16:53:00

PUNKT WIDZENIA

PUNKT WIDZENIA

WSZYSTKO SIĘ ZMIENIA

Także perspektywa oglądania świata, czyli określone podejście lub sposób, w jaki o czymś myślimy. 

Punkt patrzenia zmienia się w zależności od miejsca siedzenia i czasu. I to w stosunku do wielu aspektów życia.

Dzisiaj o patrzeniu na człowieka ;-)

GDY BYŁAM DZIECKIEM i PÓŹNIEJ

- To taka np. wątroba kojarzyła mi się wyłącznie z tą na talerzu w połączeniu z cebulką, ziemniaczkami i ogórkiem ;-)) 

*Nieco później z Raphacholinem, który oferował szatniarz przy odbieraniu płaszczy po wizycie na dansingu w słynnej restauracji W-Z (już nie istniejącej w Poznaniu) ;-)) 

- Serce, idąc tym tropem, to nie ważny organ ssąco-tłoczący krew, lecz obraz czerwonego serduszka, które mówiło o miłości. Piękna metafora.

*Dużo później serce, to zawał trzykrotny u ukochanej osoby i śmierć po czwartym :-(

- Krew, to z czerniną mi się kojarzyła, której nie znosiłam, a ciągle była podawana u cioci Janki. Nie lubiłam i zupy, i cioci też. Trzeba było u niej zdejmować buty, siedzieć grzecznie przy stole i żadną elokwencją broń boże, nie wykazywać się. 

*Parę dekad później, kiedy od dawna przecież do jej roli nie jak dziecko podchodziłam... dowiedziałam się, że ilość hemoglobiny i hematokrytów, wielkości erytrocytów w niej zawartych może świadczyć o chorobach takich jak sferocytoza lub czerwienica, a choroby te nie są obojętne dla komfortu życia. 

- Kręgosłup - element szkieletu człowieka, taka rama składająca się z 26 kości... no i tyle.

* Trochę czasu minęło, a kręgosłup moralny w moim umyśle się pojawił, czyli zbiór norm etycznych, na których człowiek powinien opierać swoje działania w życiu. Tato wiele o przestrzeganiu zasad i nie załamaniu się wskutek niecnych działań innych, mówił. (Przeżył cztery lata w obozie rosyjskim, wiedział o czym prawił). Dzisiaj to jeszcze postrzegam kręgosłup jako źródło bólu nieustannego. 

- Nerki... oj ten okropny zapach, kiedy mama je obgotowywała, a potem jednak pokrojone w plasterki w sosiku... pyszne były - oczywiście :-))

* A przecież nerki, to jeden z ważniejszych organów w naszym ciele i mogą boleć. Przekonałam się o tym w latach osiemdziesiątych, gdy u mojego męża stwierdzono, że ten cierpi z powodu kamieni w nerkach i dlatego tak "wyje i ścianę z bólu zdziera" Gdzieś tam w pamięci odkurzam, że Belladonnę i Papawerynę w takim płatku z ich proszkiem zażywał. Przepisał mu to lekarz z polecenia sąsiadki, Iwanow się nazywał. Potem kamienie, ponoć w trójkątnej postaci, mąż wydalił i dobrze było. 

- Jelita -  takie osłonki w soli zanurzone, które potem w wodzie były moczone... osuszane. A tato w nie dmuchał, na kółko takie specjalne do maszynki do mielenia mięsa nakładał. A mama do tej maszynki, uprzednio zmielone pachnące majerankiem mięso wkładała, i? I kiełbasa wychodziła :-)) W różnej długości, grubości... tak jak mama chciała, jak mięso pakowała ;-)

* Dzisiaj? Jelito grube i cienkie, bardzo istotne w naszym organizmie... drażliwe czy z uchyłkami i wiedza o nim taka, że kolonoskopię należy wykonywać. Dbać o nie trzeba. Bo gdy jelita chorują, cierpi całe nasze ciało.

 - Trzustka - widziałam, że to coś ważnego w brzuchu mamy... ciągle na nią narzekała... tylko pieczywo białe i serek też biały jadła. Dieta, dieta u mamy i inne obiady dla niej, inne dla mnie i taty.

* Dzisiaj już tyle o chorobach trzustki się mówi, o ludziach, które na jej choroby umierają, że rozumiem jak bardzo cierpiała moja mama... dlaczego takie wahania wagi miała, smutna, blada bywała. Ach ;-(

KONSTATACJA MOJA 

Jest taka. Jakie to życie jest zabawne :-) W każdym wieku, niby to samo, co innego znaczy i wymiar ma inny :-)

Druga rzecz jest taka, że świadomość nasza poprzez telewizję, media społecznościowe, internet, jest nawet u tych najmłodszych - dużo większa. Taka Dorotka juniorka, moja najmłodsza wnuczka, gdy miała dopiero piętnaście miesięcy (teraz już 17 :-) ) to na moje powiedzenie, że "coś się źle czuję;-(  ), to zaraz mi przynosiła aparat do mierzenia ciśnienia. Dzisiaj zahacza jeszcze o termometr:-))))

Moi rodzice chronili mnie przed "złymi" (w ich mniemaniu wiadomościami) na różne tematy i specjalnie nie uświadamiali. W dorosłym życiu dopóki czegoś sama nie doświadczyłam, nie zastanawiałam się dlaczego tak bardzo boli mnie głowa, co to jest nerw trójdzielny itd. ... dlatego też, że biegłam, biegłam... za dziećmi, pracą, karierą... bez myśli, żeby się zatrzymać... że kiedyś trzeba będzie to zrobić i nad sobą zastanowić.

Zastanowić! W kwestii chociażby zdrowia :-) I spojrzeć inaczej :-)













07:00:00

ROZWODY - Historia Urszuli i nie tylko

ROZWODY - Historia Urszuli i nie tylko

ROZWÓD

Rozwód, to koniec rozmowy dwojga osób. Nie potrafią się dogadać, patrzą w przeciwnych kierunkach, nie są wobec siebie uczciwi. Dlaczego? Powodów jest mnóstwo: zdrada, bo ktoś się zakochał w kimś innym, brak cierpliwości w obcowaniu z drugą osobą, egoizm, wygodnictwo, alkoholizm jednej strony, pieniądze, przemoc fizyczna i psychiczna, różnica wieku, która staje się coraz bardziej widoczna i nie daje satysfakcji z pożycia, rozłąka zbyt długa, różnice światopoglądowe i tak dalej itp. Można by wymieniać i wymieniać.

KONIECZNA PORAŻKA

Rozwód jakby na niego nie patrzeć, to zawsze jest porażka... porażka każdej ze stron. Ale należy też rozważyć takie myślenie, że może być naprawdę początkiem czegoś dobrego, nowej drogi. A życie jest jedno i trudno je spędzać w więzieniu niemocy. Bo można z kimś spędzić życie pod jednym dachem, ale z lodowatą oziębłością, ale z przemocą? To już nie tylko więzienie, to karcer.

WIEM CO OZNACZA SAMOTNOŚĆ

Jak w znanej piosence... osobna noc, osobny dzień. Miałam 45 lat, gdy umarł mój mąż. Dwadzieścia sześć lat małżeństwa i czworo dzieci, w tym najmłodsza niespełna trzyletnia córka. Nie byłam gotowa na to, żeby być sama, bez bliskiego człowieka u boku. Wszystko się posypało. Ale tak się stało, że sześć lat później nieziemsko się zakochałam i za mąż ponownie wyszłam (oj niewidoma i głucha w tamtym czasie byłam ;-( )

PO 10 LATACH ROZWIODŁAM SIĘ

To odrębna historia, o której już w 2016 roku pisałam (nawet w kilku postach).  Ale przywołuję ją po to, żeby zapewnić, że wiem o czym piszę, bo sama przeszłam tę procedurę. Choć dla mnie trwała krótko, bo w jednym dniu dostałam rozwód z wyłącznej winy tego "człowieka", choć on chciał tę winę rozłożyć.  Było mi smutno, byłam podenerwowana i przed rozwodem i jeszcze po. To normalna emocja, mimo, że powinnam się radować, że rozstałam się też na papierze z tym "bez jajowym czymś" ;-)

Podeszłam do tego momentu w swym życiu w ten sposób, że tak właściwie to mimo rozpadu tego związku, to wszystko właśnie teraz ułoży się na swoim miejscu. I tak 7 lat nie mieliśmy ze sobą kontaktów. Nie było co zbierać... ja już dawno odwróciłam się i byłam po innej stronie.

HISTORIA URSZULI

Jest jednak inna... 30 lat małżeństwa, dwie dorosłe ponad dwudziestoletnie córki. Urszula nigdy nie pracowała, jest po 50-tce. Nie pracowała, bo mąż z własną dobrze prosperującą rodzinną firmą. Kasy jednym słowem jak lodu. Lodowato też w jej małżeństwie się robiło. Urszula z roszczeniami dotyczącymi wygodnego życia, jej mąż Paweł z wymaganiami... o zrozumienie i spokój, bo jednak ciężko na to super życie, pracuje.

Mimo tego braku zrozumienia, obojętności wobec siebie, wkradającej się nie tylko nudzie, ale wręcz wrogości jakoś tam funkcjonowali. "Jakoś funkcjonowali" czyli ani dobrze ani źle, ale mieli córki, które oboje kochali i im swój czas poświęcali. Tak było, aż się zmieniło... bo Paweł się zakochał w innej kobiecie.

JAK TO UZASADNIŁ?

Córki już dorosłe, mają swoje życie, a ja jeszcze chcę być trochę szczęśliwy... nie, pod twoim pantoflem. Nie rozumiemy się, nie dogadujemy. Zabezpieczę cię, będziesz dostawać pieniądze, zostawię dom, tylko dla naszego dobra muszę odejść. Tak zdradziłem cię. Ona nie jest ani młodsza od ciebie, ani ładniejsza... tylko kocha mnie, nie moje pieniądze. Zdradziłem cię. Zawsze mnie o zdradę podejrzewałaś, choć nigdy nie było jej. Ani ochoty, ani czasu nie miałem, żeby cię zdradzić. Nic cię nie zadowalało. Coraz mniej między nami bliskości było. Wpadłem w dół emocjonalny. Nawet nie zauważyłaś, że jest mi źle... zarzuty robiłaś, że tylko pracuję i córkami się zajmuję... a jak chciałem, pragnąłem bliżej ciebie być, to się odsuwałaś, obrażałaś i o wakacjach zagranicznych gadałaś. Żadnej dobrej, czułej relacji między stopniowo ubywało. Teraz nie ma żadnej. Po co mamy być z sobą na siłę. Proszę o rozwód cię z winy obydwu stron. Zgadzasz się?

URSZULA

Nie chciała się zgodzić. To Pawła obwiniała o rozpad ich związku. Ustąpić nie chciała. Zaczęła korzystać z porad psychologa, który jeszcze bardziej upewniał ją w swoim przekonaniu, że jest wyjątkowa i bezbłędna. To przekonanie o swojej wręcz cudowności jeszcze, jeszcze większą nienawiść do Pawła w niej budowało. Jeszcze wizja, że być może zamiast 40, 50 tys. miesięcznie, będzie miała jakieś 20 tylko... to ją przerażało. Poza tym inna kobieta u boku Pawła w jego nowym mercedesie, to było nie do wytrzymania. I jeszcze to, on chce z córkami się widywać... przecież one jej są! Tylko jej. Nie pozwoli na to. Nastawia córki przeciwko Pawłowi. One skołowane są. Jedna z nich popada w depresję. Urszula za ten stan obciąża Pawła.

TAK SIĘ TWORZY LAWINA ZŁYCH EMOCJI

Urszula nie może spać. Szuka pracy, ale za 4 tys. złotych stwierdza, że nie będzie pracować, bo cały dzień nie byłoby jej w domu. A ona okna musi myć i szkło pucować, kurze ścierać, kwiaty podlewać. No i chodzić do psychologa. Przed znajomymi opowiada, że Paweł cierpi na chorobę psychiczną. Chce o tym w sądzie powiedzieć. Prawniczka jej to odradza. Chce rozwodu z wyłącznej winy Pawła. Oskarża go o wszystko zło, wydzwania do niego, pisze maile, obraża. Swój gniew niepohamowany wylewa nie tylko na niego, ale na wszystkich wokół siebie. Tak było, czas miniony.

DZISIAJ

Jest już po sprawie rozwodowej. Rozwód orzeczony na jednej sprawie z winy obu stron.

PAWEŁ 

Wysyła Urszuli co miesiąc 20 tysięcy na życie. Chce szczęśliwie żyć przy boku nowej kobiety, ale też próbuje rozmawiać z córkami i dba o byłą żonę. Te rozdarte między rodzicami, mimo, że dorosłe kobiety nie chcąc urazić matki, z którą mieszkają... nie spotykają się z tatą. On bardzo to przeżywa. Pieniądze im wysyła. I tyle ;-(

URSZULA

Dba o siebie jak zwykle... fryzjer, kosmetyczka, medycyna estetyczna, manicure, pedicure i inne tam dbania... dalej psycholog... modne ciuchy. Nie ma uśmiechu. Wargi umalowane, lecz zacięte. Jedyne jej marzenie, żeby Pawłowi było źle. Pucuje mieszkanie, dalej pisze maile złośliwe do Pawła. Nie chce słuchać rad przyjaciół, żeby kogoś poznała, czymś się zajęła. Obraża się na takie delikatne sugestie, że jest już po rozwodzie... rozdział zamknięty, czas nowy zacząć.

PRZYSIĘGAŁ MI, POWINIEN IŚĆ DO PIEKŁA - takie jest jej przeświadczenie. To ciągle Urszula powtarza. Nie chce pogodzić się z tym co się stało. 

ZDANIE STAREJ KOBIETY 

Smutna to historia i przedstawiam tylko fakty. Nie osądzam i nie oceniam żadnej ze stron.

Też do końca wszystkiego nie wiem.

Wiem, że nic nie jest dane raz i na zawsze. A o małżeństwo trzeba dbać, jak o wszystko. To nie jest tak jak w tym powiedzeniu "Nie goni się tramwaju, do którego się wsiadło". Nawet w małżeństwie o bardzo długim stażu, należy się do siebie ciągle zalecać :-))

Wiem też, że "nie można nikogo zmusić do miłości! Do wykonywania obowiązków można oczywiście (różne metody znajdą się na to). Do miłości i bycia z kimś razem - nie da się!

Trzeba sobie odpuścić odpuszczając drugiej osobie, dla własnego dobra! To jest słuszne :-) 




21:55:00

O STARANIU SIĘ... prawie wszystko ;-)

O STARANIU SIĘ... prawie wszystko ;-)

BARDZO SUBIEKTYWNE ROZWAŻANIA Starej Kobiety 

W celu zrozumienia czy warto się starać o cokolwiek w tym życiu, czy odpuścić i dać się ponieść fali życia bez oczekiwań, tak po prostu żyć z dnia na dzień, może trochę bezmyślnie, z hedonistycznym nastawieniem?

STARANIE SIĘ, CO TO?

To proste... czynić wszelkie wysiłki, aby zrobić, uczynić coś dobrego, coś co zadowoli nas, czy bliskich nam, to też dążenie do spełnienia marzeń, wytyczonego celu.

Staramy się od najmłodszych lat, bo sami chcemy, bo zaspokoić oczekiwania swoje, czy innych pragniemy. 

Zabiegamy, przykładamy się do obowiązków tych narzuconych przez siebie i innych. Dążymy tak mocno do wytyczonego celu, że gonimy mimo zmęczenia, złości, że się nie udaje. Czasem obsesyjnie wręcz próbujemy więcej niż na swych barkach unieść możemy. Bez starań nic nie wychodzi tak jakby się chciało, w ogóle może nie wyjść. Stajemy wręcz na głowie czy jak to się inaczej mówi, na rzęsach by się ziściło, co się zamierzyło. Dokładamy takich starań, czasem kosztem wypoczynku, cieszenia się z życia, wewnętrznego napięcia, które ból głowy powoduje.

NA OKRĄGŁO O TYM STARANIU TU PISZĘ:

Bo każdy ze swoich doświadczeń wie i pamięta, jakie w swym życiu dokonał i jakie ciągle ma w tym zakresie starań zamierzenia. Począwszy od tych małych, wręcz błahych i banalnych, powszednich dnia codziennego, a tych dotyczących starań wielkich dotyczących ludzi i życia pośród nich.  

SZEPT W GŁOWIE

Nam podpowiada, że jeszcze za mało, że jesteśmy zbyt mało starające się i kreatywne, że za mało robimy dla innych. A przecież chcemy, a to być najlepsze, a to świat ratować, by wszyscy zadowoleni byli. Myśl taka przechodzi jak prąd nam przez głowę, że gdy my się bardziej postaramy, to lepiej będzie i nam, i innym. A jak innym, to nam i tak koło się toczy.

TYLKO, ŻE CZASEM 

Mimo wszelkich prób i wychodzenia ze skóry, stawania na rzęsach by starania nasze zaowocowały pozytywnym efektem... przychodzi rozczarowanie... poczucie niepewności... smutek. Taka sytuacja nie pozwala cieszyć się w pełni życiem, bo jesteśmy niezadowolone i frustracja wkrada się w naszą duszę.

Niedocenie przez innych naszych starań, które nie rzadko opłacone są pracą ponad siły, czy nawet depresją... to wysoka cena, za nieumiejętne rozłożenie swoich możliwości i wyznaczenie priorytetów.

TO MIT, ŻE ZNACZYMY TYLE, NA ILE SIĘ POSTARAMY

Poświęcenie. Nie o to tu chodzi. Tylko o to by tak budować swoje życie, a w nim relacje z innymi, w oparciu o zrozumienie obopólne. Myślenie też o sobie w ten sposób, że mamy jedno życie (co tak często powtarzam) i w tym życiu musimy pamiętać o sobie. O sobie, ale w sposób racjonalny. Bo nic nie jest dane raz i na zawsze. Wiadomo, że w każdym okresie życia inne starania nas dotyczą, ale muszą być wyważone i nieskupione wyłącznie na innych. Zdrowy egoizm tu się sprawdza. 

NAJPIERW SŁYSZYMY 

Od rodziców, nauczycieli, pracodawców...

Postaraj się lepiej zachowywać, uczyć, pracować wydajniej, bo wtedy będzie Ci łatwiej, coś osiągniesz, będziesz kimś ważnym, zarobisz lepsze pieniądze, wyższą pozycję mieć będziesz w życiu.

PÓŹNIEJ SŁYSZYMY

Od partnerów, małżonków, dzieci...

Kochaj mocniej, rób więcej, dbaj bardziej, daj jeszcze, pokaż jak najlepiej, krzątaj się z zaangażowaniem mocniejszym, zabiegaj o uczucia... o uśmiech innych i też ich zadowolenie. Zwiększ swój wysiłek, nie opadaj na laurach, bo mąż musi mieć kochankę, kucharkę, żonę i sprzątaczkę w jednym, i do tego wypachnioną, i dobrze wyglądającą. A dzieci zadbane, dobrze pokierowane i zabezpieczone na potem.

I WSZYSCY JEDNO MAJĄ WYMAGANIE

Byś Ty zakręciła się odpowiednio, zakombinowała, zawalczyła - jednym słowem - postarała się wszelkimi sposobami, żeby było idealnie.

ALE TO NIEPRAWDA

Że inni tak bardzo chcą w ten kołowrót Cię zaprząc. To jest część prawdy, bo druga jest taka, że Ty na to pozwalasz. Pozwalasz, bo nie wyznaczasz granic. A powinnaś! Bo możesz, jeśli chcesz starać się, w wymiarze swym. Ale bez udowadniania, że tylko Ty, tylko Ty najlepiej i Ty powinnaś, bo taka jest Twoja rola, i jesteś niezastąpiona.

TY WYTYCZASZ GRANICE

I w tych granicach dbasz na miarę swoich możliwości, chęci i umiejętności. Na miarę swojej miłości, przyjaźni, koleżeństwa. Nie będziesz gorsza przez to, że użyjesz słowa NIE, że coś w czasie odwleczesz, że pozwolisz sobie na słabość, na rozmowę, w której przyznasz, że potrzebujesz czasu, siły większej, spokoju odpowiedniego. 

Nie bój się rozmowy z najbliższymi i przyznaniem się do potrzeby pomocy, do pewnej w obecnej chwili niemocy. Nie obawiaj się poproszenia o pomoc, pokazania, że JESTEŚ  CZŁOWIEKIEM, NIE  ROBOTEM. Pozwól sobie na czułość wobec siebie :-)))

KOBIETY TAK MAJĄ

Że chcą być idealnymi siostrami, córkami, matkami, żonami, kochankami, pracowniczkami, przełożonymi. Że chcą by wszystko cudownie się układało, więc nie dośpią, nie dojedzą, nie zadbają o swoje zdrowie, o odbicie w lustrze, zadowolenie i spełnienie, bo najważniejsze jest staranie o kogoś, o coś, co ma im przynieść zadowolenie poprzez uzyskanie sympatii, miłości czy przyjaźni.

A DROGA PRAWIDŁOWA W STARANIU

to wyważone działanie, które przyniesie radość wszystkim stronom.

1. Gdy się staramy, to niewątpliwie szybciej osiągamy sukces.

2. Gdy cel jest bardzo ważny, bo chodzi o zdrowie lub życie, to powinniśmy w staraniu iść na całego.

3. Nie da się starać w związku za dwoje. '' W tym cały jest ambaras, by dwoje chciało naraz".

4. Należy doceniać starania innych... jeśli chodzi o miłość, o uczynienie dla nas coś ważnego czy dobrego.

5. Nie należy starać się utrzymywać na siłę przy sobie ludzi, którzy nas nie chcą.

6. Nie można też starać się zatrzymywać przy sobie dzieci i czynić wszystko by wybrały naszą drogę, przejęły nasze myślenie.

7. Można się starać by ktoś zmienił zdanie w danej sprawie, jeśli się jest przekonanym o jej słuszności. Ale gdy starania te spełzną na niczym... cóż, trzeba odpuścić. Albo szukać innego rozwiązania.

8. Staranie się o to by czas się zatrzymał, to mrzonka... lepiej starać się by fajnie, choć w innym wymiarze przeżyć ten czas.

9. Starać się o bliskich warto, ale tak by oni wiedzieli i umieli docenić, że Ty też zasługujesz na ich starania o Ciebie.

10. Bezcelowe jest staranie się o coś niemożliwego, z góry inaczej założonego.

11. Staranie się o swój rozwój osobisty, swoje zdrowie, dobre nastroje, to bardzo istotne jest.

KONSTATACJA  

Nie wystarcza starać się ze wszystkich sił! Najpierw warto pomyśleć, czy sprawa, o którą walczysz, ludzie, o których zabiegasz w każdej formie... są tego warci. Czasem sprawy należy odpuścić, a ludziom przebaczyć... dalej iść... to najlepsze co można zrobić.

BYWA TAK, że im bardziej się starasz tym większego w tyłek kopa dostajesz. Ale nie ma co się zrażać. Po swojemu trzeba żyć :-)) bez przesady w żadną stronę.




20:08:00

Dotarła paczka z Femme Luxe... i powoli dociera jesień...

Dotarła paczka z Femme Luxe... i powoli dociera jesień...

LATO SIĘ KOŃCZY

 Wbrew pozorom dostrzegam tego faktu pewne plusy, choć marznąć nie lubię… a i zima optymistycznie się nie zapowiada z powodu chociażby spraw gospodarczych. W końcówce lata fajne jest to, że nim nadejdzie chlapa i szaruga, do czynienia mamy z okresem przejściowym… nieco przypominającym wiosnę, choć słonko nie grzeje tak mocno i optymistycznie.  Nie mniej to dobry czas, żeby ponownie wyjąć z szafy dresy i zacząć ubierać się na cebulkę. Nie wiem jak u Was, ale u mnie poranki są chłodne…  przyprawiają o gęsią skórkę swoimi podmuchami, by później, w południe słoneczko mocno przygrzało. Trudno ubrać się w taką pogodę, a moje ukochane okrycia wierzchnie w południe lądują przewieszone przez ramię lub upchnięte w torebkę, a jednak bez nich rano… trudno z domu wybyć… chyba, że chcemy się zahartować na zimnie ;) Ale co najważniejsze! Nikt już nie może ode mnie wymagać noszenia krótkich spodenek / denim shorts… także pogoda ;) A i w zwykłych długich spodniach w końcu się nie gotuję :)

Ostatnio przyszła do mnie paczuszka barterowa od Femme Luxe – w ramach tej współpracy w zamian za napisanie Wam paru słów o swoim zamówieniu… otrzymałam wybrane przez siebie produkty – co prawda z zamówionych czterech, przyszły trzy… ale przymknę na to oko ;) Wybieram zawsze rzeczy uniwersalne, w przypadku, których nie boję się, że będą niedopasowane ;)

Pierwszą wybraną przeze mnie rzeczą był zielony zestaw dresowy / Green Zip Up Hoodie Cuffed Joggers Loungewear Set - Sibyl składający się z bluzy z kapturem zapinanej na zamek, posiadającej kieszenie oraz spodni dresowych ze zwężanymi nogawkami i kieszeniami – kolor tego dresu powala. Zresztą jak kolory wszystkich zamówionych przeze mnie tym razem rzeczy, które energetyzują swoją intensywnością :) Wróćmy jednak jeszcze na moment do dresu… to soczysta zieleń, której koloru zdjęcia do końca nie oddają. Przypomnijcie sobie barwę soczystej zielonej trawy na początku lata, gdy ta jeszcze nie jest słońcem spalona, a dzięki wiosennym opadom odpowiednio nawodniona – widzicie to oczami wyobraźni? Świetnie! Właśnie takim kolor ma ten dres. Skład też ma niezły, bo to w 50% bawełna :) 

Dwie pozostałe rzeczy to dwie długie, oversizowe koszule, z lekko bufiastymi u dołu rękawami, które można nosić zapięte jak klasyczne koszule… ale można również je mniej lub bardziej rozpiąć i tym sposobem jako narzutki potraktować. Najlepiej oczywiście wyglądają po wyprasowaniu;-)) Kolory to intensywny niebieski kobalt / Blue Oversized Button Down Long Sleeve Shirt - Lexy oraz intensywna czerwień / Red Oversized Button Down Long Sleeve Shirt - Lexy, w zależności od promieni słonecznych, niekiedy w pomarańcz wpadająca. 

Z czernią i bielą ostatnio mi trochę nie po drodze, ale nie mogę nie wspomnieć, że w Femme Luxe w ofercie posiadają mnóstwo rzeczy, w wielu kolorach… w tym także czarne / black dresses i białe sukienki / white dresses. Następnych zamówień na razie nie będzie, bo marka ograniczyła swoją współpracę do brytyjskich blogerów... Ale jeśli jeszcze kiedyś... To się słyszę ponownie na dresy 😊 To moje ulubione produkty z tego sklep

NO  I ?  To byłoby dzisiaj na tyle. Lecę kończyć układanie w szafie... bluzki i inne rzeczy wg kolorów, żeby łatwiej było się ubrać... dopasować jedno do drugiego. Mam dzisiaj dobry humor, bo weszłam w kilka rzeczy, spodni itd., które nosiłam przed pandemią:-) Brawo ja:-))

16:49:00

SŁOŃCE :-)), STARA KOBIETA i JA

  SŁOŃCE :-)), STARA KOBIETA i JA


SŁOŃCE, czyli...

1. Gwiazda centralna układu słonecznego wokół, którego krąży Ziemia. Składa się z gorącej plazmy. Wysyła światło, ponieważ jest gorące.

2. To ono warunkuje ciągłość życia na Ziemi. 

3. Jest niezbędne do przeprowadzenia procesów takich jak fotosynteza.

4. W wielu kulturach zajmuje ważne miejsce wśród innych bóstw.

JAKI MA WPŁYW NA CZŁOWIEKA?

Jego promieniowanie bezpośrednio wpływa na nasze zdrowie.

1, Regularne przebywanie na świeżym powietrzu powoduje, że rzadziej chorujemy na nadciśnienie, układ krążenia i ogólnie poprawia kondycję fizyczną.

2.To dzięki słońcu serotonina nam rośnie i dzięki temu nasz nastrój jest lepszy i poczucie satysfakcji z życia oraz spokój gwarantowany.

LECZ

1.Promieniowanie UV uszkadza komórki skóry i może doprowadzić do rozwoju raka skóry.

2. To właśnie słońce odpowiada za fotostarzenie się skóry, ale z drugiej strony unikanie słońca prowadzi do niedoboru witaminy D3. A jej niedobór zaburza pracę wszystkich niemalże układów w organizmie.

3. Ekspozycja na słońce jest ryzykowna... przebarwienia, przyśpieszenie procesów starzenia się skóry.

STAREJ KOBIETY STOSUNEK DO SŁOŃCA

Dla mnie idealny poranek to taki, gdy słońce zagląda mi rano przez przysłonięte zasłony. Mam wtedy więcej energii i ułatwia mi to rozpoczęcie dnia. 

Do zeszłego roku, gdy lato hulało i ja w promieniach słonecznych się pławiłam... dzień bez przebywania na słońcu latem, uważałam za dzień stracony. Zawsze uważałam, że słońce przedłuża mi życie. Moje ciało przybierało mahoniowy seksowny kolor. Wspomagałam to zresztą produktami przyśpieszającymi opalanie, gdy w zakresie moich działań znajdowała się współpraca jako konsultantka Avon... choć również o preparatach nawilżających nie zapominałam :) Zwłaszcza przy pastelowych kolorach letniej odzieży, wyglądałam pięknie.

AŻ!

Po ostatnim lecie zauważyłam, że całe moje ciało, mimo, że jedwabiście gładkie wskutek smarowania się nawilżającymi i wygładzającymi preparatami... jest piegowate. I nogi i ręce i gdzieniegdzie brązowe większe plamy, zwłaszcza na dłoniach. I to nie plamy wątrobowe, bo wątroba w idealnym stanie.

POSZŁAM DO DERMATOLOGA

Zbadałam się tam. Pani Doktor obejrzała całą mnie i stwierdziła, że to wszystko od nadmiernego opalania. A ta skóra też cieniutka się zrobiła i marszczyć niebezpiecznie zaczęła wskutek odbierania nadmiernej ilości promieni słonecznych. A ból głowy, też od niego być może.

Przykre, ale prawdziwe :( 

OD TEGO ROKU

Unikałam słońca ile się dało. Filtry 50 stosowałam, twarz kapeluszem z szerokim rondem zasłaniałam... nawilżałam, smarowałam olejkami różnymi. Gdy czułam potrzebę, to emulsjami brązującymi się posiłkowałam, żeby nie wyglądać jak kurczak z zamrażarki wyjęty ;-) 

To było dla mnie dziwne doznanie, kiedy ja zawsze taka opalona, widziałam brązowych, białoskórych ludzi na ulicach... trochę się wyróżniałam. Oglądałam zdjęcia sprzed trzech lat, gdy trzy tygodnie smażyłam się nad polskim morzem i wróciłam jak frytka podpieczona.

A JEDNAK !

Jestem bardzo zadowolona. Skóra gładka, w dotyku jedwabista, naskórek niespalony, więc się nieco wygładził. A skóra twarzy w blasku jak nigdy, bez przebarwień i popękanych naczynek, które z pewnością dodają lat. Nawet bez podkładu wygląda zdrowo i ładnie.

Nie wrócę już do smażenia się na słońcu, bo jestem za stara na ogień z kuli złocistej na niebie. Do wszystkiego trzeba dojrzeć. Ja zrozumiałam, że nie mogę przesadzać ze słońcem. Wręcz nie powinnam. To mi tylko wyszło na zdrowie i urodę.

WIEM, ŻE

Terapia słoneczna może być bardziej skuteczna w leczeniu depresji, czy w poprawie humoru... lepiej nawet niż prozak. Ale wszystko musi być wyważone. Wiem, że w tym roku moje włókna kolagenowe w twarzy nie zostały uszkodzone, skóra na ciele (największy narząd mojego organizmu) nie jest wysuszona, a przez to też jej warstwa hydrolipidowa ma się lepiej :-)

LEPIEJ PÓŹNO NIŻ WCALE

Warto zadbać o siebie!

Żeby nie było, wiem też, że słońce uaktywnia produkcję melatoniny, a ta jest naturalnym filtrem, który hamuje rozwój bakterii i grzybów oraz niszczy wolne rodniki, materiał genetyczny komórek przed powstawaniem w nim mutacji... lecz wszystko w miarę, bo słońce ma swoje blaski i cienie, niesie zagrożenie życia i potrafi wyleczyć. 

NIE GNIEWAJ SIĘ SŁONECZKO

Że tak Cię dzisiaj obgadałam, kocham Cię, ale wiesz... przezorny zawsze ubezpieczony ;-) Dzisiaj nikomu nie można do końca ufać :-)))))

Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger