08:10:00

Co zabieram do sanatorium - inaczej

Co zabieram do sanatorium - inaczej


Ciasny ten świat, mój świat, żeby pomieścić wszystko, co zdarza się w nim.

Ale teraz zmiana planu. Do sanatorium wybieram się. W celach rozwodowych. Z panem B.* mam zamiar definitywnie rozstać się i to nie separacja ma być, tylko orzeczenie definitywne rozwodu... Choć bez orzekania winy może być... Byle szybko... "Zjeżdżasz pan, bo ja chcę jeszcze spokojnie, bez obecności pana, żyć". Oczekuję, że ten 21-dniowy proces załatwi sprawę, po myśli mojej.

Teraz troską moją jest, co zabrać ze sobą na ten czas. Wtedy, jak już skończy się, to ja wrócę cała nowa i uzdrowiona.

Poradniki internetowe radzą, by zapakować kapcie, bieliznę i jakieś dresy na przebranie, by na ćwiczenia rehabilitacyjne były, plus tam coś na przebranie innego, bo to w końcu 21 dni.

Mam zamiar zmienić ten stereotyp.

I pamiętając oczywiście o środkach czystości, higieny, kremach na zmarszczki oraz na skóry nawodnienie, oraz niezawodnej czerwonej pomadce...

Zabieram przede wszystkim to, co mam w genach: dystans do siebie, bo jadę, by zdrowie odświeżyć, nie garderobę. A jak się komuś to nie spodoba, no to będzie miał swój własny problem.

Cierpliwość do innych i do czasu, i do wszystkiego, na co wpływu mieć nie będę miała.

Poczucie humoru mam w sobie cały czas i ono ratuje mnie każdego dnia, bo na chamstwo świetnie reaguje, na niekompetencję i na złośliwości i wścibstwo co poniektórych. Śmiech to najlepsze lekarstwo na wszystko. Smucenie się nad obwisłymi ramionami nie sprawi, że one nagle naprężą się w sobie i 20 lat im ubędzie. Obśmiać tę galaretę i coś fikuśnego złożyć, by inni nie domyślili się, że tam pod spodem żelatyny brakuje, co by to wszystko trzymała w kupie.

Otwartość na nowe znajomości, bo to od innych wiele możemy się nauczyć. A nigdy nie wiadomo, jaką rolę ta nowa twarz może odegrać w naszym życiu, które tak poplątane jest.

Pokorę wobec swojego ciała, które nie wiadomo kiedy tak zmieniło się, że oglądając je w łazience, kiedyś przypadkowo powiedziałam do niego, ciała mego: „Co pani tu robi, w łazience mojej? Tu ja młodsza od pani trochę, to ja tu mieszkam” – zbulwersowana wypaliłam.

W moment zorientowałam się, że? Gadam sama do siebie. Szybko oblucji dokonałam i w lustro po raz wtóry nie spojrzałam.

Pod kołderką delikatnie głaskałam i mówiłam: „Jakie jesteś miękkie, ciałeczko moje, chyba przez ten upływ czasu zmiękczone...”

Wdzięczność, że jeszcze o własnych siłach jechać mogę i przygodę jakąś zaliczyć mogę.

A w tym czasie niejedni zatęsknią, a ja wolna będę i jedynym moim obowiązkiem będzie, pójść na nowego prezydenta zagłosować.

Mam nadzieję i ją też zabieram, że jęczenie zza moich drzwi kogoś zastanowi i może pomyli się i pogłoskę taką tu i tam poniesie, że to jęczenie to przez to, że ja często uprawiam seks... a nie usiłuję zapiąć zamek z tyłu lub zmieniam na inne kolorowe (bardzo modne w tym roku) skarpetki.

Z takim nastawieniem to będzie udana podróż i przebywanie w innym otoczeniu i rytuale.

Każdy dzień wam opiszę krótko na Fejsie i wrócę do pisania na blogu, bo sprawy, które teraz mnie zajmowały... zostawiam w domu.

Pan B. to oczywiście jak Pan Ból, a nie mąż... Choć wierniejszy od niego ;) 

13:48:00

SZCZĘŚCIE - pojadę cytatami ;-)

SZCZĘŚCIE - pojadę cytatami ;-)

Dla każdego szczęście znaczy coś innego. A jak raczył się wyrazić Arystoteles: "Szczęście zależy od nas samych." Epikur natomiast stwierdził, że "Przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego."

I takim przyjemnym początkiem z pewnością było pojawienie się na świecie mojej kolejnej wnuczki.

Urodziła się 6 lutego tego roku i przyniosła kolejne szczęście – dla rodziców, dziadków i... rządu naszego. Bo oto przybyła nowa obywatelka, która w przyszłości będzie mogła łożyć na tych niepokornych, co nie popierają partii swoją pracą i – o zgrozo – nie umrą przed terminem. ;-)

Dla dziadków – radość, bo przy niedzielnym obiedzie będą robić sobie zdjęcia ku pamięci. Dla rodziców – szczęście podwojone, bo dwoje dzieci to więcej miłości. A dla starszej siostry nowonarodzonej – perspektywa niezwykle miła, że nie będzie jedynaczką i w przyszłości będzie trzymać siostrzaną sztamę. A to w życiu zawsze się przyda. Wiedzą o tym jedynacy i jedynaczki – że im czas bardziej upływa, a rodziców już nie ma, to taki brat czy siostra zawsze się przyda. O ile oczywiście byli wychowani w miłości i przygotowani do życia w społeczności.


A DLA MNIE? DLA BABCI, CO SWOJEGO DZIADKA NIE MA?

Skąd to pytanie? Zadała mi je moja starsza, przeszło trzyletnia wnuczka, imienniczka zresztą – Dorotka:

  • Dlaczego nie masz, babciu, swojego dziadka do spania?
    (wyjaśnienie: dziadkowie z drugiej strony w parze są ;-))

  • Bo umarł.

  • To co, tabletek nie brał?

  • Brał, ale chyba nieodpowiednie (bo co tu dziecku odpowiedzieć? ;-))

  • To chyba lekarze się pomylili? (kontynuowała)

  • (Ja, trochę skonsternowana) – Chyba tak.

  • No tak. (pochyliła z rezygnacją główkę)

Tu można się śmiać! :-)))

Skoro sprawa się wyjaśniła, to już wiadomo, dlaczego nie mam swojego dziadka, więc mogę się wnuczkami z radością zajmować w codzienności swojej, a nie tylko na afiszach rodzinnych uśmiechem czarować.


A ŻE...

"Człowiek człowiekowi najbardziej potrzebny jest do szczęścia." (Paul Thiry Holbach)

To ja to szczęście mam teraz pomnożone.

Najważniejsze jest to, że zdałam sobie sprawę, że niczego mi nie brakuje. Że nawet jeśli czegoś nie mam, to w zamian mam coś innego. A jeśli nawet ta zamiana nie jest idealna, to:

"Można swoją radość znaleźć w radości innych – to właśnie jest tajemnica szczęścia." (Georges Bernanos, francuski pisarz katolicki)

TAK WIĘC – SZCZĘŚLIWA JESTEM!

I doceniam, że stara jestem, bo w ten sposób wiele problemów mam już za sobą. A nowe? Występują, ale za długiego żywota im nie przewiduję, bo PESEL... wiadomo... jest po mojej stronie. :-)

Zaklinanie moje uprzednie, że to tylko rząd cyfr (?) – zależy, jak na to spojrzeć. ;-)))




15:36:00

CIERPLIWOŚĆ

CIERPLIWOŚĆ


CIERPLIWOŚĆ – jest ostatnim, gdy wszystko zawodzi, kluczem do życia. To ona wzmacnia siły, ułatwia akceptację siebie i pozwala lżej znosić przeciwności losu, uwalnia od frustracji... daje nadzieję. To moją tęsknotę cierpliwość ukoiła, wzmocniła wolę do oczekiwania.

Choć z natury jestem niecierpliwa, musiałam w sobie wytworzyć umiejętność bycia cierpliwą, aby moja dusza poczuła się bezpieczna, zatrzymała na wodzy moje pożądania i stopniowo wzmacniała moją wytrwałość.

  • Cierpliwość uczy szacunku do ludzi, natury i zwierząt.

  • To wydatek energii, który się opłaca, bo zrozumiałam, że tylko dzięki niej mogę jeszcze dojść do wytyczonego celu, a może nawet osiągnąć sukces.

  • Tylko cierpliwość: do dzieci, męża, partnera, przyjaciela, koleżeństwa, znajomych, nieznajomych, rodziców, wnucząt, a także do siebie... wnosi w moją przestrzeń, mój dom – spokój i szczęście (nawet szatańskie pomysły moich bliskich, gdy mam anielską cierpliwość i wyrozumiałość... to lepiej mi z tym, niż gdy fuczę i nie rozumiem ;-)).

  • Na przestrzeni minionych lat widzę, że to cierpliwość ukształtowała mój charakter poprzez konsekwencję w działaniach. A teraz dodaje mi opanowania w oglądaniu z perspektywy swojego życia.

  • Nie ma też lepszego sposobu na wyzwolenie dobroci u ludzi niż cierpliwe im wskazywanie, tłumaczenie, okazywanie własnej cierpliwości dla ich działań (niekoniecznie zawsze odpowiednich).

CIERPLIWOŚĆ to moc, siła, która w każdej dziedzinie może się przydać. Od niej wiele zależy (zdrowie, figura, nasze poczynania wobec innych i innych wobec nas, nawet namiętności, rabatki z kwiatkami i radość ze zwierzętami). Cierpliwość to talent!

Pielęgnujmy ją! Ja ciągle się jej uczę i każdego dnia przekonuję się, jak bardzo jest mi potrzebna, choć sił, by ją wykrzesać, nie mam za dużo. Ale walczę, by to zmienić :-)

Ze spokojem znoszę przeciwności tego przestępnego roku 2024, który dla siebie samej nazywam rokiem "przestępczym", i cierpliwie czekam, aż się skończy. Wierzę, że karta się obróci, a moja wytrwała cierpliwość (podpora moich słabszych dni i towarzyszka mądrzejszych przemyśleń) zostanie nagrodzona. Wrócę do siebie wzmocniona i z uśmiechem szczęścia na twarzy :-))




14:50:00

5 WARUNKÓW UŁATWIAJĄCYCH ŻYCIE

5 WARUNKÓW UŁATWIAJĄCYCH ŻYCIE


PO LATACH DOŚWIADCZEŃ

Mogę przyznać, że z łatwością mogę wymienić co najbardziej ułatwia życie. Choć z przykrością przyznaję, że tak nie do końca się dostosowywałam, do tych rad, których wcześniej udzieliła mi moja ukochana babcia Marianna.

I. SYSTEMATYCZNOŚĆ - W KAŻDYM DZIAŁANIU...    czy to nauce, czy treningu, pracy, w takim zwykłym odchudzaniu, przyjmowaniu leków i ogólnym układaniu planu życia. Bo systematyczność, to takie narzędzie w życiu, które czasem zmienia się w rutynę (co raz przeszkadza, a raz nie)... w każdym razie prowadzi nas do wytyczonego celu. To systematyczność dodaje nam pewności siebie i sprawia, że marzenia się spełniają.

II. CIERPLIWOŚĆ połączona z systematycznością, to jest klucz do szczęścia i podpora dla naszych pozbawionych nadziei myśli. Łączy się z wytrwałością i wtedy znikają przeszkody i trudy.

III. POZYTYWNE NASTAWIENIE w systematycznym, cierpliwym pokonywaniu trudności w dążeniu do celu, to jest pakiet pełnowartościowy.

IV. SILNA MOTYWACJA DO DZIAŁANIA  by systematycznie, cierpliwie i z pozytywnym nastawieniem działać, to już tylko ciut i sukces jest.

V. ODPORNOŚĆ NA STRES, to umiejętność tak kierowania działaniami swoimi, by systematyczność, cierpliwość, pozytywne nastawienie i silna motywacja działania nie została zaprzepaszczona przez chwilowe zniechęcenie, wytrącenie nas przez kogoś z równowagi i zejście niepotrzebnie na ścieżkę boczną zniechęcenia... Bez odporności... przy załamaniu się przy malutkiej porażce... nie osiągniemy sukcesu, tylko rozczarowanie i żal nas dopadnie.

WSZYSTKO SIĘ ŁĄCZY I WPŁYW MA NA NASZE ŻYCIE. Trzeba wyciągać wnioski i tłumaczyć sobie, co jest ważne i jak realizację naszych pomysłów przeprowadzać w życiu. Jaką drogą podążać.

Przerabiam to cały czas i gdy na moment zejdę z któregoś wymienionego punktu, to już jest nie tak i czuję, że zamiast do przodu iść, to cofam się. A na cofanie szkoda czasu jest :-))



11:23:00

PUSZCZAM WODZE WYOBRAŹNI

PUSZCZAM WODZE WYOBRAŹNI

KAŻDEGO DNIA

Wyobrażam sobie różne rzeczy. Czasem ta wyobraźnia dodaje mi szczęścia i otuchy, wzmacniając kreatywność moich działań. Niestety, czasem potęguje moje lęki i odbiera nadzieję. Ma ogromny wpływ na moje życie – czasem podnosi mnie na duchu, innym razem rujnuje (tak też bywa ;-)).

ZAOSZCZĘDZĘ TU

rozważań na temat tego, jak postrzeganie wyobraźni zmieniało się na przestrzeni wieków, począwszy od starożytności, kiedy to była ona przedmiotem sprzecznych interpretacji. Arystoteles uważał, że obok prawdziwych wyobrażeń mogą istnieć również fałszywe. Platon z kolei uznawał twórczość za siłę, która prowadzi do powstania rzeczy wcześniej nieistniejących. Średniowieczni myśliciele również postrzegali wyobraźnię jako odrębną władzę duszy, dzieląc się na tych, którzy wierzyli w jej zmysłowy i receptywny charakter, oraz na tych, którzy uznawali, że wyobrażenia mają swoje źródło w boskim działaniu, jego iluminacji.

MOŻNA JESZCZE

rozważać warianty wyobraźni w XV wieku, analizując dzieła Alberta Wielkiego czy Tomasza z Akwinu, które rozróżniały fantazję i wyobraźnię. Ale wtedy ten tekst byłby jeszcze dłuższy, choć na pewno bardziej szczegółowy.

MOJE PODSUMOWANIE

jest w pełni subiektywne: bez wyobraźni życie byłoby szare, nudne, bezbarwne, a czasem nawet niebezpieczne. To dzięki wyobraźni możemy tworzyć nowe rzeczy – czasem jest ona ważniejsza niż wiedza, bo prowadzi nas na nowe ścieżki. Jednak wiem z własnego doświadczenia, że u osób wrażliwych, takich jak ja, wyobraźnia może być źle zrozumiana, co prowadzi do zranienia, a nawet depresji. Najprzyjemniejszą stroną wyobraźni jest to, że może być siłą napędową i na pewno jest warunkiem koniecznym do podjęcia jakiejkolwiek działalności twórczej.

Nasz los, nasze życie, to w dużej mierze wyraz naszych myśli i wyobraźni. Dlatego warto wyobrażać sobie tylko dobre i piękne rzeczy. Ktoś z wyobraźnią może „wyświetlić” sobie wspaniałe chwile nawet niewychodząc z domu. Człowiek o bogatym wnętrzu może zobaczyć więcej niż ten, kto odbył najdłuższą egzotyczną podróż.

To dzięki wyobraźni jesteśmy ostrożni, boimy się i w ten sposób chronimy się przed niebezpieczeństwem. Dzięki niej możemy być szpetni lub piękni... zamienić zło w dobro. Wyobraźnia czyni nas ludźmi – albo wolnymi, albo zamkniętymi w sobie.

MAM ŚWIADOMOŚĆ, ŻE MOJA WYOBRAŹNIA JEST BARDZO ROZWINIĘTA,

przez co moje sny są niezwykle pokręcone. Nie zawsze wpływa to na mnie dobrze (ale nic nie jest idealne). Ciągle wyobrażam sobie różne rzeczy... czasem doprowadzam się do rozkoszy, a czasem wprawiam w rozterki, gdy nie potrafię nad nią zapanować. W takich chwilach wyobraźnia ciągnie mnie w złą stronę i niepotrzebnie się denerwuję ;-) Staram się z tego jak najszybciej wyjść, bo jestem wdzięczna za to, że wciąż mogę cieszyć się życiem... wolę wyobrażać sobie bułkę z szynką niż całkiem suchą. Cieszę się, gdy moja wyobraźnia działa pozytywnie, a nie skłania mnie do smutnych refleksji :-)

TO DZIĘKI WYOBRAŹNI

rozwija się moja kreatywność, pomysłowość, moja dusza artystyczna rozkwita, a serce śpiewa. Dzięki niej mogę malować swoją rzeczywistość, ubierać ją w kolorowe szaty... takie, jakie chcę. Mogę być spontaniczna, inspirowana do fajnych działań lub wyciszać się... wszystko zależy ode mnie i od tego, w jakim kierunku poprowadzę swoją wyobraźnię. Czy się uraduję? Czy zasmucę bardziej?

Dzięki wyobraźni mogę podróżować, nie ruszając się z domu, a także być z kim chcę i kochać, kogo chcę ;-) Jest moją siłą napędową, gdy dobrze nią kieruję – wtedy czuję się, jakbym była najbogatszą osobą na świecie. Gdy jednak nie nadaję jej właściwego biegu, czuję się biedna i słaba. Wyobraźnia jest moim atutem. Bez niej, gdybym musiała zrezygnować z jej podszeptów, byłabym nikim. Moja wyobraźnia nie chce i nie będzie prowadzić mnie w kierunku, który pozbawiłby mnie siły i mocy, jaką mi daje.

NIEZNANE JEST MI UCZUCIE ZAZDROŚCI,

które, niestety, wyobraźnia również może nakręcać. W te rejony nie wchodzę. Brak wyobraźni w tym zakresie może skutecznie chronić przed bólem i pozwala swobodnie żyć.

Wyobraźni nie można kupić w sklepie ani zamówić przez internet. Albo się ją ma, albo nie. Życie to sztuka... im więcej tchnienia wyobraźni w nie włożymy, tym lepszym może okazać się dziełem. Może to być dramat, komedia albo długa spokojna opowieść z niewielką ilością dramatycznych momentów, a przewagą radości (nudy w większości?).

WIĘC NIE BÓJMY SIĘ WYOBRAŹNI!

Gdy jest bardzo źle, zawsze możemy do niej uciec! :-)




17:46:00

SZARE KLUSKI to szczęście

SZARE KLUSKI to szczęście

JEDZENIE DLA MNIE TO SZCZĘŚCIE

Niebywała przyjemność z jedzenia do mnie zawsze płynie. Lubię dosłownie wszystko (oprócz czerniny oczywiście). Jedzenie mnie aktywuje i uśmiech na twarzy wywołuje szczery. A jeszcze jak w dobrym towarzystwie i pogawędce miłej, to już w ogóle jest pięknie. 
Relaks, odprężenie - prawdziwe szczęście :-)
Jeśli jeszcze, to nie w pośpiechu tylko tak spokojnie bez problemów z tyłu głowy, które na chwilę zostawiamy w niepamięci swojej, bo skupiamy się na jedzeniu - to afirmacja nie tylko smaczna, ale korzystna dla zdrowia i ciała i ducha. Oczywiście nie każde i nie dla każdego odpowiednie jest dowolnie wybrane jedzonko ;-)

ALE RAZ NIE ZAWSZE

Więc można zapomnieć o wysokim cholesterolu i żyłach zapchanych, bo krew zbyt gęsta. Wtedy pozwolić sobie na takie szare kluski (w niektórych kręgach żeleźniakami nazywane).
Uwielbiam je po prostu. Chociaż jako młoda inaczej niż teraz dziewczyna ;-) nie przepadałam specjalnie. Po śmierci moich rodziców i ukochanej babci, z sentymentu wróciłam do ich potraw... i? polubiłam :-))

DLACZEGO O NICH WŁAŚNIE PISZĘ DZISIAJ?

Z prostej przyczyny. Byłam ostatnio na takim jedzonku w uroczej knajpce w fajnym towarzystwie i wszystko było wspaniałe. Pozwoliło zwiększyć dopaminę w mózgu moim, podwyższyć cholesterol i pewno centymetr więcej, ale nie tam gdzie go akurat brakuje. Jednak niczego nie żałuję :-))

PRZEPIS MOJEJ BABCI MARYNI, KTÓRY PAMIĘTAM:

I sama go w mojej kuchni preferuję jest taki:

1. 1 kilogram ziemniaków surowych
2. 30 dkg ziemniaków gotowanych
3. 2 jajka surowe
4. 20 dkg mąki ziemniaczanej
5. 10 dkg mąki pszennej
6. cebulka w kostkę pokrojona i delikatnie uprażona

WIADOMO

Ziemniaki surowe utrzeć, nadmiar (według naszego uznania) soku odlać. Ugotowane ziemniaki przepuścić przez praskę. Wszystko produkty razem wymieszać i łyżką nabierać, i rzucać na wrzącą osoloną wodę. Podawać z pokrojonym w drobną kostkę wędzonym boczkiem przypieczonym na patelni oraz gotowaną kiszoną kapustą.
Najwięcej pracy kosztuje ucieranie surowych ziemniaków. Tarka musi być ostra, a na paznokcie trzeba uważać ;-)
Takie jedzonko to dużo kalorii, lecz sytość zapewniona i w mózgu radosne światełko zapalone.

PO WSZYSTKIM

Spacer, spacer i jeszcze raz spacer i dowcipem okraszone (jak kluseczki boczusiem), rozmowy :-))) 

SMACZNEGO :-)))




14:23:00

NIEFRASOBLIWOŚĆ MOJA

NIEFRASOBLIWOŚĆ MOJA


ZIEMIO, JAKA JESTEŚ CUDOWNA!

Krzyczeć powinnam. A ja przejmuję się zmianami, nie zawsze wesołymi. Z każdym rokiem, a czasem chwilą, gdy nie wszystkie wiadomości powodują radość, a bywa, że raczej łzy, zaczynam ignorować świat. Tak! Ja, która od lat prowadzi bloga i o wdzięczności nawija od ponad ośmiu lat. O wdzięczności i jej ważności dla naszej codzienności.

Jak bardzo nierozsądnie nieraz postępuję mimo wielu przeżytych dekad... Jak nieświadomie zaprzeczam sama sobie, gdy zamiast wdzięczności, będącej takim prostym darem życia, zatruwam się martwieniem na zapas, tym, co nastąpić musi, ale niekoniecznie przecież (?)

ZAMIAST

Zatrzymać się na chwilę, gdy zła wiadomość nadchodzi i cieszyć się obecną chwilą, to w rozżaleniu za tym, co było i bezpowrotnie minęło, stracone zostało już... Zamiast iść na spacer z różową parasolką w wielkim słońcu, bez kropli deszczu (tak, żeby lekko wkurzyć ;-)) sąsiadkę, która patrzy na mnie złym okiem (choć słowa z nią nie zamieniłam ;-)) to ja zasłaniam story i żadne to love story, gdy w kłębek zwinięta, solą z łez niszczę swą twarz i mózg włączam na "rozpacz".

A PRZECIEŻ

Miałam ciekawe życie (scenariusz na kilka filmów) i splątane wieloma nitkami w barwach przeróżnych... od słonecznych do tych czarnych, ale wstawałam przecież ;-) Ostatnio niefrasobliwie nie dostrzegałam rozmaitych cudów, a później wstawałam... nie ta sama już i było za późno.

NIE BĘDĘ TU WIECZNIE

Więc szybko wrócić muszę do prostej umiejętności doświadczania radości z niemal każdego powodu. Nie da rady schować się przed problemami. Wiem, czuję to, że to, jak ja patrzę na świat i się zachowuję, ma wpływ na innych ludzi... więc niech on pozytywny będzie :-)

EPIKUR

Taki grecki filozof, który urodził się około 340 roku przed naszą erą, napisał: "Nie psuj tego, co masz, pragnąc tego, czego nie masz". Jeszcze doradzał: "Pamiętaj, że to, co masz, było kiedyś tym, na co miałeś nadzieję". Później z tą opinią zgodził się Diogenes, też filozof: "Ten, co nie zadowala się małymi rzeczami, nie zadowoli się niczym".

TYLE, ŻE

Trudno jest niezwykle... nie owijajmy w bawełnę... cieszyć się z przysłowiowego słoneczka, jak zdajesz sobie sprawę, masz świadomość, że Twoje dni oglądania słoneczka są policzone i bolesne noce bezsenne w cierpieniu, oczekiwanie przeraźliwie długie. Na ten poranek ze słoneczkiem oczekiwanie, nie do końca jest nadzieją podszyte. I wyłuskać wdzięczność ciężko jest niezwykle. Znam to z opowieści osób, które zachorowały, a to na glejaka mózgu, a to inne choróbsko. Sama też bezsenności doświadczam od kilkunastu lat.

JEDNAK KIERUJĄC SIĘ MYŚLĄ

Steinbecka, że "Smutna dusza potrafi zabić szybciej niż zarazki" zaklinam rzeczywistość uśmiechem, dystans do siebie (zawsze miałam) jeszcze bardziej zwiększam. KONIEC. "Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się będzie z tym zmierzyć" :-)) A życie jest piękne, a tam po drugiej stronie pachnącej jajecznicy na masełku, posypanej szczypiorkiem - nie będzie ;-)

I POZDRAWIAM BARDZO STAREGO PANA :-)

Z autobusu. Jechaliśmy koło siebie na siedzeniach wyświechtanych, gdzie Pan nie miał śmiałości usiąść koło mnie. Gdzie indziej były miejsca wolne ;-) A ja onieśmielałam go chyba nieco ;-) Zachęciłam go dowcipem (nie powtórzę ;-)) to palnęliśmy sobie gadkę szmatkę i w ten sposób, przez kilka przystanków poznałam (przecież niecałe ;-)) życie pana. Pan był niezwykle zadowolony (ja również) i podsumował serdecznie, że niezwykle miło mu było (śmiechu przy tym było sporo :-)) Nawet wysiadł przystanek wcześniej, by chwilę jeszcze pogadać. Niestety :-( pędziłam na spotkanie z przyjaciółką odkładane wielokrotnie. "Jak to dobrze, że zrezygnowałem z jazdy tramwajem i wsiadłem do tego autobusu" - powiedział pan i oczy pod okularami zabłyszczały mu, a słomkowy kapelusz zsunął lekko z czoła. A ja ucieszona, że pan radosny, zmagający się obecnie z rakiem skóry... przez te kilkanaście minut poczuł się tak bardzo zadowolony :-))




Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger