18:32:00

Rok 2019 Rokiem Dystansu

Rok 2019 Rokiem Dystansu

2019 rok ogłaszam Rokiem Dystansu. Rokiem dystansu do Siebie, rzeczy i ludzi...  do swojego wieku, kilogramów ciała, zmarszczek przy oku, do całego wyglądu... Do ludzkiego osądu (a niech tam gadają co chcą)... Do swoich umiejętności... Nie wszyscy wszystko potrafią... I nic w tym złego. Do rzeczy... Bo nie są tak istotne jak zdrowie czy miłość. DYSTANS przywróci Wam poczucie własnej wartości, da wolność. A to spowoduje, że będziecie silniejsi w walce z różnymi trudnościami życiowym i szczęśliwi z tym co macie TU i TERAZ. No nie bądźcie tacy poważni... Śmiejcie się! Na zdrowie!

 Całuję i ściskam Was 
 Stara Kobieta i moje młode ja 😉





16:42:00

Alfabetyczna analiza grudniowa i***

Alfabetyczna analiza grudniowa i***


Wreszcie! znowu! nie do wiary!... grudzień już mamy... a z nim zmiany, zmiany. Radość przynosi ten miesiąc, bo narodziny, więc szczęście... ale też pogrzeb starego, na co też ludzie się cieszą. Jedno przychodzi, drugie odchodzi i radość ta sama? A przecież już za te dwanaście miesięcy, to co za chwilę tak hucznie witane...  z ulgą będzie żegnane.

Mam zamiar tym tekstem, wyprowadzić Was z błędu, że grudzień, a zwłaszcza jego końcówka to jakiś wyjątkowy dla życia czas.
Tak nie jest! Każdy wiek, każdy czas jest wyjątkowy jeśli dotyczy nas i kalendarz absolutnie nie ma w tym nic do rzeczy.

Życie to łańcuch składający się z wielu ogniw. Te ogniwa większe i mniejsze są... dla każdego inny jest ich ciąg... z mniejszych, większych, słabszych, mocniejszych, matowych i lśniących... składa się on. Jeszcze do tego ograniczona długość  jest jego i dla każdego przeznaczona inna zupełnie.
Mam świadomość, że i ja - nie mam nieskończonej możliwości obchodzenia Tego Dnia... toż nie pałam entuzjazmem z przyjmowania go.
Zacznę nietypowo od N, choć w środku to N, bo ono wydaje mi się najważniejsze jest i reszta alfabetu też z N wynika :-))

- N - Nakazów nie znoszę, a ogólnie tkwi w większości z nas... zwłaszcza tej młodszej części - taki przekaz z nakazem połączony, by w dniu kiedy stare odchodzi, a nowe się rodzi... bawić się na potęgę i jeszcze w oprawie cudownej, w złocistych szpilkach, i odlotowym garniturze. A ja bawić się mogę o każdej, ale przeze mnie wymyślonej porze. Wtedy gdy ja, nie kalendarz czuję taką potrzebę. Kalendarz nie czuje, kalendarz pokazuje... daty... nic więcej.

- A - Absurdem jest myślenie, że Nowy Rok wszystko zmieni. To symbol jedynie. Zmieni tylko cyfrę dotyczącą długości naszego życia... reszta zależy od nas i danych nam okoliczności, z którymi sami musimy zmagać się... padać, wstawać, otrzepywać się i na nowo wznosić ponad wszystko ;-)
- B -  Bilans - kluczowe słowo grudniowe... straty i zyski do policzenia. Ale nie u mnie... u mnie nie! Nie liczę ich. Teoretyczne straty w rezultacie przyniosły mi na dobre zmiany. A zysk, który na chwilę życie mi umilił, okazał się fałszywym...  Suma summarum, to kolejne doświadczenia... ale one miesiąc w miesiąc mnie nawiedzały... wcale do grudnia nie czekały. A ja nie będę jak to się mówi: zbierać je do kupy i jakieś szczególne wnioski z nich wyciągać. Niepotrzebne mi te rachowania, a z nich może dodatkowe  troski. O nie! Mam ich bez tego odpowiednio dużo :-) Skupiam się na tym co w tej chwili...
- C - Cele... dla ich wytaczania sobie niepotrzebne są święta, ani specjalne daty... zacząć się zdrowo odżywiać, przestać palić i smutkami zadręczać - można było od wczoraj, można od dzisiaj, ewentualnie najpóźniej od jutra... nie trzeba czekać na śnieg i błyszczące lampki, bujające na sztucznym lub pachnącym lasem świerku lub innej jodle. Zresztą jeśli o mnie chodzi to nie paliłam, nie palę i nie zamierzam, a co do innych spraw, to załatwiam je na bieżąco... aktualnie jestem zakochana... co wcale nie znaczy, że jutro też tak będzie ;-))
- D - Deja vu - co roku, tym samym ludziom te same krzywdy wybaczamy, albo liczymy, że oni nam wybaczą je... albo już nie ma ich koło nas i to jest jeszcze gorsze. Puste miejsce przy stole zamienia radość w smutek... kto tego nie przeżył? Mało kto.
E -Ekspresowa pożyczka świąteczna. Reklamy w radiu, telewizji i na ulotkach zachęcają do pożyczania pieniędzy, żeby święta były wypas. Odradzam korzystanie z takiej pomocy... po świętach też trzeba żyć... a taka pożyczka może przybliżyć nas do problemów i faktycznego głodowania. Święta są dla nas... nie my dla świąt, więc bądźmy rozważni w planowaniu wydatków. Atmosfera przy stole zależy od ludzi przy nim zasiadających nie od ilości jedzenia.
- F -  Flakon perfum... Chanel nr 5... pierwszy mój perfum... pierwszy prezent pod choinkę od mojego męża... i pierwsza filiżanka wypita z nim kawy...  przedtem nigdy kawy nie piłam... grudzień 1976 rok... Najważniejszy mój grudzień.
- G - Gwiazdor - taki facet z wielkim brzuchem, długą brodą, śmiejącymi oczami jak u dziecka, który przynosi prezenty, ale też ma rózgę na wszelki wypadek gdyby spotkał niegrzeczne dziecko. Kto  słyszał o jego dzieciństwie? Zadziwiający jest... zawsze stary i żyje tylko w grudniu...  Dzieci piszą do niego listy i proszą o wymarzone rzeczy. Aczkolwiek najważniejszy prezent już od swoich rodziców dostali - życie... tu Gwiazdor ich nie przebije ;-) Gadżety, gadżety... z upływem czasu zmniejsza się na nich zapotrzebowanie. Zwiększa na święty spokój. (A myślałam, że nigdy tego nie powiem ;-))
- (c)H - Choinka - pod nią prezenty. Lista prezentów, które chciałabym dostać pod choinkę nigdy nie była zbyt długa i przeważnie dotyczyła rzeczy, których nie da się kupić za pieniądze. Los mi sprzyjał, bo nawet gdy byłam na samym dole, to odbicie dostawałam takie, że znowu spadałam na cztery łapy ;-) Teraz przydałyby mi się ze dwie łapy więcej, by stabilniej spadać bym mogła... a najlepiej, żebym sobie już tak wygodnie siedziała i tylko radość rozdawała, taka "przeterminowana" wróżka :-)dobróżka :-)
- I -  Imponderabilia świąteczne... tych w grudniu jest szczególnie wiele... to one … zielone igły, oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, papier złocisty w białe bałwany z czerwonymi nosami, kolędy, pośpiech... ale też tęsknota za byłymi już grudniami, serpentyny, światła... ale też smutek gdy ktoś samotny w tym grudniu... nieuchwytne, niby widoczne, ale nie dające się zmierzyć i zważyć - emocje tworzą magię  takiego samego jak inne miesiące - miesiąca grudnia. Tyle, że naznaczonego przez Święta Narodzenia Dzieciątka małego... pogrzebania Starucha roku byłego i witanie nieznanej przyszłości.
- J - Jedzenie to ważny element grudnia... smakołyki dodatkowe z okazji świąt przygotowane, nieraz zupełnie ponad miarę. Przyjemność oka i brzucha jednocześnie... chociaż dla tego drugiego czasem owa rozpusta kończy się boleśnie. Ale najistotniejsze to, żeby te wyjątkowe potrawy jeść wspólnie z miłymi sercu osobami. Słyszałam gdzieś zdanie, że nie należy jeść zbyt dużo, bo bramy raju są wąskie :-) 
- K - Konflikty wcale nie pękają w obliczu świąt. Na tę chwilę bywają zasypywane... a nieszczere życzenia, bycie z ludźmi, których nawet się nie lubi, ale tak wypada... mierzi mnie ta obłuda ubrana w maskę miłości. I do tego Karp, który musi umrzeć, żeby sprawić innym przyjemność. W ciągu całego roku śmierć innych ryb w ogóle mnie nie zajmuje, ale ta jest niezwykle symboliczna i o jej ludzkiemu odbieraniu życia wiele się czasu poświęca w mediach... właśnie przed świętami. Smutna hipokryzja skądinąd radosnych świąt.
- L - Ludzie - bywają biedni, chorzy, bezdomni... w grudniu panuje tendencja do im pomagania... szlachetne paczki, specjalne prezenty, wspólne śpiewanie kolęd, ogólne zainteresowanie... datki, niezwykłe dodatki do ich "niezwyczajnego" przeżywania życia. A jest jeszcze styczeń, kwiecień, sierpień i inne miesiące... i gdzie ta troska, te teksty o szacunku, miłości, wspomaganiu... Oni żyją też w innych miesiącach i potrzebują światełek podczas całego roku. Grudzień ma w sobie hipokryzję jak żaden z miesięcy... udaje ciepło... gdzieś ma lipcowe zimno, które też potrafi być dojmujące.
- Ł - Łakomstwo - Zwłaszcza w grudniu przez tak wiele okazji staje się wręcz  nieposkromione, a potem  tylko narzekanie, że sukienki czy garnitury po prostu źle skrojone ;-) i do wymiany na większy rozmiar gotowe. Ja też jestem łakomczuchem tylko w innym wymiarze... jestem łakoma wciąż życia i do tego w słodkim, takim łasuchowym ujęciu :-))…  i pora roku nie ma tu żadnego znaczenia. Grudzień mnie nie zniechęca swoimi podsumowaniami, zimnymi wieczorami... cieszy, że znów  kolejnego udało się dożyć... i do dożycia następnego nakręca :-)
- M - Motywacja... początek  nowego roku może być dla niejednego motywacją do wprowadzania w swoje życie bardziej niż zwykle konstruktywnych zmian... Jeżeli nie mamy innej, to warto choćby ten moment wykorzystać, żeby coś dobrego dla siebie zyskać.
- N - (już było na początku ;-))
- O - Optymistyczny w zamierzeniu jest to czas i nie mam zamiaru nikogo zniechęcać do tych wszystkich przygotowań, radosnego oczekiwania... pragnę jedynie wykazać, że życie jest też po świętach i do każdego dnia tak się przygotowywać jakby to był ten najważniejszy, w którym trzeba postawić kropkę... 
- P - Pogoda ducha to najważniejsze czym możemy obdarzyć naszych gości przy stole. Od niej jak od niewidocznej szyby odbijają się wszystkie złe emocje i wtedy dobra atmosfera jest gwarantowana, i nikomu nic nie zaszkodzi... nawet łypiąca złowrogo teściowa ;-)
- R - Radość (z Nowego Roku)… z tego, że wszystko mija, jest dla mnie co najmniej niezrozumiała i dość osobliwa. Że mam się cieszyć, że starsza będę i krok mi bliżej do chwili straszenia facetów niż ich uwodzenia :-)) ? Uuuu ;-) Ten Świąteczny Dzień, to dzień reprezentujący przełom - uświadamiający przemijanie - z każdym takim dniem zmniejsza się odległość między tym dniem, a dniem naszej śmierci. Nie widzę powodu, żeby się cieszyć. W tym przypadku nieśpieszno mi do mety :-)
- S - Szczęście to nie tylko te dni, kiedy wszyscy siadają wokół jednego stołu, na którym na półmisku karp w galarecie i uszka w barszczu pływają... to również te wieczory gdy sami jesteśmy w domu, ale telefon dzwoni, a w nim troskliwy głos pyta: co u nas i czy może nam w czymś pomóc (?)
- T - Toasty - Wszystko co było odłożyć w niebyt i czcić toastem za przyszłość, za zamysł, że ma być dobrze. Przedwczesną uciechą gloryfikować, to co jest tajemnicą... to nierozsądne. Z drugiej zaś strony z optymizmem należy patrzeć w przyszłość, ale nie przekreślać wszystkiego byłego... kto nie ceni przeszłości nie jest godzien teraźniejszości i prawa do przyszłości.
- U - Udawanie... to pasuje do grudnia... jedni udają, że są mega dobrzy, inni, że jest im mega dobrze... jedni, bo tak wypada; drudzy, by kłopotu nie sprawiać. Bo to czas specjalny... jakby nic nie miało być potem.
- W - Wiara. Towarzyszy grudniowym świętom... to święta, które dają nam odwagę i wierzymy, że odtąd wszystko co złe, na dobre się obróci. I tak co roku pozytywnie się nakręcamy. Teraz tylko chodzi o to, żeby utrzymać się w tej wierze jak najmocniej i nie zwątpić, gdy nadejdzie słabsza chwila.
- Z - Ziarnko. Ziarnkiem piasku wśród innych ziaren piasku dni, nazwałabym Dzień Pierwszy Nowego Roku... może bardziej błyszczącym przez nadanie mu przez nas większego znaczenia... ale nic ponad to... 
- Ż - Życzenia, bo okoliczności specjalne są... biały obrus, świece płonące, jadła wszelakiego gałązkami świerkowymi ozdobione pełne stoły... do tego opłatek cieniutki, biały jak śnieg... wszyscy, wszystkim życzą jak najlepiej. Doprawdy? A dlaczego nie dzień wcześniej? Z własnej, niewymuszonej przez świąteczne, tradycyjne dni, w kalendarzu na czerwono zaznaczone... A może tak codziennie, jednej, nawet nieznanej osobie... przysporzyć uśmiechu, pomóc zupełnie bez powodu, a nie szlachetnym być z "Okazji"... Życzenia grudniowe to takie same słowa jak te w lipcowe czy sierpniowe dni... mają tylko inną oprawę. Nie ma w nich konkurencji. Za jednymi i drugimi szczerość musi iść.

i***
Kochani... Z Okazji Świąt i z Okazji każdego dnia tygodnia przed nimi i po nich... Codziennie Życzę Wszystkim Wam, którzy mnie czytacie, czasem tu zaglądacie, komentującym i obserwującym … życzę byście mieli odwagę w sobie i robili, to na co macie ochotę... to co kochacie... to co robicie najlepiej... dzielili się pięknem i dobrocią... nie utrudniali innym życia, bo nam inaczej się coś wydaje... śmiejcie się głośno i płyńcie z prądem... koncentrujcie na pozytywach. Bądźcie sobą... oddychajcie. Nie pozwólcie by ktokolwiek zepsuł Wam humor. Wszyscy zasługują na radość!




16:59:00

Świetny peeling drobnoziarnisty i ponownie polecam :)

Świetny peeling drobnoziarnisty i ponownie polecam :)

Dzisiaj post łączony - polecę Wam produkt dla mnie (a w sumie mojej córki Alicji) nowy, a także produkty wcześniej już bardzo dobrze nam znane... i przez nas zachwalane :) 

Zacznę może od tego, że drobnoziarnisty peeling Lirene z olejkiem z czarnej porzeczki zniewala swoim słodkim, owocowym, ale przy tym nie mdłym zapachu... Jest owocowo, a przy tym świeżo... słodziutko - prawdziwa magia dla zmysłu węchu :) Producent obiecuje, że z powodzeniem sprawdzi się w pielęgnacji każdego rodzaju skóry. 

To delikatny produkt, który w dużej mierze przypomina po prostu żel z peelingującymi drobinkami. Stosowała go przede wszystkim moja córa, która jest posiadaczką skóry mieszanej... i bardzo sobie ten produkt chwali. Obłędny zapach nie jest bowiem jego jedyną zaletą. Bardzo ładnie oczyszcza i wygładza skórę, pozostawiając ją lepiej nawilżoną i bardziej miękką w dotyku. 

Składnikami aktywnymi tego kosmetyku jest olej z czarnej porzeczki i kompleks hialuronowy. Obie z córką musimy z lekkim wstydem przyznać, że po tym produkcie spodziewałyśmy się raczej bubla niż produktu, do którego Alicja zamierza wracać... tym bardziej, że te powroty nie będą związane z częstym odwiedzaniem sklepów - zarówno tych stacjonarnych jak i internetowych. Peeling nie należy do najtańszych - za 75 ml trzeba zapłacić około 17 złotych, jednak często można trafić na niego w promocji... ale nawet ta informacja nie jest tak istotna w obliczu tego, że jest niesamowicie wydajny! Na umycie całej twarzy, szyi i dekoltu wystarczy zaledwie zużyć kroplę... no maksymalnie dwie :) 

Wspaniała wydajność i działanie! Bardzo, bardzo polecamy!




Maseczki peel off od Lirene stosowałam już dawniej... teraz do nich powróciłam... i znowu jestem bardzo zadowolona :) Moje odczucia się nie zmieniły, a do poznania tamtych... zapraszam Was tutaj: http://starakobieta-i-ja.blogspot.com/2017/12/maseczki-lirene-przeglad.html?m=1  Tam też przeczytacie o 9 innych maseczkach Lirene :) 
Ciekawe? Zapraszam!

17:18:00

O miłości, o zakochaniu... indywidualne (ALFABETYCZNE) wrzutki Starej Kobiety.

O miłości, o zakochaniu... indywidualne (ALFABETYCZNE) wrzutki Starej Kobiety.

O miłości, zakochaniu - już tomy napisano, wierszy nawymyślano i piosenek wyśpiewano, muzyki ponagrywano, seriali ponakręcano. Bo miłość jest ciągle nie do końca poznana, a przez wszystkich bardzo oczekiwana. Miłość jest  tym najlepszym, co może spotkać człowieka. Skupia w sobie słuch, wzrok, węch, dotyk, smak.

W każdym wieku inaczej jej się doświadcza, inaczej przyjmuje i inaczej komuś daruje. Jednakże w dorosłym już wieku...  można być w niej albo cymbałem brzęczącym, albo kimś doskonałym... pośredniej drogi już nie ma.

Żeby nauczyć się miłości trzeba najpierw być kochanym. I tu, ten dar, umiejętność, zmysł - wynosimy z domu. Dzięki nim, my jeszcze nie umiejący mówić wiedzieliśmy do  kogo się przytulić. Tak jak potrafimy patrzeć i dostrzegać piękno świata poprzez nasze oczy... tak jak docenić upojną muzykę dzięki słuchowi naszemu... tak dzięki sercu - potrafimy przyjąć miłość... i co najważniejsze! Obdarzać nią innych. Takie to proste? Nie bardzo! Tak jak nie  da się połknąć obiadu, tak miłość trzeba przeżuć dokładnie, przetrawić, by dobrze poznać jej smak i cieszyć z wartości jakie nam dostarcza.

Miłość jest niejako zakodowana w nas, ale to my, żeby korzystać z niej w pełni, po to by szczęśliwym być na tej ziemi... my sami ten diament musimy oszlifować, tak by jak najbardziej doskonała była w nas i z nas na innych się rozprzestrzeniała.

Miałam to szczęście: byłam kochana. I mam je nadal: jestem kochana. Dlatego czuję się jak najbardziej predysponowana... do tego by o tym smaku gorzkiej czekolady i mięty napisać, napisać o niej... dla zachęty. Dla zachęty by mimo, że trudne to uczucie... nie odpuszczać mu i nie dać nikomu przekonać, że można bez niego żyć.

A - Aromat, smak, sens miłości - dojrzewamy i te dozniania się zmieniają, inaczej niż lata wstecz... układają. Jednym z nas to doświadczenie zajmie parę dni by w nim zasmakować, by wiedzieć co najważniejszego w miłości tkwi. Innym zabierze całe lata prób by ją poznać, a innym nie wystarczy nawet czterdzieści by nacieszyć się nią.
B - Brzydką ona może być kobietą i on niecałkiem gładki, a miłość mogą stworzyć najpiękniejszą. Tak ich rozpromieniać będzie, że nikt nie zauważy ich zewnętrznych niedoskonałości i tylko będzie zazdrościć.
Ch - Chorym z miłości może być każdy... ta choroba nie oszczędza ani głupich, ani mądrych i  starych jak najbardziej się ima (na szczęście :-)) Tak chora to ja mogę być ;-)
C - Czas miłości może zatrzymać tylko śmierć.
D - Dezorganizuje życie... niby wszystko jest takie samo... Uczymy się, pracujemy nawet te same potrawy jemy, które przedtem... przed faktem zakochania... nim miłość nas powaliła na kolana. A jednak coś się zmieniło tak, że inaczej smakuje nam świat. A jak? Każdy ma inne doświadczenia.
E - Egocentryzm jest wtedy, gdy koło Ciebie stoi ktoś, kto wiesz, że kocha Cię i Ty też kochasz tę osobę, ale nie chcesz wyjść ze swojej strefy komfortu. A przecież naturalną cechą miłości jest to, że potrafi ona zmusić człowieka do jej opuszczenia. Nawet wtedy gdy był w niej bardzo szczęśliwy. Opuszczenie tego stanu, stworzenie nowego z drugą osobą, oczywiście za jej nieprzymuszoną wolą i zgodą - to jest wejście (być może... choć już uważa, że na pewno) na wyższy poziom szczęścia. Tak się buduje dobre - nie tylko miłosne relacje. 
F - Fantazja - ani o wschodzie, ani w południe, a już na pewno nie w nocy - nie może jej zabraknąć. Bez niej miłość nie ma smaku. Ona dodaje pieprzu. Ubiegły wiek. Już nie noc, jeszcze nie rano. Mąż budzi mnie i wyrzuca z łóżka. - Ubieraj się. Jedziemy na wycieczkę.
- Ale ja muszę do pracy - opieram się wodząc za nim zaspanymi oczami.
- Zadzwonisz, że będziesz później. W końcu jesteś szefową. - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu.\
Nie do końca ubrana, poddałam się jego woli i wpakowałam się do samochodu. Zbyszek uśmiechnął się zagadkowo. Niewiele po drodze rozmawialiśmy. On jechał. Ja przysypiałam. Po trzech godzinach szybkiej jazdy znaleźliśmy się nad morzem. Była wczesna pora, nikogo, ani żywej duszy - piękne odosobnione miejsce.  Do tego kocyk, kwiaty, koszyk z frykasami. Spojrzenia, dotyki i upojny seks w piasku i morzu. Gdy wróciłam do biura, pracownicy pytali z uśmieszkami gdzie byłam... skąd tyle piasku sypie się ze mnie.
- Było fantastycznie - odpowiedziałam tylko enigmatycznie i tajemniczo. Pojechaliśmy tylko po to, żeby się kochać na plaży- to była ułańska mojego męża - fantazja. Przyprawa naszej miłości, bez niej nie byłaby pełna.
G - Gardło - ono zasycha w momencie gdy on (albo ona oczywiście;-)) odzywa się do Ciebie  w czułym komplemencie.
H - Hamulec - to jest dobre urządzenie spowalniające, zatrzymujące. Ale w miłości hamulec może być groźny, pozbawiający nas swojej tożsamości. Jeśli hamuje nasze dążenie do wyrastania nam skrzydeł z pleców - by unieść się ponad wszystko, rozwijać i spełniać swoje indywidualne pragnienia. Miłość nie może być hamulcem, ma być bezpiecznym pedałem gazu na najwyższym biegu. Wtedy jest szczęście? 
I - Idealna miłość nie istnieje. Jak idealna pierwsza randka, co to może być idealna wpadka. Bo w kobiety postrzeganiu - Ona chciałaby patrzeć w jego serce, a on żeby patrzył w jej iskrzące się oczy... a nie od razu z łapami pchał się do obmacywania jej pupy. I z kolei On? Sami wiecie - rozumiecie - co do mnie, to przeżyłam  miłość spełnioną i miłość niszczącą. Żadna z nich nie była dobra, ani idealna, ani też zła. Te doświadczenia ukształtowały mnie i wzbogaciły. Kłaniam się im obu.
J - Jaja w miłości być muszą i to pod każdym kątem. Jaja - to facet teoretycznie mieć musi ;) Czasem zdarza się, że ona - kobieta ma ich więcej. Albo, że ona to dopiero ma jaja, a on niekoniecznie. Tak czy owak - jaja być muszą. Bo też bez żartów, przekomarzań, życia na względnym luzie, lecz bezwzględną odpowiedzialnością odpowiedzialnością za siebie nawzajem - bez tego w miłości się nie obędzie.
K - Kocha, nie kocha ... zastanawianie się. Moja przyjaciółka twierdzi, że kocha to miejsce między kolanem, a stopą. Nic więcej ;-) Po tym słowie niech on się spręży i pokaże coś więcej ;-)
L - Leniwym nie sprzyja miłość, bo to jest uczucie, o które ciągle trzeba zabiegać... pielęgnować i osobie przypominać. Bo nic nie jest dane raz i na zawsze i z miłością też tak jest... a jakże :-)
Ł - Łatwiej jest w miłości cieszyć się tym co teraźniejsze niż spierać się o to co było przedtem i jeszcze lekkomyślnie zachłystywać ledwie marzeniami o przyszłości.
M - Miłość jest wtedy najprawdziwsza, gdy kochamy osoby, które na nic kompletnie nie mogą się nam przydać... a wprost przeciwnie przysparzają nam kłopotów ;-)
N - Nic dwa razy się nie zdarza i taka sama miłość się nie powtarza. Kilku doświadczyłam, każda inaczej się do mnie mizdrzyła. To chyba nie były miłości, tylko namiętności. Ta prawdziwa niewiele mówiła i mnie lubiła, a nie tylko słowami chołubiła. Ludzie o wiele lepiej porozumiewają się za pomocą słów, które znają... te słowa określają nazwy i zjawiska, a nie nazywają symbolicznie.
O - Odpowiedzi. Są wtedy gdy zadajemy pytania. Gdy mi na kimś zależy nie zadaję pytań, na które nie oczekuję prawdziwej odpowiedzi i gdy one zupełnie mnie nie obchodzą. Rozmawiam tylko o tym co mnie zbliża do tych osób. I tylko wtedy gdy one też tego chcą.
P - Przed i Po. Ona i On. Ona Przed to urocza żabka... Po, to już stara ropucha. Przed Ona to skarb... Po; zwyczajna skarbonka. Przed On pokazuje ząbki... Po już tylko szczerzy kły. Uważaj złotko, bo tam leży błotko - tak mówi On do niej na początku. Po: uważaj ślepoto, bo włazisz w błoto. Przed, to Ona kusi... Po, to Ona nie musi. Przykłady te można mnożyć, ale tak być nie musi. Miłość wszystko przetrzyma, ale my nie musimy poddawać je takim próbom, że przestaniemy być tkliwi i mili, dla siebie nawzajem.
R - Rozum w miłości bywa wyłączony. Nie zawsze to co serce czuje, rozum w słowa przyoblec umie. I dlatego czasem ta miłość tak niezrozumiała jest. Jeśli jednak na rozumie będziemy się opierać w tym uczuciu, to nie będzie to prawdziwe... raczej układ jakiś.
S - Seks - łączy się z miłością choć istnieje też bez niej. Miłość nie sprowadza się wyłącznie do zaspokajania popędów... jeszcze trochę przyjaźni mieć powinna w sobie. Wtedy gdy młody człowiek staje się stary to przynajmniej... to przynajmniej nie czuje się zagubiony... wie na czym stoi... na trwałym fundamencie tego co wypracował przez lata. Lubienie, troszczenie się, zrozumienie połączone z wygibasami ;-)... nie one same.
Ś - Ślepa miłość być potrafi... jedna mnie tak zaślepiła jak poranne czerwcowe słońce, choć to w lipcu było. Zamknęłam ją w dłoni jak motyla, który na chwilę na niej przysiadł. Nie chciałam otworzyć tej dłoni.  Nie zwracałam uwagi na to, co inni mówią... kochałam pomimo wszystko co usłyszałam, a potem (co gorsze jeszcze) pomimo tego czego doświadczałam. Byłam jak w ciemnych okularach... gdy je zdjęłam Stara już byłam, ale jeszcze zdążyłam zrozumieć (a na zrozumienie nigdy nie jest za późno;-)), że życie w siódmym niebie to nie jest prawdziwe życie. W miłości trzeba opierać się na prawdzie i tej nie może zabraknąć w żadnym związku. I wtedy może nie będzie tak kolorowo, ale można wtedy odkryć (kiedyś) jeszcze większe szczęście.
T - Tajemnica, potrzeba prywatności to jest prawdziwa miłość... kupiona przez internet... na dyskotyce przypadkowa, czy gdzieś przy leśnej drodze trafiona... to nie miłość! To "kochanie"? Nie! To próbowanie. To czasem też dramatyczna chęć zostania dostrzeżonym. Nikt nie chce być sam. Stąd u młodych i nawet starych... te dowcipy, uśmiechy, gesty, które odgrywamy by nie zostać sami.
U - Umrzeć można za życia, gdy odejdzie ktoś kochany i tego nie da się wytłumaczyć... wszystko się zmienia i działa inaczej. Żadne uspokajające słowa nie ukoją... tego się nie da opowiedzieć jak zmienia ta sytuacja życie...
W - Wierność - to przyjaźń. Przyjaźń - to prawdziwość. Nie osuszanie łez tylko zgoda na ich wylewanie. Przywracanie radości życia i dzielenie klapy niepowodzenia. Mieć skarb i broń w jednym... to jest miłość, gdy uczestniczy się w szczęściu i rozpaczy drugiej osoby. I w jednym i drugim jest się tą upragnioną osobą.
Dodałałabym jeszcz spejalne W... Wolność... nikt nie jest własnością niczyją... nie ma takiej prawdziwej miłości, która ma prawo do zabierania wolności... Bez wolności nie ma godności. Tak kochać by nie naruszać godności drugiej osoby... jej tożsamości. Da się :-))
Z - Zranić w miłości można bardzo łatwo. Czasem zwykły drobiazg: jakieś spojrzenie od niechcenia, jedno za dużo słowo do tego wypowiedziane w gniewie, a czasem przejmująca chłodem obojętność, niezrozumiałe milczenie... jakieś nieważne szczegóły... a jednak? Zastanowić się warto zanim sprawi się ból swoją nieświadomością przez zbytnie skupienie na sobie. W miłości warto być na drugim planie... w tedy się od niej więcej dostanie :-)
Żal - Żal łączy się (czasem tak bywa) z miłością... łączy się też ze smutkiem i tęsknotą... a ja nie chcę smutku, więc nie żałuję niczego. I nie będę! Ci kochający mnie, co zeszli wcześniej z tego cudownego świata niż ja - zrozumieją to z pewnością, bo wiedzą, że codziennie o nich wspominam z czułością i radością, że w moim życiu byli. Ci. którzy mnie zdradzili... choć kochałam ich z całej siły... to ich jest kłopot, że mnie nie docenili... Mój żal niczego nie zmieni...

Teraz jestem kochana nie za to kim jestem, ale pomimo tego kim jestem. Szczęściara! Poznałam miłość, ciągle ją poznaję, ciąglę mam apetyt na nią, ciągle jestem nienasycona nią... i wiem, że tak już mi do końca zostanie.

Znajdzie się tysiąc powodów by nie pchać się jednak w żadne miłości, ale miłość jest właśnie jednym z najważniejszych elementów tworzenia własnego szczęścia, więc po prostu... nawet nie wiem jakby nas czasem bolało to uczucie - nie możemy go od siebie odrzucać.





19:15:00

Uwaga! Uwaga! Na szczęście są też wyjątki :-)))

Uwaga! Uwaga!  Na szczęście są też wyjątki :-)))



Pilna informacja! Do wszystkich... młodych i starych obydwóch płci. Do osób wszystkich profesji, różnego wykształcenia... ślicznych, przystojnych, a także tych mniej urodziwych. Ta informacja dotyczy mądrzejszych i nieco głupszych... majętnych i biednych... wszystkich co jeszcze wspinają się po linie życia, i tych z niej wolno już schodzących. Jednym słowem... do wszystkich rozumiejących i ciągle  żyjących :-))

Piszę te słowa w swoim imieniu, imieniu Starej Kobiety ... mam nadzieję, że moje słowa spotkają się z szerokim odzewem, a nawet poparciem. Piszę w oparciu o swoje 61-letnie doświadczenie, które szczególnie w ostatnim okresie przybrało na sile... skondensowało się ogromnie. Wszystko za sprawą kontaktów z innymi ludźmi, niekoniecznie w moim życiu chcianymi, ale i tak na drodze spotkanymi. Żeby dłużej nie owijać w bawełnę mówię wprost... Starzy, też mają prawo do życia! Nad nimi niebo i słońce jednakowe. Widzą też i czują choć wzrok, i słuch nie ten co kilka dekad wstecz poszło już precz.

Zwracam się:
A - Ogólnie do młodych ludzi ... Też kiedyś będziecie starzy i to nie jest straszenie, to się Wam przydarzy. Uroda przeminie, siły ubędą... tylko rozum (jeśli zadbacie o niego) będzie wartością niezbędną. Oczywiście w dobrej wierze wykorzystywany. Patrzenie z wyższością i lekceważeniem na kogoś starszego, w ruchach już niedoskonałego... już nie tak pięknego, zmarszczkami pooranego...  jest nie tylko niegrzeczne... lecz z wartościami ludzkimi sprzeczne.

W każdym zawodzie przychodzi się nam spotykać z młodszymi i starszymi... wszyscy są jednakowo ważni. Stare kobiety i starzy mężczyźni mają prawo dbać o swój wygląd... modnie ubierać, a nie w stare szmaty... usta i paznokcie malować - kobiety. I mężczyźni ładnie pachnieć. Miłość i seks  też nie jest przypisany tylko do młodego wieku. Urok osobisty pochodzi z wnętrza człowieka... z jego serca i głowy. To nie młodość tylko... czy uroda powodują, że dana osoba nam się podoba. Uśmiechnięta, umiejąca dowcipnie rozmawiać osoba, która nie wstydzi się swoich odczuć, potrafi interesująco zagadać i tym stworzyć pozytywną aurę... empatycznie podchodząca do innych i doceniająca życie... niekoniecznie musi być młoda. Trochę przychylnego spojrzenia na tych starych, docenienia ich doświadczenia i niekończącego się życia pragnienia. To, że ktoś jest stary, to nie oznacza, że nie jest wykształcony, nieświadomy swoich potrzeb i możliwości. To mogą być ciągle ludzie aktywni, o wielu talentach i nie należy ich przekreślać tylko dlatego, że mają opadające powieki.

B - Do lekarzy... nikt do Was nie przychodzi dla przyjemności. Irytacja, że kogoś coś  boli, jest chory i chce walczyć o siebie? Jest wyjątkowo nie na miejscu. Tu taki przykładzik niewielki. Pan jeden z doktorów tak się zdenerwował, że chcę by na badania mnie skierował iż spłowiała letnia opalenizna jeszcze mu dodatkowo posiniała :-) (Aż żal mi go było... na moment ;-)... niepotrzebnie;-) Pan doktor (jak się później okazało jeszcze)  wypisując receptę...  choć caałłyy! czas patrzył w srebrny kwadracik...  tak ją wypisał, iż pani w aptece, młodziutka dziewczyna - na jej realizację się nie zgodziła, bo wypisana źle była (chyba ten srebrny informator trochę go zmylił ;-) Druga sprawa to rozumiem, że przyjemniej jest badać młode dziewczyny (najlepiej zdrowe), ale stare też chcą żyć... przecież Pana matka jeśli daj Bóg,  żyje jeszcze (?) też chyba nienajmłodsza jest. I co odmówi jej Pan prawa do leczenia i zbędzie byle czym? Na wizytę u Pana (jako stara pacjentka... w sensie długo o wizytę u  Pana się starająca ;-) Czekałam 2 miesiące...  potem parę godzin w bólu na skrzypiącym krzesełku się zwijałam, nim do gabinetu zostałam wezwana. W czasie wizyty się lekko obsunęły... umówiona godzina zresztą nie miała nic do rzeczy, bo kto pierwszy ten lepszy. Ja nie przyszłam 3 godziny przed umówionym czasem :-(  Tak, więc pan doktor nie miał już zbytnio czasu... nie jestem w ciąży... nie będę na pewno... żadnej produkcji dla dobrej zmiany... W założeniu... nie jestem potrzebna... Najbardziej wkurzył go fakt, że przyszłam z wynikiem świadczącym, iż jego ostatnia diagnoza nie była delikatnie mówiąc ;-) koherentna z tym co ostatnio mi mówił. - Zapisać się za trzy tygodnie - usłyszałam w ostatnim burknięciu. Znaczy to tyle, że oto ja bezosobowa masa mam wpisać jeszcze raz do doktora i czekać co będzie, albo nie będzie ;-) Mam dużo czasu, żadnych dzieci... mogę zaczekać ;-)Otóż NIE! Ja nie będę czekać jak mi pan doktor sugeruje... walczyć będę dla siebie i może z innymi jak pan doktorami... ale zadbam o siebie... pan niech poleczy swoją żonę... ona nie może czekać... ona pewnie jest młoda :-))

Po tych uwagach, czas na wyjątki!
W moim życiu są całkiem spore, choćby się wydawało po tym co wyżej - iż jest inaczej :-)
Znam młodych ludzi, z którymi mam cudowny kontakt. Młodzi mężczyźni i młode kobiety... młodsi o parę dekad. Niektórzy przyjaźnią się ze mną... nawet dzwonią i opowiadają... czasem zapraszają na wspólne wypady... rozmawiamy, dowcipkujemy i różnicy opakowania nie widzimy.

Jest też Pani Doktor Małgosia, który widzi, że jestem kobietą i patrzy nna mnie jak ludzką pragnącą wciąż życia całość. Słucha o czym do niej mówię, nie lekceważy dolegliwości... wytrzymuje moje żarty ;-) i traktuje poważnie mój ból. Lekarka z powołania i do tego młoda :-) W swojej przychodni zorganizowała zespól starych i młodych ludzi, z którymi mogłabym się spotykać tak zupełnie prywatnie... tacy są fajni. I nigdy poza jednym niechlubnym wyjątkiem (jednakże młody ten pan, służbista, urzędnik... już tam nie pracuje)  nie zostałam tam źle potraktowana, ani nie widziałam, aby kogoś innego spotkało coś przykrego. Czuje się tam dobrą aurę... i to, że nie papierki... nie dokumenty... (choć wypełniane skrupulatnie), lecz człowiek jest ważny. W  powietrzu tej przychodni, jak to w każdej przychodni na pewno latają bakterie i wirusy swawolą, ale przede wszystkim czuje się tam opiekę, spokój i miłą (niewymuszoną przez nakaz służbowy) atmosferę. By taki moment, kiedy na krótko byłam w innej tego typu placówce, bo chciałam mieć bliżej... niedaleko od domu. Przekonałam się szybko, że lepiej daleko... wróciłam... i będę dojeżdżać nawert z Karpacza gdyby mi tam zamieszkać przyszło :-) Bo w końcu w życiu nic nie wiadomo i nic nie jest pewne :-)

Oprócz jednego: starość... jak ktoś ma szczęście:-) wszystkich dogania, więc lepiej jej tak nie znieważać.





 

19:27:00

Liście i kominiarze*. Całkiem NieROMANtyczna historia.

 Liście i kominiarze*. Całkiem NieROMANtyczna historia.
 

Piękne, wczesne jesienne popołudnie. Wlokę się, człapię wręcz po niezagrabionych liściach w parku. Ubrana w byle jaką , niepasującą do reszty bluzeczkę... na to kraciasty płaszcz w kratę tak wielką, że jedna osłania cały bok. Ciapam w strasznie poważnych, wygodnych szerokich pantoflach, takich jak to noszą panie (bez urazy ;-) koło setki będące. W ręku trzymam torebkę, co prawda ostatni modowy hit, ale tak to się ma do całości jak smark do rękawa jak to kiedyś prawiła pewna, znana mi dama. W reklamówce z jakiegoś Aldi czy innej Biedronki stos papierów i dokumentów arcyważnych, które dopóki żyję mają znaczenie... nieco później pójdą na spalenie. Taki widok mnie, to groza. Nic niedopasowane, do tego człapanie... i te liście spadające, i te które przydeptuję... frustracja jakaś mnie łapie? czy co powoduje, że tylko krwista szminka na ustach przypomina, że to ja jednak jestem.

To ja, Stara KOBIETA... nieco zmieniona. Przysiadłam na największej kupie liści, uprzątniętej specjalnie przez ludzkie ręce czy przez wiatr, które zgarnął je pod drzewo. Taki fotel z miękkim siedziskiem i twardym oparciem. Wyglądało to dosyć dziwacznie. Wokoło chodzili ludzie i dziwnie się patrzyli. A ja nic. Uśmiechałam się dosyć swobodnie, dając tym uśmiechem znać, że jest mi wygodnie :-))
Obserwuję liście, które już zapomniały co to fotosynteza, jak ja zaczynam zapominać co to radość niewymuszona. Dzień coraz krótszy, w liściach zanika produkcja chlorofilu... barwnika odpowiedzialnego  za kolor zielony... przypomniała mi się biologia i Balbina (jak nazywała ją moja klasa), która tłumaczyła, że gdy słońce zanika w zamian za chlorofil pojawia się ksantofil, karoten, antocyjany... czyli barwniki te znane z marchwi, papryki, dyni i tak dalej. Ha ha ha... po to uczyłam się biologii by ją analizować  50 lat później na kupie liści. Tak dumając ani się spostrzegłam jak wiatr zaczął mocniej dmuchać, liście głośniej szeleścić, a mnie robić się zimno w p... ;-) Te liście zgniecione przez moje przeszło półwieczne siedzenie - to ich rozkład zupełny, już się nie podniosą, nie zafurkoczą... pomyślałam mściwie ;-) Inne  też spadające z drzew na ziemię skończą również jak nikomu niepotrzebny, bezwartościowy niebyt. Siedziałam tak jeszcze przez moment... ogarnięta smutkiem, zagubiona we własnych myślach, samotna jak te pojedyncze listki, te bardziej kolorowe, jeszcze zielone, malinowe i słonecznie iskrzące pośród tych brązowo czarnych, szarych i butwiejących.

Zerwałam się nagle. Otrzepałam się. Już za moment szybko, sprężystym krokiem mknęłam pod pobliskim płotem by jak najprędzej znaleźć się w domu, by nikt mnie nie zauważył, by nie zastanawiał się... czy to Stara Kobieta czy jakaś Stara Bieda Baba?

Liście, ich oglądanie, dotykanie uzmysłowiły mi, że wprawdzie jesteśmy jak te liście, a wiatr jak to nasze życie pcha nas w różne strony. Ale też jak te liście odradzamy się co wiosnę na tym samym drzewie... jedni kilkakrotnie, inni nawet kilkadziesiąt wiosen. Ale nie do końca jesteśmy jak liście, bo tylko My - Ludzie mamy wpływ na to jak zakończymy nasze życie i jak zapamiętają nas inni. Czy przez poddanie się  różnym niedobrym zawirowaniom nie skończymy jak zgniły niebyt.

Kończy się jakiś jeden etap. To nie znaczy, że w następnym nic dobrego już nas nie spotka. Dobiegłam do domu. Ściągnęłam z siebie brudne szmaty. Bez zastanowienia wrzuciłam do foliowego worka i wypchnęłam tymczasowo na balkon. Za chwilę już siedziałam w wannie, w różowo białej pachnącej pianie. Szorowałam się starannie złuszczającymi naskórek mydłami, na twarz nałożyłam maseczkę w kolorze zielonym z saszetki z napisem "Moc młodości".

Natarczywy dzwonek do drzwi i jednoczesne pukanie dotarl ledwo co do moich uszu, ponieważ woda bez przerwy nowa do wanny leciała. Wkurzyłam się. - nigdy nie pamięta o kluczach. Zwinnie jak stukilowa sarenka wyskoczyłam z piany, owinęłam ręcznikiem, na zmoczone włosy już nie zwracałam uwagi, tudzież na zieloną maseczkę. Bez zastanowienia szeroko otworzyłam drzwi.
- mogłabyś pamiętać o kluczach...
- mhm... Dzień dobry, tu kominiarze*. Sprawdzamy przed zimą kominy. Salon i łazienka... prosimy o dostęp.
Dwaj młodzi inaczej niż ja, razem mający pewnie tyle wiosen co ja sama jedna (albo jeszcze mniej;-) do tego na pierwszy rzut oka ;-) mężczyźni ;-) patrzyli gdzieś ponad moją głową, ni to speszeni, ni to rozbawieni. (Ich miny? bezcenne :-))

Sytuacja była dość nietypowa... zabawna...? w umywalce pływały moje rózowe majteczki w żółte kwiateczki. O rany...  a ja w koronie piany na głowie, bez szminki na ustach... czyli goła! :-)) I ta zieleń wiosenna na licach (przynajmniej nie było widać zmarszczek ;-) Nie przypominając o innych niedostatkach w garderobie ;-))) (ale ręcznik przepiękny ;-))
- Proszę sprawdzać te kominy. Ja swojego jeszcze nie sprawdziłam, bo mi panowie trochę przeszkodzili -  chlapnęlam po prostu
Podpisałam papiery, że panowie byli... nie dopisałam, że mnie lekko zawstydzili ;-) Poszli. Przez tą podglądającą dziurkę w drzwiach podpatrzyłam jak rozbawieni patrzyli się na siebie :-))) Dzięki nim przynajmniej nie siedziałam za długo w wannie :-)

A zaczęło się parę tygodni temu. Myślałam, że pozamykałam wszystkie drzwi, za które zaglądać bym nie chciała... nawet chwaliłam się, że umiałam postawić kropkę pod wszystkimi w mym umyśle, sercu, przekonaniu załatwionymi sprawami. Cieszyłam się, że teraz w jesieni życia, jesienią mimo wszystko czuję wiosnę. Czułam, że w moim ciele, w całej mnie... rozkwitają coraz to nowe pąki życia i byłam dumna, że żaden wiatr nie ma takiej siły aby mnie przewrócić, bo ja potrafię się w odpowiednim momencie czegoś schwycić i trzymać... mocno.

Aż przyszedł kolejny cios,. Ten jeden drugi pociągnął... następny... nokaut??? Starałam się z każdego wyciągać coś dobrego. Mimo niepokojących wieści jeśli chodzi o zdrowie... eh... najważniejsze jest wiedzieć co jest i nie dać się tak szybko, bo jestem liściem, który spada, ale jakimś trafem zahaczył się o gałąź innego drzewa i się trzyma. Trzymałam się... mimo wirującego bólu w ciele... w sercu, głowie i oczach czułam radość istnienia jeszcze. Moje dzieci szczęśliwe, więc i ja tym ich szczęściem obdarowana, się nie poddawałam.

Aż otworzyły się drzwi, które zamknięte już były... to NieROMANtyczny, mój były już mąż, którego winę mam na piśmie (jak i swoją porażkę w tym samym) ... chce skrzywdzić moją córkę. Jakby nie dość krzywd nam wyrządził (?) Wszystko wróciło... odeszłam od siebie... przestałam być liściem zwycięskim, liściem laurowym... poczułam się jak podarty, szary liść.... liść przemijający, zdeptany. I dlatego przestało mi zależeć na czymkolwiek, usiadłam w parku jak stara nie jak Stara KOBIETA, na tej kupie liści.

Tam zrozumiałam, że mam w domu kredki i farby, i że mogę namalować nawet niebieskie jak niezapominajki, różowe jak płatki mydlane - liście, które swoim czarem, urokiem przebiją  zgniłe liście nieprawdy, czarne liście działań NieROMANtycznego. 

Zawahałam się przez chwilę i bardzo się tego wstydzę... dopóki jest się jeszcze liściem tańczącym, wesoło iskrzącym słonecznymi, miodowymi barwami - dopóty jest nadzieja, to trzeba się podrywać do lotu, albo trzymać gałęzi jak najmocniej, A nie pozwolić przydeptać pod byle buciorem.

Wróciłam do siebie, do znanej mi Starej Kobiety, która walczy... dobiera kolory, chodzi z podniesioną głową, uśmiecha się i maluje niebieskie liście. Witajcie znowu :-)))

* kominiarze - Babcia, gdy byłam mała kazała mi na widok kominiarza kręcić guzikiem ;-) ponoć miał przynosić szczęście :-)) Zacznę przyszywać guziki do ręczników ;-) Nigdy nic nie wiadomo :-))













19:13:00

Jesień... czas na dbanie z Fitomedem

Jesień... czas na dbanie z Fitomedem
Moc naturalnych składników, skuteczność i delikatność w działaniu, czyli Fitomed. Firma, której kosmetyki towarzyszą mi już od kilku lat - zachwyca mnie ich działanie, cena i naturalność :) Wiem, że zaopatrując się w kosmetyki Fitomed nie płacę za markę, jej reklamę, miejsce na półce w jednej z sieciówek, ale za adekwatne do obietnic producenta efekty widoczne na mojej skórze. 

Kiedy w kosmetycznych nowościach Fitomed ujrzałam produkty zawierające w sobie dziką różę (w różnych postaciach) wiedziałam, że muszę je wypróbować. Udało się... i po raz kolejny jestem zachwycona!  



Nawilżająca esencja do cery mieszanej "róża damasceńska" to połączenie kwasu hialuronowego, wody różanej, wyciągu z owoców dzikiej róży, pantenolu i kompleksu polisacharydów.
 
Esencja według obietnic producenta powinna nawilżać skórę, wygładzać, a także zwiększać zdolność naskórka do przyswajania substancji odżywczych zawartych w kolejnych krokach pielęgnacyjnych... i właśnie ta jej właściwość interesowała mnie najbardziej, bowiem zamierzałam stosować ją jako prekosmetyk dla oleju z dzikiej róży. Dwie krople esencji rozprowadzone po buzi idealnie ją koiły, delikatnie nawilżały, likwidowały uczucie ściągnięcia i pięknie się wchłaniały. 

To może powiemy sobie co nieco o składnikach tej esencji?
Woda różana działa odżywczo, nawilżająco i wygładzająco. Uwielbiam ją w każdej postaci, w tej esencji także mnie nie zawiodła. Kwas hialuronowy tworzy film hydrofilowy na powierzchni skóry - co prawda jego cząsteczki są zbyt duże, żeby mogły przenikać pod skórę, ale dzięki dobremu nawilżeniu warstwa rogowa staje się o wiele chłonniejsza jeśli chodzi o przyjmowanie substancji czynnych.  Wyciąg z owoców dzikiej róży zawiera witaminę C, garbniki, karotenoidy, kwasy organiczne, olejki eteryczne, cukry, pektyny... a to wszystko sprawia, że działa odżywczo i rozjaśniająco. Pantenol (prowitamina B5) jest nawilżającą substancją, umożliwiającą przenikanie innych substancji przez warstwę rogową skóry. Roślinny kompleks sacharydów wykazuje natomiast działanie nawilżające. 



Olejek miejski "dzika róża" to drugi etap mojej różanej pielęgnacji od Fitomed. Zawiera nierafinowane oleje z pestek malin, słodkich migdałów, z pestek truskawek, dzikiej róży, a także witaminy E i C.
 
Dlaczego nazwa olejek "miejski" - ma nas chronić przed oddziaływaniem smogu i w pewnej mierze szkodliwych promieni na naszą skórę. Tego w warunkach domowych nie mam jak sprawdzić, więc skupię się na jego "namacalnym" działaniu. 

Nakładam dwie krople produktu po wchłonięciu się esencji - olejek nałożony na taki "podkład" ładnie się wchłania  i nie pozostawia tłustej warstwy. 

I w tym produkcie Fitomed umieścił moc naturalnych składników :) 

Olej malinowy i olej ze słodkich migdałów słyną z właściwości antyoksydacyjnych i promieniochłonnych. Olej z nasion truskawki nadaje produktow delikatny owocowy zapach, a także jest źródłem antyoksydantów, wykazuje działanie nawilżające.  Mój ulubiony... olej z nasion dzikiej róży stymuluje  regenerację tkanek oraz pobudza produkcję kolagenu w skórze. Delikatnie ściąga i rozjaśnia skórę . A witamina E i C? To oczywiście antyoksydanty :) 

Połączenie esencji i olejku z Fitomed sprawdziło się u mnie bardzo dobrze - zapewniało mojej skórze komfort, dawkę nawilżenia, odżywienia i wygładzenia. To był cudowny, regeneracyjny, a także przepięknie pachnący rytuał dla mojej skóry, który ze względu na swoją wydajność - towarzyszył mi przez długi czas. Polecam :) 

*zdjęcia produktów pochodzą ze strony Fitomed
Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger