16:01:00

WADY I ZALETY PÓŹNEGO MACIERZYŃSTWA (tekst na zamówienie)*


- NAPISZ PROSZĘ

Bo masz doświadczenie w tej sferze. Urodziłaś późno ostatnie swe dziecię. Jak z perspektywy czasu oceniasz ten czas niezwykły, gdy masz już 41 lat, poukładane życie, w tym dorosłe już dzieci... a tu nagle ta wiadomość... to nie bóle jelita i mdłości z przejedzenia albo z nerwowej sytuacji w pracy?

 - TO CIĄŻA JEST!

A ciąża to maleńkie dziecko, a problemy nie maleńkie... wprost przeciwnie. Poukładany świat i jeszcze tyle możliwości, bo jesteś młoda i teraz mogłabyś  zdobywać ze spokojem świat, a tu taka zmiana zupełnie niespodziewana ;-)

- ALEŻ 6 LAT TEMU PISAŁAM

Najwyraźniej jak umiałam, jak to się stało, że w wieku 41 lat zdecydowałam się na bycie w ciąży... zresztą jakby inaczej mogło być... urodziłam już wcześniej bez problemów troje zdrowych, wspaniałych dzieci, więc obawiać nie miałam się czego przy kolejnej ciąży. 

- TYLKO TAK DOKŁADNIE NAPISZ PROSZĘ

Bo mam 40 lat i nie wiem co mnie czeka przy tak późnym rodzicielstwie i jak to też odbije się na moim dziecku? - pytanie zostało mi powtórzone.

- OKI. To najpierw o wadach? To nie takie proste, bo wady z zaletami przeplatają się jak warkocz dziewczęcy z kokardami kolorowymi, gdzieniegdzie szpilami wetkniętymi.

To nie była ciąża zaplanowana. Mój najstarszy syn miał wówczas 22 lata, młodszy 17, a córka 19, gdy dowiedzieli się, że będą mieć brata lub siostrę. Zdziwko ich chapło ogromne i tak jak wiadomość ta ucieszyła córkę, to starszy syn był lekko skonsternowany, młodszy puknął się w czółko dając wyraz swojej dezaprobacie, a mój starszy ode mnie 15 lat mąż był poirytowany zupełnie.

Pytania jak to się stało? Były co najmniej śmieszne. Myślałam, że dorośli ludzie wiedzą skąd się biorą dzieci :-)) Ale dzieci pewnie myślały, że to niemożliwe, że taka stara mama, bo każda mama dla dziecka nawet jak jest młoda, to jest stara. To jak ona i ten stary jeszcze bardziej niż mama, stary tata mogą robić coś takiego, że z tego dziecko powstaje sobie (?) Jakie to musi być obleśne, tacy starzy ludzie i jeszcze to robią... nie powinni... seks jest dla młodych... starzy mają telewizję, a nie jakieś tam, umizgi pod kołderką... ;-( Mąż stwierdził sarkastycznie, że on raczej na dziadka by się nadawał (56 lat) i pytanie: co ludzie powiedzą? 

- TA REAKCJA RODZINY TO WADA.

- A CO LUDZIE POWIEDZIELI? Te słowa męża o tym ludzkim gadaniu, to następna z wad, wad tej przecież dobrej skądinąd wiadomości. W końcu - cud. Ale ludzie gadali i radość odbierali ;-(

Nie wierzyli na początku, o dziwaczne dość poczucie humoru mnie podejrzewali, a wreszcie o zmyślanie, no bo jak taka ustawiona zawodowo kobieta i z dorosłymi dziećmi w domu, jak to i po co, ta kobieta jeszcze w ciąży ma być?  Po co jej to? Niech sobie inni myślą co chcą! Fakt. Zmieni się wszystko. Od nowa pieluchy i cały ten kołowrót związany z tym, że na nowo trzeba będzie pokazywać maluszkowi jak życie wygląda i uczyć go jak w nim obracać się ma. Nie będzie czasu na swoje przyjemności, bo ten czas będzie dla dziecka przeznaczony. A praca zawodowa? Mąż na rencie, ja jedyny żywiciel rodziny.

JEDNAK, dla mnie ta ciąża to był znak, symbol w pewnym sensie... zaszłam w tę ciążę, dwa miesiące po pożegnaniu mojej mamy. Jej śmierć sprawiła, że już nie byłam dzieckiem... bo według mnie tak długo jest się dzieckiem dopóki żyją rodzice... taty nie miałam już od dziesięciu lat. To dziecko, to taka wymiana, umarła mama, będzie człowiek nowy... pomyślałam, że ta ciąża, to taka nagroda od niej dla mnie. Zresztą nieważne... chciałam, żeby na świat przyszła ta istota co pod moim sercem się zadomowiła i czułam, że będzie to dziewczynka (choć w późniejszym okresie wszyscy mi gadali, że to chłopiec będzie, bo tak pięknie wyglądam ;-))

Dość długo w ogóle nie było nic widać, bo najpierw 10 kilogramów schudłam (zaleta niewątpliwa), a potem tylko 6 kilogramów przytyłam (też zaleta).

CIESZYŁAM SIĘ (radość zawsze jest zaletą), że tak się zdarzyło.

Byłam silna, zdrowa, z życia zadowolona i poczułam się jakby szczególnie przez los wynagrodzona, że tak późno zaszłam w tę ciążę, z której po 9  miesiącach przyszła na świat Alicja Antonina. Miałam wówczas 42 lata i szczęście mnie rozpierało ogromne, że ja to młoda jeszcze kobieta, przed którą jeszcze cały świat i życie radosne, skoro mam następne, w tym wieku dziecko. Czułam się fantastycznie, a świadomość, że będę, mogę jeszcze mieć jeszcze malutkie dziecko, bardzo podnosiło moje libido. Do ostatniego dnia pracowałam i czułam, że kwitnę, rozkwitam wręcz. Akurat takie miałam szczęście :-))  Alicja Antonina  urodziła się, trzy i pół kilograma ważyła, 10 punktów w skali Apgar uzyskała. Wszystko odbyło się prawidłowo przy porodzie rodzinnym, gdzie starsza córka odcinała pępowinę. Żadnych trudów ciąży nie odczułam, a moje ciało tylko na tym zyskało, do niedawna jeszcze miałam okres ;-)  I to zaleta kolejna. Dla mojego ciała i świadomości. Odmłodziła mnie ta ciąża i nauczyła większej cierpliwości, wyważonej miłości i pokazała jak wychowanie maluszka choć uciążliwe, jak wiele może dać radości i spełnienia. Szczęście miałam, bo Alicja wyrosła na niezwykle inteligentną, pracowitą i utalentowaną osobę. A co najważniejsze, na dobrego człowieka. Teraz ona jest młodziutką wykształconą kobietą (właśnie obroniła magisterkę i na tym nie skończyła) i mamą dwuipółletniej Dorotki. 

I TU TYMCZASEM KONIEC ZALET PÓŹNEGO MACIERZYŃSTWA splątanych z drobnymi wadami.

WADY większe.

- A to, że pani w sklepie osiedlowym pochwaliła jaką mam śliczną i grzeczną wnuczkę - to nie było  do końca miłe ;-) - wtedy niespecjalnie sobie coś z tego robiłam.

- Ale gdy spotkałam przyjaciółkę mojej przed przeszło rokiem zmarłej mamy, a ta zapytała czy to córka Kasi (mojej starszej córki), a mój mąż, który stał obok i jeszcze to potwierdził (dureń) - to zaczęłam się zastanawiać jak to zmienić... choć na tamten moment skończyło się tylko na zastanawianiu i nic z tego się nie "urodziło" nowego. Musiałam pracować zawodowo, żeby zapewnić byt rodzinie, więc było o czym myśleć.

- Takich razów jeszcze kilka było, a ja wkurzona. Wtedy pomyślałam, że: nie wystarczy ubierać się elegancko, umalować usta, ale trzeba o siebie zadbać bardziej... więcej luzu, krem na twarz, masaż ciała (seks nie wystarczy) może ćwiczenia, zmiana fryzury. Nie można tylko o pracy myśleć... muszę czuć szczęście żeby moje dziecię też je czuło :-) Zaczęłam wprowadzać zmiany. 

