ma co ulegać, dać się spętać cudzym koncepcjom na nasze życie. Powinniśmy podejmować decyzje kiedy jesteśmy na nie gotowi i takie, które są dla nas dobre. Świat się nie zawali, gdy my będziemy po swojemu postępowali i w ramach swojego ... nic nie musimy... po swojemu żyli.
Przez narzucanie sobie tego co "musimy" sami się torturujemy ... "muszę" przewodzi nami i pozbawia wolności... doprowadza do psychicznego i fizycznego wyczerpania.
Bo w kołowrocie codziennego zabiegania zapominamy nawet o celu tego biegu z pustą taczką...  nie zauważamy, że trzeba ją załadować.

Życie to nie przymusowe powielanie wariantów z przeszłości rodziców, dziadków, znanych z literatury przykładów – gdy zatrzymamy się na chwilę i w spokoju przemyślimy, to sami się zreflektujemy, że... nie musimy... trzymać się konwenansów... możemy mieć swoje wybory i przez nie osiągnąć spokój.
Jak wyjść z krainy powinności w swoją przestrzeń komfortu, w której wszystko możemy  pod warunkiem, że chcemy, a nie musimy?
Ja już wiem!!! Trzeba wsłuchać się w siebie i nie patrząc na innych –  swoje robić:-)



20:50:00

S k w o r c u ... Smaczne Kawy

S  k  w  o   r  c  u ...  Smaczne Kawy

Kawa – napój znany od wieków. Niektórym z nas towarzyszy od wczesnego ranka do późnego wieczoru... wszystko możemy robić, ale? Ale po kawie!  Bez kawy nie ma działania. To na kawę umawiamy się by poplotkować, załatwiać biznesy... bliżej poznać osobę, z którą być może ułożymy sobie plan na dłuższe, ciekawe życie...  to kawa rozwiązuje języki, nawiązuje relacje. 


Czarna jak smoła lub zupełnie jasna, w zależności od stopnia wypalenia ziaren.
Jedni z nas gustują w słodkiej jak miód, inni gorzki preferują smak.
Łagodna być może czy ostra jak diabeł... z nabiałem lub bez...
To niesamowite ile można napisać o kawie (hmm?)

Najsmakowitsza jednak kawa jest ta pita w dobrym towarzystwie. Nie o towarzystwie do kawy, tylko o jej niepowtarzalnym zapachu i smaku trochę pozwolę sobie napisać (wspomagając się bardzo przekornie filiżanką czekolady ;-))
I dożyłam czasu, gdy mamy kawy smakowe, które możemy spożywać na gorąco, ciepło i zimno. Różne warianty smakowo - zapachowe kaw, które mniej lub bardziej, ale na pewno potęgują nasze doznania zmysłowe przy ich spożywaniu.


Połączenie smaku kawy i pomarańczy. Cytrusy, słońce - pełne odświeżenie umysłu. Energia! A jednak dla mnie: pomarańcza zbyt wybija się ponad aromat kawy i nie smakuje mi tak, żebym marzyła o jej zaparzeniu.


To połączenie smaku kawy i ulubionego przeze mnie włoskiego ciasta, w którym kawa, gorzkie kakao i czekolada złączone z amaretto, przeplatają się ze słodkością kremu robionego na bazie serka mascarpone z cukrem i wanilią (uwielbiam... na cześć tego ciasta w moim wykonawstwie dostałam od przyjaciółek dwa misie: jasnego o imieniu Tira i ciemnego o imieniu Misu - świetna z nich para ;-)). Tak jak lubię tę parkę, tak kawę lubię w filiżance, a ciasto osobno na talerzyku... razem zmieszane w płynnej postaci? Nie - to wydanie nie kręci mnie.


Rozgrzewająca kawa wysyłająca do mózgu wspomnieniowe sygnały o świętach, o aromatycznych piernikach. Idealna na pochmurne popołudnia i mroźne wieczory.
Bardzo smakuje mi, dodaje animuszu.


Czyli kawa z posmakiem likieru wywodzącego się z Włoch. Specyficzny słodko – gorzkawy smak uzyskany jest z mieszanki wanilii, migdałów bądź pestek moreli, brzoskwiń czy wiśni w zależności od producenta przez, którego wytwarzany jest ten napój alkoholowy.
To zdecydowanie pyszny, pobudzający napój, kciuk unosi się do góry :-) cała reszta też;-)


Smaczna kawa, ale żaden odlot... mało wyrazisty smak... dolałam śmietanki i wtedy było pysznie. Nie pobudziła mnie do zachwytu nad sobą ;-)

Za to za kawę brulee o śmietankowo-waniliowym smaku (bez żadnego dolewania śmietanki ;-) dałabym skusić się na spotkanie z największym łotrem ;-)) :-))
O! Jeszcze o smaku orzechowym mi się śni :-)
Obie są wyjątkowe!

Takie smakowo-zapachowe poznawanie świata jest cudownym doświadczeniem, którego doznałam za przyczyną Firmy Skworcu... ależ szczęśliwa jestem :-) Jeśli Wy nie jesteście pewni, po którą z kaw Skworcu warto sięgnąć - musicie wiedzieć, że ich próbowanie kosztuje niewiele - bowiem jedynie ok. 4 zł za 50 gramów. :) 
Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger