18:00:00

Wolna niedziela

Wolna niedziela

4.15 rano, właśnie przeciągam się w łóżku. Wysuwam jedną nogę, potem drugą... trochę chłodno. Ciemno, cicho, słychać tylko zegara tykanie i moje sapanie. Jakoś się podniosłam. Dlaczego naga? Ach, znowu miałam napady gorąca, stąd jestem nieubrana. To nic, nikt nie widzi, to do łazienki lecę, bo wczorajsze wieczorne popijanie (wody ;-)) pędzi mnie tym szybciej. 

O, trzeba było zapalić światło, bo nie zauważyłam jak Marysia kulnęła mi się pod nogi (Marysia to olbrzymia piłka do ćwiczeń). Dałam radę, idę dalej... uff jakie kolce pod nogami... przyśpieszyłam, by jak najszybciej z tej do akupresury maty zejść, ale nieszczęśliwie wpadłam na Krysię (to mniejsza piłka do ćwiczeń by kręgosłup nie zastał się ;)) Dałam radę! Już siedzę i siku robię, nie otwieram oczu by nie spojrzeć w lustro. Po co te nerwy w sobotę o poranku ;)

Wracam więc do łóżka z powrotem zapominając, że po drodze Kryśka, dalej mata z igłami i Maryśka zagradza drogę do legowiska. Ale znowu dałam radę :-) Wkulona w Pana B. usiłuję zasnąć zaciskając mocno powieki, ale nic z tego. Tak się męczę, przewracam z boku na bok, na wznak, na plecy, z kołdrą na i pod spodem. Nic nie wychodzi. Dobrze więc... zacznę od początku ten ranek.

6.00 otwieram oczy po raz drugi dziś. Ciągle ciemno. To nic. Ułożę sobie w głowie plan na dzisiejszy dzień. Przedtem dziękuję wdzięcznie, że obudziłam się dzisiaj jak zwykle od tych tysięcy dni i boli mnie: 1..,....2,....,....,.....,.....,.....,.....,...,....,.....,.....,....,.....,.....,....,........,....,...........................................33.... to znaczy, że żyję na 1000% :-))) I dziękuję, że nie bolą mnie rzęsy :-)) Zawsze to coś :-))

6.43 Trochę długo trwała ta wdzięczna wymienianka :-) 

6.45 Zaczynam planowanie: CZEGO NIE ZROBIĘ DZIŚ? ;)

1. Nie będę korzystać z radia, telewizji, messengera, whatsappa, telefonu w ogóle, tudzież z laptopa i czytania mądrych książek. To znaczy, że wiadomości... jakiekolwiek by nie były, wystrzegać będę się ich. 
2. Nie założę okularów by nie ujrzeć kurzu na książkach, plamki na zasłonach itd. itp. Wszystko obojętnym spojrzeniem będę opatrywać.
3. Żadnego mycia podłóg, sprzątania na balkonie, układania w szafach, prasowania, guzika przyszywania, czyszczenia piekarnika, odświeżania lodówki, podlewania kwiatków. Żadnego pieczenia szarlotki dla innych przyjemności, ani mięsa smażenia, ani pierogów lepienia... nic, nic.
4. Myślenia co jeszcze mam do zrobienia, planowania od poniedziałku do nie wiadomo kiedy - nie będzie. Denerwowania, co będzie i u kogo coś się stanie, żadnego odczytywania maili ani odpisywania.
5. Nie zmienię też pościeli, nie wypiorę kocyka, nie pomaluję ściany, choć bardzo by to ją ucieszyło.

Poza tym, sobie niczego dobrego żałować nie będę :-)) Skupię się wyłącznie na na swoim ciele i umyśle.
8.20 o jak czas szybko mija :-) Trochę czasu zajęło mi to planowanie, czego absolutnie nie będę ;) 

TO DZIEŃ ZACZYNAM 

Odsłaniam story, muzyczkę włączam. 

GIMNASTYKA

Ciągnę nóżkę, wyciągam rączkę, tu grzbiet do góry, tu też rączka w górę, potem prawa, później w lewo. Jedno kolano wyprostowane, drugie pod siebie schowane i znów to pod siebie, to do góry, oddech raz, wciągnięty do kręgosłupa brzuch, teraz wydech, uff...  padam, padam.
Mata teraz - w ramach wypoczynku, a na niej ostre wypustki, na całe gołe ciało, pod kark poduszka też igłami nafaszerowana... Rozluźniam się... odprężam... hmmmmmmmmmmm. Dobrze jest. Choć cała podziurkowana.

9.10 KONIEC DRĘCZENIA 

Teraz szczotkowanie całego ciała (szczotką z prawdziwego włosia), od dużego palca do koniuszków uszu. Od dołu do góry, czyli w kierunku serca, tylko na brzuchu dookoła według wskazówek zegara, gdzie środkiem jego jest pępek. Wszystko to po, by limfa lepiej po ciele krążyła i kolagen przypomniał sobie, że we mnie jest i czynić dobro powinien. Skóra jak jedwab delikatna. Zamykam oczy, głaszczę się i jestem wniebowzięta. Ten dotyk mnie uspakaja i uszczęśliwia :-) Gorzej, że za chwilę otwieram oczy i widzę gładką skórę, lecz stare kości, które przez nią prześwitują. Te żyłki niebieskaworóżowe, te plamki brązowe od opalania nadmiernego, ta oponka w miejscu talii, te smutno piersi położone na niej jakby na bok odłożone (czekające nie wiem na co ;-)) Z powrotem zamykam oczy, znowu przesuwam rękę po miłej palcom powierzchni skóry. I znowu jest pięknie. Lekko przysypiam i marzę :-))

10.15 PRYSZNIC

Z tej miłej sytuacji,  głosy zza ściany mnie wyrywają. Biegnę więc pod prysznic. Ciepła woda spływa mi po ramionach i wszędzie indziej też. Nakładam szampon na włosy, szczotką na kiju szoruję plecy, a potem jeszcze peeling  kawowy by zedrzeć, jeszcze bardziej wygładzić skórę. Och ile jest jej centymetrów sześciennych :-)  Czuję się lekko zmęczona ;-) A tu jeszcze balsam po kąpieli trzeba wmasować i odżywkę na włosy... 

11.00 Z POWROTEM W ŁÓŻECZKU

Wypachniona, wymęczona, leżę znowu w pościeli. A tu przegryźć by trzeba coś. Muzyczka sobie płynie sama, ale jedzonko samo nie spłynie do najbardziej nawet spragnionych ust i burczącego brzucha.

11.10 ŚNIADANIE

Przygotowuję więc jedzonko. Wyjątkowe, z jajek, pomidorów, cebuli, czosnku i innych przypraw. Niebo w gębie :-)))

12.10 ZNOWU LEŻĘ ;-)

Ależ błogo :)
Na twarzy maseczka, na szyi maseczka i na powiekach inna, i pod oczami inna. Dłonie w rękawiczkach by maseczka na dłoniach lepiej się wchłaniała. Leżę, od czasu do czasu popijam wodę z aloesem, bo nawodnienie, to jest podstawa. Czasem jakieś myśli usiłują mi przeszkodzić w spokojnym nic nie robieniu, ale jestem twarda i opieram się im. Jedyne o czym myślę, to o tym jaką przyjemność sprawię sobie jeszcze. Leniwie rozciągam i zahaczam stopą o milusi kocyk. Wrażenie jest? Takie sobie, delikatnie rzekłabym, bo stopa szorstka coś jest. Uuuu... jeszcze o nie zadbać muszę.

13.00 FOTEL

Siedzę sobie już w wygodnym mym fotelu, po zmyciu maseczek, ta z twarzy liftingująca, zdjęta była dwoma ruchami. Teraz już odpowiednimi kremami w twarz, w szyję i dekolt wklepana, moczę stopy w wodzie z sodą oczyszczoną i szamponem. To jedną wyjmuję, by ją kamiennym pumeksem z magnezem i innymi dobrociami, potraktować. To drugą wymiennie. Potem paznokcie, lakier oczywiście czerwony, a przedtem balsam cudownie pachnący. Na wyschnięte stopy, z utwardzonym lakierem zakładam mięciutkie skarpetki i? I z powrotem do łóżeczka, by pomyśleć, co dalej ;)) Ale tylko o przyjemnostkach :-))

13.10 OBIAD:

Zupka z dyni, papryki, pomidorów i kluseczki z sera feta. Na wierzch posypana pietruszką zieloną i nasionami słonecznika. Pycha do picia jak zwykle woda z sokiem z aloesu, ewentualnie z imbirem i sok własnoręcznie wyciśnięty z jabłek, mandarynek i pomarańczy - do wyboru. Wszystko - samo zdrowie.

14.00 KUSZENIE

Żeby coś włączyć, coś zobaczyć, co z tą epidemią, czy veto w Brukseli. Nic z tego. Jestem twarda, książka w rękę kryminalna, a pupa na rower, czas start: jadę, nastawienie, że lekko pod górkę. Jadę w miejscu na rowerze, ale w książce akcja jest szybka, więc też czas szybko mija... i tak następna godzinka.

15.00 PODWIECZOREK

Ryż z cukrem wanilinowym, jabłkami i cynamonem. Pycha. Na kolację będzie kawałek piersi indyka z warzywami i sokiem pomidorowym do popicia. Wszystko sobie, już wczoraj przygotowałam.

16.00 MASECZKA 

Znowu kolejna maseczka na twarz. Przez cały też czas pamiętam o piciu dużej ilości wody. Na dworze już ciemno, dodatkowo pada deszcz. Nieprzyjemnie jest. Zapalam światła.

16.10 DECYZJA

Oglądam film. "Lot nad kukułczym gniazdem" z moim ukochanym Jackiem Nicholsonem. Trudny film. Taka metafora współczesnego świata, choć książka na kanwie, której powstał napisana była przez Kena Keseya w 1962 roku, a więc prawie 60 lat temu, a film w latach 70-tych ubiegłego wieku. Film o tchórzostwie i odwadze. Może niezbyt dobry na odprężenie, ale na zastanowienie  - jak najbardziej - :) W końcu dbając o ciało, nie można zapominać o mózgu. Czasem się przydaje ;-))

18.20 Miło było obejrzeć ten film, po latach. Teraz tylko lawendą spryskanie ciała, zjedzenie kolacji, wklepanie odżywczego kremu w twarz i nawilżającego dodatkowo... parę wygibasów na Marysi, celem rozluźnienia stawów.

18.40 Przygotowanie ubrań na jutro, dopasowanie torebki i butów do wiśniowego płaszcza, plus odpowiedni szalik, okulary, maseczka.

KONIEC DNIA 

Spokój cały dzień, zadbane ciało, ukojona dusza, rozum też zaspokojony. Teraz tylko umyć zęby i położyć się wygodnie do spania. Trochę wcześnie jeszcze, więc może jeszcze jakiś film... najlepiej baśnie braci Grimm :-)) By wprowadziły inny klimat... mitów, podań ludowych... działających wyciszająco. Bingo. Tak uczynię!
Tak, bez informacji zewnętrznych, w pewnym odklejeniu się od rzeczywistości, w tę niedzielę robiłam tylko to na co miałam ochotę. Przy tym zadbałam o siebie, wyciszyłam, zregenerowałam się i mam nadzieję z nową energią wkroczyć w następny tydzień :-))

JUTRO

Włączę radio, odpalę laptopa, uruchomię telefon, odczytam maile... i wszystko wróci, tylko, że ja silna będę i inaczej do wszystkiego podejdę. Człowiek potrzebuje chwili dla siebie, bez skrępowania, bez przeszkadzania.

MYŚL  PODSUMOWUJĄCA ;-)

Rób tak, żeby Tobie było dobrze, bo innym to k...a  i tak nie dogodzisz :-))))








22:12:00

Nie tylko dresy ;)

Nie tylko dresy ;)

Zachęcani usilnie do siedzenia w domu, nie tyle przez pandemię, co przez niesprzyjającą aurę za oknem... coraz częściej sięgamy po ciepłe spodnie dresowe i wygodną bluzę ;) Nie czułam jednak ciśnienia w tym temacie, choć gdy dostałam maila od Femme Luxe zachęcającego do wybrania sobie co nieco do jesiennej garderoby... zgodziłam się z wielką radością ;)  I wyszło pół na pół... dwa dresy i dwie sukienki ;) Ostatecznie na mnie zobaczycie jeden dres, który postanowiłam sobie zostawić... pozostałe rzeczy pójdą dalej w świat, ale... choć ofertę Femme Luxe nadal trzeba brać z przymrużeniem oka pod kątem ich rozmiarówki ;) (rzeczy wypadają mniejsze o jeden, niekiedy nawet dwa rozmiary niż te standardowe... do których jesteśmy przyzwyczajeni ;) Warto więc sprawdzać wymiary podane w ich tabeli rozmiarów :))... to jednak z jakością ich ubrań jest coraz lepiej! Jakież było moje miłe zdziwienie, gdy okazało się, że zestaw dresowy jest niezwykle mięciutki... i ma w składzie aż 65% bawełny, a sukienki to nie 100% poliestru, a 95% wiskozy :) 


Czarny zestaw dresowy - spodnie i bluza / Black Boxy Cropped Hoodie Cuffed Joggers Loungewear Set - Cailleigh - to właśnie ten zestaw, który postanowiłam sobie zostawić :) Na stronie możecie zobaczyć, że bluza nie należy do najdłuższych... jednak mi brzuchola nie odkrywa ;) Z boku posiada sznureczki do ściągania, dzięki którym możemy ją regulować :) Bluza ma duży otwór na głowę i mega wygodną kapocę ;) Cały zestaw jest w środku mięciutki, spodnie mają na dole zwężane nogawki ;) Przy zakupach warto zdecydować się na co najmniej jeden większy rozmiar, niż nosicie normalnie ;) Jakościowo ten zestaw naprawdę ogromnie mnie zaskoczył! Obawiałam się, że będzie bardzo sztuczny... a tu naprawdę wow! Porządny, wręcz elegancki zestaw... w którym można swobodnie wylecieć do sklepu lub apteki bez obaw, że spotka się koleżankę, której nie widziało się od lat... i wygląda się jak kocmołuch ;) Będę go nosić!


Zestaw dresowy w kolorze camelowym / Camel Boxy Cropped Hoodie Cuffed Joggers Loungewear Set - Cailleigh - brat bliźniak tego powyższego zestawu, z tym, że w innym kolorze. Kolorze zabójczym, bo camelowym ;) Ja jednak się w nim kolorystycznie nie odnajduję, puszczam więc go dalej w świat :) I tu taj jakość jest naprawdę świetna... i macając go... mam wrażenie, że dotykam ekskluzywnego, naprawdę porządnego dresu :) Układa się na ciele tak samo jak czarny :) Mnie jednak... zdecydowanie w czerni lepiej. Super jest także to, że te spodnie dresowe posiadają kieszonki :) 






Opinająca czarna sukienka z bufiastymi rękawami / Black Belted Bodycon Midi Wrap Dress - Angelica - podobne sukienki mogłyście już kiedyś u mnie zobaczyć ;) To moim zdaniem najpiękniejsza z sukienek znajdujących się na stronie Femme Luxe. Bufiaste rękawy, długość za kolano, możliwość seksownego jej opuszczenia i odsłonięcia ramion... uwielbiam ten krój i zamawiam zawsze, gdy tylko pojawia się taka możliwość i obdarowuję koleżanki. Szyk i elegancja! W dodatku 95% wiskozy. Co prawda wersja z czarnym kolorze... nie jest moją ulubioną, ale przyda się na niejedne eleganckie spotkanie... także to przy kolacji, przy świecach w domu ;) 






Opinająca sukienka z bufiastymi rękawami, w kolorze khaki / Khaki Belted Bodycon Midi Dress - Angelica - siostra bliźniaczka tej sukienki powyżej :) Dla mnie osobiście... w o wiele ciekawszym kolorze, który jednak bardzo trudno oddać na zdjęciach ;) Ten krój jest naprawdę piękny, jednak i tu trzeba pamiętać, żeby zamawiać jeden - dwa rozmiary większą, żeby później nie musieć się denerwować niepotrzebnie ;) 




Ubrania Femme Luxe tym razem naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie swoją jakością - znaleźć można na ich stronie zarówno ubrania eleganckie jak właśnie te sukienki powyżej, sukienki gorsetowe / corset dress, spodnie dresowe i nie tylko / trousers (także z tych zestawów powyżej ;)), standardowe dżinsy / jeans  oraz mnóstwo t-shirtów, bluzek, body / bodysuits. Chciałoby się rzec... dla każdego coś dobrego ;) 

Jak widzicie... bardzo pozytywnie odnoszę się do tego zamówienia i jeśli tylko będzie taka możliwość... z pewnością zaopatrzę się w kolejne świetne dresy czy też ubrania z innych kategorii :) A Wy? Zaopatrzyłyście się już w jakieś fajne ciuszki po domu? :) 

18:44:00

Covid - zmienił sens... zdrowie najważniejsze jest.

Covid - zmienił sens... zdrowie najważniejsze jest.

MOJA ZMIANA

Była połowa lutego, gdy po raz kolejny przeprowadzałam się i życie swoje zmieniałam. Nowe wnętrza i wyposażenie, nowy początek wszystkiego, po raz kolejny już raz. Z nadzieją wielką, że dobry teraz nastanie czas, bo każda zmiana wnosi zawsze świeżą energię. Panowie, którzy przeprowadzkę robili, opowiadali, że teraz to w telewizji tylko o koronawirusie mówią... można po prostu z nudów umrzeć z tych to opowiadań, o wirusie dalekim w Chinach gdzieś, mordującym ludzi. Do głowy wtedy by mi nie przyszło (co innego w niej miałam ;-) , że my też znajdziemy się w tej sytuacji, która brzmiała bardzo niewiarygodnie. A jednak i u nas nastała i wszystko uległo zmianie. Większej niż moja przeprowadzka

ZMIANY  WSPÓLNE (z przymrużeniem oka ;))

1. Maseczki, główny atrybut (ochrony) mody, które zakrywają nie tylko twarze by chronić przed wirusami, ale jednocześnie zasłaniają zmarszczki i emocje. I zdajesz sobie sprawę, że uroda nie ma znaczenia, tylko zdrowie. A ono jest jak żona - długo cierpliwa i dobra, do czasu kiedy zaniedbywana ma dość i odchodzi ;-)

2. Dystans do siebie, to stanowczo za mało. Jeszcze dystans do ludzi jest potrzebny (w  sensie jak największej odległości). I tutaj zaczyna nam brakować relacji z ludźmi. Ale najważniejsze jest zdrowie. Wszystko inne jest kwestią chęci, siły, konsekwencji realizowania marzeń, czasem szczęścia i empatii w tym dzisiejszym szczególnym czasie.

3. Pocałunki, przytulenia namiętne, które sprawiały, że ciarki ze wzruszenia po plecach leciały - to teraz nie do przyjęcia. To bardzo silna broń biologiczna. Najważniejsze jest zdrowie. Nie srebro i złoto jest bogactwem. To wszystko można nabyć... zmysłowości nie kupisz. Tak się tworzy luka w naszym przeżywaniu życia.

4. Najważniejszym wyznacznikiem  przyjaźni i aktem  miłości jest nieodwiedzanie przyjaciół, rodziców i dziadków. Najważniejsze jest zdrowie. Tak kolejna tworzy się w życiu luka, nie do odwrócenia. Ale każdy może wymyślić swój sposób, żeby ją wypełnić, aby najbliżsi nie czuli osamotnienia, które jest dodatkową chorobą dla istnienia.

5. Pieniądze są zbyteczne, bo nic za nie nie kupisz. Żywności też nie za wiele, bo z dnia na dzień drożeje. Ale po co Ci żywność, skoro brakuje tlenu (?) Najważniejsze jest zdrowie. Z drugiej strony, to czego jednak nie wydasz na jedzenie, to wydasz na lekarza. Należy być najlepszym dla siebie lekarzem i korzystać ze swojej wiedzy i rozumu.

6. Władza też jest bezwartościowa, bo nie potrafi nic załatwić. ''Prezenty'', które przynosi mają zaledwie opakowanie... np. samolot ogromny, a w nim? Sami wiecie. Najważniejsze jest jednak zdrowie. Skoro można liczyć tylko na siebie, to zawczasu lepiej wydać pieniądze na utrzymanie swojego zdrowia. Niż potem walczyć o góry złotówek, by ono powróciło.   

7. Ludzie siedzą w swoich klatkach. Ci co potrafią, to krążą po w sieci i komunikują się wirtualnie. Ci co nie potrafią, nie mają takich możliwości - siedzą w samotności. Zastanawiają, po co oglądać im ten świat z tych zamkniętych chat (?). Najważniejsze jest zdrowie. Nie pomożemy wszystkim, ale choćbyśmy nad jedną osobą zastanowili się i życzliwością swoją obdarzyli... to już byłoby coś :-) Można być całym światem dla jednej samotnej osoby.

8. Jeśli nie chorujesz na Covid, tylko inna dolegliwość Ci doskwiera (to masz pecha ;-)), bo termin masz u specjalisty za rok. Chyba, że masz pieniądze, to jutro godzina 16-sta. Tylko po co masz je wydawać, gdy za dalszą diagnostykę dalej płacić będziesz musiał i tak dalej. Nie wyleczysz się na jednej konsultacji, więc po co te nerwy. Przecież do psychiatrów też kolejki długie. Najważniejsze jest zdrowie. To psychiczne przede wszystkim. To kręgosłup reszty całej. Dlatego dbaj o nie.

9. Dezynfekcja jest ważna. Nie można zapominać też o gardle ;-) Jego dezynfekcja uspokaja zmysły. Tylko nie należy z nią przesadzać :-) Najważniejsze jest zdrowe podejście do walki z epidemią.

10. Restauracje, kawiarnie, bary, kina, siłownie, muzea, teatry, sklepy z odzieżą, butami, torebkami, i innymi gadżetami, pływalnie, ośrodki kultury, Targi, imprezy, piwiarnie, puby, biblioteki... co to jest? Budynki. Bez ludzi gwaru, to tylko budynki... bez duszy. Bez zdrowych ludzi zostaną tylko mury.

11. Kościoły. Można wejść i pomodlić się. Każdy ma prawo wyboru. Najważniejsze jest zdrowie.

12. Stadion Narodowy. Duma i chluba Polaków. Tam rywalizować sportowcy mieli. Teraz Szpital Narodowy... zwyczajni ludzie tam walczą... nie o gola do bramki, tylko o wyjście w zdrowiu o własnych nogach z tej hali olbrzymiej... Nikt nie chce się tam znaleźć. Nikt nie walczy o wejściówki na ten salon. Pamięć o Covidzie nie minie, wystarczy będzie spojrzeć na wizytówkę Warszawy Stadion Narodowy, co szpitalem się stał. Eh, jakie to smutne.

KONSTATACJA

A świat, ziemia? Też zmieniona, bo wyludniona, wyciszona. Ten świat, natura - doskonale sobie radzi: drzewa rosną, kwiaty barwnie kwitną i pachną, deszcz pada, słońce świeci, zwierzęta cieszą się ciszą w lasach, puszczach i parkach. To życie za oknem wcale nas nie potrzebuje, samo o siebie dba, rozwija się i uwagi na nas nie zwraca. Pozieleniały na wiosnę liście na drzewach, teraz opadły z tych drzew i żadna ludzka ingerencja nie była temu potrzebna.

Takie są fakty. Najważniejsze jest zdrowie. Wszystko poza tym, to dodatek. Ważny, ale bez zdrowia wszystko sens traci. Wenecja, Paryż, Kraków, Miami, morze, góry... wszędzie inaczej jest niż wtedy, gdy Covida* jeszcze nie było. Zdrowie nie jest wszystkim, ale wszystko bez zdrowia jest niczym.

MOJE GŁĘBOKIE PRZEKONANIE  (jest optymistyczne :-))

Wiem jedno! Takie życie teraz mamy i takie kochać musimy, bo innego nie dostaniemy. Proponuję wyciskać jak najwięcej z niego, mimo wszystkich ograniczeń. Wdzięcznym być za wszystko. To wszystko po coś jest dane.

I?

Przede wszystkim zadbać o siebie. Szczęśliwa kobieta, to szczęśliwi wszyscy wokół. Nie można śmiać się ustami, bo ich nie widać, ale można mrugać oczami i ruszać uszami radośnie. Wszystko czynić, by nabrać dobrej energii i zmobilizować głowę, i ciało do uzdrowienia duszy, i całego naszego JA. Zdrowie jest najważniejsze. Wspólnymi siłami, wirusa pokonamy! Ocalimy się!

*COVID

*Covid - cichy, podstępny, powszechny - otwiera mądrym ludziom oczy. Pokazuje czym jest demokracja, bo Covid jak najbardziej demokratycznie obdziela sobą wszystkich... bez względu na urodę, stan posiadania, zasługi czy ich brak, władzy też nie oszczędza.

Może pojawił się na naszej ziemi, żebyśmy zrozumieli, przewartościowali (ci, którzy wcześniej tego nie uczynili), co naprawdę istotne w życiu jest. Zdrowie jest najważniejsze. A zdrowie i czas to najważniejsze skarby są :-) Szkoda, że ta prawda do niejednego z nas dociera tak późno. Zdrowie do końca życia się przydaje :-) Tak późno orientujemy się, że mamy je jedno ;-( Ale lepiej późno niż wcale :-))

POTRUŁAM

Potrułam tutaj trochę ;-) Potrułabym więcej jeszcze, by do Was wszystkich jak najmocniej trafiło, to że radość z istnienia każdego z Was razem i z osobna, jest większa niż smutek z powodu panującego Covida. Tą nadzieją, pewnością, przekonaniem - pokonamy go :-)






20:29:00

Kosmetyczne denko #4

Kosmetyczne denko #4

Za oknem pochmurny listopad... coraz niższe temperatury, coraz dłuższe wieczory... to wszystko sprzyja temu, żeby poświęcić swojej pielęgnacji więcej czasu - rozpieścić nasze ciało, a tym samym odrobinę ukoić rozedrgany umysł ;) A jeden z nich to naprawdę hicior! Jakościowy i cenowy :) 

Zacznijmy jednak z grubej rury...


Ampułka przeciwzmarszczkowa Lanbelle

Serum EGF + FGF, czyli ampułka przeciwzmarszczkowa marki Lanbelle, którą moglibyśmy w drogerii ustawić obok takich jak La Mer i Bioeffect... ceną zdecydowanie nie zachęca. Opowiadałam Wam o niej w lipcu, ponieważ trafiła do mnie w ramach prezentu od marki. Gdy jakimś cudem znajdzie się w Waszych rękach... (może gwiazdor będzie chciał zabłyszczeć pod choinką? :)) zdecydowanie nie puszczajcie jej dalej w świat, tylko zostawcie sobie, aby móc rozpieszczać swoją twarz. Cena ampułki (20 ml) jest powalająca... obecnie to bez rabatów 430 złotych. Nie ukrywajmy... to spora kwota. Nie chcę rozstrzygać czy warto tyle wydawać na ten produkt czy nie... szczerze... ja bym tyle za żaden kosmetyk nie zapłaciła, ale... żeby być fair - muszę docenić jej działanie. To produkt koreański, którego ceny na świecie... są jeszcze wyższe.

Lanbelle oferuje nam bardzo wydajne serum, które koi skórę, poprawia jej nawilżenie i uelastycznia, koloryt zostaje wyrównany, a buzia rozświetlona - wspaniałe działanie preparatu idzie niestety w parze z bardzo demotywującą do jego zakupu ceną. Stan skóry przy jego stosowaniu naprawdę się poprawia, produkt ma super skład i nie podrażnił mojej skóry ani razu. Szkoda i żal, że ampułka się skończyła... Gdyby jeszcze kiedyś miałaby się u mnie znaleźć w ramach prezentu - ach! Brałabym i cieszyła się szaleńczo! :) 

Ocena: 5/5 za działanie! Ceny więcej nie skomentuję ;) 


Duo płyn micelarny z olejkiem rycynowym Lirene

Ten płyn micelarny po raz pierwszy odkryłam w kwietniu 2017 roku... i od tego czasu regularnie gości w mojej łazience ;) I choć pierwszy egzemplarz był po prostu upominkiem od marki, za kolejne płacę już sama bez wahania ;) Próby znalezienia lepszego płynu do demakijażu... nie powiodły się, a ja zawsze wracam do tego z podkulonym ogonem ;) 

Tak jak w 2017 roku, tak teraz nadal nie będę Wam wciskała kitu, że ten płyn uelastycznia skórę (jak można przeczytać na opakowaniu ;)). Nie uelastycznia co prawda, ale także nie wysusza skóry przy świetnej jakości demakijażu także wodoodpornych kosmetyków. Ma za to u mnie ogromny plus! Jest wydajny, często można go dostać w promocji (ja ostatnie cztery opakowania wyhaczyłam po 6 złotych za 400 ml w super pharm ;)), a normalnie kosztuje maksymalnie 20 złotych. 

Nie podrażnia moich bardzo wrażliwych oczu, radzi sobie z demakijażem cieni, mascary... bez konieczności tarcia wrażliwych oczu. Super usuwa makijaż i oczyszcza twarz, pozostawia delikatną warstwę na skórze, która szybko się wchłania. Regularnie stosowany... dzięki zawartości olejku rycynowego - poprawia kondycję rzęs :) Uwielbiam, wracam i wracać do niego regularnie będę :) 

Ocena: 5/5


Szampon Schauma Nature Moments Hair Smoothie

Lubię mieć w zanadrzu najzwyklejszy szampon, który co prawda stosuję sporadycznie... ale którego nie jest mi żal, kiedy potrzebuję raz dwa umyć włosy, na szybko pod prysznicem, a wiem, że nie będzie na mojej głowie dłużej niż pół minuty w związku z pośpiechem ;) Takim szamponem był dla mnie właśnie ten, kupiony na wyprzedaży w Biedronce za 3 złote, normalnie kosztuje ok. 6-10 złotych. Oczywiście posiada w składzie SLS. Jednak stosunkowo wysoko w składzie znajdują się również: olej ze słodkich migdałów i ekstrakty owocowe. Takie połączenie jagód acai, mleka migdałowego i owsa jest według producenta polecane włosom suchym i bardzo suchym.

Pięknie pachnie, super się pieni, dobrze myje włosy... i nie czyni spustoszenia na głowie :) Nawet bez zastosowania (w tym pędzie ;))) odżywki, włosy dawały się bez problemu rozczesać, w dodatku zapach szamponu delikatnie się na nich utrzymywał. Jak dla mnie, w tej cenie wśród zwykłych szamponów, nie będących dermokosmetykami - naprawdę super produkt, o pięknym zapachu i wegańskiej formule :) 

Ocena: 5/5


Peeling do ciała Zielony jęczmień i jarmuż Perfecta

Połączenie zielonego jęczmienia, jarmużu i drobin peelingujących według producenta ma ujędrnić ciało i zlikwidować cellulit. Oczywiście, co do tej redukcji cellulitu byłabym bardzo sceptyczna, ale nie da się ukryć, że produkt od Perfecty jest naprawdę fajnym peelingiem. Co prawda dosyć specyficznie pachnie, ale bardzo ładnie usuwa martwy naskórek i zostawia skórę delikatnie nawilżoną. Z wydajnością mogłoby być lepiej. 

Nadal topowymi peelingami dla mnie są te z Organic Shop i z Equilibry (o jednym cudeńku opowiem Wam już niebawem!), ale ten jako produkt kupiony na wyprzedaży za 5 złotych sprawdzał się naprawdę dobrze. Czy kupiłabym go w oryginalnej cenie za kilkanaście złotych? No nie. ;) 

Peeling do ciała Zielony jęczmień i jarmuż nie jest takim produktem, który trzeba mieć i jego działanie powala. Jest jednak naprawdę w porządku drogeryjnym peelingiem i na wyprzedaży na pewno jeszcze nie raz bym zakupiła ;) 

Ocena: 4/5 za działanie ;) 
            4+/5 za działanie w połączeniu z ceną wyprzedażową ;) 


Balsam do ciała Zielony jęczmień i jarmuż Perfecta

Również produkt kupiony na tej samej wyprzedaży co peeling. Balsam w połączeniu z peelingiem stanowił przyjemne, nawilżające połączenie ;) Super się wchłaniał i nie zostawiał na skórze tłustej warstwy, dzięki czemu mogłam szybko przywdziewać swoje bardziej (lub mniej ;)) seksownej piżamki :) 

Ale także tutaj jak w historii z peelingiem, jest dużo lepszych, wydajniejszych produktów ;) Balsam jakich wiele - nawilża delikatnie, ale nie wygładza jakoś spektakularnie skóry. Mam także wrażenie, że nie poradziłby sobie z bardzo wysuszonym ciałem ;) U mnie szedł w parze w peelingiem. To połączenie podnosiło jego działanie bez wątpienia :) 

Ocena: 3,5/5 za samotne działanie :)
4/5 za działanie w połączeniu z peelingiem :) 

Wykonywanie pielęgnacji ciała to dobry czas, by oderwać się od tego, co za oknem, co w oknie telewizora i laptopa. Zdrowia dla wszystkich :) 

17:39:00

5 NAJSZCZĘŚLIWSZYCH CHWIL W ŻYCIU (z przymrużeniem oka)

5 NAJSZCZĘŚLIWSZYCH CHWIL W ŻYCIU (z przymrużeniem oka)


OGÓLNIE RZECZ BIORĄC 

Ogólnie rzecz biorąc, to ja szczęście w życiu mam. Nawet jak coś za bardzo się nie składa, to mija czas i na dobre wychodzi mi to. Bo ja zawsze, jak to powtarza moja starsza córka Kasia... zawsze spadam na cztery łapy. Mimo gorszych i wręcz złych okresów w życiu, tak się zdarzało, że zawsze przy okazji coś fajnego wynikało.

1. ROZWÓD

To nieprzyjemny jest akt. Wszystko rozpada się i inaczej mieć się ma. Nie mieszkałam już od 7 lat z moim drugim mężem i nawet zapomniałam, że taki w życiu moim był. Aż do dnia kiedy dostałam pismo od jego prawnika... że on, mój ciągle mąż o mnie jednak pamięta i rozwieść się chce. Jak zaznaczył w piśmie: z winy obojga stron. Czyli miałam w sądzie podzielić się jego chamstwem i przyznać do winy, której nie miałam. Przyznać, że też zła byłam, nietroskliwa, i że może jeszcze go zdradzałam :-)

Niedoczekanie. Chcesz rozwodu, będziesz go miał, ale tylko z Twojej wyłącznej winy. Przygotowałam się na ten dzień niezwykle dobrze. Odwaliłam jak diabli... od dwunastometrowych szpilek poprzez dopasowany spodnium i żakiet odszyty genialnie, po fryzurę z wyczesanym każdym włosem. Drapieżnie umalowane oko, karminowe usta... szłam na wojnę, którą chciałam wygrać. Nikogo nie chciałam udawać, nikogo kim nie jestem... stłamszonej, niepewnej, biednie ubranej kobiety. Chciałam być prawdziwa, choć namawiano mnie bym skromnością uwodziła sąd. Radzono bym raczej wycofana była. 

Nie byłam. Taki był mój mąż. Zgarbiony, uciekający z wzrokiem to na prawo, to na lewo, najczęściej patrzący na czubki wystających skarpet wełnianych, z letnich jak najbardziej sandałów.

Zarzutów biedaczek miał wobec mnie wiele, a ja skutecznie i pewnie mówiłam tylko prawdę. Nic więcej. Z każdą upływającą minutą w sądzie czułam się coraz szczęśliwa. I wreszcie przejrzałam na oczy, jak jestem wspaniałą dziewczyną i jakie otwierają się przede mną drzwi, bo odsuwam od siebie, na własnych warunkach wszystko co mi nie służyło, nie rozwijało, tylko w ziemię wbijało. Człowiek, który nie umiał żyć we dwoje, na sprawie rozwodowej winę chciał dzielić po połowie. O nie! Udowodniłam, tylko mówiąc prawdę, patrząc w oczy sądowi, że po mojej stronie jest racja. A odcięcie się od tego człowieka w w ten sposób, żeby miał czarno na białym napisane, że to on wyłącznie zawiódł, to dla mnie wielka radość. Dla niego nauczka, żeby nie zadzierał z kobietami mądrzejszymi od niego :-))Wyraz jego oczu, zaskoczenia, że znowu przegrał i nikt nie dał się zmylić jego słabemu, cichemu głosowi... bezcenny. 

Byłam przeszczęśliwa i jestem do dziś, z powodu tego, że mężczyzna, z którym byłam nie jest ze mną już. Nie, to chyba nie był mężczyzna;-) Tylko prawdziwy facet potrafi przyznać się do błędów, jest mądry na tyle  by wyciągnąć wnioski i silny by naprawić wyrządzone szkody. Pan R. nie miał jaj po prostu :-)) 

2. SPOJRZENIE

To spojrzenie, a raczej łypnięcie okiem widzę i wspominam do dnia dzisiejszego. To było ponad 21 lat temu. Sala porodowa. Poród rodzinny. Ale nie z mężem :-) Ten otrzymał ode mnie telefon, że otóż jestem na sali porodowej i rodzić będę. W związku z tym wziął sobie urlop w pracy i na ryneczek po pietruszkę zieloną podreptał, by zająć się czymś obojętnym. Przy mnie - bardzo przejęci byli, córka Kasia, przyszły zięć, moja współpracowniczka i lekarz w kucki siedzący pod ścianą, bo mega zmęczony po nocnej zmianie był. Ja królowałam na łóżku, dowcipy opowiadałam by lekarz na dobre nie zasnął, a reszta przestała się tak szalenie denerwować. Nagle! Wreszcie zaczęło się. - Chwilę mamuś zaczekaj - krzyknęła Kasia - pójdę tylko spalić papierosa. Bardzo śmieszne :-)) I tak, dwa i trzy i na świat najpierw wychynęła główka, a potem reszta poszła gładko. Kasia wzruszona przecięła pępowinę.

Za moment na moim brzuchu maluszek płci żeńskiej zawitał i łypnął oczkiem znacząco, przejmująco... aż ciarki mi ze wzruszenia przeszły. Czerwcowy poniedziałek, godzina 14.05 - najpiękniejsza z pięknych szczęśliwa chwila i początek tygodnia też :-)

Kasia to skwitowała krótko. "Ona to ci da kiedyś popalić, z pewnością :-)" A ja szczęśliwa byłam. Za dwa tygodnie miałam skończyć 42 lata. Taki prezent. 

3. DOTKNIĘCIE PODŁOGI

To taka szczęśliwa chwila, która jeszcze w ubiegłym wieku miała miejsce. Wyczekiwana bardzo była, by siedząc na krześle dotknąć stopami podłogi i czuć się jak dorosły człowiek, a nie dzieciak majtający w powietrzu nogami. Gdy nadeszła ta chwila, gdy mama zauważyła jaka to ja duża jestem, prawdziwa ze mnie panienka. Uśmiech od ucha do ucha i iskierki radosne w oczach. Ale za moment wiadro zimnej wody na tę główkę gorącą wylane zostało. Skoro duża, to obowiązki poważniejsze już mieć powinna (stwierdziła mama). Jako pierwsze, śmieci wynosić z rana do śmietnika. Tego z czerwonej cegły obrośniętego krzewami, gdzie koty wyskakiwały z pazurami na wierzchu. A czasem ktoś bezdomny tam posypiał i straszył swoim wyglądem zaniedbanym. Uff...  szczęście wymaga wyrzeczeń - dowiedziałam się :-)) Tak zaczyna się dorosłość :-))

4. ''KOBRA" 

Nadszedł czwartek, w telewizji "Kobra" program, spektakl kryminalny - nie dla dzieci. Teatr sensacji zaczynający się zwijającą w kłębek kobrą i kusząco mrugającą. Za mała byłam, ledwo dziesięć lat miałam i przedtem tylko przez dziurkę w drzwiach oglądałam, gdy wcześniej udało mi się z tej dziurki wyjąć klucz ;-) A tu taka okazja, rodzice wychodzili do pani Irenki i Bolesia, na karty. Szli z butelkami wina Mistella i Lacrima (podpatrzyłam). To szykował się długi wieczór ;-)) Kazali mi się grzecznie zachowywać, ewentualnie książeczkę poczytać, ale telewizora nie włączać! Pod rygorem kary dotkliwej ;-)

Oczywiście nie posłuchałam. Pamiętam do dzisiaj ten spektakl. "Głos mordercy" miał tytuł. Pamiętam aktorów w nim grających, zwłaszcza Edmunda Fettinga i jego czarująco-intrygujący głos. Byłam przeszczęśliwa, w fotelu rozłożona. Trochę nie rozumiałam, jak to można chcieć kogoś zabić, a o tym tam było...  ale wprost ze szczęścia i emocji drżałam, jak się akcja rozwinie. Drżałam tak jeszcze jak tato z mamą się wrócili i znaleźli mnie śpiącą przy grającym telewizorze. Drżałam jak tato podniósł mnie nad swoją głowę i powiedział, że jest rozczarowany moją postawą niesubordynowaną. A ja i tak szczęśliwa byłam, że udało mi się pooglądać tę zakazaną sztukę. Pamiętam, że grała w niej jeszcze Jadwiga Barańska, co to potem w "Nocach i dniach" z obawy przed staropanieństwem wyszła za mąż za Bogumiła Niechcica, co to go absolutnie nie kochała. A "Noce i dnie" wolno czytać mi było, co tam więcej nieprawości i intymności było ;-) Zupełnie tego pojąć nie umiałam, że tyle gadania o tej "Kobrze" było. Na drugi dzień w szkole, dzieciakom się chwaliłam i opowiadałam o kochanku żony,  który miał zabić jej męża... wspomnianego Fettinga. Ach, jaka szczęśliwa byłam, gdy pogwiazdorzyłam w szkole iż taki program oglądałam. Ależ mi zazdrościli. Tato przez tydzień się do mnie nie odzywał. Ale jakoś przeżyliśmy... i tato, i ja :-))

5. PRZEJAŻDŻKA TRAMWAJEM

Dzień po ślubie. 23 lipca 1976 roku, jechałam tramwajem, a na moim palcu lśniła obrączka złota. Byłam młoda, szczęśliwie zakochana już żona. Wstępowałam na nową drogę życia, na swoją własną. Założyłam swoją rodzinę i byłam szczęśliwa. Do głowy by mi nie przyszło wtedy, że ta droga tak ciekawa będzie, tyle mnie spotka, tyle dzieci na świat z mężem powołam... Nie zdawałam sobie sprawy,  że ten tramwaj pojedzie tak szybko. Dzisiaj, moje życie, to nowe zawiązane w 1976 roku i dalej parę dekad, to już historia XX wieku jest :-))) I ja, ja jestem beneficjentką tej historii.

TERAZ

Teraz jestem szczęśliwa, że założyłam tego bloga i od pięciu już lat, mogę dzielić się swoimi przemyśleniami z różnymi osobami. A dla dzieci zostawię swoistą pamiątkę mojej bytności na tej ziemi :-))








14:18:00

PRAGNIENIA - rozważania w czasie zamknięcia

PRAGNIENIA - rozważania w czasie zamknięcia


PRAGNIENIE CZŁOWIEKA

Czasem pragnie się zwyczajnie tylko tego, by ktoś przy nas był.

Dla mnie ważna była młodość. Chciałabym powtarzać ją i ciągle uczestniczyć w niej. A tu inaczej. Czas goni i młodość w historię zamienia. I wszelkie chciejstwa by w młodości tkwić niezmiennie, niedorzeczne są. W młodości tak piękne jest to, że świat na oścież otwiera swe drzwi. Śmiało można aranżować życie i nie przejmować byle czym. Wolność jest zwykłą rzeczą, bo odwaga w młodości też jest bardziej naturalna. Myślałam kiedyś, gdy duma z młodości mnie rozpierała, że gdy się kogoś kocha, to w parze z nim, też schodzi z tego świata. Tak nie jest. W pewnym momencie zostaje się bez najbliższych nam osób i ze zdziwieniem stwierdza się, że słońcu te braki nie szkodzą... świeci i grzeje dalej tak samo, wiatr wieje swoim torem, ludzie po ulicach też chadzają, zajęci swoimi sprawami... Tylko my jesteśmy już nie tacy. Choć niezmiennie pragniemy, by ktoś przy nas był.

Pragnienie największe, to nie być samym, na świecie tym.

MŁODOŚĆ

Radość przynosi nam pocieranie się naszej skóry o skórę drugiego człowieka, całowanie, głaskanie, zaglądanie w oczy i *plany, plany na długie, ciekawe i szczęśliwe życie. Tak wygląda młodość :-)

I to, że wszystko przed nami jest jeszcze do wykonania, do zobaczenia, do przeżycia - to daje niesamowitą pewność siebie, a wręcz wyższość nad tymi co w ogonku już do nieba bądź piekła czekają. Młoda natura ma to do siebie, że uwierzy we wszystko oprócz tego, że też kiedyś stara będzie. Stąd w młodości tyle radości, błogości, przeświadczenia, że owszem starość istnieje, ale nie dotyczy tej właśnie rozwijającej się młodości... ona się nie podda... będzie walczyć o utrzymanie się :-)

Pragnienie największe: nie pozwolić starości zdominować się przez energię młodości. *Nie musieć planować, to wygodne jest :-))

BYŁAM W BŁĘDZIE (wyciągnęłam wnioski)

I ja myślałam, że wszystko zdarzyć mi się może, ale starość dotyczyć mnie nie będzie. Wszak wiek to tylko liczba, tłumaczyłam sobie. Mylić się każdy może i ja również pomyliłam się : obudziłam się i uda swe zobaczyłam podnosząc w górę, to jedną, to drugą nogę... potem rękę też w górę wyciągnęłam, pod koszulę włożyłam głowę... i już nie będę pisać, co tam w miejscu biustu zobaczyłam :-)) Na szczęście głowa na karku jeszcze się trzyma i mózg w tej głowie pracuje również. Otóż ten mózg mi uzmysłowił, że szkoda czasu, który dla mnie już limitowany jest, abym przejmowała się takimi bzdetami jak rozwleczone ciało :-) W końcu wszystko idzie umiejętnie przysłonić, opakować, nawet ujmująco pięknie, zatuszować jedno, podkolorować drugie ;-) Ważne by nie pozbywać się się duszy, serca i głowy. Młodość to stan umysłu, a nie pesel, ani opakowanie. Tak uważam (choć trochę czasu mi zabrało, dojście do tego przekonania ;-)) Drażni mnie podkreślanie wieku, w specyficzny sposób użalanie się nad starszymi osobami... nieznośnie litościwy lub odwrotnie, lekceważący. Podsumowywanie, że przecież w "tym wieku", to już tak jest, trzeba się pogodzić i z bólem, i z chorobami, ograniczeniami. Żadnych oczekiwań nie należy już mieć, bo to to niestosowne jest. Należy młodym miejsca ustąpić i powoli ze ścieżki schodzić. 

A marzenia, zabawa, seks? Przeznaczone są tylko dla *młodych. Otóż nie zgadzam się i nie dam zaszufladkować. Człowiek - czy to kobieta czy mężczyzna, bez względu na przeżyte dekady ma prawo do marzeń, zabawy i kochania się, jeśli tylko zdrowie mu na to pozwala. ''Trzeba dbać o naszych seniorów, nasze mamy, babcie i dziadków" - mówi z telewizora dziadunio z wielkim nosem i workami pod oczami, a na głowie z kępką siwych włosów. A mówi, to w ten sposób jakby sam miał nie więcej niż 30 wiosen, choć na oko widać, że to pomnożone przez dwa i pół. Tonem irytująco współczującym, o ludziach po 60-tce, jakby to odrzut jakiś był z jednej strony, a z drugiej jednak należy dbać i o nich wspominać, bo tak wypada... bo inaczej nie można. Żenująca hipokryzja.

Pragnienie najważniejsze: żyć po swojemu, mieć prawo wyboru bez względu na wiek.* Czuję się młoda wciąż jeszcze :-) Inaczej niż 40 lat temu, inaczej, ale wciąż młoda!

OTÓŻ 

Osoby po 60-ce i dalej jeszcze, to nie zgraja niedołężnych staruszków, bez myśli w głowie, bez odczuwania w sercu... to są ludzie z krwi i kości, tacy sami jak ci młodsi, tylko z większym czasem przebywania na planecie ziemi. W związku ze starością wprawdzie zmienia się ciało, może słabość większa i boleści mocniejsze, ale apetyt na życie się nie zmniejsza. Także chęci do spełniania swoich pragnień. Stygmatyzacja w jakiejkolwiek sprawie (również ze względu na wiek) i kogokolwiek, to jest dla mnie ograniczanie praw moich... pozbawianie wolności.

Akurat to co ma być rzekomym ułatwieniem, może stać się duszy, godności - zadławieniem. Tak, tak to odczuwam. Mam prawo jak chcę odczuwać otaczającą mnie rzeczywistość, wyrażać swoje zdanie.    Nie jestem i nigdy nie byłam niczyją własnością... tak też nie dam się wpisywać do żadnej grupy... jestem indywidualną jednostką... kobietą... mamą dla dzieci, babcią dla wnucząt... żoną dla męża... kochanką dla mężczyzny... przyjaciółką dla niektórych. Dla obcych ludzi, tych na ulicy, przystanku, w tramwaju, sklepie, restauracji, gdziekolwiek indziej, w przychodni, szpitalu, na krwi pobraniu... jestem KOBIETĄ - bez naliczania wieku, bez określania ról... kobietą i już.

Pragnienie największe: nie pozwolić się intelektualnie zamroczyć, indoktrynować, odstawić na boczny tor... najlepiej paliatywny.

GODNOŚĆ

Każdy etap życia ma swoje niepokoje. Ten mój jest już tak doświadczony, że przynajmniej na byle plewę się nie złapię. Jednocześnie ciągle, przeciągle mam poczucie humoru, w swoim opakowaniu przeterminowanym nieco ;-) W środku jestem ciągle dziewczynką uśmiechniętą, oczami strzelającą :-)), niepokorną. I godność swą mam,  która z wiekiem nie przemija. Wprost przeciwnie, coraz bardziej się rozwija. Gdy czasem ktoś, chcąco czy niechcąco upokorzyć mnie chce, bo wydaje mu się, że lepszym jest, wręcz Bogiem, bo więcej może, czy wie, czy co tam mu się kołacze w głowie, że za lepszą osobę się ma i traktuje mnie przedmiotowo... Ooooooooooooooo.... to pomylić się może. Jak to się mówi: trafiła kosa na kamień :-) 

Pragnienie największe: to nie poddać się do ostatnich życia chwil.

ZMIANY

Taki rok, też na początku młody jest i kolorami wiosny oko pieści, tak jak młode dziewczęta pieszczą swą  świeżością oczy mężczyzn... aż do momentu, kiedy przychodzi zmiana i inne młode dziewczęta wchodzą na scenę, a te poprzednie, stare już są, i pieszczą same się ;-) Ale ciągle są kobietami! Wiosna po lecie szybko przechodzi w jesień, a zimą o nowej wiośnie tęskni się już i tak młodość w starość przechodzi. Lecz zima też swoje uroki ma i piękna potrafi być. A taka prawdziwa potrafi wymrozić wszelkie robactwo ;-) i pokazać jak ważna jest :-)) 

Pragnienie największe: to przebywać wśród ludzi, z ludźmi, którzy Cię nie oceniają i nie klasyfikują.

ZALETY STAROŚCI (tak na pocieszenie ;-))

Starość ma mądrość, doświadczenie i dystans do siebie. Jej już na światłach nie zależy. Ponad gadżety najbardziej święty spokój ceni sobie. Choć nie do końca tak, bo gdy młodość ta nieopanowana, zniecierpliwiona i pełna zapału coś zmienić chce, zrewolucjonizować, to starość odkurza w sobie stare wspomnienia, i chętnie radą służy. Błędem fatalnym byłoby nie uczynić takiej pomocy, wsparcia takiego nie udzielić. 

Młodość jak starość ma swoje zdanie, swoje wyobrażenia. Jedne, i drugie szanować należy.... wspólnie można się wiele nauczyć :-)

Pragnienie największe: żyć w zgodzie z sobą.

Wreszcie nadszedł czas by żyć też w zgodzie z łacińskim przysłowiem "Festina lente" :-)))






Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger