15:55:00

Koronawirus testem...

Koronawirus testem...

Tyle się mówi teraz o zwiększeniu ilości testów na koronawirusa, wszystko dla naszego bezpieczeństwa. Nie jestem lekarzem, tym bardziej wirusologiem, żeby wypowiadać się na temat wirusa, który z koroną dodatkową potrafi zabijać zarówno biednych jak i bogatych, i tych z koroną na głowie, i tych z gołą głową. 

To, że jest taki wszechobecny,  że tak potrafi wszędzie dotrzeć, zmienić wszystko o 180 stopni... jest  przerażające... jednocześnie pozwala na spowolnienie naszego działania i zastanowienie.
Nieznany dotąd wirus zaczyna rządzić światem... wymagający testów wirus sam w sobie jest testem dla ludzi.
Testem nie tylko jak żyć w tej nowej rzeczywistości... nowe sytuacje wytworzone przez wirusa zaczynają obnażać nas, pokazywać prawdę o nas, o naszej codzienności, o relacjach z innymi ludźmi, o kondycji naszej rodziny... otwierają się nam oczy na sprawy, o których wcześniej nie myśleliśmy... priorytety ulegają przewartościowaniu... . Test "koronawirus" - na naszą empatię, na nasze postrzeganie świata, na umiejętności przystosowania się do nowej sytuacji, na odwagę...

A - Akceptacja. Trudno zaakceptować coś z czym się nie zgadzamy. Ale skoro nie możemy tego zmienić, to może lepiej znaleźć rozwiązanie w celu przystosowania się do nowej sytuacji.

B - Bierność. Wiedząc nawet, że mamy niewielki wpływ na koronawirusa… to nie możemy się jedynie biernie przyglądać i dzielić wiadomościami z telewizji, z radia i neta... możemy działać w swoim małym zakresie pomagając tym najpierw sobie, a potem innym. Poczynając od mycia rąk, przestrzegania zaleconych zasad plus pomaganie w bezpieczny sposób innym osobom. 
Czasem wystarczy rozmowa przez telefon, czasem zakupy zostawione pod drzwiami...

C - Czas. Nie ma nic cenniejszego niż czas. Żadne pieniądze, ani skarby tego świata nie wynagrodzą nam uływającego czasu, w którym żyjemy. I co się dzieje? Nagle stajemy, choć czas się nie zatrzymuje i dalej, i wciąż płynie. Stajemy... większość z nas nie może wykonywać codziennie dotąd wykonywanych prac, uczyć się, pasjami cieszyć... inna część pracuje w dotąd nieznanych, przymusowych i wymagających odpowiedzialności, a także odwagi warunkach.

D - Dobro. Jest okazja by być dobrym. Zatrzymać się na moment i zobaczyć, że wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji walki z latająjącym koronawirusem, ale...? Jedni z nas mają łatwiej, bo są zdrowsi, młodsi, w lepszej sytuacji finansowj, bądź mają więcej siły, zwyczajnie optymizmu... mogą się tym zwyczajnie podzielić. Dobro jest dwustronne... jedna strona udziela dobra... druga otrzymująca daje wdzięczność, która też jest dobrem. I robi się jaśniej.

E - Empatia. Czy potrafimy zapomnieć, nie osądzać... oddaleni od ludzi w swoim codziennym biegu, potrafimy zobaczyć coś ponad swój cel, do którego dążyliśmy, a teraz wirus niewielki... zatrzymał nas i sami tkwimy w strachu, niepewności.

F - Filantropia. To jest odpowiedni czas by pogmerać w swojej głowie i duszy, i być może to moment żeby odnaleźć w sobie  powołanie. Warto się zastanowić co i ile możemy z siebie dać.

G - Geriatria. Co będzie jak starzy ludzie wymrą? Skąd będziemy czerpać wiedzę, na czyim doświadczeniu się opierać, gdy nie damy im szansy na przeżycie? Bo koronawirus panuje, a chore serca, bóle gastryczne, kręgosłupa sztywnienie? Nikogo już nie interesuje? Jak my dzieci starych rodziców zaopiekujemy się nimi teraz... tak nasze dzieci kiedyś zadbają o nas. Jaki przykład im damy? Czy nie zrejterujemy z dbałości o starych ludzi tylko w trosce o młode jednostki, bo całe życie przed nimi... a starzy już się nażyli.  

H - Higiena. Dbamy, żeby dobrze wyglądać... elegancko ubierać... i nagle okazuje się, że najważniejsze jest mycie rąk. I od niego zależy ilu z nas jeszcze będzie cieszyć się tej wiosny z kolorowych ubrań i biegania po łące.

I - Infekcja. Jak infekcja, jak wirus niewielki, choć koronowany potrafi z niewinnych ludzi zrobić ofiary? Czy ta lekcja nauczy nas dbałości, pokory... uwrażliwi na inne niż materialne problemy? Te oczywiście są ważne i po tej pandemii okaże się ilu z nas zostanie bez pracy i tym samym bez środków do życia... co będzie następnym dramatem. Jak sobie poradzimy, na kogo będziemy mogli liczyć i  czy będziemy mieć w sobie tyle siły, odwagi, pomysłowości, żeby sobie poradzić, a nie załamać. To jest test na siłę człowieka.

J - "Jakoś to będzie", czyli wbrew wszystkiemu, na przekór autorytetom, wiedzy, modom… z nonszalancją pewności siebie, żeby szczęście wykreować sobie pomimo wszystkich niesprzyjających warunków i zdarzeń... czy się to uda w dzisiejszej teraźniejszości zdominowanej przez koronawirusa, który tak niewinnie, jakby od niechcenia … jednym kichnięciem, kaszelkiem niewielkim wprowadził takie zmiany na ziemskim globie, że zdaje się, że życie na nim zamiera. Zamiast uśmiechu i radości odczuwamy paraliż... . Zawsze przeciwna byłam temu sformułowaniu "jakoś to będzie", ale w obecnej sytuacji niczego nam tak nie trzeba jak optymizmu zwariowanego i poczucia humoru, nawet czarnego. Koronawirus to test na nasz optymizm.

K - Kwarantanna. Przymusowe, czasowe ograniczenie naszej wolności. To test na odpowiedzialność wobec siebie i bliskich, ale także nieznanych nam osób.  Czy potrafimy być sami ze sobą nie wychodząc do pracy, nie spotykając się ze znajomymi, nie ćwicząc mięśni w siłowni tylko wyciągając na karimacie? A jeśli z rodziną, z którą normalnie mijamy się co rano przy łazience i spotykamy dopiero wieczorami... a teraz 24 h skazani jesteśmy na małym kwadracie, by razem przebywać... to jak sobie z tym damy radę? To jest test na to czy i jak bardzo jesteśmy sobie bliscy. Czy w ogóle się znamy?  

L - Ludzie. Ludzie są ważni. ''To po cóż on od ludzi ucieka, bo on kocha w człowieku ludzkość, nie człowieka" Czy potrafimy być ludzcy wobec siebie, nie tylko skupieni na sobie? 

M - Macierzyństwo. Test na ogarnianie swych pociech na okrągło bez żłobków, przedszkoli, szkół i uczelni... czy potrafimy z nimi nawiązać jeszcze bliższe relacje czy z byle powodu wybucha kłótnia, bo każde z dzieci ma inne potrzeby i wymagania. Tak rodzi się rozdrażnienie. I oto ono należy zamienić w coś pozytywnego i tutaj od naszej kreatywności i spokoju zarazem zależy dobre rozwiązanie. Bliskość z dziećmi, choć przez sytuację wymuszona,  w przyszłości może procentować, albo przynajmniej wyciągniemy z tego niezłe nauki. To test na naszą rodzicielską dojrzałość.
i jeszcze Miłość jest na M...
Miłość. Tylko ona może pomóc i zaradzić. Czy mamy jej w sobie dość by obdarzyć nią więcej niż zwykle osób. Czy nasza miłość jest tylko w słowach, czyli płaska lub nadęta, w zależności od użytych słów? Czy czynami potrafi się wyrazić? Takimi, które zapominają o miłości własnej... są tylko na użytek innych. To test na miłość prawdziwą.

N - Nauka. Jest okazja, żeby dany, niejako wymuszony wolny dla nas czas przeznaczyć na poszerzanie horyzontów poprzez czytanie, oglądanie interesujących filmów, zainwestowanie w siebie wiedzy, na którą dotąd nie było czasu. To test na to czy traktujemy poważnie nasz rozwój umysłowy i czy nam zależy na nim.

O - Odwaga. W wielu aspektach... ważniejszych i mniejszych. Odwaga tych co pracują na pierwszej linii z chorymi, tych co w aptekach i sklepach spożywczych dbają o to byśmy mieli co jeść... odwaga by dać sobie radę ze swoimi frustracjami, które teraz jeszcze bardziej wybuchają w nas demonami, bo nie umiemy poradzić sobie z ograniczeniami.

P - Przebaczenie. Wszyscy jesteśmy na równi pochyłej... koronawirus rządzi... to jest moment by zapomnieć urazy, wyciągnąć rękę i przebaczyć. Zacząć wszystko od nowa. Test na umiejętność zakopywania złej przeszłości i pamiętanie o najważniejszej, o teraźniejszości.

R - Relacje ludzkie. To jest test na  to czy potrafimy współżyć z ludźmi na różnych płaszczyznach czy traktujemy ich tylko instrumentalnie. 

S - Samotność. Samotność szkodzi zdrowiu. Brak silnych relacji z ludźmi prowadzi do choroby, do skrócenia życia. To najgorsze co może spotkać człowieka ... żyć nie kochając i nie będąc kochanym... samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa, tylko z brakiem poczucia bezpieczeństwa, brakiem zaopiekowania. Koronawirus to test na to, czy stać nas na to by zaopiekować się kimś kogo kiedyś odepchnęliśmy od siebie, wskutek kłótni, nieporozumienia, nawet wyrządzonej krzywdy. Ale teraz jest czas do naprawienia wszystkiego i wspomożenia biednego osamotnionego człowieka, Stać nas na to? Samotność łączy się ze strachem. Czy potrafimy mu się nie poddać, nie ulec panice? Zewrzeć siły w sobie i walczyć?

T - Tradycja. Śluby z weselami... zgony z pochówkami łączonymi ze stypami, imieniny u cioci, złote gody rodziców, wielkie urodziny 80-te i te osiemnastki wprowadzające w życie... wszystko trzeba ograniczyć. Ale kocham i będę z Tobą do końca życia można przysiąc bez oprawy wielkiej, bo wszystko najważniejsze jest w osobach, których ta miłosna przysięga dotyczy. Z drogi pod górkę i bólu po drodze rodzą się piękne rzeczy. To dopiero jest test... jak cieszyć się bez tłumu bliskich, jak dzielić bez obecności ich radość. Jak smutku nie dzielić z innymi i żegnać samemu kochaną osobę? To jest test na odporność. Najtrudniejszy z testów.

U - "Uważność jest ścieżką ku Bezśmiertelności, nieuwaga jest ścieżką ku śmierci. Uważni nie umierają, nieuważni są już martwi" Budda. Jak bardzo w tej naszej teraźniejszości potrzebna jest nam uwaga i rozwaga. Koronawirus to test na to czy tacy jesteśmy... uważni i rozważni.

W - Wiara i nadzieja, że damy radę pokonać niewidzialnego, ale jakże groźnego wroga COVID - 19. To test na siłę naszej wiary we własne możliwości. Nie narażając siebie jednocześnie chronimy innych.

Z - Zdrowie. Okazuje się, że zdrowie jest najważniejsze. I cokolwiek by chwilowo wydawać nam się mogło innego, bo młodzi, silni i bogaci jesteśmy... to bez zdrowia dobrego nic nam z tego wszystkiego. Koronawirus to oprócz testu, który otwiera oczy i daje wiele informacji o życiu... to szybki kurs dojrzewania dla tych lekceważących dar, jakim jest życie.

Z każdej literki tego alfabetu wynika jedno: koronawirus to test na nasze człowieczeństwo, na sprawdzenie siebie w konfrontacji  z problemami wyższej niż zazwyczaj rangi, to odkrywanie siebie i innych na nowo. To sprawdzian odwagi, weryfikacja tego co było w zderzeniu z nową sytuacją, to test na solidarność, na umiejętność pokonywania trudności, na zdolność radzenia sobie w trudnych chwilach... test na miłość, przyjaźń, na wiarygodność, wytrzymałość... . Test dający możliwość wglądu w swoje własne ja, przeanalizowanie swojego postępowania w życiu. To doświadczenie umożliwiające wprowadzenie zmian w postrzeganiu świata, które mogą prowadzić do czegoś dobrego. Stres, który dotyczy tej nowej rzeczywistości niekoniecznie musi prowadzić do depresji, może doprowadzić do przeprowadzenia remanentu w swoich sprawach i sprowadzić wszystko na inne drogi... niekoniecznie złe... inne... co może być otwarciem na coś wyjątkowego.

Koronawirus… test na Twoją osobowość... na to jak traktujesz obcych ludzi, czy odcinasz się od świata, czy chcesz być jego uczestnikiem mimo wszystkiego złego, czy potrafisz relaksować się nawet w chwilach zagrożenia, czy potrafisz się inaczej ukierunkować w przypadku zmiany miejsca w Twoim życiu? Co jest ważniejsze dla Ciebie, organizacja pod sznurek wszystkiego czy elastyczne podejmowanie decyzji, czy jesteś energiczny i zmotywowany nawet gdy czujesz, że wokół destrukcja panuje? Co ważniejsze dla Ciebie praca czy kreatywność, czy masz problem ze zrozumieniem innych? Co lepiej Ci wychodzi... planowanie czy trzymanie się projektu? Co  kieruje Twoim życiem... emocje mają władzę nad Tobą, czy potrafisz je okiełznać? Nierealistyczne idee, niepraktyczne aczkolwiek intrygujące... czy potrafisz je od siebie odsunąć na rzecz konstruktywnego działania w imię dobra?  Co ważniejsze: logika czy uczucia? Swobodny wybór czy lista zadań?
Czy sam czując się niepewnie potrafisz wskrzesić w sobie energię by pomóc komuś innemu?
Czy pracując zwykle sam, teraz zaczniesz współpracować, bo chwila tego wymaga?
Czy potrafisz przejąć inicjatywę w działaniu nie tylko dla własnej chwały, lecz w imię wyższych wartości?

Potraktuj koronawirusa jako test swojej własnej dla siebie wiarygodności. Wyciągnij z czegoś paskudnego coś dla siebie dobrego. Najważniejsze: nie poddawaj się :-)))


11:05:00

Jak dziewczynka zmienia się w kobietę?

Jak dziewczynka zmienia się w kobietę?

Nim stanie się kobietą dziewczynka mała, to przez mamę, tatę, babcię czy innych w rodzinie do życia jest przygotowywana.  Z różnymi formami zabaw, nauki zapoznawana. Tak jest od zawsze... najpierw mała słodziara albo grandziara, a potem czas pokazuje jak została wychowana. Jak to pokazywanie świata przez dorosłych i czas, w którym wzrastała odbije się na jej życiu dorosłym.

Takie przemyślenia właśnie mam, jak to się stało, że jestem taką dzisiaj, a nie inną kobietą... jaki wpływ i czy w ogóle miały na mnie moje dziecięce zabawy.
Pamiętam lalki szmaciane... jedna w luksusowym kapelusiku z kręconymi, czarnymi lokami, druga z żółtymi warkoczami. Ale one tak bardzo mnie nie interesowały, jak plastikowa wielka lala z wykręcanymi nóżkami rączkami, i niebieskimi oczami. Tą można było przebierać i wozić w drewnianym wózeczku na małych kołach, które bardziej hamowały niż się poruszały.
Jako mama tej Zosi, bo tak się nazywała owa lala, bardzo o nią dbałam, choć wieczny kłopot z nią miałam, bo co rusz to jej rączka lub nóżka odpadała. Ale mój tato dzielnie mi pomagał i za pomocą drucika i gumeczki na nowo te odpadnięte nóżki czy rączki instalował.

W każdym razie dobrą byłam mamą, wiele z Zosią rozmawiałam, paluszkiem groziłam, czasem pokrzyczałam... zupełnie jak moja mama... czy też książeczki na niby czytałam. Na niby, bo tekst książeczek z głowy brałam. Z tego co z czytania mi przez tatę zapamiętywałam.
Na swoją wymyśloną rodzinę przekładałam emocje, słowa i czyny z mojego prawdziwego życia. Tyle, że moje dzieci miały siostry, a ja jedynaczką byłam, czyli sama.

Nim do zabawy dostałam prawdziwy telefon, gdzie tarczą można było obracać i dzwonić do wymyślonych osób w sprawie skarg i zażaleń, bo to prawdziwe już biuro było z karteczkami, piórami, stalówkami i kałamarzami... to kartonik sklejony z brystolu z tarczą na pinezkę przytwierdzoną spełniał tę rolę. Kopystka (taka drewniana łyżka) przytwierdzana na sznurek udawała słuchawkę telefonu.

Przyszły Święta Bożego Narodzenia i gwiazdor spełnił moje w liście do niego, umieszczone życzenia... zapotrzebowania;-)  I zdobył telefon koloru beżowego z brązowymi cyferkami na tarczy, a do tego kasę niebieską z czerwoną rączką do kręcenia. Jak się nią kręciło, to w okienku na białej taśmie przekręcały się cyferki. To już było prawdziwe biuro.

Z drewnianych kolorowych klocków można było umeblować to całe poważne przedsięwzięcie, a potem uzupełnić plastykowymi, co miały zęby i jedne w drugie wchodziły (takie dzisiejsze klocki lego).
Ale największa zabawa była gdy świecowymi kredkami można było w malarkę się zabawiać. Różne obrazki rysować, potem pinezkami do biblioteczki przypinać i wystawę robić. Co niestety nie spotkało się z uznaniem mamy, bo w szafce dziury powstały... choć obrazkami zachwycona była bardzo.

Rysować, malować farbami, wymyślać różne kombinacje z papierów kolorowych... klejem roślinnym, albo takim z mąki zrobionym przyklejać kwiatki  znoszone z łąki czy powycinane ze szmatki... o! to lubiłam bardzo. Też stroić się przed lustrem, ubierać w mamy szmatki i chodzić w jej butach na wysokim obcasie.
Ale to czyniłam raczej podczas jej nieobecności ;) Nawet przy tacie, bo jego to bawiło.
Korale mamy też budziły moje zainteresowanie. Te się ze sznurka zdejmowało, a raczej sznurek rozrywało, do pudełeczka chowało i na podwórko ruszało.
Tam z koleżankami, nimi  do wykopanych dziurek pstrykało i jak się nie miało szczęścia to...  uf ;-) było po koralach, albo jeszcze więcej ich się zyskiwało.
Największe zdobycze to kolorowe, mieniące się kryształki, albo perełki były. O pospolite koraliki w kształcie pokrojonych rurek, nawet najbardziej kolorowych niechętnie się grało. Z takich kolorowych rurek mama utkaną  przepiękną serwetkę na stół miała.
Miała, to dobre określenie... bo nożyczkami wszystkie sznureczki poprzecinałam i zamiast serwetki spory stosik uzbierałam.

I mimo, że to były zwykłe rurki - ich ilość na koleżankach niezmierne wrażenie wywierała.
Gdy ja, dziewczynka koraliki mamie podbierałam w celu rozgrywania turniejów z innymi dziewczynkami, o jak największe i najpiękniejsze zdobycze koralowe, to chłopcy kapslami pstrykali po wyrysowanych na asfalcie, albo patykiem w ziemi... torami... 

Potem przyszło przeskakiwanie przez gumę od majtek na różnych poziomach, od kostek po uda rozciągniętych między dwoma graczkami, gdy trzecia różne figury z tą gumą wyczyniała, aż zrobiła tzw. skuchę i w graczu następowała zmiana.
Były też fikołki i zwisy na trzepaku, gra w klasy namalowane kredą na chodniku, czy podskakiwanie  na... też kredą narysowanym pajacyku. Zabawa w chowanego po klatkach schodowych, krzakach, śmietniku, to codzienność podwórkowa.

Aż przyszedł inny etap w życiu: szkoła.
Szkoła zmieniła wszystko... książki otworzyły nowe świata postrzeganie. Do tego chłopcy w jednej klasie, z którymi dotąd nie było wspólnych zabaw, nie mówiąc o zainteresowaniach.

Pierwszy dzień szkoły. Tak się zdarzyło, że nie było dla mnie żeńskiej pary i ustawiono mnie w parze z chłopcem. Na imię miał Witold i głowę w kształcie kromki od chleba (zresztą nazwisko też w tym stylu ;-) ) podłużną nieco, przepiękne oczy osadzone blisko, tuż tuż pod brwiami. Wtedy tego nie widziałam... byłam niezadowolona, albo raczej przerażona i się koncertowo rozryczałam. Witek nie! Uśmiechał się tylko zdziwiony. On w domu miał dwie siostry, więc to dla niego normalka stać koło dziewczynki. Ja jedynaczka bez kontaktu z chłopcami... och to trauma była;-) .
Szybko się jednak jej pozbyłam,  przez to, że szkoła dla mnie zjawiskiem cudownym była... światem wspaniałym, gdzie byłam doceniana, a moja kreatywność się rozwijała bez ograniczeń.
Nauka, taka ciekawa, zaskakująca i te książki,  które można było samej czytać... przeróżne... nie tylko te, które czytał, o których tak chętnie mówił tato. Wolność zupełna w rozszerzaniu swej wiedzy o świecie intrygującym... tak innym od codzienności... książki Szklarskiego, Marka Twaina... i przygody Ani z Zielonego Wzgórza.

Tak myślałam wtedy, gdy z dziewczynki stawałam się kobietą. Im bardziej byłam świadoma swej kobiecości, swej siły z niej wynikającej... tym więcej chciałam. Mimo, że wtedy dziewczęta i kobiety mogły o wiele mniej... patriarchat był wszechobecny.
Co myślę teraz o byciu kobietą?

Minęły lata... cieszyłam się i cieszę nadal, że jestem kobietą... nie ominęła mnie żadna z ról przypisanych tradycyjnie do kobiety... ale też jestem spełnionym człowiekiem. Spełnienia nie mają płci :)
Jak teraz bawią się dziewczynki, jak są przygotowywane do życia, do roli kobiety w XXI wieku, gdzie świadomym kobietom nie wystarcza już rola matki i żony... nawet eleganckiej pani domu?
Kobiety chcą więcej... chcą być wolne i niezależne, i nie chcą milczeć na żaden temat!

A 8 marca niech będzie (tak przewrotnie, ale słuszniej:-) ) jedynym dniem z całego roku, gdzie mężczyźni mogą być wolni od kobiet.
A nie odwrotnie ;-))) Nie inaczej! 

PRZECZYTAJ TAKŻE: 

15:41:00

Walentynki... może za mocno kochasz?

Walentynki... może za mocno kochasz?

Pisze Iwonka i Jolka, Marysia, i Gosia. Piszą do mnie kobiety, pytają co z nimi jest nie tak... co zrobiły lub czego nie zrobiły, że los je potraktował tak: mają po pięćdziesiąt i ponad sześćdziesiąt lat, zostały same, bo odszedł - długoletni partner, kochanek, mąż. Nie dlatego, że odeszli w zaświaty i w ten naturalny (jakby ;-)) sposób, zostawili je same. Raczej poszli w inne światy ;-)
Dlaczego? Dlaczego tak się stało?
- Dlaczego mi to zrobił?
- Dlaczego zostawił i to po tylu latach?
- Czy byłam nie dość dobra?
- Czy za mało troskliwa, czy źle gotowałam, dziećmi nieodpowiednio zajmowałam?
- Czy w łóżku był niezadowolony?  (Jądra miał jak groszki, pocił okropnie, a przecież nic nie narzekałam ;-) )
- Byłam na każde zawołanie, przestałam pracować (choć lubiłam swoją pracę) by on mógł się rozwijać i w górę szybować. Lubił w towarzystwie brylować, na sobie wszystko i wszystkich skupiać... ja zajmowałam się dziećmi oraz jego rozwojem ;-) ) Stanowiłam ładny dodatek (albo mi się wydawało... może tylko dodatek, bez ładny ;-) )
- A teraz? Jest z inną i co ze mną?
Tak opowiadała mi Maria, powtarzając pytanie: dlaczego mnie zostawił?

Ze swojego doświadczenia mam niewiele na ten temat do powiedzenia. Pierwszy mój mąż, miłość młodzieńcza, nie miał szansy zmienić mnie na młodszy model, bo ja od początku byłam młodszym modelem... i rozdzielił nas los, w ten sposób, że on umarł. A drugi? Nie dorósł do życia w rodzinie... nie potrafił  nawiązywać pozytywnych relacji z żadnymi ludźmi, nawet najbliższymi. Ale to jest zupełnie inny temat... bo to nie on odszedł, tylko ja go wyrzuciłam... w związku z tym co powyżej ;-)

Po przemyśleniu dłuższym, wnikliwszym... dlaczego mężczyźni zostawiają kobiety, postanowiłam wysnuć swoją prywatną, bardzo subiektywną tezę - pytanie: może dlatego, że one... Iwonka, Maria, tak samo Jola i inne kobiety... za mocno kochały (?). Nie dlatego, że są za stare... że... młodszy model i tak dalej. Dlatego, że za mocno kochały.
A dlaczego tak się stało? Nic z niczego się nie bierze...

-  Może w swoim rodzinnym domu za mało były kochane i tak bardzo chciały, by w ich domu było inaczej i wszystko co miały na swego mężczyznę przelały... również pieniądze ze swego konta ;-))
A może wielka w ich domu była miłość i tak bardzo chciały jej odbicia w swoim życiu z mężczyzną, że zaczęły wzorować się na tym, czego same doświadczyły, w rodzinnym życiu, w relacjach tata - mama, zobaczyły. A to nie zawsze się sprawdza.
- Troskę, której nie doznały, w sobie jednak wielką wypielęgnowały... bo mężczyzna taki potrafi być bezbronny i potrzebujący;-),  że jest dobrym obiektem do piastowania... starania się,  mimo, że on sam... taki nie jest w odwrotną stronę.

- Z czasem przychodzi przyzwyczajenie do tego braku wzajemności i nadzieja, że to się zmieni przestaje być potrzebna.... kobieta kocha i bierze odpowiedzialność na siebie za wszystko co się dzieje. Przyczyn zła szuka tylko u siebie. Obwinia się, ocenia zbyt nisko, nie wierzy w to, że zasługuje na szczęście, bo jest ON, który twierdzi inaczej, ale ona trwa przy nim, bo go zwyczajnie nadzwyczajnie kocha.
- Nie ocenia rzeczywistej sytuacji, tylko tkwi w marzeniach jak mogłoby być inaczej... i nie potrafi żyć bez swojego mężczyzny, który nawet jak przysparza jej cierpień... to jest jej i ona czuje się w obowiązku wszystko dla niego poświęcić, aby tylko on przy niej był... nieważne, że jest chamski, niezrównoważony, egoistyczny, nastawiony na siebie z tysiącem nieodpowiedzialnych posunięć...
- W końcu im dłużej z nim jest, mimo, że nie jest rozpieszczana, to jest już tak bardzo podporządkowana mężczyźnie, iż nie ma oczekiwań, własnych marzeń.
- Uzależniona emocjonalnie, czasem też finansowo... kobieta uzależnia się od swojego partnera, który rujnuje jej życie... ale ona tego nie dostrzega.
- Uczepiona jego ramienia, pozbawiona własnej osobowości, nawet godności, godząc się na wiele, a może na wszystko, nie tworząc tym samym dojrzałego, satysfakcjonującego związku... tkwi, brnie dalej w tę relację nie zdając sobie sprawy, nie zauważając, że rujnuje sobie życie.
Zresztą jakie jej życie, jej życie to ON... jego kariera, pasje, zachcianki, zdrowie, odpoczynek, przyjemności, dla niego wszystko co najlepsze... ona w cieniu jako wspomagacz, ochrona, ostoja, przyzwolenie i troska.

A ON? Przychodzi taki moment, że ma dość tej nadopiekuńczości, uległości, żebrzącego o czułość spojrzenia. Wygodnie mu się  co prawda  żyje w bezmiarze troski, wyprasowanych koszul i na kant spodni, smacznych obiadków o właściwej porze i seksu na zawołanie (choć on w nim uwalnia tylko emocje bez psychicznego zaangażowania)… Wygodnie, ale zaczyna poszukiwać czegoś innego, chce zdobywać... To co daje mu ona, dla niego to nuda.  Uległość, to go nie kręci... w końcu nie goni się tramwaju, w którym się już siedzi ;-)

Ona kocha, a ON* robi swoje... upokarza, nie szanuje, albo nic takiego nie robi... jest "jedynie" obojętny, chłodny, a nawet zimny... ponadto nie ma się do czego przyczepić ;-) Daje pieniądze, kupuje różne rzeczy, wyjeżdża z kobietą na wakacje, spotyka z rodziną i znajomymi, ale?
Ale obecny jest tylko ciałem o czym innym myśli... ona jest dla niego opoką... ON uważa to za normalne. Sam nic od siebie nie daje.... przecież nie brakuje jej niczego.
Albo inaczej... ona nie ma również zabezpieczenia materialnego...  to go nie obchodzi. Ona też jest od tego, żeby były pieniądze.
Różne są sytuacje. Łączy je to, że ona... ona maleńka... ON* to potęga (tak mu się wydaje;-) ), ale to ona kocha. Kocha biorąc samotnie za wszystko odpowiedzialność i zmęczona jest bardzo, ale przecież zrobił wczoraj zakupy, nawet wino do kolacji... I nieważne, że wypił za dużo i na kanapie zasnął i był niemiły, kiedy go przebudziła, i do łóżka położyła.

Na pozór wszystko funkcjonuje prawidłowo... na pozór, bo za mocno kochająca kobieta, która nie widzi siebie, swoich potrzeb...  jest pozbawiona odruchów samozachowawczych i wplątuje się w niebezpieczeństwo, dramat. Nie ucieka, nie walczy o siebie... kocha...
Zamiast sama uciekać... zostaje porzucona. Cały czas była porzucona, lecz tego nie czuła, bo ON po pracy wracał do niej, przy niej zasypiał i nawet czasem robili coś wspólnie.
Teraz jest inaczej, bo on odszedł, wyprowadził się, jest już gdzie indziej, czasem z inną też kobietą. Może ta druga nie będzie go tak kochać, tak troszczyć się o niego, na pierwszym miejscu stawiać będzie siebie... I jemu nie będzie to przeszkadzać.
Niewyprasowane koszule, brak ciepłych bułeczek na śniadanie czy cokolwiek innego.
Ta druga (może trzecia?) niekoniecznie desperacko będzie się trzymać jego... będzie mieć poczucie, że nie będzie pustki w jej życiu jeśli ON odejdzie, bo jej to nawet przez myśl nie przejdzie... ponieważ zna swą wartość i wytłumaczyła mu, na samym początku, że jej zadowolenie, szczęście i możliwość samorealizacji jest tak samo ważne, istotne jak jego. A jeśli tak nie będzie, on będzie trzymał się starych przyzwyczajeń, że on nic nie musi.... musi tylko ona?
To albo ona, to będzie kolejna kobieta zbyt mocno kochająca, albo kolejny związek się rozpadnie i  ON znowu odejdzie.
Bo we wszystkim musi być równowaga, kompromis, w dwie strony muszą iść działania.
Gdy energia, inicjatywa, odpowiedzialność jest tylko po jednej stronie, to znaczy, że nie ma wzajemności. Proste!

Bez wzajemności nie ma prawdziwej miłości. Proste!

Zauważyłam, że kobiety, które tak wiele dają od siebie, odgradzają mężczyznę od cierpienia, nie pozwalają na ponoszenie prze nich konsekwencji, tylko wszystkim siebie obarczają, usprawiedliwiają... te kobiety paradoksalnie krzywdę robią też mężczyźnie... bo ON nie ma swojej drogi krętej, pod górkę, skomplikowanej przez wieczne zaopiekowanie, oszczędzanie go w każdym wymiarze.
I przychodzi moment, że nie umie wygrzebać się sam ze swoich kłopotów, a jedyne co potrafi, to przypisywać sobie zasługi za nie swoje osiągnięcia. Do tego jeszcze ma poczucie niesprawiedliwości i przeświadczenia, że jemu wszystko wolno.
Na koniec kobieta zbyt mocno kochająca może się dowiedzieć, że jemu jest wolno odejść, bo ma jedno życie, że też ona może sobie swoje ułożyć po nowemu.
Albo bez słowa odchodzi, bo taka jego wola. A jego wola najważniejsza, bo kochająca zbyt mocno kobieta utrzymywała go przecież codziennie, niezmiennie, czasem przez dekady całe, w tym właśnie przeświadczeniu.
Taki jest finał, gdy kobieta chce na siłę utrzymywać przy sobie człowieka, który co innego ma na głowie!*

ON* piszę wielkimi literami w dodatkowego podkreślenia ważności JEGO dla kochającej kobiety.
*Gwoli sprawiedliwości, powinnam dodać, że zdarza się na pewno sytuacja, że mężczyzna kocha bardziej… i to kobieta ma co innego na głowie ;-)






19:19:00

Wydarzenia i noworoczne przemyślenia teściowej ;-)

Wydarzenia i noworoczne przemyślenia teściowej ;-)

To był trudny rok. A zmiany następowały tak szybko, że ciężko było za nimi nadążyć. A co najważniejsze, to nauczyć się z  tymi zmianami żyć... jakby się nic nie stało...  kiedyś to wędrówka w górę była, teraz to jest ślizg w dół... z oporami, bo trzymam się tej liny kurczowo, wierzę, że wszystko jeszcze raz rozpocznę od nowa.

W nowym miejscu, z nowymi ludźmi, z nowymi radościami...

Tyle miałam tych początków, teraz kolejny nowy daje nadzieję, że wszystko czego się dowiedziałam, doświadczyłam, to za pomocą mojej czarodziejskiej różdżki, wszystko da się, nie tyle odmienić... co znowu inaczej, by jeszcze nacieszyć się dla siebie i dla innych.

Pełno było takich momentów, o których pamiętać nie chcę... to one zszarpywały mnie z tej liny... na razie jak widać bezskutecznie :-))

Chciałam się już poddać, spaść, położyć i o nic nie walczyć.

Ale ja taka nie jestem, by łatwo i tanio się oddać ;-)  Powalczyłam w ostatnie dni roku :-))… na kręglach... postrzelałam w salonie gier, pozwoliłam papudze wejść sobie na głowę, zmoczyłam nogi w zimnym Bałtyku, wygrzałam w jacuzzi, dałam wmasować sobie borowinę w plecy, zabalowałam w prawdziwym pałacu, spotkałam ciekawych ludzi i zatańczyłam w balowej sukni... Dotrwałam do tej umownej zmiany cyfr w kalendarzu, przy moim niezmienionym peselu. :-))  A to niewiele z atrakcji, które sobie zafundowałam :-) Pewne zostawiam tylko dla siebie :-)))

Wdzięczna jestem minionemu czasowi, bo znowu wiele się nauczyłam, zrozumiałam i priorytety  (inne) sobie poustawiałam.
Przede wszystkim korzystać... z każdej możliwej chwili :-))))

Muszę jeszcze wiele siły i mądrości z siebie wykrzesać by nie tylko swoje życie po raz kolejny ułożyć na nowo, ale żeby być mądrym i radosnym wsparciem dla moich bliskich.
I dam z siebie wszystko!!!
A teraz nadszedł czas bym przygotowała się do nowej roli, roli teściowej.
Jestem już podwójną teściową, ale teraz od kwietnia to będzie nowe rozdanie.
I jak ja widzę tę swoją nową rolę?

A - Akceptacja - akceptuję wybory młodych, nawet jeśli wydają się niekoniecznie za dobre. Ich wybory, ich błędy... każdy ma prawo do swoich.
B - Błędów, wskutek których trzeba ruszyć z odsieczą i pomóc... nie należy im wypominać, tylko wspierać. Krzyki i wymówki nie są pomocne. "A nie mówiłam!" - najgorsze słowa.
C - Cierpliwość wykazuj, nawet jak coś wyraźnie nie pasuje. To podstawa dla obopólnych relacji.
D - Drańskie zachowania z jednej czy drugiej strony... sprawiedliwie piętnować. Ale zachowania, nie osobę. Nie zwalać winy na zięcia czy synową, bo do końca nie wiesz kto zawinił. Oni muszą sami to rozsądzić.
E - Egoizm wykreślić ze swojego postępowania, bo gdy od dzieci otrzymujesz dobro, tym samym płacisz. Gdy jest inaczej, próbujesz wyjaśniać i rozmawiać. Gdy się nie uda... odpuszczasz. Niech idą, biegną, lecą... jak chcą... jedno życie i szansa jedna. Nie masz prawa im jej odbierać.
F - Fałsz. Nie udawaj, że Ci jest miło w konkretnej sytuacji, jeśli jest zgoła inaczej. Mów prawdę. Prawda nie jest zła, jeśli przekazujemy ją z klasą, zrozumieniem i wytłumaczeniem. To prawda przynosi szacunek... nawet nieprzyjemna. Otwiera drzwi do wzajemnej dla siebie otwartości.
G - Granice. Określ od początku swoje granice, opowiedz jak byś chciała teraz się widzieć w tej nowej sytuacji gdy przybył Ci syn, czy córka nowa... Zapytaj, czego oni od Ciebie oczekują? To pozwoli na zrównoważenie wspólnych pragnień, dążeń i nie pozwoli do wybuchu skrajnych emocji. Rodzice jednej i drugiej strony są ważni. To od ich inteligencji i kultury będzie zależało jak w przyszłości ułożą się między młodymi relacje. Wbrew pozorom to bardzo ważne, aby żadna ze stron nie chciała górować nad drugą np. w bliskości, decyzyjności
H - Humor, poczucie humoru nie powinno Cię opuszczać w żadnym momencie. Nawet w tym, gdy Cię zięć zasypuje piaskiem na plaży z komentarzem: niech się mamusia przyzwyczaja do piachu :-)))) Przy tym ostatnim zasypywaniu piachem, może przypomni sobie ten moment i rozbawi nieco w tej smutnej chwili. Bo licz, że to smutna będzie dla niego chwila, jeśli przez cały czas bycia teściową byłaś dla niego nie tylko miła, ale też go swoją obecnością bawiłaś.
I - … I niczego nie wymuszaj... Lista długa. Każdy ma swoją.
J - Jesteś: teściową... nie pępkiem świata, urzędem skarbowym, najmądrzejszym sędzią, wszystkowiedzącą osobą. Dzieci mogą o Ciebie dbać, ale nie muszą niańczyć, bo swoje mają  sprawy...  nauka, praca, zabawa... kiedy, jak nie teraz :-) Zajmij się sobą zamiast zadręczać ich swoimi wizjami. Chyba, że coś ciekawego i inspirującego wymyślisz ;-)
K - Kobietą jest teściowa i powinna najlepiej ze swojej przeszłości wiedzieć jaka dla niej, jej teściowa była i powielać z niej to co dobre, a co nie wyyyguuumkować, i to szybko. W kłótniach małżonków nie brać udziału. Oni się pogodzą, tak jak Ty dawno z nikim się nie godziłaś :-))))) A Ty będziesz tą najgorszą, choć dobre chęci miałaś.
L - Luzik! Teściowa może być fajna gdy ma dystans do siebie i potrafi nie mieć wszystkiego za złe, tylko widzieć dobre strony.  To nie krzywda dla niej, że jej córka jest kochana, znalazła miłość, czy jej syn opiekuńczy już nie tylko dla niej. Trzeba umieć dzielić się.
Ł  - Łatwo nie jest, gdy ktoś nowy zaczyna być bliższy Twojej córce czy synowej niż Ty... mama... zawsze najważniejsza i najmądrzejsza... Ale synowa czy zięć to nie katastrofa... pomyśl, to ulga dla Ciebie, bo już Ty nie musisz o nic się martwić... troszczyć... kto inny przejął to, zdjął z Twoich barków. Wykorzystaj to jako drugą szansę na swoje nowe życie. Działaj tak dla ich (Waszego) wspólnego dobra, by chcieli Cię zaprosić do siebie na dłużej niż na wypicie herbaty (oczywiście gdy Ty tego chcesz... a jeśli chcesz to wspomnij o tym, ale nie narzucaj się...).
Dorosłe dzieci to skarb... Ty wszystko możesz... nic nie musisz... otwarta na propozycje, sama proponująca, ale? ale bez nacisku... wszystko do uzgodnienia, ustalenia.
M - Mieszkanie. Najlepiej mieszkać osobno... dwie panie w kuchni, to trudne... chyba, że nauczysz się być bardziej koncyliacyjna i nie będziesz upierać przy zabielaniu sosu czy spierać o fryzurę kochanego syna czy sukienkę córeczki. A o krytykowaniu koloru ściany w ich pokoju.... w ogóle nie ma mowy.
N - Nie musisz! Nie musisz wszystkiego wiedzieć, dopytywać i kontrolować... Przyjmuj tyle, ile się od nich dowiesz. Nie musisz swojego zdania, zupełnie do tego nie pytana… ogłaszać, Chyba, że sami Cię o nie poproszą.
O -  Opowiadaj o różnych sytuacjach ze swojego życia, najlepiej o tych zabawnych... miej w nich do siebie dystans i w ten sposób nauczysz ich dystansu do ludzi, spraw i rzeczy... wtedy uczysz i bawisz jednocześnie. A takie zwierzenia niesamowicie zbliżają teściową do zięcia czy synowej. Bądź sobą.
P - Pamięć. Konfliktowe sytuacje mogą się zdarzyć... czasem bez powodu... czasem z ważnego powodu... ale nim ruszysz z gniewem nieprzemyślanym, położysz Rejtanem... spójrz na zięcia czy synową, jak byś była ich rodzoną matką... łagodną, sprawiedliwą, wymagającą, a nie wciąż niezadowoloną teściową, bo synowa nie taka wymarzona, a zięć nie taki mądry i do tego bez pieniędzy. Zapamiętuj dobre chwile, nie rozpamiętuj złych, bo drążenie w ranie jej nie zagoi.
R - Radość okazywana z każdej wizyty zięcia czy synowej... bardzo ich do Ciebie przekona, Skoro Twoja córka czy syn dokonali takiego wyboru … i młodzi się kochają, to tylko im klaszcz... miej zaufanie do obojga i okazuj im swoje szczęście.
S - Szalik. O szalik na szyi synka mogłaś się martwić (znaczy o jego brak, gdy było zimno, a on był mały... znaczy synek, nie szalik ;-))… teraz to jego sprawa jak się będzie ubierał. Robienie wyrzutów jego młodej żonie w/w sprawie jest śmieszne po prostu z założenia, a dla niej zwyczajnie przykre.
T - Teściowa. Ileż to żartów, kawałów, memów w internecie o niej... Pomyśl jak Ty byś chciała być traktowana, postrzegana, jak cenisz sobie wolność i niezależność... pomyśl, że Ci młodzi chcą tego samego. Nie utrudniaj im tego swoim ocenianiem, czarnowidztwem. To jest ich czas. Ty w tym czasie możesz być wredna, irytująca, albo rozumiejąca i zabawna. Może Ty, właśnie Ty zmienisz sposób odbierania teściowej. Fajnie być prekursorką w dziedzinie: teściowa, fajna babka :-)
U - Uczenie. Żeby uczyć zięcia czy synową jak mają wychowywać swoje dzieci, samemu trzeba było nie popełniać swoich błędów w stosunku do własnych dzieci. Bo nikt tego idealnie nie robi i nie zrobił. Można powiedzieć, nakierunkować na podstawie własnych nie całkiem dobrych doświadczeń. Ale na tym koniec. Żadnego terroru emocjonalnego, szantażu opartego na wymuszeniach ze względów ekonomicznych. To ma być nowa rodzina, a nie przedsiębiorstwo kierowane przez teściową.
W - Wnuki, gdy na świat przybędą... nie są Twoją własnością... rodziców zresztą też nie. Ale to oni, rodzice, oni pokazują im życie i drogi, którymi mają chadzać. Twoja synowa czy Twój zięć, to ich... nie Twoja rola, domena w życiu tych małych istot. Ty miałaś swoje dzieci, swoje szansy, swoje prawa i obowiązki. Teraz możesz się przyłączyć, patrzeć, ale nie masz prawa podrywać rodzicielskiego autorytetu, za ich plecami indoktrynować. Narzucać swojego zdania, wtrącać do wychowywania.... nie, nie masz prawa. Podsuwać mądre książeczki i nie narzucać się ze swoją nadgorliwą miłością.... do tego masz prawo.
Z - "Zgoda buduje, niezgoda rujnuje". Taki moja babcia*, teściowa taty wyhaftowała na ręczniku i powiesiła w kuchni, na wieszaku. Gdy mama z tatą się prztykali, ten ręcznik pod oczy im podtykała i dodawała: ale sami musicie do tego dojść, ja tymczasem idę do Reni (albo kościoła... zależało od sytuacji ;-) ) Ubierała się i wychodziła z domu. - Jakby co, to wrócę za dwie godzinki.
A  ty malusia (to do mnie było) zobacz co miś tam rozrabia z Martusią w drugim pokoju ;-)
To mądra teściowa była :-)) Tato bardzo ją kochał :-)
Ż - Życie każdy ma jedno, swoje do przeżycia. Byłaś młoda ciałem jeszcze, bo mniemam, że duszą dalej jesteś ;-)) i denerwowały Cię opinie, sarkazmy Twojej teściowej... nie popełniaj jej błędów... NIE WPIERDALAJ SI… MIEJ SWOJE ŻYCIE. A jeśli dopuszczą Cię do ich życia, to ciesz się, wspomagaj radą nienachalną, radością niewymuszoną i uśmiechem zaraźliwym.

* Mam nadzieję, że wdałam się w swoją babcię :-)))

A w Dzień Babci... Warto wrócić do tekstu o babci Mariannie :)
https://starakobieta-i-ja.blogspot.com/2018/01/babcia-marianna-i-ja.html?m=0







21:31:00

Szczęście.... to takie proste.

Szczęście.... to takie proste.

Ileż to razy szukamy okularów czy pióra nie zauważając, że okulary mamy na własnym nosie, a pióro też spokojnie leży w zasięgu naszej ręki. Tak samo jest ze szczęściem... ono jest blisko, jest przy nas i w nas, tylko nie zauważamy go... bo nie wiemy czym ono naprawdę jest.

Codziennie kłopotów wiele: brak pracy, pieniędzy, zdrowia… te sytuacje skutecznie zamazują codzienność, po której  wędruje szczęście. Zatopieni w problemach, które zakłócają naszą wewnętrzną harmonię, dajemy zwieść się pozorom, które kierują nas w nieodpowiednią stronę.... niezadowolenia, frustracji i smutku. A te doprowadzają do depresji.
Gdy zawładnie nami depresja to już zupełnie stracimy kontakt z rzeczywistością i nie zauważymy jacy naprawdę jesteśmy szczęśliwi.
Bo prawdziwe szczęście jest transcendentne: jego rozpoznanie wymaga mądrości i cnoty :-)

Szczęście to najwyższe dobro i trzeba do niego dążyć, choć jest takie ulotne.

Poranny prysznic i zapach żelu z białych kwiatów.
Ciepłe bułeczki z sezamem do porannej kawy.
Uśmiech nieznajomej osoby w tramwaju, gdy jesteś zaspana jeszcze i dokucza Ci ból.
Zadowolenie Twoje gdy uda załatwić Ci się załatwić sprawę, zgodnie z zaplanowaniem.
Kochasz i jesteś kochana,,, czujesz to każdego dnia. To więcej niż górę złota posiadać.
Znasz odpowiedź na pytanie: co przeszkadza Ci być szczęśliwą tu i teraz? Znasz ją? To wiesz czego Ci potrzeba. Wysuń wnioski i do szczęśliwości dzieła :-))
Akceptujesz siebie, umiesz z siebie się śmiać i do tego robisz to co chcesz robić, to już jest szczęście.
A jeśli okoliczności zewnętrzne powodują, że nie możesz pewnych spraw tak poprowadzić jakbyś chciała? To jeśli nie możesz tego zmienić, to przyjmij to spokojnie. To dobry krok by odnaleźć w sobie porozumienie z samą sobą. I to jest szczęście, nie każdy tak ma.

Szczęście to biochemiczna reakcja w naszym mózgu, na którą mamy wpływ, bo każdą rzecz możemy rozpatrywać albo z pozytywnej albo z negatywnej strony. Od nas zależy, którą opcję wybierzemy. Możliwość wyboru to też szczęście.

Najwięksi wrogowie szczęścia to zazdrość i zawiść... nie daj im szans w swoim życiu. Tylko pojednanie daje poczucie lekkości i zadowolenia. Do tego ciepła szarlotka z lodami i szczęścia pełnia.
Umiejętność rozwiązywania konfliktów i otwartość na cudowne doznania jakich dostarcza świat... dobry film, teatr, książka, podróż w ulubione miejsca... to szczęście.

Przyjaciółka, do której możesz zadzwonić, gdy jesteś strapiona.

Porcja spaghetti z sosem pomidorowym, a po drugiej stronie stołu bliski człowiek, który patrzy na Ciebie z uśmiechem.

Masz w sobie wiele odwagi i potrafisz słuchać, ale też zadawać trudne pytania, na które dostajesz proste odpowiedzi. Czyż to nie jest szczęście?

Twoje odbicie w lustrze, które mówi Ci, że mimo iż jesteś stara, może chora, może cierpiąca, ale jesteś, ciągle jesteś i się nie poddajesz.

Postanawiasz porzucić złe przyzwyczajenia i nawyki... zaczynasz się ruszać, doceniać świeże powietrze, skromniejsze, ale bardziej zbilansowane jedzenie - tak się zaczyna produkcja szczęścia.

Zaczynasz głośno mówić o swoich pragnieniach i nie boisz się swoich wyznań, to szczęście.

Masz talent, masz radość w sobie to szczęście... nie samochód czy inna rzecz. Bo szczęście to "jak" nie "co". Szczęście to nie przedmiot. To ulotność też jest i nieobliczalność. Takie cechy właśnie określały grecką boginię szczęścia Tyche.

Dobrze się czujesz we własnej skórze i do tego masz swoje przytulne miejsce, w którym się czujesz bezpieczna.
Piosenka w radiu, która porywa Twą duszę.

Peeling czekoladowy, którym wymasowałaś swoje ciało i kładąc się do łóżka poczułaś jego gładkość.
Gdy jesteś wyspana i budzi Cię słońce, a obok chrapie jeszcze ktoś kochany. I nie musi to być człowiek z Tobą związany... może piesek przeuroczy, albo kocie znalezione, w lasku przez kogoś pozostawione.

Pohuśtać się na huśtawce, przypomnieć dziecięce lata, gdy niczego nie musiałaś, za nic nie odpowiadałaś.

Chodzić boso, lepiej wyglądać niż się czujesz, mieć co w co się wierzy, okazywać sobie miłość, problemy traktować nie jak dopust boży, lecz jako wyzwanie... to też szczęście.

Jak stworzenie takiego miejsca, gdzie wszyscy przychodzący będą się czuć dobrze.
Umieć się cieszyć z małych rzeczy, wzruszać drobiazgami i drobnymi gestami okazywać życzliwość innym ludziom, to prosta droga do szczęścia.

Zdać sobie wreszcie sprawę z tego, że wcale najbardziej nie kochamy przemiłe istoty, tylko denerwujące nas cały dzień, nasze własne dzieci czy chrapiącego w nocy męża - cudownie mieć świadomość, ż nie wszystko co się świeci nadaje blask naszemu życiu.

Moment gdy zapadasz w swój zielony fotel i ze spokojem przekładasz kartka, po kartce książki, która wprowadza Cię w inne życie... na stoliczku Campari sokiem pomarańczowym, na dworze hula wiatr, a Ty szczęśliwa jesteś tak po prostu.

Gorący piasek, gorące słońce i podmuch wiatru od morza, a Ty leżysz sobie, a myślami możesz być gdzie chcesz... czujesz się wolna, swobodna i nic poza wdychaniem powietrza Cię nie interesuje.

Znowu miałaś odwagę i zmieniłaś parę rzeczy w swoim życiu. Do tego potrzebowałaś siły wielkiej. Ale odnalazłaś ją w sobie i wycisnęłaś do cna.

Rozumiesz, że prawdziwe szczęście to stan, nie wydarzenie. Nie marnujesz czasu na rozpamiętywanie straconych okazji, tylko koncentrujesz na tym co naprawdę umiesz i chcesz robić.

Gdy jesteś zmęczona po całym dniu, wchodzisz pod prysznic, na twarz nakładasz maseczkę z miodu, włączasz sobie Bacha, czujesz jak odchodzi od ciebie zmęczenie... uff jakie to szczęście. To jest taki moment podczas całego dnia za, którym być może cały ten dzień tęsknimy.... celebrowanie go to cudowna chwila.
Zmywanie naczyń, sprzątanie, zajmowanie dziećmi, prasowanie, wyprowadzanie psa... obowiązki, wręcz nie cierpimy, ale możemy też wykonywać je z przyjemnością, tylko znaleźć sobie na nie swój sposób. Przecież i tak trzeba je wykonać, więc lepiej zrobić to z przyjemnością... z myślą, że to jest szczęście, że takie prace do wykonania mamy. Niejeden też by tak chciał, ale leży złożony chorobą, albo zwyczajnie bez domu przyszło mu żyć. Docenianie tego co się ma, to szczęście niezwykłe jest.

Szczęcie to też śniadanie podane Ci do łóżka przez ukochaną osobę.

Mieć wyobraźnię, fantazję, umieć dostrzegać w promieniach słońca prześwitujących przez dziurki hamaka, w którym odpoczywamy, coś więcej niż iskrzące kreski....
Umieć dawać szczęście chwaląc tak prosto z serca czyjeś dokonania, albo po prostu wyrażając zadowolenie,że mamy tę osobę blisko siebie.
Słyszeć, że się jest kochanym, choć raz dziennie.... to prawdziwe szczęście.
Oczekiwanie na narodziny dziecka, potem ten moment gdy ono już na nim się pojawia i lata całe gdy możesz przy nim trwać i móc być częścią jego życia... to niebywałe szczęście.

Pozbycie się nadmiaru nieużytecznych rzeczy, toksycznych ludzi, we wszystkim postanowienie na jakość... to jest szczęście zrozumienia, że lepiej być niż mieć, a jak być to tylko w dobrym towarzystwie :-)) Bo szczęście to kwestia pewnej gotowości, woli. Bliższe jest umiarowi, niż przesadzie i niewiele ma wspólnego z dobrami materialnymi.
O wiele bardziej ma wspólnego z postanowieniem by nie brać udziału w chorych rywalizacjach, wyścigach o rzeczy. Takie wyzwolenie się ze spirali potrzeb, na rzecz spokojnego, pełnego czułości odbierania radości z relacji z ludźmi, zwierzętami, naturą... daje prawdziwe szczęście.
Bo rzeczy, pieniądze to są narzędzia potrzebne do życia, nie mogą być celem same w sobie... wtedy nie będzie szczęścia tylko bezmierna frustracja.

SZCZĘŚCIE, szczęście jest wszędzie, wszystko może być nim... w salaterce pod postacią galaretki z owocami, w łóżku pupa w pupę z bliską osobą, albo z psiakiem, albo pachnącą poduszką (bo nie trzeba być z kimś, żeby szczęśliwym być ;-) ), w autobusie (w limuzynach też ludzie płaczą), podczas kąpieli gorącą nocą w chłodnym jeziorze, podczas spotkania w gronie przyjaciół, w markecie na zakupach gdy trafi się do najkrótszej kolejki, gdy znajdziesz przyczynę swoich lęków i obaw, gdy dokonasz trafnego zakupu perfum, gdy ktoś wyrazi o Tobie miłe słowa podnoszące Cię na duchu. Gdy pracujesz ciężko, ale też wtedy gdy masz chwilę na podziwianie przepięknej tęczy na tle ciemnego nieba...

Szczęśliwe chwile zdają się nie mieć końca.... Tylko my musimy być sprawnymi wędkarzami by je wyłowić i odpowiednio zabezpieczyć by nie umknęły te zdobycze.
Rozglądajmy się, szukajmy, nie poddawajmy, bo przecież życie już nauczyło nas wiele, np. tego, że z każdego kryzysu wychodzimy wzmocnieni.
A jeśli coś nas irytuje... to przykre, ale pomyślmy o tym, że jesteśmy śmiertelni (jednak), to uwolnimy się od błahostek. Zaczynając doceniać to co mamy, a nie martwić o to czego nie mamy zrozumiemy jakimi szczęściarzami jesteśmy!!!








12:53:00

List motywacyjny... z cyklu Alfabety Starej Kobiety.

List motywacyjny... z cyklu Alfabety Starej Kobiety.

Kolejny raz, zmiana powtarzalna... co 12 miesięcy.  Kalendarz jest pewny, co roku przychodzi styczeń, luty go popędza, bo marzec chce jak najszybciej słoneczkiem dać nadzieję... kwiecień już stroi powoli rabatki w kwiatki, a drzewa w listki świeże... i zaraz maj otumania radością powstawania, budzenia powszechnego. Nacieszyć majem się nie zdążymy, a tu czerwiec … początek wakacji... i ledwo lato licowe rozgrzeje się na dobre, już sierpień je chyli powoli do jesieni, która we wrześniu przychodzi... szara i złota... deszczem nasiąknięta, ale też kolorami nasycona.

Po październiku, który jakoś przetrwamy, smutny listopad nas dorwie... czasem depresja z nim związana, ale? Ale grudzień już, święta, do nowego rozdania zachęta, bo nowy rok puka już do drzwi. Tak jak powtarzają się miesiące, jak pory roku zmieniają na te same co roku, tak my już nie jesteśmy tacy sami. My jesteśmy jak pogoda zmienni... czasem w lutym skuj buty, a czasem pędź w kaloszach po wodzie. Nic nie jest takie samo, choć tak samo się nazywa....

A im głębiej w las, tym więcej drzew. Jeśli las to życie, a drzewa to przeżycia... to musimy nauczyć się w nim poruszać. W lesie rosną też chwasty, pokrzywy i trujące grzyby. Jak je ominąć, jak łatwiej pozbyć, jak przeżyć z nimi?
Planować trudno, ale można zrobić założenie jak będziemy ogólnie postępowali, by sobie ujarzmić trudności, a rozweselić duszę.

Rok 2019 ogłosiłam (zresztą samowolnie i indywidualnie) Rokiem Dystansu do siebie i do spraw.
Po to by luz większy zmniejszył napięcie nasze i wszystko co się z nim łączy.
Każdy sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dystans do siebie i spraw pomógł mu w odchodzącym roku, czy może nie potrafił tego dystansu się nauczyć... i nie wie jak to z nim jest.
Kolejny rok, kolejne oczekiwania, nadzieje, że będzie lepiej, albo choćby tak samo...

Myślałam (ależ szaleństwo;-)))  I w odpowiedzi na to co mnie w tym roku spotkało, co dalej jeszcze wydarzy, bo jest kontynuacją tego pierwszego... postanowiłam ten nadchodzący rok ogłosić   ROKIEM  DOBROCI DLA SIEBIE!!!

Z jednym zastrzeżeniem... być dobrym dla siebie, ale nie szkodzić tym samym drugiej osobie. Wtedy  jest  to dobry interes. W przeciwnym razie to zwykły szwindel, gdy zadowolona jest tylko jedna strona.
Przecież nie chcemy żyć niezgodnie z sumieniem :-)
I napisałam, przekornie, do siebie list. Jestem jednak przekonana, że każdy odnajdzie w nim coś dla siebie :-)
                                                     Dorotko!*

Nadchodzi u Ciebie kolejna zmiana i to nie tylko ta związana ze zmianą kalendarza. Przygotuj się do niej kochana. Swoje potrzeby, pragnienia załatwiaj jak najlepiej, nie zadręczaj nimi innych. Za to co Ci dają bądź wdzięczna, ale nie rezygnuj z siebie. Pamiętaj, że żeby żyć musisz BRAĆ, ale żeby przeżyć musisz DAWAĆ. Dobrze Ci radzę przeczytaj poniższy alfabet, najlepiej wbij sobie go do głowy, a łatwiej Ci pójdzie iść przez ten las życia. Najmłodsza (biologicznie oczywiście ;-) ) to już nie jesteś, więc taki drogowskaz może Ci się bardzo przydać. Bo wprawdzie wiele razy do Ciebie pisałam i o wielu rzeczach wspominałam byś tych samych błędów nie popełniała... ale  jak to Ty... z głową w chmurach chodzisz... Zacznij stąpać po ziemi. Świat jest dobry i przyjazny Tobie. Uwierz w to! Zawsze jest jakieś "mimo że".

A - AKCEPTACJA. Tylko dzięki niej jesteś młoda, piękna, mądra  i silna (kolejność dowolna;-) ) A gdy połączysz ją z tolerancją, to naprawdę będziesz szczęśliwa. Prychasz? Przecież taka jesteś... lubisz siebie i nie brakuje Ci życzliwości dla każdego stworzenia bez względu na (i tu lista długa...)  potrafisz też zaprzyjaźnić się ze zmianami, więc o co chodzi?
Przypominam Ci po prostu, żebyś przypadkiem nie zeszła z tej obranej dróżki, bo gdy kończy się akceptacja i tolerancja, narastają wątpliwości i rodzą się problemy.

B - BIERNOŚĆ. Kiedy nagle przestajesz mieć przy sobie osobę przy, której dotąd kręciło się Twoje życie, to przestajesz działać... nie wyzwalasz w sobie energii, która dotąd powodowała, że trwałaś... mało tego... Ty biegłaś... na nic nie zważałaś. Teraz dalej możesz działać, wręcz być inspiracją dla innych, tylko nie poddawaj się marazmowi dlatego, że dekoracje i ludzie w nich się zmienili. Bierność ciągnie w dół, a Ty przecież chcesz jeszcze fruwać :-))

C - CUD. Nie czekaj na cud , sama nim bądź. Nie siedź w domu, w kącie i nie oczekuj cudu, bo tam za mało jest  miejsca ;-). Wyjdź do ludzi. Jak ma Cię ktoś zauważyć gdy siedzisz w domu? Jak pokazać Ci cud? Wiem, że cierpienie bolesne Cię rozpiera i Ci się po prostu nie chce. Ale nie marnuj tych chwil. Popatrz na tych ludzi w autobusie, tramwaju, galerii (której nie znosisz ;-) ), w parku, na chodniku, gdziekolwiek jesteś. Każdy z nich też ma problemy... ma dzieci... może chore... może rodziców niewyrozumiałych... może nauczycieli nie takich... może miłość niespełnioną.... Może to, może tamto i owo... . Nie jesteś jedyna w cierpieniu. Wiem, że to żadne pocieszenie. Ale ja, nie chcę Cię pocieszać. Chcę zmobilizować do życia. A każde życie, samo w sobie jest cudem.                                                                                                                                                                                      
D - DECYZJE. Szczęście zaczyna się od decyzji, że takimi będziemy. Brak decyzji też jest decyzją. Oprócz tej podstawowej, są inne codzienne wybory. Pamiętaj byś żadnych nie podejmowała pod wpływem strachu, rozpaczy lub gdy jesteś zmęczona. Prześpij się z decyzją. Tak, tak... wiem, że masz kłopoty ze spaniem i nie śpisz ;-) Dobrze. W takim razie daj sobie czas - powiedzmy tak :-) Ta Twoja spontaniczność nie zawsze na dobre wychodzi ;-)

E - EROGENNA STREFA. Powiedziałaś mi kiedyś, że nad oczami, wysoko nad czołem, między prawem, a lewym uchem mieści się u Ciebie najbardziej erogenna strefa i tam zaczyna się seks. I nie zmieniaj swojego podejścia mimo, że ktoś Cię nazwał "żałosną dewotką", bo nie chciałaś iść na skróty. Twoje podejście do seksu jest bardzo seksowne.

F - FAKTY. Fakty są takie, że jeśli już się coś zdarzyło, to się tego nie zmieni... jeśli w odpowiednim momencie nie stawiło czoła zdarzeniom, odpowiednio nie zareagowało....czy czegoś w odpowiednim czasie nie uczyniło, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że w przyszłości będzie się z tego zbierało żniwo. I to niekoniecznie nas zadowalające. Dlatego mając doświadczenie jak to w Twoim życiu bywało, nie rozpamiętując niczego za bardzo... nie musisz daleko sięgać... czerp z tego mądrość czego sama doświadczyłaś. Przy okazji dziel się nią z innymi. Tyle, że bez natrętnego nakazywania... każdy po swojemu powinien wyciągać wnioski.

G - GODNOŚĆ. Czyli poczucie własnej wartości i szacunku do siebie. Co po chwilę, w różnych instytucjach robi się z człowieka numerek, jednostkę chorobową, albo podatkowo-skarbową. Im człowiek starszy tym bardziej czuje, że jest nikim... kodem, cyferką. Czasem masz takie odczucia. Nie zaprzeczaj. Ale Ty masz odwagę i rozumiesz swoją sytuację i to, że jesteś wartością taką samą jak urzędnik czy lekarz. I tego się trzymaj. Nikomu nie pozwalaj na poniżanie siebie, czy to gestem, czy słowem, czy czynem. Samodzielnie myśl, broń siebie i swoich wartości.

H -  HAŁAS. Hałas nie jest dobry na zagubienie, poczucie wątpliwości. Uciekaj od hałasu, który przewraca Ci w głowie. Znajduj chwilę i podróżuj w głąb siebie. Takie podróże są niezwykle oczyszczające i energii dodające. I jakim tanim kosztem :-) Wiem, że tak potrafisz, ale też nie przesadzaj z tymi wewnętrznymi wycieczkami, masz też przyjaciół, którzy potrzebują Ciebie.

CH - CHWILE. Każdego dnia zdarzają się dobre CHWILE. Choćby jedna. Warto wyłuskać ją z całego dnia i rozpamiętywać, i cieszyć jak najdłużej. Przez więcej niż jeden moment. Tak się pomnaża radość. Padający deszcz zmoczył Ci nowe buty, ale to w czasie deszczu usłyszałaś, że pięknie wyglądasz.

I  - INDOKTRYNACJA. Wiem, że niełatwo Cię zmanipulować, bo masz swoje zasady, które od lat trenujesz. Ale gdy słyszysz jak ksiądz dając nauki młodym ludziom chcącym zawrzeć związek małżeński... jak ten ksiądz mówi, że w przypadku gdy będą mieli dziecko, a przestało im się układać, to żeby lepiej zamiast rozwodu, jedno z nich lepiej umarło (…….) To zastanawiasz się? Dziwisz? Refleksje nasuwają przedziwne! Ty się już nie dasz zwieść, przekabacić, zmienić. Ale Twoje dziecko, które to słyszy, co ma myśleć: zamiast rozwodu będziemy z tatusiem losować, kto ma umrzeć, żeby dziecko lepiej miało... bo niby dziecko ma mniejszą traumę jak jedno z rodziców umrze... niż jak się rozwiodą.  I TY jesteś po to by móc wyjaśniać takie sytuacje, przekazywać dalej, powtarzać: NIE! INDOKTRYNACJOM - jakie  by nie były. We własnym sumieniu i rozumie musimy dawać odpowiedzi.

J -  JESTEŚ. Jesteś tym o czym myślisz cały dzień... starą schorowaną, cierpiącą w bólu kobietą, albo uroczą, ciekawą rozmówczynią, jeszcze seksowną, z którą każdy chce spędzać czas.

K - KUBUŚ PUCHATEK. Czytałaś go, ciągle czytasz i nie przestawaj... choć masz swój wiek.  W nim są odpowiedzi na ważne życiowe pytania. One się nie starzeją, nie wymagają renowacji.... są zabawne, przenikliwe, ponadczasowe.

L - LUSTRO może być Twoim najlepszym przyjacielem. W końcu znasz dobrze tę twarz. Uśmiechaj się do niej, puszczaj oko, bo tylko Ty tak wiele o niej wiesz. Znasz wszystkie tajemnice :-)

M - MASKI. Zakładasz na różne okoliczności … rodzinne, spotkania biznesowe, urzędowe, związane ze zdrowiem. Przestajesz być sobą... wesołą osobą ze specyficznym poczuciem humoru... a stajesz się tym, co na masce jest namalowane. Skończ z tym. Bądź sobą, bo udawanie Ci szkodzi. Lepszy głupi uśmiech i rozum w głowie niż wystudiowany grymas na twarzy i pustogłowie. Trzymaj się swojej najlepszej wersji siebie :-))

N - NIE. Magiczne słowo, które może być całym zdaniem. I NIE przepraszaj ani za to kim jesteś, ani za to kim nie jesteś. Przecież potrafisz :-))

O - OTWARTOŚĆ to założenie, że nie wszyscy są źli, tylko właśnie dobrzy i to bardzo dobrzy. Wprawdzie przejechałaś się wiele razy na ludziach niekoniecznie (jak później się okazało) Ci oddanych, ale ciągle warto próbować... bez  ludzi trudno żyć.

P - PREZENTY. Najlepsze te, których nie musimy odwijać z papieru, przecinać wstążki. Takich prezentów nie kupimy w sklepie. Takie prezenty, to to co otrzymujesz w uśmiechu, rozmowie z innymi, przyjaznych gestach. Dostajesz je codziennie. Nie wszyscy tak mają.  Jesteś szczęściarą!Więc szanuj je  i też takie dawaj. Bądź szczodra w tym.

R - RADOŚĆ. Pamiętasz ile radości sprawiło Tobie zaśpiewanie choremu przyjacielowi piosenki o ogórku (mniejsza o tekst ;-))… Jak wtedy uśmiech mu twarz rozpromienił... jak powróciły iskierki życia do jego oczu... jak jego żona nawet się uśmiechała. Choć to smutna chwila być miała, stało się inaczej... RADOŚĆ wróciła. Z nią nadzieja. Czyń dalej tak by radość innym przynosić, a sama będziesz ją mieć.
Tak, wiem, że jesteś pełna radosnej energii... Na wszelki przypadek Ci przypominam... gdyby przestało Ci się chcieć, bo jakiś ból wziął nad Tobą pieczę i ogarnęło zniechęcenie. I nie daj Boże smutek górę wziął nad Twoim wrodzonym poczuciem humoru... Bez względu na wiek, nie ma lepszego lekarstwa niż śmiech :-))

S - SIŁA. Miej tyle siły, żeby pozwolić sobie na wyrażenie prośby i okazanie słabości oraz nawet płacz przy drugiej osobie. Płacz w pojedynkę nie daje takiej ulgi, ma mniejszą moc. Nie wstydź się go.

Ś - ŚWIAT. On przetrwa bez Ciebie. Nie ma co się oszukiwać. Oszczędzaj siebie, nie przemęczaj się, to może dłużej na nim pobędziesz ;-)) Chcesz tego przecież :-), bo masz cudowne dzieci i chcesz długo jeszcze patrzeć na nie. Nie ma w tym nic złego, że nie możesz pogodzić się z własną śmiertelnością i swoich bliskich. To jest ludzkie, głęboko ludzkie.

T - TRAKTOWANIE SIEBIE - Nie traktuj siebie tak poważnie. Jeśli się rozejrzysz, to zauważysz, że nikt poza Tobą tak nie robi. Po co Ci ta bolesna konstatacja. Tak wiem, masz dystans, potrafisz żartować z siebie... Ale u lekarza Ci się wydaje, że jesteś najważniejsza. Nie, nie jesteś. Jesteś przypadkiem medycznym, numerem statystycznym i powinnaś już o tym wiedzieć, i się przyzwyczaić ;-) Co nie oznacza, że nie masz walczyć o siebie:-))

U - USUWANIE. Usunęłaś już ze swojego domu rzeczy niepożyteczne, przedmioty bez znaczenia. Zablokowałaś też do siebie dostęp osób zazdrosnych czy wręcz zawistnych... Teraz masz prostą, nową oczyszczoną przestrzeń i rozwijaj się w niej... nie wracając do starego.

W - WIARA. Wiara jest wtedy gdy potrafimy zobaczyć coś więcej niż to co jest w zasięgu naszego wzroku. I gdy mimo niesprzyjających prognoz mamy nadzieję... choć przygotowani jesteśmy na najgorsze. WIARA to też uwierzenie w siebie, bo tylko wtedy ktoś uwierzy w nas, gdy my mu pokażemy siebie, pewnych siebie. Tobie czasem wystarczy czerwona szminka do ust. Nie wychodź bez niej z domu.

Z - ZGODA. To Twoja ZGODA, jej wyrażenie jest potrzebne na wszystko co dotyczy Ciebie. Jeśli nie zrobiłaś nic złego (a nie zrobiłaś :) ), Twoja zgoda jest Twoim prawem. Wiem, że o tym wiesz, ale wolę przypomnieć Ci, bo patrzysz czasem np. na lekarza z nadzieją, że on podejmie za Ciebie decyzję w sprawie Twojego zdrowia.... on Ci może doradzić, ale bez Twojej zgody, nie ma prawa Cię tknąć. Więc nie bój się!

Ż - ŻYCIE. To, które jest dane Tobie jest Twoje, jedyne, wyjątkowe i nie masz w nim żadnej konkurencji. Bo nikt nie jest taki jak Ty, nie jest na Twoim miejscu i nie będzie, więc nie przejmuj się ocenami wydanymi przez kogoś... daj luz, odpuść, wybacz. Sobie zaufaj!

Rozpisałam się, o wielu sprawach za mało napisałam, o niektórych nie wspomniałam, bo alfabet jak życie... jest krótki.
Choć wiele słów na tę samą literkę, nie da się o wszystkim napisać, tak jak wszystkiego doznać. Ale trzymaj się Dorotko tych podstaw, czytaj Kubusia Puchatka i oczekuję na Twoje resume przy końcu przyszłego roku:-))

* Wszystko co do Ciebie napisałam Dorotko, to Twoje słowa, zasady... bardzo zresztą proste. To trzymaj się ich do cholery! :-)))))))))) A będzie cudownie :-)))








Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger