08:10:00

Co zabieram do sanatorium - inaczej

Co zabieram do sanatorium - inaczej


Ciasny ten świat, mój świat, żeby pomieścić wszystko, co zdarza się w nim.

Ale teraz zmiana planu. Do sanatorium wybieram się. W celach rozwodowych. Z panem B.* mam zamiar definitywnie rozstać się i to nie separacja ma być, tylko orzeczenie definitywne rozwodu... Choć bez orzekania winy może być... Byle szybko... "Zjeżdżasz pan, bo ja chcę jeszcze spokojnie, bez obecności pana, żyć". Oczekuję, że ten 21-dniowy proces załatwi sprawę, po myśli mojej.

Teraz troską moją jest, co zabrać ze sobą na ten czas. Wtedy, jak już skończy się, to ja wrócę cała nowa i uzdrowiona.

Poradniki internetowe radzą, by zapakować kapcie, bieliznę i jakieś dresy na przebranie, by na ćwiczenia rehabilitacyjne były, plus tam coś na przebranie innego, bo to w końcu 21 dni.

Mam zamiar zmienić ten stereotyp.

I pamiętając oczywiście o środkach czystości, higieny, kremach na zmarszczki oraz na skóry nawodnienie, oraz niezawodnej czerwonej pomadce...

Zabieram przede wszystkim to, co mam w genach: dystans do siebie, bo jadę, by zdrowie odświeżyć, nie garderobę. A jak się komuś to nie spodoba, no to będzie miał swój własny problem.

Cierpliwość do innych i do czasu, i do wszystkiego, na co wpływu mieć nie będę miała.

Poczucie humoru mam w sobie cały czas i ono ratuje mnie każdego dnia, bo na chamstwo świetnie reaguje, na niekompetencję i na złośliwości i wścibstwo co poniektórych. Śmiech to najlepsze lekarstwo na wszystko. Smucenie się nad obwisłymi ramionami nie sprawi, że one nagle naprężą się w sobie i 20 lat im ubędzie. Obśmiać tę galaretę i coś fikuśnego złożyć, by inni nie domyślili się, że tam pod spodem żelatyny brakuje, co by to wszystko trzymała w kupie.

Otwartość na nowe znajomości, bo to od innych wiele możemy się nauczyć. A nigdy nie wiadomo, jaką rolę ta nowa twarz może odegrać w naszym życiu, które tak poplątane jest.

Pokorę wobec swojego ciała, które nie wiadomo kiedy tak zmieniło się, że oglądając je w łazience, kiedyś przypadkowo powiedziałam do niego, ciała mego: „Co pani tu robi, w łazience mojej? Tu ja młodsza od pani trochę, to ja tu mieszkam” – zbulwersowana wypaliłam.

W moment zorientowałam się, że? Gadam sama do siebie. Szybko oblucji dokonałam i w lustro po raz wtóry nie spojrzałam.

Pod kołderką delikatnie głaskałam i mówiłam: „Jakie jesteś miękkie, ciałeczko moje, chyba przez ten upływ czasu zmiękczone...”

Wdzięczność, że jeszcze o własnych siłach jechać mogę i przygodę jakąś zaliczyć mogę.

A w tym czasie niejedni zatęsknią, a ja wolna będę i jedynym moim obowiązkiem będzie, pójść na nowego prezydenta zagłosować.

Mam nadzieję i ją też zabieram, że jęczenie zza moich drzwi kogoś zastanowi i może pomyli się i pogłoskę taką tu i tam poniesie, że to jęczenie to przez to, że ja często uprawiam seks... a nie usiłuję zapiąć zamek z tyłu lub zmieniam na inne kolorowe (bardzo modne w tym roku) skarpetki.

Z takim nastawieniem to będzie udana podróż i przebywanie w innym otoczeniu i rytuale.

Każdy dzień wam opiszę krótko na Fejsie i wrócę do pisania na blogu, bo sprawy, które teraz mnie zajmowały... zostawiam w domu.

Pan B. to oczywiście jak Pan Ból, a nie mąż... Choć wierniejszy od niego ;) 

13:48:00

SZCZĘŚCIE - pojadę cytatami ;-)

SZCZĘŚCIE - pojadę cytatami ;-)

Dla każdego szczęście znaczy coś innego. A jak raczył się wyrazić Arystoteles: "Szczęście zależy od nas samych." Epikur natomiast stwierdził, że "Przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego."

I takim przyjemnym początkiem z pewnością było pojawienie się na świecie mojej kolejnej wnuczki.

Urodziła się 6 lutego tego roku i przyniosła kolejne szczęście – dla rodziców, dziadków i... rządu naszego. Bo oto przybyła nowa obywatelka, która w przyszłości będzie mogła łożyć na tych niepokornych, co nie popierają partii swoją pracą i – o zgrozo – nie umrą przed terminem. ;-)

Dla dziadków – radość, bo przy niedzielnym obiedzie będą robić sobie zdjęcia ku pamięci. Dla rodziców – szczęście podwojone, bo dwoje dzieci to więcej miłości. A dla starszej siostry nowonarodzonej – perspektywa niezwykle miła, że nie będzie jedynaczką i w przyszłości będzie trzymać siostrzaną sztamę. A to w życiu zawsze się przyda. Wiedzą o tym jedynacy i jedynaczki – że im czas bardziej upływa, a rodziców już nie ma, to taki brat czy siostra zawsze się przyda. O ile oczywiście byli wychowani w miłości i przygotowani do życia w społeczności.


A DLA MNIE? DLA BABCI, CO SWOJEGO DZIADKA NIE MA?

Skąd to pytanie? Zadała mi je moja starsza, przeszło trzyletnia wnuczka, imienniczka zresztą – Dorotka:

  • Dlaczego nie masz, babciu, swojego dziadka do spania?
    (wyjaśnienie: dziadkowie z drugiej strony w parze są ;-))

  • Bo umarł.

  • To co, tabletek nie brał?

  • Brał, ale chyba nieodpowiednie (bo co tu dziecku odpowiedzieć? ;-))

  • To chyba lekarze się pomylili? (kontynuowała)

  • (Ja, trochę skonsternowana) – Chyba tak.

  • No tak. (pochyliła z rezygnacją główkę)

Tu można się śmiać! :-)))

Skoro sprawa się wyjaśniła, to już wiadomo, dlaczego nie mam swojego dziadka, więc mogę się wnuczkami z radością zajmować w codzienności swojej, a nie tylko na afiszach rodzinnych uśmiechem czarować.


A ŻE...

"Człowiek człowiekowi najbardziej potrzebny jest do szczęścia." (Paul Thiry Holbach)

To ja to szczęście mam teraz pomnożone.

Najważniejsze jest to, że zdałam sobie sprawę, że niczego mi nie brakuje. Że nawet jeśli czegoś nie mam, to w zamian mam coś innego. A jeśli nawet ta zamiana nie jest idealna, to:

"Można swoją radość znaleźć w radości innych – to właśnie jest tajemnica szczęścia." (Georges Bernanos, francuski pisarz katolicki)

TAK WIĘC – SZCZĘŚLIWA JESTEM!

I doceniam, że stara jestem, bo w ten sposób wiele problemów mam już za sobą. A nowe? Występują, ale za długiego żywota im nie przewiduję, bo PESEL... wiadomo... jest po mojej stronie. :-)

Zaklinanie moje uprzednie, że to tylko rząd cyfr (?) – zależy, jak na to spojrzeć. ;-)))




Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger