21:19:00

Zmiany... czyli coś stałego.

Zmiany... czyli coś stałego.

Jedynym stałym elementem naszego życia są zmiany.
Od urodzenia ich doświadczamy. Zmienia się nasze ciało, dusza, a przemijające lata dodają się do naszego wieku. Tak po przedszkolu, zmieniamy szkoły, zawody, miejsca pracy, upodobania, światopoglądy, może partnerów. Mamy dzieci, potem one zakładają swoje rodziny i mają swoje dzieci. Rodzą się nowe dzieci, nasze wnuki, jak wiosna rodzi nowe kwiaty w miejsce tych, które poprzedniej jesieni zwiędły.
Jedni ludzie z naszego życia odchodzą, inni przychodzą. a wszystko to raz latem, raz zimą czy w jesieni. Czasem słońce, czasem deszcz. Różnie na dworze i w sercu. Zmiany są nieustawiczne i nieuniknione. Nie można ich zatrzymać, ani dobrych choć bardzo się  ich chce, ani tych złych dla nas choć bardzo się ich nie chce. Ale po największej burzy wreszcie przychodzi słońce, a po największym wietrze ukojenie. 



W życiu jak w porach roku następują zmiany i my sami też jesteśmy zmieniani i zmienne nastroje mamy. 
Niektóre z tych zmian są gorzkie jak piołun i pachną odpychająco. Inne są słodkie jak miód i roztaczają woń kwiatów.
-  Singielka (kiedyś mówiło się panna , albo wręcz stara panna jak miała już lat 36, trzeba iść jednak z duchem czasu, znaczy też zmian) Magda co ma salon piękności (choć żadnej tam nie widziałam) wyjechała na wakacje i wróciła z mężem koleżanki, i on teraz będzie jej mężem.
- Miła Pani z bloku vis a vis wychodzi już z dużym pieskiem na trawnik przy tabliczce "Nie wolno wyprowadzać psów", który jeszcze latem był całkiem mały i bardziej biały niż teraz jest szary.
- Ta długonoga studentka, co chodzi z tą samą książką cały czas pod pachą (ciekawe swoją drogą czemu tu nie ma zmiany; tak długo ją czyta czy innej nie ma) przywdziała na nogi grube rajstopy i teraz już nie widać jak się schyla w swej mini jaką bieliznę nosi. 
- Uśmiechnięta, pulchna brunetka co wjeżdżała z zakrętu w Osiedle zawsze z piskiem opon, teraz cichutko przemyka z wózeczkiem z dwa razy po 500 plus., w niebieskich kubraczkach. Tak więc dwóch facetów przybyło. Chłopy w podwójnym rzucie się rodzą, wojna będzie czy co?
- Pan ochroniarz Władek ten, co bez przerwy opalał się papierosami nawet jak świeciło słońce zrezygnował z pracy ze względu na chore płuca. Podobno żona miała wpływ na tą decyzję, bo stwierdziła, że w domu przynajmniej nie będzie palić, bo nie będzie miał stresu. A i tak to pieniądze z tej pracy szły na fajki. I taka to zmiana.
- Pan Janusz z zawodu emeryt, ten co, co rano chodzi z białym kubełkiem ze śmieciami zaczął sobie na boku dorabiać i nie ma teraz czasu na dbanie o porządki. Teraz wychodzi  Zosia, jego żona tylko śmieci wynosi w woreczku. 
- Sąsiadka z piętra Pani Zosi wymieniła swojego chłopaka z perkusisty na gitarzystę. I Pani Zosia bardzo chwali tę zmianę.
- Marcin – lat 44, z wykształcenia historyk bardzo kochający swoją żonę Adriannę gdy się dowiedział, że ona już kocha innego, z miłości do niej zgodził się na rozwód. choć ona nie chciała ze względu na mieszkanie. Ale on materialistą nie jest, zostawił jej mieszkanie. Adrianna poślubiła Nowego i mieszka z nim w starym mieszkaniu. Marcin zatrudnił się jako listonosz i listy nosi, również te sądowe. Ostatnio zanosił Adriannie (tak się składa, że pracuje w tym rejonie) pismo z pozwem rozwodowym od jej Nowego. Stara żona teraz płacze i narzeka mu przez telefon na Nowego, a Nowy też dzwoni do niego z pretensjami o jego starą (w sensie byłą) żonę.
Taka to zmiana.
- Pani Grażynka, co klatki schodowe sprząta w przerwie między ploteczkami z zaprzyjaźnionymi sąsiadkami, przestała nosić czarne legginsy w czerwone róże co kwitły proporcjonalnie szybko w stosunku do wzrostu rozmiaru pupy właścicielki. Teraz są one w paseczki, a róże dostaje od Pana Kazia ogrodnika, który się nią zauroczył zaraz potem jak się okazał, że lubią te same batoniki w przeciwności do męża co tylko golonkę by wcinał i piwem popijał.
- Weronika - 6 lat temu, mając 55 lat, rozpoczęła studia na uczelni wyższej, różne biznesy robiła i liczyć zawsze musiała na siebie, ale też dla siebie czasu nigdy nie miała. Dziecko samotnie wychowywała nigdy nie zapominając o radosnym traktowaniu świata mimo wszelakich trudności, w tym także samotności. Zbudowała szczęście z nowym partnerem, w nowym domu z ogrodem, a w tym roku na swoje 61 urodziny obroniła pracę magisterską. Taka to zmiana. 
- Zmarł wybitny reżyser i  kultowy 40-latek, zachorował uczciwy polityk. W zeszłym roku Literacką Nagrodę Nobla dostała Swietłana Aleksijewicz, kiedyś Sienkiewicz, a teraz Bob Dylan. Kto by się spodziewał? Taka zmiana.
Różne etapy życia i różne zmiany. Ważne lub błahe, ale zawsze inaczej.
Kłamcą lub kretynem jest ten, który mówi, że nie boi się zmian.

Kształt tych zmian w mniejszym stopniu zależy od życia niż od tego co w nie wnosimy, jak trzymamy wszystko w garści i jak tym kierujemy.
A i najważniejsza odpowiedź... niezmienne od kilkudziesięciu lat z tą górką jest to, że jak Stara Kobieta (znaczy młoda inaczej) się budzi to zawsze niezmiennie otwiera oczy. I to jest stałe.
Haa...haa.. Wy na pewno też tak macie. To jest niezmienne.


18:44:00

KOCHAĆ, BYĆ KOCHANYM, COŚ ROBIĆ, MIEĆ CEL I COŚ CO JEST PRZEDMIOTEM NASZEJ NADZIEI

KOCHAĆ, BYĆ KOCHANYM, COŚ ROBIĆ, MIEĆ CEL I COŚ CO JEST PRZEDMIOTEM NASZEJ NADZIEI
- pięć czynników jak pięć palców u ręki, które sprawiają, że człowiek jest szczęśliwy, bo dłoń ma sprawną. A to niewiele i zarazem wiele jest.  
I ja to wszystko mam. Moja dłoń wolna jest i nieskrępowana, przytula w geście miłości, i jest ściskana z troską przez inną dłoń. Czując jej ciepło odczuwam miłość wzajemną.  Palce mojej ręki każdego dnia zajęte są pracą, która  wytycza cel mojego życia, a wszystko to daje mi nadzieję i wręcz pewność... ono jest w moim ręku ... SZCZĘŚCIE.


Jestem szczęśliwa i wolna. Ważkie słowa wyznania, kolejność dowolna. Skrócił mi się czas tego szczęścia, bo nieopatrznie pozwoliłam ścisnąć swoją dłoń, innej silniejszej i bezwzględnej. Ale znalazłam w sobie siłę i wyzwoliłam swoje palce. Teraz z największą starannością i sumiennością użyję moich palców i napiszę list. 
Nikt i nic mnie nie ogranicza.  Na pewno nie, jakaś para spodni opadająca powietrzem w miejscu przeznaczonym na pośladki.


Ten list jest do CIEBIE, PANIE MALKONTENT  PAR  EXCELLANCE .

- Nie zamierzam wdawać się z Tobą w pojedynek na inteligencję, bo nigdy nie atakuję bezbronnego. 
Już dawno  nie pisałam, ani nie rozmawiałam z Tobą przez telefon. 
Ostatni raz widziałam Cię w koszmarze sennym.
Teraz zawiadamiam Cię: Zawiadamiam, że jestem szczęśliwa bez Ciebie. Wydawało mi się to niemożliwe, ale to się stało.To jest coś niematerialnego czego nie można spieniężyć i co by wartość jakąś  miało w sensie sprzedażowym, ale mam coś czego Ty nigdy nie miałeś, i mieć nie będziesz.... i nie kupisz nawet jak wygrasz milion, albo i dwa. Ty nawet nie wiesz, co ja mam, bo nie znasz tej wartości. To nie Twoja wina, tego nie wyniosłeś  z domu.  Trzeba by raczej powiedzieć, że nie tyle nie wyniosłeś, co  nie dostałeś, nie dane Ci było posmakować nawet, bo każdą okazję do tego zaprzepaszczałeś swoją małostkowością. Na czym polega życie z ludźmi i dla ludzi... ? Ty nie wiesz na czym to polega.... Trochę mi Cię żal.
Było wiele sytuacji, w których powinnam Cię prosić. żebyś zachował się jak człowiek.... ale wiedziałam, że potrafisz udawać. Dlatego nawet nie próbowałam.
Wzruszałam się kładąc głowę na Twojej piersi, ale teraz wiem , że nie słuchałam Twojego serca tylko tykania bomby zegarowej. Ona wybuchła? Tak... nienawiścią, agresją, nikczemnością i pięścią. Wybuchła, była z opóźnionym  zapłonem i nie wiem, co mnie jeszcze czeka, czy jej odłamki jeszcze mnie dotkną. Zapewne, ale liczę na swoją kamizelkę kuloodporną, którą jest miłość, którą mam i życzliwość, której ciągle doświadczam od ludzi.
Ciągle pamiętam Twoje imię choć bardziej Twoje złe maniery... np. wypijanie duszkiem wina z kieliszka by szybciej było do łóżka. Pochłanianie łapczywe każdego posiłku i wylizywanie talerza ... brak uśmiechu i konstatacja Twoja... nie ma z czego się śmiać. I ...  zresztą to już nieistotne.
 - Nigdy zbyt dużo nie mówiłeś... nie oskarżam teraz Twojego mózgu o niewywiązywanie się z obowiązków, bo Twój to mózg i jego wola. Teraz rozumiem... bałeś się, że zorientuję się zbyt szybko,  i dowiem, iż w ogóle nie  myślisz. (                     )  A tak na marginesie, to wiesz chyba, że organ nieużywany zanika. Wiesz... wiesz, wiesz oglądając sobie w lusterku inny, bardziej zewnętrzny atrybut organowy.Wiem, że musisz to robić za pomocą lusterka, bo... bo odgarnąć górę brzucha i przytrzymać, żeby sprawdzić, no wiesz... byłoby trudno... chyba?  Nie chcę się wyzłośliwiać, ale przy Twoim stosunku do ludzi, w tym kobiet, to musisz bardzo uważać, żebyś nie musiał zacząć mieć potrzeby używania lupy. To może nadszarpnąć Twój budżet, a Ty szarpać lubisz tylko cudze (nie wdając się w szczegóły)..
Z tym brakiem myślenia to tak nie do końca, trochę się czepiam... przecież myślałeś, zawsze myślałeś o sobie. No... to ważne przecież.

- Kiedy ja zorientowałam się, że już nie myślę o Tobie... to doszło do mnie, że odczucie tej świadomości to była i stała się jedną z najpiękniejszych chwil w moim życiu. To takie szczęście 5 plus.
Musi Cię męczyć Swoje towarzystwo. Innego nie masz, bo wszyscy są głupi i naciągacze, a Ty jesteś jeden, jedyny, wyjątkowy, bo kochasz Boga i miłością do niego zasłaniasz swoje uczynki, które inni nikczemnościami nazywają, ale przecież to głupcy od szatana są. Nie ma więc o czym mówić.
Choć nie kochasz ludzi, to mówisz o aniołach, a sam kim jesteś, bo wierzysz w dobro, lecz go nie czynisz, potępiasz zło, a doniesiesz na własną siostrę do odpowiedniego urzędu tylko dlatego, że odmówiła Ci kolejnej pożyczki. Kim Ty jesteś?
Tu Cię zadziwię. Ja wiem. Jesteś kimś WYJĄTKOWYM spośród siedmiu miliardów ludzi (ludzi?)... jesteś DRANIEM. MALKONTENT  PAR  EXCELLANCE to wydaje się być miłym i eleganckim tytułem.    
-  I wiesz co... wiesz, że nigdy nie zapominam twarzy ... dla Ciebie zrobię wyjątek.      
To nie jest gorzki list choć może tak brzmi, to list radosny, że wreszcie nie muszę żyć już w lęku, hipokryzji, kłamstwie. Jestem wolna, i pogodzona ze straconym czasem (i nie tylko).
Tym listem chcę Cię wkurzyć, bo nic Cię tak nie wkurza jak radość i szczęście innych. Tu gwoli prawdy dodam, że mnie specjalnie nie wyróżniasz i wszystkich nie lubisz jednakowo jednakże może ze wskazaniem większym na mnie i tą i owego
 Nakręcam zegarek na nowo i już. 
- I mam nowy czas, choć trochę opóźniony.
Jestem szczęśliwa bardziej niż kiedykolwiek, choć trudniej mi jest bardziej niż kiedykolwiek (wiele czynników na to się składa tzw. materialno - zdrowotno - egzystencjalnych, których Ty jesteś sprawcą), ale to moja wina, że dałam się Tobie podejść i Ci zaufałam i swoją dłoń podałam. Mimo to powtarzam Ci ... jestem szczęśliwa.

Osiągnęłam harmonię w swoim postrzeganiu i odczuwaniu każdego dnia. Paradoksalnie to Ty mi w tym pomogłeś. W jaki sposób? Nie zapytałbyś, bo w tym pytaniu nie chodzi o Ciebie. Jeśli nie chodzi o Ciebie, pytania inne są zbędne. A poza tym wściekłość, która ogarnęłaby Cię na tą wieść zaburzyłaby Twoje myślenie, ogarnęłaby Cię niepohamowana żądza zemszczenia się i uruchomiło myślenie jak sprawić, żeby było mi źle i usunąć z  twarzy ten irytujący Cię mój uśmiech. Twoja dłoń by się zacisnęła. 
-Jestem szczęśliwa, bo mogę sobie żartować, śmiać się i nie tłumaczyć z tego. Nie potrzebuję Twojej zgody na swoją radość.
Jestem szczęśliwa, bo wolna. Wolna, bo szczęśliwa.       
                                                                           Moje palce to napisały.

P.S. Mam pomysł.. .złóż Ty dłonie swe i pomódl się, żeby było mi gorzej. Nie raz tak czyniłeś. Nie zapomnij pomodlić się za sąsiada, który ma lepszy samochód niż Ty, dużo kasy, dodatkowo nie wiadomo czego się szczerzy i ma młodą żonę, i organ używany bez liku. Pomódl się, żeby już nie miał, bo Ty niczego ponadto nie pragniesz. Wystarczy, żeby innym było źle. To Twoje szczęście...

    

18:11:00

Historia wyssana z palca.... w poniedziałek.

Historia wyssana z palca.... w poniedziałek.

Stara Kobieta jest bardzo kontaktowa i ciekawska, a dodatkowo zawsze musi wtrącić swoje trzy grosze. Szczególnie wtedy gdy jest  świadkiem jakiejś sytuacji, w której dzieje się komuś krzywda, niesprawiedliwość. Bardzo wkurza się na głupotę. Nie zawsze to miło wychodzi, bo Stara jest dość specyficzna... ze wszystkiego jest w stanie zażartować i to może lekko zirytować.  Generalnie jest bardzo wesoła  i tylko kpiny, i kpinki jej w głowie. Ale co zrobić? Już taka jest. Tym razem było inaczej. To ona była wkurzająca. A może nie?



Poniedziałek. Szła sobie właśnie do domu i wpadła na pomysł, żeby wstąpić do lokalnego warzywniaka i kupić kapusty modrej, bo ponoć bardzo zdrowa. A Stara chce być zdrowa i dodatkowo kapustę bardzo lubi zarówno w surówce jak i gotowaną, a jeszcze pomyślała, że dodatkiem do kaczuszki co ją tanio upolowała (w sensie kupiła, bo Stara nie poluje ze strzelbą , przemocy nie lubi... co za hipokryzja z drugiej strony) będzie świetnym uzupełnieniem. Do tego pyzy... rozmarzyła się.... z aromatycznym sosikiem.  Już czuła ten zapach pieczonej kaczki w majeranku z dodatkiem cząbru, a w środku (kaczki, oczywiście) upieczone jabłuszka. Ostatnio więcej czasu poświęca na rozmarzenia tematycznie związane z kulinariami. Rozbawiła ją ta myśl. I tak rozmyślając, z głową lekko w obłokach, a raczej trzymając się z rozmysłem prosto co by nie mieć drugiego podbródka, co nie jest zbyt proste, bo tym samym na karku zwija jej się jakiś rulon skóry (cholera wie skąd). Szalik zaczyna zbyt mocno okalać szyję i to oczywiście powoduje uścisk, i oczywiście napad gorąca. Robi się czerwona jak  ta kapusta co ją kupić miała. I już nie chce jej się kapusty, bo nadymała się jak ta pyza  i poczuła jak kaczka postrzelona, mająca świadomość, że się już nie wzniesie. Tylko jak najszybciej być w domu. - O Boże, jak mi niedobrze. - W Starą wstąpiła religijność.  Z tego stanu wyprowadza ją znany jej głos kobiecy. -  Dzień Dobry. Stara obraca się w stronę głosu i uśmiecha mimo wszystko.
- Dzień Dobry. Co PANI tak chwali ten dzień? Zwraca się sarkastycznie Stara do spotkanej, okazało się sąsiadki z piętra wyżej. -  Jeszcze się nie skończył. Mokra jestem od tego szalika, a właściwie od udawania, że prosto idę i jestem w formie. Dodatkowo dopłatę za wodę i ogrzewanie dostałam, choć kaloryfera przez całą zimę nie włączałam, bo za półkę do książek służy, a wiadomo, że podgrzewanie papieru może skończyć się źle - rozgadała się Stara, dając upust swojemu niezadowoleniu.
- To pewnie ta woda tak pani podniosła koszty, za dużo się pani kąpie...- kontynuowała PANI z niewzruszenie  miłym uśmiechem, lekceważącym obecny stan ducha Starej.
- Nic z tego, częste mycie skraca życie i zgodnie z tym powiedzeniem nie nadużywam jej (pokpiwająco gadała Stara) i używam mniej  niż w zeszłym roku, a wtedy miałam nadpłatę. Do tego czynsz mi podwyższyli... niestrudzenie narzekała. Taka zmiana.
- Jedynie pewne i stałe są zmiany -  twórczo rzekła PANI
- Jasne, tu pani ma rację. Co pani się tak dzisiaj cieszy, nikt pani nie dopiekł, nowe buciki nie cisną – z nadzieją, że nie tylko Starej jest dzisiaj źle, zapytała Stara
- Źle się pani czuje, taka pani czerwona, wręcz fioletowa – zapytała z troską w głosie PANI nie odpowiadając na zaczepkę Starej.
- Nie, spokojnie ... ja zamiast kapusty, do kaczki będę.
- Dobrze się pani czuje? – pytając, nierozumiejącym wrokiem spojrzała PANI
- Ech tam, nic takiego, żarcik taki, dzień mam zły, coś mnie dręczy, coś mnie gryzie – odpowiedziała Stara
- Czasem tak jest, ale pani zawsze taka uśmiechnięta i zadowolona, obserwuję panią tyle czasu (w sensie lat) i nigdy pani smutnej nie widziałam, zawsze zadowolona, elegancka i .... - ciąg rzekomych zalet Starej wyliczała Pani – a stało się coś, oprócz tej podwyżki, niedopłaty i zmęczenia?
- To mało ? Dodatkowych pieniędzy na to znikąd nie ma, a dodatkowo to zdrowie nietęgie, za to uda bardzo.
- Bardzo?
- Tęgie.
- Co tęgie, mówiła pani, że nietęgie.
- Zdrowie nietęgie, uda tęgie.
- Chyba pani przesadza?
- Ze zdrowiem czy udami?
- W ogóle, da pani radę, są większe problemy?
- Niż moje uda?
- A pani to tymi udami się martwi?
- Myśli pani, że powinnam,są naprawdę tęgie?
- Nie, nie to miałam na myśli, nie pani uda.
- No, ja myślę, że pani nie myśli o moich udach, bo to dziwne by było.
- Ale to pani zaczęła z tymi udami. 
- Nie, ja tylko powiedziałam, że zdrowie mam nietęgie w przeciwności do ud.
- To ma jakiś związek z pani dzisiejszym złym samopoczuciem?
- Nietęgie zdrowie, czy tęgie uda?
- Długo tak pani może?
- Co długo mogę? Wytrzymać  w tym nietęgi zdrowiu, czy z tęgimi udami.
- Nie wytrzymam dłużej?
- Patrzeć na moje tęgie uda?
- Nie patrzę na pani tęgie uda.
- To skąd pani wie, że są tęgie skoro pani na nie, nie patrzy?
- Żartuje sobie pani ?
-  To mi zostało, oprócz rzecz jasna tęgich ud. Humor... na szczęście nie tylko czarny mi został.
- Są narodziny i jest śmierć, trzeba radować się tym czasem między nimi i nie martwić mało ważnymi sprawami w tym okresie między nimi, tylko umieć jak najwięcej radować - powiedziała bardzo poważnie Pani
- Moje uda uważa pani z mało ważne ?- zapytała Stara z rozbrajającym uśmiechem.  
- Jest pani niereformowalna.
- Haa, haa, haa,haa – śmiały się obie.
- A nie zapytałam co u pani – zmieniła tok rozmowy Stara
- U mnie tak samo, podwyżka czynszu, niedopłata..., ale mama wyszła ze szpitala i jest zupełnie wyleczona. Jest nadzieja, że choroba nie wróci. Dlatego jestem taka radosna. - jednym tchem wyrecytowała Pani
- Dziękuję, że podzieliła się pani ze mną tym szczęściem i ja się cieszę. Szczęście podzielone jest o wiele większe niż to trzymane w ukryciu. Nie uważa pani? - radośnie skwitowała Stara.
Tak rozmawiając doszły do domu. W sumie niezły ten poniedziałek. A  rachunki, a zdrowie, uda...?
Rachunki... trzeba znaleźć możliwość na ich zapłacenie
Zdrowie... zadbać wreszcie o nie.
Uda... zapomnij o kaczce z pyzami, zostań przy surówce z kapusty.
I TYLE.


17:28:00

Zagadka... Jaka jest broń, najniebezpieczniejsza na świecie?

Zagadka... Jaka jest broń, najniebezpieczniejsza na świecie?

  • nóż ukryty w ręce za plecami, a właściciel z miłym uśmiechem na ustach ?
  • pistolet, np. taki popularny glock
  • rewolwer... remington czy colt
  • bomba już nieważne jaka
  • trucizna podana w jedzeniu czy zastrzyku
  • wiatrówka
  • karabin automatyczny
  • strzelba myśliwska
  • granat

To wszystko zabija, ale w normalnym życiu przeciętnego człowieka nie odgrywa roli. To są ekstremalne sytuacje na ogół nas nie dotyczące. Znamy je z  filmów i informacji radiowo- telewizyjnych, dotyczą głównie ludzi powiązanych z koszmarnymi interesami, polityką i przestępstwami, które trudno sobie wyobrazić zwykłemu zjadaczowi chleba zaopatrującemu się w "Biedronce" czy "Tesco".
Ale nawet w tych kręgach nim będzie użyty nóż czy glock najpierw jest..... SŁOWO.....
To ono prowadzi do użycia broni, która zabija, to ono ma największą moc i siłę. 
Kamienie, rózgi, pałki, kula w ramieniu, rana od noża zadadzą cierpienie, ale największy ból i co za tym idzie cierpienie mogą zadać SŁOWA.
SŁOWA mają moc doskonale silną. Potrafią ciąć jak nóż gdy są złośliwe. Uprzykrzyć Ci życie gdy wypowiadane są po to by przypomnieć Ci sprawy, o których nie chcesz, ani myśleć ani pamiętać. 
Słowa, które Cię paraliżują,wprawiają w zły, albo dobry nastrój, dodają wartości twojemu życiu, albo wprowadzają w stan zagubienia i lęku. Możesz poczuć pustkę lub chęć dalszej walki i życia... Słowa, które usłyszysz mogą sprawić, że poczujesz się nic nie znaczącym robaczkiem, bądź niemożliwie kompetentną osobą. To słowa sprawiają, że czujesz się piękna i atrakcyjna lub wpędzasz się w zdenerwowanie i lęk.
Słowa i Twój ich odbiór sprawiają, że czujesz, iż otoczona jesteś szacunkiem lub ignorowana, że jesteś przedmiotem złośliwości lub adorowania. Słowa doprowadzają Cię do śmiechu lub łez, radości, smutku i rozpaczy. 
Słowa doprowadzają Cię do gniewu i irytacji, złości i do tego, że zaczynasz widzieć świat w innych kolorach niż gdybyś naprawdę chciała
To przez SŁOWA chcesz uciekać bądź iść dalej do przodu..
Przez nie zaczynasz pić, nadużywasz leków, pożerasz ogromne ilości jedzenia, wypalasz więcej papierosów niż zwykle, albo odwrotnie... nie jesz, uciekasz od ludzi, czujesz się zdradzona i osaczona przez słowa, których nie rozumiesz.
Boli Cię głowa i mięśnie. Wszystko budzi Twą niechęć. Zamykasz się w sobie i nie chcesz niczego , od nikogo słyszeć. Stajesz się opryskliwa, szorstka i Tobie właśnie zaczyna brakować SŁÓW.
Słowa, które Cię wyśmiewają, poniżają, obrażają, odbierają godność, wiarę, nadzieję, zawstydzają, oszukują są jak nóż, jak trucizna, jak kula z pistoletu ... czasem tylko zadają ból, ale jak wyjdziesz z tego cało ...rany zostają choć zabliźniają się. To zostają.
Może być, że usłyszysz, że tylko Ty jesteś najważniejsza i tylko dzięki Tobie ktoś, może coś ... i wtedy poczujesz się ważna, zdrowa mimo urazu kręgosłupa i piękna mimo minionych lat.
I już nie chcesz uciekać, i nie czujesz napięcia, i świat mimo deszczu i kłębiących się nisko czarnych chmur wydaje się jasny, i piękny.
Otwierasz się na nowo, zapominasz o niewrażliwości ludzi, którzy wypowiadają SŁOWA.

SŁOWO... JEST  DROŻSZE OD WSZYSTKICH PIENIĘDZY... TWOJE SŁOWO... WIĘC JE SZANUJ... mówił do mnie tato. I tego całe życie się trzymałam. Jak coś powiedziałam nie tak... przepraszałam zawstydzona. Gdy się do czegoś zobowiązałam... wykonywałam, choć nie raz było to bardzo trudne, ale słowo się rzekło i kobyłka u płota stać musiała. Zdarzało się, że coś zbyt szybko, nieprzemyślanie obiecałam, ale cóż... powiedziałam, i wtedy nawet umownie mówiąc dokładając do tego interesu ...wywiązywałam się, bo przecież obiecałam. 
I do dziś tak mam, że dotrzymuję słowa nawet wtedy gdy jest to dla mnie niewygodne, i ja z tego tytułu ponoszę straty... nawet te finansowe. Robię to z szacunku do ludzi, a przede wszystkim (co zadziwić Was może) z szacunku do siebie. I chciałabym by SŁOWO było nie tylko silną bronią, ale balsamem dla duszy,  orężem dającym siłę i wiarę.

Ten post dedykuję Krzysztofowi Kręciszowi (dla znajomych Kubie). Jego inicjały k.k.
Oczywiście te inicjały to tylko zbieżność z pierwszymi literami kodeksu karnego  k.k. , choć może nie zbieżność.  Wrona, która przyleciała na mój balkon i zatrzymała się w celach żywieniowych szepnęła mi skrycie, że już to się stało.
Ale to wrona krakała. Powiedziałam jej, że nie ma tu jutro wracać na lunch, bo nie lubię plotek.
Swoją drogą Kuba, patrząc na ciebie zaczynam wierzyć w reinkarnację i bez zastanowienia mogę powiedzieć jakim zwierzęciem byłeś w poprzednim wcieleniu.

I jeszcze jedno... Wiesiu... zawsze odkąd sięgnę pamięcią mi pomagałaś i ufałaś choć wiedziałaś o mnie więcej niż chciałaś, nie oceniałaś, rozumiałaś i byłaś za mną i przy mnie.  Pamiętam i doceniam. Znasz mnie jak nikt, bo Ty jedna rozumiałaś  wszystko bez SŁÓW. I  dalej tak jest. Szkoda SŁÓW.


19:56:00

Na ławeczce

Na ławeczce



Ławeczka osłonięta daszkiem na przystanku autobusowym.
Na ławeczce przysiadła Stara Kobieta I jeszcze starszy mężczyzna o nieznanym imieniu. Nazwijmy go Kazik, to bardzo stare imię i pasujące do wymienionego.
Kazik, wysoki kiedyś mężczyzna, teraz lekko zgięty w pałąk. Ubrany czysto lecz niewyszukanie. Co chwilę poprawia przerzedzone włosy na głowie i spogląda ciekawie na Starą (użyjmy skrótu).
Stara siedzi z torbą z zakupami jedzeniowymi i niezadowolona długim oczekiwaniem na autobus, podjada z torby, a to kawałek bułeczki z makiem (a miała nie jeść pszennego pieczywa), a to parówki z szynki 96% mięsa jak zapowiadała etykieta (a miała nie jeść wieprzowiny), a to kawałek banana (a kupiła dla córki), a to śliweczki (a miały być na konfiturę), a to.....
- Apetycik dopisuje - odezwał się Kazik, uśmiechając szeroko do Starej
- Jak się denerwuję to jem – odrzekła Stara umiejętnie przesuwając wafelka (a jakże) na bok policzka
- Czym się denerwować może taka młoda i śliczna kobieta? – dopytywał Kazik
- Do mnie pan mówi...hmhełhmhheł...- z wrażenia zachłysnęła się Stara
- No tak, a widzi tu pani jakąś inną panią?- zapytał rezolutnie Kazik
hm...hpop.. czkawka dopadła łakomczuchę Starą i przez chwilę odpowiedzi nie było
- Nie powinienem pytać, bo kobiety o to się nie pyta, ale...
- Ile mam lat ? – podchwyciła Stara
- Nie gniewa się pani – skonfundowany lekko dopytał Kazik
- Ależ skąd... od trzech miesięcy 59, a pan ile jeśli wolno spytać
- 82- młoda damo... też od trzech miesięcy – uśmiechnął się znowu szeroko
-W ostatnim czasie nikt mi nie powiedział, że jestem młoda i do tego tak elegancko... damo (wypowiadając te słowa Stara zrozumiała, że stara jest dla młodych, a dla starych jest jeszcze młoda i Kazik spokojnie mógłby być jej tatą gdyby zadał się w swoim czasie z jej mamusią)
-To czym się tak pani denerwuje, że wyjada z tej siatki przez cały czas ?
- ...bo ten autobus tak długo nie jedzie, a ja śpieszę się i głodna już byłam
- Czasu pani ma dużo, co najmniej jeszcze dwadzieścia lat – kontynuował Kazik
- Tylko to inne dwadzieścia lat od tych co były od dwudziestki czy nawet czterdziestki... melancholijnie (bez jadła w ustach, tym razem) odpowiedziała Stara... dodając jeszcze, że teraz akurat to chodzi jej o czas, żeby jak najszybciej być w domu, bo..., ale to nieistotne.... zawiesiła wypowiedź.
- A ja bym chciał mieć jeszcze dwadzieścia lat do przeżycia. I wiem, że będą one różniły się od tych poprzednich, które przeżyłem, ale bardzo bym chciał. Bez względu na wszystko – melancholijnie, ale pewnie stwierdził Kazik. A tak w ogóle to ja Janusz, Janusz Wolny jestem - dodał jeszcze.
- Miło mi Kaziku (tak go w myślach nazywała) znaczy Januszu – poprawiła się szybko Stara i błysnęła najsłodszy z jej repertuaru uśmiechem
- A gdybym miał przy sobie kobietę z takim apetytem to mógłbym jeszcze pokusić o następną dwudziestkę do przeżycia, bo ja nie tylko z nazwiska Wolny jestem, w życiu też i mógłbym wiele toreb z jedzeniem jeszcze przynosić do domu – zagadał z łobuzerskim, młodzieńczym wręcz uśmiechem Janusz.
- O, przyjechał mój autobus – Stara podniosła się z ławeczki
- To nie mój numer, ja jeszcze muszę poczekać – wydawało się, że ze smutkiem powiedział Janusz spoglądając na wchodzącą do autobusu Starą
- Pa, życzę szczęścia – pomachała mu wolną ręką Stara, a jednak młoda jak usłyszała.
- Patrzyła przez szybę autobusu na starego mężczyznę, ale rozmowa z nim przekonała ją, że on jeszcze bardzo młody jest, może nawet młodszy od tych z później wystawionym peselem.

Czuła się lekko wysiadając z autobusu mimo ciężkiej torby zakupów.

Nie, nie zjadłam wszystkiego. Wcale nieśmieszne to przypuszczenie.
I młodo się czułam. Młodo jak nigdy dotąd.



20:04:00

Jesienne marudzenie... o rety!

Jesienne marudzenie... o rety!

No to cóż... mamy jesień... w kalendarzu... bo w  życia jesień Stara Kobieta już weszła. 
Nie, co ja kręcę. Jesień właśnie mi się kończy... w przyszłym roku wejdę w zimę.
A to jeszcze trochę się nacieszę.
Kiedyś jesieni nie lubiłam, ale teraz raduję się jak nadchodzi. Lubię jej kolory, dojrzałość i bogactwo w każdym wymiarze. Szkoda tylko, że tak wcześnie ciemności nadchodzą i tylko w sztucznym świetle późniejszą porą dnia można oglądać świat. No i lubię, bo można pozakrywać co się da i poubierać tak, że przeciwnika zmylić się da (przeciwnika znaczy samca, faceta czy jak to się zwie). I tenże musiałby najpierw zdjąć pończoszki, żeby zobaczyć, że ta noga niby zgrabna i powabna, ale z cellulitem od kolan (chociaż kolana nie tknięte jeszcze nadmiarem gromadzącej się wody). Przedziałek między piersiami zakryty jedwabnym szalikiem prowokuje i daje nadzieję, a tam dwie pomarszczone tykwy upięte w zgrabny staniczek. Od spodu w nim push - upy  oszukują wzrok ewentualnego napaleńca, co wzrok już mu z racji wieku nie domaga. Bo taki, co mu domaga to nie spojrzy inaczej niż na zgniłą pyrkę, która nie wiadomo po co się jeszcze po ziemi toczy.
Tą  czy tę? W każdym razie oponkę między wzgórkiem (wiecie jakim) poprzez pępek do początku piersi zakamuflowć można gorsecikiem, albo elastyczną koszulką, którą trzeba wkładać przez nogi, bo przez głowę to można przypadkowo utknąć i tylko nożyczki mogłyby rozwiązać, a raczej rozciąć sprawę, ale jak do nich dotrzeć w takim stanie. 
Jeszcze te ramiona w swoim czasie niewygimnastykowane i przeistoczone w skrzydła falująco-wachlujące. Na to też jest sposób... upychamy je w obcisły długi rękaw, który jest na czasie, bo zimno jest przecież. Albo bluzeczka bez rękawka, a na to żakiecik z podniesionym zalotnie kołnierzykiem, przy okazji osłoni szyję niegdyś łabędzią obecnie zmęczoną unoszeniem ciągłym wysoko głowy co by nie widać było drugiego podbródka i chomiczków po bokach.
Co  tu jeszcze schować... o rękawiczki na dłonie pomarszczone, bo nie używało się tych ochronnych i Ludwikiem zmywało bez zabezpieczenia. Ciąży z tego nie było, ale zmarchy pozostały. Jeszcze żyły jakieś się niebieszczą i wystają. Istna zgroza, co z tego, że paznokcie pomalowane jak krzywo, bo okulary źle dopasowane.
Ten wzrok już 4.5 do czytania i w dal 2.5, ale trudno wymagać jakiejś precyzji przy okularach kupionych razem z gazetą, która nie tyle do czytania co do podłożenia pod koszyk  malowany na kolor nadziei aktualnie była pożądana.
Do tego ten tyłeczek zbyt płaski i mały, że spodnie na udach obciągnięte, na biodrach spadające. Może pośladki wypełnić równiutko pampersami i przytrzymać specjalnymi gatkami z gumkami. I zgrabnie i ciepło by było. Jest to jakiś pomysł, ale gdyby tak nieprzypadkowo zupełnie ta gracja z tyłu by kogoś zmyliła i chciał jej sprężystość uszczypnięciem sprawdzić? Oj, to zwykła wpadka by była.
Ale to marzenia... całkiem nierealne. Ale takie przyprawiane zady zwane turniurami to moda z XIX w. O takich Gabriel de Lautrec mówił, że przewracają w głowach kobietom. Więc pozostanę przy swojej płaskości byleby ta figura dla zwykłej hecy nie zamieniła się z przodu, i z tyłu w zwykłe plecy.
Choć plecy to poważna sprawa... warto je mieć i z lewa i  z prawa, i jeszcze chody mieć dobre czyli wejścia dla uprzywilejowanych, które wszystkie sprawy ułatwiają, przyśpieszają i załatwiają jak ty, a nie procedury, przepisy i inne takie chcą, nie uwzględniając racji twoich, bo one w systemie są. A system, to wiadomo dziś sprawa podstawowa. System dziś rządzi, a ty jesteś tylko trybikiem, numerkiem, bezdusznym karzełkiem, nieważnym zupełnie.







I tak to od jesieni, do ukrywania, znaczy kolorowego ubierania przeszliśmy do bardzo ważnej sprawy. Sprawy załatwiania tego i owego, żeby łatwiej w życiu mieć, a czasem zwyczajnie normalnie mieć. Co trudne jest niesamowicie gdy stosunki musisz, a to z ZUS-em, a to ze Skarbówką, nie daj Boże Sądem mieć. A jak już rozboli noga i do lekarza musisz iść, a ten od lewej jest też właśnie chory, a ciebie złośliwie właśnie lewa boli?
Tak, że plecy warto, i to wszędzie mieć, i stosunki nawet zawierać (choć głupio to brzmi) zwłaszcza wtedy gdy masz już swój wiek. Nie są one tak pełne rozkoszy jak te z młodości, bo to stosunki z systemem, organami (choć okropnie to brzmi, nie tyle płciowymi) co z administracyjnymi na porządku być muszą, a te nie zawsze ( a raczej zawsze na pewno) raczej rozpaczliwe są niż tkliwe.

Ale ja mam takie szczęście choć nie mam odpowiednich pleców i stosunków, że we wszystkich urzędach i ich systemach, dostaję na moje pisma.... bez zbędnego czekania, odmowy... od ręki. 

Ale czasu zmarudziłam, jeszcze ktoś pomyśli, że ja narzekam. A to nieprawda. Codziennie z uśmiechem wstaję, bo szkoda czasu na narzekanie i wiem , że od mojego nastawienia cały dzień będzie zależał. A mi bardzo na każdym zależy, a że czasem pomarudzę... Tak być musi... dla oczyszczenia.
P.S.Spotkałam się dzisiaj z Weroniczką, moją przyjaciółką od lat 27 (jak to dzisiaj ustaliłyśmy), o której przeczytacie następnym razem, bo zaiste to bardzo ciekawa kobieta.... i ludzki człowiek (co śmiesznym się wydaje nazwać kobietę człowiekiem, ale o tym innym razem). Zmieniłam zdanie, przedłużam tę jesień jeszcze o lat pełnoletnich 18. A później zobaczymy co dalej.



17:34:00

Jej portret... prawdziwy, niewymyślony

Jej portret... prawdziwy, niewymyślony

... Krystyna... kobieta o silnej indywidualności i charakterze. Niesłuchająca nikogo, przywykła stawiać zawsze na swoim bez względu na ocenę innych. Zakochuje się w o wiele starszym mężczyźnie. Mimo sprzeciwu całej rodziny, poślubia go. Mają dzieci... Mimo szczerej miłości, namiętności nieustającej i wręcz niepojętemu porozumieniu, niemalże bez słów, w ich dni wkradają się niezrozumiałe smutki.  Coraz bardziej odzwierciedlająca się w ich relacjach różnica charakterów, być może wynikła z różnicy wieku, która wraz z upływającym czasem staje się jakby bardziej głęboka, jakby bardziej ich rozdzielająca..., oddala ich od siebie. Krystyna ciężko pracuje, żeby zapewnić rodzinie nie tylko zwykłe utrzymanie, ale też dobrobyt.  Mąż jej nie wspiera. Zajmuje się mało istotnymi sprawami, których ona nie podziela. Zajmuje go ponadto jeszcze zazdrość o nią. Ta zazdrość jest niewytłumaczalna gdyż Krystynę absorbują  tylko rzeczy i sprawy  istotne dla rodziny. Angażuje ją praca, która daje im wszystkim utrzymanie, a jej również zadowolenie.  Ona jest ciągle młoda, piękna, zatrzymuje na sobie wzrok innych mężczyzn. Krystyna zdaje się tego nie widzieć, za to jej mąż i owszem. A czego nie widzi to dopowiada sobie, wymyślając jakieś nieistniejące sytuacje. To burzy spokój ich związku. Wkrada się nieufność, która rości sobie prawa do oskarżeń. Ta zazdrość zabija już i tak nadwątlone ich uczucia.  Jest szacunek, nie ma przyjaźni i pożądania. Krystyna czuje się z tym źle, że tak niesłusznie zostaje przez męża odtrącona. Więc gdy na jej drodze pojawia się mężczyzna, który wydaje się, że ją rozumie, o nic nie oskarża, nic nie ma za złe, to ona to łapie. I trzyma tego.  Znowu czuje się jakby to było pierwszy raz, jakby się przedtem nic nie zdarzyło, przedtem nic nie było. Tylko tu i teraz, i ten raz.  Zakochuje się. Traci panowanie nad zmysłami i wolą. Poddaje się temu uczuciu. Teraz przynajmniej wyrzuty męża o zdradę przyjmuje pokornie i spokojnie, bo teraz są one prawdziwe. Teraz na nie zasługuje. Już się nie wścieka, że on jej wymyśla, że ją atakuje. Ona mu spokojnie przytakuje. U niego to nic nie zmienia, myśli po prostu, że taką taktykę obrony przyjęła. A ona po prostu prawdy mu nie odbiera. Przynajmniej wie za co cierpi czasem nawet inwektywy pod swoim adresem odbiera spokojnie. Teraz one jednak jej nie bolą i nie ranią. Wszakże posądzenia są jak najbardziej prawdziwe, rzeczywiste. Jednak rodzina jest dla niej najważniejsza i przypomina sobie często cudowne chwile ze swoim mężem, które pielęgnuje w pamięci wytrwale. I myśli o dzieciach, których narodziny zawsze były dla niej czasem wyjątkowym, kiedy czuła się wyróżniona i najszczęśliwsza pośród szczęśliwych. Myśli często o dobru i z czego wypłynęło, pozwalając skutecznie zapomnieć o złu, którego ślady trwałe ma też na swym ciele. 

Kochanek nie jest jej wierny. Po czasie okazuje się, że niewierny jest nie tylko w miłości. Niewierny jest też innym zasadom. Tym, które dotyczą  pracy i pieniędzy. Krystyna jest pogubiona. Nie ma z kim podzielić się swoimi troskami, a nawet nie bardzo też chce. Topi smutki w alkoholu, ale one są świetnymi pływakami i ciągle wypływają na wierzch, i to ze zdwojoną siłą. Armia trosk, a co za tym idzie smutków jest coraz poważniejsza. Wsparcia znikąd, a jeśli przychodzi to Krystyna jest nieufna i nie słucha. Traci przyjaciół, którzy już nie mają siły, albo po prostu byli przyjaciółmi dopóty, dopóki im to było wygodne. Wszyscy mają do niej pretensje. Ona już gubi się w tym o co. Stara się odbudować to co straciła, nie szukając winnego tylko chętnego do pomocy jej w tym dziele.  Chce wrócić do tego co było, ale śmierć męża udaremnia próbę przerwania kryzysu w małżeństwie. Zostaje sama. Traci majątek i pozycję, na którą tak wiele lat pracowała. Odchodzą od niej dzieci niezadowolone z takiego obrotu sprawy. Winią ją za wszystko, nie przypisując  nic dobrego. Łatwiej godzą się z utratą ojca niż majątku, chociaż wkładu w jego pozyskiwanie nie mieli żadnego. Mieli wszystkiego za dużo i za łatwo im przychodziło, ale to w owym czasie nic ich nie obchodziło. Jak później zresztą też. Najstarszy syn przywłaszczył sobie wszystkie pieniądze po sprzedaży ich wspólnego, wielkiego mieszkania. Tak też stało się z samochodem. Młodszy zajął się złotem i srebrami olbrzymiej wartości. Starsza córka z własnej woli Krystyny dostawała od niej i pieniądze, i kredyty na nią wzięte jak również lodówki, pralki, meble co tylko zapragnęła. O pieniądzach wyjętych ze skarbonki najmłodszej córki, nie byle jakiej wartości nie wspominając. Teraz dzieci Krystyny stać  tylko na  jej ocenianie i roszczenia. Odchodzą do swojego życia. Gdzie popełniła błąd? Nigdy ich nie zostawiła. Teraz one zostawiają ją. Zostaje z najmłodszym dzieckiem. Próbuje wszystkiego od nowa, od początku. Jakby tamtego końca nie było. Jakby niczego nie było. 

Buntuje się przeciwko porażkom i niepowodzeniom, przeciw ludziom, którzy jej nie rozumieją, przeciwko czasowi, który jej nie pomaga. 
Nie szuka jednak winnych.... wie już teraz, że to wszystko co było i  ją spotkało, to był właśnie sens jej życia. Jej był taki właśnie. Każdej kobiety jest inny. Ale to życie jest właśnie.  
Krystyna znowu buduje. Buduje na podwalinach wszystkiego dobrego co ją w życiu spotkało, a spotkało ją wiele dobrego. Bo pamięć do dobrego ma bardzo dobrą i ją to właśnie pielęgnuje.... pamięć tych dobrych chwil. I to ma właśnie sens.
Zaczyna wszystko od początku, w innym miejscu, czasie i z kim innym. Nadzieja jest tylko wciąż ta sama, że będzie jak wtedy ... na samym początku, kiedy pierwszy raz budowała swój dom... oazę bezpieczeństwa.

Udaje jej się odzyskać utraconą pozycję materialną. Staje się pewna. Wprawdzie nie odzyskuje starszych dzieci, ale wie, że mają się dobrze. Są szczęśliwe. A to najważniejsze. 

Teraz czas na jej miłość w tym nowym wymiarze. I ona przychodzi znienacka.
Miłość jest wtedy kiedy wiesz, że bez tej drugiej osoby nie możesz żyć. Drugi mąż Krystyny, jak się okazało, że więcej nie może nic jej zabrać, co znowu miała, bo wszystko już wziął... zrozumiał wtedy, że może bez niej żyć.

Taki sens tego życia Krystyny. 
Krystyna znowu buduje od nowa. Buduje na podwalinach wszystkiego dobrego.........
zaczyna wszystko od początku, w innym miejscu i czasie....Nadzieja jest tylko wciąż ta sama......

Czy czegoś żałuje?
TAK.  Tego, że dając od siebie, nie wymagała nic w zamian. Taka postawa sprawiła, że jej starsze dzieci nie doceniły jej ani jako matki, ani jako człowieka, a jej drugi mąż zabił w niej miłość, którą dla niego miała.  
I czasu, który być może trochę roztrwoniła czekając z lepszego dnia, na lepsze jutro, a tu..

Czy czegoś się nauczyła?
TAK. Pokory, cierpliwości, że nie może się nigdy poddawać tylko iść, ciągle iść do przodu.  Taki sens jest jej życia
TAKI JEST JEJ PORTRET...  prawdziwy i niewymyślony. 




Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger