07:00:00

ROZWODY - Historia Urszuli i nie tylko


ROZWÓD

Rozwód, to koniec rozmowy dwojga osób. Nie potrafią się dogadać, patrzą w przeciwnych kierunkach, nie są wobec siebie uczciwi. Dlaczego? Powodów jest mnóstwo: zdrada, bo ktoś się zakochał w kimś innym, brak cierpliwości w obcowaniu z drugą osobą, egoizm, wygodnictwo, alkoholizm jednej strony, pieniądze, przemoc fizyczna i psychiczna, różnica wieku, która staje się coraz bardziej widoczna i nie daje satysfakcji z pożycia, rozłąka zbyt długa, różnice światopoglądowe i tak dalej itp. Można by wymieniać i wymieniać.

KONIECZNA PORAŻKA

Rozwód jakby na niego nie patrzeć, to zawsze jest porażka... porażka każdej ze stron. Ale należy też rozważyć takie myślenie, że może być naprawdę początkiem czegoś dobrego, nowej drogi. A życie jest jedno i trudno je spędzać w więzieniu niemocy. Bo można z kimś spędzić życie pod jednym dachem, ale z lodowatą oziębłością, ale z przemocą? To już nie tylko więzienie, to karcer.

WIEM CO OZNACZA SAMOTNOŚĆ

Jak w znanej piosence... osobna noc, osobny dzień. Miałam 45 lat, gdy umarł mój mąż. Dwadzieścia sześć lat małżeństwa i czworo dzieci, w tym najmłodsza niespełna trzyletnia córka. Nie byłam gotowa na to, żeby być sama, bez bliskiego człowieka u boku. Wszystko się posypało. Ale tak się stało, że sześć lat później nieziemsko się zakochałam i za mąż ponownie wyszłam (oj niewidoma i głucha w tamtym czasie byłam ;-( )

PO 10 LATACH ROZWIODŁAM SIĘ

To odrębna historia, o której już w 2016 roku pisałam (nawet w kilku postach).  Ale przywołuję ją po to, żeby zapewnić, że wiem o czym piszę, bo sama przeszłam tę procedurę. Choć dla mnie trwała krótko, bo w jednym dniu dostałam rozwód z wyłącznej winy tego "człowieka", choć on chciał tę winę rozłożyć.  Było mi smutno, byłam podenerwowana i przed rozwodem i jeszcze po. To normalna emocja, mimo, że powinnam się radować, że rozstałam się też na papierze z tym "bez jajowym czymś" ;-)

Podeszłam do tego momentu w swym życiu w ten sposób, że tak właściwie to mimo rozpadu tego związku, to wszystko właśnie teraz ułoży się na swoim miejscu. I tak 7 lat nie mieliśmy ze sobą kontaktów. Nie było co zbierać... ja już dawno odwróciłam się i byłam po innej stronie.

HISTORIA URSZULI

Jest jednak inna... 30 lat małżeństwa, dwie dorosłe ponad dwudziestoletnie córki. Urszula nigdy nie pracowała, jest po 50-tce. Nie pracowała, bo mąż z własną dobrze prosperującą rodzinną firmą. Kasy jednym słowem jak lodu. Lodowato też w jej małżeństwie się robiło. Urszula z roszczeniami dotyczącymi wygodnego życia, jej mąż Paweł z wymaganiami... o zrozumienie i spokój, bo jednak ciężko na to super życie, pracuje.

Mimo tego braku zrozumienia, obojętności wobec siebie, wkradającej się nie tylko nudzie, ale wręcz wrogości jakoś tam funkcjonowali. "Jakoś funkcjonowali" czyli ani dobrze ani źle, ale mieli córki, które oboje kochali i im swój czas poświęcali. Tak było, aż się zmieniło... bo Paweł się zakochał w innej kobiecie.

JAK TO UZASADNIŁ?

Córki już dorosłe, mają swoje życie, a ja jeszcze chcę być trochę szczęśliwy... nie, pod twoim pantoflem. Nie rozumiemy się, nie dogadujemy. Zabezpieczę cię, będziesz dostawać pieniądze, zostawię dom, tylko dla naszego dobra muszę odejść. Tak zdradziłem cię. Ona nie jest ani młodsza od ciebie, ani ładniejsza... tylko kocha mnie, nie moje pieniądze. Zdradziłem cię. Zawsze mnie o zdradę podejrzewałaś, choć nigdy nie było jej. Ani ochoty, ani czasu nie miałem, żeby cię zdradzić. Nic cię nie zadowalało. Coraz mniej między nami bliskości było. Wpadłem w dół emocjonalny. Nawet nie zauważyłaś, że jest mi źle... zarzuty robiłaś, że tylko pracuję i córkami się zajmuję... a jak chciałem, pragnąłem bliżej ciebie być, to się odsuwałaś, obrażałaś i o wakacjach zagranicznych gadałaś. Żadnej dobrej, czułej relacji między stopniowo ubywało. Teraz nie ma żadnej. Po co mamy być z sobą na siłę. Proszę o rozwód cię z winy obydwu stron. Zgadzasz się?

URSZULA

Nie chciała się zgodzić. To Pawła obwiniała o rozpad ich związku. Ustąpić nie chciała. Zaczęła korzystać z porad psychologa, który jeszcze bardziej upewniał ją w swoim przekonaniu, że jest wyjątkowa i bezbłędna. To przekonanie o swojej wręcz cudowności jeszcze, jeszcze większą nienawiść do Pawła w niej budowało. Jeszcze wizja, że być może zamiast 40, 50 tys. miesięcznie, będzie miała jakieś 20 tylko... to ją przerażało. Poza tym inna kobieta u boku Pawła w jego nowym mercedesie, to było nie do wytrzymania. I jeszcze to, on chce z córkami się widywać... przecież one jej są! Tylko jej. Nie pozwoli na to. Nastawia córki przeciwko Pawłowi. One skołowane są. Jedna z nich popada w depresję. Urszula za ten stan obciąża Pawła.

TAK SIĘ TWORZY LAWINA ZŁYCH EMOCJI

Urszula nie może spać. Szuka pracy, ale za 4 tys. złotych stwierdza, że nie będzie pracować, bo cały dzień nie byłoby jej w domu. A ona okna musi myć i szkło pucować, kurze ścierać, kwiaty podlewać. No i chodzić do psychologa. Przed znajomymi opowiada, że Paweł cierpi na chorobę psychiczną. Chce o tym w sądzie powiedzieć. Prawniczka jej to odradza. Chce rozwodu z wyłącznej winy Pawła. Oskarża go o wszystko zło, wydzwania do niego, pisze maile, obraża. Swój gniew niepohamowany wylewa nie tylko na niego, ale na wszystkich wokół siebie. Tak było, czas miniony.

DZISIAJ

Jest już po sprawie rozwodowej. Rozwód orzeczony na jednej sprawie z winy obu stron.

PAWEŁ 

Wysyła Urszuli co miesiąc 20 tysięcy na życie. Chce szczęśliwie żyć przy boku nowej kobiety, ale też próbuje rozmawiać z córkami i dba o byłą żonę. Te rozdarte między rodzicami, mimo, że dorosłe kobiety nie chcąc urazić matki, z którą mieszkają... nie spotykają się z tatą. On bardzo to przeżywa. Pieniądze im wysyła. I tyle ;-(

URSZULA

Dba o siebie jak zwykle... fryzjer, kosmetyczka, medycyna estetyczna, manicure, pedicure i inne tam dbania... dalej psycholog... modne ciuchy. Nie ma uśmiechu. Wargi umalowane, lecz zacięte. Jedyne jej marzenie, żeby Pawłowi było źle. Pucuje mieszkanie, dalej pisze maile złośliwe do Pawła. Nie chce słuchać rad przyjaciół, żeby kogoś poznała, czymś się zajęła. Obraża się na takie delikatne sugestie, że jest już po rozwodzie... rozdział zamknięty, czas nowy zacząć.

PRZYSIĘGAŁ MI, POWINIEN IŚĆ DO PIEKŁA - takie jest jej przeświadczenie. To ciągle Urszula powtarza. Nie chce pogodzić się z tym co się stało. 

ZDANIE STAREJ KOBIETY 

Smutna to historia i przedstawiam tylko fakty. Nie osądzam i nie oceniam żadnej ze stron.

Też do końca wszystkiego nie wiem.

Wiem, że nic nie jest dane raz i na zawsze. A o małżeństwo trzeba dbać, jak o wszystko. To nie jest tak jak w tym powiedzeniu "Nie goni się tramwaju, do którego się wsiadło". Nawet w małżeństwie o bardzo długim stażu, należy się do siebie ciągle zalecać :-))

Wiem też, że "nie można nikogo zmusić do miłości! Do wykonywania obowiązków można oczywiście (różne metody znajdą się na to). Do miłości i bycia z kimś razem - nie da się!

Trzeba sobie odpuścić odpuszczając drugiej osobie, dla własnego dobra! To jest słuszne :-) 




12 komentarzy:

  1. Czasami rozwód oznacza nowe życie. Coś się kończy i jednocześnie coś się zaczyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że każda zmiana otwiera nowe życie. A ta na lepsze, to dopiero frajda:-) Buziaki:-)

      Usuń
  2. Urszula i tak ma dobrze. Równie dobrze mogłaby iść do pracy i sama zarabiać, a nie jeszcze mieszać w to dzieci, które i tak mają dość. Ja zostałam z chorobą, długim uciążliwym leczeniem, na rencie z niecałym tysiącem złotych. Ze byłam już sama, bo córki pracowały i mieszkały już osobno, to niewiele wiedziały. Kto by się martwił moimi potrzebami wtedy. Na szczęście dostałam odprawę i spore odszkodowanie za leczenie, a siostra woziła 100 km na badania kontrolne, nic za to nie biorąc. Po tym rozwodzie moje wymagania tak wzrosły, że już nikt nie podołał, i dobrze, bo samej mi najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, że Ty Dorotko jesteś teraz zadowolona i umieść z życia czerpać radość z życia bez mężczyzny. Ściskam serdecznie i trzymaj się tak dalej wspaniale:-))

      Usuń
  3. Masz rację że rozwód to zawsze pewnego rodzaju porażka.Czasem jednak trzeba to zrobić aby móc w miarę normalnie żyć.Ja po rozwodzie czuję ulgę i spokój,mam dzieci i wnuki więc tak bardzo nie odczuwam samotności...Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I najważniejsze jest to, co Ty czujesz! Twoje życie:-) Pozdrawiam serdecznie:-)

      Usuń
  4. Zapomniałam napisać że ślicznie wyglądasz:))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Niczego nie przewidzimy w życiu. Jak to moja mama mówi czasami jedni są nieszczęśliwi bo ożenili się ( wyszły za mąż) inni są nieszczęśliwi że nie ożenili się ( nie wyszły za mąż). Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, gdybyśmy wiedzieli, co przyniesie los wskutek naszych działań, jak odpowie na nie... to pewnych decyzji byśmy nie podejmowali. Ot, takie życie. Całusy:-)

      Usuń
  6. Co prawda nadal tkwię w związku bez przyszłości , dzieci dorosłe na swoim pracują mają mieszkania i są daleko, a ja nadal tkwię w związku bez przyszłości i bujam się sama praktycznie, ale fakt boję się jego i decyzji jaką powinnam podjąć. No cóż zdrady nie było ale nadajemy na całkiem innych falach. Pomału ale dojrzewam do decyzji o rozstaniu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam bliską przyjaciółkę, której sytuacja jest dokładnie taka jak Twoja, tyle że ma jedno dziecko. Toksyczny związek, ale boi się zmiany, chociaż jest samodzielna i nieuzależniona finansowo od męża, który tak ją lekceważy. Ona za dobra jest... nie myśli o sobie, tylko o traumie dziecka przy ewentualnym rozwodzie rodziców... a czas biegnie. Trzymaj się ciepło i pomyśl o sobie:-) Buziaki:-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger