10:55:00

Mój Kompan*... On*

Mój Kompan*... On*
 Pojawił się nie wiem skąd. Zastanawiam się jak długo przy mnie zostanie? Czy nadejdzie taki czas gdy odejdzie ten nieproszony gość? Może tak się stać, że zostanie we mnie tylko Onego* wspomnienie i może taka myśl, że czas z nim to nie był najgorszy czas? Wiele zależało i nadal zależy ode mnie.

Może ten czas z Onym to jakiś dodatkowy dla mnie prezent... specjalnie darowany, żebym coś zrozumiała... że dano mi go więcej niż sobie na to zapracowałam... być może dlatego forma musi być nieco inna.
Ta forma - to bycie z Nim.
Wydaje Mu się, że jest strasznie ważny. W różny sposób stara się mnie przekonać, że "zasłużyłam" sobie na Jego obecność w moim życiu.
Zupełnie nie jestem do tego przekonana ;-)

W alfabetyczny sposób przybliżę  Wam mojego Kompana:

Apodyktyczny - nieznoszący sprzeciwu taki na pierwszym miejscu jest ON*. Nie daje się zagadać i nie zna na żartach ani za grosz.
Bezwzględny – nie odpuszcza w wyjątkowych nawet sytuacjach, w których chciałabym poczuć się lekko i przyjemnie.
Cierpliwy - w dokuczaniu mi. Ten rodzaj cierpliwości, nie dzięki, której spotykają człowieka dobre rzeczy... to nie ta cierpliwość od posadzenia drzewka do zerwania soczystego owocu. To jest cierpliwość nikczemna; czerpiąca radość z braku istnienia.
Dupek tego rodzaju, pojawia się na każdego drodze. I chodzi o to jak sobie tę drogę ułożyć? Jeśli nie da się Go zupełnie z tej drogi usunąć(?)
Esteta to nie jest (zupełnie do mnie nie pasuje;-)) – nie zważa na to, że pocę się przez Niego... wykrzywia mi twarz, skręca wpół, zlewa potem, kłuje natrętnie, męczy, dusi, rwie i strzela choć nie ma spluwy. Sadysta... brr!
Facet. Zwykłemu facetowi możesz nawet wybaczyć, zapomnieć o nim po prostu, rozwieść się przed Sądem... Onemu nie wystawisz walizki za drzwi. Tak zwyczajnie nie da się usunąć. Może joga, masaże, farmakologia, terapia... wszystkie możliwości należy wykorzystać. 
Głupie myśli - podsuwa i jeszcze do ich realizacji podstępnie zachęca. Takie znaki niby ostrzegawcze daje (?) Zadręcza... Trzeba uruchomić wszystkie zapasy sił by Mu się przeciwstawić i nie ulec Jego natręctwu.
Hamulce –  On w ogóle ich nie używa, pędzi i ciągnie mnie w przepaść. Doskonale orientuje się, że trudno jest do mnie o części zamienne. Wykorzystuje i mą chwilową paniką rajcuje. Ale trafiła kosa na kamień ;-)... ja też nie mam hamulców i żyję jak na piątym biegu... bez rozpamiętywania, bez żalu, bez smutku... tu i teraz, bo życie jest za krótkie by trwać w jakimkolwiek innym niż szczęśliwym stanie (mimo    Onego upartej obecności) :-))
Chaos – wprowadził w moją codzienność, zakłócił normalne funkcjonowanie... natężając muskuły udowadnia, że jest silniejszy. Słabe to jest – kopać leżącego ;-)
Istnienie. Istnieję! Właśnie "dzięki" Niemu wiem to na pewno! Czuję Jego obecność... Gdybym nie istniała  - Jego obecności bym nie odczuwała ;-)
Jestem człowiekiem - więc miewam chwile słabości i wtedy staję się Mu podległa (niestety;-)) Jednakże na krótko pozwalam Onemu na ten komfort bycia górą nade mną.
Krzyk – nie szept zawstydzony jak u sumienia, nie! zwykły codziennie używany głos – to krzyk właśnie wydobywa się ze mnie gdy mój Kompan mnie dotyka... och!
Listów - nie czyta więc nie piszę do Niego. Choć raz napisałam, wyłuszczyłam Mu wszystko... wykrzyczałam, że nie warto... wzięłam prysznic... zmyłam ile się dało... położyłam się spać i do rana przetrwać bez Onego się udało. Taki maleńki, pierwszy krok :-))
Łzy – nie da się Go stopić ani gorącymi łzami, ani zalać zimnym potem. Wytrzymały  jest jak skała.
Możliwości. Mogłabym istnieć bez Niego. Wcale Go nie potrzebuję do niczego. Nie wiem co On chce mi udowodni (?) A może domyślam się trochę (?)
Niemanie ;-) Nie ma - smaku, barwy, kształtu, zapachu. Ma tylko ciężar wielki i nim próbuje mnie zwalić z nóg... wypełniając sobą każdą komórkę, każdy milimetr mojego ciała.
On - mój Kompan – nie jest silniejszy od innych, ani mniejszy, ani większy – nieporównywalny. Dla każdego mógłby być czymś innym.
Pozbawianie. Pozbawia radości - sprawiając fizyczne i psychiczne cierpienia. Patrzę na siebie jak na mocno dojrzałe, ale jeszcze pokwitające;-) drzewo, a On? On do mnie dopada i widzę jak przez Niego więdnę.
Rozmaitości. Rozmaite sposoby ćwiczę by nie tracić cennego... przeznaczonego na co innego i w innym ujęciu niż ON mi oferuje... Czasu. Bardzo się cieszę, że On jest mój, a nie czyjś, kogoś bliskiego dla mnie. To  jest ten rodzaj egoizmu, taki cenny... wydaje mi się :-) kiedy nie chcesz dzielić się z kimś, ani nic dla kogoś, itp.
Szkody. Szkodzi mi Ten drań choć paradoksalnie to dzięki Onemu otworzyły mi się nowe okna... nowe, jeszcze lepsze spojrzenie na świat i jeszcze głębsze docenianie tego co mam!
Świat pogmatwany jest. Nic jednak na nim tak straszne nie jest jak On – obecnie  mój Kompan, który jednak każdego (tu mylić bym się chciała...! ) w jakimś czasie -  może też być niechcianym kolesiem.
Przy Onym może skutecznie odechcieć się być bohaterką.
Tworzenie. Tworzy smutek. Ten z kolei budzi złość. Ta rodzi nienawiść. W ten sposób buduje się łańcuch, który opasuje człowieka... dusi, odbiera oddech, bo wszystko inne staje się zupełnie obojętne... nawet czerwono-różowa torebka ta wymarzona, którą inna sprzątnęła mi sprzed nosa :-)))))
Usiłowania. Usiłuje zedrzeć z mojej twarzy szczęśliwy uśmiech, pozbawić nadziei.
Ale ze mną się nie zadziera :-))
Wracanie. Wraca - nawet gdy uda mi się Go na jakiś czas zniechęcić, odurzyć lekami, zalać ziołami, rozluźnić rehabilitacją. Walczę z Nim. I nawet gdy na chwilę Go pokonam, to On wypuszcza boczne pędy... zupełnie jak ścięte drzewo. Tylko w przypadku drzewa to jest to radosne odrastanie bocznych, zielonych pędów... w moim przypadku to okrutne, uporczywe wyrzynanie się po bokach... i... i  ech ... szkoda słów na to...
Zapomnienie. Zapomnieć o sobie nie dajee... niee...
Zniszczyć...  Zabić! nawet chce mnie!
... nim się jednak tak stanie to ja Go zaaresztuję, zniewolę ironą swą. Nic nie jest trwałe i wieczne... nawet ON – Jego imię to  -  B Ó L!
Ja (na potrzeby własne;-) zwę Onego -  Kompanem – Idiotą :-)
Wiem!
Nastąpi wreszcie zmiana. Powróci swobodna, niczym niezmącona radość, a równowaga zastąpi rozchybotanie i niezdrowe dreszcze.


Piszę o Onym - Tym Kompanie, Bólu, Idiocie – z dużej litery... nie z szacunku bynajmniej lecz bardziej pokory (nie lekceważę Go, ale?...)... no i żeby bardziej się nie wkurzył ;-)))
Odsuwam Go na bok w swoim myśleniu i poddaję się każdej teraźniejszej chwili... Jak tak sobie pomyślę, to Ból jest zawsze przy nas obecny... również w chwilach radosnych, miłosnych, tak w psuciu jak i tworzeniu.
Niepotrzebnie tak się na Niego naparzam :-)
Ten najbardziej rozdzierający tylko wyostrzył moje zmysły, zagłuszył nieistotne sprawy, a nie ogłupił na tyle żebym zapomniała, że Żyję!!! A On jest świadectwem tego -  (Idiota! ;-))




13:23:00

Żółć, żółć się wylewa... "Inna"*

Żółć, żółć się wylewa...  "Inna"*

I nie chodzi mi bynajmniej o to żółte z góry, które zamiast uśmiech na twarzy wywoływać, to zaczyna lekko swoim parzeniem irytować, źle na nas wpływać. Wszystkim, nawet tym spokojnym, koncyliacyjnym osobom ciśnienie zaczyna iść w górę. Co za tym idzie jedni drugim dokuczają bardziej świadomie czy też zupełnie niechcąco... wychodzić czasem prawdziwa osobowość, natura - zaczyna.

Tak! Na to słońce wielkie i parzące wolę zganić te przeróżne żółcią przyprawione, doprawione zachowania, bo nie chcę ani nikogo osądzać ani posądzać o złą wolę.

Czasami ta żółć jest nawet uzasadniona gdy czytam, że dzieci niepełnosprawne od września będą izolowane i koniec z integracją  ze sprawniejszymi kolegami... tylko szkoły specjalne (brr... jak to brzmi!) będą dla nich. Taka segregacja według mnie może spowodować w tych bardziej niedojrzałych głowach myśl, że są wybrańcy, lepsi i gorsi, a u tych chorobą doświadczonych, że nic nie znaczą... Te grupy tak podzielone przestaną się rozumieć... empatii jedni się nie będą mieli jak nauczyć, a drudzy z piętnem ofiary żyć będą.

Trudno by żółć w takim momencie człowieka nie zalewała, ale tak myślę, że jest ona jak najbardziej uzasadniona.

Kolor żółty ma też moja rozpacz, że z mojej osoby, którą jako zbiór matowych, ciemnych, kolorowych i bardzo świecących kamyczków – postrzegam – wykruszają się te świecące, na których powstałam... Zmarła Kora, Stańko Tomasz, niedawno jeszcze Wodecki, Irena Szewińska, przedtem jeszcze Pyrkosz, Szaflarska, Miecugow... nie wymienię wszystkich (nawet tych z ostatniego czasu) różnych sfer kultury, muzyki, sportu, którzy mnie ukształtowali. Oni – pisarze, poeci, muzycy, artyści, ludzie kultury – wrażliwi ... zostawiają po sobie coś, czego dokonali i to zawsze będzie o nich przypominać. A ja taki mały żuczek, szaraczek każdego dnia przez ich odejście staję się coraz biedniejsza, smutniejsza... czuję się jakbym sama odchodziła... i żółć ze złości mnie zalewa.

Lecz to innego rodzaju jest żółć... nawet usprawiedliwiłabym ją... choć niedobrze być sędzią we własnej sprawie... ta żółć motywuje mnie, żeby nie narzekać, cieszyć się tym, co mam, a nie martwić tym czego nie mam i zrobić coś by nie pozostało po mnie tylko nazwisko i imię.
Ale jest też żółć inna, która zatruwa nas i odsuwa od nas innych.

Rozmowa Starej Kobiety z nazwijmy ją "Inną", bo żadne imię nie zasłużyło sobie na to by być kojarzone z niżej przedstawionymi zachowaniami. Nie o imię tu zresztą chodzi lecz o wartości... o nich później.

''Inna" jest zadbaną, tuż przed czterdziestką przedstawicielką tzw. średniej klasy z ukończonym licencjatem, z dochodami powyżej średniej. Stąd możliwości (większe niż średnie) wojaży po Europie, eleganckie mieszkanie i samochód luksusowy. Niezła osoba, pomocna, życzliwa ale do momentu... do momentu gdy się dowiaduje, że kogoś spotkało szczęście i to jakby niezasłużenie, bo "Innej" bardziej się należy. Dłużej o nie walczy i przecież ma... ma i to i tamto, i na inne ją stać, i to ona warta jest wszystkiego najlepszego... "Inna" nie kto inny.

To "Inna" wszystko ma najlepsze  i wie wszystko też najlepiej... ale też "Inna" jest sama. Będąc w kilku związkach, nie znalazła jak dotąd dla siebie nikogo odpowiedniego, kto na "Inną" by zasłużył... bo to nie wystarczy by kochał ją i dawał jej wszystko czego zapragnie... a pragnie dużo... to i tak o wiele za mało... Bo wszystko musi być jak "Inna " sobie wymyśli. A myśli, że wszyscy to wokół niej durnie, tylko "Inna" jest najmądrzejsza.

Przez taki stosunek do ludzi, traktowanie ich z góry (choć to trudne przy jej wzroście) zraża do do siebie osoby... co zresztą jej wcale nie obchodzi, bo to ona za wszystko zło, nie siebie tylko tych drugich obarcza. W jednym dniu obrzuci cię prezentami, w drugim żółcią obleje i jadem ukąsi.
A dlaczego? Bo zamiast w sobie szukać odpowiedzi, nabrać dystansu do siebie i wykazywać szacunkiem do ludzi, to "Inna" uważając siebie za kogoś lepszego, zalana żółcią zazdrości i nawet łagodnej zawiści (którą starannie pod wystudiowanym uśmiechem ukrywa)... jest po prostu nieszczęśliwa.

Zamiast próbować się ogrzać przy radości innych, ona im jej zazdrości... zamiast smutek swój zmniejszyć dzieląc się z drugą osobą. "Inna"... owszem to robi, tylko później tę samą co do niej wyciąnęła rękę osobę wyśmiewa.

Nie oceniam "Innej" zachowania, postępowania... tylko żal mi jej.
Te emocje "Innej" nie sprawiają, że pięknieje. Gniew, frustracja powodują, że zalewa ją żółć i zaczyna cierpieć więc chce, chce się uwolnić od niej... tylko wybiera złą drogę... tą uwolnioną żółć zamiast wyrzucić gdzieś za siebie, wykrzyczeć gdzieś głośno za domem, wypłukać usta i zacząć od nowa... wylewa ją na innych.

Rozmowa 1:
  • Jestem szczęśliwa!
  • To dobrze. Nawet ładnie, naprawdę ładnie masz zrobione brwi.
  • Też możesz mieć takie. Chcesz to skieruję Cię do osoby, która tak ładnie mi je wyczerniła :-)?
  • No coś Ty... tu masz dłuższą, tu masz krzywo... tu jaśniejsza jedna jest... ja, ja to muszę mieć porządnie. Mnie nie wypada tak słabo mieć... ja jestem "Inna".
Rozmowa 2:
  • O jest winko, to co lubię, w promocji? Zwykle jest bardzo drogie.
  • Nie, nie kupuj... kup to tańsze... ja to co innego... mnie nie wypada pić taniego. Saama wiesz, ja to coś innego... hm
Rozmowa 3
  • Córcia mi się zakochała, maturę zdała i na studia wymarzone dostała, a ten chłopak to jest wspaniały... dobrze się rozumieją i ja mam z nim świetny kontakt... nawet powiedział, że chciałby, żeby ona za za 42 lata była taka sama jak jej mama teraz :-))
  • Każdy tak mówi na początku, by się przypodobać, a potem się okaże jak ściemniał. Po co się tak angażować? Pewnie nic z tego nie będzie... wykorzysta ją i rzuci...
  • Dlaczego tak mówisz? Ja wierzę, że się im uda i będą żyli długo, i szczęśliwie.
  • Jaaasne, jasne... ciekawe! ja jestem "Inna" i czemu mnie się nie udało?
  • ???
  • Głupia nie jestem, żeby z byle kim się zadawać.
  • ???
Rozmowa 4:
  • Jak było na wakacjach?
  • Super, dobrze!
  • Coś smutna jesteś?
  • Nie, tylko zmęczona. Od dzisiaj już w pracy. A Ty gdzieś jeszcze wyjeżdżasz?
  • Nie wiem, może do Grecji, może do Turcji, nie wiem co się wydarzy... mam te niezmienne kłopoty z kręgosłupem i nie chcę wyjazdu ryzykować, który miałby być niekomfortowy przez ból.
  • Tak? Ty wyjechać chcesz? Ja wszędzie tam byłam, ale w pięciogwiazdkowych hotelach i w tych stronach, no wiesz tych droższych bardziej luksusowych. Ty raczej tam nie pojedziesz... na co Ci takie luksusy? hm... i za co?
Każda następna dobra informacja z mojej strony już obyła się bez komentarza... widocznie "INNA" już żółci była pełna ;-) i wypowiedzieć nic nie mogła ;-)

Przy każdej tej rozmowie wydęte, z lewej na prawo przekrzywione, lekceważące usta "Innej"... jedno oko też w powątpiewaniu uniesione, drugie z lekceważącym mrugnięciem. Jej frustracja z powodu mojego dobrego humoru i moje próby do sięgania do tej półki, które "Inna" uważa za  specjalnie zarezerwowane dla niej... bo jest "Inna"... ważniejsza, młodsza, ładniejsza, mądrzejsza, majętna bardziej na pewno... ta gorycz i niezadowolenie, że ktoś taki, taki dla niej nikt ( Stara Kobieta, której kończy się droga) może ładnie wyglądać, cieszyć i radować, z uśmiechem paradować spowodowała, że zaczęła wylewać się z "Innej" żółć.
UFF!!!
Gdy się nam coś nie udaje i zaczyna nas to bardzo irytować, to nie złość, gniew i wylewanie złych emocji nam pomoże. Każdy ma prawo mieć gorszy dzień, ale gdy zbyt często nam się to zdarza przede wszystkim powinnyśmy zastanowić się nad sobą, a nie gromadzić własnego na swoje sprawy wzburzenia i trzepać nim po innych.
To zupełnie niepotrzebne.
Nie tędy droga.
Może aktywny sport, wysiłek fizyczny by się odstresować, posłuchanie życzliwej rady, nie negowanie wszystkiego, nie lekceważenie innych, łagodność i dobre, serdeczne myśli zamiast psucie sobie wątroby.
Nikt (tu się powtarzam) nie wie wszystkiego najlepiej, ale zalewając się niepotrzebnymi złymi emocjami łatwo się pogubić. "Inna" – fajna babka jesteś, po co masz się utopić w swojej własnej żółci?

Kora już nie zaśpiewa, Stańkę też tylko z płyty usłyszymy, to są powody, dla których krew może  zalać człowieka , ale żeby się wkurzać, że ktoś jest szczęśliwy... wyrządzać mu przykrość wskazując, że nie należy do jakiejś wartościowszej puli... dlatego, że Tobie coś nie wyszło jak trzeba (?)
Może to przez to gorące słońce?
Tak, to napewno przez tą żółtą ogromną kulę :-)))

*Znałam jeszcze inną "Inną", starszą, w moim wieku, która również (pod płaszczykiem sympatii) swą żółcią mnie zalewała i próbowała zachwiać moją wiarą w siebie... nie mam już z nią kontaktu, bo nie ma powodu bym z własnej woli truciźnie się poddawała. Życzę Wszystkim by na żółć uważali ;-) i sami jej nie stosowali;-)
Na pytanie: dlaczego w rozmowie celną ripostą nie zareagowałam? Od razu odpowiem: chciałam! nie odpowiedziałam!... nie dlatego, żebym  się w tym błotku dalej nurzać chciała, czy kultura osobista nie zezwalała... Nie będę czarować! Ze zwykłego ludzkiego rozsądku!!! Gdy ja mówiłam i "Inna" się pluła to jednocześnie w swoich dłoniach me ręce miała i ostrym pilnikiem piłowała. I co bardziej ja uśmiechnięta i zadowolona, to ona mi brzzytt po pazurach. Im ja się  bardziej wzbraniałam tym ona głębiej i opiłki po mych oczach leciały. To się wstrzymałam, język zagryzłam choć palce (z przykrości) u ręki mi drżały... Zaczekałam na ostatni czerwonego lakieru sznyt i... i uwolniona ze złej energii wróciłam w swój zadowolony świat :-))  Uff! Jak przyjemnie!




 

12:39:00

Fitomed – kwas hialuronowy i krem odżywczy pod oczy.

Fitomed – kwas hialuronowy i krem odżywczy pod oczy.

Niezależnie od pogody trzeba dbać o zabezpieczenie swojej urody.
A gdy gorąco jak w te dni, szczególnie, że wody tracimy (niestety nie tłuszczu ;-)) tak wiele – to skóra podwójnie zadbana być musi. A ta na twarzy to obowiązkowo! W końcu to nasza wizytówka. I tu z czystym sumieniem znowu polecę Fitomedu:


Krem odżywczy pod oczy z kocanką.
Cudowny olejowy skład z nagietka, kocanki włoskiej... dużo luteiny, oleju z nasion marchwi. czyli bogactwo beta karotenu.
Do tego olej z aronii, witaminy E, C  i cynk.

Ten bardzo bogaty skład już zachęca do stosowania tego specyfiku, który jest jak najbardziej naturalny.
Kremik doskonale się wchłania, jest wydajny i pozostawia to wspaniałe uczucie, że skóra jest nawilżona, odmłodzona, oko otwarte – czyli uczucie komfortu.
Nie będę rozwodzić się nad jego super składem... proszę wyjątkowo uwierzyć mi na słowo... gorąco takie, że laptop niebezpiecznie się rozgrzewa ;-)
Dodam tylko, że kocanka włoska, która jest w składzie tej odżywczej mieszanki to wspaniałe zioło, wyjątkowa też jako przyprawa do potraw... o niej osobno można by napisać cały referat... to ona właśnie likwiduje obrzmienia, opuchnięcia pod oczami i niweluje naczynka.

Najlepiej stosować go dwa razy dziennie... rano i wieczorem, żeby nawilżył nam odpowiednio skórę wokół oczu, wygładził, zredukował co nieco zmarszczki, a przede wszystkim odżywił... a jak kto zmęczone ma oczy to zawarta w nim *luteina pozyskana z kocanki, nagietka ukoi i złagodzi to zmęczenie (nawet u bardzo wrażliwych oczu, nie zaszkodzi :-)
Aronia – źródło antocyjanów, chroni przed promieniami UV i olej z nasion marchwi bogaty w prowitaminę A plus wyżej wspomniane wit. E, C  wspomagają utrzymanie delikatnej skóry wokół oczu, w doskonałej kondycji.
Cynk to zwiększa jej elastyczność bowiem uczestniczy w metabolizmie komórek (doczytałam;-))
To wszystko aktywne składniki... - przynajmniej dla moich oczu okazały się bardzo przyjazne. Kwas hialuronowy  dodany sprawia, że nawilżenie skóry się utrzymuje.
Nie ma jakiegoś efektu wow, ale trudno się go spodziewać w moim wieku. Lecz systematyczność stosowania tego kremu sprawia, że nie jest gorzej , a momentami bywa lepiej (jak to w życiu ;-))  i dobrze wyglądają moje oczy w swojej "skórzanej" oprawie.
Cieszę się, że ten kremik trafił do moich rąk i polecam go serdecznie :-) 


I wreszcie mój ulubiony kwas hialuronowy 1%
Ten to nawilża, wygładza naskórek, poprawia elastyczność i jestem przekonana, że zapobiega powstawaniu zmarszczek. Dodaję go do swoich kremów w zalecanym stosowaniu 30%. Można dodawać go do toniku i wtedy świetnie nawilża cerę tłustą.
Osobiście, codziennie stosuję go na noc i efekty wypoczętej, naciągniętej skóry – są naprawdę widoczne. ZAUWAŻYŁAM, że dodawanie kwasu hialuronowego do wszystkich przez siebie stosowanych kremów zwiększa ich działanie. Moja skóra jest na bieżąco regenerowana przez jego stosowanie.
I ja Stara Kobieta ciągle mogę cieszyć się jej młodzieńczym blaskiem.
Wcale sobie tu nic nie dodaję, naprawdę tak widzę :-)
Już dzisiaj nie potrafię sobie wyobrazić(choć wyobraźnię mam dużą), że na mojej półce w łazience nie stoi kwas hialuronowy z Fitomed :-))
I jeszcze jeden delikatny wkręt: różne są te kwasy - o większej lub mniejszej zawartości procentowej hialuronowej... ważne by zawsze jakiś stosować :-)
Tak myślę :-)

* Luteina to taki kobiecy hormon.
Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger