
Ale teraz zmiana planu. Do sanatorium wybieram się. W celach rozwodowych. Z panem B. mam zamiar definitywnie rozstać się i to nie separacja ma być, tylko orzeczenie definitywne rozwodu... Choć bez orzekania winy może być... Byle szybko... "Zjeżdżasz pan, bo ja chcę jeszcze spokojnie, bez obecności pana, żyć". Oczekuję, że ten 21-dniowy proces załatwi sprawę, po myśli mojej.
Teraz troską moją jest, co zabrać ze sobą na ten czas. Wtedy, jak już skończy się, to ja wrócę cała nowa i uzdrowiona.
Poradniki internetowe radzą, by zapakować kapcie, bieliznę i jakieś dresy na przebranie, by na ćwiczenia rehabilitacyjne były, plus tam coś na przebranie innego, bo to w końcu 21 dni.
Mam zamiar zmienić ten stereotyp.
I pamiętając oczywiście o środkach czystości, higieny, kremach na zmarszczki oraz na skóry nawodnienie, oraz niezawodnej czerwonej pomadce...
Zabieram przede wszystkim to, co mam w genach: dystans do siebie, bo jadę, by zdrowie odświeżyć, nie garderobę. A jak się komuś to nie spodoba, no to będzie miał swój własny problem.
Cierpliwość do innych i do czasu, i do wszystkiego, na co wpływu mieć nie będę miała.
Poczucie humoru mam w sobie cały czas i ono ratuje mnie każdego dnia, bo na chamstwo świetnie reaguje, na niekompetencję i na złośliwości i wścibstwo co poniektórych. Śmiech to najlepsze lekarstwo na wszystko. Smucenie się nad obwisłymi ramionami nie sprawi, że one nagle naprężą się w sobie i 20 lat im ubędzie. Obśmiać tę galaretę i coś fikuśnego złożyć, by inni nie domyślili się, że tam pod spodem żelatyny brakuje, co by to wszystko trzymała w kupie.
Otwartość na nowe znajomości, bo to od innych wiele możemy się nauczyć. A nigdy nie wiadomo, jaką rolę ta nowa twarz może odegrać w naszym życiu, które tak poplątane jest.
Pokorę wobec swojego ciała, które nie wiadomo kiedy tak zmieniło się, że oglądając je w łazience, kiedyś przypadkowo powiedziałam do niego, ciała mego: „Co pani tu robi, w łazience mojej? Tu ja młodsza od pani trochę, to ja tu mieszkam” – zbulwersowana wypaliłam.
W moment zorientowałam się, że? Gadam sama do siebie. Szybko oblucji dokonałam i w lustro po raz wtóry nie spojrzałam.
Pod kołderką delikatnie głaskałam i mówiłam: „Jakie jesteś miękkie, ciałeczko moje, chyba przez ten upływ czasu zmiękczone...”
Wdzięczność, że jeszcze o własnych siłach jechać mogę i przygodę jakąś zaliczyć mogę.
A w tym czasie niejedni zatęsknią, a ja wolna będę i jedynym moim obowiązkiem będzie, pójść na nowego prezydenta zagłosować.
Mam nadzieję i ją też zabieram, że jęczenie zza moich drzwi kogoś zastanowi i może pomyli się i pogłoskę taką tu i tam poniesie, że to jęczenie to przez to, że ja często uprawiam seks... a nie usiłuję zapiąć zamek z tyłu lub zmieniam na inne kolorowe (bardzo modne w tym roku) skarpetki.
Z takim nastawieniem to będzie udana podróż i przebywanie w innym otoczeniu i rytuale.
Każdy dzień wam opiszę krótko na Fejsie i wrócę do pisania na blogu, bo sprawy, które teraz mnie zajmowały... zostawiam w domu.