OTO JA... Stara Kobieta
Od dnia moich narodzin minęło właśnie 23 122 dni. Z tymi narodzinami zaczęło się życie pełne zdarzeń i bardzo ciekawe. Jeden dzień jak książka gotowa do wydania. Więc ile tych książek już byłoby, gdyby ktoś zechciał opisywać te dni. A w każdym dniu, tygodniu, sekundzie, minucie wydarzało się życie, które doświadczało. Czasem radośnie, krystaliczną moją postać innym pokazywało, a czasem to chwile, o których zapomnieć by się wolało... :P Tak czy owak, ten stosik kartek z kalendarza, takiego wydzieranego, co kiedyś w każdym domu wisiał na ścianie... to stosik całkiem pokaźny i to on mnie ukształtował.
A tym samym, z wiekiem uwidocznił moje bziki. Większe, ważniejsze i najbardziej bzdurne. Ale moje! Wykształcone, przerobione przez lata. Jestem do nich przywiązana, bo powodują, że czuję się wolna. Obserwuję ludzi, bo lubię to robić i stwierdzam, że każdy, każdy bzika jakiegoś ma. I nie ma w tym absolutnie nic złego.
PAKIET PIERWSZY (bardzo poważny) (1)
Wolność, tolerancja, godność. Jestem jak głodna lwica wypuszczona z klatki, gdy ktoś chce mnie ograniczyć, wywyższa się i pragnie przydepnąć. To długi i niezwykle skomplikowany temat o relacjach jakie panują między ludźmi, gdy jedni drugim gotują los, którego sami nie chcieliby doświadczyć. Bzik* to nie jest najlepsze słowo, dla określenia tych odczuć, ale u mnie to poszło tak daleko, że nie potrafię się od tego odciąć, zapomnieć, przejść obok. Z determinacją trzymam się życia i biada temu, kto chce zabrać, ująć nieco z jego blasku. Ten blask życia też jest moim bzikiem, który olśniewa mnie każdego dnia.
KSIĄŻKA PAPIEROWA (2)
Książka z szeleszczącymi kartkami, w oprawie cieszącej oko. Nie gdzieś w piwnicznej izbie schowana, na strychu, zakurzona, tylko zawsze w zasięgu ręki. Do czytania, przeglądania, oglądania, dotykania, wąchania, przytulania, wiedzy i radości czerpania. Większego hopla (ze znanych mi osób) na punkcie książek ma tylko moja najmłodsza córka. Jej cały wielki salon w mieszkaniu to regały od podłogi do sufitu. Tak też jest w innych pokojach. Ale te książki, to nie element wystroju. Ona dokładnie pamięta, gdzie, która leży... jaki autor, tytuł i o co w tym wszystkim chodzi (a tych książek ma z osiem tysięcy... i to żadna ściema). Zamiłowanie do czytania wyniosłam z rodzinnego domu. Czytałam wszędzie i wszystko, od najmłodszych lat, gdy dostęp do książki nie był taki łatwy. W bibliotece spędzałam czasu ile się dało. To było istne szaleństwo i tak zostało. Z przerwą (ale też nie do końca) wywołaną pracą wymagającą 24 godzinnego rytmu bez mała i dzieci gromadką. Ale zawsze przewijała się książka. Przygody Tomka Sawyera, Ania z Zielonego Wzgórza, Serce de Amicisa i dalej i poważniej, aż do Tokarczuk dzisiejszej.
PUNKTUALNOŚĆ (3)
Punktualność jak to się mówi, wyssałam z mlekiem matki. A raczej taty ;-))), który żył z zegarkiem w ręku i wszystko miał zaplanowane. Niczego nie robił przed ustalonym czasem, a poza tym czasem bardzo się wściekał i mówił: "nigdy tak nie rób, czas to najważniejsza waluta. Nie ma nic tak cennego. Dlatego ceń swój czas i kogoś innego." Pamiętam, że kiedyś tato był umówiony na godzinę 14-stą ze swoim przyjacielem (skądinąd znanym wówczas bokserem ;-)) Szłam tam razem z tatą (malusia byłam :-)), bo przyjaciel miał synka w tym samym wieku i wiadomo, dzieciaczki bawić się miały, panowie prawić o ważnych sprawach. Mieszkali niedaleko od naszego domu, ale wyszliśmy za szybko. Brakowało jakieś 10 minut. Zimą to było. Mróz okropny. Pamiętam jak przestępowałam z nóżki na nóżkę. A tato twardo: "musimy zaczekać, jeszcze nie ma czternastej. Trzeba być punktualnym!" Nogi miałam już tak przemarznięte, że w momencie wchodzenia na schody, nie chciały wcale przebierać. I wtedy tato wziął mnie na ręce i gnał po tych schodach na trzecie piętro, bo inaczej by się spóźnił minutę albo dwie :-) A przecież nie wypada się spóźniać :-) I tak mi zostało. Taka jestem i wymagam od innych ;-) Nie raz czekam przed drzwiami osoby, z którą jestem umówiona do ustalonej godziny. Ludzie, którzy mnie znają, nie odważają się spóźnić bez uzasadnionego powodu. (a standardowe korki w mieście o 16-ej, to nie jest dla mnie usprawiedliwienie ;-))
ORTOGRAFIA, KALIGRAFIA I BŁĘDY JĘZYKOWE (4)
- Obłędu wręcz dostaję, mdłości i niebezpiecznie pręży mi się język w niemiłosiernie ostrej ripoście, gdy słyszę, że ktoś mi coś mówi o f i e r a n a ch, chce w ł a n c z a ć światło, końcówki ą zamienia na om, zamiast proszę usiąść mówi n i e c h u s i ą d z i e zwracając się do mnie (tutaj jeszcze brak kultury). Jeszcze jak s z ł e m mówi do mnie facet, to od razu mu mówię, żeby do mnie już lepiej nie przychodził ;-) Z g n i t e jabłko jest o wiele gorsze dla mnie niż zgniłe, bo razi mi moje ucho tak samo jak to, że dziś jest 14 październik... nie! czternastego października i właśnie wkładam sweter, nie s w e t r. Wziąć należy sprawy w swoje ręce, bo w z i ą ś ć, to jest niepoprawne zupełnie. Jeszcze jak ktoś chce s p a d a ć w d ó ł, to zastanawiam się jak można spadać w górę ;-) I oczywiście w cudzysłowie, nie w c u d z y s ł o w i u redaktorzy z ważkich ponoć programów.
"Na pewno" "naprawdę" pisze się tak jak ja ;-) pierwsze osobno, drugie razem, sprzed i z powrotem - tak, a ból z kreską cierpiącą nad o, a nie żadne tam rozwarte w trwodze u, a morze i może brzmi tak samo, ale naprawdę co innego określa. Szumiące falami morze, to nie to samo, co: może byś mi wytłumaczyła na najbliższym spotkaniu, jak to jest, z tym ukochaniem przez ciebie morzem? Pamiętam, że mój młodszy syn kiedyś zapytał, czy żaba przestanie być żabą, jak się ją napiszę przez rz? Oooo. To pytanie, to było wtedy dla mnie wyzwanie ;-) Odpowiedź była prosta: kochanie, żabie takiej czy owakiej niczego nie ubędzie, ale ta napisana przez ciebie przez "rz" na pewno wyrządzi ci szkodę, w postaci dwói w dzienniczku ;-) przez u kreskowane ;-) Słyszę też d o k t u r ? O rany. Doktor. D e r e k t o r ? Dyrektor. Kontrola jest niezwykle istotna, jak się wysławiamy, jak piszemy. Nie k o n t r o l ;-)
Oczywiście każdemu wszystko przydarzyć się może. Ważne, żebyśmy uporczywi nie byli w powielaniu pewnych błędów. Tolerancja też powinna w każdym zakresie być wyważona ;-)
- Do tego wszystkiego, jeszcze bardzo, bardzo zwracam uwagę na charakter pisma. "Stara Kobieta i Stara Szkoła", gdzie kaligrafii piórem ze stalówką maczaną w atramencie uczono, a ten atrament z kałamarza i wszystko plamiło ręce. Równo, pod odpowiednim kątem stawiane literki, a każda to swoiste dzieło sztuki... te zawijasy, te pląsy cieniowane, tu pogrubione, wydłużone lub skrócone :-) Proporcjonalne literki, dobrane łączenia... to wielka sztuka. Charakter pisma podobny do pisma mojego taty, męża i teścia. Ciekawe to :-) Te roczniki tak miały i w moim życiu się zgrały ;-)) I nie będę skromna. Wiele razy słyszałam: ależ ma pani piękny charakter pisma, i to: teraz to się tak często nie zdarza. Wiadomo. Teraz nie piszemy. Teraz klikamy. A ja sobie lubię popisać i mam nawet pióro ze stalówkami i atramenty w różnych kolorach. A to pióro końcówkę z gęsi prawdziwej ma, takiej latającej czasem w nieba chmurze. I jeszcze pióra wieczne, mała kolekcja. Jedno z nich z grawerunkiem "Szczęśliwe pióro Starej Kobiety" Och, jak ja lubię pisać, podpisać się i popisywać też ;-)
ELEGANCJA (plus dobre maniery) (5)
Elegancja z perfekcyjnym, nadto aż przesadnym dopasowywaniem koloru rąbka torebki do butów jak się nie da do całej torebki ;-) W tym samym kolorze przy tej torebce przywieszka i okulary kształtem i kolorem pasujące. A niech tam :-) Jeszcze do tego pasek w odpowiednio dobranym do kwiatów na szaliku wzorze. A jeśli kapelusz, to też z czymś powiązany i bluzka musi z tkaniną z dotyku, blasku i barwy przypasować. Każdy detal się liczy :-) A jeśli szarość połączyć z beżem? To tylko jeden jaskrawy dodatek w postaci szala, ale też będący znakiem tego, że jest nieprzypadkowy. A kolczyki? A jakże. Ze złotem i kolorem tym samym, co w okuciu przy butach. Nie tak, że jedna klamerka jest srebrna przy butku, a wisior złoty zwisający na brzuszku. Jeśli paski granatowe w tunice, to czarne spodnie zdarzyć się mogą ;-) jeśli jeszcze jeden element czarny i drugi granatowy przypasuję. Można to przeciąć agresywnym kontrastem w postaci czerwonej torebki, ale też kolczyk w uchu powinien być czerwony. A odcieni czerwieni bez liku mamy. I to jest takie cudowne :-)
Taka to układanka ;-)) Tak mam też jeśli chodzi o wnętrza, w których mieszkam. Nic nie jest niezamierzone. Wszystko musi się (dla mnie) w obraz układać, który cieszy moje oko. Mój bzik na tym tle jest tak wielki, że gdy stojąc przy windzie (tam światło jest inne) zorientuję się, że odcień kapelusza barwy brązowej jest cieplejszy niż paska przy spodniach, nie daj boże jeszcze apaszki czy szala... to wracam i zmienia to zaraz ;-) Aaa... Jeszcze sznurówki w butach, jeśli nie całe buty, muszą do czegoś pasować. Czarne buty, sznurówki żółte i żółta torebka z czarnym pomponem, tak tworzy się całość :-)) ... klimat ;-)
Może stwierdzicie, że jestem wariatka, do tego stara babka... żeby nie powiedzieć baba. Że z jednej strony, to opowiada, że tam ją boli, tu ledwo dycha, a tu chce jej się dobierać kożuch do kwiatka ;-)) I co, i po co to stare ciało tak przyodziewać i gdzie tu luz? Taka jestem. Wolna, niezależna i kto mi zabroni mieć wyrafinowany luz ;-) On dodaje mi pewności siebie. Życie, zwłaszcza teraz, to ciągła walka. Jesteśmy jak na wojnie. Na wojnę trzeba iść przygotowaną, z wyprostowanymi plecami, podniesioną przyłbicą (choć może niekoniecznie w tej obecnej wojnie ;)) i najlepiej w dobranym do konia kolorze ;-))) Do tego odpowiedni zapach (kolejny bzik) i ruszać dalej można :-)
UWAGA!
Od bzika jest krótka do droga do miłości, ale też do nienawiści. Od fascynacji pięknem do próżności bliskiej płytkości w postrzeganiu rzeczywistości.
PUENTA
Puenta jest taka, że kurczowo, uporczywie trzymam się życia z jednej strony, a z drugiej - nie znoszę bylejakości. Lepiej spadać z wysokiego konia jeśli już ;-) Lepiej nic nie robić, niż robić na od....l, że tak to nieparlamentarnie ujmę. Nic jednak nie jest czarno-białe i próbować należy, ale z przekonaniem, że da się z siebie wszystko i będzie dobrze. A nie, że może się udać ;-) Skoro czerpiemy z czegoś przyjemność, a jeszcze potrafimy się tym podzielić, to jest to widocznie BZIK, który ważny jest. Nie należy go lekceważyć, wyśmiewać, bo zawsze z niego może wyjść coś dobrego.
PONADTO, DODATKOWO...
I tak więcej napisałam niż miałam zamiar i się spodziewałam... miało być pięć, a ja niestety mam więcej bzików: gotowanie, kwiaty, zapachy, morze, kultura w każdym celu, historia i, i, i , i... jestem ogromnie, pozytywnie zbzikowana w każdym calu. A jeśli chodzi jeszcze o moje najbliższe mojemu sercu osoby, to już w ogóle szkoda gadać ;-)