18:28:00

Niewinne złego początki... refleksje niepoukładane*... i dieta informacyjna, czyli Stara Kobieta o koronawirusie

Niewinne złego początki... refleksje niepoukładane*... i dieta informacyjna, czyli Stara Kobieta o koronawirusie

Niewinnie się zaczęło, w Chinach, dalekiej krainie. W najbardziej ludnym kraju świata, gdzie liczba ludzi sięga prawie półtora miliarda. W Wuhan 11 - milionowym mieście wirus o symbolu 2019-nCoV zaatakował pierwszego mieszkańca w grudniu roku zeszłego..... No i się zaczęło! 13 stycznia (oficjalnie) roku aktualnego 2020 - go, wirus dotarł do Tajlandii... potem Japonia, Korea Południowa, Stany Zjednoczone... wreszcie uderzył w Europę... Polskę.
I z dnia na dzień wszystko się zmieniło.

Nagle! podstawowe ma znaczenie... zwykłe mycie rąk.
Dotykać najlepiej należy, tylko siebie i to też unikając dotykania twarzy.
Psikać tylko w łokieć.
Dezynfekować co się da.
Uśmiechanie bardzo zalecane, ze względu na mózg, ale najlepiej ustami przykrytymi maseczką. I nieistotne, że kolorystycznie niedobrana do torebki. Bo torebka niepotrzebna. Na cóż nam torebka, gdy siedzieć należy w domu.
Dłonie w rękawiczkach w razie wychodzenia z domu, ale tylko po chleb, ziemniaki i płyn do dezynfekcji... czasem gardła... dla większej draki :-)
Ale gdy już konieczne wyjście, to takie by unikać bliskich kontaktów, by nie skupiać się w grupie. Bo duże skupiska ludzi, to środowisko sprzyjające rozprzestrzenianiu się koronawirusa.
Same zakazy i nakazy, których człowiek kochający wolność, zazwyczaj nie lubi i zrobi wszystko by je okrążyć.

Zaczęło się spokojnie i z nadzieją, że da się zatrzymać groźnego koronawirusa… początkowo krzywa wzrostu jego rażenia była daleko niższa niż nadzieja na jego pokonanie. Ale w miarę upływu czasu, te krzywe się zrównują, a krzywa nadziei nieznacznie zniżkuje.

Dlaczego? Bo przestajemy sobie z tą izolacją, brakiem pracy, nawet utratą, zmienioną codziennością... radzić. Zaczynamy się denerwować, irytować, wkurzać, wszystkim wszystko mieć za złe. Nie umiejąc przystosować się do nowych realiów mamy nawet za złe innym, że się nie poddają, że optymistyczni, czasem naiwni są... ci  mają nadzieję graniczącą z pewnością, że jest to czas, który minie.  Przecież nie można, mimo zmienionych realiów, życia odkładać na jutro. Ono jest teraz, dzisiaj... jest to inny czas. Ale ten czas jest nasz. W nim aktualnie żyjemy.

Nie przeżyłam wojny. Takie moje szczęście. Ale wiem z literatury, filmów, opowiadań rodziców, czy babci, że w czasie wojny też ludzie żyli... też mieli radości, potrafili mieć pasje, plany, zakochiwali się, wychowywali dzieci, uczyli, bawili się, tańczyli i śpiewali... inaczej... ale jednak.

Teraz mamy swego rodzaju wojnę. Każde pokolenie ma swoją wojnę - mówiła babcia, powtarzał tatko i teraz ja to powtarzam. I nie  mam nikomu za złe, że się złości, że nie potrafi pogodzić się, że rozpędzony koronawirus atakuje wszystkie aspekty naszego życia.

Ale? Ale jeśli ja, Stara Kobieta na przykład... trzymam się zasad, które są powszechne teraz dla wszystkich... dbam o siebie... dbając w ten sposób o innych... mam wiarę, nadzieję i swój sposób na pokonanie koronawirusa, który nie tylko źle działa na płuca, ale również na to co ma się w głowie... więc jeśli ja mam taki sposób, że staram się czarnym humorem, śmiechem zabić drania... tym złe myśli przeganiać z głowy... to nikt nie może mieć mi tego za złe i zabronić, że może głupio, może naiwnie, ale planuję (choć to nie to słowo do końca) co zrobię jak najgorsze minie. Zdaję sobie sprawę, że koronawirus już zawsze będzie w naszym życiu obecny, ale mam też przekonanie, że w końcu się gdzieś na chwilę zawieruszy, zagubi, z biletem w jedną stronę wyjedzie w zaświaty diabelskie.

Dlatego jeśli ktoś do mnie mówi, że: nie będzie już dobrze - to zabija we mnie mnie coś co mnie trzyma przy życiu - naiwne, młodzieńcze spojrzenie na życie i nadzieję. I ja mam o to pretensję!
Albo jeśli za złe ma moje prześmiewcze traktowanie wirusa, które to lekarstwem moim jest... To mam o to pretensję!
I co zrobić powinnam?
Postanowione! Zrobione!

Wyjeżdżam... wyjeżdżam na emigrację, emigrację wewnętrzną i do tego dietę bezwzględną sobie funduję.
Czyli? Zero informacji zewnętrznych od rana do wieczora... bez messengera, twittera, whatsappa, internetu, radia i telewizji (jedna informacja na dzień i tyle).
Niezależnie co tam politycy wymyślą, ja sama muszę zadbać o siebie, nikt za mnie mojego płotu nie wymaluje (tak mówiła moja babcia...  ja płotu nie mam, ale podłogę mam i sama ją umyć muszę bez względu na rząd ;-) )

Telefon? Owszem włączony, ale ściszony... bez zaglądania co chwilę w ekran chułałeja ;-))
Od 18 -ej... koniec jedzenia i wędrówek do lodówki... aż do 7 - ej rano :-)  Żadnego jedzenia w nocy, podjadania czegokolwiek, bo się niby zepsuje. W imię, w intencji, żeby pokręciło koronawirusa, choć mnie skręca, że nie... nawet suszonej śliwki nie zjem, bo to 19 -sta jest... a ja dałam słowo... słowo sama sobie. Tak przepowiedziałam, że jeśli ja wytrzymam z tą dietą, to będzie mój mały wkład w walkę (symboliczną) z koronawirusem.

Dzisiaj, dzisiaj... bo sytuacja jest dynamiczna. To co wyżej było wczoraj. Dzisiaj wróciłam. Uspokojona, zadbana, wysmarowana kremami przeciwko ruinom skóry... wygimnastykowana na karimacie... w pełni świadoma tego co się dzieje wokół... ale na nowo urządzona w swoim życiu w czasie pandemii. Przed nią byłam pełna wdzięczności do daru jaki od rodziców dostałam - życia. Teraz gdy trwam w czasie jej panowania dalej jestem wdzięczna, że jestem w punkcie jakim jestem... wiem, że zawsze może być gorzej i doceniam wszystko co mam. WSZYSTKO! O wdzięczności nie zapominam w żadnym momencie! Wiem, że jestem szczęściarą, bo jak na obecną chwilę, to bardzo dobrze się mam... i oby inni tak dobrze mieli. Z całego serca życzę każdemu... Tylu ludzi więcej i szybciej niż zwykle umiera.

Niby umieranie... zwyczajne jest i wpisane w drogę życia. Każdego dnia ktoś umiera, kogoś dotyczy tragedia, gdy ktoś bliski odchodzi na drugą stronę. Teraz jednak jest gorzej, ze śmierci tworzy się codzienne statystyki, które codziennie sączy się do naszych uszu... i to jest smutne bardziej niż można sobie smutek wyobrazić.
Chwalę więc każdy wschód słońca i zachwycam zachodem, i cieszę się, że dobro nie zanika... zwycięża! Koronawirus to pokazał... ludzie zaczęli zauważać innych wokół siebie, doceniać starych, kochać bardziej dzieci, szanować czas, liczyć inaczej pieniądze... niektórzy zaczęli czytać, dostrzegać czas, nawet myśleć niestandardowo z rozszerzeniem horyzontów... .
Dzisiaj, już ze spokojem, bez nakręcania się, połapałam pierwsze gorące promyki słońca (na balkonie)... opaliłam zmarszczki wokół oka jednego i drugiego :)

Dzisiaj jest 30 marzec. Przeglądałam posty z mojego bloga z poprzednich lat. O czym pisałam w marcu w 2019, 2018, 2017 roku i pierwszy post gdy zaczynałam 1 maja 2016 roku... (?)
Teraz jest zupełnie inaczej... już nie zastanawiam się co będzie za rok, jak będzie wyglądało życie bliskich mi osób i mnie samej, jak będzie wyglądał świat. Choć i wtedy specjalnie nie wybiegałam w przód. Sama namawiałam to życia w teraźniejszości teraz tu i tu... Teraz z jeszcze większą atencją namawiam do nieodkładania życia na później... ono jakie jest takie jest, ale jesteśmy w nim i cieszmy się drobiazgami i ile możemy to róbmy!
I proszę... jeśli sami jesteście w dołku, kanionie wręcz (a macie prawo podle się czuć)... nie macie tyle siły by przetrwać, to zbędnym słowem czy gestem - nie zabierajcie nadziei innym, jeśli nawet byłaby dziecinnie naiwna.

I jeszcze jedno...
  • Od grudnia zeszłego roku przekładałam z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień... teraz to już miesiące cztery... swoje spotkanie z przyjacielem... zawsze coś wypadało... a to jemu, a to mnie, bo ważniejsze jak się wydawało sprawy były... . Żałuję bardzo. Mam nauczkę kolejną... wiele można odłożyć, ale nie spotkania z bliskimi, kochanymi ludźmi. Tego nadrobić się nie da!
  • W biegu, ferworze zajęć zapominamy co ważne jest... przyszedł moment, by w przyszłości, która przyjdzie, a wierzę, że będzie jeszcze promienna... pamiętać! Najważniejsza jest bliskość i czułość drugiego człowieka :-)))
*Te myśli tak niepoukładane jak moje włosy nieuczesane i rękawy niewyprasowane. 



20:03:00

Sukienki do noszenia po kwarantannie, czyli pamiętajmy o tym, że w przyszłości znowu będziemy podbijać świat!

Sukienki do noszenia po kwarantannie, czyli pamiętajmy o tym, że w przyszłości znowu będziemy podbijać świat!
Femmeluxefinery.co.uk

Coraz trudniej myśleć i pamiętać o dniach, gdy wychodziliśmy z domu, spotykaliśmy się na herbacie, ciastku, obiedzie, fruwaliśmy po świecie. Te dni powrócą, a my będziemy potrafili je jeszcze lepiej docenić, jak przekazuje nam papież Franciszek, dodając nam otuchy i wzmacniając nadzieję. Będą miały dla nas jeszcze większe znaczenie wspólnie spędzane chwile. I to będzie właśnie ten czas, gdy odrzucimy dresy i ciuchy domowe... wdziejemy fajną kieckę i pójdziemy podbijać świat!

Nim nadeszły dni tzw. kwarantanny społecznej – na moją skrzynkę mailową trafiła bardzo miła propozycja. Pani z jednego z zagranicznych sklepów zaproponowała mi, żebym wybrała z ich strony cztery rzeczy… I te rzeczy wybrałam. Trafią do pięknej i wspaniałej kobiety, która w ostatnim czasie stała się moją serdeczną przyjaciółką, a która pierwszego kwietnia będzie obchodziła swoje okrągłe urodziny. Poczekają u mnie, aż minie zagrożenie, a następnie trafią do niej. Cztery piękne sukienki, w których jestem pewna, że będzie oczarowywała tę nową rzeczywistość!

Wszystkie rzeczy pochodzą ze sklepu Femme Luxe. Na stronie znajdziecie między innymi spodnie w dziale trousers. Jeśli szukacie gorsetowych, seksownych sukienek powinnyście udać się do działu corset dresses.  Oczywiście znajdziecie też dżinsy w dziale o jak oryginalnej nazwie... jeans ;), wiele T-shirtów, krótkich topów... Osobiście zdecydowałam się na cztery sukienki, więc tylko o sukienkach mogę się wypowiadać :) Należy zwracać uwagę na rozmiarówkę, ponieważ mam wrażenie, że wymiarowo wypada troszkę mniejsza niż standardowa, do której jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. W tym jednak pomoże tabela rozmiarów. Sukienki są z elastycznego materiału, więc można troszkę manipulować tym rozmiarem - i istnieje szansa, że nawet jeśli wg tabeli brakuje kilka centymetrów do Waszych wymiarów - to jednak będą Wam dobre :) W większości są bowiem mierzone na płasko, a na ciele materiał się naciągnie... i te parę centymetrów uratuje :) 

Mimo, że jak doskonale widzicie jest to post o produktach, które udało mi się zorganizować właśnie w zamian za post (pokażę Wam je poniżej) ... to nie mogę nie wspomnieć o paru kwestiach... 

Po pierwsze... paczka przyszła ekspresowo. Już po 5-6 dniach od złożenia zamówienia była u mnie, a każda rzecz była osobno zapakowana w torebkę foliową. Wszystkie cztery sukienki są świetnej jakości, przyjemny materiał, bardzo ładne, profesjonalne wykończenie. Jedyne do czego mogę mieć zastrzeżenie to fakt, że jedna z nich - według opisu biała, w rzeczywistości śmietankowa jest mniejsza niż pozostałe i to widać na pierwszy rzut oka! Mimo, że wszystkie oficjalnie są w tym samym rozmiarze. To budzi trochę obawę odnośnie kolejnych zamówień. 

Jednak... szczerze mówiąc już na oku mam kolejne sukienki - tym razem już dla siebie i w moim rozmiarze, którymi mam nadzieję, że także będę miała okazję Wam się pochwalić... radością podzielić :-)

Wszystkie cztery zamówione sukienki bardzo mi się podobają... mają cudowną długość, sięgają bowiem za kolano... przy tym piękny, podkreślający sylwetkę krój. W sklepie znajdziecie  mnóstwo niezwykle kobiecych ubrań - wśród których zarówno młodsze jak i te panie z bardziej oddalonym w tył peselem, wszystkie znajdą coś dla siebie :)
A może macie ochotę na body? Np. czarne? Wpiszcie więc w wyszukiwarkę sklepu black lace bodysuit. Bluzy, eleganckie sukienki, skórzane ubrania... - krótko mówiąc wszystko - bez problemu można znaleźć tam zarówno klasyczne jak i odrobinę odważniejsze, a nawet ekstrawaganckie ubrania :)

Pierwszą sukienką, którą zamówiłam jest piękna czerwona, przewiązywana w pasie, z bufiastymi rękawami. Długość oczywiście za kolanko. Idealnie podkreśla biust i talię!  Jest naprawdę przepiękna :) Na obiad, do kawiarni, na ważne spotkanie, na którym chcecie być przebojowe - cudo! Sam seks!

Czego na zdjęciu nie widać :-))... ponieważ w okresie kwarantanny jest problem z modelkami ;) Ja z kolei... musiałabym się rozstać z jedzeniem na parę dni (ale dość rozstań na tę chwilę :-) ), żeby w nie wejść... W związku z tym "wykorzystałam" moją córę - która nosi dwa rozmiary mniejsze niż ten dedykowany tym sukienkom. Tylko ta śmietankowa, która przyszła jakoś dziwnie mniejsza - mimo, że rozmiar na sukience jest ok - nie była jej wiele za duża. :) Trzy sukienki zobaczycie na Alusi..., te w których nie straszyła tak swoją bladością swojej skóry;-)




Druga zamówiona kiecuszka jest błyszcząca, pięknie wykonana, rozciągliwa... dyskoteka? Sylwester? Kolacja przy świecach? :) Ma tylko jeden rękaw, więc szczególnie polecana jest paniom ze zgrabnymi łapkami - raczej bez tzw. pelikanów lub? .. pod fajny żakiecik :)

Rozmiar na niej widniejący odpowiada rzeczywistości :) Jest jeszcze dostępna w sklepie, więc jeśli mieszkacie w Stanach, Anglii lub np. Irlandii - to śmiało :) Niestety nie znalazłam na stronie sklepu informacji o wysyłce do Polski.


Kolejną propozycją jest sukienka w kolorze khaki :) Bardzo podobna do tej czerwonej, ale nie ma w tym nic złego..., ponieważ jest to faktycznie krój, który najbardziej wpadł mi w oko. Rozmiarowo wszystko gra :) 

Femmeluxefinery.co.uk

I ostatnia, czwarta sukienka... wg strony biała, w rzeczywistości śmietankowa, ciemna bielizna zdecydowanie by spod niej prześwitywała. I rozmiarowo... wypada dużo mniejsza - może to kwestia błędnie przyszytej metki? Ale na pierwszy rzut oka widać, że jest mniejsza od pozostałych trzech. 

Femmeluxefinery.co.uk

Cztery super sukienki za kolanko, fajny sklep, piękne, ciekawe ciuchy... i wątpliwości dotyczące tego czy wysyłają ubrania standardowo do Polski? Nie jest to na pewno chińska jakość. Trochę obawiałam się, że będą to ubrania kiepskiej jakości, przypominające te z chińskich stronek, ale nic z tego! Jakościowo są ekstra i niczym nie odstają w stosunku do tych dostępnych w cenach, a jeśli ma się dostęp do ich wysyłki... to są dodatkowo atrakcyjne cenowo :)

Post napisany - uciekam więc w dresiku do książki z akcją w tle, czekając na dni, gdy będę mogła znowu skakać po drzewach ładnie ubrana i szczerząc się jak głupia :-) do aparatu pokazywać... mimo, że wszyscy teraz mówią o tym jak to ludzie w wieku 60+ są narażeni i mimo, że wszyscy wokół mnie krzyczą, że jestem SENIOREM... i w ogóle mi już mniej wypada i jeszcze mniej mogę... . A to nieprawda!!! Stan zdrowia w dużej mierze zależy od stanu ducha, więc trzeba z nadzieją patrzeć w przyszłość i zajmować się...  choćby tak nieistotnymi jakby się w obecnej chwili wydawało... przymierzaniami sukienek. :-))) bez względu na wiek :-))

15:55:00

Koronawirus testem...

Koronawirus testem...

Tyle się mówi teraz o zwiększeniu ilości testów na koronawirusa, wszystko dla naszego bezpieczeństwa. Nie jestem lekarzem, tym bardziej wirusologiem, żeby wypowiadać się na temat wirusa, który z koroną dodatkową potrafi zabijać zarówno biednych jak i bogatych, i tych z koroną na głowie, i tych z gołą głową. 

To, że jest taki wszechobecny,  że tak potrafi wszędzie dotrzeć, zmienić wszystko o 180 stopni... jest  przerażające... jednocześnie pozwala na spowolnienie naszego działania i zastanowienie.
Nieznany dotąd wirus zaczyna rządzić światem... wymagający testów wirus sam w sobie jest testem dla ludzi.
Testem nie tylko jak żyć w tej nowej rzeczywistości... nowe sytuacje wytworzone przez wirusa zaczynają obnażać nas, pokazywać prawdę o nas, o naszej codzienności, o relacjach z innymi ludźmi, o kondycji naszej rodziny... otwierają się nam oczy na sprawy, o których wcześniej nie myśleliśmy... priorytety ulegają przewartościowaniu... . Test "koronawirus" - na naszą empatię, na nasze postrzeganie świata, na umiejętności przystosowania się do nowej sytuacji, na odwagę...

A - Akceptacja. Trudno zaakceptować coś z czym się nie zgadzamy. Ale skoro nie możemy tego zmienić, to może lepiej znaleźć rozwiązanie w celu przystosowania się do nowej sytuacji.

B - Bierność. Wiedząc nawet, że mamy niewielki wpływ na koronawirusa… to nie możemy się jedynie biernie przyglądać i dzielić wiadomościami z telewizji, z radia i neta... możemy działać w swoim małym zakresie pomagając tym najpierw sobie, a potem innym. Poczynając od mycia rąk, przestrzegania zaleconych zasad plus pomaganie w bezpieczny sposób innym osobom. 
Czasem wystarczy rozmowa przez telefon, czasem zakupy zostawione pod drzwiami...

C - Czas. Nie ma nic cenniejszego niż czas. Żadne pieniądze, ani skarby tego świata nie wynagrodzą nam uływającego czasu, w którym żyjemy. I co się dzieje? Nagle stajemy, choć czas się nie zatrzymuje i dalej, i wciąż płynie. Stajemy... większość z nas nie może wykonywać codziennie dotąd wykonywanych prac, uczyć się, pasjami cieszyć... inna część pracuje w dotąd nieznanych, przymusowych i wymagających odpowiedzialności, a także odwagi warunkach.

D - Dobro. Jest okazja by być dobrym. Zatrzymać się na moment i zobaczyć, że wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji walki z latająjącym koronawirusem, ale...? Jedni z nas mają łatwiej, bo są zdrowsi, młodsi, w lepszej sytuacji finansowj, bądź mają więcej siły, zwyczajnie optymizmu... mogą się tym zwyczajnie podzielić. Dobro jest dwustronne... jedna strona udziela dobra... druga otrzymująca daje wdzięczność, która też jest dobrem. I robi się jaśniej.

E - Empatia. Czy potrafimy zapomnieć, nie osądzać... oddaleni od ludzi w swoim codziennym biegu, potrafimy zobaczyć coś ponad swój cel, do którego dążyliśmy, a teraz wirus niewielki... zatrzymał nas i sami tkwimy w strachu, niepewności.

F - Filantropia. To jest odpowiedni czas by pogmerać w swojej głowie i duszy, i być może to moment żeby odnaleźć w sobie  powołanie. Warto się zastanowić co i ile możemy z siebie dać.

G - Geriatria. Co będzie jak starzy ludzie wymrą? Skąd będziemy czerpać wiedzę, na czyim doświadczeniu się opierać, gdy nie damy im szansy na przeżycie? Bo koronawirus panuje, a chore serca, bóle gastryczne, kręgosłupa sztywnienie? Nikogo już nie interesuje? Jak my dzieci starych rodziców zaopiekujemy się nimi teraz... tak nasze dzieci kiedyś zadbają o nas. Jaki przykład im damy? Czy nie zrejterujemy z dbałości o starych ludzi tylko w trosce o młode jednostki, bo całe życie przed nimi... a starzy już się nażyli.  

H - Higiena. Dbamy, żeby dobrze wyglądać... elegancko ubierać... i nagle okazuje się, że najważniejsze jest mycie rąk. I od niego zależy ilu z nas jeszcze będzie cieszyć się tej wiosny z kolorowych ubrań i biegania po łące.

I - Infekcja. Jak infekcja, jak wirus niewielki, choć koronowany potrafi z niewinnych ludzi zrobić ofiary? Czy ta lekcja nauczy nas dbałości, pokory... uwrażliwi na inne niż materialne problemy? Te oczywiście są ważne i po tej pandemii okaże się ilu z nas zostanie bez pracy i tym samym bez środków do życia... co będzie następnym dramatem. Jak sobie poradzimy, na kogo będziemy mogli liczyć i  czy będziemy mieć w sobie tyle siły, odwagi, pomysłowości, żeby sobie poradzić, a nie załamać. To jest test na siłę człowieka.

J - "Jakoś to będzie", czyli wbrew wszystkiemu, na przekór autorytetom, wiedzy, modom… z nonszalancją pewności siebie, żeby szczęście wykreować sobie pomimo wszystkich niesprzyjających warunków i zdarzeń... czy się to uda w dzisiejszej teraźniejszości zdominowanej przez koronawirusa, który tak niewinnie, jakby od niechcenia … jednym kichnięciem, kaszelkiem niewielkim wprowadził takie zmiany na ziemskim globie, że zdaje się, że życie na nim zamiera. Zamiast uśmiechu i radości odczuwamy paraliż... . Zawsze przeciwna byłam temu sformułowaniu "jakoś to będzie", ale w obecnej sytuacji niczego nam tak nie trzeba jak optymizmu zwariowanego i poczucia humoru, nawet czarnego. Koronawirus to test na nasz optymizm.

K - Kwarantanna. Przymusowe, czasowe ograniczenie naszej wolności. To test na odpowiedzialność wobec siebie i bliskich, ale także nieznanych nam osób.  Czy potrafimy być sami ze sobą nie wychodząc do pracy, nie spotykając się ze znajomymi, nie ćwicząc mięśni w siłowni tylko wyciągając na karimacie? A jeśli z rodziną, z którą normalnie mijamy się co rano przy łazience i spotykamy dopiero wieczorami... a teraz 24 h skazani jesteśmy na małym kwadracie, by razem przebywać... to jak sobie z tym damy radę? To jest test na to czy i jak bardzo jesteśmy sobie bliscy. Czy w ogóle się znamy?  

L - Ludzie. Ludzie są ważni. ''To po cóż on od ludzi ucieka, bo on kocha w człowieku ludzkość, nie człowieka" Czy potrafimy być ludzcy wobec siebie, nie tylko skupieni na sobie? 

M - Macierzyństwo. Test na ogarnianie swych pociech na okrągło bez żłobków, przedszkoli, szkół i uczelni... czy potrafimy z nimi nawiązać jeszcze bliższe relacje czy z byle powodu wybucha kłótnia, bo każde z dzieci ma inne potrzeby i wymagania. Tak rodzi się rozdrażnienie. I oto ono należy zamienić w coś pozytywnego i tutaj od naszej kreatywności i spokoju zarazem zależy dobre rozwiązanie. Bliskość z dziećmi, choć przez sytuację wymuszona,  w przyszłości może procentować, albo przynajmniej wyciągniemy z tego niezłe nauki. To test na naszą rodzicielską dojrzałość.
i jeszcze Miłość jest na M...
Miłość. Tylko ona może pomóc i zaradzić. Czy mamy jej w sobie dość by obdarzyć nią więcej niż zwykle osób. Czy nasza miłość jest tylko w słowach, czyli płaska lub nadęta, w zależności od użytych słów? Czy czynami potrafi się wyrazić? Takimi, które zapominają o miłości własnej... są tylko na użytek innych. To test na miłość prawdziwą.

N - Nauka. Jest okazja, żeby dany, niejako wymuszony wolny dla nas czas przeznaczyć na poszerzanie horyzontów poprzez czytanie, oglądanie interesujących filmów, zainwestowanie w siebie wiedzy, na którą dotąd nie było czasu. To test na to czy traktujemy poważnie nasz rozwój umysłowy i czy nam zależy na nim.

O - Odwaga. W wielu aspektach... ważniejszych i mniejszych. Odwaga tych co pracują na pierwszej linii z chorymi, tych co w aptekach i sklepach spożywczych dbają o to byśmy mieli co jeść... odwaga by dać sobie radę ze swoimi frustracjami, które teraz jeszcze bardziej wybuchają w nas demonami, bo nie umiemy poradzić sobie z ograniczeniami.

P - Przebaczenie. Wszyscy jesteśmy na równi pochyłej... koronawirus rządzi... to jest moment by zapomnieć urazy, wyciągnąć rękę i przebaczyć. Zacząć wszystko od nowa. Test na umiejętność zakopywania złej przeszłości i pamiętanie o najważniejszej, o teraźniejszości.

R - Relacje ludzkie. To jest test na  to czy potrafimy współżyć z ludźmi na różnych płaszczyznach czy traktujemy ich tylko instrumentalnie. 

S - Samotność. Samotność szkodzi zdrowiu. Brak silnych relacji z ludźmi prowadzi do choroby, do skrócenia życia. To najgorsze co może spotkać człowieka ... żyć nie kochając i nie będąc kochanym... samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa, tylko z brakiem poczucia bezpieczeństwa, brakiem zaopiekowania. Koronawirus to test na to, czy stać nas na to by zaopiekować się kimś kogo kiedyś odepchnęliśmy od siebie, wskutek kłótni, nieporozumienia, nawet wyrządzonej krzywdy. Ale teraz jest czas do naprawienia wszystkiego i wspomożenia biednego osamotnionego człowieka, Stać nas na to? Samotność łączy się ze strachem. Czy potrafimy mu się nie poddać, nie ulec panice? Zewrzeć siły w sobie i walczyć?

T - Tradycja. Śluby z weselami... zgony z pochówkami łączonymi ze stypami, imieniny u cioci, złote gody rodziców, wielkie urodziny 80-te i te osiemnastki wprowadzające w życie... wszystko trzeba ograniczyć. Ale kocham i będę z Tobą do końca życia można przysiąc bez oprawy wielkiej, bo wszystko najważniejsze jest w osobach, których ta miłosna przysięga dotyczy. Z drogi pod górkę i bólu po drodze rodzą się piękne rzeczy. To dopiero jest test... jak cieszyć się bez tłumu bliskich, jak dzielić bez obecności ich radość. Jak smutku nie dzielić z innymi i żegnać samemu kochaną osobę? To jest test na odporność. Najtrudniejszy z testów.

U - "Uważność jest ścieżką ku Bezśmiertelności, nieuwaga jest ścieżką ku śmierci. Uważni nie umierają, nieuważni są już martwi" Budda. Jak bardzo w tej naszej teraźniejszości potrzebna jest nam uwaga i rozwaga. Koronawirus to test na to czy tacy jesteśmy... uważni i rozważni.

W - Wiara i nadzieja, że damy radę pokonać niewidzialnego, ale jakże groźnego wroga COVID - 19. To test na siłę naszej wiary we własne możliwości. Nie narażając siebie jednocześnie chronimy innych.

Z - Zdrowie. Okazuje się, że zdrowie jest najważniejsze. I cokolwiek by chwilowo wydawać nam się mogło innego, bo młodzi, silni i bogaci jesteśmy... to bez zdrowia dobrego nic nam z tego wszystkiego. Koronawirus to oprócz testu, który otwiera oczy i daje wiele informacji o życiu... to szybki kurs dojrzewania dla tych lekceważących dar, jakim jest życie.

Z każdej literki tego alfabetu wynika jedno: koronawirus to test na nasze człowieczeństwo, na sprawdzenie siebie w konfrontacji  z problemami wyższej niż zazwyczaj rangi, to odkrywanie siebie i innych na nowo. To sprawdzian odwagi, weryfikacja tego co było w zderzeniu z nową sytuacją, to test na solidarność, na umiejętność pokonywania trudności, na zdolność radzenia sobie w trudnych chwilach... test na miłość, przyjaźń, na wiarygodność, wytrzymałość... . Test dający możliwość wglądu w swoje własne ja, przeanalizowanie swojego postępowania w życiu. To doświadczenie umożliwiające wprowadzenie zmian w postrzeganiu świata, które mogą prowadzić do czegoś dobrego. Stres, który dotyczy tej nowej rzeczywistości niekoniecznie musi prowadzić do depresji, może doprowadzić do przeprowadzenia remanentu w swoich sprawach i sprowadzić wszystko na inne drogi... niekoniecznie złe... inne... co może być otwarciem na coś wyjątkowego.

Koronawirus… test na Twoją osobowość... na to jak traktujesz obcych ludzi, czy odcinasz się od świata, czy chcesz być jego uczestnikiem mimo wszystkiego złego, czy potrafisz relaksować się nawet w chwilach zagrożenia, czy potrafisz się inaczej ukierunkować w przypadku zmiany miejsca w Twoim życiu? Co jest ważniejsze dla Ciebie, organizacja pod sznurek wszystkiego czy elastyczne podejmowanie decyzji, czy jesteś energiczny i zmotywowany nawet gdy czujesz, że wokół destrukcja panuje? Co ważniejsze dla Ciebie praca czy kreatywność, czy masz problem ze zrozumieniem innych? Co lepiej Ci wychodzi... planowanie czy trzymanie się projektu? Co  kieruje Twoim życiem... emocje mają władzę nad Tobą, czy potrafisz je okiełznać? Nierealistyczne idee, niepraktyczne aczkolwiek intrygujące... czy potrafisz je od siebie odsunąć na rzecz konstruktywnego działania w imię dobra?  Co ważniejsze: logika czy uczucia? Swobodny wybór czy lista zadań?
Czy sam czując się niepewnie potrafisz wskrzesić w sobie energię by pomóc komuś innemu?
Czy pracując zwykle sam, teraz zaczniesz współpracować, bo chwila tego wymaga?
Czy potrafisz przejąć inicjatywę w działaniu nie tylko dla własnej chwały, lecz w imię wyższych wartości?

Potraktuj koronawirusa jako test swojej własnej dla siebie wiarygodności. Wyciągnij z czegoś paskudnego coś dla siebie dobrego. Najważniejsze: nie poddawaj się :-)))


11:05:00

Jak dziewczynka zmienia się w kobietę?

Jak dziewczynka zmienia się w kobietę?

Nim stanie się kobietą dziewczynka mała, to przez mamę, tatę, babcię czy innych w rodzinie do życia jest przygotowywana.  Z różnymi formami zabaw, nauki zapoznawana. Tak jest od zawsze... najpierw mała słodziara albo grandziara, a potem czas pokazuje jak została wychowana. Jak to pokazywanie świata przez dorosłych i czas, w którym wzrastała odbije się na jej życiu dorosłym.

Takie przemyślenia właśnie mam, jak to się stało, że jestem taką dzisiaj, a nie inną kobietą... jaki wpływ i czy w ogóle miały na mnie moje dziecięce zabawy.
Pamiętam lalki szmaciane... jedna w luksusowym kapelusiku z kręconymi, czarnymi lokami, druga z żółtymi warkoczami. Ale one tak bardzo mnie nie interesowały, jak plastikowa wielka lala z wykręcanymi nóżkami rączkami, i niebieskimi oczami. Tą można było przebierać i wozić w drewnianym wózeczku na małych kołach, które bardziej hamowały niż się poruszały.
Jako mama tej Zosi, bo tak się nazywała owa lala, bardzo o nią dbałam, choć wieczny kłopot z nią miałam, bo co rusz to jej rączka lub nóżka odpadała. Ale mój tato dzielnie mi pomagał i za pomocą drucika i gumeczki na nowo te odpadnięte nóżki czy rączki instalował.

W każdym razie dobrą byłam mamą, wiele z Zosią rozmawiałam, paluszkiem groziłam, czasem pokrzyczałam... zupełnie jak moja mama... czy też książeczki na niby czytałam. Na niby, bo tekst książeczek z głowy brałam. Z tego co z czytania mi przez tatę zapamiętywałam.
Na swoją wymyśloną rodzinę przekładałam emocje, słowa i czyny z mojego prawdziwego życia. Tyle, że moje dzieci miały siostry, a ja jedynaczką byłam, czyli sama.

Nim do zabawy dostałam prawdziwy telefon, gdzie tarczą można było obracać i dzwonić do wymyślonych osób w sprawie skarg i zażaleń, bo to prawdziwe już biuro było z karteczkami, piórami, stalówkami i kałamarzami... to kartonik sklejony z brystolu z tarczą na pinezkę przytwierdzoną spełniał tę rolę. Kopystka (taka drewniana łyżka) przytwierdzana na sznurek udawała słuchawkę telefonu.

Przyszły Święta Bożego Narodzenia i gwiazdor spełnił moje w liście do niego, umieszczone życzenia... zapotrzebowania;-)  I zdobył telefon koloru beżowego z brązowymi cyferkami na tarczy, a do tego kasę niebieską z czerwoną rączką do kręcenia. Jak się nią kręciło, to w okienku na białej taśmie przekręcały się cyferki. To już było prawdziwe biuro.

Z drewnianych kolorowych klocków można było umeblować to całe poważne przedsięwzięcie, a potem uzupełnić plastykowymi, co miały zęby i jedne w drugie wchodziły (takie dzisiejsze klocki lego).
Ale największa zabawa była gdy świecowymi kredkami można było w malarkę się zabawiać. Różne obrazki rysować, potem pinezkami do biblioteczki przypinać i wystawę robić. Co niestety nie spotkało się z uznaniem mamy, bo w szafce dziury powstały... choć obrazkami zachwycona była bardzo.

Rysować, malować farbami, wymyślać różne kombinacje z papierów kolorowych... klejem roślinnym, albo takim z mąki zrobionym przyklejać kwiatki  znoszone z łąki czy powycinane ze szmatki... o! to lubiłam bardzo. Też stroić się przed lustrem, ubierać w mamy szmatki i chodzić w jej butach na wysokim obcasie.
Ale to czyniłam raczej podczas jej nieobecności ;) Nawet przy tacie, bo jego to bawiło.
Korale mamy też budziły moje zainteresowanie. Te się ze sznurka zdejmowało, a raczej sznurek rozrywało, do pudełeczka chowało i na podwórko ruszało.
Tam z koleżankami, nimi  do wykopanych dziurek pstrykało i jak się nie miało szczęścia to...  uf ;-) było po koralach, albo jeszcze więcej ich się zyskiwało.
Największe zdobycze to kolorowe, mieniące się kryształki, albo perełki były. O pospolite koraliki w kształcie pokrojonych rurek, nawet najbardziej kolorowych niechętnie się grało. Z takich kolorowych rurek mama utkaną  przepiękną serwetkę na stół miała.
Miała, to dobre określenie... bo nożyczkami wszystkie sznureczki poprzecinałam i zamiast serwetki spory stosik uzbierałam.

I mimo, że to były zwykłe rurki - ich ilość na koleżankach niezmierne wrażenie wywierała.
Gdy ja, dziewczynka koraliki mamie podbierałam w celu rozgrywania turniejów z innymi dziewczynkami, o jak największe i najpiękniejsze zdobycze koralowe, to chłopcy kapslami pstrykali po wyrysowanych na asfalcie, albo patykiem w ziemi... torami... 

Potem przyszło przeskakiwanie przez gumę od majtek na różnych poziomach, od kostek po uda rozciągniętych między dwoma graczkami, gdy trzecia różne figury z tą gumą wyczyniała, aż zrobiła tzw. skuchę i w graczu następowała zmiana.
Były też fikołki i zwisy na trzepaku, gra w klasy namalowane kredą na chodniku, czy podskakiwanie  na... też kredą narysowanym pajacyku. Zabawa w chowanego po klatkach schodowych, krzakach, śmietniku, to codzienność podwórkowa.

Aż przyszedł inny etap w życiu: szkoła.
Szkoła zmieniła wszystko... książki otworzyły nowe świata postrzeganie. Do tego chłopcy w jednej klasie, z którymi dotąd nie było wspólnych zabaw, nie mówiąc o zainteresowaniach.

Pierwszy dzień szkoły. Tak się zdarzyło, że nie było dla mnie żeńskiej pary i ustawiono mnie w parze z chłopcem. Na imię miał Witold i głowę w kształcie kromki od chleba (zresztą nazwisko też w tym stylu ;-) ) podłużną nieco, przepiękne oczy osadzone blisko, tuż tuż pod brwiami. Wtedy tego nie widziałam... byłam niezadowolona, albo raczej przerażona i się koncertowo rozryczałam. Witek nie! Uśmiechał się tylko zdziwiony. On w domu miał dwie siostry, więc to dla niego normalka stać koło dziewczynki. Ja jedynaczka bez kontaktu z chłopcami... och to trauma była;-) .
Szybko się jednak jej pozbyłam,  przez to, że szkoła dla mnie zjawiskiem cudownym była... światem wspaniałym, gdzie byłam doceniana, a moja kreatywność się rozwijała bez ograniczeń.
Nauka, taka ciekawa, zaskakująca i te książki,  które można było samej czytać... przeróżne... nie tylko te, które czytał, o których tak chętnie mówił tato. Wolność zupełna w rozszerzaniu swej wiedzy o świecie intrygującym... tak innym od codzienności... książki Szklarskiego, Marka Twaina... i przygody Ani z Zielonego Wzgórza.

Tak myślałam wtedy, gdy z dziewczynki stawałam się kobietą. Im bardziej byłam świadoma swej kobiecości, swej siły z niej wynikającej... tym więcej chciałam. Mimo, że wtedy dziewczęta i kobiety mogły o wiele mniej... patriarchat był wszechobecny.
Co myślę teraz o byciu kobietą?

Minęły lata... cieszyłam się i cieszę nadal, że jestem kobietą... nie ominęła mnie żadna z ról przypisanych tradycyjnie do kobiety... ale też jestem spełnionym człowiekiem. Spełnienia nie mają płci :)
Jak teraz bawią się dziewczynki, jak są przygotowywane do życia, do roli kobiety w XXI wieku, gdzie świadomym kobietom nie wystarcza już rola matki i żony... nawet eleganckiej pani domu?
Kobiety chcą więcej... chcą być wolne i niezależne, i nie chcą milczeć na żaden temat!

A 8 marca niech będzie (tak przewrotnie, ale słuszniej:-) ) jedynym dniem z całego roku, gdzie mężczyźni mogą być wolni od kobiet.
A nie odwrotnie ;-))) Nie inaczej! 

PRZECZYTAJ TAKŻE: 
Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger