Świat jest dziwny, wszystko się w nim pomieszało. Trudno odróżnić co tak naprawdę jest w nim dobre, a co złe nieskończenie.
Praktycznie każdy jest od czegoś uzależniony: od kawy, czekolady, internetu, jedzenia, niejedzenia, alkoholu, zakupów, pornografii, narkotyków, zakupów, pracy.
I czasem w ogóle nie chcemy się do tego przyznać. Żyjemy w iluzji, że nas to nie dotyczy. I w ten sposób toniemy. Tracimy, a to przyjaciół, a to pieniądze, a to gubimy różne rzeczy... też pracę, stanowisko, rodzinę... Dlaczego? Bo nosimy w sobie wygodne kłamstwa na usprawiedliwienie, uspokojenie naszych zachowań... żyjemy w kłamstwie. I tak długo jak się do tego nie przyznamy (i sami przed sobą dalej będziemy udawać, że się nic nie dzieje), to się nie uratujemy.
Tak czynimy, bo nasza podświadomość od nas tego żąda, a świat nam tłumaczy i utwierdza w przekonaniu, że taki właśnie jest, i wszyscy tak postępują, bo takie są czasy. I na nic zdadzą się tu narzekania.
Prawda jest taka, że człowiek robi w życiu bardzo różne rzeczy: jedne z potrzeby serca, niektóre dlatego, że musi; inne, bo po prostu chce i te ostatnie, do których go ciągnie w niewytłumaczalny sposób.
I choćby nie wiem jak się zapierał, to dalej to robi... nawet jak postanawia, że więcej już się nie da skusić.
To się nazywa u z a l e ż n i e n i e.
Dzisiaj chcę się odnieść do pracoholizmu, który jest takim samym behawioralnym uzależnieniem jak hazard, kompulsywne objadanie się, zakupoholizm, internet. To są uzależnienia, w których nie odgrywają żadnej roli czynniki chemiczne tylko ich przedmiotem są zachowania, powtarzalne czynności, od których nie możemy się uwolnić.
Napisała do mnie Wiola i w miłym bardzo e-mailu poprosiła bym wyraziła swoją opinię na ten temat. Wiola czy ktoś z jej bliskich (?) właśnie jest pracoholikiem i doskonale zdaje sobie sprawę z tego faktu.
Ta osoba odczuwa nie tylko silne pragnienie, ale wręcz przymus do coraz większej pracy. I pomimo, że odczuwa szkodliwość dla swojego codziennego funkcjonowania w różnych sferach życia poza pracą (rodzinnej, zaniedbywanie innych źródeł wzbogacających jej życie), to pracuje, pracuje... gdy wychodzi z pracy to o niej myśli i budzi się z myślą o niej i w kolejnych czynnościach nawet z nią niezwiązanych – oddana jest jej całkowicie.
Nie wiem czy to u Wioli, czy bliskiej jej sercu osobie panuje zdrowa obsesja pracy, która jest kwintesencją jej życia, czy to nadmierne zaangażowanie spowodowane lękiem jej utraty.
Nie wszyscy, którzy dużo pracują są pracoholikami... dużo pracują, bo rachunki trzeba opłacić, a krótka praca, do tego słabo wynagradzana im na to nie pozwala. Podejrzewam, że u Wioli(czy jej znajomej osoby) - to pasja pracy, czyli bardzo zdrowa forma wysokiego zaangażowania w to co robi. Wiola (czy ta osoba) nie czuje się przeciążona pracą, lecz obciążona tak mocno, że nie wystarcza jej czasu na...(?) Bo jeśli ta praca ją osacza tak mocno, że nie potrafi się z niej wyłączyć ani w myślach, ani wyobrażeniach i nawet podczas rekreacji, i wypoczynku myśli o jej różnych aspektach - to jest to krótka droga do stresu, wypalenia i zaślepienia... praca jest środkiem do zaspokojenia codziennych potrzeb i przyjemności i nie może być sama w sobie celem naszego życia, bo wtedy wyczerpujemy się emocjonalnie, i przestajemy zauważać... że my nie jesteśmy po to na tej ziemi, by być perfekcjonistami w tym co robimy, zbawcami świata poprzez dążenie do nierealistycznych celów.
Dobrze jeśli praca daje nam zadowolenie, daje nam poczucie sensu jej wykonywania, rozwija nas... ale jeśli jej wykonywanie nie integruje nas z innymi obszarami naszej aktywności... to wtedy doświadczamy straty.
Teraz gdy młodzi jesteśmy, pełni energii, pozytywnych emocji i umiejętności redukowania tych negatywnych – to gładko wszystko się toczy.
Przychodzi jednak moment, olśnienie, odwaga, że wcale tak nie chcieliśmy... straciliśmy kontrolę nad własnym życiem i w sumie jesteśmy już bezsilni, a czas umknął, i już nie wróci.
Okaże się, że za późno zrozumieliśmy, że wszystko zależy od nas i od naszej umiejętności uporządkowania, zhierarchizowania spraw nas dotyczących.
Źródło prawdy jest w nas i jak najszybciej należy wyciągać wnioski, bo...
bo umierając nie będziemy żałowali, że za mało pracowaliśmy... tylko, że nie zobaczyliśmy pierwszych kroków naszej córeczki, nie poszliśmy na wino z przyjaciółmi, nie przebaczyliśmy synowi, nie pogodziliśmy z siostrą, nie spostrzegliśmy, że partner cierpi, a kocha nas najmocniej... nawet nie zauważyliśmy różnicy między amarylisem a storczykiem (w ogóle jest jakaś różnica?).
Uzależnienie od pracy to nie wstyd tylko problem dla nas. Często praca to ucieczka: od samotności, problemów, relacji z innymi ludźmi poza pracą, środek na dowartościowanie, zapomnienie bólu i cierpienia, którego się doznało, a może jeszcze według nas to jedyne lekarstwo na szarość życia, której nie potrafimy ubarwić, na wydumaną przez nas jałowość i kiełkujący w nas pesymizm podpowiadający beznadzieję otaczającej przestrzeni...
Szczęśliwy człowiek, który w pracy znajduje szczęście... ale w pracy, która zajmuje Ci całe Twoje dnie i noce - możesz przegrać życie... nie widząc jego tysiąca barw, nie czując zapachów i nie słysząc muzyki. Ponadto praca ponad siły powoduje zaniechania w innych aspektach życia, w których być może lepiej byśmy przyczynili się dla swojego i ogólnego dobra.
Tak więc między wszystkim w życiu musi być zachowana równowaga, harmonia i racjonalna proporcja między pracą, a prywatnością. Cienka jest granica między pracowitością, a pracoholizmem, który jest siłą destrukcyjną i potrafi zniszczyć nas samych, zdrowie, więzi rodzinne. Wracamy z pracy i mówimy o niej, ekscytujemy nią całą rodzinę... nawet wieczorem wertujemy dokumenty, dzwonimy po koleżankach i kolegach z pracy by omówić nowy projekt...
Tak było i ze mną...
Praca, kariera, coraz większe pieniądze, a mąż (zazdrosny) w domu z dziećmi... cichy zabójca "praca" oddalał mnie od rodziny... nie było bliskości... nie było rozmów innych niż o pracy... dzieci nie wiem kiedy urosły, mąż umarł, a praca?
Była już nieistotna... za późno!
Praca to było moje więzienie. Nikt jej nie doceniał, choć chętnie przyjmował apanaże z niej płynące, a ja toczyłam walkę z setkami porażek, ze łzami w nocy, gorzkimi rozpaczami bezsensu i chaosu... aż do chwili jakiegoś przebłysku, radości, euforii płynącej ze zwycięstwa i jak myślałam, że tak zawsze będzie, to potoczyło się odwrotnie i tak w kółko, i w kółko... góra, dół, i pukanie od spodu (tak na pocieszenie 😉, że inni mają gorzej.
Czułam się winna!
Bezsilność! Strach! Gniew! Niepokój!
Totalny bałagan i chaos! Chroniczny strach przed odrzuceniem, bo wszystko co było, to fałszywe się okazało i nieważne... to co istotne umknęło, a zegara nie dało się cofnąć.
Wszelkie uzależnienia, w tym pracoholizm są zapisane w naszej podświadomości, a ona jest strasznie uparta. Choć w końcu to ona prowadzi nas przez życie, ale gdy odczuwamy, że dzieje się coś nie tak to my sami musimy to zmienić: z pozytywnym nastawieniem do siebie, uczciwie, z miłością, czystymi intencjami i przekonaniem 100%, że to nas zmieni i będzie dobrze.
Ja tak uczyniłam – wiele rzeczy zmieniłam, choć nie było łatwo, bo w naszym życiu jedna iluzja zastępuje inną i stąd tak szybko z jednej dziury wpadamy w drugą. Ale dałam radę, choć po drodze zrażałam się co chwila do nowej koncepcji swojego myślenia, ale byłam cierpliwa... i teraz jestem wolna. Tak wolna, że wolno popełniać mi błędy i nauczyłam się, że nie muszę się z nich nikomu tłumaczyć. Niczego specjalnie nie pożądam, biorę życie takie jakie jest i co ranka wdzięczna mu jestem, że jeszcze w nim uczestniczę.
Drogi Pracoholiku, weź oddech, zastanów się - nie ile daje Ci pieniążków ta praca, ale kim Cię czyni, bo jeśli zabiera Ci radość to mimo grubego portfela, to Ty biedny jesteś. Nie rób za dużo – żyj tak byś dla swojej pracy nie poświęcił niechcąco skarbów, które daje świat, skarbów człowieczeństwa, o których pisał Władysław Reymont w "Ziemi obiecanej". Jeszcze nie jest za późno 😊!
Umysł jest doskonałą glebą, zasiej w niej kwiat piękny dążący do do zrównoważenia Twoich marzeń z rzeczywistością, a osiągniesz harmonię i zrozumiesz, że nie praca jest Twoim problemem, ale myślenie o niej w czasie, który jest przeznaczony na inne działanie. Nieistotne jest co robisz tylko jak to robisz, żeby inni odczuwali nie tylko Twoją pracę, ale też dbałość, troskę i miłość. Najważniejsza jest chwila obecna i człowiek najbliżej nas stojący, i dbałość o to wszystko razem 😊😊😊 Niech praca motywuje Cię do korzystania ze słońca, deszczu i porywa wiatrem od morza, a nie będzie nieznośnym nawykiem, od którego nie dostajesz uśmiechu. Tak to rozumiem :-)
Nie można żyć tak jakby się nie miało nigdy umrzeć, bo w rezultacie umiera się nie doświadczając życia. Tak samo nie można pracować bez końca, bo nie istnieją na świecie rzeczy bez końca i taka praca to machinacja, która prowadzi nas w pułapkę bezsensu – ani to misja, ani, służba czy posłannictwo – na końcu jest strata sensu tej pracy wykonywanej na okrągło, gdy w porę nie dostrzeże się absurdalności takiego postępowania.
Wyjdźmy z pozycji niewolnika komputera, pieniędzy, władzy i wróćmy do ludzkich emocji... tylko one są tak naprawdę ważne :-)
Na koniec pomyśl o pracy jak normalny pracujący człowiek, nie pracoholik: najfajniejsze w pracy jest to, że jest wypłata, piątek popołudniu, urlop i długie weekendy ;-))
* Nie jestem przeciwko pracy. Sama dużo pracuję, ale rozumiem, że tak samo jestem odpowiedzialna za to co robię, jak i za to czego nie wykonuję. W ten sposób zachowuję dystans do swoich działań i przez to jestem SZCZĘŚLIWA. Tzn., że zdarza się, że pozwalam by słońce wstało wcześniej niż ja ;-))
Słyszałam gdzieś takie powiedzenie, że "Bóg szanuje nas bardzo gdy pracujemy, ale jeszcze bardziej gdy śpiewamy"
W moim przypadku musiałby zatkać uszy, więc dlatego muszę działać 😊😊
I jeszcze jedno... czy Ty, czy ktoś Ci bliski – nie może doprowadzić do takiej sytuacji, że traci drugiego, najważniejszego dla Siebie człowieka przechodzi nad tym do porządku rzeczy, a gdy traci pracę, to zaczyna usychać i powoli umierać, bo wtedy choć żyjąca i chodząca jak najbardziej po świecie stajesz się pusta. Nie pozwól na tę pustkę...pamiętaj o czasie, gdy praca z Ciebie zrezygnuje, a ten co Cię kocha murem stał będzie przy Tobie.
Obejmij nowy kurs, zmian można dokonać w każdym momencie i nie daj sobie wmówić, że nie masz racji... z każdym dniem jest coraz mniej czasu, i dlatego nie ma czasu na postój, stanie w miejscu i zastanawianie się.
Trzymam kciuki!!!