21:03:00
PUNKT WIDZENIA STAREJ KOBIETY w związku z końcem 2022 roku
16:05:00
HOROSKOP NA KOŃCÓWKĘ LISTOPADA na podstawie patrzenia w lampę :-) (zapaloną oczywiście ;-))
HOROSKOPY
DLATEGO
BUDZĄC SIĘ
ZAPALAM LAMPĘ,
JEŚLI CHODZI O MIŁOŚĆ
TYMCZASEM
LAMPA JUŻ ZGASŁA?
18:38:00
TAKA SOBIE HISTORYJKA... O PLACKU ;-)
WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ W 1962 ROKU
Wtedy to dwójka chłopców niezwykle bystrych postanowiła coś ukraść. Wpadli na to, żeby był to księżyc. Byli to Jacek i Placek, którzy na Zapiecku się urodzili. I wiele kłopotów, problemów na swoich rodziców głowy złożyli. Zresztą nawet burmistrz tej mieściny wiele przeżył przez te krnąbrne chłopiny, które żarłoczne, leniwe i złośliwe były. Wprawdzie to Jan Batory i niejaki Brzechwa scenariusz na podstawie książki Kornela Makuszyńskiego napisali... ale to nie, ale to nie do końca wymyślona historia była. Bo ciąg jej dalszy, jest w trwaniu obecnym... jakby to ująć, tak na okrągło ;-) ... w stanie zupełnie rzeczywistym :-)
PRZYPOMNĘ
Jacek i Placek gdy tylko podrośli, to z domu uciekli swego, z biednego, ale pełnego nabożnych, pracowitych ludzi. "Dali nogę" w poszukiwaniu Krainy Lenistwa i po to by ukraść księżyc złoty, aby bez pracy się wzbogacić. Na szczęście to im nie wyszło. Przygody, które przeżyli, ludzie i zwierzęta napotkane na swojej drodze, doprowadziły do tego, że zmienieni w dobrą stronę, wracali do domu.
CZY NAPRAWDĘ?
Czas mijał... mamy już XXI wiek
Różnie się braci losy potoczyły. Jacek nawet miał żonę, córeczka mu się urodziła. Uśmiech z tego tytułu miał miły. Na Placka twarzy częściej widniało złośliwe zafrasowanie. Placek jednego pragnął. Władzę chciał bardzo poślubić i nią też dzielić z Jackiem pragnął (eh ;-)). Kochał Jacka bardzo i lubił się z nim dzielić wszystkim.
Tak się zdarzyło, że tę Władzę (a Władza to kobieta ;-)). Placek osiągnął i starał się... pracował bardzo by ją zdobyć, by zaślubioną i kochanką w jednym była. Niestety Jacek odszedł i Placek z Władzą i kotem (przysposobił go ;-)), pozostał sam, sam jeden. Owszem wiele koło niego, podobnych mu osób płci obojga przy nim się zgromadziło... ale generalnie jak to się mówi - był, jest, sam w tłumie ludzi (nie licząc kota oczywiście). Bo ta Władza wymagająca jest i wiele Placek musi się natrudzić by przy nim została.
PLACEK JEDNAK NIE MARTWI SIĘ ZA BARDZO
Bo w końcu on jest najmądrzejszym z ludzi. Przynajmniej on niewielu zna takich, co by tak mądrzy byli jak on.
- Zresztą dziwne jest, że nagrody Nobla jeszcze nie dostał. - jak stwierdził z uśmieszkiem chytrym na ustach. Też się zresztą dziwię, że nie dostał. Bo z dzielenia np.? Jest najlepszy!!! W dzieleniu ludzi!!! Oczywiście.
- Na kobietach się zna jak na nikim i teorię taką ma, że młode dziewczęta i kobiety do lat dwudziestu pięciu, to: nadużywają alkoholu i dlatego w ciążę nie zachodzą. W chorobę alkoholową już po dwóch latach naużywania wpadają - one, kobiety. Mężczyźni na to dwadzieścia lat mają ;-) Stąd on, Król Placek kłopot z dzietnością narodu ma, choć na każde dziecko 5 stów "dał" :-( Zresztą on, znawca wszystkiego i tak uważa, że matka dorosnąć powinna do roli swej, więc z drugiej strony tak śpieszyć się nie powinna. he.. he.. he. Dojrzeć powinna, w "szyję sobie nie dawać" i wtedy dobrą matką będzie, a dzietność państwa wzrośnie.
PRZYDAŁBY SIĘ KTOŚ JESZCZE, DO TEJ DZIETNOŚCI ZWYŻKI
- Nie wspomina o roli mężczyzny, udziale w tym by ona, nie alkoholiczka, mogła w ciążę zajść i niechby to był mężczyzna nie alkoholik jak i ona ... Ej, jeśli nawet facet, to "faceta da się wyleczyć. Kobiety nie". Tak mu powiedział jego znajomy lekarz, któremu ani jednej kobiety nie udało się z alkoholizmu wyleczyć. he.. he.. Swoją drogą, to jakaś zawodowa porażka tego doktora :)
- Nie przychodzi mu do głowy refleksja, że młode kobiety jak młodzi mężczyźni kształcić się chcą i niekoniecznie od razu chcą mieć dzieci. Nie wszystko jednocześnie... i dzieci, i szkoła, i jeszcze praca, i dom... nie każda na takie życie w młynie jest gotowa. Kobiety wg Placka pewnie mózgu nie mają i dlatego też tak racjonalnie działają, na korzyść niby swoją, a powinny pomyśleć o prokreacji. Kobieta tylko poświęcać się powinna. Dla dobra wszystkich. By naród coraz liczebniejszy był. Cnoty niewieście rozwijać... O! To cytat z przyjaciela Placka, któremu ten bardzo wtóruje.
A JAK SPOŁECZEŃSTWO WIĘKSZE
To wychowywane w polskiej, patriotycznej szkole, gdzie dzieciak od małego będzie już wiedział, na kogo głosować za kilkanaście ma lat... po to, by Placek nawet tam, nawet pośmiertnie swoją Władzę miał. Stąd HIT, podręcznik o faktach wg historii jednego profesora, choć jak przyznał Placek, on by go napisał inaczej. Znaczy - ostrzej jakoś ;-) he.. he..
TA HISTORIA CIĄGLE SIĘ TOCZY
Placek jeździ po kraju za Władzą. Różne opowiada rzeczy. O tym też, że rodzina jest ważna, katolicyzm podstawą życia każdego prawego Polaka. Placek przeciwny jest aborcji, nawet tej gdy wiadomo, że matka może umrzeć,.. rozwody też nie są wskazane... wzbogacanie się zbyt szybkie... korupcja... nie znosi tłustych kotów i wiele innych niedobrych działań nie popiera. Pod warunkiem jednym, że nie dotyczy to jego i jego wiernego grona! Im wolno więcej ;-)
POCZUCIE HUMORU TO PLACEK MA (specyficzne)
Na spotkaniach w gronie swoich klakierów wspaniałych, zastanawia się czy jest Zosią, a może za chwilę Stasiem zostanie. I bardzo się bawi wspaniale. Śmiejąc hyhy... hehe... mrużąc oczka ze złowieszczymi w nich iskierkami, przełykając lubieżnie ślinę... hyhy... hehe...
TUTAJ - No comment!
I TA HISTORIA TAK SIĘ TOCZY
Toczy, toczy... nie wiadomo czy śmiać, się czy płakać. Czy Placek przejrzy na oczy, czy zmieni się, przestanie dokuczać? Komedia to czy dramat?
TAKIE PRZEMYŚLENIA MIAŁA - Stara Kobieta, która jest z tego sortu gorszego, której przestały śmieszyć już żarty Wodza Naczelnego Placka.
Cieszę się z księżyca, słońca na niebie i cieszę się, że wciąż mogę podziwiać ich moc i tej mojej radości nie zabierze mi nikt... jak wolności myśli i słowa :-)
PYTANIE NIERETORYCZNE
Czwarte dziecko urodziłam w wieku 42 lat, moja kuzynka też w tym wieku urodziła pierwszego, jedynego syna... czy to znaczy, że wcześniej chlała? Nie! Z przyczyn dla Placka pewnie niezrozumiałych (dlatego nie będę tłumaczyć) nie mogła wcześniej zostać matką. I to nie była jej wina.
"Dzisiaj dam sobie w szyję" Nie mam już dwudziestu pięciu lat :-)))))))
19:00:00
ŚWIĘTO ZMARŁYCH 2022
KOLEJNY 1 LISTOPADA
Dla mnie już 65-ty. Chociaż taki świadomy, to od wtedy gdy ja - z grzywką blond przysłaniającej moje pryszczate czółko, stojąc na paluszkach lustrowałam swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Tyle, że w nim widziałam tylko grzywkę, a nie buzię całą, więc krzesełko przystawiałam, na nim stawałam... całą siebie oglądałam. Oczywiście było to przez rodziców zabronione, ale co tam... ;-) Tak więc miałam wtedy 6 lat chyba... wszystko było wspaniałe i proste.
I TAKIE WSPOMNIENIA MAM... Tuż przed tym świątecznym dniem...
Tato sam znicze robił w jakiś dziwny sposób, że drut wyginał i świeczki nimi białe oplatał, żeby je umieścić na grobach dziadka i babci i innych bliskich. Jeszcze kręgi z drutu, wielkie jak talerze formował, a mama mchem, szyszkami znalezionymi w lesie oplatała. Ja też udział w tym swój miałam i zielone listki też w te wiana wciskałam. Babcia Marynia kwiatki różne w te wieńce upinała. Byłam wniebowzięta i zachwycona tymi naszymi wyczynami. A jeszcze moja ukochana ciocia Marta, moja chrzestna, siostra babci, dużo od niej młodsza... z Obornik Wlkp. przyjeżdżała i donice wielkie z żywymi kwiatami w torbach wielkich przywoziła i u nas nocowała. A to cudowne było przeżycie, bo ona tak pięknie, zabawnie o świecie opowiadała. Bez przerwy dowcipkowała i śmiała perliście. Była dokładnie 42 lata ode mnie starsza, tak jak ja jestem też starsza od mojej Ali, o 42 lata ... nomen omen :-)
DZIEŃ 1 LISTOPADA
Na cmentarzu wolno było mi zapalać świeczki, dmuchać płomienie i na nowo zapalać, i wszystko tak pięknie migotało... tyle ludzi, a przy grobach i ciocie, wujkowie, kuzynki dawno niewidziane... piękne popołudnie późne zapowiadało się w domu. Wiedziałam, bo co roku tak było... cała rodzina zbierała się u nas, a tam ciasta przez mamę i babcię przygotowane czekały. Lubiłam ten dzień :-) Nie zdawałam sobie sprawy ile kryje refleksji, ile wspomnień budzi w dorosłych ludziach.... Dla mnie to był radosny dzień. Uwielbiałam chodzić na cmentarz i grabkami zagrabiać liście ;-)
Z CZASEM
To się zmieniało. Bardzo zmieniało. Zmieniali się ludzie przy grobach, groby też zaczęły inaczej wyglądać, pomniki zostały zmienione... Najgorsze, że tych grobów zaczęło przybywać...
A na czole pryszczy ubywać (to akurat dobre ;-))... przestałam już stawać na krześle, by całą swą facjatę obejrzeć.
NIE MA
... taty, mamy, babci, ani jej dużo młodszej, wesołej siostry. Ciocie i wujkowie... też ich nie ma. Nawet kuzynki i kuzynowie we mgle wspomnień już są.
MOJEGO MĘŻA
też nie ma przy mnie, tu w fotelu, ani na krześle, zmarł ponad 20 lat temu.
NIENAWIDZĘ CMENTARZY
Już nie cieszę się na ten dzień szczególny. Tam uświadamiam sobie, że nie ma mojej mamy, babci, męża, rodziców jego, cioć i wujków i wszystkiego tego, co budowało życie moje.
NIE MA DNIA, żebym w anegdocie, wspomnieniach różnego rodzaju, nie wspominała ICH. Przychodzą czasem we śnie i udzielają mi rad, coś podpowiadają. W ciągu dnia, codzienności... myślę, że Tato jest na rybach, Mama zaraz wejdzie i powie, że znowu porozrzucałam książki, a tu zaraz obiad będzie. Na to Babcia: daj jej spokój, na obiad jeszcze nie pora, weź tu zjedz ciasteczko, bo chyba ci cukier spadł ;-)
A Zbyszek? Przez 26 lat małżeństwa dużo się uzbierało chwil do wspominania, ale dzisiaj niech one niech przy mnie zostaną, bez o nich Wam opowiadania.
ONI dla mnie wciąż żyją... Nie chcę myśleć, że ICH nie ma tutaj przy mnie, że są na cmentarzu. Ten Dzień, to Święto mi przypomina, że ICH nie ma faktycznie, a ja żyję w swojej bańce, w której śmierci nie ma.
TAKA JESTEM I TEGO NIE CHCĘ ZMIENIAĆ. Chyba, zresztą, już się nie da.
14:22:00
W Życiu ważne są tylko chwile... z cyklu alfabety Starej Kobiety
PLANOWANIE
najpierw jest wielkie! Obmyślanie i zapewnianie się, że na pewno wszystko się uda i osiągnie się zamierzony cel. A tam w górze czy w dole być może ;-) ktoś ze śmiechu zwija się w kłębie i nabija ze mnie, bo on ma zupełnie i to wobec mnie, swój - daleko inny plan.
I oto coś dzieje się innego, niezamierzonego, kiedy nawet przedmioty martwe jakby ożywają, tylko po to, żeby na przekór nam zrobić i tego do czego są przeznaczone, nie robić. Wszystko to razem powoduje, że musimy zajmować się nie tym, co sobie obmyśliliśmy, zaplanowaliśmy. Tak też u mnie się zdarzyło :-))
Ale jeśli w porę przychodzi refleksja, że plany planami, ale ważna jest chwila, właśnie ta, ta teraz tu obecna, to zmienia się nasze postrzeganie i frustracja z powodu niezrealizowanego planu... mija. Pozwala cieszyć się tym, co jest ;-)
W ŻYCIU WAŻNE SĄ CHWILE
I to one dają radość i określają nasze szczęście. Szybkie tego zrozumienie dało mi rozgrzeszenie z tego, że trochę się na sobie zawiodłam, bo odpuściłam parę spraw. Nawet w pisaniu bloga znowu przerwę zrobiłam. Zaraz sobie wytłumaczyłam, że "w życiu najważniejsze jest życie i te chwile radosne w nim, które sprawiają, że chce nam się dalej żyć" Ja to umiem sobie odpuścić i wybaczyć... he he he.
A NA TO ŻYCIE SKŁADA SIĘ przede wszystkim: bycie z bliskimi swoimi i napawanie światem, który obecnie trudny jest, niebezpieczny wręcz, ale to nasz świat, mój też... innego nie znamy przecież... chyba, że z historii i przekazów od rodziców i dziadków.
WAŻNE JEST TO CO DOTYKAMY, CZUJEMY, WĄCHAMY, SMAKUJEMY, WIDZIMY... w realu, nie w filmie, nie w opowieściach odklejonych od rzeczywistości.
NASZE EMOCJE, które nie zawsze są dobre ani złe, ale to jak sobie z nimi radzimy pozwala nam dobrze przeżywać nasz świat. Postanowiłam znowu nieco ulepszyć swój stosunek do spraw i kolejny raz lepiej, nowy kolejny otworzyć początek... ha ha ha.
TEN AFABET TO ZBIÓR MOICH EMOCJI, ODCZUĆ I TEGO CO NAJWAŻNIEJSZE, BY DOCENIĆ KAŻDĄ CHWILĘ :-)) Też to, co mnie ukształtowało i sprawiło kim byłam, kim jestem. Ten Alfabet zupełnie jest roztrzepany, ale w sumie tworzy jednolitą, spójną całość... człowieka, kobiety - mnie. Małe i wielkie sprawy, ważne i nieważne momenty... w realu są najważniejsze :-)
A - AWANTURY, KRZYKI są poniżej mojej godności. Nie dopuszczam do takich sytuacji. Mali ci ludzie, których jedynym argumentem na ich rację jest krzyk, wyzwiska, obelżywe słowa i gesty. Na szczęście niewiele miałam takich w życiu chwil. Dzięki mojej stanowczej postawie, nie powtórzyły się już jak do tej pory, nigdy.
B - BLASK SŁOŃCA budzący mnie rano i bez względu na chwilę cieszący mnie ogromnie, gdy rano odsuwam story... nawet wtedy, gdy łupie mnie mój przyjaciel ;-) (wtajemniczeni wiedzą o czym mówię ;-)) Jestem wdzięczna za niego :-) Oczywiście za blask, nie "przyjaciela" :-))
C - CIASTO DROŻDŻOWE takie ze śliwkami węgierkami, które piecze najlepsze na świecie, moja córka, a któremu oprzeć się nie mogę i niespecjalnie chcę :-) Gdy rozpływa mi się w ustach, gdy przypieczona skórka lekko drażni moje dziąsła, a śliwka w słodyczy się rozpływa, to ja czuję się szczęśliwa :-))
D - DOROTKA - najmłodsza wnuczka. Taki mój klon, o którym zięć mówi, że "przy drugim dziecku bardziej zastanowią się nad wybraniem imienia" :-))). Ona mi uzmysławia jak szybko biegnie czas... u niej... oczywiście ;-)... ja ciągle ta sama (ha ha ha) do siebie zdystansowana ;-)
E - EGZAMINY - Codziennie jakiś zdaję... jak każdy zresztą...nawet nieuczęszczanie do szkoły nie zwalnia nas od podejmowania decyzji, przeskakiwania przeszkód, które stawia życie. Tyle, że teraz postanowiłam sobie, że nie muszę już być najlepsza w klasie, czy szkole i wzorem wszelkich cnót też nie muszę ... wystarczy mi trója byleby dalej iść, byleby kolejny kawałek przejść :-) O ile spokojniejszą mam głowę :-)))
F - FLIRT - taka żartobliwa, konwersacja z kimś miłym dla oka i ucha... do dzisiaj mnie nie opuszcza chęć flirtowania, choć to już wkroczyło na inny nieco, niż lata wcześniej, poziom ;-)
G - GERIATRA - ten mnie jeszcze nie widział ;-) Sądzę, że prędzej zobaczy mnie patomorfolog... ten przynajmniej nie jest taki stygmatyzujący ;-)
H - HIPOKRYTÓW nienawidzę, tych co to jak to babcia moja prawiła "Modlą się pod figurą, a diabła mają za skórą". Każda okazja jest dla mnie dobra by ich tępić i dosadnie po imieniu dobro nazywać dobrem, zło złem. Mój język wtedy się nie może powstrzymać, co mi przyjaciół nie zjednuje, ale mam to w pompie... żadnego udawania, dość tego jest na świecie.
I - INDOKTRYNACJA - brzydzę się nią straszliwie... w każdym wydaniu i oglądzie jest zła. Jestem myślącym człowiekiem i z domu wyniosłam prawo do swobodnej myśli, nie oceniania i nie napastowania swoimi poglądami innych. Szczególnie ohydna jest indoktrynacja dzieci. Wpajanie zasad tak, propaganda polityczna, religijna - nie!
J - JEDZENIE, to dla mnie nie tylko odżywianie by przeżyć, ale przyjemność wielka, z której można czerpać ogromnie, bo i doznania estetyczne, zapachowe, możliwości poznawcze obok tych smakowych, które mogą spowodować dreszcze przyjemne dla psychiki i ciała :-))A najlepiej w dobrym towarzystwie i pełnym relaksie :-) To są ważniejsze z chwil w życiu... mogą codziennie być takie :-)
K - KWIATY... nie znoszę widoku ciętych kwiatów, budzą mój smutek, gdy w wazonie pochylają swe barwne lica, umierają, a potem kończą na śmietnisku. Za to kwiaty wolno rosnące na połaciach szerokich budzą we mnie czułe uczucia i podziw.
L - LĘKI, które teraz mam są zupełnie odmienne od tych sprzed dwudziestu lat. Już nie myślę też o tym co pomyślą o mnie inni, raczej zastanawiam się czy ja chcę być razem, pośród nich;-) Nie jestem owcą, nie dam się zagonić do stada równo beczącego, jestem lwicą, która potrafi zaryczeć i się przeciwstawić. Nawet jeśli kogoś młodego, czy starego inaczej;-) to rozbawi i rozśmieszy... to na zdrowie:-)
Ł - ŁZY - czasem ze szczęścia, czasem z rozpaczy, rozżalenia... były i są w moim życiu. Łzy nie są oznaką słabości, według mnie są oznaką człowieczeństwa i to w każdym rozdaniu, tym radosnym ze wzruszenia i tym z żałości okrutnej. One jak uśmiech rysują twarz :-)
M - MYŚLENIE. Dużo myślę o wielu, wielu sprawach i nie jestem najmądrzejsza na świecie. Najmądrzejszy to jest ten pan z telewizora, który tak o sobie powiedział... cha, cha, cha... Byłam w szoku jak to usłyszałam, a myślałam, że nic mnie już nie zdziwi ;-) Zauważyłam, że jestem w pewnym sensie wytworem własnych myśli. Stąd czasem jak młódka, a czasem jak starowinka (nie mylić ze Starą Kobietą ;-)) i jeszcze o MIŁOŚCI słowa takie, że... wiem iż to nie jest dar, więc staram się ją pielęgnować, więc dzięki temu mam, to co mam :-))
N - NIEDOSKONAŁOŚCI - Jestem zbiorem takich. Piętrzą się one we mnie bezwzględnie... ależ czy to nie jest piękne, że mogę czuć się jak witraż... ha ha ha... skrzywienia, kolory różne, w zależności od słońca promieni, czy wiatru z gór czy morza... czasem z piękną duszą, a niekiedy z mrocznym nastawieniem... słaba i silna... wesoła i przygaszona... Lubię siebie :-)
O - OKSYTOCYNA - nazywana jest hormonem miłości, to ona wyzwala potrzebę bliskości i silne przywiązanie... czuję, że mam jej nadmiar dzięki rodzinie, przyjaciołom, Atiemu - cudownemu Goldenowi. Przytulanie, pieszczoty, pocałunki... to daje siłę i szczęście szczególnie w moim życiu pozycjonowane.
P- PATERNALIZM, to traktowanie innej osoby podobnie do tego jak ojciec traktuje dziecko, ingerując w jego działania lub wręcz ograniczając jego wolność, motywując się jego dobrem. Brzydzę się nim. Będąc w szpitalu z takim potraktowaniem się spotkałam... to podejście autorytarne. Pacjent jest właścicielem swojego ciała i to, że jest chwilowo w gorszej formie i do tego stary, to nie znaczy, że nie ma swojej godności, praw i autonomii. Lekarze, to ludzie - przypominam. I przypominać nie przestanę.
R - RADOŚĆ - Cały czas we mnie emanuje tyle tylko, że zmieniają się w niej niektóre elementy. Uśmiech, wysypianie się, spędzanie z fajnymi ludźmi czasu jest super. Sprawia, że cieszę się istnieniem swym... teraz jeszcze bardziej doceniam proste, wręcz błahe rzeczy i niesienie pomocy innym sprawia mi radochę. Moja bezinteresowność i bezinteresowność innych, ta świadomość z nich - daje moc radości mi. Pielęgnuję ją by nie zgorzknieć, by nie truć innych tą goryczą. Wiem - to co się daje, to się dostaje :-)))
S - SZUFLADY - W mojej głowie pełno szuflad. Tych z pamięcią zarzuconych wydarzeniami, wspomnieniami. Czasem odkurzam te zakątki i tylko się wkurzam, a z przyjemnością też zaglądam w niektóre inne zabawne zakątki. Potem sny niesamowite ;-) jak ten z mokrymi ścianami, a rano mieszkanie zalane, tak w rzeczywistości ;-) Po prostu sen wróżba ;-)) Tak to się miesza w tej głowie i staję się igraszką mojej pamięci przez to w niej gmeranie. Potem się dziwię, że głowa mnie boli. Bo po co mi to zastanawianie się, czy gdy mnie nie będzie, to komuś brak mojego dotyku będzie, czy gdy mój zapach się ulotni, to moje miejsce już inne będzie (?)
T - TRUIZMY... życie składa się z truizmów i banałów wielokrotnie powtarzanych. To prawdy oczywiste. I tego nic nie zmieni, z nich składa się życie i żadna cybernetyka, ekonomia i polityka tego nie zmieni. A każdy sobie coś tam na swój użytek kleci. Moje klecenie jest takie, że "Warto jest mieć odwagę i żyć swoim życiem prawdziwym - nie tym jakiego ode mnie inni oczekują". Że "wyczerpałam wszystkie możliwości"... ... to na szczęście nie mój truizm jest :-))) i nieprawda zupełna, nie da się bowiem wyczerpać wszystkich :-)
U - URODA przemija, ale sposób bycia... miły, serdeczny, z poczuciem humoru i uśmiechem niewymuszonym w nawet najbrzydszej zdawałoby się twarzy zostanie jako blask i urok nieprzemijający. Dlatego uśmiecham się często, bo to uśmiech rysuje nam twarz. Takie mam przekonanie.
W - WOLNOŚĆ, to najpiękniejsze słowo świata. Sekretem pełnego szczęścia jest wolność. To dzięki niej czuję się spełniona... wszystko móc i nic nie musieć, to jest największa radość. To taki stan umysłu, że rozpiera od środka i skrzydła rozpościera. Są ograniczenia w największej wolności, ale one tylko dodają jej smaku i wiarygodności, że najważniejsza jest.
Z - ZAPACH - chleba, skóry ukochanej osoby, kwiatów, świeżo skoszonej trawy i dymu z ogniska, morza po sztormie, pierników, kardamonu... o rany, jak ja jestem przywiązana do tych i innych zapachów. Jak ważne jest oddychanie i zapachów pochłanianie... jak słodko, gorzkie czy kwaśne może być życie :-)))
Ż - ŻART jest wszechobecny w moim życiu. Bez żartowania byłabym kimś innym i nie dałabym sobie rady we współczesnym życie. Każdy musi umrzeć, to nie żart... więc jeśli miałabym prawo wyboru, to chciałabym umrzeć ze śmiechu :-)))
I TAKIE TO CHWILE, MOMENTY SĄ WAŻNE
Nie Facebook, nie wirtualna przestrzeń codzienna, ale codzienne bezpośrednie dotykanie, rozmawianie, patrzenie w oczy, wąchanie i smakowanie... ot, co jest potrzebne by szczęśliwym być. Pisać, czytać, oglądać, na forum dzielić się komentarzami i opiniami należy, lecz to nie może być esencja życia. Umrzemy naprawdę - nie wirtualnie, więc żyć też trzeba rzeczywiście i nie rozmieniać się na drobne.
Zawsze o tym wiedziałam, a teraz wiem jeszcze bardziej, choć brzmi to głupio, zapewne ;-), że tu i teraz w realu jestem najważniejsza.
Sorry :-) muszę otworzyć drzwi, bo goście idą :-)))
Spoko, potruję jeszcze ;-))
16:53:00
PUNKT WIDZENIA
WSZYSTKO SIĘ ZMIENIA
Także perspektywa oglądania świata, czyli określone podejście lub sposób, w jaki o czymś myślimy.
Punkt patrzenia zmienia się w zależności od miejsca siedzenia i czasu. I to w stosunku do wielu aspektów życia.
Dzisiaj o patrzeniu na człowieka ;-)
GDY BYŁAM DZIECKIEM i PÓŹNIEJ
- To taka np. wątroba kojarzyła mi się wyłącznie z tą na talerzu w połączeniu z cebulką, ziemniaczkami i ogórkiem ;-))
*Nieco później z Raphacholinem, który oferował szatniarz przy odbieraniu płaszczy po wizycie na dansingu w słynnej restauracji W-Z (już nie istniejącej w Poznaniu) ;-))
- Serce, idąc tym tropem, to nie ważny organ ssąco-tłoczący krew, lecz obraz czerwonego serduszka, które mówiło o miłości. Piękna metafora.
*Dużo później serce, to zawał trzykrotny u ukochanej osoby i śmierć po czwartym :-(
- Krew, to z czerniną mi się kojarzyła, której nie znosiłam, a ciągle była podawana u cioci Janki. Nie lubiłam i zupy, i cioci też. Trzeba było u niej zdejmować buty, siedzieć grzecznie przy stole i żadną elokwencją broń boże, nie wykazywać się.
*Parę dekad później, kiedy od dawna przecież do jej roli nie jak dziecko podchodziłam... dowiedziałam się, że ilość hemoglobiny i hematokrytów, wielkości erytrocytów w niej zawartych może świadczyć o chorobach takich jak sferocytoza lub czerwienica, a choroby te nie są obojętne dla komfortu życia.
- Kręgosłup - element szkieletu człowieka, taka rama składająca się z 26 kości... no i tyle.
* Trochę czasu minęło, a kręgosłup moralny w moim umyśle się pojawił, czyli zbiór norm etycznych, na których człowiek powinien opierać swoje działania w życiu. Tato wiele o przestrzeganiu zasad i nie załamaniu się wskutek niecnych działań innych, mówił. (Przeżył cztery lata w obozie rosyjskim, wiedział o czym prawił). Dzisiaj to jeszcze postrzegam kręgosłup jako źródło bólu nieustannego.
- Nerki... oj ten okropny zapach, kiedy mama je obgotowywała, a potem jednak pokrojone w plasterki w sosiku... pyszne były - oczywiście :-))
* A przecież nerki, to jeden z ważniejszych organów w naszym ciele i mogą boleć. Przekonałam się o tym w latach osiemdziesiątych, gdy u mojego męża stwierdzono, że ten cierpi z powodu kamieni w nerkach i dlatego tak "wyje i ścianę z bólu zdziera" Gdzieś tam w pamięci odkurzam, że Belladonnę i Papawerynę w takim płatku z ich proszkiem zażywał. Przepisał mu to lekarz z polecenia sąsiadki, Iwanow się nazywał. Potem kamienie, ponoć w trójkątnej postaci, mąż wydalił i dobrze było.
- Jelita - takie osłonki w soli zanurzone, które potem w wodzie były moczone... osuszane. A tato w nie dmuchał, na kółko takie specjalne do maszynki do mielenia mięsa nakładał. A mama do tej maszynki, uprzednio zmielone pachnące majerankiem mięso wkładała, i? I kiełbasa wychodziła :-)) W różnej długości, grubości... tak jak mama chciała, jak mięso pakowała ;-)
* Dzisiaj? Jelito grube i cienkie, bardzo istotne w naszym organizmie... drażliwe czy z uchyłkami i wiedza o nim taka, że kolonoskopię należy wykonywać. Dbać o nie trzeba. Bo gdy jelita chorują, cierpi całe nasze ciało.
- Trzustka - widziałam, że to coś ważnego w brzuchu mamy... ciągle na nią narzekała... tylko pieczywo białe i serek też biały jadła. Dieta, dieta u mamy i inne obiady dla niej, inne dla mnie i taty.
* Dzisiaj już tyle o chorobach trzustki się mówi, o ludziach, które na jej choroby umierają, że rozumiem jak bardzo cierpiała moja mama... dlaczego takie wahania wagi miała, smutna, blada bywała. Ach ;-(
KONSTATACJA MOJA
Jest taka. Jakie to życie jest zabawne :-) W każdym wieku, niby to samo, co innego znaczy i wymiar ma inny :-)
Druga rzecz jest taka, że świadomość nasza poprzez telewizję, media społecznościowe, internet, jest nawet u tych najmłodszych - dużo większa. Taka Dorotka juniorka, moja najmłodsza wnuczka, gdy miała dopiero piętnaście miesięcy (teraz już 17 :-) ) to na moje powiedzenie, że "coś się źle czuję;-( ), to zaraz mi przynosiła aparat do mierzenia ciśnienia. Dzisiaj zahacza jeszcze o termometr:-))))
Moi rodzice chronili mnie przed "złymi" (w ich mniemaniu wiadomościami) na różne tematy i specjalnie nie uświadamiali. W dorosłym życiu dopóki czegoś sama nie doświadczyłam, nie zastanawiałam się dlaczego tak bardzo boli mnie głowa, co to jest nerw trójdzielny itd. ... dlatego też, że biegłam, biegłam... za dziećmi, pracą, karierą... bez myśli, żeby się zatrzymać... że kiedyś trzeba będzie to zrobić i nad sobą zastanowić.
Zastanowić! W kwestii chociażby zdrowia :-) I spojrzeć inaczej :-)
07:00:00
ROZWODY - Historia Urszuli i nie tylko
ROZWÓD
Rozwód, to koniec rozmowy dwojga osób. Nie potrafią się dogadać, patrzą w przeciwnych kierunkach, nie są wobec siebie uczciwi. Dlaczego? Powodów jest mnóstwo: zdrada, bo ktoś się zakochał w kimś innym, brak cierpliwości w obcowaniu z drugą osobą, egoizm, wygodnictwo, alkoholizm jednej strony, pieniądze, przemoc fizyczna i psychiczna, różnica wieku, która staje się coraz bardziej widoczna i nie daje satysfakcji z pożycia, rozłąka zbyt długa, różnice światopoglądowe i tak dalej itp. Można by wymieniać i wymieniać.
KONIECZNA PORAŻKA
Rozwód jakby na niego nie patrzeć, to zawsze jest porażka... porażka każdej ze stron. Ale należy też rozważyć takie myślenie, że może być naprawdę początkiem czegoś dobrego, nowej drogi. A życie jest jedno i trudno je spędzać w więzieniu niemocy. Bo można z kimś spędzić życie pod jednym dachem, ale z lodowatą oziębłością, ale z przemocą? To już nie tylko więzienie, to karcer.
WIEM CO OZNACZA SAMOTNOŚĆ
Jak w znanej piosence... osobna noc, osobny dzień. Miałam 45 lat, gdy umarł mój mąż. Dwadzieścia sześć lat małżeństwa i czworo dzieci, w tym najmłodsza niespełna trzyletnia córka. Nie byłam gotowa na to, żeby być sama, bez bliskiego człowieka u boku. Wszystko się posypało. Ale tak się stało, że sześć lat później nieziemsko się zakochałam i za mąż ponownie wyszłam (oj niewidoma i głucha w tamtym czasie byłam ;-( )
PO 10 LATACH ROZWIODŁAM SIĘ
To odrębna historia, o której już w 2016 roku pisałam (nawet w kilku postach). Ale przywołuję ją po to, żeby zapewnić, że wiem o czym piszę, bo sama przeszłam tę procedurę. Choć dla mnie trwała krótko, bo w jednym dniu dostałam rozwód z wyłącznej winy tego "człowieka", choć on chciał tę winę rozłożyć. Było mi smutno, byłam podenerwowana i przed rozwodem i jeszcze po. To normalna emocja, mimo, że powinnam się radować, że rozstałam się też na papierze z tym "bez jajowym czymś" ;-)
Podeszłam do tego momentu w swym życiu w ten sposób, że tak właściwie to mimo rozpadu tego związku, to wszystko właśnie teraz ułoży się na swoim miejscu. I tak 7 lat nie mieliśmy ze sobą kontaktów. Nie było co zbierać... ja już dawno odwróciłam się i byłam po innej stronie.
HISTORIA URSZULI
Jest jednak inna... 30 lat małżeństwa, dwie dorosłe ponad dwudziestoletnie córki. Urszula nigdy nie pracowała, jest po 50-tce. Nie pracowała, bo mąż z własną dobrze prosperującą rodzinną firmą. Kasy jednym słowem jak lodu. Lodowato też w jej małżeństwie się robiło. Urszula z roszczeniami dotyczącymi wygodnego życia, jej mąż Paweł z wymaganiami... o zrozumienie i spokój, bo jednak ciężko na to super życie, pracuje.
Mimo tego braku zrozumienia, obojętności wobec siebie, wkradającej się nie tylko nudzie, ale wręcz wrogości jakoś tam funkcjonowali. "Jakoś funkcjonowali" czyli ani dobrze ani źle, ale mieli córki, które oboje kochali i im swój czas poświęcali. Tak było, aż się zmieniło... bo Paweł się zakochał w innej kobiecie.
JAK TO UZASADNIŁ?
Córki już dorosłe, mają swoje życie, a ja jeszcze chcę być trochę szczęśliwy... nie, pod twoim pantoflem. Nie rozumiemy się, nie dogadujemy. Zabezpieczę cię, będziesz dostawać pieniądze, zostawię dom, tylko dla naszego dobra muszę odejść. Tak zdradziłem cię. Ona nie jest ani młodsza od ciebie, ani ładniejsza... tylko kocha mnie, nie moje pieniądze. Zdradziłem cię. Zawsze mnie o zdradę podejrzewałaś, choć nigdy nie było jej. Ani ochoty, ani czasu nie miałem, żeby cię zdradzić. Nic cię nie zadowalało. Coraz mniej między nami bliskości było. Wpadłem w dół emocjonalny. Nawet nie zauważyłaś, że jest mi źle... zarzuty robiłaś, że tylko pracuję i córkami się zajmuję... a jak chciałem, pragnąłem bliżej ciebie być, to się odsuwałaś, obrażałaś i o wakacjach zagranicznych gadałaś. Żadnej dobrej, czułej relacji między stopniowo ubywało. Teraz nie ma żadnej. Po co mamy być z sobą na siłę. Proszę o rozwód cię z winy obydwu stron. Zgadzasz się?
URSZULA
Nie chciała się zgodzić. To Pawła obwiniała o rozpad ich związku. Ustąpić nie chciała. Zaczęła korzystać z porad psychologa, który jeszcze bardziej upewniał ją w swoim przekonaniu, że jest wyjątkowa i bezbłędna. To przekonanie o swojej wręcz cudowności jeszcze, jeszcze większą nienawiść do Pawła w niej budowało. Jeszcze wizja, że być może zamiast 40, 50 tys. miesięcznie, będzie miała jakieś 20 tylko... to ją przerażało. Poza tym inna kobieta u boku Pawła w jego nowym mercedesie, to było nie do wytrzymania. I jeszcze to, on chce z córkami się widywać... przecież one jej są! Tylko jej. Nie pozwoli na to. Nastawia córki przeciwko Pawłowi. One skołowane są. Jedna z nich popada w depresję. Urszula za ten stan obciąża Pawła.
TAK SIĘ TWORZY LAWINA ZŁYCH EMOCJI
Urszula nie może spać. Szuka pracy, ale za 4 tys. złotych stwierdza, że nie będzie pracować, bo cały dzień nie byłoby jej w domu. A ona okna musi myć i szkło pucować, kurze ścierać, kwiaty podlewać. No i chodzić do psychologa. Przed znajomymi opowiada, że Paweł cierpi na chorobę psychiczną. Chce o tym w sądzie powiedzieć. Prawniczka jej to odradza. Chce rozwodu z wyłącznej winy Pawła. Oskarża go o wszystko zło, wydzwania do niego, pisze maile, obraża. Swój gniew niepohamowany wylewa nie tylko na niego, ale na wszystkich wokół siebie. Tak było, czas miniony.
DZISIAJ
Jest już po sprawie rozwodowej. Rozwód orzeczony na jednej sprawie z winy obu stron.
PAWEŁ
Wysyła Urszuli co miesiąc 20 tysięcy na życie. Chce szczęśliwie żyć przy boku nowej kobiety, ale też próbuje rozmawiać z córkami i dba o byłą żonę. Te rozdarte między rodzicami, mimo, że dorosłe kobiety nie chcąc urazić matki, z którą mieszkają... nie spotykają się z tatą. On bardzo to przeżywa. Pieniądze im wysyła. I tyle ;-(
URSZULA
Dba o siebie jak zwykle... fryzjer, kosmetyczka, medycyna estetyczna, manicure, pedicure i inne tam dbania... dalej psycholog... modne ciuchy. Nie ma uśmiechu. Wargi umalowane, lecz zacięte. Jedyne jej marzenie, żeby Pawłowi było źle. Pucuje mieszkanie, dalej pisze maile złośliwe do Pawła. Nie chce słuchać rad przyjaciół, żeby kogoś poznała, czymś się zajęła. Obraża się na takie delikatne sugestie, że jest już po rozwodzie... rozdział zamknięty, czas nowy zacząć.
PRZYSIĘGAŁ MI, POWINIEN IŚĆ DO PIEKŁA - takie jest jej przeświadczenie. To ciągle Urszula powtarza. Nie chce pogodzić się z tym co się stało.
ZDANIE STAREJ KOBIETY
Smutna to historia i przedstawiam tylko fakty. Nie osądzam i nie oceniam żadnej ze stron.
Też do końca wszystkiego nie wiem.
Wiem, że nic nie jest dane raz i na zawsze. A o małżeństwo trzeba dbać, jak o wszystko. To nie jest tak jak w tym powiedzeniu "Nie goni się tramwaju, do którego się wsiadło". Nawet w małżeństwie o bardzo długim stażu, należy się do siebie ciągle zalecać :-))
Wiem też, że "nie można nikogo zmusić do miłości! Do wykonywania obowiązków można oczywiście (różne metody znajdą się na to). Do miłości i bycia z kimś razem - nie da się!
Trzeba sobie odpuścić odpuszczając drugiej osobie, dla własnego dobra! To jest słuszne :-)
21:55:00
O STARANIU SIĘ... prawie wszystko ;-)
BARDZO SUBIEKTYWNE ROZWAŻANIA Starej Kobiety
W celu zrozumienia czy warto się starać o cokolwiek w tym życiu, czy odpuścić i dać się ponieść fali życia bez oczekiwań, tak po prostu żyć z dnia na dzień, może trochę bezmyślnie, z hedonistycznym nastawieniem?
STARANIE SIĘ, CO TO?
To proste... czynić wszelkie wysiłki, aby zrobić, uczynić coś dobrego, coś co zadowoli nas, czy bliskich nam, to też dążenie do spełnienia marzeń, wytyczonego celu.
Staramy się od najmłodszych lat, bo sami chcemy, bo zaspokoić oczekiwania swoje, czy innych pragniemy.
Zabiegamy, przykładamy się do obowiązków tych narzuconych przez siebie i innych. Dążymy tak mocno do wytyczonego celu, że gonimy mimo zmęczenia, złości, że się nie udaje. Czasem obsesyjnie wręcz próbujemy więcej niż na swych barkach unieść możemy. Bez starań nic nie wychodzi tak jakby się chciało, w ogóle może nie wyjść. Stajemy wręcz na głowie czy jak to się inaczej mówi, na rzęsach by się ziściło, co się zamierzyło. Dokładamy takich starań, czasem kosztem wypoczynku, cieszenia się z życia, wewnętrznego napięcia, które ból głowy powoduje.
NA OKRĄGŁO O TYM STARANIU TU PISZĘ:
Bo każdy ze swoich doświadczeń wie i pamięta, jakie w swym życiu dokonał i jakie ciągle ma w tym zakresie starań zamierzenia. Począwszy od tych małych, wręcz błahych i banalnych, powszednich dnia codziennego, a tych dotyczących starań wielkich dotyczących ludzi i życia pośród nich.
SZEPT W GŁOWIE
Nam podpowiada, że jeszcze za mało, że jesteśmy zbyt mało starające się i kreatywne, że za mało robimy dla innych. A przecież chcemy, a to być najlepsze, a to świat ratować, by wszyscy zadowoleni byli. Myśl taka przechodzi jak prąd nam przez głowę, że gdy my się bardziej postaramy, to lepiej będzie i nam, i innym. A jak innym, to nam i tak koło się toczy.
TYLKO, ŻE CZASEM
Mimo wszelkich prób i wychodzenia ze skóry, stawania na rzęsach by starania nasze zaowocowały pozytywnym efektem... przychodzi rozczarowanie... poczucie niepewności... smutek. Taka sytuacja nie pozwala cieszyć się w pełni życiem, bo jesteśmy niezadowolone i frustracja wkrada się w naszą duszę.
Niedocenie przez innych naszych starań, które nie rzadko opłacone są pracą ponad siły, czy nawet depresją... to wysoka cena, za nieumiejętne rozłożenie swoich możliwości i wyznaczenie priorytetów.
TO MIT, ŻE ZNACZYMY TYLE, NA ILE SIĘ POSTARAMY
Poświęcenie. Nie o to tu chodzi. Tylko o to by tak budować swoje życie, a w nim relacje z innymi, w oparciu o zrozumienie obopólne. Myślenie też o sobie w ten sposób, że mamy jedno życie (co tak często powtarzam) i w tym życiu musimy pamiętać o sobie. O sobie, ale w sposób racjonalny. Bo nic nie jest dane raz i na zawsze. Wiadomo, że w każdym okresie życia inne starania nas dotyczą, ale muszą być wyważone i nieskupione wyłącznie na innych. Zdrowy egoizm tu się sprawdza.
NAJPIERW SŁYSZYMY
Od rodziców, nauczycieli, pracodawców...
Postaraj się lepiej zachowywać, uczyć, pracować wydajniej, bo wtedy będzie Ci łatwiej, coś osiągniesz, będziesz kimś ważnym, zarobisz lepsze pieniądze, wyższą pozycję mieć będziesz w życiu.
PÓŹNIEJ SŁYSZYMY
Od partnerów, małżonków, dzieci...
Kochaj mocniej, rób więcej, dbaj bardziej, daj jeszcze, pokaż jak najlepiej, krzątaj się z zaangażowaniem mocniejszym, zabiegaj o uczucia... o uśmiech innych i też ich zadowolenie. Zwiększ swój wysiłek, nie opadaj na laurach, bo mąż musi mieć kochankę, kucharkę, żonę i sprzątaczkę w jednym, i do tego wypachnioną, i dobrze wyglądającą. A dzieci zadbane, dobrze pokierowane i zabezpieczone na potem.
I WSZYSCY JEDNO MAJĄ WYMAGANIE
Byś Ty zakręciła się odpowiednio, zakombinowała, zawalczyła - jednym słowem - postarała się wszelkimi sposobami, żeby było idealnie.
ALE TO NIEPRAWDA
Że inni tak bardzo chcą w ten kołowrót Cię zaprząc. To jest część prawdy, bo druga jest taka, że Ty na to pozwalasz. Pozwalasz, bo nie wyznaczasz granic. A powinnaś! Bo możesz, jeśli chcesz starać się, w wymiarze swym. Ale bez udowadniania, że tylko Ty, tylko Ty najlepiej i Ty powinnaś, bo taka jest Twoja rola, i jesteś niezastąpiona.
TY WYTYCZASZ GRANICE
I w tych granicach dbasz na miarę swoich możliwości, chęci i umiejętności. Na miarę swojej miłości, przyjaźni, koleżeństwa. Nie będziesz gorsza przez to, że użyjesz słowa NIE, że coś w czasie odwleczesz, że pozwolisz sobie na słabość, na rozmowę, w której przyznasz, że potrzebujesz czasu, siły większej, spokoju odpowiedniego.
Nie bój się rozmowy z najbliższymi i przyznaniem się do potrzeby pomocy, do pewnej w obecnej chwili niemocy. Nie obawiaj się poproszenia o pomoc, pokazania, że JESTEŚ CZŁOWIEKIEM, NIE ROBOTEM. Pozwól sobie na czułość wobec siebie :-)))
KOBIETY TAK MAJĄ
Że chcą być idealnymi siostrami, córkami, matkami, żonami, kochankami, pracowniczkami, przełożonymi. Że chcą by wszystko cudownie się układało, więc nie dośpią, nie dojedzą, nie zadbają o swoje zdrowie, o odbicie w lustrze, zadowolenie i spełnienie, bo najważniejsze jest staranie o kogoś, o coś, co ma im przynieść zadowolenie poprzez uzyskanie sympatii, miłości czy przyjaźni.
A DROGA PRAWIDŁOWA W STARANIU
to wyważone działanie, które przyniesie radość wszystkim stronom.
1. Gdy się staramy, to niewątpliwie szybciej osiągamy sukces.
2. Gdy cel jest bardzo ważny, bo chodzi o zdrowie lub życie, to powinniśmy w staraniu iść na całego.
3. Nie da się starać w związku za dwoje. '' W tym cały jest ambaras, by dwoje chciało naraz".
4. Należy doceniać starania innych... jeśli chodzi o miłość, o uczynienie dla nas coś ważnego czy dobrego.
5. Nie należy starać się utrzymywać na siłę przy sobie ludzi, którzy nas nie chcą.
6. Nie można też starać się zatrzymywać przy sobie dzieci i czynić wszystko by wybrały naszą drogę, przejęły nasze myślenie.
7. Można się starać by ktoś zmienił zdanie w danej sprawie, jeśli się jest przekonanym o jej słuszności. Ale gdy starania te spełzną na niczym... cóż, trzeba odpuścić. Albo szukać innego rozwiązania.
8. Staranie się o to by czas się zatrzymał, to mrzonka... lepiej starać się by fajnie, choć w innym wymiarze przeżyć ten czas.
9. Starać się o bliskich warto, ale tak by oni wiedzieli i umieli docenić, że Ty też zasługujesz na ich starania o Ciebie.
10. Bezcelowe jest staranie się o coś niemożliwego, z góry inaczej założonego.
11. Staranie się o swój rozwój osobisty, swoje zdrowie, dobre nastroje, to bardzo istotne jest.
KONSTATACJA
Nie wystarcza starać się ze wszystkich sił! Najpierw warto pomyśleć, czy sprawa, o którą walczysz, ludzie, o których zabiegasz w każdej formie... są tego warci. Czasem sprawy należy odpuścić, a ludziom przebaczyć... dalej iść... to najlepsze co można zrobić.
BYWA TAK, że im bardziej się starasz tym większego w tyłek kopa dostajesz. Ale nie ma co się zrażać. Po swojemu trzeba żyć :-)) bez przesady w żadną stronę.