AŻ TU CIOS, ZMARŁ MÓJ MĄŻ

- Gdy Ala poszła do przedszkola byłam już samotnie wychowującą dziecko mamo babcią (córka miała dwa i pół roku) - większość mam koleżanek Alusi mogłaby być teoretycznie moimi córkami. Gdyby nie to, że też myślały, że nie jestem mamą tylko babcią... dość młodą jak na babcię, ale babcią nie mamą, to może bym odpuściła. Ale tu było coraz gorzej, bo tak w przedszkolu, bo tak w szkole, gimnazjum itd. było, że moją córką zajmuje się "babcia". Aż wszystko się wyjaśniło, ale to i tak niczego nie zmieniło.

Wtedy myślałam głupio tylko o swoich emocjach, a teraz już wiem co przeżywała moja córka. Nie dość, że przykro jej było, że znowu nie ma tatusia, to jeszcze jej starsza mamusia nie nawiązuje bliższych relacji z innymi rodzicami (poza jednym wyjątkiem, gdzie rodzice jej koleżanki Oli też byli mniej więcej w tym samy wieku). Byłam spięta... wtedy bardziej niż teraz. 

TO DZIĘKI ALICJI zaczęłam dbać bardziej o siebie nie tylko zewnętrznie, ale także od środka (suplementując witaminy różne i herbatki pijąc). Balsamy, kremy, sera, peelingi i zamiast garsonek w co prawda różnych kolorach (ale garsonka to garsonka, przy obfitym biuście i krągłych biodrach, lat nie odejmuje). To takie nudne, te garsonki i poważne choć w tych szpilkach i czółenkach, nigdy nie w spodniach, odlotowej bluzie. Trzeba to było zmienić ;-)

ZMIENIŁAM - Z NUDNEJ ELEGANTKI zmieniałam się krok po kroku w kolorową luzacką mamuśkę, w dżinsach także. Tyle, że dziecko dalej przeżywało tymczasem inny koszmar. Zaczęła dojrzewać i myśleć o innych sprawach. Teraz związany z tym, że skoro jestem przeciętnie dwadzieścia lat starsza od innych matek, to mogę umrzeć  i ona zostanie sama.

BARDZO SZYBKO DOJRZAŁA

Od maleńkości zarządzała swoimi małymi funduszami, a w dniu swoich trzynastych urodzin miała już własne konto w banku, gdzie samodzielnie się nim zajmowałam. Ja byłam tylko jej przedstawicielką. Od szesnastego roku życia zaczęła pracować, a jednocześnie się uczyła w liceum... itd.

Z PERSPEKTYWY CZASU

Jej dzieciństwo nie było łatwe, bo im starsza była tym bardziej odpowiedzialna się czuła, również za mnie. Tym bardziej iż chcąc stworzyć jej całą, pełną rodzinę, gdy miała 9 lat "sprawiłam" jej nowego tatusia i to też było dla niej doświadczenie niekoniecznie przyjemne. W rezultacie, nie trwało długo. Zostałyśmy same, znowu same. Tatusia nowego trzeba było  bowiem wykopać. A jej obawa o mnie, nie zmniejszyła się, wręcz pogłębiła. Patrząc na mnie, obserwując moje poczynania, rozmawiając dokładnie o wszystkim ze mną - tak się uczyła świata. Nie rozpieszczałam jej jak młodsze o wiele od niej rodzeństwo - to może wada, ale też zaleta, że wyrosła na nieroszczeniowego człowieka. Tylko takiego, który wymaga najpierw od siebie i jest tak zwyczajnie dobra. O jednym zawsze pamiętałam, żeby dużo śmiać się z nią, słuchać i nie ukrywać niczego.

BYŁ TAKI DZIEŃ

1 MARZEC 2011 ROK

Jeszcze byłam żoną drugiego męża swojego, Alicja miała niespełna 12 lat. Została sama w domu i była smutna. Wtedy to właśnie wymyśliła sobie, że będzie pisać recenzje z przeczytanych książek (a czytała całymi dniami).. tak zaczęła się jej przygoda z blogowaniem...  bloga nazwała go "Książki, inna rzeczywistość"

WTEDY BYŁAM Z NIEJ DUMNA, że ma taką pasję i tak kocha książki. Trochę mi zajęło i zrozumiałam, że  wprawdzie dbałam o moje dziecko, żeby wszystko miało, byłam cierpliwa i nie podawałam wszystkiego na tacy, żeby była samodzielna i  nauczyła się wyciągać wnioski z różnych sytuacji i rozmawiałam i śmiechem karmiłam (bo zdarzało się, że to jedzenie też było ;-)  To dojrzałość nie wystarczy w relacji z dzieckiem. Trzeba więcej zabawy, wspólnych wypadów na wycieczki, do kina, teatru, rozrywki w lesie na grzybach, pływania w morzu, nad jeziorem opalania, na placu zabaw wywijania. (Alicja robiła to wszystko tylko w większości nie ze mną, bo ja pracować dalej musiałam, a czas jest jeden). Żeby to mieć, więcej mieć, więcej przygód przeżyć, to córka uciekała w książki, które stały się jej pasją. Ta pasja to taki przykład, że czasem z czegoś nie do końca dobrego wyrasta coś przepięknego. Moje późne macierzyństwo było trudne, pokręcone, istotne dla mnie i ekscytujące, wiele mnie nauczyło. Na każdym etapie czego innego. Inaczej by wyglądało pewnie, gdybym nie była w nim sama.

JEDNAK 

Dla mnie to najlepsze, co mi się w życiu przytrafiło:-) To błogosławieństwo losu liczę podwójnie!

TRZEBABY ZAPYTAĆ ALĘ JAK ONA ODBIERAŁA, że miała mamę i babcię w jednym (zupełnie jak szampon plus odżywka, dwa w jednym ;-) ) I czy mój opis tej sytuacji jest prawdziwy, czy jej dzieciństwo na tym zyskało czy ucierpiało... to jest przecież najważniejsze by dziecko dobre wspomnienia z dzieciństwa miało. To one też są podwaliną tego jakim w przyszłości staje się człowiekiem.

DZISIAJ, ONA jest dla mnie jak córka, wnuczka w jednym ale też jak w matce mam w niej oparcie wielkie (czyli jeszcze więcej niż szampon z odżywką ;-) ) Nigdy mnie nie zawiodła. I jest happy end! Dzisiaj gdy jesteśmy gdzieś razem (chociaż Alicja ma lat 24 a wygląda na 13) nikt już nie powie mi, że jestem jej babcią... naprawdę mnie odmłodziła :-)))

Zaprzyjaźniona lekarka kiedyś mi z podziwem powiedziała... pani to umie się ustawić, jak dobrze pani tę Alę wychowała sobie ;-)

- Nie, to nie moja zasługa, to moja mama tam z góry się mną zaopiekowała i "podrzuciła" mi Alę w zamian za siebie :-))

*Pewnie nie za bardzo ten tekst odpowiada na zadane pytanie... zrobiło się rzewnie... ale miało być na moim przykładzie. Więc napisałam jak było, jak jest, bez recepty. Każdy inaczej odbiera to co przeżywa.



4 komentarze:

  1. Ech,super babki jesteście.Ale każda rodzina jest inna,każda ciąża inna itd...Wam się naprawdę-udało...No i jest mała Dorotka,haaa...:)))Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tam, zaraz stara! Na pewno wyglądałaś lepiej niż niejedna dwudziestolstka :) Mojemu bratu też urodziła się córka po 50- tce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też miałam późno dzieci ale przyznaję nie tak późno. Syna rodziłam mając 30 lat i byłam najstarsza na porodówce. Ale nie potępiam, zdarza się w tak późnym wieku zostać matką późne macierzyństwo bardzo odmładza kobietę. Jedyna o co bym się bała, to to że nie zdążę dziecięcia wychować i zostanie ono sierotą w młodym wieku. Ale Tobie się udało i należy się z tego cieszyć !!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger