18:12:00

"Trudne Słowa" w tłumaczeniu Starej Kobiety - PROKRASTYNACJA

 "Trudne Słowa" w tłumaczeniu Starej Kobiety - PROKRASTYNACJA

PROKRASTYNACJA 

To trudne słowo, określenie potocznie utożsamiane z lenistwem. Ale to zupełnie, zupełnie coś innego. Prokrastynacja to odkładanie swoich spraw, zamierzeń, pracy, obowiązków. Odkładanie na inny czas, przekładanie na inny termin. Zwalnianie, odraczanie. Zaraz mi tu przychodzą na myśl słowa Scarlett O'Hary z "Przeminęło z wiatrem" - "pomyślę o tym jutro". Ale to też nie to. Prokrastynacja, to znacznie głębszy i złożony problem. Powiedziałabym, że to intensywna praca, tyle, że wykonywana na ostatnią chwilę. Tak w skrócie ogarniając temat. W przeciwieństwie do LENISTWA, które wynika z niechęci bądź przewlekłego nicnierobienia, bez wyrzutów jakichkolwiek z powodu opóźnienia, kompletnego pracy zawalenia.

POWODY PRZYPADŁOŚCI

jaką niewątpliwie jest prokrastynacja.

1. Wysoki, trudny stopień zobowiązania, do którego realizacji się zobowiązaliśmy. I Ci, którzy są perfekcjonistami (odczuwając jednocześnie, że nie są dość kompetentni), obawiając się porażki, wstydu, braku sukcesu... odwlekają wykonanie zadania, bo tak lękają się, że zostanie obniżona ich wartość w oczach innych, przez w ich mniemaniu nie taką jak się spodziewano realizację, że po prostu uciekają przed tym projektem.

Żeby nie ponieść porażki - nie robią nic. Zapominając, że człowiek nie da rady niczego osiągnąć bez podejmowania prób. Tylko metoda prób i błędów może doprowadzić nas do sukcesu. A jeśli nawet się go nie osiągnie, to wobec siebie mamy czyste sumienie, że próbowaliśmy, a nie siedzieliśmy w kącie i oczekiwaliśmy na cud. 

2. Może też tak być, że ogarnia nas strach przed sukcesem, który możemy osiągnąć. Według nas, w rezultacie on się obróci przeciwko nam i będzie się od nas wymagać jeszcze więcej. A my przecież boimy się, że nie nadążymy i pracy mieć więcej będziemy. Ten lęk przed przyszłym sprostaniem z jakimiś obowiązkami nie pozwala nam na jakąkolwiek inicjatywę w naszej pracy.

3, Przewidywanie, że wytyczony cel nie da natychmiastowych, pozytywnych efektów również może nas zniechęcać do realizacji jakiejś pracy i odkładanie jej. Skupiamy wówczas uwagę na czymś innym.

KUNKTATORSTWO

to też przewlekanie zobowiązań lecz umyślne, w celu zaszkodzenia komuś lub wywarciu presji. W prokrastynacji do czynienia mamy bądź ze zmęczeniem decyzyjnym, bądź z kłopotami emocjonalnymi, trudnościami egzystencjalnymi, depresją. Ciągle jesteśmy w tzw. niedoczasie i zamiast wziąć się do pracy, to robimy tysiące innych rzeczy, by nie wykonać tego co założyliśmy lub powinniśmy. Nie jesteśmy leniami, co to w wierszu Brzechwy był taki jeden... na tapczanie siedział cały dzień i nic nie robił... muchy łapał... dłubał w nosie i odnosi się wrażenie, że nic go nie zmusi do pracy, bo on dokładnie wszystko ma w tym swoim nosie. Lenistwo to jest "ciężka praca" ;-)) męczy nicnierobienie bardziej niż wysiłek jakiś. Każdy intelektualnie średnio rozgarnięty człowiek to wie, że lenistwo mimo, że stanowi atrakcyjną propozycję na spędzenie czasu, to w miarę gdy za bardzo się z nią zwiążemy, to wygasa nasza dusza i tak rozpoczyna się proces umierania.. Bo człowiek jest tak skonstruowany, że musi działać i działanie go nakręca i przynosi radość, i dalszą chęć do życia. Przynajmniej ja tak mam.

DLACZEGO PROKRASTYNACJĘ TU PORUSZAM?

Dlatego, że zauważyłam, że wbrew temu co napisałam powyżej... zdarza mi się, że przejawiam tendencję do opóźniania w czasie swych zamierzeń. Szukam wytłumaczeń sama dla siebie i najczęściej jest to takie wytłumaczenie: nap...a mnie tak, boli haniebnie, że lepiej poddam się słodkiemu nic nierobieniu, odpoczynkowi i jutro będzie nowy dzień i będzie może lepiej, wtedy zabiorę się za to. Tyle, że następny dzień wcale nie jest łatwiejszy, tym samym lepszy i znowu to samo - oczekiwanie i brak entuzjazmu by zacząć w ogóle.... To ociąganie się, odraczanie terminów powoduje, że jako świadoma i odpowiedzialna kobieta, za jaką uważam się - wprowadzam się w stan niepokoju, niezadowolenia, a stąd kolejny ból - ból głowy i tak nakręca się koło marazmu, z którego bliska droga do załamania nerwowego.

NA OSTATNIĄ CHWILĘ

Już grecki poeta Hezjod pisał "żeby nie odkładać na jutro tego, co masz zrobić dziś".

Tak naprawdę, przekonałam się, że nigdy nie ma dobrego momentu, zawsze może być gorzej. Tak więc wyczekiwanie go nie jest najlepszym rozwiązaniem.

Ignorowanie podjęcia trudnych czynności i w tym momencie zajmowanie się przyjemnościami, oddala tylko moment, przez który i tak przyjdzie nam przejść. Tylko dodatkowo z serduchem na ramieniu, sparaliżowani strachem, że nie zdążymy, nie damy rady. Błędne koło tworzymy i w poczucie winy niejednokrotnie się wpędzamy. Człowiek, który odkłada sprawy na później, najbardziej lubi słowo JUTRO. A przecież "jutro" problem nie będzie mniejszy. Może być jeszcze większy.

DLATEGO

Ja sama postanowiłam sobie, żeby ułatwić sobie życie i nie poddać się prokrastynacji, ustalić sobie plan :-) I tak:

1. Stawiam sobie małe cele. Biorąc pod uwagę, by każdego dnia zrobić też coś wyłącznie dla siebie :-)

2. Rozłożone w czasie. Tak by nie gnać z wywieszonym jęzorem i tracić przyjemność z wykonywanej pracy.

3. Konkretne. Żadne tam lelum polelum, tylko to i to określone dokładnie. 

4. Nie mnożę priorytetów. Mam jeden: zdrowie. Bo dzięki niemu, wszystkie inne ważne w życiu sprawy też mogą potoczyć się szczęśliwie, nie tylko dla mnie, ale też dla kilku innych osób.

5. Organizuję tak czas, by w jednym dniu zrealizować 3 ważne rzeczy. Kolejność ustalam poprzedniego dnia. Kolokwialnie mówiąc "Nie biorę sobie zbyt wiele na głowę".

6. Nie skupiam się na efektach, tylko na rozpoczęciu pracy. Niestety jestem perfekcjonistką i to zabiera mi mnóstwo czasu. Jest tak, że mówię: po co to robić, skoro nie będzie idealnie jak chcę? I to błąd w myśleniu. Zawsze wszystko dopieścić można. Tylko trzeba zacząć, żeby mieć co dopieszczać. 

7. Przestałam myśleć o zadaniach. W popłochu o nich intensywnie rozmyślać i rozkminiać na części w mojej i tak skołowanej głowie. Wpisuję na listę (i zapominam). W ustalonym terminie realizuję. Myślenie niczego nie przyśpiesza, a tylko zabiera przyjemność z życia.

8. Nawet jeśli czegoś, z powodu tzw. obiektywnych okoliczności nie uda mi się wykonać, to nie zakładam korony cierniowej i nie katuję się myśleniem cierpiętniczym. Wrzucam na luz, odpuszczam... zjadam coś dobrego, zatapiam się w dobrej książce czy w filmie, który mnie interesuje. Następnego dnia mam lepsze nastawienie i zaczynam od początku.

9. Odpuszczam też wtedy, kiedy nie mam na coś wpływu, ale gdy jest choćby iskierka nadziei to ją wykorzystuję.

10. Nagradzam się, za drobne nawet sukcesy. Jak? To różnie bywa ;-) Ale w związku z tym, że lubię siebie, to potrafię się rozpieścić :-) 

POPRAWA SAMOPOCZUCIA

przy prokrastynacji jest niewątpliwa, lecz tylko na krótki moment możliwa. Radość i ulga, że trudną chwilę można odłożyć w czasie, a teraz korzystać z przyjemności, to tylko złudzenie. Prokrastynacja, która spowoduje opóźnienie w realizacji zamierzonego celu, spowoduje tylko to o czym pisałam wcześnie, ale powtórzę raz jeszcze  - niepotrzebne nasze nerwowe osłabienie. Doświadczyłam tego na własnej skórze. W tak drastyczny sposób, że przez odkładanie i to ciągłe, nie wróciłam już do tematu i kto inny - odważniejszy, pracowitszy... zajął moje miejsce. Żałowałam okrutnie i przeprowadziłam z sobą rozmowę dyscyplinującą, żeby błędu nie powtórzyć. 

ASPEKTY PROKRASTYNACJI

Jest wiele i wielu tu nie poruszyłam, np. cech osobowości, które decydują o tym jak się zachowujemy.

Jedno jest pewne od najdawniejszych czasów, już od Cycerona i Tukidydesa wiadomo, że tylko nieodkładanie pracy może zwiększyć zbiór naszych dokonań i spokojne, w miarę udane życie.

PUENTA jest zaskakująca! Dużo poważniejszym problemem niż prokrastynacja jest PREkrastynacja (też trudne słowo:-)) PRZECIWIEŃSWO  prokrastynacji - to skłonność do zbyt szybkiego wykonywania wszystkiego ;-)))

I tak źle i tak niedobrze. Jak to w życiu, trzeba wszystko dokładnie wyważyć i słuchać siebie, swojej intuicji. To chyba najlepsza droga :-)






09:42:00

PRZYSZŁA STAROŚĆ... tekst optymistyczny dla Stefanii

 PRZYSZŁA STAROŚĆ... tekst optymistyczny dla Stefanii


STAROŚĆ - ostatni okres życia... stan biologicznej, społecznej, intelektualnej zmiany 

Starość  przychodzi, młodość odchodzi, ale jej kult w społeczeństwie zostaje. Młodości przypisuje się wszystkie wartości. Młodego to warto leczyć, bo całe życie ma jeszcze przed sobą. A Ty Stary, przeżyłeś już swoje. Gdy obruszysz się nieco i powiesz, że inne masz w sobie też treści oprócz boleści i choć pesel zeszłowieczny... spojrzy na Ciebie lekceważąco... co Ty wiedzieć możesz... teraz, w tym wieku, to sama pani rozumie - lepiej już nie będzie - powie Ci lekarz zadowolony, że zwalić wszystko może na Twoje lata i jesienie przeżyte. Teraz miejsca młodym należy ustąpić... taka jest kolej rzeczy. Tylko młode i piękne kobiety i muskularni mężczyźni mają rację bytu... wystarczy spojrzeć na reklamy w telewizorze. Jeśli leci reklama ze starymi osobami, to tylko z pielucho - majtkami, przecież nie z kremami poprawiającymi owal twarzy ;-) A o seksie się mówi jako o zarezerwowanym tylko dla młodych osób... tak trudno to pojąć, że Starzy pamiętają jak to się robi ;-) Młodzi ludzie seks kojarzą bardziej z wyczynami sportowymi, a dopiero Starzy wiedzą jak okazywać sobie bliskość w łóżku... i dlaczego nie ma poradników seksuologicznych dla osób w pewnym wieku? Bo o seksie piszą tylko młode osoby, które mają zupełnie inną perspektywę. Więc ja Stara Kobieta, obiecuję, że jeszcze o tym napiszę. Gdy tak pomija się Stare Kobiety i mężczyzn też Starych...


TO WTEDY

Stary Człowiek myśli sobie, że już naprawdę powinien odejść. I zamiast o przyszłości myśleć, w teraźniejszości jeszcze błyszczeć, to bez przerwy w przeszłość się obraca. A retrospekcja mu przypomina, że się tam nie wróci... stara się więc zachować jak najdłużej młodość albo jej pozory, byleby nie zostać wykluczonym, bądź stygmatyzowany wiekiem swoim. A oto nietrudno w tym świecie.

We wszystkim Stary Człowiek widzi straty... ubytki w zdrowiu, ograniczenia w działalnościach uprzednich swoich, konieczność rezygnacji z wielu rzeczy - stąd to patrzenie w tył z utęsknieniem, z marzeniem nieziszczalnym do powrotu w czas, który już historią zapisany w kalendarzach jest.


LECZ JEST WYJŚCIE

z tej sytuacji. Stworzenie siebie na nowo. Niepoddawanie się sugestiom, że tylko młodość jest piękna i wartością bezwzględną.


BO WŁAŚNIE STAROŚĆ

to ten okres kiedy wreszcie czujesz kości, wiesz, że serce masz po lewej stronie, a trzustka ma ogon, kiedy wreszcie zastanawiasz się co jesz, nie śpisz już jak zabita, głowę masz na karku, bo przecież codziennie Cię boli i jeszcze Ci trzeszczy w kolanie, łupie w kości ogonowej, niezwykłe masz wypróżnianie, a zwykły łyk powietrza bardziej Cię upija niż kropla wódeczki, którą wypijasz na smuteczki (po kryjomu, bo masz jelita wrażliwe i lepiej, żeby o tym precedensie nie słyszały ;-)). Starość - takie to życie wspaniałe, jakiego nie miałaś w młodości, kiedy tylko gnałaś i gnałaś zapominając, że pośpiech to nie jest dobre dla ludzkości. To właśnie starość odkrywa, że mieć lat dwadzieścia i więcej i ciągle się uczyć, może na powrót mieć małe dzieci i kredyt do spłacenia i stąd ciągłe zamartwienia... to nie jest najlepsza pora, kiedy to ciągle się nie ma czasu, a z tyłu głowy coś ciągle do załatwienia, wyprania, wyprasowania, obiadu przygotowania, męża kłopotów wysłuchania i tak dalej i dalej i czas szybko leci, że nie zdąży się człowiek nim nacieszyć. To było i już się nie wróci. "Teraz" jest, "teraz" przez moment, zaraz będzie jutro i jeszcze później... czasu nie ma. Czyż nie lepiej stworzyć sobie swój nowy model, choć w innym, Starym wymiarze... i przestać rozczulać nad sobą (?)


TEN MODEL 

to taki ja widzę dla siebie: Nie narzekać, nie marudzić, zbytnio się nie trudzić... poflirtować sobie nieco - niezobowiązująco wcale, dbać o siebie*, dbać o siebie*, dbać o siebie* pod każdym względem... wreszcie jest czas na to... ubrać się stylowo. Prowokować, uśmiechem czarować,  riposty dawać cięte, humorem chamstwu odpowiadać, nie przestawać być sobą, nie oglądać kalendarza,  nie dać lekarzowi umieścić na końcu listy do przyjęcia, ze względu na starcze wzdęcia, bo on by wolał leczyć młodsze wygięcia. Chojnie czerpać jak najwięcej i się nie dać, nie dać. Nikomu. Robić wszystko na co się kiedyś czasu lub odwagi nie miało... żeby gdy przyjdzie Koścista Pani i da znak, że zabierać się mamy na tamten świat... żeby się nie żałowało tego, że się czegoś nie zrobiło. Wszystko leczyć można i trzeba, a w przerwach, choćby najkrótszych - ŻYĆ.


CHOĆ

twarz, sylwetka i włos się zmienia, samopoczucie już nie jest takie na luzie, bo kręgosłup Cię bólem przygniata, a wokół obce, młodsze twarze i uśmiechnięte nie do Ciebie... większość Twoich przyjaciół i bliskich  już w grobie, albo w chorobie... to Ty przecież wciąż jesteś, bo wciąż nadzieję masz i masz dla kogo żyć i ktoś o Tobie myśli i ważna jesteś dla niego. Dlatego walcz, myśl o sobie dobrze. Choć lata mijają, a mijają każdemu, to przecież w środku wciąż jesteś taka sama. Opakowanie nie ma nic do tego.
 
STARA  KOBIETA  I  JA - czyli nowa jakość... przyjaźń i miłość do siebie nadal, bez względu na wiek :-)


SWOIM NIEPRZYJACIOŁOM 

zrobię na złość i dożyję do setki, a przedtem będę ich mieć w d...e, jak zresztą wszystko co jest mi obojętne.
Bierzcie ze mnie przykład kobiety i uczyńcie tak samo :-))) STAROŚĆ to nie wyrok. Zmiana, która każdego czeka i warto się do niej przygotować, żeby nie dać się siłą, bez naszej woli  wciągnąć na górę Narayma*. Trzeba żyć dopóki w nas ogień płonie i nikt nie ma prawa gasić go w nas... złym słowem czy czynem.

*dbać o siebie - o tym dbaniu o siebie odpowiednim, napiszę w kolejnym poście z cyklu "Alfabety Starej Kobiety" 
*Góra Narayma - to góra z japońskiej ballady. Historia siedemdziesięcioletniej kobiety, która prosi syna, by zaniósł ją na szczyt tej góry, by umrzeć w spokoju i nie być ciężarem dla rodziny.











17:33:00

Czas jesieni - czas dresów

Czas jesieni - czas dresów

Gdy piszę te słowa - siedząc za jednym z poznańskich okien, na dworze jest słoneczna pogoda, a termometry pokazują aż 22 stopnie. Nie da się jednak ukryć, że mimo, że aktualna pogoda temu przeczy - nadeszła jesień ze wszystkimi swoimi naleciałościami - jesienna chandra, pierwsze sezonowe przeziębienia (niestety i mnie to dopadło... z chandrą walczę póki co dzielnie ;)), gorące herbaty z miodem i cytryną, dobre książki (które czytam niezależnie od pory roku), mięciutkie kocyki (którymi okrywam się niezależnie od miesiąca widniejącego na kartce kalendarza) oraz... mięciutkie dresy ;) U mnie standardowo od Femme Luxe, w różnorakich kolorach, nie tylko tych typowo jesiennych :) Nadszedł czas, żeby schować krótkie spodenki / denim shorts (których i tak nie noszę ;)) oraz przewiewne narzutki (które noszą z przyjemnością), a z odmętów szafy wyjąć ubrania ciepłe i mięciusie, choć nie zawsze tak samo gustowne ;)

Kamelowy dres z lampasami/ Camel With White Stripe Off Shoulder Loungewear Set - Shani - w tym camelowym dresiku z białymi pasami odnajdzie się niejedna prawdziwa "jesieniara". Spodnie posiadają sznurek w talii oraz zwężane nogawki. Białe paski znajdujące się zarówno na spodniach jak i na bluzie (która jest krótsza, a jednak w połączeniu ze spodniami wszystko zakrywa), dodają temu zestawowi pewnej elegancji. Zarówno spodnie od kolan w dół jak i rękawy bluzy są obcisłe, przez co mogą wyglądać bardzo fajnie nawet w połączeniu ze szpilkami i jakimś prochowcem... choć oczywiście i w sportowej kreacji ze sportowymi butami i dżinsową kataną czy wygodną bomberką będzie wyglądać satysfakcjonująco ;) Z tym, że... dla mnie ta bluza jest za krótka, a i skład tego dresu jest koszmarny... 95% poliestru plus elastan. Długo opierałam się przed wyborem tego dresu... i jak widać było trzeba wytrwać w tym opieraniu się ;) Polecam szczególnie szczupłym osobom, jeśli poliester Wam niestraszny :) Ten dres akurat wypada mniejszy.

Liliowy dres / Lilac Cropped Long Sleeve Sweatshirt High Waisted Skinny Joggers Fleece Loungewear Set - Reagan - liliowy kolor zdecydowanie nie kojarzy się z jesienią, ale czy ktoś powiedział, że jesienią koniecznie trzeba ubierać jedynie beże, brązy i rude kolory? Oczywiście że nie ;) Dlatego ten liliowy dresik zdecydowanie zostanie przeze mnie wynoszony - już nawet mam niego pewien pomysł - super sprawdzi się w zestawieniu z białym sportowym obuwiem, z fioletem wykończeniem z tyłu oraz koszulową bluzą z liliowym kolorem. Bluza znajdująca się w tym zestawie jest dużo luźniejsza, a jednak ściągana u dołu sznurkiem, przez co można uzyskać bardzo fajny efekt. Spodnie w kroju jogger są bardzo wygodne, wypadają większe niż mógłby sugerować rozmiar na metce...  jednak, nawet przy mniejszym rozmiarze wypadać będą oversizowe, mimo, że posiadają na dole zwężane nogawki. Dobra jakość i skład (65% bawełny) sprawiają, że ten zestaw z zadowoleniem jest przeze mnie noszony. Ciepły i mięciutki!

Biała, krótka bluza / White Oversized Cropped Long Sleeve Zip Up Sweatshirt - Jane - zapinana na zamek biała buza, krótsza i idealna do spodni z wysokim stanem. Wygląda wręcz jakby miała biały kołnierzyk. Niby bluza, a jednak pewna elegancja... no i przyznam, że tu podczas zamawiania się zgapiłam, bo kierowałam się zdjęciem na stronie i uznałam, że mowa o całym białym zestawie dresowym. No nic. Niby uczyli czytać ze zrozumieniem, a jak widać każdemu może się zdarzyć, że jednak nie doczyta ;) I przyznam, że bardzo żałuję, że nie ma do nich białych spodni dresowe, choć te (prawie pewne!) zrobiłyby się szybko szare ;) Tak samo jak to bywa ze wszelkimi białymi sukienkami / white dresses, w które muszę się zaopatrywać od nowa co roku... mimo, że znam moc wybielaczy ;) Czarne sukienki / dresses są mimo wszystko łatwiejsze w utrzymaniu, choć i tu specjalny płyn się przydaje. 

Ale, ale... zboczyłam z tematu. Wróćmy więc na właściwe tory - tory dresów. 

Rudy dres / Rust Boxy Long Sleeve Cropped Top High Waisted Drawstring Joggers Loungewear Set - Kaycee - ten dres natomiast idealnie wpisuje się w jesienne klimaty nie tylko za sprawą swojego materiału, ale również pięknego rudego koloru ;) Jest piękny i wspaniale komponuje się z jesiennymi liśćmi. Ma oversizowy krój, jest niezwykle wygodny. Spodnie w stylu jogger, są luźne i związywane w pasie. Bluza, choć krótka... także niczego nie obciska ;) To cienki dres, który swoją barwą może trochę rozgrzać szarugę, gdy ta za oknem się pojawi. Spodnie posiadają kieszenie - wygodne, głębokie, bez problemu zmieści się w nich mały portfel, telefon i klucze, żeby rano zlecieć do piekarni po świeże pieczywo na śniadanie... tylko przed deszczem się nie schronimy, bo kapocy nie ma - wspominałam już, że szczególnie uwielbiam dresy z kapturami? No cóż. Kolejny raz się przekonuję, że nie można mieć wszystkiego. Ale... ten zestaw dresowy ma przynajmniej świetny skład - bluza to aż 100% bawełny. 

W każdym zamówieniu staram się zawsze wybrać faworyta - w tym wypadku moim faworytem jest ten ostatni, rudy dres - ogromnie wygodny i co najważniejsze: niezwykle mocno przemawia do mnie ten jego jesienny kolor. To taki dres, w którym spokojnie mogłabym się wytarzać w stercie żółto - brązowo liści. Dresy dresami, ale warto także przyjrzeć się wyjściowym sukienkom / going out dresses czy bluzeczkom bardziej lub mniej eleganckim / womens going out tops.

21:30:00

Kompleks Damoklesa - inni wcale nie mają lepiej

Kompleks Damoklesa - inni wcale nie mają lepiej

Często czujemy się gorsi, mamy do siebie pretensje, że tak bardzo odbiegamy od ideału, który sobie wyznaczyliśmy i chcieliśmy osiągnąć. I zaczynamy wpadać w kompleksy.

CO TO SĄ KOMPLEKSY?

W potocznym ujęciu to słowa, myśli, które znajdują się w naszej świadomości... nawet gdy je wypieramy lub są ukryte. Człowiek rozwija się, dojrzewa, wzrasta jego świadomość i na różnych etapach swojego rozwoju jest zmuszony zmierzyć się z różnymi kompleksami. Te kompleksy są zróżnicowane w zależności od wieku, płci, cech charakteru i środowiska, w którym się przebywa.

CO ROBIĄ KOMPLEKSY?

Często niszczą nam życie, bo wywołują niepokój, lęk, wstyd, poczucie niedopasowania. W zależności czego dotyczą... czy wyglądu - niezadowolenia z za dużego nosa, za małych piersi, otyłości - czy - spraw materialnych, wykształcenia, pracy zawodowej i tak dalej. Gdy zaczynamy się wstydzić tego jak wyglądamy, jak żyjemy, gdy przez to czujemy się gorsi, to z pewnością naszym problemem są dręczące nas kompleksy. Możemy je mieć na każdym punkcie i przez to życie może stać się nieznośne.

A PRZECIEŻ

Każdy jest idealnie nieidealny i jeśli tego nie przyswoi sobie, i nie pogodzi się z tym, to kompleksy spowodują, że przysłaniając nasze zalety sparaliżują nam codzienne poczynania i wtedy dopiero zaczyna być źle! Bo kompleksy potrafią wywoływać naprawdę silne emocje. Wiążą się z naszą samooceną, która bardzo się obniża wskutek ogarnięcia kompleksami przeróżnymi... choć czasem i taki jeden kompleksik wystarcza za wiele. Koło się nakręca i niewielkie problemy urastają do rangi wielkich, niemożliwych do przejścia. I wtedy koniec z przyjemnością odczuwania życia, bo nic nam nie daje satysfakcji. Zbyt duży brzuch, odstające uszy, brak odpowiedniej wiedzy, niemodne ubrania powodują nieśmiałość, nieumiejętność rozmawiania z innymi.

A TO JUŻ KROK

Krok do depresji. Bo człowiek odbierający sobie prawo do szczęścia przez żółte zęby, przez stary samochód, przez pomarszczone ręce, piegi na nosie... człowiek przekonany, że cechy jego wyglądu, stanu posiadania czy charakteru są godne wstydu jedynie... wtedy skupia się na nich nadmiernie... i to rujnuje jego życie. Czuje się nieszczęśliwy. Nie lubi siebie.

NAJCZĘSTSZYM KOMPLEKSEM

Najszerzej w społeczeństwie spotykanym, jest: zazdroszczenie innym warunków życia, odnoszenia przez innych sukcesów, idealizowaniu życia innych, przy głębokim odczuwaniu niesprawiedliwości i niezadowolenia z własnego życia.

BO TAK NAPRAWDĘ

Czyż nie zdarza się nam porównywać swojej egzystencji do sąsiada, przyjaciółki czy innych ludzi z pierwszych stron gazet... czy nie zastanawiamy się, skąd u nich takie szczęście w finansach, pięknym zamieszkaniu, wysokim wykształceniu (?) A my tu biedni, szaraczki, myszki nic nie znaczące, do tego chorujące i w NFZ się leczące... 

TO SIĘ NAZYWA "KOMPLEKS DAMOKLESA"

Zbyt niska wiara w siebie, zamykanie oczu na światło, bo przecież ono jest tylko dla wybranych, którzy mają ewidentnie lepiej (w naszym mniemaniu)  To przecież bzdura jest wierutna, bo każda największa gwiazda i człowiek najmajętniejszy na świecie, nawet tyran największy, najpiękniejsza kobieta, najzdolniejszy człowiek... wszyscy oni mają swoje problemy, kłopoty, choroby, emocje trudne. Nad nimi też wiszą chmury tak samo jak świeci słońce na niebie. 

A BYŁO TO TAK 

Pewien dworzanin z Syrakuz, o imieniu Damokles służył u tyrana Dionizjusza. Pochlebstwami obrzucał go każdego dnia, choć nieszczere one były, z zazdrości w jego ustach pojawiły się. Znieść nie mógł on, że Dionizjusz wszystko ma, na złotym łożu śpi i do tego wszyscy są dla niego mili. Damokles uważał go za najszczęśliwszego ze śmiertelników, zazdrościł mu wszystkiego i pomstował na swój los. Aż pewnego dnia Dionizjusz zaproponował Damoklesowi, że może na jeden dzień pozwolić mu się, wcielić w jego rolę. Oddać mu wszystko co ma i spać nawet w jego łożu, aby ten zobaczył jak to jest. Damokles szczęśliwy bardzo, chętnie przystał na tę propozycję i zaraz koło niego, pełno służby na jego kiwanie palcem było. Położył się na złotą kanapę pełen radości i uniesienia, z lubością przeciągnął... dopóki, dopóki nie spostrzegł, że nad nim wisi miecz zawieszony na jednym końskim włosie. W jednym momencie mu się odwidziało i luksusów, i świateł, i władzy już nie chciał. 

Zrozumiał, że w życiu Dionizosa tak lukratywnym, wspaniałym, pełnym władzy, też są niebezpieczeństwa, lęki, niepokoje, groźby nieznane, takie same, a może i większe niż w jego.

NAD KAŻDYM Z NAS 

Wisi jak miecz Damoklesa: kredyt w banku, niegodziwy mąż, egzamin nad uczniem, operacja na na sercu, wizja nawrotu choroby czy zbliżającej się śmierci, chociaż na niebie świeci słońce. A to słońce niezależnie co się w życiu pojedynczego człowieka zdarza, zawsze tak samo świecić będzie nadal. Sąsiad będzie się kłócił z żoną, rano do piekarni chleb przywiozą, jak zwykle przyjedzie śmieciarka, ktoś jeden się urodzi, a drugi umrze, ktoś wygra tym razem choć poprzednio stracił, albo na odwrót. To normalne. 

NIE MA CO ZAZDROŚCIĆ INNYM

I idealizować ich życia, odczuwając poczucie krzywdy, że się ma gorzej. Bo tak nie jest. Wszyscy mają jakieś problemy. Wszyscy. Nad każdym z nas wisi przysłowiowy miecz Damoklesa. Nad każdym inny, i na cieńszym lub grubszym włosie, ale wisi na pewno.

CO UCZYNIĆ, BY NIE PIELĘGNOWAĆ

Poczucia, że jesteśmy tymi gorszymi, nieszczęśnikami, nieudacznikami?  

1. Skupić się na swoich zaletach, na swoich mocnych stronach i te eksponować. Rozwijać się i mieć pasje i mało czasu na myślenie w kategoriach, że teraz to tylko gorzej być może.

2. Nie porównywać się z innymi, bo zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, ładniejszy, bogatszy, lepiej ustawiony. Skupiać na sobie i tym co dla nas jest dobre.

3. Nie oczekiwać zbyt wiele, być zadowolonym z małych rzeczy, wtedy uzbiera się całkiem duże szczęście.

4. Nauczyć się być asertywnym i umieć powiedzieć NIE. Bo  NIE, to może być całe zdanie. Nie musimy się tłumaczyć nikomu ze swojego życia, ani słuchać innych ocen. Tym samym też samemu nie oceniać

5. Niezadowolenie z życia, marazm nie może by stylem naszego życia i pasją. To powinniśmy sobie uzmysłowić póki jest jeszcze czas. 

MOJA BABCIA PRAWIŁA

Nie srebro, nie złoto, nie młodość, uroda lecz to co masz w sercu i głowie, to najmocniej przy życiu trzyma. A każdy i bogaty, biedny, chromy i urodny, młody czy stary - każdy ma swój krzyż, który musi nieść. I czasami tego nie widać. Ale tak jest.

ZADAJEMY SOBIE PYTANIE

Gdy zachorujemy, gdy stracimy majątek, najbliżsi nasi odeszli, ukochany zdradził, jesteśmy samotni, niezrozumiani  - dlaczego nas to spotyka? Inni, jakaś Zosia, jakiś Staś to mają lepiej - Zosi mąż nie zdradza, a Staś taki zdrowy chłop - zazdrośnie stwierdzamy. Nie wiesz, może Zosia jest chora i nie może z bólu w nocy spać, choć taka elegancka wychodzi co rano do pracy. A Staś, to może i zdrowy jest, ale w pracy ma kłopoty, a kredyt frankowy musi spłacać za dom. Za moment, za chwilę też coś dotknąć ich może, tyle, że przesunięte to w czasie, a i teraz mają nie tak, jakby to sobie wymarzyli oboje.

NIE CHCĘ BYĆ NA MIEJSCU

Niczyim, ani na miejscu bogatej znajomej, ani pięknej sąsiadki, czy wybitnej profesorki... doceniam swoje miejsce w życiu. Takie mam... z problemami i radościami. Takie kocham.

Zawsze mogłoby być gorzej :-)))






Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger