11:52:00

Kismet* i Alicja

Kismet* i Alicja

To było tak… zaczęła pracować dziewczyna i co rano do tej pracy przychodziła. Przerwa w szkole, więc więcej czasu mogła poświęcić na uzupełnianie domowego koszyka.
Co rano o 5.30 wielkie wrota holu otwierała. I tak codziennie, niezmiennie od kilku miesięcy… o 22.30 te same zamykała… Pewnego takiego zwykłego poranka oprócz pisku zawiasów otwieranych drzwi powitał ją cichy głos.

To było: miałł, miał?
Zabrzmiało pytająco.

Przy nogach Alicji siedział kot. Z wielkimi uszami, z szeroko otwartymi zielonymi oczami patrzył na nią przenikliwie i chwila, moment zaczął ocierać się przymilnie o jej czarne spodnie. Te już po tym mizianiu nie były czarne, lecz szare i okłaczone. Za to kociak odzyskał barwę swojego przykurzonego futerka i ukazał całe jego piękno beżowo, pomarańczowo, szare – melanż niezwykle udany. Alicja usadowiła się na swoim stanowisku pracy, a kociak za nią. Każdy jej ruch, każdy krok odtąd był bacznie obserwowany. Nie trwało to bardzo długo, gdy kocie położyło się na grzbiecie przed nią na stole i pokazało swój brzuszek i całkowicie, z pełnym zaufaniem poddało jej, i zachęcało delikatnie ciągnąc ząbkami za jej marynarkę, do głaskania, pieszczenia tu po brzuszku, tudzież po łapkach, za uszkami.


Po tych pieszczotach kociak całkiem był już czyściutki, za to na czarno ubrana Ala nieco poszarzała, a dłonie jej przypominały ręce górnika po wyjściu z pracy.
Ale to w ogóle jej nie przeszkadzało... raczej zastanawiała się skąd kicia się tu wzięła w takim ogromnym centrum targowym, czy ma kogoś kto ją kocha, czy komuś uciekła, czy zgubiła się, czy porzuciła jakaś nieogarnięta osoba? Pytań mnożyło się wiele. Zwierzątko było bardzo miłe, ufne...taki słodziak po prostu. Serce dziewczyny ogarnęła miłość do tej ujmującej istoty, rozum przemyśliwał jak ją zabrać do domu i zapewnić wszystko? Lecz z drugiej strony obfotografowując kociaka, o którym już wiedziała, że to jak i ona dziewczyna jest – zastanawiała się czy tak może, czy to nie będzie kradzież, bo może właśnie ktoś płacze za nią?


Pytań wiele, odpowiedzi żadnej, a tu pracować trzeba.
Znudzona kocica poszła gdzieś sobie. Jakoś smutno się zrobiło. Wieczorem Alicja dowiedziała się, że od poprzedniego weekendu zaobserwowano tu pobyt kociaka. Nie wiadomo skąd przyszła i ogólnie przez różne osoby jest dokarmiana. Jej brudne futerko świadczyć może, że aktualnie nie ma domu, a to, że potrafi aportować nawet, jest grzeczna i ufna to, że być może taki dom miała.


Zachwycona Alicja nie mogła przestać o niej myśleć. Przed końcem pracy futrzak jeszcze raz przyszedł do niej i tęsknym okiem spoglądał za zamykanymi przez nią drzwiami.
Dylematy: czy może tak sobie zabrać kicię do domu trapiły Alicję w drodze powrotnej do domu. Jeszcze przed zaśnięciem oglądała sobie jej zdjęcia w telefonie. Następnego dnia zajęta od rana jeszcze innymi sprawami nie myślała już o niej. Dopiero donośne: miałłłuu!, przy otwieraniu porannym holu targowego przypomniało jej o Kici (jak ją w myślach nazywała). Wzruszające to było przywitanie. Teraz Ala  była już pewna, że przygarnie kocię i ta myśl bardzo ją radowała. 



Postanowiła, że pod koniec tygodnia zorganizuje dla niej transport, przygotuje potrzebny dla kota piaseczek, jedzenie i odpowiednie w domu miejsce.
Przez parę dni rytuał poranny się powtarzał, dziewczyna przekręcała klucze w zamku swojej firmy, przy niej stawała kocica, towarzyszyła jej trochę czasu... potem gdzieś znikała, a wieczorem na nowo, na pożegnanie się pojawiała. Alicja zaplanowane miała, że wszystko w łapkach kocicy jest... jeśli się okaże, że chce jej i przychodzić będzie, okaże przywiązanie, to dom Alicji też domem kociej dziewczyny będzie. Ale nic na siłę.


Aż nadszedł ten dzień, kiedy decyzja już podjęta, przygotowania do przyjęcia nowego członka rodziny już zakończone.
- Nie ma jej, nie przyszła … już południe, a jej nie ma... za długo się zastanawiałam, wątpiłam w nią, nie będzie z nami mieszkać – alarmujący sms do domu z kilkunastoma płaczącymi buźkami.
- Świnka to chyba była, nie kot. Sama sobie wybrała swój los – pocieszałam Alę przez telefon.
- Nie mów tak mamuś – obruszyła się Ala
- Może przyjdzie wieczorem? Zdaj się na los – próbowałam uspokoić córkę
Wieczór przyszedł, kicia nie.
Widocznie tak musiało być, nic nie dzieje się bez powodu, może wróciła do swojego domu, bo jakiś pewnie miała. To młoda jeszcze Kicia, z odruchem ssania, gdy dopadła do kocyka. Trudno, oby jej tam gdzie jest dobrze było. Sprawa zamknięta, nie mniej zrobiło się smutno.

Słowo pustka sugeruje , że czegoś nie ma, ale ta „pustka” jakaś ciężka i widoczna była.
Mnie – mamie Alicji też przykro było, bo wiedziałam od Alicji, ze zdjęć, jakie wielkie i niecodzienne było to między Alicją, a kocicą – porozumienie.
Kolejny poranek Alicji: otwieranie drzwi firmy, minuty, godziny... wieczór, powrót do domu... Nie, przedtem telefon:
- Czy może pani zostać na zmianę nocną, bo trzeba chorą osobę zastąpić?
- Dobrze, co zrobić (?) Jakoś dam radę... - odpowiedziała bez entuzjazmu dziewczyna. 
W nocy godziny dłużą się, a jeszcze po tak długim już przepracowanym czasie, oczy same zamykają się, a tu czuwać trzeba, nie spać.
Przez moment w głowie dziewczyny pojawiło się wspomnienie, kocicy, która chodziła za nią krok w krok nie zważając na to, że obok kręciło się wielu innych ludzi i czasu spędzonego na pieszczotach z nią...

1.30 w nocy. Czas płynie wolno, co robić gdy powieki ciężkie same zamykają oczy... książka przeczytana...
Dziewczyna otwiera laptopa i wchodzi na Facebooka. Portal służy jej wyłącznie do wymiany informacji o książkach, które są jej treścią życia. A tu???

Aż wstała, już powieki nie zamykały jej oczu, kompletnie otrzeźwiała... codziennie na fb pojawiają się setki ogłoszeń, a jej wyświetliło się akurat to: "Dzisiaj na poczcie głównej znalazłem kociaka pięknego i bardzo ufnego (tutaj portret Kici), szukam właściciela bądź oddam w dobre ręce. Ubolewam, że nie mogę jej zatrzymać. Mam psa, a ten dureń nie znosi kotów."
1.30 w nocy, Alicja zrozumiała dlaczego Kicia nie przyszła, i że musi zrobić wszystko, żeby ją odzyskać.
To, że córka została w nocy, w pracy - to jest znak, w przeciwnym razie by spała, a nie wchodziła na fejsa, i to że jej to właśnie ogłoszenie się wyświetliło… niesamowite wprost.
Nie patrząc na to, że to noc głęboka odpisała szybko, że zna kocicę... nie chciała jej od razu brać, bo nie chciała nikogo ranić, gdyby okazało się, że ma właściciela. Ale od kiedy dowiedziała się, że prawdopodobnie ktoś ją porzucił, to przygotowała się  na przyjęcie jej do domu, ale niestety Kicia zniknęła.

Nadawca ogłoszenia odpowiedział, że odezwie się rano zaznaczając, że jest już wiele osób, które chcą ją przygarnąć, w związku z tym prosi o opisanie warunków w jakich miałby przebywać kot: czy dom z gródkiem, jeśli blok, to które piętro, czy są inne w domu zwierzęta? Na szczęście nie chciał wyciągu z konta i zaświadczenia o stałej pracy (żadna tam śmieciowa umowa) :-)))
Ciągnęły Alicji się te godziny do ranka, a serce biło jej jak młotem z podekscytowania, żeby znalazca kotka się do niej odezwał.
Dziewczyna była zdeterminowana, by kotka z nią była, wierzyła, że ta na nią czeka, że są sobie przeznaczone. Ta chwila, w której pogodziła się, że kotka u niej nie zamieszka i od losu nie spodziewała się zmiany już minęła... czuła, że teraz ma szansę dostać to o czym marzyła, tę, na której punkcie oszalała.

Od pierwszego muśnięcia palcami, dotyku ciepłego kociego futerka nie mogła o niej zapomnieć, choć wypierała to z siebie.
Ja jako mama we wszystkim ją wspierałam, również w decyzji adopcji kociaka... nie mogłam przecież być przeszkodą na tej drodze do wspaniałej przyjaźni, wręcz miłości. Choć nie będę ukrywać, że sceptycyzmu było we mnie odrobinę... bo zwierzątko w domu to nie tylko przyjemność, ale też obowiązek, odpowiedzialność i też nie czarujmy się – wydatek. 


Ale zobaczyć oczy Alicji po znalezieniu się kici, to jak zobaczyć super gwiazdy na ciemnym niebie... w porównaniu ze zgaszonym spojrzeniem i smutnym głosie w momencie gdy zniknęła – to po prostu łapało za serce... nie mogłam zmieniać tego, co było jawnym przeznaczeniem.
Teraz o Kismet trzeba było zawalczyć, przekonać znalazcę kotka, że to Alicja powinna być z nią.
Jak to uczynić, jak zmiękczyć jego serce, że Kismet* powinna zamieszkać z nami.

Alicja opisała dokładnie swoje poznanie, znajomość z kociakiem, jej przyzwyczajenia, które poznała...”Jestem zdecydowana dać jej piękny, pełen czułości dom, w którym zazna troski, niczego nie będzie jej brakowało... jako, że poznałam, iż jest to indywidualistka i lubi być oczkiem w głowie... takim oczkiem będzie i nigdy niczego jej nie zabraknie. Jedzenia, picia, a także miłości i pieszczot. Czy myśli Pan, że gdyby mi nie zależało, to bym do Pana pisała po pierwszej w nocy, przysłała tyle zdjęć i screenów rozmów z moją mamą na temat kociaka. To jest Kismet – Przeznaczenie. Z nim nie można walczyć! Proszę, dla dobra Kici rozważyć moje słowa nie tylko w głowie , ale też w sercu... ona nie nadaje się do tego Pana co ma innego kota i chce towarzystwa dla niego... to jest dama, która lubi rządzić sama. Pozdrawiam. Alicja”

Następnego dnia w południe, koleżanka pana – znalazcy kota przyprowadziła do nas Kismet na czerwonej smyczy.  Ta zobaczywszy Alicję z miejsca przewróciła się na grzbiet i w całej okazałości pokazała brzuszek włączając głośny motorek... mrrruuu... mrummmruu....  mruuuu...
 *Kismet (po angielsku i turecku – przeznaczenie) jest z nami... zachowuje się tak, jakby zawsze tak było: Kismet, Alicja i ja … nigdy inaczej :-))


21:05:00

Spotkanie z Dermedic

Spotkanie z Dermedic

Zawsze kiedy zabieram się za pisanie recenzji jakiegoś kosmetyku... zmagam się z trudnością pt.: "Jak napisać prawdę o jego działaniu, używając innych słów niż do opisania prawdy dotyczącej wcześniej opisywanych przeze mnie produktów." Trudność polega na tym, że w obu tych przypadkach bardzo często mamy do czynienia z tą samą prawdą... tym samym działaniem, efektami, odczuciami. Kiedy sięgacie po moje recenzje, opinie, czy też raczej luźne refleksje dotyczące kosmetyków musicie (a raczej powinnyście) pamiętać o tym, że nie jestem kosmetyczką ani dermatologiem. Mimo, że wraz ze stosowaniem coraz to nowych upiększających specyfików moja wiedza dotycząca tego co dobre dla (mojej) skóry, a co nie... zwiększa się, to jednak nadal jestem laikiem. 

Przedstawiając Wam kosmetyki – skupiam się na swoich odczuciach, które niekiedy są do siebie bardzo podobne. Paradoksalnie... najgorzej pisze mi się o produktach nijakich – tzn. dobrze działających, ale niewyróżniających się na tle wielu innych specyfików z danej kategorii. Doceriają do mnie głosy (często, a mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze częściej), że po mojej recenzji skusiłyście się na opisywany przeze mnie produkt... i jesteście ogromnie zadowolone! Świetnie! Zadziałał na Was tak samo super jak na mnie, jednak... co w sytuacji jeśli pewnego dnia inny kosmetyk (polecany przeze mnie) Was uczuli, wywoła podrażnienie? Warto pamiętać, że każda z nas jest inna, zarówno na poziomie psychicznym jak i biologiczno – chemicznym. Jaki jest więc sens czytania "recenzji" kosmetycznych? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: zaznajomienie się z nimi pozwoli Wam podjąć decyzję / dowiedzieć się na co podczas wyprawy do drogerii / apteki / zielarni / czy też podczas buszowania po internecie warto zwrócić uwagę. Ułatwia to pierwszą selekcję – w końcu... nie jesteśmy w stanie wypróbować wszystkich kosmetyków znajdujących się na sklepowych półkach. 

Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną – bardzo nieprofesjonalną, ale za to pisaną od serca recenzją kremów do pielęgnacji twarzy i okolic oczu. Obędzie się jak zawsze bez analizy składu i długich dywagacji. Ma być prosto, szczerze, na temat... i krótko (tym bardziej, że we wstępie już popłynęłam ;)).

Dermedic to marka, o której w przeszłości słyszałam wiele dobrego. Jest uznawana za eksperta w kwestii pielęgnacji skóry wrażliwej. Jej produkty są dostępne w aptekach. To farmaceutyczna jakość i świetne działanie. Jak na dermokosmetyki mają w miarę przyjazne ceny ;) W ich ofercie możemy znaleźć produkty do pielęgnacji cery naczynkowej, trądzikowej, z oznakami starzenia, suchej itd... Dermedic pomoże nam jednak również w zakresie dbałości o kondycję i wygląd włosów. Dezodoranty, kremy, żele, płyny micelarne, sera, szampony, odżywki, balsamy – marka oferuje kompleksową pielęgnację całego ciała. 

Wracając do niej po latach zdecydowałam się na trzy produkty do pielęgnacji skóry z (tu cytat ze strony producenta) "wyraźnie widocznymi oznakami starzenia" z linii REGENIST ARS 4 -5 (tj. Wersja dla najbardziej dojrzałej skóry, z problemami "grawitacji"). Nie zrażajcie się tym jednak i czytajcie dalej, nawet jeśli dopiero co, stuknęła Wam dwudziestka i takowymi oznakami pochwalić się nie możecie ;) 


Naprawczy krem intensywnie wygładzający na dzień

Krem na dzień ma to do siebie, że powinien świetnie się sprawdzać także pod makijażem. Powinien ładnie się wchłaniać, wyrównywać strukturę i dobrze współgrać z podkładem. Wrażenie robi zawartość składników aktywnych (17,5%!), takich jak: kompleks aktywny retinolu, olej arganowy, gliceryna, dub diol, kwas hialuronowy, olej z oliwek, olej avocado, skwalan, witamina E. One wszystkie (myślę, że większość z nich jest Wam dobrze znana) mają oczywiście sprawić, że nasza skóra będzie nawilżona, jędrna i wygładzona. Krem z linii Regenerist ułatwia dbanie o skórę – nie mam oczywiście jak sprawdzić, czy wspomaga syntezę kwasu hialuronowego, jednak mogę śmiało stwierdzić, że skóra po zastosowaniu tego preparatu była mięciutka, nawilżona, ładnie się prezentowała. Krem ma dosyć lekką konsystencję, bardzo ładnie się wchłaniał i nie powodował rolowania podkładu. Nie miałam problemu z podrażnioną skórą. Myślę, że po części zadziałał na nią jak opatrunek. Nadaje się pod makijaż, nawilża, odżywia, wygładza, a więc tym samym opóźnia procesy starzenia skóry. Nie chcę oceniać czy sprawdza się jako pogromca zmarszczek – nie zauważyłam pogorszenia stanu skóry, jednak jej wygląd w dużej mierze zależy także od naszego trybu życia i sposobu żywienia. Tryb życia i sposób żywienia zmieniłam ostatnio na korzystniejszy, a tego nie da się stricte odłączyć od działania kremu. Moja skóra nabrała blasku... zasługa kremu czy zmiany odżywiania? Myślę, że oba te czynniki miały na to duży wpływ. Choć... spotkałam się z niejedną opinią, że po stosowaniu tego kremu skóra nabiera blasku. Jeśli to jego zasługa – jestem mu za to bardzo wdzięczna! Ten krem nie jest  może największym kosmetycznym hitem, jaki miałam okazję stosować, ale nie wykluczam, że będę do niego powracała w przyszłości. Jestem z niego naprawdę zadowolona.  To nawilżenie, blask, "zachowanie" pod podkładem sprawiają, że mogę Wam go polecić :) 

Krem pod oczy i wokół ust poprawiający kontur Regenist


Tutaj także znajdziemy kompleks aktywny retinolu, olej arganowy, opatentowany lipopeptyd, który przywraca komórkom potencjał genetyczny młodej skóry, a zarazem zwiększa ich żywotność (survicode), witaminę E, olej oliwek, maśło shea, alantoinę, gliceryny, Dub Diol, wyciąg z zielonej mikroalgi. Chciałabym poświęcić trochę więcej uwagi temu ostatniemu składnikowi – wyciąg z zielonej mikroalgi zapobiega nadmiernemu magazynowaniu się wody w dolnej powiece (a więc opuchliźnie) – tym samym redukuje cienie i obrzęk. Rzeczywiście – okolice oka, a tym samym oko po aplikacji tego kremiku optycznie otwierało się, a ewentualny obrzęk (z którym zmagam się jedynie od czasu do czasu) malał. Kremik stosowałam głównie w okolicach oczu. Zamknięty w opakowaniu typu airless posiada dosyć treściwą konsystencję, która jednak szybciutko się wchłania i jest hipoalergiczna. Nie powodowała podrażnienia ani zaczerwienienia oczu. Zauważyłam nawilżenie okolic oczu, delikatne nawilżenie. Po aplikacji skóra była zdecydowanie bardziej napięta, zbita. Ten specyfik także poradził sobie z późniejszym makijażem. Czy będę do niego wracała? Zdecydowanie tak. Zauważyłam znaczną poprawę kondycji skóry wokół oczu. W dodatku bardzo często można go dostać w fajnych promocjach,, np. W Super Pharm (obecnie ok. 40 zł zamiast 65 zł). Zamierzam to w przyszłości wykorzystać!


Serum – koncentrat intensywnie regenerujące Regenist


Ostatni produkt, o którym chcę Wam dzisiaj opowiedzieć to połączenie retinolu, oleju arganowego, kwasu hiakuronowego, gliceryny, wyciągu z korzenia żeń – szenia, witaminy E. To bardziej skoncentrowana wersja kremu na dzień (mamy tu już nie 17,5 % składników aktywnych, a 23 %). Serum poprawia jędrność skóry, mam wrażenie, że zapobiega jej wiotczeniu, regeneruje, nawilża i bardzo chciałabym wierzyć w to, że pobudza naskórek do regeneracji. Kiedy tak opisuję Wam te wszystkie kremy zaczynam żałować, że nie mam aparatury, która mogłaby to sprawdzić ;)). Ten produkt także możemy dostać w fajnej cenie... już za 26 złotych zamiast 76 – trzeba tylko szukać :) Przy regularnym stosowaniu buzia staje się gładsza, bardziej ujędrniona, nawilżona. Serum sprawdza się także pod makijaż i jest hipoalergiczne (zresztą jak wszystkie przedstawione przeze mnie dzisiaj produkty). 


Reasumując: seria Regenist zadowoli nie tylko panie z "wyraźnie widocznymi oznakami starzenia - to rewelacyjna dawka odżywienia, regeneracji i nawilżenia, a to wszystko sprawia, że to my powinnyśmy rozstrzygnąć czy przyszła już na nie pora (chociażby epizodycznie) czy jeszcze nie :) Produkty Dermedic to duża zawartość składników aktywnych. Świetne dermokosmetyki w niezłych cenach – tym bardziej, że w niektórych aptekach można kupić je nawet 70 % taniej. Tym bardziej zachęcam do poszukiwania i wypróbowywania! Warto! Uff! Ale się rozpisałam :-)))

13:07:00

Matka - wolnomyślicielka

Matka - wolnomyślicielka

Twoja i moja, i innych historie zaczynają się od historii Tej, która Cię sprowadziła na ten świat – od matki.
I jaka ona by nie była – z pewnością to kobieta… i czy gruba, czy koścista, ruda lub blond, to zupełnie bez znaczenia … dzięki niej na świecie pojawił się kolejny cud, a dla niej dar.

Ten cudowny dar to też Ty!

Ja Stara Kobieta będąca też Starą Matką, przy okazji corocznego Święta Matki snuć sobie będę takie luźne, alfabetyczne (jak zwykle;-)) rozważania. I nieco inne (na temat matki) niż w poprzednich latach :-)

Matka też człowiek, więc można mówić o niej różnie, bo wady i zalety ma zwyczajnie ludzkie, jak każdy inny przypisany tej nacji osobnik. Wyróżnia ją dar możliwości wydania na świat potomka.
To zaszczyt, odpowiedzialność, radość i praca na cały etat… 

Nieważne ile mamy lat, jak bardzo jesteśmy samowystarczalni, samodzielni, dorośli – jedno jest pewne – imienia matki, jej imienia nie da się wykreślić z naszego istnienia.
Do końca jej i naszych dni, zawsze jesteśmy córką jakiejś Zuzanny, czy synem innej Marii.
Nie idzie zapomnieć jej imienia, bo każdy urzędowy papierek o nim przypomina.
To jest wyjątkowe, że możesz zmienić nazwisko, wyjechać na koniec świata, zmienić zawód z kucharza na pianistę, a i tak w papierach będzie ślad, że matka to Donata, panieńskie nazwisko Truskawka ;-)


Urodziła ta matka, ale jak wprowadziła w ten świat? Czy będąc dorosłym człowiekiem chcesz pamiętać jej imię, czy wkurzasz się przy każdym przypomnieniu … a może tak „źle” pokazywała Ci ten świat przez swoje błędy czy niedoświadczenie, że Ty zapomniałeś(łaś), że jesteś jej coś winien … choćby szacunek... nie o fanfary tu wszakże chodzi … 
Stara Matka wie, że...

Aspiracje – dzieci mają prawo do zaspakajania własnych aspiracji, nie tych narzuconych przez niespełnione ambicje matki. Niech wybierają zawód, który daje im radość nie tylko pieniądze. Lepiej być szczęśliwą sprzątaczką niż niespełnioną, niedocenioną  artystką.
Błędem jest matki wielkim, wraz z narodzinami dziecka zapominać o sobie, a partnera (ojca dziecka odstawić na drugi (jak nie dziesiąty;-) plan zaraz po wielkiej przerwie między pierwszoplanowym dzieckiem). Dbałość o siebie i wspólne z partnerem potrzeby umocni więź z dzieckiem i je uszczęśliwi.... odwrotne działanie to prosta droga do końca tak pięknego początku. Nie musisz być matką stulecia... masz być szczęśliwą uwodzicielską kobietą, która potrafi przy wspólnym posiłku ze swoim facetem, pogadać o czymś innym niż kolor kupki uroczego malucha.
Cele – trzeba podsuwać dziecku. Zachęty, które mu się stworzy spowodują, że odnajdzie ono w sobie poczucie własnej wartości tak istotnej, potrzebnej do uczestniczenia w życiu wśród innych ludzi.


Dyscyplina w szeroko pojętym aspekcie życia – być musi. Ale nie zastraszająca, ośmieszająca dziecko. Zresztą wymagać matka może tylko tego, czego sama wymaga od siebie.
Emocje – od pierwszych dni życia maluszka trzeba wsłuchiwać się w jego emocje, później komentować własne i nazywać je po imieniu bez fałszywego ukrywania z pokrętnie tłumaczonej troski.
„Festina lente” pierwsze przysłowie, do tego łacińskie, które dziecko powinno sobie przyswoić … jeśli coś robimy to dokładnie i sprawnie, ale bez nadmiernego pośpiechu, który może sprawić, że czas paradoksalnie przedłuży proces realizacji … a jeśli chodzi o inny pośpiech, ten ogólny w życiu – to można przez niego wiele ciekawych i ważnych spraw przeoczyć... poza tym – w życiu meta nie jest zwycięstwem ;-)
Gadanie po ludzku – moje kochane maleństwo teraz mamusia przeczyta ci książeczkę … i mamusia czyta i odnosi do dziecka jak do rozumnego człowieka (choć człowiek ma nieco pół metra wysokości)... żadne tam  - abububu, mniamuś, śłonećko moje(słoneczko) i inne ciaciania się.
Humanizm oznacza człowieka oczytanego, z którym można porozmawiać o efekcie motyla, historii Francji, muzyce, sztuce...wszystko co ludzkie nie powinno być dla człowieka obce. W tym celu matka podaje dziecku do ręki książkę jedną za drugą. Matka zyskuje spokój w czasie czytania dziecka i spokój na przyszłość, że oczytany człowiek jest bardzo rozwinięty: nie jest nudny, otwarty na świat, lepiej ukształtowany
Chwalenie – nie ganienie nieustanne. Nawet za drobne kroczki, małe sukcesy – chwalenie jest motorem do działania.


Internet – bez wątpienia oferuje szereg możliwości, ale to tylko narzędzie do posługiwania się nim... nie można nim zastąpić bezpośredniej komunikacji z ludźmi... matka powinna umiejętnie wprowadzić dziecko w tą internetową przestrzeń... ono nie może miłować internetu (przecież nie miłuje pralki czy kuchenki mikrofalowej;-), bo jeśli dojdzie do takiej sytuacji z aspołecznego kilkunastolatka spędzającego po kilkanaście godzin przed ekranem monitora – wyrośnie udający wszystko człowiek, którego prawdziwa myszka przestraszać będzie. Tego przecież nie chce matka.
Jestem wciąż tyle samo wart... mimo upokorzeń, zdeptania, upokarzania, obrażania przez innych – to wpojone przez matkę przekonanie spowoduje, że depresja nie chwyci jej dziecka.
Krytyka – i owszem, ale konstruktywna, w cztery oczy (TYLKO!) i wyjaśniająca dokładnie jej powody i dająca na to dowody. Następstwem takiej krytyki ma być u dziecka zastanowienie i zmiana postępowania, do której będzie ono samo przekonane... w ten sposób nie sfrustrowane, a zadowolone.
Lęki – to naturalne uczucia i są rozmaite. Potrafią paraliżować, ogłupiać, ale też dodają dreszczyku emocji w życiu i też uniemożliwiać najprostszą w nim egzystencję. Mądra matka mówiąca wprost o wszystkim, zachowuje spokój, gdy widzi pająka i w ten sposób przygotuje dziecko na rozmaite sytuacji, i nauczy kontroli tych emocji. Odczarowuje te lęki i tym samym wzmacnia osobowość dziecka. Jeśli tak się nie stanie i lęk będzie w życiu dziecka dominować, to jemu – dorosłemu człowiekowi bardzo będzie utrudniał życie w pracy, relacjach z ludźmi, przeżywaniu radośnie życia.


Łagodność połączona z cierpliwością jest odpowiednia by matka ją przekazała dziecku, wtedy ono będzie o dobrym charakterze człowiekiem. Surowa wyniosłość nikomu nie wychodzi na dobre.
Mózgi dziewczynek i chłopców rozwijają się w różnym tempie... dlatego też inaczej przychodzi matce wdrażanie ich do świata, ale bez względu na płeć każde dziecko powinno być traktowane indywidualnie wtedy dziecko będzie szczęśliwe. A bycie matką szczęśliwego dziecka to duma, a nie trud.
Nakazy i zakazy – nie nauczą dziecka wartości... tylko wytłumaczenie im reguł życia, doprowadzenia do jak najlepszego ich zrozumienia, uzasadnienia ich odpowiedniego – doprowadzi do naturalnego przestrzegania ich i kierowania nimi. Najprościej to przekazać zasadą ”Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe” i przykład za przykładem podawać.
Obowiązek główny matki, to cierpliwe, udzielanie prawdziwych odpowiedzi na zadawane przez dziecko pytania. Bez wmawiania, że dzieci przynosi dobry duszek, uciekania od pytania dlaczego czarna krowa daje białe mleko – zajmij się czymś, albo – nie mam teraz czasu, gdy córeczka dopytuje dlaczego tatuś siusia na stojąco (?)


Oswajanie – to nie lada wyzwanie, by bez wytwarzania lęku oswoić dziecko z poniesioną stratą … nauczyć, że nic nie jest dane raz i na zawsze. I jeszcze wytłumaczyć, że śmierć to jest normalna kolej rzeczy i nie należy się jej bać. W zamian podsycać dziecięcą wyobraźnię i ciekawość światem, pokazywać mu jego różnorodność. Takie wspólne zgłębianie sensu życia bez unikania trudnych tematów śmierci, religii, moralności... bez fałszu i tajemnic – sprawi, że dziecko będzie pewne siebie i w sposób naturalny przyjmowało na siebie problemy. Będąc dorosłym człowiekiem nie będzie traciło czas na niepotrzebne zdziwienia, tylko szukało rozwiązań.
Prawda (czasem bolesna, czasem wkurzająca czy wstydliwa), nie bezmyślne powtarzanie, naśladowanie innych powinna być podstawą w przekazywaniu przez matkę informacji o życiu.


Rozmowa – rozmawiaj, a nie informuj... o książkach, filmach, muzyce, której słucha Twoje dziecko i przedstawiaj swoje w tym zakresie upodobania. Zwracaj uwagę, że istnieje szeroki świat poza domem dziecka i nie ograniczaj mu dostępu do niego. 
Szacunek – dziecko nie jest Twoją własnością… okazuj mu szacunek, uznawaj jego prawo do prywatności od najmłodszych lat, a wtedy niepotrzebne mu będą nauki i lekcje etyki, będzie to dla niego czymś naturalnym by okazywać szacunek, dla wszystkich, i wszystkiego czemu należny jest on.
Troska i współczucie – dziecku należy się uświadomienie, że jest cząstką świata, o który należy troszczyć się i nie przyzwalać na rozdeptywanie przez malca mrówki… bo on taki malutki, jeszcze nie rozumie… nie rozumie? Zapamięta dokładnie, że wolno mu było zgnieść robaczka małą piąstką, co ogólną radość wywoływało. Tą samą piąstką tylko większą, przywali później swojej żonie… a może koledze... tak bez powodu, żeby śmiesznie było.


Uprzedzenia – są obecne i należy o nich rozmawiać z dziećmi, ale w sposób neutralny. A fanatyczne, ksenofobiczne wypowiedzi lub zachowania innych,  nie mają prawa pozostać bez  naszego komentarza. Dziecko od małego powinno wiedzieć, że różnice między ludźmi nie dyskwalifikują żadnej strony, a wzbogacają życie w zakresie szeroko rozumianych doznań.
Wartości – najłatwiej swoim postępowaniem firmować, co jest w życiu ważne. Więc jeśli nie jesteśmy  w stanie grać w swoim życiu fair, to nie mamy prawa złościć się na dziecko, które w dobrej wierze powtarza nasze zachowania.


Zdrowe życie – to nauczenie odpowiedniego podejścia do własnego ciała, do seksu. To nie tematy tabu… dziecko nie może być zaskoczone normalnymi życiowo sprawami. To budzi niezdrowe zaciekawienie, które jeśli będzie źle, niekompetentnie wytłumaczone może budzić strach, frustrację, albo jeszcze gorzej...
Życie jest dla nas, nie my dla życia i to powinniśmy wiedzieć od matki, która nauczy, że powinniśmy delektować się każdą chwilą tego daru... być wdzięczni, optymistyczni, pełni zapału, ciekawości i zdolności do odczuwania miłości.


Tak powinno wyglądać pokazywanie świata przez idealną matkę?
Może tak, może inaczej (?) Nie ma idealnych matek, jak nie ma innych idealnych ludzi! 
Zakładając, że matka chce żeby jej dziecko było szczęśliwe, to wystarczyłoby, aby sama żyła tak jakby chciała by jej dziecko żyło.
Ale chcieć, a zrobić (?) - to droga – wcale nieprosta.

Matka – to cały czas człowiek z własnym niebem i słońcem, to wciąż kobieta z marzeniami; żona, partnerka – z innymi niż macierzyńskie uczuciami. I ona to wszystko pogodzić musi.
A pewnego dnia budzi się i dociera do niej, że dodatkowo to babcią jest jeszcze ;-) Ale przez to nie  przestaje być lekarzem, kelnerką, dziennikarką, nauczycielką – wolnomyślicielką...
A słodkie małe dzieciaczki, które wyrastają na wielkie chłopy i piękne kobiety... nieważne, mądrzy czy głupie (świat to oceni) – wiedzieć powinni – że Matka to pełnoprawny członek społeczeństwa, ma swoje prawa i nie można jej ich pozbawiać, narzucać swoich rygorów dla swojej wygody, bo to ciągle człowiek z …. (patrz wyżej:-) , który też był dzieckiem.
Ja Stara Kobieta i Stara Matka jednocześnie, mam to szczęście być postrzegana nie tylko jako matka, ale wolny człowiek. 
Wszystkim Matkom tego życzę:-)))

13:29:00

TOP 5 produktów marki Fitomed

TOP 5 produktów marki Fitomed

Fitomed to polska firma rodzinna, która działa na rynku już od 1993 roku. W mojej łazience gości od dwóch lat. To produkty, którym ufam. Produkty, które zazwyczaj mnie nie zawodzą. Oczywiście jak w przypadku każdego producenta - jedne lubię bardziej, a drugie mniej. Dzisiaj chciałabym powiedzieć Wam kilka słów - o pięciu najlepszych jak dotąd przeze mnie przetestowanych :) 

Fitomed to marka kosmetyków, która w swojej ofercie posiada wiele naturalnych i ziołowych produktów. Jest bardzo często zalecana przez dermatologów dla osób z problemem wrażliwej skórze.  Wśród ich kosmetyków możemy znaleźć coraz więcej takich, które odpowiadają na potrzeby różnych kobiet, zmagającymi się z rozmaitymi problemami. To co dodatkowo cenię w tych kosmetykach oprócz ich świetnego działania... to ich dostępność (tak naprawdę każda zielarnia posiada ich produkty w swojej ofercie) oraz ceny. Za te  dobrej jakości, niepodrażniające i przede wszystkim świetnie działające bardzo często zapłacimy tyle co za produkty napakowane chemią, drogeryjne, uczulające. Kiedy mam wybór - zakupić w drogerii stacjonarnej za 10 zł żel do demakijażu, który podrażni moje oczy, nie poradzi sobie z makijażem... będzie mało wydajny... a kupić żel Fitomed, w tej samej cenie, działający jednak diametralnie odmiennie (o czym przeczytacie za chwilę ;)) - wybieram oczywiście Fitomed :))) 

Kochane! Kolejność prezentowanych produktów jest zupełnie przypadkowa (po kliknięciu na nazwę - przeniesiecie się na ich stronę :))


To krem polecany do cery trądzikowej i z wypryskami - uwielbiamy przez moją córkę. Bardzo pomógł jej w najgorszym okresie zmagań z trądzikiem - zapobiega powstaniu wyprysków, wspomaga ich gojenie, reguluje wydzielanie sebum, a przy tym nie wysusza skóra! Wręcz przeciwnie - nawilża, dodaje miękkości, zostawia satynową warstwę. Serum nie powodowało także u niej uczucia ściągnięcia. Za 15 ml trzeba zapłacić ok. 24 zł (w cenie regularnej), jednak... to koszt co najmniej miesięcznej kuracji.  Jest ogromnie wydajny! Wystarczy odrobina do pokrycia całej twarzy (powinno nakładać się cieniutką warstwę). Możecie nie wierzyć, ale Ala widziała poprawę już po pierwszym użyciu... ja patrząc na nią także ;) 


Cudowne do demakijażu! Nie zatyka porów, posiada lekką konsystencję, jest ogromnie wydajne. Rewelacyjnie radzi sobie z podkładem, pudrem, tuszem... dokładnie oczyszcza skórę, a przy tym nawilża. Śmiało mogę stwierdzić: Nigdy nie miałam lepszego produktu do demakijażu. Za ten niezwykle wydajny "wynalazek;-)) do demakijażu obecnie trzeba zapłacić ok. 12 zł (200 ml) (w regularnej cenie). Dozownik z pompką jest dodatkowym atutem ;) 


Najdroższy produkt z tej genialnej piątki, ale... naprawdę warty swojej ceny. Za 100 ml trzeba zapłacić w regularnej cenie ok. 37 zł, jednak to jedyny balsam po, którego aplikacji... naprawdę widziałam efekty. Bardzo dobry efekt ujędrnienia, genialne nawilżenie. Świetnie się wchłania, nie pozostawia lepkiej skóry. Regularnie stosowany w bardzo dużym stopniu poprawia wygląd skóry: jej nawilżenie, napięcie, elastyczność, gładkość. Antycellulitowo - ujędrniające cudo!


Z jednej strony uwielbiam go, a z drugiej strony... nie znoszę ;) Kiedy już się w niego zaopatrzę... jest, jest i jest... nie chce się skończyć... to najwydajniejszy i najlepszy żel jaki dotychczas stosowałam. Wystarczy ilość jak główka od zapałki do dokładnego oczyszczenia całej buzi. To delikatny, świetnie oczyszczający preparat - mega wydajny, łagodny. Za 200 ml trzeba zapłacić ok. 12 zł. Ta kwota w stosunku do ilości aplikacji, na które ten żel wystarczy... jest naprawdę niska :) 

Mój krem nr 5 arganowy przeciwzmarszczkowy do cery suchej i dojrzałej

Pięknie napinający, odświeżający, wygładzający i nawilżający skórę krem :) Cudownie działa, tworzy coś na kształt rusztowania twarzy. Dzielnie służył mi przez długi czas (może to wspólna cecha kosmetyków Fitomed - ta ich wydajność?). Cena - nie ukrywam: jest dosyć wysoka(jak dla kogo;-)), bo to 33 zł, ale to naprawdę świetnej jakości preparat, który wspomaga nas w walce z czasem ;) 

To piątka preparatów, które najbardziej zapadły mi w pamięć, chwyciły mnie za serce w ciągu ostatnich dwóch lat poznawania kosmetyków. Stałam się bardziej świadomą konsumentką. Wiem czego oczekuję od kosmetyków i wiem, które dobrze na mnie wpływają, do których chcę wracać...  Do tych jak te przedstawione powyżej:-) 

18:10:00

Ludzie to dziwni są...

Ludzie to dziwni są...

Jestem Funia... moja Pani mówi, że najpiękniejsza kotka jaką widział świat. Muszę stwierdzić, że zgadzam się z nią. Moje białe puszyste futerko, piękne wyraziste oczy i mruczenie daleko cudniejsze niż ta muzyka z grającego pudła – niejednego już urzekła, co odwiedził Panią. Dlatego nie rozumiem, dlaczego na zwiedzanie tego świata, a przede wszystkim na pokazanie mnie temu światu - moja Pani zostawiła mnie w domu. A właściwie u sąsiadki, którą nazywa przyjaciółką jak piją razem to coś czarnego i wlewają w to białe, czyli śmietankę. Bardzo ją lubię (śmietankę;-)), ale Pani mówi, że to dla mnie niezdrowo i daje mi taką inną specjalną dla kotów... (tfu!)

Wracając do tej przyjaciółki, to jak Pani nie pije z nią tego pachnącego czarnego (kawą to nazywają) tylko robi to ze swoim Panem, co z nią sypia na tym wielkim łóżku (na który wstęp mam wzbroniony... chyba, że Pana nie ma:-))... to wtedy o niej mówi „ta głupia flądra”.
Trochę nie rozumiem dlaczego, bo kiedyś dostałam do zjedzenia taki płaski kawałek, lekko śmierdzący, choć całkiem dobry… i wtedy Pani też mówiła, że to flądra.

Ludzie to dziwni są ...

A w ogóle to Pan niby Pani przytakuje, Aneczko-koteczko do niej mówi. Ale jak Pani nie ma w domu to przychodzi do Pana taka mała i czarna na głowie. I z Panem robi dokładnie to co sroczki na drzewie w ogrodzie… tarmoszą się i z dzióbków spijają sobie coś (śmietankę? miodek? Nie wnikam w to!). A jak Pani nagle przychodzi, bo wcześniej wróciła z tego, co nazywa konferencją… to czarna bierze te akta, co je wcześniej przyniosła i mówi, że po nie przyszła właśnie. Wtedy Pan lekko się czerwieni i mówi, że ta sroka - bałaganiara, to niedługo głowy zapomni i uśmiecha do Pani. A  przedtem ową bałaganiarę nazywał swoim misiaczkiem i szczęściem, a o Pani mówił „ta stara małpa i zołza”.
Pani go uspokajała i … dobrze już, dobrze rybko, nie denerwuj się  -  do Pana się zwracała.
Zupełnie nie rozumiem... ślepa jak kret ta moja Pani

Ludzie to dziwni są …

Tak więc  Pani zostawiła mnie u tej przyjaciółki, flądry głupiej (wcale nie śmierdzącej, a już na pewno nie płaskiej)... przeniosła do niej moją toaletę i zabawek parę, choć zapomniała o gumowej myszy... a niech tam. Dała papierek, który przykazała wymienić dla mnie na jedzenie, głasnęła mnie po brzusiu (tylko nie po brzusiu... dopiero jadłam... a w ogóle nie w takiej sytuacji... dostanę wzdęcia... zresztą i tak wolę za uszkiem - to bardziej eleganckie) i tyle ją widziałam. 

Dom był malutki, zawalony książkami, szpargałami i kwiatami, ale innymi niż u mojej Pani. U mojej Pani rosną kwiaty za drzwiami, w ogródku, a nie na półkach  i szafach.
Ciekawe czy można je będzie podgryzać? 
Bo kocimiętki, ani owsa, tymianku, które rosną na moim ogródku tu nie uświadczysz...

Coo? - moja toaleta na tym gorącym cementowym balkonie?
Z drugiej strony tyle okien, a w oknach ludzie... będą mnie podglądać?
Zero intymności...
Na razie się dowiedziałam, że nie wolno: wskakiwać na stół, na szafy, huśtać na tej białej szmacie, co zasłania okno, a przy okazji słońce, wchodzić na sofę i drapać fotela... Wolno: jeść z miseczki w tym małym pokoiku, gdzie woda kapie z kranu i śliska jest podłoga… a leżeć na kocyku, w który wkręcają się pazury... a kocyk w korytarzu między butami, na których błoto i za przeproszeniem psie g...o, do nich przyklejone.

Ludzie to dziwni są…

Dlaczego sami się tam nie położą i kto widział jeść w miejscu, gdzie inni k...ę robią i jeszcze moczą się cali. Ja nie znoszę moczenia futerka… owszem czesanie lubię, ale tylko miękką szczoteczką … miauu... lubię pomarzyć.
Ludzie to dziwni są...
Tymczasem muszę się tu jakoś zainstalować.
Ale nic, spróbuję dobrocią i migdaleniem się … nic tak nie działa na ludzi jak słodzenie im.
Wskoczyłam na „przyjaciółkę flądrę” jak siedziała w fotelu
- O matko! - krzyknęła
Jaka ja tam matka... Funia jestem ... coś jej się poplątało.

Ludzie to dziwni są…

Ale nic, spokojnie rozłożyłam się na jej kolanach, wtuliłam w ten szorstki materiał i zaczęłam mruczeć przyjaźnie... czułam jak rozgrzewają się jej kolana i czułam już, że jest cała moja. Odłożyła  te zakurzone papiery i palcami  zakończonymi kolorowymi pazurami zaczęła mi głaskać futerko...
Tylko nie pod włos, nie pod włos... miaaałłłł!!!
Uff... nareszcie … zrozumiała... ciekawe czy jakbym pazurami jej grzywkę z przodu do tyłu zagarnęła to byłoby jej miło (?)

Ludzie to dziwni są...

Już zrobiło się na nowo całkiem sympatycznie, ciepełko mi przeszło przez ciałko, aż … aż zza drzwi doszedł  niski głos...
- Zosiu! Gołąbeczko! Jestem!
Ten głos mnie przestraszył, musiałam wyciągnąć pazurki i lepiej schwycić się kolan Pani przyjaciółki, która chyba jest Zosią i gołąbeczką , a nie flądrą... 
- Auu – syknęła Zosia. Chyba za mocno do niej przywarłam (?)
Niski głos należał do wysokiego, jeszcze wyższego od Pana „starej małpy - zołzy”… sorry … mojej Pani ...wszystko mi się ze strachu miesza.
- Co ten sierściuch tu robi?
- (Chyba „sierściucha”, bo ja jestem ona) – przemknęło mi przez główkę.
- Ania wyjechała (to o mojej Pani) i nie miała gdzie jej zostawić? - tłumaczyła się flądra Zosia i przycisnęła mnie mocniej. (Chyba chciała mi dodać otuchy(?))
Wtedy poczułam wyraźnie te same perfumy, którymi skrapia się moja Pani... pięknie pachną.W końcu produkują je „Coty” ;-))
W tym momencie Zosia zyskała moją przyjaźń, bo przywołała moje wspomnienia.
Taka rozkojarzona straciłam czujność i ni stąd ni zowąd poczułam jak moje futerko na grzbiecie odchodzi od skóry... poczułam się jak w zatrzasku. Nieoczekiwanie z przyjaznych mi kolan zostałam uniesiona na wysokość zwisającej z sufitu lampy... i naraz zaryłam przednimi łapkami w twardą posadzkę. Pupa przez chwilę jeszcze  czuła powietrze... plask... leżałam przy białej szafce.
- Cchiałł – zawyło mi się z przykrości.
Spojrzałam do góry. Wielki z czarnym pod nosem wąsem i bródką (jak u kozy Frani, co mieszka za płotem mojego ogródka) nachylał się nade mną i syczał (jak wkurzony stary kot... choć wyglądał jak wyleniały wilk, bo trzy włosy miał na głowie;-))... tu jest twoje miejsce!
- Pawle tak nie można, ona jest grzeczna i czysta... wytrzymasz parę dni – to Zosia zabeczała jak oblekana ze skóry owca.
- Parę dni, czy ci rozum odjęło, małpiego dostałaś, żeby tu kłaki mi się po domu turlały i śmierdziały??? Jak cię namówiła ta krowa na łyżwach (to chyba o mojej Pani), że tego kołtuńca wzięłaś do naszego domu... na pewno ma robaki - koto-wilk był wściekły jak pies (tutaj przepraszam przemiłego pitbula, który jest Panem sąsiada mojej Pani i mieszka z drugiej strony ogródka... czasem mnie trąca swoim zimnym nosem, a mnie w tym momencie gorąco się robi, że taka przyjaźń nas łączy)
Zaczęła się niezła jatka … Paweł koto-wilko-pies wył, a Zosia gołąbeczka i owca w jednym, gruchała, meczała i kuliła jak zastraszony zajączek... jednako chwilami prostowała i wydawała z siebie dźwięki jak malutki lecz głośny ptaszek - derkacz.
- Jaką trzeba być świnią by tak się zachowywać? – Zosia pytała i rzucała iskrami z oczu pełnymi jadu jak u żmii.
Uch...
Absolutnie już nic z tego Zoo nie rozumiałam... uciekłam do swojego ogródka i tam żywiąc się czym się dało, przesypiałam noce w piwniczce (było otwarte okno) jakoś do powrotu Pani doczekałam (przynajmniej spokój miałam; nie lubię tłoku :-))

Ludzie to dziwni są ... chełpią się tym, że rozumni są i wartości mają… i od zwierząt lepsi i ważniejsi są. A ciągle do nich nawiązują, czasami przypominają.
Ludzie to dziwni są… nie rozumieją, że stosunek do innych ludzi, do zwierząt, do moralności, do natury, empatia, uśmiech mogą jedynie nadać im wymiar ludzkości. 



13:03:00

Sposób na chleb bezglutenowy

Sposób na chleb bezglutenowy

Staram się unikać pieczywa - szczególnie tego zwykłego, "pszennego". W mojej kuchni często natomiast gości chleb wieloziarnisty. Istnieją jednak takie potrawy, do których wieloziarnistych chleb, w stylu "ziarno w ziarno" nie pasuje. Wtedy idealnie sprawdza się smaczny, chleb bezglutenowy. Dlaczego bezglutenowy? Uważam, że nie warto dostarczać sobie niepotrzebnych dawek glutenu, a poza tym... chleb bezglutenowy także jest smaczny - dla bezglutenowców natomiast niezbędny. 

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam trzy chlebki marki Schar, które były tak smaczne... że wciągnęłam je tak szybko, iż... nie zdążyłam ich porządnie sfotografować.... mam nadzieję na wybaczenie. Żeby nie było nudno... przedstawię Wam trzy chleby i trzy pomysły na zdrowe, i orzeźwiające pasty. 

Zaczęłam sama robić pasty w momencie, gdy w lodówce znalazłam gotowy hummus, który otworzyłam dwa miesiące wcześniej i potem jakoś mi umknął... w ciągu dwóch miesięcy nie stało się z nim kompletnie nic... wyobrażacie więc sobie jak musiał być naładowany chemią... od tego momentu gotowym pastom mówię stanowczo "nie!". Pasta przygotowane własnoręcznie w lodówce może przetrwać 3 - 4 dni. Jest o wiele smaczniejsza, zdrowsza... i tańsza. Przy zmniejszeniu kosztów pasty można zainwestować w bezglutenowy chleb ;) 

Wypróbowałam trzy chlebki: 
  • Pan Blanco - biały, krojony chleb, bez glutenu, skrobi pszennej, laktozy, mleka, jaj, konserwantów.
  • Pan Rustico - chlebek w którym znajdziemy soję, sorgo, siemię lniane, płatki prosa, płatki jaglane... stworzony na zaczynie z mąki ryżowej. Bezglutenowy odpowiednik chleba wiejskiego :) 
  • Pan Multigrano - mięciutki, biały, krojony chlebek z siemieniem lnianym, nasionami słonecznika i prosa. 
Wszystkie były PRZEPYSZNE! 

Mam dla Was trzy propozycje zdrowych past na chleb :) 

Pasta z zielonego groszku: 
  • 1 puszka groszku konserwowego (ok. 2 zł) 
  • 1 łyżeczka suszonej bazylii
  • 1 łyżeczka ziół prowansalskich
  • 1 pęczek zielonej pietruszki (ok. 2 zł)
  • 3 ząbki czosnku
  • 2 łyżki jogurtu naturalnego 
  • sól (u mnie himalajska) 
  • pieprz kolorowy 
Odcedzamy groszek, wszystkie składniki ze sobą miksujemy... i zajadamy ;) 

Pasta z białej fasoli z suszonymi pomidorami: 
  • 1 puszka białej fasoli
  • 100 gram cebuli
  • 2 ząbki czosnku
  • odrobina oleju do smażenia
  • pieprz kolorowy
  • sól 
  • ostra papryka
  • bazylia
  • 8 suszonych pomidorów
  • 6 łyżek oleju z suszonych pomidorów
Cebulę i czosnek kroimy, przysmażamy na patelni. Odstawiamy do ostygnięcia. Fasolę przecedzamy - wszystko razem miksujemy i doprawiamy do smaku przyprawami :) 

Pasta - smalec? 
  • 1 puszka białej fasoli
  • 2 cebule
  • 4 liście laurowe
  • 4 suszone śliwki
  • 3 x ziele angielskie
  • 3 x jałowiec
  • 3 x goździk
  • 2 łyżeczki majeranku 
  • łyżka sosu sojowego 
  • sól
  • pieprz
  • odrobina oleju do smażenia
Kroimy cebulkę, przysmażamy wraz z liśćmi laurowymi, zielem angielskim, jałowcem i goździkami. Dodajemy majeranek. Gdy cebulka będzie złota, wyjmujemy liście laurowe, ziele angielskie, jałowiec, goździki. Pozostawiamy do ostygnięcia. 

Odcedzamy fasolę. Dodajemy przestudzoną cebulę, sos sojowy, pieprz, sól, ok. 50 ml zimnej wody, śliwki. Miksujemy do uzyskania pożądanej przez nas struktury - fajnie jeśli pozostaną wyczuwalne kawałeczki śliwek i cebuli - wszystko zależy jednak od naszej preferencji. :) 

Smacznego!
Dodam jeszcze, że wypróbowałam te pasty(chlebki sama wcześniej pożarłam;-)) na kubkach smakowych moich gości i oni byli zachwyceni, a nie należą do ludzi, którzy z grzeczności(źle pojętej;-)) zachwycaliby się nieszczerze.

19:13:00

Ciągle idę...

Ciągle idę...

1 maja to już dwa lata jak idę z Wami. Piszę o moim pojmowaniu świata, przedstawiam zdjęcia z mojej zabawy z modą, opisuję kosmetyki, których używam, „chwalę” się tym co piję i jem… a przede wszystkim dzielę radością z faktu, że żyję i mam też sposobność poznawać Was. Po pierwszym roku stosunkowo łatwo mi było wymienić każdą z Was i każdej z osobna podziękować za bycie ze mną.

Teraz wymienie wszystkich zajęłoby mi ze trzy strony, a jeszcze nieopatrznie bym kogoś pominęła i przykro by było… bardzo!

Dlatego chcę, żebyście wiedziały, że wszystkie Was podziwiam szalenie i każdej „zazdroszczę” w tym dobrym ujęciu, że: tak pięknie rysujecie, malujecie, macie pomysły na niebanalne kartki, haftujecie niezwykle energetyczne obrazki, kroicie i szyjecie, różne cuda projektujecie. Niektóre odnajdują się w swoich ogrodach, gotowaniu, pieczeniu ciast, podróżowaniu po świecie, fotografowaniu, opowiadaniu o dzieciach, o swoim oglądaniu świata, pokazywaniu mody, namawianiu do dbania o siebie poprzez przedstawianie różnych kosmetyków. Bardzo przeżywałam śmierć córki jednej z Was, a także kłopoty zdrowotne innej oraz problemy przeróżnej natury, o których pisać nie będę z szacunku do Was i tych trudnych spraw.

Mimo swoich spraw, życia nie zawsze z górki – znajdowałyście czas by zajrzeć do mnie, nawet zostawiałyście komentarze. Dzięki wdzięczne za to! To dzięki Wam wciąż idę, pnę się po linie chociaż wciąż cieńsza jest, płynę łódką choć lekko dziurawa, trzymam jak liść gałęzi drzewa choć wiatr usiłuje mnie zmieść, płynę choć prądy zakłócają mi swobodny ruch, biegnę choć ból trzeszczy, że uszy słuchać nie mogą :-) I piszę choć chochlik psuje mi sprzęt jeden po drugim, dodaję zdjęcia choć pogoda płata figle, a aparat mu wtóruje … i piszę choć myślę, że? Że to już było i to (?!) I obawiam by Was nie zanudzić. Ale z drugiej strony (?) tak myślę, że nie można zanudzić się motywacją do życia, gloryfikacją go, udowadnianiem, że jest największym darem.

Bo motywacja jak jedzenie, picie i mycie potrzebna jest każdego dnia. (Ach jak się pięknie umiałam usprawiedliwić :-))

Są tematy, takie jak polityka, choroby,  religia, których nie poruszałam.
Polityka – mówił mi tato – to brudna gra, w której nie ma wygranych, a życie to nie wymiana dyplomatycznych not, to prywatny dramat – tragedia zasad, komedia omyłek i akcja; akcja, i pasja (w nie najlepszym ujęciu).

Ja, Stara Kobieta uważam, że im mniej polityki tym więcej wolności. Niezależnie od tego czy uznać politykę za fałszywą grę, czy świński interes - to dla tych, którzy ją uprawiają (choć nie znoszę tego słowa , bo „uprawiać” to można rolę, ale nie wiem jak to inaczej zapisać (?)) jest to zwykle kokosowy interes. A moralność, etyka? Co z tego, że przyjdą jakieś rozliczenia (albo i nie)... niezależnie od polityki, każdy swój płot sam pomalować musi – tu nie ma kompromisów. Polityka w zamierzeniu ma realizować cele, które służą innym... niestety dla większości jest to tylko gra, na której można zarobić. Cynizmu, miałkości, hipokryzji, bezczelności, despotyzmu, nurkowania w szambie – o nie! Tego nie znoszę! Polityka to bardzo rozległy i kontrowersyjny temat, i tak już zbyt wiele w tej wzmiance poświęciłam mu czasu.

Choroby – zbyt dużo smutnych konsekwencji pozostawiają w ludzkiej naturze bym pisać o nich spokojnie mogła. Każdy na coś cierpi i nie chcę tego rozdrapywać... wiem jedno, w żadnej sytuacji nie wolno się poddawać, tylko walczyć. Trzeba kierować się myślą, że na wojnie tylko najdzielniejsi dostają trudne zadania i dlatego my dostaliśmy zadanie by walczyć z chorobą. Potraktowanie siebie jako kogoś wyjątkowego, w tym właśnie momencie da o wiele więcej niż zadręczanie się pytaniem: dlaczego my?

Religia – odpowiem słowami Seneki Młodszego „Dla ludu religia jest prawdą, dla mędrców fałszem, dla władzy użyteczna”, a dla mnie Starej Kobiety to jest bardzo indywidualna, delikatna, wręcz intymna sprawa i nie będę o niej pisać. Są obszary i granice, których nie należy przekraczać… choć wolno o wszystkim mówić, ale warto też mieć umiar. Czasem milczenie więcej niż słowa znaczy.

To idąc ciągle jeszcze, o czym pisać  dalej zamierzam?
W dalszym ciągu o życiu, jego tajemnicach, o organizowaniu sobie go w taki sposób by każda chwila była w nim ważna.
Każdy człowiek chociażby najskromniejszy jest bardzo istotny dla świata... jego życie nie zamyka się jedynie w dacie urodzin i śmierci. Jego życie to przeszłość – historia i teraźniejsza chwila ta najważniejsza i przyszłość, która może być różna, zawsze niewiadoma. To jest ślad, który wszyscy zostawiamy w naszych dzieciach, w naszych twórczych dziełach.

Te dwa lata, dzięki Wam pozwoliły mi na nowo odkryć świat, zrozumieć, że nie ma rzeczy niemożliwych – można wiele osiągnąć tylko trzeba mieć odpowiedni potencjał determinacji. 
Wy ją wykazujecie w swoim działaniu mimo przeciwności, które Was spotykają… pokazujecie, że w ograniczonym czasie potraficie zrobić wiele wspaniałych rzeczy… nie marnując ani chwili.

Jestem szczęśliwa, że mogłam poznać tak wiele pasjonatek i pasjonatów, których nie powalają porażki i, którzy wiedzą czego chcą… wiedzą po co są na tym świecie.

Dziękuję za wszystkie wyrazy serdeczności, które dodawały mi radości... za słowa nadziei, które pozwoliły mi przetrwać... za uśmiechy, które wyzwalały we mnie muzykę, podrywały z fotela i śpiewały mi w głowie najpiękniejsze muzyki... za słowa uznania i życzliwości, które wzruszały mnie i dodawały wiary, i animuszu... za zrozumienie, które wiązało moje lęki i wspierało mocno...

Wdzięczna też jestem losowi tak samo za radosne chwile, które uszczęśliwiały mnie jak i za ograniczenia, które pozwoliły mi podjąć nowe wyzwania. Los jaki mnie spotyka, czasem łagodny, czasem okrutny bywa - jednak wdzięczna mu jestem, bo ciągle żyję, a żyjąc niezmiustannie mam szansę na poprawę … a błędy, które co rusz popełniam, to póki żyję cenną są lekcją (a nauki jak wiadomo – nigdy za wiele :-))

Jestem wdzięczna za wszystko co mam … nie oczekuję nie wiadomo czego …
Niczego ze swojego życia nie usunę, nie wymażę, nie zmienię – to co było – dobre czy złe – to  mnie ukształtowało, a teraz? Teraz czuję się silna i  tą siłą chcę podzielić się z Wami... wszystkimi.

Również, a może przede wszystkim z tymi, którzy trochę nadąsani są na ten świat i mocno skoncentrowani na tym czego  nie mają.
Świat nie jest idealny. Pełno w nim zazdrości, kłótni, samolubności, podziałów, bezsensowności, które prowadzą do niepotrzebnego bólu i straty czasu … czasu, który jest jeden, więc wykorzystać go trzeba jak najcudowniej. 

Tak by ciekawska młodość była rozwijająca i szczęśliwa, a doświadczona starość nagrodą, a nie cierpieniem, za to, że się żyło.

Ja, Stara Kobieta – malutki kamyczek – rozpoczynam trzeci rok pisania i dalej, właśnie swoim pisaniem namawiać będę by dążyć do tego lepszego świata. W dalszym ciągu będę chwalić życie i tępić chamstwo, łajdactwo, głupotę, bezrefleksyjność.

Zaczynam od siebie (taki skromny początek ;-))… nie dołożę swoich śmieci do śmieci sąsiada (choć mnie korci :-)) wystawionych przed drzwi (samych już nieco po schodach schodzących;-)) - wyniosę mu je :-)))  Dla mnie to żaden kłopot, a on? Może coś zrozumie albo uwierzy w krasnoludki :-)))




 


10:01:00

Nawilżenie dla ekstremalnie suchej skóry?

Nawilżenie dla ekstremalnie suchej skóry?
Fitomed to marka, której ufam i którą bardzo cenię. Sięgam po ich kolejne kosmetyki.. i z reguły - nie zawodzę się. Tym razem zdecydowałam się na wypróbowania produktów do cery bardzo suchej i suchej. Chciałam zafundować swojej skórze dawkę porządnego nawilżenia... jednak przyznaję bez bicia, że produkty, o których opowiem Wam dzisiaj - nie stały się moimi hitami, jednak skład szczególnie jednego z nich zachwyca. Na ich niekorzyść działa to, że na mojej chyba nie dość (dzięki Bogu) przesuszonej skórze twarzy pozostawiają film. Jednak wklepane w bardziej suchą skórę ud... wchłaniają się ekspresowo, nie pozostawiając go. Jeden z nich stosowałam, więc jako opatrunek np. na spiechrznięte zimą usta. 


Mój krem nr 4: bezwodny regenerujący do cery bardzo suchej

W jego składzie znajdziemy jedynie cztery produkty: olej z awokado, olej z kiełków pszenicy, masło shea i masło kakaowe. To krem polecany przez producenta do regeneracji bardzo suchej skóry, stworzony z myślą o wsparciu leczenia skóry popękanej, łuszczącej się, z odparzeniami i podrażnieniami. Jego naturalność i tłustość (spowodowana tym, że jego bazę stanowi olej) idealnie nawilżała najbardziej suche obszary mojego ciała - usta, łokcie, pięty, dłonie, uda. To była dawka porządnego nawilżenia i natłuszczenia. Mimo, że kremik nr 4 nie stał się moim hitem - będę go bardzo miło wspominała i nie wykluczam, że jeszcze kiedyś do niego wrócę:) 


Mój krem nr 1: odżywczo - regenerujący do cery suchej

Tu już ze składem jest troszkę gorzej, ale jego podstawę stanowi hydrolat różany, dalej znajdziemy między innymi masło kakaowe i olej z kiełków pszenicy. Jeśli chodzi o ten produkt: nie zostało określone ile musisz mieć lat, żeby móc zacząć go stosować ;) Zmagasz się z suchą skórą? Wypróbuj go. To tłusty krem, który sprzyja równomiernej opaleniźnie. Ten kremik z racji tego, że jest tłusty (a nie bardzo tłusty jak ten poprzedni) lepiej się wchłania i nie pozostawia na tak długo filmu na buzi :) 

Warto pamiętać o tym, że oba te kremy ze względu na dużą zawartość masła kakaowego, wraz ze zmianą temperatury mogą zmieniać swoją konsystencję. Zimą zaskoczyły mnie swoją twardością - obecnie ich aplikacja jest o wiele łatwiejsza :) 

Teraz gdy słoneczko  oprócz wprowadzenia radości w naszą duszę, chciałoby wysuszyć naszą skórę - oba te kremy mogą stać się nieodzowne!

Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger