Przechodzę przez dworzec. Tuż przy wejściu spotykam moich rodziców. Mama w kwiecistej sukience i z łagodnym uśmiechem na twarzy. Woła do mnie: Dorotko! Czy wybierasz się do nas, bardzo tęsknimy z tatusiem.
- Och nie przesadzaj – wtrąca się tato - Ona ma jeszcze Alicję, musi ją wspierać, a nie zostawiać, bo ty masz taki pomysł – kontynuował tato
- Przyjechałabym do was, ale wiecie mam jeszcze tyle do zrobienia i mam plany … wprawdzie czuję się … no tak sobie, bo kręgosłup i ta … ale co tam będę wam narzekać … muszę jeszcze u siebie w domu zostać
- Masz rację Dorotko, będzie odpowiedni czas to się do nas wybierzesz, a teraz rób to na czym ci najbardziej zależy i nie przejmuj się nami – uśmiechnął się tato, a mama skinęła z aprobatą głową, choć chwilę przedtem była innego zdania.
- Odeszłam od nich, nieco spłoszona, ale już czułam się spóźniona … choć nie wiem na co i po co tak się śpieszyłam.
Podążam dalej przez dworcowe korytarze i hole, aż doszłam do Dworca Głównego.
A tu niespodzianka - rozłożeni w fotelach siedzą gawędząc dosyć głośno, moja teściowa z teściem i proszę … Zbyszek – mój mąż obok nich, z zatroskanym uśmiechem.
Na mój widok jeden przez drugiego podchodzą do mnie i jednocześnie z wymówkami: dlaczego nie przyjedziesz, nudno tu bez ciebie, mogłabyś wreszcie znaleźć trochę czasu i wybrać się do nas.
Aż mi się gorąco zrobiło! Wybaczcie mi, też mi was brakuje, ale ma tyle spraw, ciekawości niezaspokojonej i zobowiązań, które wzięłam sobie na głowę, że jeśli pozwolicie tę wizytę nieco przełożę w czasie – tym bardziej, że wiosna na świecie … odradza się wszystko … chciałabym jeszcze doświadczyć jej cudownej aury, no i Alicja, choć taka zaradna potrzebuje mnie jeszcze.
Posmutniała cała trójka.
- Ale jak wpadnę to już na stałe, jeszcze będziecie mnie mieli za wiele – uśmiechnęłam się łobuzersko z nadzieją na wyrozumienie.
Patrzę, a tu? nie ma ich. Czyżby się obrazili? Tak czy inaczej, dobrze, że się zmyli – pomyślałam uspokojona, ale nadal spocona.
Nagle – już nie idę przez dworzec – jestem w łóżku – podnoszę się, siadam mokra cała i zdrętwiała lekko. Zza zasuniętych rolet ostro przebija się słońce, słychać warkot kosiarki sąsiada… patrzę na swoje ręce, rozglądam… jestem w sypialni… jest ranek… właśnie się obudziłam… na nowo … zaczyna się dzień… mój dzień… Nigdzie nie muszę jechać. Nie chcę jechać! Chcę działać…
Obudziłam się w świecie, na którym panuje wiosna… dowód na to, że pory roku, które przynoszą zmiany nic nie kończą, bo to jest koło, które w jednym momencie przygniata nas do ziemi (ale to po byśmy mieli inną perspektywę patrzenia. Z dołu wszystko inaczej wygląda ;-)) a w drugim, gdy jesteśmy na górze - to pozwala jak wiośnie się odrodzić, nam rozpocząć nowy etap w życiu.
I ja mam szczęście – kolejna wiosna – kolejne przebudzenie – kolejne możliwości – kolejne inspiracje i kolejna dawka energii.
Wszystko można zacząć od nowa, nieważne co było i jaki był sen.
Po tym śnie, powstał radosny poranek, który powitałam z wdzięcznością i choć ja przekwitam, to w ogrodach ciągle kwitną kwiaty… , a gdy jedne przekwitają, to pojawiają się drugie … zupełnie jak w życiu ludzi … jesteśmy wymienni … taką mądrość można właśnie w przyrodzie odkryć.
I właśnie w wiośnie, w naturze można odnaleźć największe bogactwo (i to zupełnie za darmo!) wszystkie uroki: kolory, zapachy, powiewy wiatru i deszcz, który zawsze ma swój koniec i po nim wychodzi słońce radosne, które sprawia, że każdy czuje się młody , troski idą w zapomnienie, a serce pulsuje przeczuciem nieśmiertelności. Taką moc ma wiosna!
Czas szybko mija. Ludzie pojawiają się w naszym życiu i znikają. Na ich miejsce pojawiają się nowi. To tak jest, że gdy kogoś tracimy to trudno nam zrozumieć, że w tym momencie w kawiarniach jak gdyby nigdy nic ludzie siedzą, piją kawę i zajadają ciasteczko, i do tego ta wiosna, która nie patrząc na troski rozpościera się bezczelnie, i kusi swą świeżością, i blaskami.
Moim rodzicom, teściom i mężowi powiedziałam, że bardzo ich kocham, że brakuje mi ich każdego dnia, ale mam jeszcze swój czas i muszę go wykorzystać dla tych, którzy mnie tutaj potrzebują.
Nie płaczę za wami, cieszę się, że ze mną byliście i te wspomnienia radośnie pielęgnuję, więc miejcie cierpliwość i poczekajcie na mnie.
Chwilowo jestem niedostępna! Jestem w odpowiednim dla siebie momencie. Jest wiosna – ładuję baterie by działać, bo nie wystarczy być żywym, trzeba być żywotnym … i ja się tego trzymam.
Przebudziłam się! Nie po raz pierwszy i nie ostatni, ale dzisiaj zrozumiałam jak wystarczające i najważniejsze jest to co mam: życie.
Odeszła zima. Wcale jej nie żałuję tak jak nie żałuję przeszłości – uwolniłam się od niej, jak od zimowego płaszcza. Trudno w ciężkim, zimowym okryciu podążać przez ogrzewany słońcem, kwitnący ogród, tak ciężko żyć w teraźniejszości bez przerwy oglądając się wstecz.
Można analizować całymi dniami, latami minione zdarzenia, do jednych tęsknić, drugich nie mogąc sobie wybaczyć, ale tym samym możemy przegapić radość, którą mamy pod nosem. I dlatego skupiam się na bieżącej chwili, daję z siebie wszystkie siły by dalej podążać.
Wiosna to dobry czas na uświadomienie sobie, że nikt nie wie ile mu czasu zostało na Ziemi i nie można martwić się historycznym już dniem wczorajszym, ani tajemniczym jutrzejszym … dzisiejszy wiosenny dzień to dar. I trzeba sobie rzucić wyzwanie jak żyć pełnią życia już dziś, zapominając sen …, z którego obudziwszy się czujesz ulgę, że to był tylko sen.
Nie mam nic przeciwko snom, pod warunkiem, że się z nich budzę i nie mam ochoty dalej śnić tylko wstawać. I w swoim śnie spotkałam osoby, których już normalnie bym nie spotkała – to było piękne, ale jednocześnie większą radością było przebudzenie – odrobina narodzin.
Ten sen podpowiedział mi kim jestem i kim muszę być... w rzeczywistości … nie we śnie :-))