Troszczymy się o swoje dzieci... karmimy, ubieramy, pokazujemy świat, dbamy by nie zachorowały, pocieszamy, ochraniamy. Od ust sobie odejmujemy, żeby im niczego nie zabrakło… żeby łatwiej, szczęśliwiej im się żyło... nie dla naszej przecież przyszłości... tylko dla nich samych. Bo one, bo dzieci są najważniejsze. Zapominając o sobie, w nich pokładamy nadzieje. Tak jakby nasze życie nie istniało. Jakby tylko po to pojawiło się na ziemi, żeby innym, następnym pokoleniom było przyjemniej.
Nie zapala nam się lampka, tak jak to się dzieje w samochodzie, gdy brakuje benzyny, że my przecież też istniejemy i też musimy o siebie zadbać.
Dzieci krzywdę sobie robią upadając, gorącą wodę na siebie wylewając, raniąc się przy używaniu ostrych narzędzi, potem raniąc w relacjach z rodzeństwem czy kolegami, używając złych zachowań… My, matki... bandażujemy, dmuchamy, chuchamy, przestrzegamy, tłumaczymy... w sobie szukamy winy niedopilnowania, małego zaangażowania.
Dzieciom przekazujemy uwagi, doświadczenia, przestrzegamy by bardziej troszczyły się o siebie, uważały, myślały nie tylko o sobie, ale też o innych.
Tak zajmując się nimi od maleńkości do ich dorosłości... najczęściej zapominamy o sobie.
A przecież naszym rodzicom też na nas bardzo zależało, niejednokrotnie odczuwaliśmy ich poświęcenie. Sama pamiętam łzy mamy gdy mi się coś nie udało, jej rezygnację ze swoich przyjemności na korzyść moich... zamartwianie o moje złe wybory... smutek w oczach gdy działa mi się krzywda. Ale ja uparta byłam, swoje chciałam popełniać błędy.
Nie słuchałam... tłumaczyłam mamie, że ma się skupić na sobie, o siebie zadbać, o mnie nie zamartwiać... bo ma jedno życie.
Ale nie słuchała.
"Kochać bliźniego jak siebie samego" tak nakazuje Biblia. Ale to nie znaczy, że bardziej... Biblia tego nie mówi. Chyba, że nie doczytałam ;-)
Matki Drogie
To nie egoizm traktować siebie jak najważniejszą osobę.
To roztropność, też ze względu na dobro ukochanych dzieci.
Swoje ciało będziemy miały do końca życia, tak jak swój umysł i odbieranie świata, poczucie wolności lub bierności, rozwagę lub jej brak... to wszystko co w sobie wytworzymy, i utrwalimy.
Z tym wszystkim zejdziemy z tego świata. Lecz nim to nastąpi to pomatkujmy sobie.
Matkujemy innym...
Pamiętamy, by przetrzeć blat stołu, wkręcić nową żarówkę do lampy, która przestała świecić, wymienić klocki hamulcowe w samochodzie, nie mówiąc już o corocznym przeglądzie.
Nie zapominamy o nowych spodniach, butach, szczepieniach dla małolata. Oczywiście dodatkowe kształcenie w zakresie języka, czy rozwijanie sportowych pasji i przyjemności... kino, wycieczka po Polsce lub zagraniczna... zabawki kreatywne, obowiązkowa elektronika od smartfona po komputer i inne, mniej czy bardziej potrzebne pomoce, rekwizyty, gadżety.
Tak wygląda życie matczyne.
… pomatkujmy także sobie
A my matki? Zacznijmy dla siebie robić, to co dla dzieci czynimy czy nawet przedmiotów tzw. martwych.
Popatrzmy w lustro. Jeszcze nie jest za późno, by sobie zapewnić dobre dziś i fajne jutro.
Mamy teraz przystanek w codziennym zabieganiu i możemy zobaczyć to, co przedtem pozostawało poza zasięgiem naszych oczu i rozumu nawet. Po prostu nie było w nas zastanowienia.
Ono skupiało się tylko na szczęściu innych. Teraz czas to zmienić.
Co nie oznacza odwrócenia się od ukochanych osób... jedynie poluzowanie naszego do nich odnoszenia... z korzyścią dla obydwóch stron.
"Pępki świata"
Nie ma nic gorszego, gdy nadmierną troską się kierując wychowujemy kilka "pępków świata" płci różnej. Otóż te "pępki" w ogóle nie myślą, co myślą rodzice, bo przekonane są, że Ci tylko dla nich, dla ich wygody są i obowiązki mają... i tylko to.
Tak rosną, dorośleją te "pępki", dla których rodzice to wytwórnia papierów wartościowych, centrum rozrywki, jadłodajnia i wszystko "daj".
To nie znaczy, że mamy się od dzieci odwrócić... to znaczy, żeby w porę dać im znak, że... halloo, ja tu jestem... mam swoje ja... też żyję i też mam prawa... nie tylko obowiązki.
Skromna nie będę. Dzięki mnie i moim figlom z ukochanym mężczyzną, na świat przyszły cztery istoty... nowe życia poczęte, aby wzrost ich był wzrostem wprost proporcjonalnym do PKB :-))
tak się zasłużyłam :-)) choć 500 plus wtedy nie było, raczej 10 stopień zasilania miał w tym swój udział... przy pierwszym trojga... czwarte poczęcie to było losu uśmiechnięcie. Dwóch synów, dwie córki... różne od siebie szalenie... różne zainteresowania, różne priorytety, charaktery... postrzeganie wszystkiego dookoła... . Każde z nich inne, bo w innym momencie mojego życia... mój stan materialny, emocjonalny też znalazł i w nich odbicie... . Ale to już było i nie ma co do tego wracać, i analizować... to dorośli dziś ludzie.
TAK I NIE
WIEM!
Trzeba umieć powiedzieć tak i nie, w odpowiednim momencie.
Mówić NIE! Każdemu i wszystkiemu, co odbiera radość życia.
Mówić TAK! Każdemu i wszystkiemu, co ją daje.
Zadbanie wreszcie o siebie, o swoje potrzeby, oczekiwania i pragnienia... ma tylko dobre zakończenie. Bo pozwoli nie zadręczać sobą inne osoby i tym samym wprowadzić dobrą atmosferę w rodzinne pielesze.
Jesteśmy matkami dla swoich dzieci. Jeśli nie mamy już przy sobie swoich mam, to same dla siebie nimi bądźmy i zapytajmy się siebie... czy wszystko z nami w porządku, czego potrzebujemy, pragniemy, co jeszcze chciałybyśmy zrobić, co może zmienić, jak sobie polepszyć, jak rozweselić swój świat, jak lepiej siebie traktować, jak i co w siebie zainwestować byśmy same z siebie były zadowolone.
A nasze zadowolenie przełoży się na szczęście naszych bliskich. Tak jak udzielają się dzieciom złe emocje matczyne, tak jej uśmiech ma wpływ na ich samopoczucie. Co za tym idzie, dobroczynne działanie.
Tak też stopniowo, powoli zaczynamy nasze postanowienie przekształcać w czyn.
Plan działania
Proponuję taki plan:
Poniedziałek - postanawiam, że obojętnie w jakiej będę sytuacji, postaram się czerpać z niej jak najwięcej dobrego i cieszyć z małego. Skoro dokucza mi ból i wiem, że on nie odpuszcza mimo zastosowania wszelakich mikstur, to przyzwyczajam się do niego, oswajam z nim i nawet lekceważę go by nie zawładnął mną w taki sposób, że ogłuchnę na muzykę i oślepnę na kolory, i smaków też nie poczuję, a dotyk będzie mi obojętny.
Wtorek - Zastanawiam się nad tym, co zawdzięczam swojej mamie, a co źle czyniła względem mnie. W końcu aniołem nie była ;-) tylko kobietą. Wyciągam wnioski. Teraz według tego kierunku będę żyła. I konsekwentnie dążyła do tego, by błędów jej nie powielać, a z atutów uczynić sukces ponad miarę.
Środa - Po powyższych przemyśleniach już wiem, że nie mogę uszczęśliwić wszystkich, choć mama moja tak chciała... w gruncie rzeczy była smutna i samotna w sobie, choć tego nie pokazywała. Nie potrafię rozwiązać wszystkich problemów innych osób ani uszczęśliwić na maksa. Zrobię więc coś dobrego dla jednej osoby - dla siebie. Najpierw sobie trzeba pomóc, sobie założyć maskę tlenową, żeby później martwić się o innych. Inaczej nie pomoże się nikomu, łącznie ze sobą. Moja mama zupełnie o sobie nie myślała... nie była przez to szczęśliwa. Dzisiaj to wiem.
Czwartek - Przestaję się martwić co inni myślą o mnie. Większość w ogóle nie myśli, bo jest skupiona na sobie. Ta świadomość przynosi wielką ulgę, odprężenie i pozwala mi na zachłyśnięcie się obecną chwilą i zanotowanie sobie w umyśle, że jest wyjątkowa, bo za dziesięć lat będę do niej tęsknić, i żałować, że przegapiłam okazję, bo narzekałam, że..... że.... itd.... Dzisiaj, też muszę cieszyć się z tego momentu, bo to może być najlepszy moment mojego życia. Bo nie chodzi o to, żeby być młodym, tylko umieć korzystać z życia i cieszyć nim, tu i teraz, w tej chwili.
Piątek - Kończę z lękami, obawami.. będę jeszcze więcej się uśmiechać... jeszcze bardziej ufać życiu... Mam powód do radości... jestem na świecie i trwam w luksusie, bo to luksus... móc się zestarzeć... a każdy dzień to triumf darowanego życia. I obojętnie czy w lustrze stare czy młode odbicie, to zawsze jest życie. Koniec więc z myśleniem o strachu, bo takie myślenie przyciąga tylko zwątpienie i wprowadza niepokój.
Sobota - Postanawiam: nie będę już czekała na właściwy moment... tu i teraz będę wykorzystywała dobre pomysły, dbała, kochała, rozmawiała z tymi, z którymi chcę i odejdę od tych, którzy mnie ranią, nie chcą (mają prawo), nie rozumieją (nawet nie próbują). A w najczarniejsze dni, kiedy życie wyda mi się nie do zniesienia... nie będę siebie oceniać, podsumowywać, mieć do siebie żal... dam sobie czas.
Niedziela - Mam już pełną głowę świadomości: że tylko ode mnie zależy, że będę czegoś w życiu żałować, że bierność nie zmienia nic w moim życiu. Wystarczy mi zapomnieć o co byłam i na kogo złą... A z tego wynika, że nie powinnam się ograniczać, szukać wymówek, usprawiedliwiać marazmu, zasłaniać cierpieniem... tylko działać.
To mojej mamie zawdzięczam... jej sukcesom, porażkom... przeanalizowaniu w najdrobniejszych szczegółach jej życia... mojej Mamie zawdzięczam, że wiem jak powinnam żyć (choć zbyt późno tą analizę przeprowadziłam ;-) )
Przez to, że nie dbała o siebie... wszystkich i wszystko lepiej traktowała niż siebie... nie skorzystała odpowiednio z daru jaki Babcia i Dziadek jej dali. Ciągle bała się, że robi coś nie tak, że nie jest dość dobra, dość ładna, dość mądra... oszczędzała, oszczędzała wszystko na wyjątkowe okazje... siebie dawała, a w zamian nic nie chciała.
Uśmiechała się, choć oczy smutne wciąż miała...
Pomatkujmy same sobie, zróbmy to zawczasu... nim "pępuszki" nasze ukochane nie wyrosną na bezduszne "pępki świata " i dadzą nam popalić.
Dzieci będą szczęśliwe, jeśli szczęśliwą mamę będą widziały. Od maleńkości dziecko powinno wiedzieć, że mama równie ważna jest jak i ono.
Czyś młoda, czyś stara już matka... pamiętaj o sobie, nie tylko o swoich dziatkach.
To nie egoizm... to równe prawo do korzystanie ze świata :-)))
Poczytaj także inne teksty z okazji Dnia Matki: