Alina ma ją od
lat mniej więcej pięciu. Ukrywa ją tyleż samo lat. Czasem udaje
jej się to bardziej, czasem mniej. Jej bliscy o jej chorobie nie
wiedzą, nawet nie podejrzewają. Alina zawsze dobry humor ma, a jak
nie ma siły w tym oszukiwaniu to zamyka się po prostu i nie widzi
jej nikt. To się nazywa, że grypę ma. A ona w życiu nawet kataru
nie miała. Czosnek, cebula, biały ser, czasem wysokoprocentowy
trunek i jedzenie jak to się modnie mówi... zbilansowane... to
znaczy w jej przypadku, że wszystko jej smakuje i wszystko je
oprócz zupy z krwi kaczej zwanej czerniną. Żaden wirus, ani
bakteria jej nie zaskoczy, nawet komar nie ukąsi. Jak była mała to
tak była przez te bestie pokąsana, że aż spuchła i lekarz wtedy
powiedział, że chyba jest zaszczepiona do końca życia i komar nie
tknie już jej. I to się sprawdziło, ale na smutki i wynikłe z
nich skutki jakoś szczepionki nie dostała. Zresztą Alina, taka
żywiołowa, otwarta na ludzi, nie spodziewała się, że ktoś swą
postawą może ją struć. I, że to będzie trwało. Nie myślała
nigdy przedtem, że cały dzień pracując, uśmiechając się, można
tylko marzyć tylko o jednym, żeby zażyć jakiś nasennik i w
poduszkę się trzepnąć. Zasnąć by nie czuć bólu fizycznego.
Spać i nie wspominać, nie przeżywać, nie wracać myślami, nie
lękać następnego dnia, nie oglądać wstecz, nie myśleć o
starości, chorobach, śmierci, rozstaniach, o paru draniach, jednej
oszustce, wyzyskiwaczach, obłudnikach i kłamcach, hipokrytach w
uśmiechach, zawistnikach w pełnymi frazesów ustami, o
nieżyczliwych młodych ludziach patrzących na ciebie na wskroś
jakbyś niewidzialna była, albo jeszcze z litością, nie wiadomo co
gorsze.
SEN
Płyniesz tą
łodzią swego życia, niby kierujesz nią sama. Przecież widzisz we
śnie, że wiosła są w rękach twoich. Ale co chwila wyrywa ci je
ktoś i sam się bierze do wiosłowania. Ty się nie zgadzasz, to
łódka jest twoja. Sama chcesz trzymać jej ster. I co z tego, że
nie płyniesz w stronę, gdzie inni nie chcieli by płynąć ją.
Bronisz się
jak możesz, już dłonie masz zdarte do krwi, już brak ci
sił. Wypada z niej babka, ale ona zawsze była po twojej stronie i
pomagała ci. Niedługo potem tatko. Och jakże kochała go. Mamy już
w łodzi nie ma, zabił ją rak. Strach spowodował, że wypadł z
niej syn, potem drugi i córka zmieniła łódź... wolała inny
statek. Jakieś maleństwo kwili na dnie przechylającej się łodzi,
obok siedzą dwaj mężczyźni w sile wieku... jeden spogląda na
drugiego, ale żaden nie chce przytulić dziecka płaczącego. Każdy
z nich kieruje się w inną stronę. Jeden wpada w otchłań jeziora,
czy rzeki (Alina nie wie, bo to sen) drugi wrócił na statek, którym
poprzednio już płynął i los tej łódki nie obchodzi go wcale.
Był trzeci mężczyzna co przytuliłby kwilące dziecko, bo
odpowiedzialny był... tyle, że wcześniej utonął, bo zwyczajnie
chory był i nie miał siły w tej łodzi trzymać steru. Są też
inni ludzie w tej łódce... jedni nawet życzliwi, lecz co oni mogą,
też mają trudny los; inni obojętni, jeszcze inni ciekawscy, co
będzie dalej. Mają twarze sprzedawców z supermarketu, pani doktor
co mierzy ciśnienie, dentysty znanego od 14 lat, listonosza, co w
zasadzie jest historykiem, pani Grażynka, co sprząta klatki
schodowe raz na tydzień, choć przychodzi oglądać je dzień w
dzień, pani z warzywniaka co opala się papierosami, bo zimno jej
jest, pani z cukierni... o jest teść Aliny i wujek Stefan, co dbał
o zasady, ciotka Maryla, co była starą panną, od kiedy Alina ją
znała i wyuczony na inżyniera rolnika Ryś, co teraz sprzedaje
produkty bankowe, śpiący jak zwykle pan Świergiel od chemii i
Topór pan od w-f (tak był nazywany, nazwiska Alina nie pamięta) i
jeszcze złośliwy wuj Zdziś, przemiła muzyczka Lidia Popiel i pani
Niemiec, co przewrotnie rosyjskiego uczyła. Jest i profesor
astronomii Piotr D., co Alina jeszcze w podstawówce siedziała z nim
w jednej ławce i obraz piękny trzymany w rękach przez malarza Jana
D.
Pełno ludzi,
coś krzyczą do Aliny. Niektórzy serdeczni. Inni jacyś oburzeni.
Uśmiech i złość. Radość i smutek. Pocałunki, pot, łzy
wszystko miesza się. Krzyk, kolorowe baloniki w różnych dziwnych
kształtach miotają jej się nad głową. Jeden z nich ma czarne
wyłupiaste oczy i ogon czerwony, bardzo zakręcony. Ten zagląda jej
w twarz i wydaje się, że śmieje się. Nie to śmieje się wuj
Stach, bo wpadł nosem w biust cioci Zosi, a to miłe dla niego było.
Za chwilę pełno na czarno ubranych osób, smutnych zgarbionych
tłoczą się w jednej, wielkiej jak łódź bez mała cała i w górę
wyciągają ręce.
Plącze się
wszystko w niby nieodgadniony, straszliwy, przejmujący obraz, lecz
skądś znajomy... bardzo znajomy.
PRZEBUDZENIE
Łódź
niebezpiecznie przechyla się... Alina puszcza wiosła. Nie chce już
w tej łodzi być.
Budzi się
zlana potem, poduszka jest mokra, w dłoń, aż do krwi ma wbity swój
własny paznokieć.
Zwleka się z
łóżka i idzie do drugiego pokoju. Na tapczanie przykryta w
pościel, w jasnomalinowe kwiaty leży jakaś osoba. Widać tylko
złocistosłoneczny warkocz .
To głowa córki
Aliny.
Alina szybko
umknęła do łazienki. Obmyła twarz, żeby nie był widać łez.
Wklepała krem i uczesała włosy i taka zmieniona wturlała się do
łóżka córki, choć ta ma już 17 lat.
- Trzeba wstawać słoneczko, zaraz zjemy śniadanie. Na co masz ochotę, dzisiaj spełniam wszystkie życzenia.- ciepło zaszeptała Alina do ucha przeciągającej się córki, która od razu zaczęła się jej dyskretnie, ale wnikliwie przypatrywać.
- Mamuś, co się dzieje, spałaś dobrze, płakałaś, nie martw się. Damy radę, my zawsze dajemy. Zobaczysz, przyjdzie taki czas, że będziesz szczęśliwie zasypiała, a nie udawała, bo ja wiem, że ty trzymasz się mamo ze względu na mnie i udajesz tak ślicznie, że twarda, i silna jesteś. Tylko dobra nie musisz udawać, bo dobra jesteś. Kiedyś pani w szkole zadała pytanie: czy wy naprawdę kochacie rodziców, czy tylko im tak mówicie?Ja sobie to głęboko przemyślałam i wiem, że kocham cię nad życie i wiesz...nigdy, nawet jak czasem zła jestem na ciebie, to nigdy nie pomyślałam, że ty, to krowa jesteś – i tu się perliście roześmiała.
Śmiała się
też Alina.
ŻYCIE TOCZY
SIĘ DALEJ.