12:39:00

KRÓLOWA JESIENI - DYNIA

KRÓLOWA JESIENI - DYNIA


TROCHĘ O DYNI POMYŚLEĆ MUSIAŁAM

DYNIA - okrągła zazwyczaj w energetycznym pomarańczowym kolorze. Choć gatunków jest wiele (ponoć 22). Mnie najbardziej podoba się ta okrągła i pomarańczowa, tak trochę przypomina mi siebie ;-), przecież jest symbolem kobiety, gdzieś o tym czytałam, a ja jestem kobietą na 100% i lubię nią być :-)) Od zawsze była, ta dynia, warzywo jednoroczne symbolem światła i wiecznego życia :-)  oraz płodności, zmartwychwstania i urodzaju. Tyle to informacji ściągnęłam na jej temat :-) Oczywiście też, symbolem światła. Do tego dochodzą walory smakowe i dla zdrowia bardzo wysoko jej właściwości cenione. Czyli? Królowa w całej krasie!

DYNIOWE ZADANIE

W przedszkolu dzieciaki dostały zadanie by z rodzicami wykonać coś z dyni na święto dyni. Oczywiście razem z rodzicami. Wprawdzie nie jestem rodzicem małego smyka, ale i tak spadło to na mnie - kobietę, która ma w głowie tyle jeszcze "sprośnych myśli", a tu musi, nie musi, ale dla wnusi, to zrobi i zawód babci, to zawód "artysty" dyniowego jeszcze z siebie wydusi.

Trochę pomyśleć musiałam jak się do tego zabrać. Przygody przy tym były i ubytki w portfelu. A dlaczego ubytki? Ano dlatego, że wymyśliłam projekt taki: oczy z guzików białych, tęczówki z niebieskich i źrenice z czarnych, do tego usta z czerwonego zamka błyskawicznego, włosy z wełny i warkoczyki przeplatane wstążeczkami, również kolczyki z wypełnieniem z koralików. 

Zamysł dobry, tylko trzeba było udać się do pasmanterii i zakupy zrobić. Dynia już była i czekała w domu. Dorcia też już doczekać się nie mogła, kiedy zacznie się robienie królowej dyniowej.

I wszystko cacy i tylko brać się do pracy (27 złotych wydane na wszystkie dodatki) . Tyle że te zakupy mieszczące się w małej zaledwie papierowej torebeczce gdzieś zniknęły z mojej torebki... przeszukałam wszystko... obdzwoniłam miejsca gdzie po pobycie w pasmanterii byłam... nie ma... zgubiłam.

Trzeba było wykorzystać wszystko co się ma w domu, a więc nakrętki od buteleczek z lekarstwami, na to naklejki, które nakleja się pod nogi od stołu i koraliki, też oczek zrobienie. Plus wełna kolorowa na włosy i kawałki wstążki oraz jeansu też na wplątanie we włoski. Młotek, gwoździki, nożyk i do dzieła. Do tego brokat na policzki i wyszła nam Królowa Dynia. Dorcia była przeszczęśliwa i choć żadne nagrody nie były przewidywane w tym konkursie, tylko dyplomy zaplanowane. To? To jednak Dorotka nagrodę dostała. Nasza wspólna praca została tym samym wyróżniona, doceniona nad wyraz. 

W ten sposób, w tej wspólnej pracy jeszcze bardziej zbliżyłyśmy się do siebie. Zaraz przypomniała mi się relacja jaką miałam z moją babcią. Tu z rozrzewnieniem sobie przypominam jak bardzo była podobna do tej mojej z Dorotką. I w sumie, tak myślę sobie, że ja bardzo jestem podobna do babci Maryni*. Tyle, że ona bardzo poświęcała się dla rodziny i o sobie nie myślała wcale. 

A JA NADAL CZUJĘ, ŻE MOJĄ PODSTAWOWĄ ROLĄ JEST BYCIE SOBĄ, TO JEST - KOBIETĄ - Kobietą, która ma swoje pasje i marzenia, i nie przestaje dbać o siebie by szczęśliwą być kobietą. Szczęśliwa kobieta, może być szczęśliwą babcią, A szczęśliwa babcia to szczęśliwa wnuczka :-)))

*Babcia Marynia, to ta co powtarzała mi "Korzystaj z życia, bo żyje się raz. A jak dobrze się żyje, to wystarczy ten raz" :-)))

Dlatego teraz będę sobie odpoczywać od polityki, wiadomości zewnętrznych, od pisania też tutaj... taki reset dla zdrowia i wesołości... potrwa to górę  2 tygodnie... wrócę tutaj w całej swojej świeżości. Nie martwcie się o mnie, będę w tym czasie dobrze żyć! :-)) Buziaki przesyłam serdeczne :-))





16:01:00

WADY I ZALETY PÓŹNEGO MACIERZYŃSTWA (tekst na zamówienie)*

WADY I ZALETY PÓŹNEGO MACIERZYŃSTWA (tekst na zamówienie)*


- NAPISZ PROSZĘ

Bo masz doświadczenie w tej sferze. Urodziłaś późno ostatnie swe dziecię. Jak z perspektywy czasu oceniasz ten czas niezwykły, gdy masz już 41 lat, poukładane życie, w tym dorosłe już dzieci... a tu nagle ta wiadomość... to nie bóle jelita i mdłości z przejedzenia albo z nerwowej sytuacji w pracy?

 - TO CIĄŻA JEST!

A ciąża to maleńkie dziecko, a problemy nie maleńkie... wprost przeciwnie. Poukładany świat i jeszcze tyle możliwości, bo jesteś młoda i teraz mogłabyś  zdobywać ze spokojem świat, a tu taka zmiana zupełnie niespodziewana ;-)

- ALEŻ 6 LAT TEMU PISAŁAM

Najwyraźniej jak umiałam, jak to się stało, że w wieku 41 lat zdecydowałam się na bycie w ciąży... zresztą jakby inaczej mogło być... urodziłam już wcześniej bez problemów troje zdrowych, wspaniałych dzieci, więc obawiać nie miałam się czego przy kolejnej ciąży. 

- TYLKO TAK DOKŁADNIE NAPISZ PROSZĘ

Bo mam 40 lat i nie wiem co mnie czeka przy tak późnym rodzicielstwie i jak to też odbije się na moim dziecku? - pytanie zostało mi powtórzone.

- OKI. To najpierw o wadach? To nie takie proste, bo wady z zaletami przeplatają się jak warkocz dziewczęcy z kokardami kolorowymi, gdzieniegdzie szpilami wetkniętymi.

To nie była ciąża zaplanowana. Mój najstarszy syn miał wówczas 22 lata, młodszy 17, a córka 19, gdy dowiedzieli się, że będą mieć brata lub siostrę. Zdziwko ich chapło ogromne i tak jak wiadomość ta ucieszyła córkę, to starszy syn był lekko skonsternowany, młodszy puknął się w czółko dając wyraz swojej dezaprobacie, a mój starszy ode mnie 15 lat mąż był poirytowany zupełnie.

Pytania jak to się stało? Były co najmniej śmieszne. Myślałam, że dorośli ludzie wiedzą skąd się biorą dzieci :-)) Ale dzieci pewnie myślały, że to niemożliwe, że taka stara mama, bo każda mama dla dziecka nawet jak jest młoda, to jest stara. To jak ona i ten stary jeszcze bardziej niż mama, stary tata mogą robić coś takiego, że z tego dziecko powstaje sobie (?) Jakie to musi być obleśne, tacy starzy ludzie i jeszcze to robią... nie powinni... seks jest dla młodych... starzy mają telewizję, a nie jakieś tam, umizgi pod kołderką... ;-( Mąż stwierdził sarkastycznie, że on raczej na dziadka by się nadawał (56 lat) i pytanie: co ludzie powiedzą? 

- TA REAKCJA RODZINY TO WADA.

- A CO LUDZIE POWIEDZIELI? Te słowa męża o tym ludzkim gadaniu, to następna z wad, wad tej przecież dobrej skądinąd wiadomości. W końcu - cud. Ale ludzie gadali i radość odbierali ;-(

Nie wierzyli na początku, o dziwaczne dość poczucie humoru mnie podejrzewali, a wreszcie o zmyślanie, no bo jak taka ustawiona zawodowo kobieta i z dorosłymi dziećmi w domu, jak to i po co, ta kobieta jeszcze w ciąży ma być?  Po co jej to? Niech sobie inni myślą co chcą! Fakt. Zmieni się wszystko. Od nowa pieluchy i cały ten kołowrót związany z tym, że na nowo trzeba będzie pokazywać maluszkowi jak życie wygląda i uczyć go jak w nim obracać się ma. Nie będzie czasu na swoje przyjemności, bo ten czas będzie dla dziecka przeznaczony. A praca zawodowa? Mąż na rencie, ja jedyny żywiciel rodziny.

JEDNAK, dla mnie ta ciąża to był znak, symbol w pewnym sensie... zaszłam w tę ciążę, dwa miesiące po pożegnaniu mojej mamy. Jej śmierć sprawiła, że już nie byłam dzieckiem... bo według mnie tak długo jest się dzieckiem dopóki żyją rodzice... taty nie miałam już od dziesięciu lat. To dziecko, to taka wymiana, umarła mama, będzie człowiek nowy... pomyślałam, że ta ciąża, to taka nagroda od niej dla mnie. Zresztą nieważne... chciałam, żeby na świat przyszła ta istota co pod moim sercem się zadomowiła i czułam, że będzie to dziewczynka (choć w późniejszym okresie wszyscy mi gadali, że to chłopiec będzie, bo tak pięknie wyglądam ;-))

Dość długo w ogóle nie było nic widać, bo najpierw 10 kilogramów schudłam (zaleta niewątpliwa), a potem tylko 6 kilogramów przytyłam (też zaleta).

CIESZYŁAM SIĘ (radość zawsze jest zaletą), że tak się zdarzyło.

Byłam silna, zdrowa, z życia zadowolona i poczułam się jakby szczególnie przez los wynagrodzona, że tak późno zaszłam w tę ciążę, z której po 9  miesiącach przyszła na świat Alicja Antonina. Miałam wówczas 42 lata i szczęście mnie rozpierało ogromne, że ja to młoda jeszcze kobieta, przed którą jeszcze cały świat i życie radosne, skoro mam następne, w tym wieku dziecko. Czułam się fantastycznie, a świadomość, że będę, mogę jeszcze mieć jeszcze malutkie dziecko, bardzo podnosiło moje libido. Do ostatniego dnia pracowałam i czułam, że kwitnę, rozkwitam wręcz. Akurat takie miałam szczęście :-))  Alicja Antonina  urodziła się, trzy i pół kilograma ważyła, 10 punktów w skali Apgar uzyskała. Wszystko odbyło się prawidłowo przy porodzie rodzinnym, gdzie starsza córka odcinała pępowinę. Żadnych trudów ciąży nie odczułam, a moje ciało tylko na tym zyskało, do niedawna jeszcze miałam okres ;-)  I to zaleta kolejna. Dla mojego ciała i świadomości. Odmłodziła mnie ta ciąża i nauczyła większej cierpliwości, wyważonej miłości i pokazała jak wychowanie maluszka choć uciążliwe, jak wiele może dać radości i spełnienia. Szczęście miałam, bo Alicja wyrosła na niezwykle inteligentną, pracowitą i utalentowaną osobę. A co najważniejsze, na dobrego człowieka. Teraz ona jest młodziutką wykształconą kobietą (właśnie obroniła magisterkę i na tym nie skończyła) i mamą dwuipółletniej Dorotki. 

I TU TYMCZASEM KONIEC ZALET PÓŹNEGO MACIERZYŃSTWA splątanych z drobnymi wadami.

WADY większe.

- A to, że pani w sklepie osiedlowym pochwaliła jaką mam śliczną i grzeczną wnuczkę - to nie było  do końca miłe ;-) - wtedy niespecjalnie sobie coś z tego robiłam.

- Ale gdy spotkałam przyjaciółkę mojej przed przeszło rokiem zmarłej mamy, a ta zapytała czy to córka Kasi (mojej starszej córki), a mój mąż, który stał obok i jeszcze to potwierdził (dureń) - to zaczęłam się zastanawiać jak to zmienić... choć na tamten moment skończyło się tylko na zastanawianiu i nic z tego się nie "urodziło" nowego. Musiałam pracować zawodowo, żeby zapewnić byt rodzinie, więc było o czym myśleć.

- Takich razów jeszcze kilka było, a ja wkurzona. Wtedy pomyślałam, że: nie wystarczy ubierać się elegancko, umalować usta, ale trzeba o siebie zadbać bardziej... więcej luzu, krem na twarz, masaż ciała (seks nie wystarczy) może ćwiczenia, zmiana fryzury. Nie można tylko o pracy myśleć... muszę czuć szczęście żeby moje dziecię też je czuło :-) Zaczęłam wprowadzać zmiany. 

AŻ TU CIOS, ZMARŁ MÓJ MĄŻ

- Gdy Ala poszła do przedszkola byłam już samotnie wychowującą dziecko mamo babcią (córka miała dwa i pół roku) - większość mam koleżanek Alusi mogłaby być teoretycznie moimi córkami. Gdyby nie to, że też myślały, że nie jestem mamą tylko babcią... dość młodą jak na babcię, ale babcią nie mamą, to może bym odpuściła. Ale tu było coraz gorzej, bo tak w przedszkolu, bo tak w szkole, gimnazjum itd. było, że moją córką zajmuje się "babcia". Aż wszystko się wyjaśniło, ale to i tak niczego nie zmieniło.

Wtedy myślałam głupio tylko o swoich emocjach, a teraz już wiem co przeżywała moja córka. Nie dość, że przykro jej było, że znowu nie ma tatusia, to jeszcze jej starsza mamusia nie nawiązuje bliższych relacji z innymi rodzicami (poza jednym wyjątkiem, gdzie rodzice jej koleżanki Oli też byli mniej więcej w tym samy wieku). Byłam spięta... wtedy bardziej niż teraz. 

TO DZIĘKI ALICJI zaczęłam dbać bardziej o siebie nie tylko zewnętrznie, ale także od środka (suplementując witaminy różne i herbatki pijąc). Balsamy, kremy, sera, peelingi i zamiast garsonek w co prawda różnych kolorach (ale garsonka to garsonka, przy obfitym biuście i krągłych biodrach, lat nie odejmuje). To takie nudne, te garsonki i poważne choć w tych szpilkach i czółenkach, nigdy nie w spodniach, odlotowej bluzie. Trzeba to było zmienić ;-)

ZMIENIŁAM - Z NUDNEJ ELEGANTKI zmieniałam się krok po kroku w kolorową luzacką mamuśkę, w dżinsach także. Tyle, że dziecko dalej przeżywało tymczasem inny koszmar. Zaczęła dojrzewać i myśleć o innych sprawach. Teraz związany z tym, że skoro jestem przeciętnie dwadzieścia lat starsza od innych matek, to mogę umrzeć  i ona zostanie sama.

BARDZO SZYBKO DOJRZAŁA

Od maleńkości zarządzała swoimi małymi funduszami, a w dniu swoich trzynastych urodzin miała już własne konto w banku, gdzie samodzielnie się nim zajmowałam. Ja byłam tylko jej przedstawicielką. Od szesnastego roku życia zaczęła pracować, a jednocześnie się uczyła w liceum... itd.

Z PERSPEKTYWY CZASU

Jej dzieciństwo nie było łatwe, bo im starsza była tym bardziej odpowiedzialna się czuła, również za mnie. Tym bardziej iż chcąc stworzyć jej całą, pełną rodzinę, gdy miała 9 lat "sprawiłam" jej nowego tatusia i to też było dla niej doświadczenie niekoniecznie przyjemne. W rezultacie, nie trwało długo. Zostałyśmy same, znowu same. Tatusia nowego trzeba było  bowiem wykopać. A jej obawa o mnie, nie zmniejszyła się, wręcz pogłębiła. Patrząc na mnie, obserwując moje poczynania, rozmawiając dokładnie o wszystkim ze mną - tak się uczyła świata. Nie rozpieszczałam jej jak młodsze o wiele od niej rodzeństwo - to może wada, ale też zaleta, że wyrosła na nieroszczeniowego człowieka. Tylko takiego, który wymaga najpierw od siebie i jest tak zwyczajnie dobra. O jednym zawsze pamiętałam, żeby dużo śmiać się z nią, słuchać i nie ukrywać niczego.

BYŁ TAKI DZIEŃ

1 MARZEC 2011 ROK

Jeszcze byłam żoną drugiego męża swojego, Alicja miała niespełna 12 lat. Została sama w domu i była smutna. Wtedy to właśnie wymyśliła sobie, że będzie pisać recenzje z przeczytanych książek (a czytała całymi dniami).. tak zaczęła się jej przygoda z blogowaniem...  bloga nazwała go "Książki, inna rzeczywistość"

WTEDY BYŁAM Z NIEJ DUMNA, że ma taką pasję i tak kocha książki. Trochę mi zajęło i zrozumiałam, że  wprawdzie dbałam o moje dziecko, żeby wszystko miało, byłam cierpliwa i nie podawałam wszystkiego na tacy, żeby była samodzielna i  nauczyła się wyciągać wnioski z różnych sytuacji i rozmawiałam i śmiechem karmiłam (bo zdarzało się, że to jedzenie też było ;-)  To dojrzałość nie wystarczy w relacji z dzieckiem. Trzeba więcej zabawy, wspólnych wypadów na wycieczki, do kina, teatru, rozrywki w lesie na grzybach, pływania w morzu, nad jeziorem opalania, na placu zabaw wywijania. (Alicja robiła to wszystko tylko w większości nie ze mną, bo ja pracować dalej musiałam, a czas jest jeden). Żeby to mieć, więcej mieć, więcej przygód przeżyć, to córka uciekała w książki, które stały się jej pasją. Ta pasja to taki przykład, że czasem z czegoś nie do końca dobrego wyrasta coś przepięknego. Moje późne macierzyństwo było trudne, pokręcone, istotne dla mnie i ekscytujące, wiele mnie nauczyło. Na każdym etapie czego innego. Inaczej by wyglądało pewnie, gdybym nie była w nim sama.

JEDNAK 

Dla mnie to najlepsze, co mi się w życiu przytrafiło:-) To błogosławieństwo losu liczę podwójnie!

TRZEBABY ZAPYTAĆ ALĘ JAK ONA ODBIERAŁA, że miała mamę i babcię w jednym (zupełnie jak szampon plus odżywka, dwa w jednym ;-) ) I czy mój opis tej sytuacji jest prawdziwy, czy jej dzieciństwo na tym zyskało czy ucierpiało... to jest przecież najważniejsze by dziecko dobre wspomnienia z dzieciństwa miało. To one też są podwaliną tego jakim w przyszłości staje się człowiekiem.

DZISIAJ, ONA jest dla mnie jak córka, wnuczka w jednym ale też jak w matce mam w niej oparcie wielkie (czyli jeszcze więcej niż szampon z odżywką ;-) ) Nigdy mnie nie zawiodła. I jest happy end! Dzisiaj gdy jesteśmy gdzieś razem (chociaż Alicja ma lat 24 a wygląda na 13) nikt już nie powie mi, że jestem jej babcią... naprawdę mnie odmłodziła :-)))

Zaprzyjaźniona lekarka kiedyś mi z podziwem powiedziała... pani to umie się ustawić, jak dobrze pani tę Alę wychowała sobie ;-)

- Nie, to nie moja zasługa, to moja mama tam z góry się mną zaopiekowała i "podrzuciła" mi Alę w zamian za siebie :-))

*Pewnie nie za bardzo ten tekst odpowiada na zadane pytanie... zrobiło się rzewnie... ale miało być na moim przykładzie. Więc napisałam jak było, jak jest, bez recepty. Każdy inaczej odbiera to co przeżywa.



14:40:00

(DE)MAKIJAŻ*, czyli dwie odsłony Starej Kobiety

(DE)MAKIJAŻ*, czyli dwie odsłony Starej Kobiety


MAKIJAŻ

Pozwala podkreślić, to co w twarzy kobiety jest jeszcze piękniejsze niż w naturze albo zasłonić pewne niedoskonałości skóry. W każdym razie, rano budząc się kobieta nie powinna wystraszyć partnera swego albo doprowadzić do zdziwienia, że oto budzi się przy innej kobiecie niż przy tej, w której zasypiał ramionach :-) Wieczorem kładąc się z ładną kobietą, taką samą rano powinien zauważyć w łóżku. I nie chodzi mi o to, by spała w makijażu, tylko żeby tak umiała siebie "wykreować" by zawsze można było ją poznać. By ona sama dobrze czuła się umalowana i nieumalowana.  Chociaż sama, osobiście, czasem gdy zobaczę jedną taką w wielkim lustrze w mej łazience, to: o rany, co tu robi ta pani, pani  co tu w lustrze się nie mieści, jak pani tu weszła? cha cha cha. Muszę lustro większe zawiesić... tylko większe się nie zmieści ;-))) to jest na całą ścianę ;-)

ALE MIAŁO BYĆ O MAKIJAŻU MOIM

Jest bardzo skromny... podkład delikatny zlewający się z naturalnym kolorem skóry, rzęsy tuszem lekko pogrubione i wydłużone... czasami gdy mi "odbija" to odrobina brązowej kredki w zgięciu powieki, a pod brwiami leciutko biała kredka i  oczywiście czerwone usta... czasami bledsze, czasami gorętsze... ale w odcieniu karminowym koniecznie.

Do tego w miarę uczesana, okulary na nos i w drogę... ;-) oczywiście w dobranym kolorystycznie zestawie, by nic się nie gryzło, a jeśli nawet, to nieprzypadkowo tylko zaplanowane dokładnie wszystko :-))

Dzisiaj pokazuję Wam swoje oblicze w makijażu i bez... osądzicie sami czy jestem do siebie podobna.

TAK czy NIE? Tak czy owak... niezależnie jak mnie ocenicie, w środku ciągle jestem taka sama... organy podniszczone ;) (ale proszę pani, czego pani oczekuje w tym wieku - jak to kiedyś usłyszałam - ale w sercu proszę pana, to ja mam ciągle 20 lat ;-) Pan nie widzi, pan też do lekarza powinien iść :-)))))))

KIEDYŚ NAPISZĘ JAKICH KREMÓW UŻYWAM

Nadmieniam tylko, że choćby Pan B. ciągnął mnie do łóżka i dawał w kość, to nigdy, przenigdy nie idę spać bez demakijażu, zrobionym płynem do tego specjalnym, przeze mnie olejkiem rycynowym uzupełnionym... na to serum z witaminą C i krem nawilżający oraz liftingujący... potem paciorek z wdzięcznością w myśleniu, że znowu udało się przeżyć kolejny dzień... tabletka na sen (niestety ;-( ) i oby ranek mnie zastał w dobrym nastroju :-))

MAM NADZIEJĘ, ŻE WAS NIE ROZCZAROWAŁAM... a jeśli nawet, to cóż.. takie jest życie - nieupudrowane :-))

*Już tajemnic nie ma żadnych :-))


18:50:00

PRZED 1 LISTOPADA* - PRZEMYŚLENIA

PRZED 1 LISTOPADA* - PRZEMYŚLENIA


1 LISTOPADA

Jak co roku większość z nas wybierze się na cmentarze i wspominać będzie zmarłych, bliskich i dalszych. Tych co tworzyli w pewnym sensie nas, byli w naszym życiu. Budowali dobrze lub źle, wpływali na każdą naszą cząsteczkę człowieka. Nieważne czy minął miesiąc, rok, czy lata całe już przeszły, wstajemy rano, świeci słońce lub pada deszcz, jest parno lub zimno... wszystko tak samo dzieje się. Tylko inaczej jest. Nie ma już jakiejś cząsteczki z nami i w nas, z tych, z którymi żyliśmy, współuczestniczyliśmy w radości lub smutku. Żyjemy tak samo, pijemy herbatę, może kawę co rano, biegniemy za sprawami swoimi... niby jest tak samo, ale pewne rzeczy się już nie powtórzą... z telefonu nie zadzwonimy pod nr ten i ten... uśmiechu i głosu, nie zobaczymy i nie usłyszymy. Tak trudno uwierzyć, że nie będzie Ciebie koło mnie któregoś dnia, bo albo Ty, albo ja - będziemy musieli zakończyć tu na ziemi swój byt. Tak jak już się stało z innymi, przy nas żyjącymi kiedyś ludźmi. Tęsknimy za nimi, żyjemy, ale przez ich brak - cząsteczki, z których jesteśmy poskładani, poumykały, powycierały się, a my zmniejszyliśmy się. Nie jesteśmy już tacy sami :-((

KOCHANI RODZICE I BABCIU MOJA MARYNIU

Tyle czasu już minęło, a Wy ciągle jesteście ze mną... mimo, że się nie widzimy, nie dotykamy, nie słyszymy... to jesteście w moich wspomnieniach, opowieściach, czasem żartobliwych... trwacie w moim sercu, tęsknotach. Kiedy jest mi ciężko, to zastanawiam się, co Wy byście uczynili w danej sytuacji, gdybyście żyli... co byście mi doradzili...

A TY ZBYSZKU

Byłeś nie tylko moim mężem, ojcem naszych dzieci, ale też moim nauczycielem... różnica wieku sprawiła, że miałeś większe doświadczenie i inne przeżycia, z dzieciństwa i młodości Ciebie ukształtowały. Wiele z Twoich działań, żartów, dystansu i poczucia humoru od Ciebie przejęłam. W pewien sposób mnie też "wychowałeś" ;-) Jednego tylko nie mam w sobie, choć doświadczyłam od Ciebie.. "chorobliwej zazdrości" nieumotywowanej zupełnie. To się "zemściło" na Tobie, to też Cię niepotrzebnie dręczyło i zmieniało. Teraz nie ma co tak bardzo, to wspominać. Tylko pamiętać o wspaniałych chwilach... np. taki spontaniczny wyjazd nad morze i tam ekscytujące chwile :-)) Od przeszło dwudziestu lat żyjesz w moich snach. W nich też nie zawsze jest miło... zupełnie jak w życiu prawdziwym... jakby się nic nie zmieniło ;-) 

NIE PŁACZĘ ZA WAMI...

Po prostu nie przyjmuję do wiadomości, wypieram ze świadomości, ten fakt, że Was nie ma... ciągle mam wiarę, że jesteście blisko mnie i wspieracie. A może otworzą się drzwi i zobaczę w nich mamę zamyśloną, tatę z nieodłącznym papierosem, a babcię z uśmiechem łobuzerskim na twarzy. W swoich wspomnieniach odbudowuję tę stratę, którą uczyniło we mnie Wasze odejście. Takie podejście do sprawy, wzmacnia mnie i nie pozwala zanurzyć się w otchłani bezwzględnego smutku. Pamiętam o Was każdego dnia, żaden 1 listopada nie jest dla mnie tak istotny, jak codzienne Was wspominanie i czerpanie z Waszej mądrości, którą mi staraliście się przekazać. A nawet z głupoty i błędów Waszych. Z nich też wyciągnęłam wnioski ;-)

CZĘŚĆ MOJEGO ŚWIATA

Odeszła wraz z odejściem setek ludzi, którzy dla mnie śpiewali, tworzyli muzykę, malowali obrazy, dodawali i odejmowali liczby, pokazywali zjawiska przedziwne, przekazywali wiadomości o świecie, o życiu gdzie indziej, o historii miejsc i związanych z nimi ludzi. Zaczęli pojawiać się inni i tworzyć mnie inaczej, na nowo. I ja jestem już nie do końca taka sama, choć w środku ciągle Dorotka taka mała, roześmiana, wierząca w dobro jako najwspanialszą część życia, wartość nadrzędną :-))

ŚMIERĆ JEST OKRUTNA

Z nikim i niczym się nie liczy, przychodzi sobie we wtorek, jakby nie mogła zaczekać do soboty... nie czeka na obiad, tylko złapać może zaraz po śniadaniu... czy wykąpana jesteś czy nie, przygotowana w eleganckim ubraniu czy też naga, krótko przed snem... zdarza się, że radosna kładziesz się wieczorową porą, tyle, że rankiem już słońce nie wstanie dla Ciebie. Śmierć wpisana jest w nasze życie. Jest nieuchronna i źle wychowana, bez żadnego obycia i kultury, bez uprzejmego zawiadomienia - wyprowadza Cię z życia i już! Nie zwraca uwagi na to żeś w pracy i szef będzie krzywo patrzył, w trakcie wesołej zabawy, szalonej jeździe samochodem... ONA może Cię objąć w każdym momencie, bo nie ma nikogo nad sobą ważniejszego, kto by jej przemówił i jej od chęci uśmiercenia Cię odwiódł. Taka jest ŚMIERĆ. 

PARADOKSALNIE - dzięki NIEJ doceniasz życie ;-)

Dopiero wtedy, gdy w biegu swoim zatrzymujesz się na chwilę i już rozumiesz... bez sensu jest ten pęd, pęd do mety... Im bliżej, tym gorzej dla Ciebie... chłoń to życie i smakuj, ale powoli rozkoszując się. Bo przyjdzie ta ''Ś" i zaskoczy Ciebie... nie będzie odwrotu. Więc wsłuchuj się i wpatruj w rozkosz życia i wdzięcznie doceniaj, to! że ciągle jesteś... kochaj i daj się kochać, dopóki czujesz :-) 

I FESTINA LENTE!

1 LISTOPADA - za dużo szumu, blichtru... czy jeden znicz palący się, znaczy mniej niż dziesięć na jednym grobie, a te sztuczne kwiaty jak ten "sztuczny miód"... tej osobie tam pod ziemią... bardziej myśl jest Twoja potrzebna... dzięki niej wciąż żyje... Ona nie potrzebuje pokazówek... Potrzebuje pamięci nienadętej... takiej zwykłej... tak po prostu :-))

MOŻE POMYŚLMY SOBIE 1 LISTOPADA O ŻYWYCH - dzisiaj wściekamy się na niektórych... a gdyby jutro zabrakło ich? Będziemy tęsknić? Więc szanujmy się dzisiaj, doceniajmy - póki jesteśmy razem i bądźmy wdzięczni za to, że jesteśmy :-))


16:16:00

KAŻDY (NIE) CHCE SPRAWDZIĆ, czyli Alfabety Starej Kobiety

KAŻDY (NIE) CHCE SPRAWDZIĆ,  czyli Alfabety Starej Kobiety


KAŻDY... każdy mimo doświadczeń matek, ciotek, babć i przyjaciółek, i innych ludzi rzeczywistych czy tych z sieci, każdy chce przeżyć swoje życie, po swojemu, swoich błędów doświadczyć, radości i wszystkich innych aspektów życia... 

KAŻDY (NIE)CHCE SPRAWDZIĆ CZY?

A. AMBICJE SWOJE - da radę przekuć w sukces, mimo wszystkich piętrzących się problemów.

NIE CHCE BY!

B. BÓL wystąpił w jego życiu i  liczy, że może da się z niego wykpić. Raczej lepiej być przygotowanym, że życie to nie PIS (Program Ironiczno - Satyryczny), wszystko zdarzyć się może i wtedy to wszystko trzeba wziąć na klatę. Walczyć, walczyć i nie poddawać się!

NIE CHCE SPRAWDZIĆ, CZY?!

C. CIERPLIWOŚCI wystarczy mu na zajmowanie się chorym członkiem rodziny. Wolałby tego uniknąć dla siebie i dla swego bliskiego. Każdy by chciał, by słońce nigdy nie było za mgłą, ale troska o innych to nie tylko obowiązek, to wyraz miłości i sprawdzenia swojej wytrwałości, odwagi i serca wielkiego.

DLACZEGO?

D. DUMĘ ma tak wielką, że nie potrafi prosić, przeprosić, przebaczyć, przyznać się do błędu, a może czasem powinien(?) To żaden wstyd!

CZY?

E. EGOISTĄ czasem warto być, dla własnego dobra? Czasem należy, bo jeśli o siebie sami nie zadbamy, to nie zadbamy też o innych, na których nam zależy. Choć życie na pierwszym miejscu we własnej idealnej, lecz rzeczywistej bańce i wybieranie dla siebie wszystkiego co jest najkorzystniejsze może źle pokierowane, szybko obrócić przeciwko nam. Nie doradzam... to musi być bardzo przemyślane 

A MOŻE (?)

F. FILANTROPEM powinno się być, bo pieniędzy i dobrobytu nie zabierze się do grobu. Jestem za tym :-)) by dzielić się i sprawia mi to olbrzymią radość.

SPRAWDZIĆ, jak długo goją się rany nie każdy takie doświadczenie chce koniecznie mieć.

G. GOJENIE RAN... mówi się, że czas goi rany. U mnie nie goi, nie mogę zapomnieć, czuję wstyd, że nie potrafię sobie z tym uczuciem tęsknoty pogodzić.. tęsknię, drażnią mnie błędy, które popełniam, bo tak bardzo pamiętam. 

H. HEDONISTĄ lepiej by być? Tylko przyjemność, rozkosz uznawać, za najwyższy cel życia? Można i tak... ale jak długo, w tak w płytkiej wodzie można taplać się (?) W końcu przyjdzie cierpienie i trudno się będzie i boleśniej z przyjemnością rozstać. Na wszystko należy być przygotowanym.

I. INTROWERTYK zamknięty w sobie ma łatwiej? Czy może wybuchnąć od wszystkiego co w jego głowie się zbiera, a nie ma odwagi podzielić się z tym. Powinien choćby trochę się otworzyć by łatwiej żyło mu się. Jestem ekstrawertyczką... u mnie co w głowie, w myśli, to i na języku od razu pojawia się w prawdzie, ciętej ripoście i wyrzuceniu z siebie wszystkich obronnych informacji.

K. KOCHAĆ? Czy warto, czy dla miłości warto odpuścić sobie swoją strefę komfortu komfort życia? WARTO, WARTO, WARTO!!! Pamiętam taki cytat z Kubusia Puchatka..."Kubusiu jak się pisze o miłości? Prosiaczku tego się nie pisze, to się czuje" Czuję to! kolejny wygrany los!

A CO TO ŁASKA?

Ł. ŁASKA, to raczej nie moja, lecz boska  sprawa do rozwijania, ale tak myśląc sobie powiem, że dla mnie umiejętność godnego życia, przebaczenia, pokazania komuś, że jest wspaniały, zapomnienie o nienawiści, bycie głuchym na upokorzenia, wiara w dobro i przyzwoitość - to łaska jest wielka. 

M. MIŁOŚĆ czy można być jej pewnym, czy zranić może? Miłość nie rozkłada się równo i każda jest inna, ale dla mnie jest podstawą do działania. Dla niej warto się rodzić i dla niej żyć!

CZY MOŻNA BŁĘDY NAPRAWIĆ?

N. NAPRAWIANIE BŁĘDÓW jest możliwe, a nawet konieczne jest wytłumaczenie, przeproszenie by pozbawić się wstydu, uwolnić od dręczących myśli. Nikt nie jest doskonały i każdy ma prawo popełniać błędy. To nie znaczy, że jesteśmy źli, zdarzyło się i trzeba naprawić zło i sprawić by się go już nigdy nie powtórzyło. Pokorą jest przyznanie się. Mądrością szukanie przebaczenia, samemu przebaczenie i zaczęcie wszystkiego z uważnością, od nowa.

JAKA JEST MĄDRA OPIEKA NAD DZIECKIEM?

O. OPIEKA NAD DZIECKIEM wtedy jest mądra, kiedy pozwalamy mu być sobą, a nie kreujemy wg siebie, na swój wizerunek nie wychowujemy go. Pomagamy mu być sobą, dając wolę w jego myśleniu. Dzieci nie są głupsze od dorosłych, nie mają tylko dorosłych doświadczenia. Swoim dawałam dużą przestrzeń do dowolnego działania, wiele pokazywałam i chyba udało się :-))

P. PIENIĄDZE SZCZĘŚCIA NIE DAJĄ, ALE  każdy chce sprawdzić, czy to prawda jest. I każdy ma prawo do nie martwienia się o nie. 

CZY ROZCZAROWANIE BOLI?

R. ROZCZAROWANIE może być dotkliwe w wielu aspektach życia, to jest nauka, która dość często nas dosięga. Jest na to panaceum: mówić jak najmniej co się wie, nie wierzyć we wszystko co się słyszy, żyć spokojnie, uśmiechać miło i robić swoje :-)

S. STAROŚĆ - czy musi być smutna? NIE!! Starość to sposób myślenia. Gdzie nie ma strachu, jest otwarte serce, wolny umył i nie pozwolenie innym ludziom trzymania klucza do Twojej woli, stygmatyzowania Cię wiekiem. Może dla całego świata jestem nikim, ale dla paru osób jestem całym światem i dlatego nie czuję samotności :-)) Czasem  w nią wchodzę z własnej woli, ale szybko z niej uciekam :-))

T. TALENT? Każdy ma jakiś talent i bez względu na wiek powinien rozwijać go i pasję z niego uczynić swą. To zbrodnia, siedzieć w kącie bez działania i ukrywać się, bez pokazywania światu jakim dla świata darem jest. Mieć talent to też mieć siłę woli, która podsyca w nas ogień... i tu zaczyna się nasza pasja.

U. UŚMIECH? A co z nim, kiedy płakać bardziej się nam chce? Trzeba go choćby wymusić, gdy tracę chęć do uśmiechu, to tracę grunt pod nogami i czuję się słaba. Uśmiech to moja broń tajemna, akumulator do działania, dodaje pewności siebie. A jeśli kogoś rozweseli, to szczęście po prostu czuję! 

CO TO?

W. WOLNOŚĆ? 

To podstawa i każdy ma do niej prawo i tu nie ma się nad czym zastanawiać. Dla mnie wolność to sentencja bycia człowiekiem szczęśliwym... wolność wyborów, brak przymusu, dokonywania działań, według własnego serca i rozumu, brak ograniczeń i zniewolenia... absolutnie żadnej indoktrynacji!

CZY ZAWSZE MUSIMY SIĘ ZAWIEŚĆ?

Z. ZAWÓD... Ludzie zawodzą, pozory mylą. Ale gdy spotkam kogoś, kto mnie zawiedzie, odejdzie ode mnie, to po krótkiej rozpaczy, dziękuję mu, że dzięki niemu poznałam kogoś lepszego i kolejny raz zrozumiałam, że nic nie dzieje się bez powodu.

Ż. ŻYCIE jakie jest? "Istnieją tylko dwa sposoby na życie - żyć tak jakby nic nie było cudem lub jakby cudem było wszystko" Albert Einstein. Dla mnie wszystko jest cudem :-))

I TAKIE TO DYLEMATY MAMY, ALE JEŚLI SAMI NIE SPRÓBUJEMY - to się nie dowiemy. Musimy próbować i zastanawiać się, wnioski wyciągać i tak kierować swoim postępowaniem, żeby zadowolonym być. Dla każdego to zadowolenie na innych opierać się będzie priorytetach. Te każdy z nas wyznaczyć musi sobie sam :-)))  i sprawdzić, bądź nie jak to dalej w życie brnąć... po ubitej czy bardziej grząskiej drodze :-)      


19:43:00

PRZYCHYLĘ CI NIEBA* (zagadka)

PRZYCHYLĘ CI NIEBA* (zagadka)

TAKIE SŁOWA USŁYSZAM

Niczego Tobie nie zabraknie, tylko bądź jak zwykle radosna i nie zmieniaj się. Będziesz miała wszystko czego Ci potrzeba, tylko nie martw się i dbaj o siebie... rozmawiaj ze mną i mów mi o swoich potrzebach i pragnieniach. Jesteś wspaniała, mądra, piękna i tolerancyjna. Masz otwarte serce i poczucie humoru... padasz i się podnosisz... nie zmieniaj tego.

WIEM, ŻE JESTEŚ PRZERAŻONA TĄ MIŁOŚCIĄ PANA B. 

Rozumiem, ale dasz radę gdy nie będziesz za dużo o nim myślała. Myśl tylko o radosnych chwilach i tymi chwilami ciesz się... nie przejmuj się prozą codziennego życia... wszystko będziesz miała... tylko mów o tym czego potrzebujesz i jakie marzenia masz... to wszystko Ci zapewnię... tylko bądź.

Drżysz przed operacją kręgosłupa szyjnego, bo implanty w trzech miejscach blisko rdzenia kręgosłupa niosą wysokie ryzyko zagrożenia... ale wierzę, że dokonasz dobrego wyboru i podejmiesz słuszną decyzję... zawsze będę przy Tobie... pamiętaj!

TAKIE SŁOWA USŁYSZAŁAM... nie raz, nie dwa... codziennie je słyszę i czuję się przez to ważna i kochana. Szczęściara po prostu jestem.

JESTEM WDZIĘCZNA I WSZYSTKO DOCENIAM!!! Dziękuję Tobie!

*Te życzenia we wtorki proszę, bo inne dni mam zajęte :-)))))))))))))))

KTO TAK DO MNIE POWIEDZIAŁ?

14:48:00

JEDZENIE TO FANTASTYCZNE DOZNANIE JEST

JEDZENIE TO FANTASTYCZNE DOZNANIE JEST


MOŻE nie jestem stworzona do wielkich rzeczy... ale do jedzenia na pewno. 

Jedzenie mnie inspiruje, jedzenie mnie podnieca, daje mi powera i mózg otwiera. Pięknie się ubrać i na eleganckiej zastawie zjeść coś smacznego, to wszystkie smutki mi mijają. Jeśli do tego dobre towarzystwo, które uśmiech na twarzy wywołuje... to są chwile najcudowniejsze w życiu. Bo i smak, kolor, zapach i to co w coś miłego czy zabawnego wchodzi... cóż więcej trzeba do życia mieć. Mnie to w pełni zadowala i tak codziennie bym mogła... gorzej, że stroje co rusz zmieniać bym musiała. Tym samym przebierać nie tyle z uwielbienia do strojenia, co ze zmieniania rozmiaru owego przebrania i... w końcu... mogłabym zamienić się w dynię. Choć zupa dyniowa smaczna i zdrowa, to jednak niekoniecznie seksowna jest :-))) Dzisiaj cała czekoladę z orzechami spałaszowałam... Najpierw taka gra wstępna... po kawałeczku... jednym, drugim, a później poszłam na całość... cóż to za orgazm nieudawany :-))) ŻYCIE JEST TAKIE PIĘKNE :-))



Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger