Zaczęło się od tego, że otrzymałam prezent. Ten prezent to ok.500 kartek formatu A4, dwustronnie zadrukowanych tekstem. A ten tekst, to niektóre, wybrane artykuły, posty, które (jak się okazało, po zapoznaniu z nimi) ja sama, kiedyś między 1 maja 2016 roku, a 2019 rokiem napisałam i opublikowałam na blogu. Nie ma pośród nich recenzji produktów, które omawiałam, ani fotografii, ani podsumowujących lub powtarzających się tematów.
Prezent bez okazji kalendarzowej... ani urodziny, ani imieniny, ani żadna rocznica.
???
To dlaczego, skąd taki pomysł, by czarno na białym przekazać mi moje pisanie?
Trzymałam w ręku cały zbiór, przekładałam kartki, czytałam, uśmiechałam, trochę spłakałam wzruszona, a trochę byłam podkurzona, gdy wychwyciłam błędy... związane z połykaniem myśli lub z literówkami... .
Trzymałam w rękach kawałek mojego życia.... mogłam na nie popatrzeć, przytulić, podrzeć na kawałki, usiąść na nim, bądź się nim powachlować ;-))
Niesamowite przeżycie... w momencie, kiedy czułam właśnie, że spadam...
Spadam, tonę, grzęznę i zaczyna być mi wszystko jedno.
Najgorsze z możliwych odczuć... obojętność.
Skąd się wzięło u mnie, tak optymistycznie do świata nastawionej kobiety? Tak je kochającej, tak szturmem je biorącej... tak beznadziejne uczucie, które rano nie daje wstać, a w nocy spać.
Nagle czułam, że wszystko co do tej pory robiłam pozbawione było sensu, że mogę sobie zaklinać rzeczywistość, że wszystko będzie dobrze... a przecież jest coraz gorzej.... bo dystans, który w sobie mam do życia, do ludzi, a przede wszystkim siebie... przykryty jest fizycznym ciała cierpieniem.
A to cierpienie, mimo ogromnej miłości do siebie nie pozwala na zwykłe, codzienne czynności.
Z tego powodu boli serce, dusza skręca, głowa dymi, blaknie uśmiech, żart staje się ciężki i trudny do zrozumienia... a nawet nie do zniesienia.
Dokonywałam w życiu wyborów, wykorzystałam wiele szans, a teraz taka zmiana, z którą trudno się pogodzić...
I przyszła obojętność... I dla niej prezent, który miał ją wygonić, przegonić, zabić... by nie niszczyła mnie... bym wróciła do swojej ja... .
Pomyślałam wtedy, że jeszcze żyję (o czym myślę z wdzięcznością ;-) )… mogę jeszcze trochę pokombinować ;-)
Skoro nie mam lepszych wyzwań, to po swojemu... znowu, jak zwykle, jak zawsze... na swój sposób... zrobię coś takiego, żeby moim bliskim w przyszłości ułatwić życie, a pomóc mojej teraźniejszości.
Napiszę swoją mowę pogrzebową!
Nie, żebym się gdzieś zaraz wybierała ;-). Ale po to, żeby była w obecnej chwili dla mnie drogowskazem*, a oni mogli spokojnie ją wygłosić... jako zgodną z faktami.... .
Taki prezent ku pokrzepieniu, do którego nie można obojętnie podejść.
Nim zacznę pisać... wybaczam wszystkim i wszystko, i sobie też.
* drogowskaz - lista rzeczy, które zrobię, żeby w drodze, którą jeszcze mam przebyć, niezależnie od okoliczności być szczęśliwą i obiecać sobie, że nie złamię danego słowa.