15:30:00

Sytuacja - obserwacje i słowo na Dzień Matki

Sytuacja - obserwacje i słowo na Dzień Matki

CI TO MAJĄ KLAWE ŻYCIE

Tak pomyślałam, patrząc na siedzących z rozwalonymi szeroko nogami trzech mężczyzn, pijących jakiś trunek z butelki owiniętej w gazetę (i na pewno nie była to woda ;-) w wagonie tramwajowym. Przy tym popijaniu  różne między sobą uwagi wymieniali okraszając suto przekleństwami i imionami typu k...a i ch..je. O tym, że tam gdzieś spi....lili, a oni teraz na krzywy ryj nawilżyć gardeł nie będą mogli. A tak w ogóle to trzeba gdzieś kasę na wieczór skroić... bo co będą wieczorem robili... zastanawiali się w tamtej chwili. No i o umyciu się na tę okazję, może u Marcina? rozważali. 

Eh, pomyślałam... kredyty i zwyżki procentowe, inflacja, podwyżki, drożyzna - nie są z pewnością w ich głowie. Dobra zabawa, piwo i wóda od rana, to była ich racja, bytu racja. A tu człowiek się zamartwia i problemy ma z tą codziennością i ogarnianiem siebie, najbliższych i z takimi sprawami się łomocze jak niepogodzenie z rzeczywistością, która się jawi boleśnie... a nie namyśla, co tu wypić by zapomnieć. A może za dużo myśli, a tu trzeba brać co dają ci z góry, niebieskiej chmury ;-) Zresztą smutki potrafią pływać, więc nie da się ich w wodzie utopić. A zabawa nie może wiecznie trwać ;-)

Czy faktycznie mają klawe życie? Może to jest ich sposób na zapomnienie, bo nikogo przy nich nie było w odpowiednim czasie i dlatego się stoczyli? 

W FOTELU PSYCHOTERAPEUTY

Niezwykle wygodny żółty fotel i ja w nim siedzę. Co ja tu robię? Chcę zajrzeć w głąb siebie i szukam pomocy, żeby zrozumieć, to co ja wiem, ale nie dopuszczam do siebie. Chcę wyjść ze swojej bańki, w której jestem, bo ona odklejona jest od tej rzeczywistości, która jest, a ja przyjąć jej nie chcę, bo jest dla mnie strasznie dołująca. Nie jestem swoją wnuczką, która zakrywa się sweterkiem i mówi, że jej nie ma. Jestem dorosła i wiem, że nawet jak się przykryję, to będę, a wszystko nie jest w barwach odpowiednich. Przez to, że nie chcę pogodzić się ze zmianami, odchodzeniem ludzi do zaświatów, chorobami, niesprawiedliwością - to mam kłopot z sobą. Cierpię, a to cierpienie odbija się na mojej duszy, boli w głowie, napręża boleśnie mięśnie i zabija radość. A chcę wrócić do siebie, takiej radosnej i szczęśliwej bardziej, bez udawania, bez masek zakładania. 

Dlaczego tak ze mną jest? Bo siła ze mnie zeszła. W swej słabości nie potrafiłam się oprzeć temu co codzienność w moje życie wniosła. Mój język zamiast  jak zwykle cięty i gięty, stanął jak kołek lub na zgryźliwość ledwie było go tylko stać... stałam się  własnym zagrożeniem, bo wiarę w siebie straciłam i zaczęło być mi, po  prostu - wszystko jedno. Obojętność. Obojętność. Obojętność.

A do tego żal zwijający radosną do tej pory duszę, w żałosny rulonik. Przez to szukanie winnych dookoła, obarczanie się nadmiernymi oczekiwaniami od siebie...

Winowajca jest jeden  - Pan. B.  A może Pan B. nie miałby takiej siły dręczącej wobec mnie, gdybym ja silniejsza była i szybciej po upadku wstawała i tak łatwo mu nie ulegała. Lecz to koło zamknięte... może, gdyby... itd.  Dlatego siedzę w tym żółtym fotelu.

Sympatyczny Psychoterapeuta chce rozwiązać zagadkę, która we mnie tkwi. Gdy on dojdzie do jej rozwiązania, to mnie powinno być lepiej. No to szczęścia życzę mu. 

Wstaję i idę do toalety. Tam lustro wisi... przeglądam się w nim: słuchaj Stara, wracaj do domu i pogadaj z sobą, ale tak otwarcie i szczerze, to może jeszcze coś z ciebie będzie ;-) Poprawiam włosy, wargi mocniej szminką nawilżam, prostuję plecy i z postanowieniem poprawy ;-) wracam do domu.

DROGA DO DOMU - OSTATNIA PROSTA

A przed nim kałuża. I to nie deszczowa kałuża, kałuża krwi tuż przed mym domem... obok znicz. To nie najlepiej wróży ;-) Co tu się stało? Jakaś tragedia? Zaraz w windzie się dowiedziałam, że to młoda dziewczyna z 14 na 15 lutego, w noc Walentynkową, z życiem się pożegnała. Wyskoczyła z szóstego piętra. Mieszkała w lokalu vis a vis mojego. Krucha, nieduża blondyneczka o smutnym uśmiechu, nieco niepełnosprawna, ale bardzo ładna. Miała może ze 23 lata i całe życie przed sobą. Nie chciała już go przeżywać skoro opuścił ją chłopak. Co miała w głowie, jaką walką stoczyć z sobą musiała, jak dusza jej cierpiała, jak znikąd pomocy nie uzyskała, jak czuć się samotnie musiała, skoro na skok z balkonu się zdecydowała :(

Jakie to smutne... po paru dniach deszcz i śnieg zmył z chodnika krew, znikł znicz... przechodząc tamtędy jednak pamiętam, że tam leżało maleńkie ciało nieszczęśliwej zranionej kobiety, która nie została odpowiednio zaopiekowana, usłyszana... była sama. Weszłam do swojego mieszkania, patrzę przez balkon, jak to wysoko ogromnie... dreszcz mnie przeszedł. 

ALE JEST JUŻ WIOSNA i ona niesie nadzieje, że sytuacje zaobserwowane przeze mnie większego optymizmu dostarczą :-))

DZISIAJ DZIEŃ MATKI

Cóż Ci mam powiedzieć Mamo w tym pięknym Dniu? Od 2016 roku, o tej porze coś o Tobie pisałam by Cię wspomnieć i tą pamięcią uhonorować. Dzisiaj Mamo, powiem tylko BRAKUJE MI CIĘ!!!

I jeszcze dodam, że JESTEM TWOJĄ DŁUŻNICZKĄ i przepraszam... bardzo przepraszam, że nie zdążyłam Ci tego powiedzieć.

WSZYSTKIM MAMOM w tym sobie, życzę po prostu szczęścia :-))

Zapraszam do lektury postów z poprzednich lat: 

- Kochana Mamo! List.

- Co Mama Córce powiedzieć powinna - alfabet Starej Kobiety.

- Mama.

- Bądźmy dla siebie dobrymi matkami...

- Późne macierzyństwo... i nie tylko późne

- Matka - wolnomyślicielka






Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger