To jest jedyna droga. Zbyt późno zrozumiałam, że nie da się iść jednocześnie kilkoma drogami i to w tym samym czasie. Zaczadziała młodością błądziłam, gubiłam się, wracałam do miejsca startu, pędziłam, potem zbyt zwalniałam, znowu przyśpieszałam, ale to nie był dobry kierunek, bo w tym pośpiechu zbytnio się nie zastanawiałam. Nie słuchałam żadnych wskazówek, nie czytałam drogowskazów, z klapami na oczach jak koń ciągnący wóz po wyboistej drodze to człapałam, to popędzałam nie rozglądając się na boki, a historia się działa... kwiaty rozkwitały, liście z drzew opadały, a śnieg zakrywał drogi, a ja tylko zmieniałam ubrania dbając o to by nie zaziębić się lub nie przegrzać... a historia się działa... dzieci rodziły, starsi umierali, a ja oczarowana światem i młodością podążałam różnymi drogami... nie myśląc w ogóle, że to nie jest możliwe tak jechać w różnych kierunkach i jeszcze bez zatrzymywania... a historia się działa. Działa i dzieje do dziś... tylko teraz ja jestem w niej (choć z lekką zadyszką), a nie obok, bo znalazłam swoją drogę i równo podążam nią w pełnym zachwycie, podziwie, wyrozumiałości, wdzięczności... rozumiem, że życie to plątanina dobra i zła, litości, nadziei, miłości, strachu, piękna, okrucieństwa, przemocy, przypadku... w tym wszystkim należy odnaleźć swoją drogę by móc powiedzieć, że warto było szukać swojej drogi... bo wtedy dopiero zauważamy co piękne i ważne jest... las w wielu zieleni odcieniach, morze i jego szum i wschód słońca zza góry; miłość w dotyku rąk, szale uniesienia, spojrzenia tajemnego, czyjegoś przyjścia, i zdrady czyjejś, oczekiwania i spełnienia, zaczarowane w historie z książek, i okrutność choroby... słonie, i mrówki, brzęczące owady, wredne meszki; miód i piołun; kobieta i mężczyzna; łagodność i upór. To wszystko było... jest inne... będzie jeszcze inne, a ja jestem na mojej drodze szczęśliwa, bo moja droga to: bycie ponad to, co słabe, złe i zrozumienie.
- Słabość - to mściwość i nieprzebaczanie.
- Zło - to niedocenianie wszystkiego co nas otacza(w tym siebie) i niszczenie tego.
- Zrozumienie - że wszystko po coś jest, także moje życie i nie muszę odkrywać tej tajemnicy dokładnie po co jestem, żeby doznać szczęścia na tym świecie... muszę po prostu żyć w harmonii serca, umysłu – pragnień i możliwości.
I wiem, że najważniejsza misja dorosłego człowieka to: uczyć dzieci, od pierwszego dnia, że trzeba kochać świat, doceniać życie i szanować wszystko dookoła, i nie wolno, w żadnym razie odkładać tego na późniejszy, nieokreślony czas.
Nie można żyć byle jak, bo to wstyd zabierać komuś miejsce, kto mógłby żyć lepiej ale nie otrzymał takiej szansy.
Teraz gdy wreszcie moja droga stała się prosta, spokojna, wyważona i radosna zaczęły się dziać nieoczekiwane dla mnie rzeczy, rzekłabym turbulencje, które w pierwszej chwili doprowadziły mnie do rozpaczy... ale? ale podniosłam się i w trakcie wstawania następne mnie dopadły... jeszcze gorsze...jeszcze bardziej niezrozumiałe i niesprawiedliwe ze strony osób, które dawno wykreśliłam. Szłam pieszo przez całe miasto kawał drogi nie zważając na nikogo... jechał tramwaj za tramwajem, autobusy mnie mijały. Do żadnego nie wsiadałam... nie wiem skąd miałam tyle siły, żeby tak iść i iść... szłam przeszło cztery godziny... połykałam łzy, ocierałam oczy i znowu na nowo. Znowu to zostałam załatwiona od ręki, czyli odmownie, bo jedna wielka pani kierownik nie chciała ze mną rozmawiać, bo w swoich godzinach urzędowania czynnych dla petentów (ja byłam owym petentem) twierdząc, że nie ma czasu. Nie ma dla mnie czasu, jestem stracona i ona w niczym mi nie pomoże. To była moja ostatnia deska ratunku – tak by rzec można. Byłam rozgoryczona, świat zaczął niebezpiecznie mną chybotać i tak szłam, i pojąć nie mogłam... po co, dla kogo są, te urzędy, te sądy, instytucje wszelakie... już wiem... DLA KASY, bo przecież nie dla ludzi, tak idę pieszo kolejny kilometr i nie wiem co mam z sobą zrobić, dokąd skierować swoje kroki by nie zejść ze swojej wymarzonej drogi, by sprawiedliwość i prawda się nie rozjeżdżały, i żeby nikt nie wchodził buciorami na moją drogę, po której chcę iść tylko z wybranymi osobami. Nagle potknęłam się, zahaczyłam czubkiem buta o wystającą płytę chodnika... to mnie wyrwało z rozgorączkowanego zamyślenia... pomyślałam o tekście, który napisałam poprzedniego dnia, a jeszcze nie opublikowałam.Tytuł... W chwilach chandry...:
...wydaje się, że wszystko wali Ci się na głowę, jesteś wściekła nawet na słońce, że świeci... jakby ono nie dla Ciebie swe promienie rozprzestrzeniało... dochodzi do Ciebie, że zostałaś oszukana... nie rozumiesz dlaczego... czujesz się samotna i niepotrzebna nikomu... nie chce Ci się nic, bo wszystko wydaje się niepotrzebne, nieistotne... od złości przechodzisz do obojętności... od otępienia do rozpaczy i potoku nieposkromionych łez... patrzysz w lustro i nie poznajesz swojego odbicia... i nawet łzy się wyczerpują; suche oczy, głuche uszy - nie słyszysz dzwoniącego telefonu... nie chcesz go słyszeć... zaczynasz działać bezwiednie... wykonujesz czynności niepotrzebne... odbijasz się od ściany do ściany... nie widzisz sensu... nie wierzysz w ratunek... jesteś rozbita i załamana... obwiniasz wszystko i wszystkich... wyjesz bezgłośnie... czujesz się upokorzona... cierpisz i to cierpienie jest bólem, który odczuwasz jakby odbezpieczony granat rozszarpywał Cię od środka, rozdzierał... masz wrażenie, że pękasz, a za chwilę jesteś bezwładnym, ociężałym workiem napełnionym powietrzem, które i tak za chwilę już z Ciebie uchodzi...
... skąd ta chandra?
Powodów może być wiele, których skutkiem jest uczucie, że sprawiedliwość i prawda są zupełnie ze sobą sprzeczne. I w chwili gdy Cię ta wiadomość tak dotkliwie dotyka to... to masz chandrę. Ona zamyka Cię na jasne myślenie i zabiera to co najważniejsze w takim momencie: wiarę, że jeszcze będzie dobrze.
I co wtedy, jakie myśli Ci podsuwa skołatany umysł? Nie chcesz już żyć... pierwszy taki moment
- Możesz rzucić się z mostu? - ale umiesz pływać, jeszcze się uratujesz...
- To może pod pociąg wejść po prostu ? - jesteś estetką, a ten widok nie będzie najładniejszy...
- Powiesić w szopie, na drągu? - wisielców przeklinają, nie chcesz być wyklęta...
- To może tabletki nasenne spożyte w nadmiarze, zasnąć i już? - ale skąd załatwić receptę na tyle prochów, i to takie banalne...
- Można gaz odkręcić? - ale tam gdzie mieszkasz wszystko jest na prąd...
- Może w wannie się utopić i pomóc sobie włączoną do prądu suszarką do włosów? - ale w ubraniu czy bez, zbyt wielki to dylemat...
- Iść na grzyby zrobić sobie obiad, taki ostatni w życiu swym? - tylko takie zatrucie może boleć, a Ty boisz się bólu...
Spójrz w lustro, ogarnij włosy – jesteś smutna i rozżalona. N
ie czujesz, że sięgnęłaś dna, Ty już to dno przebiłaś swoimi niedorzecznymi myślami o pozbawianiu się największego daru i cudu jakim jest życie. Jesteś tchórzem! Nie powinnaś się z nim rozstawać tylko dlatego, że jesteś aktualnie w dolinie łez. Śmierć jest nieodwracalnym końcem. Nie idzie się z niej wycofać. Nie można rezygnować ot tak sobie z życia, oddawać go walkowerem dlatego, że sprzeczności w nim tak narastają, że nie potrafisz ich ogarnąć i w obłęd popadasz.
Łatwo wydaje się radzić, bo nikt w niczyjej głowie nie siedzi i trudno pojąć o co i jaka walka w niej się toczy, a później beznadziei uczucie ją składa na ramieniu... ale czy to grzecznie, czy wypada oddawać prezent, który został nam darowany: życie. Nie podoba się, nie jesteś zadowolona... nie bądź idiotką... masz dwie ręce i nogi dwie, twarz całkiem ładną, coś niecoś wiesz, potrafisz pięknie śpiewać albo inne masz przymioty (wady jak każdy), ktoś Cię lubi, ktoś uważa za nudziarę, ale Ty JESTEŚ niezależnie od oceny innych i traktowania przez świat... nie musisz rozumieć świata, wszystkie jego tajemnice znać... to nie Twoja zasługa, że jesteś na nim i dlatego nie masz prawa z niego rezygnować, bo nie stać Cię na mały wysiłek by docenić to co masz i nie poddawać się. W tej chwili zrób, uczyń to co lubisz robić najbardziej, przywołaj swoje dobre wspomnienia i nie rozczulaj nad sobą... są tacy, którzy mają gorzej. Znasz takich, porozmawiaj z nimi. Chcesz zamienić się z nimi?
I wiecie co? Prawdziwie to napisałam. Ja jeszcze wszystkim pokażę, czym jest wola i siła przetrwania Starej Kobiety!!! Macie czego się obawiać wy...(jestem zbyt dobrze wychowana, by użyć adekwatnych epitetów 😉 )