- To dzień, który jest dla mnie dziwny... lato, upał, gorąco, a ja w w nieprzytulnym wielkim gmachu Sądu?
- Dlaczego?
- Bo zakochałam się... nierozsądnie. Mój mózg wyłączył się, opanowany przez dopaminę, oksytocynę i serotoninę wprawił w stan nieopanowanej radości i pozbawił kompletnie logicznego myślenia. Żadnych negatywnych emocji... byłam w siódmym niebie. Teraz to niebo mnie lekko przycisnęło i oto jestem tu... sala 1131, gdzie (?)... w krótkich słowach przed szanownym, lecz obcym mi gremium mam opisać swoje pożycie z R. Tak Wysoki Sądzie, streszczam się: od 6 lat byłam wdową z dziewięcioletnią córeczką (starsze dzieci wszystkie dorosłe). Jeszcze nie na tyle stara by być sama. Nie na tyle młoda, żeby wystarczyło zatrzepotać rzęsami by spotkać jeszcze na swej drodze chłopa. Córka złożyła przy I-ej Komunii Św. zamówieni e(a raczej prośbę) u samego Świętego z góry... o tatę... I wtedy to... (ziściło się;-)) 2 lipca 2008 roku świeciło słońce i deszcz popadywał jednocześnie: zaraza na stare panny, jak to określała takie atmosferyczne dziwy – Babcia.
- Proszę z sensem i do rzeczy...
- Co do rzeczy, to w białej sukience wtedy byłam... takiej dopasowanej w talii i dołem szerokiej. A narzutka na ramionach była różowa, w kwiatuszki żółte i niebieskawymi oczkami mrugająca. Na opalonych stopach białe butki, sznurkiem owiązane wokół kostki. Tore..?
- Sąd nie obchodzi jak pozwana była ubrana, ani jaka była pogoda 2 lipca... to wszystko nie ma związku ze sprawą!
- Ależ ma Wysoki Sądzie... miało być od początku, a taki właśnie był początek: kolorowy, przez deszcz uśmiechnięte słońce, a ja miałam 51 lat i frunęłam na spotkanie z R. Moim nowym początkiem, którego spragniona byłam, jak dżdżu czy co, czy jak to tam leci ;-))? Pragnęłam tego mężczyzny i wierzyłam, że będzie radośnie i pięknie... zero wątpliwości... `
- Na poezje i emocje Sąd nie ma czasu. Proszę do istoty sprawy. Sąd rozumie, że wtedy Pozwana poznała Powoda?
- No niezupełnie Wysoki Sądzie... wtedy to go zobaczyłam, tego tu patrzącego na mnie złowrogo R. Poznałam go znacznie później, rzekłabym, że o wiele za późno. Wysoki, dość przystojny, czysty, wyglądał na zadbanego. Tylko ten wąsik i grzywka czarna, z przedziałkiem fryzura, zczesywana na lewo kojarzyła mi się jakoś dwuznacznie... z woźnicą z ostatnio czytanej książki czy innym drapieżnym panem z wyciągniętą rączką (ale tamten był niskiego wzrostu ;-))
- Zaraz Sąd odbierze Pozwanej głos.
- Zaraz, zaraz Wysoki Sądzie, bo żeby to wszystko zrozumieć, ja muszę od początku.
- Proszę wrócić do sprawy i zostawić te minione czasy. Jak się Pani* odnosi do przedstawionych zarzutów, że nie wykazała Pani empatii Powodowi i zepsuła wasz związek? I czy zgadza się Pani na orzeczenie rozwodu bez orzekania winy?
- ... chwila, chwila Wysoki Sądzie, ja przepraszam, ja wiem, że Sąd ma cały okręg na głowie, a tu taka zwykła sprawa. Ale dla mnie nie jest zwykła, choć ten pozew to (i tu trzeba użyć tego słowa) zwykłe kłamstwo i wierutna bzdura. Ja się z niego bardzo cieszę, bo jak już do Sądu napisałam w piśmie, wystąpiłam już wcześniej do Sądu z wnioskiem o rozwiązanie tego niefortunnego związku we wrześniu 2012 roku. Tylko, że wtedy Sąd wystąpił też do mnie... o pieniądze... a tu pusta była kasa... dałam sobie na wstrzymanie. W końcu ważne, że R. nie widziałam, mieszka sobie w swoim domeczku... rozwód do niczego nie był i tak naprawdę nie jest mi potrzebny. Ja tą żoną wirtualną, na papierze mogę być jeszcze jak Bóg da, jeszcze z trzydzieści lat.
- To chce się Pani rozwieść czy nie?
- Jak najbardziej Wysoki Sądzie, ale bez pośpiechu. Muszę udowodnić swe racje, żeby Sąd sprawiedliwie ocenił, kto winien jest tej małżeńskiej porażce (?) Zacznę od tego...
- Już dawno Pani zaczęła... fakty proszę przedstawić... fakty...
- Zacz... tak więc Powód R. kłamie, bo nie mieszkamy ze sobą nie 7, tylko 6 lat. Nie zmienił adresu (jak pisze), bo czuł się niekochany tylko spakowałam gada w dwa worki z Biedronki i kazałam mu się wynosić (i wrócił do swojego mieszkania). A raczej uciekł przed policją, po którą zadzwoniłam jak moją 13-letnią córkę chwycił za gardło, przydusił do ściany i od "małych nic niewartych dziwek" powyzywał. I to było 14 lipca 2012 roku o godzinie 22,30. W 2010 roku kiedy rzekomo zachorował, to zdrów był jak ryba. W 2010 roku na co mam niezbite dowody, jak również w następnym byliśmy jeszcze razem. Choć to trudne było, bo w 2011 poznałam Dziubulka.
- Kto to Dziubulek i jaki ma związek ze sprawą?
- Dziubulek to bizneswomen w blond włosach i piersiami specjalnie dla męskiej części Dziubulka zrobionymi, tak wielkimi, że napięty materiał sukienki na nich trzeszczał.
- O czym Pani mówi? Sąd nałoży na Panią grzywnę i odbierze Pani głos, jeśli nie będzie Pani mówiła w sprawie.
- To nie krótka sprawa będzie, to długi proces się szykuje nim ja dojdę do sedna, żeby Sąd mógł to dokładnie zrozumieć.
- Sąd da radę, proszę tylko krócej.
- Uwiódł mnie ten R., ale będąc przy prawdzie nie opierałam się zbyt długo. R. uśmiechał się wdzięcznie, podstawiał krzesełko, przed kałużą za rękę podtrzymywał. W sklepie nawet do siebie przyciągał i całował. Wszyscy się dziwili: tacy starzy, a się w sklepie migdalili ;-) Ślub się odbył w try miga choć jednej osoby nie znajdę ze swej strony, która by temu związkowi przychylna była. Ze strony powoda nikogo nie było, nikogo nie zawiadomił. Ale to inna opowieść.
- Sąd ma nadzieję, że nie do opowiadania dzisiaj.
- Tak proszę Sądu, nie dzisiaj... dzisiaj to jeszcze mi w uszach brzmi: Dziubulek Kochany, to nie Ty?To słowa w aparacie R., który ten przez roztargnienie zostawił w domu. Po uświadomieniu Dziubulka z telefonu, że Dziubulek, do którego dzwoni ma żonę; nastała niemiła konsternacja. Spotkałam się z uroczą w moim poślubionym Dziubulku zakochaną kobietą. No i mleko się rozlało... do tego gorące... czułam się jak poparzona wiadomościami, które usłyszałam. A to był dopiero początek, choć moje małżeństwo już trwało.
- Czego się Pani dowiedziała?
- ... oprócz tego, że Pani dla R. biust sobie nowy zrobiła, to jeszcze to, że zdziwiona była, że jej Dziubulek ma żonę, bo niedawno jeszcze z nim była. A potem się wkurzyła i przypomniała, że ten winien jest jej pieniądze, i że.... oraz że... tutaj gadała, gadała... a ja? ja zastanawiałam, kiedy się obudzę. Tylko, że ten sen się nie skończył. To nie był sen.
- I czego się Pani dowiedziała?
- Nie aż tak wiele, jak od samego R. się dowiedziałam kiedy uświadomiłam mu, że wszystko wiem. Bardzo się myliłam. To wszystko to był pryszcz w stosunku do samej prawdy. A prawda ta, nawet półprawda wg R. nawet dla mnie, jak to się dziś mówi "była porażająca": odbywał karę więzienia za przemoc domową, był w szpitalu psychiatrycznym... nie chciał mi o tym mówić przed ślubem, bo bał się, że za niego nie wyjdę.
- I wtedy zaczęło się psuć w Waszym związku?
- Nie! Obawiałam się, ale byłam już żoną i wierzyłam, że moje zrozumienie, okazywana dobroć – zmienią R. Tylko R., nadal nie potrafił być szczery, a ja dowiedziałam się, że to pobicie, przez które miał ograniczony dostęp do słońca - to 18 ciosów nożem, a do tego odebranie praw rodzicielskich do syna... ciągłe zmiany pracy przez agresję, donosicielstwo, małostkowość.
- Czyli nieprawdą jest, że zostawiła Pani Powoda gdy zachorował?
- Nie byliśmy już razem, ale to ja z nim pojechałam do szpitala 13 września, a 14 września miał ten zabieg (karma wróciła... dokładnie 2 miesiące po ściśnięciu gardła Alicji, chirurg też ścisnął Powodowi...).
- Proszę zważać na słowa!
- Tak Wysoki Sądzie, przepraszam... co (zresztą mniejsza o szczegóły, bo zbyt osobiste są) i R. z tego szpitala odebrałam... i tylko ja przy nim byłam... nie matka, nie siostry, ani ciotka, do której jeździł co weekend, od marca 2011 roku... i wszystkie spędzał z nią święta, oprócz tych w 2008 r. (zaraz po ślubie) i 2011 roku, kiedy ciotka była u nas.
- Dlaczego do niej tak jeździł i co to za ciotka?
- Dużo młodsza siostra jego mamy (jędrna, rumiana kobieta), odkąd umarł w marcu 2011 roku jej dużo młodszy mąż, to R. z nią ciągle chciał spędzać czas (niby pocieszać;-)).
- A Pani i córka?
- Czasem z nim jeździłyśmy, córka podczas tych spotkań czytała książki, ja się snułam po ogrodzie, a R. z ciotką obgadywali rodzinę.(R. ciągle pożyczał od niej pieniądze, choć nie pamiętam, żeby oddawał ;-). To się skończyło szybko. Stałam się tam persona non grata, gdy domagać się zaczęłam, by R. był w domu i zajmował się czymś innym niż tylko swoimi nieznanymi mi sprawami i rzekomym pocieszaniem ciotki. R. nastawiony jest na kasę, seks i modlitwy w kościele, albo klęczenie o 21 ej przed telewizorem... inaczej patrzy na świat niż ja. Starałyśmy się z córką dać mu szansę i stworzyć nową rodzinę. Wychodziłam z założenia, że każdy ma prawo do drugiej szansy, ale gdy wyprzedałam wszystko już w lombardzie by tylko zrobić obiad (bo dla R. ważniejsza była rata 1900zł za samochód niż jedzenie (chyba, że dla niego ;-)... miałam już dość... stąd ten pozew o rozwód – ten mój pierwszy w 2012 roku, nieudany.
- Widywała się Pani z Powodem w ciągu tych lat kiedy nie mieszkaliście już ze sobą? Powód twierdzi, że nie.
- Kłamie. To skąd wiem, o dokładnej dacie śmierci jego matki w 2014 roku, o dacie unieważnienia kościelnego jego małżeństwa z Panią E. w 2015 roku "z powodów leżących po stronie mężczyzny, z jego niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej"? Tę ostatnią informację uzyskałam od R. gdy domagał się zwrotu swojej starej piżamki, która 7 lat wcześniej była już stara i starannie zmyłam nią podłogę, po której przedtem stąpał R. Skąd o tym wszystkim wiem jak nie od Powoda R.?
- Sądowi nie zadaje się pytań, to Sąd wymaga odpowiedzi i proszę nie odchodzić od meritum sprawy.
- Rozumiem... wiem, że sprawiedliwość w Sądzie zależy od prawników, nie od prawdy najbardziej. Nie mam takich pieniędzy by sprawiedliwości za pomocą prawników dochodzić, ale mam swoją prawdę, która znajduje odzwierciedlenie w dowodach. Te tutaj przedstawiam.... i w naszym cierpieniu, przez, które z córką przeszłyśmy. Tak wiem też: w Sądzie nie liczą się emocje, gorące serce tylko chłodna głowa. Taki bądź Sądzie: chłodny w ocenie, dokładny w analizie faktów, ale miej też na uwadze, że przed Tobą stoją ludzie, tacy sami jak Ty. Tylko bez prawnej mocy osądzania. A Ty R. co, co niedziela pod Boską figurą się modlisz - nie wstyd Ci, że w Sądzie kłamstwem posługujesz się? A może kolejną znalazłeś "dzianą babkę" i tak do wolności śpieszy się Ci? Uzyskasz ją - tylko przyznaj, choć raz bądź mężczyzną i powiedz prawdę.
- Dobrze już! Bez osobistych wycieczek. Ma Pani jeszcze coś do dodania? Kończymy składanie zeznań.
- Tylko to, że na żadnej wycieczce oprócz tych do ciotki z Pozwanym nie byłam i już nie chcę być ;-) Nigdy nie byłyśmy dla niego ważne, zawsze priorytetem była mama i ciotka... Mimo wszystko nie żałuję i wierzę, że zawsze, i wszędzie trzeba szukać porozumienia. A w człowieku dobrych cech. I do tych dobrych cech, jakie niewątpliwie masz R. chcę się odwołać. Jestem szczęśliwa, że w moim życiu zawsze na pierwszym miejscu była przyjaźń i miłość, a materialne sprawy nie miały znaczenia. I wiesz co R., dobry facet to taki, który rozśmiesza, a nie doprowadza do łez i nie wolno nawet prawnie poślubionemu facetowi brać w swe posiadanie kobiety bez jej zgody! To wszystko w dużym skrócie, Wysoki Sądzie!
- Powód ma coś do dodania?
- Nic, niech będzie moja wina, jestem chory chcę stąd wyjść.... i tylko Pozwana niech powie, że nie chce ode mnie żadnych pieniędzy, bo ja w ubóstwie żyję.
- To sprawa o rozwód, nie o pieniądze, których żadnych od Ciebie nie chcę!
- To dlaczego nie może być sprawa zakończona wyrokiem bez orzekania o winie skoro Pozwana nie chce nic od Powoda? - dopytał mecenas od Powoda.
- Nie chcę nic od Powoda tylko sprawiedliwej oceny tych 10 lat... dosyć mam na sumieniu swoich błędów... i córka by mi nie wybaczyła gdybym tak się poddała tej kłamliwej tezie, że zostawiłam powoda w biedzie... Kochałam go jak szalona, przebaczałam wiele, byłam mistrzynią dyplomacji... sam R. wielokrotnie powtarzał, że nikt nigdy nie był dla niego tak czuły i dobry... a tu w pozwie jego dowiedziałam się, że byłam zła, pozbawiona elementarnej wrażliwości... i temu muszę wyrazić sprzeciw, obronić honor swój i córki.
- Sąd cieszy się... hmm... to znaczy Sąd dziękuje za złożenie zeznań i za chwilę ogłosi wyrok...
Wychodzę z Sądu, przy mnie moi bliscy... Dlaczego R. jesteś sam?
Jedno wiem – cokolwiek się stanie, cokolwiek będzie – nie jestem sama. A Ty?
Spuszczona głowa, wychodzące z sandałów grube skarpety (chyba też już chciały stąd iść :-), uciekający wzrok i jakieś krzyki pretensjonalne z Twoich ust przecinały zimną ciszę poczekalni.
Zrobiło mi się go żal, ogarnęło mnie współczucie... .
Proszę wrócić na salę będzie ogłoszony wyrok!
Sąd orzeka rozwód z wyłącznej winy powoda i uzasadnia...
...............................................................................................
Wygrałam! Choć nie mam satysfakcji...to zwycięstwo jest też klęską jednocześnie... cieszę się, że znalazłam w sobie tyle siły by się nie poddać, bo po co tracić nerwy, czas na udowadnianie innym, że moja jest racja? Innym, bo od początku sama głęboką świadomość miałam, że zrobiłam wszystko żeby być kochaną. A Powód R. ? Do niego nigdy nie docierały i teraz nie dojdą żadne argumenty... dla niego całym światem jest on sam, a reszta nic niewarta, o ile nie stoi po jego stronie.
Jedno wiem – cokolwiek się stanie, cokolwiek będzie – nie jestem sama. A Ty?
Spuszczona głowa, wychodzące z sandałów grube skarpety (chyba też już chciały stąd iść :-), uciekający wzrok i jakieś krzyki pretensjonalne z Twoich ust przecinały zimną ciszę poczekalni.
Zrobiło mi się go żal, ogarnęło mnie współczucie... .
Proszę wrócić na salę będzie ogłoszony wyrok!
Sąd orzeka rozwód z wyłącznej winy powoda i uzasadnia...
...............................................................................................
Wygrałam! Choć nie mam satysfakcji...to zwycięstwo jest też klęską jednocześnie... cieszę się, że znalazłam w sobie tyle siły by się nie poddać, bo po co tracić nerwy, czas na udowadnianie innym, że moja jest racja? Innym, bo od początku sama głęboką świadomość miałam, że zrobiłam wszystko żeby być kochaną. A Powód R. ? Do niego nigdy nie docierały i teraz nie dojdą żadne argumenty... dla niego całym światem jest on sam, a reszta nic niewarta, o ile nie stoi po jego stronie.
Chciałam zestarzeć się przy R., chciałam budować z nim szczęście. Tymczasem świetnie starzeję się sama i teraz będę to mieć jeszcze na papierze.
Wychodzimy sobie wolno ze Sądu... Pan R. Nie wiedzieć, w którym momencie zniknął po prostu.
O! Sąd mnie wyprzedza, Sąd w niebieskiej sukience w kolorowe kwiatki :-))) z panem pod rękę:-)
Sąd to ma gust :-)!
*Pani - piszę z dużej litery, bo ufam, że Sąd ma szacunek dla swoich klientów.