OPOWIEM WAM O NIM
(choć kiedyś już o nim pisałam, ale wtedy inny dystans miałam ;-))
Może w ten sposób sprawię, że mój wierny kochanek, najwierniejszy ze wszystkich jakich miałam... że on jednak odpuści. Bo stał się bardzo namolny ostatnio i męczy szalenie, i złości swą nachalnością i zaborczością. No ale cóż, upodobał sobie mnie i nie chce opuścić lub choćby zmniejszyć mną swoje zainteresowanie. Wielka "miłość" to ;-) Z jego strony ;-) Mnie czasem doprowadza do łez, ale też uśmiecham się, żeby wprawić go w gniew, bo pokazuję, że nie ma nade mną takiej władzy jaką chciałby mieć. Zabiera mi sporo czasu, co drażni mnie ogromnie. Co począć, nikt nie mówił i nie obiecywał, że miłość to same upojne momenty ;-)
Ten koleś, wielkim jest panem, takim przez duże P. Pan, który innym przynosi wielkie zyski... innym, to znaczy wielu koncernom*. To dzięki niemu tworzą one nowe rynki i rozrastają się bardzo. Taki to ten mój kochanek jest. On powoduje, że sama siebie oszukuję i tworzę mity, że będzie mi lepiej, korzystając też z usług jego pracodawców. Przez to trywializuję inne ważne rzeczy. To jego niewątpliwy wpływ na mnie.
JESTEŚMY Z SOBĄ BARDZO BLISKO
A ja bardzo się go boję. Coraz bardziej. Tkwię w toksycznym związku. On twierdzi, że bycie wesołą i uśmiechniętą to bunt. I nie zezwala mi na takie odczuwanie świata. Lęk przed nim, to lęk przed życiem. Ale każdego dnia, czy to słońce, czy deszcz mnie budzi, to wdzięczna jestem za to, że jestem. Lubię być :-)) Ale za chwilę On się budzi i trudno mi zaakceptować jego uporczywe od rana obłapianie mnie. Potrafi tak przez cały dzień. I wtedy tkwię w niemocy. Jak zaczarowana, tylko nim zajęta. Nic innego robić nie mogę, tylko poddawać się jego chimerom ;-( On do mnie przemawia, że życie ogólnie jest trudem i powinnam z nim być. Przekonuje mnie, czasem uwalniając lekko z objęć, dając nadzieję na chwilę oddechu, że przecież nie powinnam być taką perfekcjonistką i brać z życia wszystko co się da... blaski i cienie. A ON kocha mnie i powinnam czerpać z obcowania z nim przyjemność wielką lub małą. Jak tam sobie chcę, ale jednak (?)...
Podsuwa mi do czytania literaturę o średniowieczu**, o tym z czego ludzie ówcześni czerpali siłę i czym się upajali. Cały czas twierdzi, że jest pozytywem w moim życiu, choć jest kochankiem, którego ja nie wybrałam, tylko sam wkroczył w moje życie... to ja otumaniona jakoś uległam mu.
NIE ODPYCHAJ MNIE - przekonuje
Tylko żyj ze mną i doceniaj barwy życia ze mną. Nietzschego*** też każe mi czytać, bym zrozumiała, że odrzucenie jego, kochanka mego, to odrzucenie życia. A przecież kocham je.
TYLE MI NAGADAŁ
W głowę wkładał, że z trudem, ale postanowiłam zaakceptować go. Już bądź, jaki jesteś taki jesteś, ale mój jesteś. Byleś bardziej jeszcze nie bombardował mnie miłością swą. Zamiast pakować się i angażować swoją energię w niebezpieczny i kosztowny bezsens walki z nim, postanowiłam dać sobie szansę.
Zamiast kochanka zabić, skupię swoją uwagę na tworzeniu własnych przyjemności... dla siebie i tych wokół. Dobra zabawa, towarzystwo, wino, praca z pasją, seks i taniec, to antidotum, żeby On odczuł, że ja się nie poddaję i nie jestem zupełnie zdana na niego. Każdy kto takiego kochanka ma lub miał, to wie co to przyjemność jest, tylko dlatego, że do czynienia z nim miał. I potrafi docenić zwyczajne, nudne nawet chwile.
KONTRAST
Kontrast i to ostry, między tym co rozkoszne, a co trudne... Każdy doświadczył wchodzenia do jasnego, ciepłego domu z ciemnego, zimnego, śniegiem obsypanego dworu. Więc każdy też wie, o czym ja mówię. Przyjemność jest tym intensywniejsza, jeśli znamy różnice w doznaniach. Obecnie jestem na dworze, gdzie świeci słońce, ale nie jest zbyt ciepło - taka pozorna równowaga bez przyjemności specjalnej. Ale jestem :-)))))
* koncerny farmaceutyczne, które sprzedają rady na pozbycie się mojego kochanka lub przynajmniej uśmierzenie doznań w relacjach z nim :-)
** literatura średniowieczna przedstawia nam ludzi, którzy upajali się swoimi umartwieniami
*** Nietzsche twierdzi, że odrzucenie mojego kochanka, to odrzucenie życia
Żyć jak najdłużej się da, a nie żyć najlepiej jak się da - taki problem: czy poświęcić jakość życia dla jego ilości?