21:09:00

Porannik (podomka, szlafrok). Pytanie Starej Kobiety w podomce, o poranku...


Jakie to dziwne i niesamowite. Pojawiamy się na ziemskim globie, jedni z krótszą, drudzy z dłuższą wizytą. Tak naprawdę nie wiadomo dlaczego i po co? Przebiega ona różnie, nie zawsze jest szampan, truskawki i słodki tort. Bywa gorzki smak chleba i wody. Zamiast uśmiechu – cierpienie i zgryzota. Szybko zaczynamy zdawać sobie sprawę, że nawet jak jest bardzo cudownie i pięknie, i wszelkie trudy idzie pokonać, to w tyle głowy, gdzieś tyka pytanie: po co, w jakim celu, jak w końcu i tak trzeba będzie opuścić to grono, z którym jesteśmy. Jaki jest sens? Czemu ma służyć ta gościna ziemska? Jak trudno się gościć z myślą, że trzeba będzie zostawić swoje miejsce przy stole, niedopite Campari z lodem, tuńczyka w sałatce i pożegnać współbiesiadników imprezy, zwanej umownie życiem.

Skąd te myśli o poranku? Zielona herbata z cytryną, twarożek ze szczypiorkiem na chlebku z siedmiu ziaren zbóż, obok w miseczce pachnące morelki, a w planach na dzisiaj... niemyślenie, niepracowanie, ... marzenia, głębokie oddychanie. Nawet nic nie boli. Jedyny ból to myśl o zrobieniu zakupów jedzeniowych, bo jakoś wszystko pokończyło się, co uświadomiłam sobie chcąc wieczorem, poprzedniego dnia zrobić córce budyń. Nie można było wygrzebać dwóch łyżek cukru z paru cukierniczek serwisowych. To skąd to filozoficzne zadumanie i zapytanie? Może wskutek niezapowiedzianego, wczorajszego spotkania z Niną.





Za oknem lipcowe słońce. Trochę zaszło, a dopiero 7 rano. Rozpętał się wiatr, niebo zasnuło ciemnym welonem. Pewnie będzie padać. Myśli nie odchodzą. Natrętne jak mucha, która nie wiadomo skąd się wzięła i bezczelnie rozsiadła na najpiękniejszej z morelek w miseczce. Ustrzeliłam ją, wduszając w owoc . Tym samym pozbyłam się złego i dobrego. Cholerka. Jeszcze szlafroczek ubrudzony sokiem. Będzie jak nic plama. Było się tak mścić na muszce? Mimo chwilowego odpłynięcia w inny stan świadomości związanej z akcją, z muchą (dzięki, że singielką), pytanie o sens życia dalej nie odpływało. Płynęły natomiast i odpływały goniąc jedna za drugą informacje z radia: w sejmie ustawa goni ustawę, będzie świeciło słońce, a na wschodzie deszcz, jakiś drań pobił pana, co był bardzo ustosunkowany, w tym sezonie modny róż, nasi piłkarze nie wygrali, ale i tak wygrali, gwiazda – celebrytka zmieniła sobie twarz, teraz zmienia męża, najlepsza higiena intymna z..., Lewandowski nie boi się ukłucia igłą i oddaje krew, przyjedzie Barack Obama i będzie szczyt, pijany kierowca wjechał w tłum, pani z telewizora co to uczy innych gotować przeszła na dietę i schudła. Słowa, słowa.... PAROLE, parole.... (tu słowa piosenki będące dźwiękiem telefonu). Uporczywa melodyjka z telefonu zakłóca potok wiadomości.
Telefon. Gdzie on jest. Czy ja zawsze muszę go szukać.
Poranek jakich wiele. Dźwięk telefonu też niczym dziwnym. Muszę mu zmienić melodyjkę. Jest.
  •  Cześć Dominiczko. Co tam?
  • Nina nie przyszła dzisiaj do pracy. Umarła.
  • ?????????
    Słuchałam w milczeniu przejętej Dominiki, słyszałam jak przełyka ślinę, krztusi lekko, zaciągając papierosem.
  • ????????
  •   Niemożliwe – wyjąkałam.
  • Wczoraj była. Tu. W tym miejscu. Papierosy paliła. Piła wino. Nawet się specjalnie nie żegnała. Powiedziała - pa. Lecę już. Pędzę. Dzięki ...............
    SKOŃCZYŁA SIĘ BARDZO MIŁA WIZYTA.
  • Rozpętała się burza. - Muszę pozamykać okna
  • Będą rozpogodzenia, rozjaśni się, na wschodzie bez zmian – informuje pani z radia...szykuje się kolejna dobra zmiana – na innej fali zapewnia pan redaktor.
    Nie czekam na dalszy ciąg wypowiedzi...zmieniam stację... dziwny jest ten świat – śpiewa Czesław Niemen
    Trzask. Źle domknięte okno uderzyło. Powiew wiatru przewrócił na stole filiżankę z niedopitą herbatą, która zmoczyła serwetki z białymi kwiatkami.
    To serwetki, które wczoraj przyniosła mi Nina.
  • Bo ty lubisz takie dodatki, będą świetnie pasować do twojego serwisu do herbaty, który masz po mamie – powiedziała wręczając mi parę paczek ślicznych serwetek jako dodatek do kupionej butelki białego wina, kiedy wpadła do mnie tak sobie. Bez zapowiedzenia, na spontana.
  • Niech to będzie rekompensata i dowód wdzięczności, że mogę u ciebie palić – dodała – wyjmując z torebki papierosy łącznie z własną popielniczką.
    Usiadłam bezwiednie przy mokrym stole patrząc w aparat telefonu i przypominając uśmiechnięte oblicze Niny.
    Wczoraj, to była ostatnia wizyta Niny u mnie. Skończyła się też jej 60-letnia wizyta na ziemi.
    Przyszła do mnie po to też, żeby pożyczyć torebkę. Miała więcej pieniędzy ode mnie. Znacznie więcej. Tak się jej w życiu po prostu udało. Oszczędzała, mało kupowała.
  • Dlaczego sobie raz nie sprawisz przyjemności i nie kupisz wreszcie coś sobie samej, coś ładnego. Zamiast papierosów – rzuciłam z przekąsem.
  • Wiesz Dorotko, starość jest długa, trzeba oszczędzać. To co pożyczysz? Po niedzieli oddam.
  • Oczywiście. Nie śpiesz się. Oddasz przy następnej wizycie.
Po co Nina była z wizytą na ziemi? ŻEBY SPRAWIAĆ LUDZIOM PRZYJEMNOŚĆ.





7 komentarzy:

  1. Wpadłam do Ciebie nie tylko dlatego że mnie odwiedziłaś ale również zainspirował mnie tytuł Twojego bloga.
    Miałam nosa jest tutaj interesująco i ciekawie. No cóż jeśli pozwolisz to się rozsiądę na całego. Uprzedzam że nie zostawiam często komentarze bo nie zawsze na to mam czas ale zaglądam zawsze. Nikt z nas nie wie kiedy dokładnie i jak długo będzie trwała wizyta nasza ziemska, ale to akurat jest dobre i sprawiedliwe. Jak się wkracza w ten ostatni etap życia to należy, jeśli jest taka możliwość dziennie spełniać swoje marzenia i żyć tak jak by to dziennie była nasza ostatnia wizyta na tej ziemi. Pozdrawiam serdecznie i przepraszam że tak się rozpisałam ale to Ty mi na to pozwoliłaś, sprowokowałaś mnie do takiego długiego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Ty znakomicie piszesz! Masz rację, życie to tylko wizyta, właściwie ciągle jesteśmy zabiegani bo to, bo tamto i nie żyjemy dla siebie i innych, myślimy, że tak będzie wiecznie, a tak nie jest, choć ja wierzę, że nasza dusza żyje i "choćbyś umarł, żyć będziesz". Ale teraz staram się doceniać wszystkie nawet najdrobniejsze przyjemności dnia codziennego, nie planuję na przyszłość, "robię swoje", postępuję oczywiście rozsądnie, ale nic na siłę. Piękne zdjęcia, piękny zestaw, a bluzka znakomita. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. I tu zacytuję Twardowskiego -
    " Kochajmy ludzi, tak szybko odchodzą
    zostają po nich buty i telefon głuchy"

    ___Tess.





    OdpowiedzUsuń
  4. Te same myśli man od jakiegoś czasu,a po wakacjach w Polsce gdy dowiedziałam się,że zmarła koleżanka nie miała 50.zjadła kolacje i przewróciła się i był koniec...dlatego trzeba cieszyć się chwilą i jak namy na coś ochote to spełnić to,bo można nie zdążyć.lubię twojego bloga ciekawie piszesz i pięknie wyglądasz.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie napisane, ale do starości to Ci jeszcze daleko! Kobieta 50+ to jeszcze nie stara, tylko dojrzała.
    Pozdrawiam gorąco!:))

    xxBasia

    OdpowiedzUsuń
  6. przykre że odchodzą nasi bliscy.
    Poczytalam kilka postów i bardzo mi sie podobasz/ nie nie, to nie propozycja!!!/
    Jesteś radosną osobą z dużym poczuciem humoru, piękną Kobietą.
    Tak trzymaj.
    będę zaglądać
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Przede wszystkim wyglądasz prześlicznie:)))bardzo lubię takie zwiewne tuniki:)))masz rację trzeba się cieszyć chwilą i przebywać wśród ludzi,życie jest niezwykle kruche.Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger